02 stycznia 2018
Biofilnego Nowego Roku!
Nowy Rok 2018, jak każdy poprzedni, niesie z sobą nadzieje, oczekiwania, uruchamia w nas marzenia, aspiracje, pragnienia, a wszystko to wpisuje w osobiste zobowiązania czy przyrzeczenia, jakie składamy sobie i/lub dzielimy się nimi z Bliskimi nam osobami. Za nami jest sylwestrowa noc - dla jednych pełna fajerwerków, radości, poczucia szczęścia, dla innych - pełna osamotnienia, bólu, cierpienia, goryczy, rozżalenia. W naszym życiu bowiem nic nie jest tak jednoznaczne, jak byśmy tego chcieli.
Skoro mój blog ma w tytule "pedagog", to i życzenia powinny mieć taki charakter. Czego jednak życzyć w 98 proc. anonimowym czytelnikom? Może tego, by dotrzymywali składanych sobie i innym przyrzeczeń, byli wierni wartościom, a zatem postępowali zgodnie z własnym sumieniem i mądrością bez względu na to, jak bardzo może to być dla nich kłopotliwe, dyskomfortowe czy skutkujące stratami. To, co tracimy dziś, może w przyszłości stać się wielkim kapitałem (moralnym, emocjonalnym, społecznym, intelektualnym, ekonomicznym itp.). W tym kryje się tajemnica dwoistości naszych postanowień, że ich efekty są odroczone w czasie i miejscu, aczkolwiek niektórych doświadczamy "tu i teraz".
Nie życzę każdemu - w odróżnieniu od zdarzających się w otoczeniu hejterów, ludzi toksycznych, nekrofilnych, zawistnych - porażek, niepowodzeń, strat, jakichkolwiek negatywnych doznań. Prawda o ich podłości i nikczemności jest zapisana co najmniej w pamięci społecznej. Szkoda, że tak bardzo nie szanują siebie, że wolą dla niecnych zysków i złej sławy naruszać dobre obyczaje, a często i prawo zaprzeczając własnym dokonaniom.
Niech codzienność w czekających nas kolejnych miesiącach niesie z sobą jak najwięcej dobrych chwil, radości, satysfakcji, odkryć, szeroko pojmowanego DOBRA, PRAWDY i PIĘKNA. Spotykajmy ludzi biofilnych, zdrowych psychicznie, o głębokiej duszy i pełnych wiary oraz optymizmu.
Załączam na Nowy Rok trzy cytaty:
"(...) Daj nam poczucie siły i Polskę daj nam żywą,
By słowa się spełniły nad ziemią tą szczęśliwą.
Jest tyle sił w narodzie, jest tyle mnogo ludzi,
Niechże w nie Duch Twój zstąpi i śpiące niech pobudzi (...).
(Stanisław Wyspiański)
„Wychowawca to wielkie słowo,
wychowawcy nie rodzą się na kamieniu,
wychowawca rodzi się tak, jak artysta-malarz.
Czy może ktoś zostać artystą- malarzem tylko na skutek studiów?
- Nie da rady” (Kazimierz Lisiecki)
Sztuka nauczania jest tylko sztuką rozbudzania ciekawości w młodych duszach po to, aby następnie ją zaspokajać, ciekawość zaś żywa jest i zdrowa tylko w umysłach szczęśliwych. Wiadomości, które gwałtem wpycha się do umysłu, tłumią go i duszą. Żeby przetrawić naukę, trzeba przełykać ją z apetytem. (Anatol France 1850)
01 stycznia 2018
Oświatowe podsumowanie 2017 r. - część 2
Co takiego wydarzyło się w polityce oświatowej w 2017 r.?
Z jednej strony prawicowa formacja rządząca uruchomiła atak na lewicę, lewactwo, liberalizm i idee samorządności oraz społeczeństwa obywatelskiego, z drugiej zaś doskonale weszły w "buty" lewicowej ideologii w postaci kontynuowania akcji "Sejm Dzieci i Młodzieży", rozdawania podręczników szkolnych, utrzymania niskich płac w szkolnictwie publicznym, zniechęcania rodziców do edukacji domowej, blokowania oddolnej innowacyjności w szkołach, przeniesienie klinicznej diagnozy dzieci z poradni psychologiczno-pedagogicznych do szkół itp. Zupełną klapę odnotowało ZNP w ramach akcji protestacyjnej niewielkiego odsetka szkół publicznych, jak i zblamowali się rodzice nie posyłając w okresie tzw. miesięcznic smoleńskich swoich dzieci do szkoły.
Jednostkowe, ale nagłaśniane przez media zdarzenia objęcia sankcjami dyscyplinarnymi jakiejś nauczycielki za jej udział w "Czarnym Proteście", w niczym nie zmieniły nastrojów w państwie, którego duża część społeczeństwa odpuściła sobie szkolnictwo i jego "reformę" jako mało istotne zmiany w porównaniu z reformą sądownictwa, służby zdrowia czy atrakcyjnością polityki socjalnej państwa oraz wspierającej finansowo ubogie rodziny i ich dzieci.
Jednym podoba się, że w statutach niektórych szkół publicznych pojawił się obowiązek uczęszczania na lekcje religii, innym zaś - jak np. łódzkiemu metropolicie ks. biskupowi Grzegorzowi Rysiowi katecheza powinna zostać odebrana szkołom i powrócić do środowiska wiary, jakie tworzy parafia.
Ba, nauczycielka, która z naruszeniem dobrych obyczajów i etyki skrytykowała na Facebooku ONR, szybko została przywołana do standardów etycznych i przeprosiła za swój wpis. W ramach repulsji ktoś przypomniał sobie po przeszło dwóch latach, że na polecenie dyrektora jednego z oddziałów PCK były przekazywane pieniądze na kampanie wyborczą m.in. kandydującej do Sejmu RP Anny Zalewskiej. Zapewne śledztwo w tej sprawie zostało umorzone, albo jeszcze trwa i trwać będzie.
Narzekania w stylu, że MEN oszukało samorządy, bo obiecało wyrównanie im wydatków poniesionych z tytułu dostosowania nowej sieci szkolnej i jej infrastruktury do nowego ustroju i nieco zmienionych programów kształcenia, było tym bardziej absurdalne, im większe kwoty dotacji padały w mediach z ust pani minister jako właśnie przeznaczonych na te cele. To, że jakiś samorząd nie podporządkował się opinii kuratora oświaty miało tylko posłużyć za dowód cynizmu samorządowców, którzy tylko ze względów politycznych nie przeprowadzili pożądanej przez PIS zmiany sieci szkolnej.
Nie powiodło się też opozycji obniżanie wizerunku minister edukacji, której obywatele odpuścili grzech zaparkowania przez jej kierowcę na miejscu przeznaczonym dla osób niepełnosprawnych, skoro właśnie do nich specjalnie przyjechała, by dowiedzieć się czegoś o zaletach edukacji integracyjnej. Szefowa resortu wyciągnęła odwrotne od spodziewanych wnioski po tej wizycie, bo w kolejnym ze swoich rozporządzeń pozbawiła dzieci niepełnosprawne nauczania indywidualnego w szkole.
Jak wypowiedziała się min. A. Zalewska dla widzów telewizji TRWAM: Z pełną pokorą podchodzę do wszelkich ataków w moim kierunku, gdyż mam świadomość, że reforma edukacji dotyczy ok. 5 mln uczniów i 600 tys. nauczycieli, ale wiem, że jest ona potrzebna i oczekiwana przez społeczeństwo. Trudno krytykować nauczycielkę w randze ministra, która wyraża pokorę i poczucie odpowiedzialności.
Kompromitująca się w poprzedniej władzy poseł PO Urszula Augustyn, chcąc zapunktować w swojej partii na stanowisko ministra edukacji gabinetu cieni, jako ignorantka w sprawach edukacji ogłosiła wraz z prezesem ZNP, że PO wraz z tym związkiem mają projekt ustawy przesuwający wejście w życie reformy oświaty o rok. Nie trzeba było większej kompromitacji. Oznaczało to bowiem, że opozycja jest zachwycona reformą, o której cały czas gęgała, że jest deformą, tylko chce ją odroczyć o 12 miesięcy. Niestety, ta pseudoekspertka od oświaty (dziennikarka) nie byłą w stanie podać merytorycznych powodów poza takimi, jakimi zawsze operowała lewica, kiedy liberałowie czy prawica wprowadzali swoje zmiany oświatowe (przypominam - odraczanie przejęcia szkół przez samorządy, przesunięcie nowej matury, wyrzucenie ze szkół nauczycielskiej roli rzecznika praw ucznia itd.).
Dziesiątki milionów złotych musiały wydać samorządy na odprawy dla nauczycieli, dla których nie znalazło się miejsce pracy w szkolnictwie publicznym. Czyż nie o to chodziło rządzącym, żeby osłabić budżety samorządów na rok przed wyborami? Jeszcze odłożyliby kasę na kampanię wyborczą w postaci kolejnych remontów, inwestycji czy rozdawania pieniędzy na np. zabiegi in vitro, które zostały usunięte z wykazu refundowanych przez NFZ zabiegów. W nowym roku szkolnym samorządowcy dowiedzieli się, że ulegnie zmianie subwencja oświatowa, w której ważne są szczegóły. Pisze o tym na podstawie żmudnych wyliczeń niezależny ekspert - dr Bogdan Stępień.
Im będzie gorzej w samorządach, im będzie więcej problemów z organizacją szkolnictwa, tym lepiej dla przyszłorocznych konkurentów. Jak wynika z danych CKE, zaledwie 13% tegorocznych maturzystów przekroczyło w ramach egzaminu z wiedzy o społeczeństwie próg 50%. Rządzący mają zatem świetnie nieprzygotowany elektorat do niekontestowania kolejnych zmian ustrojowych w państwie. Im więcej jest analfabetów politycznych, tym łatwiej będzie pozyskać ich do prac w komisjach wyborczych. Skoro przeciętny maturzysta błędnie odpowiada na 3/4 pytań, to nie wróży najlepiej jego obywatelskiej przyszłości. Natomiast ponoć ma się doskonale odnaleźć na rynku pracy. O to zadba już reforma szkolnictwa zawodowego, którą przygotowała poprzednia formacja polityczna.
W kraju trwa dekomunizacja, a zatem zmieniane są szyldy tych placówek oświaty publicznej, które miały jeszcze być nośnikiem patrona z minionego ustroju. Placówki doskonalenia mają obowiązek uzyskać akredytację, z wyłączeniem - rzecz jasna - tych, które są prowadzone przez MEN, MKiDN, MRiRW czy MZ. I kto tu mówi o równości podmiotów wobec prawa? Inna rzecz, że trudno, by MEN akredytował własnych pracowników, a przecież w ustroju szkolnym od początku transformacji nie pojawiła się żadna instytucja, która gwarantowałaby (poza NIK-iem) merytoryczną i niezależną od MEN ocenę jakości kształcenia i prowadzonych usług edukacyjnych. Sam resort też nie podlega ewaluacji, bo trudno o taką posądzać władze partii rządzącej.
Trafnie zatem media odnotowały we wrześniu tego roku, że "reforma uzyskała milczące poparcie społeczeństwa". Jeszcze dobrze się nie rozkręciła, a już część nauczycieli wie, że się nie powiedzie, a nawet to komunikuje. Jedni powiadają: "MEN zbyt mocno wierzy we wpływ zmiany struktury szkół na efekt nauczania. Za dwa–trzy lata okaże się, jak bardzo gorzką dostaniemy herbatę, mimo tak solidnego mieszania", inni zaś - jak prof. Łukasz Turski, który jest krytykiem braku poważnych zmian w polskiej edukacji od lat - powiada: "- My wydajemy pieniądze, nie wprowadzając dobrej reformy merytorycznej. Zmieniamy np. rozkład godzin, wątpię, czy to przyniesie dobry skutek. To jest strasznie niebezpieczny moment rozwoju cywilizacyjnego i jeżeli nic nie zrobimy, to na zawsze zostaniemy w tyle..." .
Nie oznacza to, że nauczyciele przestaną kształcić nasze dzieci. Skoro ustrój szkolny powrócił do czasów z PRL, to być może i nauczyciele będą edukować młodzież tak, jak w tamtym ustroju, tzn. dopełniać, poszerzać czy odkrywać wiedzę, która jest niepożądana czy nieobecna w programach ustanowionych przez MEN. Minister A. Zalewska zapowiedziała, że przygotowuje program podwyżek "500+ dla nauczycieli", więc może to byt będzie kształtował ich świadomość.
A co sądzą Polacy pytani o opinię na temat reformy szkolnej? Z sondażu dla serwisu rp.pl dowiadujemy się: "Prawie 60 proc. ankietowanych uważa, że reforma edukacji nie została dobrze przygotowana. Co piąty respondent nie stawia takich zarzutów. Zdania w tej sprawie nie ma 22 proc. badanych. - Częściej reforma edukacji nie podoba się osobom powyżej 50. roku życia (62 proc.), badanym o wykształceniu podstawowym/gimnazjalnym (77 proc.), o dochodzie od 3001 do 5000 zł (64 proc.) oraz ankietowanym z miejscowości do 20 tysięcy mieszkańców (67 proc.)"
Jedno nie ulega wątpliwości - mamy okres przejściowy, tylko jakaś część społeczeństwa nie wie jeszcze ... do czego.
31 grudnia 2017
Oświatowe podsumowanie 2017 roku - część 1
Jak informował na początku roku jeden z amerykańskich portali - dzieci digitalnej generacji, generacji Z, które nie mogą już żyć bez dostępu do internetowej sieci, bez telefonu komórkowego (najlepiej - smartforna, tabletu) wchodzą w wiek akademickiego kształcenia. Zwiększa się w nowej generacji zainteresowanie studiami wyższymi (Gen Z is about to take over higher education).
Poprzednia generacja - tzw. milenialsów była bardziej skupiona na sobie, na narcystycznym zaspokajaniu własnych potrzeb i samozachwycie. Obecna zaś już w okresie szkoły średniej planuje swoją przyszłą karierę zawodową w branżach związanych z nowymi technologiami czy projektowaniem gier internetowych. Milenialsi tymczasem mają już własne firmy i bardzo dobrze zarabiają.
Amerykańscy badacze stwierdzili, że młodzież XXI wieku chętniej się uczy korzystając z materiałów dydaktycznych i samokształceniowych, które są zamieszczone na platformie Youtube lub innych platformach edukacyjnych. Nie ma dla nich znaczenia, w której rzeczywistości realizują swoje zainteresowania - realnej czy wirtualnej, gdyż obie przenikają się wzajemnie w ich codziennym życiu. To Ameryka.
Tymczasem w Polsce trwały przygotowania do cofnięcia edukacji o kilkadziesiąt lat, by odgórnie powstrzymać niepokojące starsze pokolenie konserwatystów zmiany w stylu życia, preferencjach kulturowych, aspiracjach szkolnych. Przyjęta z końcem 2016 roku ustawa oświatowa legitymizowała prawo polityków prawicy do przywrócenia starego ładu z nieco zreorientowanymi na wychowanie narodowe, patriotyczne, historyczne, religijne, kolektywne, w posłuszeństwie i ofiarności, opozycyjne wobec dotychczasowych autorytetów i elit politycznych. Wiadomo było, że Ministerstwo Edukacji Narodowej nie po to pozorowało - wzorując się zresztą na socjotechnice poprzedniej formacji politycznej - tzw. konsultacje ze społeczeństwem w sprawie przywrócenia ustroju szkolnego: 8+4, by miało zmienić swoją decyzję pod wpływem zapowiadanych cichym kwileniem opozycji protestów.
Bloger Jarek Bloch dzielił się swoją opinią na ten temat jeszcze w połowie grudnia 2016 r.: Krok w tył nas nie zabije, ale na pewno nie wzmocni. Sprawi, że stracimy do reszty świata dystans, który udało nam się nadrobić w ostatnich latach. Długie etapy edukacyjne nie pomogą młodzieży w dostosowaniu do dynamicznie zmieniającego się rynku pracy. Ten system będzie mniej elastyczny, no chyba, że rządzącym o to chodzi, a następnym posunięciem będzie wprowadzenie centralnego planowania, pod który system 8+4(5) był ułożony. A może w swym uwielbieniu masochizmu, obecny rząd chce spektakularnie osiągnąć dno, spowodować kolejny rozbiór Polski, aby przyszłe pokolenia miały w przyszłości co czcić?
Dzisiaj już mało kto pamięta, że w dn. 2 stycznia 2017 r. nadszedł z otoczenia Prezydenta A. Dudy sygnał, że zastanawiał się on nad zawetowaniem ustawy o tej reformie w związku z zapowiadanymi protestami nauczycieli oraz brakiem przekonania o właściwym jej przygotowaniu. Jednak jeszcze tego samego dnia wicemarszałek Sejmu, szef klubu PiS Ryszard Terlecki zapewnił, że od tej zmiany rząd nie odstąpi. W końcu wprowadzał ją do programu wyborczego tej partii partyjny kolega z Krakowa - prof. Andrzej Waśko.
Prezydent podpisał 9 stycznia 2017 r. ustawę zmieniającą ustrój szkolny. To minister edukacji - Anna Zalewska postawiła Prezydenta pod przysłowiową ścianą, gdyż 22 grudnia 2016 r. wydała rozporządzenie, że od 1 września 2017 r. nie będzie już pierwszych klas w gimnazjach. Totalna opozycja została totalnie obezwładniona działaniami MEN, które kroiło reformę jak salami, plasterek po plasterku, nie zważając na dyskusje, polemiki czy pohukiwania różnych środowisk oświatowych.
Niektórzy wydawcy ponoć już kilka miesięcy wcześniej "kręcili lody" zachwyceni szansą na przygotowanie nowych podręczników szkolnych. Poprzednia ekipa mogła robić kasę na darmowych podręcznikach szkolnych, to dlaczego nie miałaby tego kontynuować następna? W styczniu samorządowcy stanęli przed koniecznością stworzenia nowej sieci szkół przygotowując ją i stosowne uchwały do 31 marca 2017 r. Przywrócona nad samorządami kontrola kuratorów oświaty uruchomiła kolejne pole do konfliktów.
Nauka zawsze była lekceważona w tym resorcie, w związku z czym minister nie musiała przejmować się nadchodzącymi z uniwersytetów czy akademii pedagogicznych opiniami czy krytycznymi stanowiskami. Podobnie postępowali politycy wszystkich poprzednich formacji, więc dlaczego PIS miałby nagle zmienić taktykę? Trudno, by populiści w urzędzie chcieli słuchać naukowców, skoro tzw. reforma szkolna nie miała żadnych naukowych podstaw, tylko ideologiczno-polityczne. Poza tym także ta władza miała "swoich" ekspertów, ze stopniami naukowymi (a jakże). Znaleźli się akademicy, którzy wystosowali List Otwarty do Polaków w obronie racji wprowadzanej reformy szkolnej. W wykazie znalazłem zaledwie dwóch pedagogów i jednego docenta ze słowacką habilitacją.
ZNP - jako wyjałowiony naukowo lewicowy związek zawodowy - podjął bezsensowną krytykę reformy, bo koncentrującą uwagę opinii publicznej na rzekomo dziesiątkach tysięcy nauczycieli, którzy w jej wyniku utracą pracę. Trzeba było czekać do końca 2017 r., żeby dowiedzieć się, że etatów przybyło 17 tys. Nie sprawdziły się akcje oporu przeciwko likwidacji gimnazjów takich podmiotów czy inicjatyw obywatelskich jak: ""Ratujmy gimnazja", "Nie dla chaosu w szkole", "Koalicja na rzecz Edukacji Antydyskryminacyjnej" czy "Rodzice przeciwko reformie", gdyż nie dysponowały racjonalnym zapleczem i trafiającą do społeczeństwa kontrargumentacją.
Dość łatwo rządzący mogli wykazać, że prezes ZNP broni własnego stołka i związanej z nim wysokiej pensji, a sam Związek jest od początku swojego powstania środowiskiem lewicowym, więc trudno, by popierał "mądre" i "potrzebne" zmiany w szkolnictwie. Genderowcy zabiegają o rozluźnienie norm obyczajowych, w tym związanych z życiem seksualnym, a konsultacje w sprawie reform MEN mógł tak samo pozorować, jak jego poprzednicy. Referendum - jak wykazała władza - było zbyteczne, bo cała machina zmiany ustrojowej w oświacie została już wprawiona w ruch.
Nareszcie lud mógł odreagować na nauczycielach włączając się w nagonkę na nich za ich niesprawiedliwy czy nieobiektywny sposób oceniania, zbytnie obciążanie dzieci pracami domowymi, a ich plecaków nadmiarem książek i pomocy, za testomanię i jego niski poziom wykształcenia, bo przecież ten najwyższy zawsze mają dzieci oligarchii politycznej, i to bez względu na to, czy jest ona u władzy czy w opozycji. Ważne, by była w Sejmie, Senacie, Europarlamencie, pracowała w urzędach państwowych lub samorządów terytorialnych czy była ulokowana w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa.
Podobnie, jak w poprzednich latach, resort edukacji zaczął wydawanie milionów złotych na akcję propagandową, z której miało wynikać, że reforma została bardzo dobrze przygotowana, tylko opozycja szczuje przeciwko niej i własnym dzieciom, którym przecież należy się troska o ich edukacyjne szanse. Nauczyciele dostali wytyczne, by na wywiadówkach odczytali list od minister A. Zalewskiej, która zapewniała w nim o samych pozytywach i wysiłkach władzy na rzecz dobrej zmiany w edukacji. Im bardziej krytykowali projekt reformy, tym silniejsze były redakcje nowych aktów wykonawczych minister edukacji (np. wydłużenie ścieżki awansu zawodowego, moralne kryteria oceny nauczycieli, blokada urlopów zdrowotnych itp.).
W publicystyce pojawił się termin "deforma", którym posługiwała się opozycja wobec rzekomo toksycznych zmian w szkolnictwie. Nieskutecznie koncentrowano się w tej krytyce na drobiazgach, wycinkach procesu kształcenia - a to, że rząd o rok skrócił powszechne kształcenie (jakby został zniesiony obowiązek edukacji do 18 r. życia, a przecież obowiązkowy rocznik sześciolatków w przedszkolach utrzymuje ten sam cykl czasu trwania bezpłatnej oświaty), a to, że podstawy programowe kształcenia ogólnego są w ramach takiego czy innego przedmiotu o coś zubożone, a kanon lektur zmieniony (jakby poprzednicy tego kanonu nie zmieniali), a to, że minister coś obiecała, a potem się rozmyśliła lub o tym zapomniała (jakby w polityce miała obowiązywać prawda).
cdn.
30 grudnia 2017
Piąte koło u wozu?
W Polskiej Akademii Nauk zostało powołanych 13 komitetów problemowych (9 przy Prezydium PAN, 4 przy Wydziałach PAN) oraz 78 komitetów naukowych na kadencję 2015–2019 działających przy Wydziałach tej korporacji. Jednym z nich jest Komitet Nauk Pedagogicznych PAN.
Pedagodzy nie są instytucjonalną częścią PAN, a więc można powiedzieć nie przyczyniają się ani do parametrycznych zysków, ani do strat Akademii. Twórczość naukowa członków Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN zaliczana jest do ich macierzystych jednostek uniwersyteckich czy akademii pedagogicznych, w których są zatrudnieni. Nie afiliują swoich rozpraw przy KNP PAN. Co innego pracownicy instytutów PAN, a zarazem członkowie komitetów naukowych czy problemowych PAN. Ci muszą publikować z afiliacją przy Akademii.
Działający przy PAN Komitet Nauk Pedagogicznych ma jednak możliwość korzystania z środków finansowych PAN na zasadzie dotacji w ramach działalności na rzecz upowszechniania nauki, chociaż od kilku lat z każdym rokiem coraz mniejszych. Natomiast wszystkim członkom KNP PAN rozliczane są koszty delegacji w związku z ich udziałem w czterech posiedzeniach Komitetu rocznie. To zapewne pochłania jakąś część budżetu, chociaż nie wiemy, jak mają się te koszty do osiągnięć KNP PAN, które były mierzone oceną parametryczną.
Nie ma w sprawozdaniach PAN żadnej informacji na temat tego, ile kosztuje Akademię finansowanie działalności wszystkich komitetów naukowych i problemowych? Na co one de facto wydają pieniądze oraz jakie są efekty ich rzeczywistej działalności?
Nie ma w tej korporacji - od początku jej istnienia, a więc od 1953 r. - Instytutu Pedagogiki PAN, bowiem dotychczasowe elity Akademii czyniły wszystko, by do tego nie doszło. Jest to o tyle zdumiewające, że współzałożycielem PAN i pierwszym przewodniczącym KNP PAN był prof. Bogdan Suchodolski. Jak widać nie zależało mu na tym, by w tej instytucji rozwijała się naukowa pedagogika.
Przedstawiciele innych nauk mogli chronić się w PAN przed ówczesnym reżimem ideologiczno-władczym, tylko nie pedagodzy, bo przecież ci, za sprawą także tego pedagoga, mieli budować przyszłość socjalistycznej Polski. Być może to jest powodem swoistej odrazy do pedagogiki wśród wielu członków PAN, szczególnie tych, których rozwój wiedzy na temat tej nauki zachował się w stanie sprzed 1988 r.
Wybory członków PAN są tak prawnie ustawione (skonstruowane), żeby nie było żadnej możliwości włączenia do korporacji pedagogów, gdyż rozstrzyga o tym większość przedstawicieli innych dyscyplin, w tym członkowie PAN zainteresowani przede wszystkim powiększaniem w składzie PAN reprezentacji własnej dyscypliny. To przecież ich członkostwo przekłada się na ocenę parametryczną instytutów PAN. Nic dziwnego, że członkami PAN zostają profesorowie innych dyscyplin, z wielokrotnie niższymi osiągnięciami naukowymi, ale mający zaplecze instytucjonalne w tej korporacji, nie wspominając już o sieci powiązań międzyludzkich.
Zdumiewająca jest przy tym negacja naszej dyscypliny naukowej i jej kadr naukowych w sytuacji, gdy inne nauki społeczne w kraju, w tym także w PAN wcale nie rozwijają się lepiej od pedagogiki. Nie chodzi tu rzecz jasna o porównania, bo one są nam do niczego nie potrzebne. Konieczne jednak są do tego, by uświadomić elitom nauki, że postępują poniżej światowych standardów naukowych.
We wszystkich dziedzinach nauk możemy zaobserwować coraz poważniejszy kryzys ze względu na niedofinansowanie nauki i szkolnictwa wyższego, także PAN. Tak jest zarówno w socjologii, jak i psychologii, która w ostatnich latach stacza się do poziomu pop-psychologii. Po co zatem są w PAN komitety naukowe, skoro ustawicznie ogranicza się środki finansowe na ich działalność, także na wydawanie czasopism naukowych? Czyżby były piątym kołem u wozu? Jak polityka przekształcania PAN w uniwersytet będzie rzutować na przyszłe losy komitetów naukowych? Zobaczymy w przyszłości.
Pedagodzy nie są instytucjonalną częścią PAN, a więc można powiedzieć nie przyczyniają się ani do parametrycznych zysków, ani do strat Akademii. Twórczość naukowa członków Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN zaliczana jest do ich macierzystych jednostek uniwersyteckich czy akademii pedagogicznych, w których są zatrudnieni. Nie afiliują swoich rozpraw przy KNP PAN. Co innego pracownicy instytutów PAN, a zarazem członkowie komitetów naukowych czy problemowych PAN. Ci muszą publikować z afiliacją przy Akademii.
Działający przy PAN Komitet Nauk Pedagogicznych ma jednak możliwość korzystania z środków finansowych PAN na zasadzie dotacji w ramach działalności na rzecz upowszechniania nauki, chociaż od kilku lat z każdym rokiem coraz mniejszych. Natomiast wszystkim członkom KNP PAN rozliczane są koszty delegacji w związku z ich udziałem w czterech posiedzeniach Komitetu rocznie. To zapewne pochłania jakąś część budżetu, chociaż nie wiemy, jak mają się te koszty do osiągnięć KNP PAN, które były mierzone oceną parametryczną.
Nie ma w sprawozdaniach PAN żadnej informacji na temat tego, ile kosztuje Akademię finansowanie działalności wszystkich komitetów naukowych i problemowych? Na co one de facto wydają pieniądze oraz jakie są efekty ich rzeczywistej działalności?
Nie ma w tej korporacji - od początku jej istnienia, a więc od 1953 r. - Instytutu Pedagogiki PAN, bowiem dotychczasowe elity Akademii czyniły wszystko, by do tego nie doszło. Jest to o tyle zdumiewające, że współzałożycielem PAN i pierwszym przewodniczącym KNP PAN był prof. Bogdan Suchodolski. Jak widać nie zależało mu na tym, by w tej instytucji rozwijała się naukowa pedagogika.
Przedstawiciele innych nauk mogli chronić się w PAN przed ówczesnym reżimem ideologiczno-władczym, tylko nie pedagodzy, bo przecież ci, za sprawą także tego pedagoga, mieli budować przyszłość socjalistycznej Polski. Być może to jest powodem swoistej odrazy do pedagogiki wśród wielu członków PAN, szczególnie tych, których rozwój wiedzy na temat tej nauki zachował się w stanie sprzed 1988 r.
Wybory członków PAN są tak prawnie ustawione (skonstruowane), żeby nie było żadnej możliwości włączenia do korporacji pedagogów, gdyż rozstrzyga o tym większość przedstawicieli innych dyscyplin, w tym członkowie PAN zainteresowani przede wszystkim powiększaniem w składzie PAN reprezentacji własnej dyscypliny. To przecież ich członkostwo przekłada się na ocenę parametryczną instytutów PAN. Nic dziwnego, że członkami PAN zostają profesorowie innych dyscyplin, z wielokrotnie niższymi osiągnięciami naukowymi, ale mający zaplecze instytucjonalne w tej korporacji, nie wspominając już o sieci powiązań międzyludzkich.
Zdumiewająca jest przy tym negacja naszej dyscypliny naukowej i jej kadr naukowych w sytuacji, gdy inne nauki społeczne w kraju, w tym także w PAN wcale nie rozwijają się lepiej od pedagogiki. Nie chodzi tu rzecz jasna o porównania, bo one są nam do niczego nie potrzebne. Konieczne jednak są do tego, by uświadomić elitom nauki, że postępują poniżej światowych standardów naukowych.
We wszystkich dziedzinach nauk możemy zaobserwować coraz poważniejszy kryzys ze względu na niedofinansowanie nauki i szkolnictwa wyższego, także PAN. Tak jest zarówno w socjologii, jak i psychologii, która w ostatnich latach stacza się do poziomu pop-psychologii. Po co zatem są w PAN komitety naukowe, skoro ustawicznie ogranicza się środki finansowe na ich działalność, także na wydawanie czasopism naukowych? Czyżby były piątym kołem u wozu? Jak polityka przekształcania PAN w uniwersytet będzie rzutować na przyszłe losy komitetów naukowych? Zobaczymy w przyszłości.
29 grudnia 2017
Komitet (częściowej) Dewaluacji Jednostek Naukowych?
Nie ma instytucji, organów, zespołów, których członkowie nie popełniają błędów. Jeśli jednak Komitet Ewaluacji Jednostek Naukowych (KEJN) przekazuje jednostkom akademickim informację zwrotną na temat tego, jak zostały (nied-)ocenione wykazane w ich raportach publikacje naukowców, to ktoś, kto to podpisuje, powinien najpierw dobrze zastanowić się, czy aby nie uczestniczy w działalności kompromitującej ów organ.
Podam tylko jeden przykład, chociaż jestem pewien, że każdy może z perspektywy własnej jednostki poddanej ocenie parametrycznej przywołać szereg innych przykładów, i oby to uczynił! Najwyższy czas przestać ukrywać manipulacje, jakich dokonali członkowie KEJN na zbiorze przekazanych im danych. To, że czynią to nietransparentnie, nie oznacza, że mogą czuć się usprawiedliwieni. Jestem oburzony tym, jak skandaliczne są niektóre z ich decyzji. Oto pierwszy z brzegu przykład:
Jednostka X wykazała rozprawy naukowe, które uznaje za wybitne. Za taką monografię w naukach społecznych mogłaby uzyskać 50 pkt. Jeden recenzent (tajny - rzecz jasna) przyznaje za daną publikację 50 pkt., drugi recenzent stwierdza, że nie jest to książka wybitna, tylko wyróżniająca się, a zatem należy się 25 pkt., natomiast ocena końcowa tej publikacji wynosi 0 pkt.
Pytanie brzmi - Czy to ZERO dotyczy decyzji czy kompetencji przewodniczącego KEJN (medyk) wobec opinii obu recenzentów KEJN (tajniacy), czy rzeczywiście wskazanej publikacji? Dlaczego KEJN nie przedkłada recenzji jakościowej? Na jakiej podstawie (zd-)ewaluowano wybitną publikację? Piszę o jednym z wielu takich przypadków! Dla uprzedzenia hejterów informuję, że rzecz nie dotyczy moich publikacji.
Pan dr hab. Emanuel Kulczycki prof. UAM, który jest m.in. członkiem KEJN - proponuje udoskonalenie prac w zakresie ewaluacji nauki. Moim zdaniem to bardzo dobrze świadczy o nim. Zdaje się, że ma świadomość niskiej jakości niektórych działań KEJN w procesie ewaluacji jednostek, także z jego udziałem.
Dobrze, że dzieli się potrzebą doskonalenia tego procesu. Każe nam jednak czekać do tzw. reformy nauki przejawiającej się m.in wprowadzeniem Ustawy 2.0. Zbyt wiele jednak w tym zakresie od siebie (tzn. od KEJN) - nie wymaga, ba, dość delikatnie podochodzi do czegoś, co obciążone jest poważnymi błędami, do których nie zamierza się przyznać, a szkoda.
Każda naprawa nauki w Rzeczypospolitej powinna zaczynać się od dobrej i rzetelnej diagnozy stanu dewiacji, patologii, które wymagają zmian na lepsze. Właściwie, to możemy z wpisu E. Kulczyckiego pośrednio odczytać te patologie, chociaż sam ich nie chce udokumentować, a są to:
1. Brak jasno zdefiniowanego celu oceny parametrycznej jednostek i naukowców.
2. Brak transparentności procesu i wyników ewaluacji.
3. Brak analizy zgromadzonych przez resort danych naukometrycznych.
4. Nierespektowanie różnorodności dyscyplinarnej.
5. Niezrównoważenie oceny eksperckiej z oceną parametryczną.
6. Ocenianie jednostek na podstawie osiągnięć ich liderów.
7. Nieodpowiedni dla nauk humanistycznych i społecznych sposób ewaluacji wpływu społecznego.
8. Niewłaściwa - bo oparta na kryteriach parametrycznych - ocena artykułów w czasopismach punktowanych vs niesparametryzowanych monografii naukowych.
Ciekaw jestem, jak ten parametryczny kicz rozwiąże Ustawa 2.0.
28 grudnia 2017
Senat UŁ o przeciwdziałaniu mobbingowi w Uniwersytecie Łódzkim
Już drugi rok pracuję w UŁ, po dość długiej nieobecności w tej Uczelni, ale nie miałem świadomości, że tak zacny Uniwersytet ma problem ze zjawiskiem mobbingu. Ilekroć pojawiają się tego typu regulacje, można domniemywać, że dotychczas głęboko skrywane wydarzenia przekroczyły granice tolerancji. Trzeba im postawić tamę.
Jestem nie tylko ZA przeciwdziałaniem, ale i skutecznym reagowaniem każdej władzy na niegodne zachowania w relacjach międzyludzkich. Może pojawić się wątpliwość, czy rzeczywiście uchwała Senatu może przeciwdziałać mobbingowi? Chyba tak, skoro powołuje się w Uczelni Komisję Antymobbingową. Tym samym będzie "czynnik społeczno-prawny", do którego będzie można zgłaszać skargi.
Zdefiniowano w tym dokumencie pojęcie mobbingu, przez który rozumie się:
"(...) działania lub zachowania dotyczące pracownika lub skierowane przeciwko pracownikowi:
a) polegające na uporczywym i długotrwałym nękaniu lub zastraszaniu pracownika;
b) wywołujące u niego zaniżoną ocenę przydatności zawodowej;
c) powodujące lub mające na celu poniżenie bądź ośmieszenie pracownika, izolowanie go lub wyeliminowanie z zespołu współpracowników."
Każdy empirysta zapyta, a co kryje się za wskazanymi właściwościami niegodnych każdego pracownika działań lub zachowań? Mamy na szczęście ich operacjonalizację:
1. Za zachowania mobbingowe uznaje się:
1) działania utrudniające proces komunikowania się, polegające w szczególności na:
a) ograniczeniu lub utrudnieniu przez przełożonego bądź współpracowników możliwości wypowiadania się;
b) uporczywym i ciągłym przerywaniu wypowiedzi;
c) reagowaniu na wypowiedzi i uwagi podniesionym głosem, krzykiem, wyzwiskami i groźbami;
d) uporczywym i ciągłym krytykowaniu wykonywanej pracy, życia zawodowego i życia osobistego pracownika;
e) stosowaniu gróźb ustnych i pisemnych;
2) działania wpływające negatywnie na relacje społeczne, polegające w szczególności na:
a) unikaniu przez przełożonego i/lub współpracowników kontaktu z daną osobą, rozmów z nią;
b) fizycznym i społecznym izolowaniu pracownika;
c) ignorowaniu i lekceważeniu pracownika;
3) działania naruszające wizerunek, polegające w szczególności na:
a) rozpowszechnianiu nieprawdziwych informacji;
b) ośmieszaniu;
c) negatywnym komentowaniu życia prywatnego;
d) sugerowaniu zaburzeń psychicznych;
e) negatywnym komentowaniu poglądów politycznych lub przekonań religijnych;
f) składaniu propozycji o charakterze seksualnym;
g) zwracaniu się do współpracowników z użyciem upokarzających i poniżających wyrażeń;
h) negatywnym komentowaniu narodowości lub niepełnosprawności;
4) działania uderzające w pozycję zawodową pracownika, polegające w szczególności na:
a) wymuszaniu przez przełożonego wykonywania zadań naruszających godność osobistą;
b) fałszywym ocenianiu zaangażowania w pracy;
c) publicznym dyskredytowaniu kompetencji;
d) dokonywaniu ocen z pominięciem obowiązujących kryteriów oceny pracowniczej;
e) nieprzydzielaniu pracownikowi żadnych zadań do realizacji, aby wykazać jego zbędność;
f) wydawaniu sprzecznych poleceń;
g) ukrywaniu istotnych informacji, niezbędnych przy wykonywaniu zadań służbowych;
5) działania zagrażające zdrowiu, polegające w szczególności na:
a) zlecaniu prac szkodliwych dla zdrowia, niedostosowanych do możliwości pracownika;
b) grożeniu użyciem siły fizycznej wobec pracownika;
c) stosowaniu przemocy fizycznej;
d) działaniach o podłożu seksualnym, molestowaniu seksualnym.
2. O zachowaniach mobbingowych mówimy, gdy:
1) zachowania powtarzają się, są ciągłe i konsekwentne;
2) zachowania trwają przez dłuższy czas, pomimo zgłoszenia incydentów mobbingu;
3) działanie ma charakter celowy i prowadzi do wywołania u pracownika zaniżonej oceny przydatności zawodowej;
4) zachowania powodują izolowanie pracownika lub wyeliminowanie go z zespołu współpracowników.
3. Za mobbing nie uznaje się zachowań i sytuacji takich, jak:
1) jednorazowy incydent ośmieszenia lub zlekceważenia pracownika;
2) uzasadniona krytyka – wskazanie błędów przy wykonywaniu pracy;
3) konflikt – sytuacje, w których strony wzajemnie utrudniają realizację swoich zadań;
4) niezadowolenie z przydzielonych obowiązków, niechęć do realizacji wyznaczonych zadań i brak poczucia satysfakcji;
5) stres związany z przydzielonymi obowiązkami;
6) pociąganie pracownika do odpowiedzialności z powodu niewypełnienia obowiązków lub łamania praw pracowniczych;
7) stawianie wysokich wymagań co do jakości pracy."
To, co nie mieści się w zakresie działań czy zachowań mobbingowych, może być bardzo trudne do udowodnienia, bowiem muszą one mieć charakter uporczywego i długotrwałego nękania lub zastraszania drugiej osoby czy innych osób w uczelni. Jaka jest skala uporczywości i długotrwałości, tego już nie wiemy. Jak będzie rozpoznawany poziom intencjonalności działań lub zachowań mobbera? To, co niepokoi, to swoistego rodzaju przyzwolenie na incydentalne działania lub zachowania.
Nie jest to czcza deklaracja, ale wskazuje się w postanowieniu na potencjalność zastosowania wobec mobbera sankcji, jeżeli zostanie mu udowodniony powyższy zakres działań lub zachowań, a mianowicie:
"Stosowanie mobbingu stanowi naruszenie podstawowych obowiązków pracowniczych i może być podstawą do zastosowania sankcji przewidzianych w przepisach prawa pracy, w szczególności zastosowania kar porządkowych, zmiany warunków pracy i płacy lub rozwiązania umowy o pracę".
Odnoszę jednak wrażenie, że zapisany tryb nie będzie skutkował ani przeciwdziałaniu, ani wyegzekwowaniu sankcji negatywnych wobec mobbera, skoro senatorowie uznali, że naruszenie zasad jedynie "może być podstawą do zastosowania sankcji". Czyżby prawnicy wiedzieli, jak to skonstruować, żeby...?
Przypomniał mi się łamaniec językowy: "Gdy Pomorze nie pomoże, to pomoże może morze, a gdy morze nie pomoże, to pomoże może Gdańsk. Inne wersje: Gdy Pomorze nie pomoże, to pomoże może morze, a gdy morze nie pomoże, to pomoże może las. Jak Pomorze nie pomoże, to pomoże może morze, a jak morze nie pomoże, to pomoże może ... ".
27 grudnia 2017
Igraszki czasu surdopedagoga
Co mamy na myśli, kiedy mówimy o czasie? Profesor filozofii Radim Palouš w swojej książce z filozofii wychowania we współautorstwie z Zuzaną Svobodovą (Homo educandus, SPN Praha 2011, s. 66-68)) powiada, że czas ma dwa wymiary. Po pierwsze jest czymś, co posiadamy, co zostało nam dane, a więc mamy czas na odpoczynek, czas na posiłek, nadszedł najwyższy czas, żeby coś zrobić, zbliża się czas zagrożeń czy nadchodzi czas nadziei itp. Tak rozumiany czas jest czymś przedmiotowym, albo go mamy, albo nie, albo się zaczyna, albo właśnie kończy.
Kiedy mówimy, że „mamy czas”, „nie mamy czasu”, „coś jest stratą czasu”, „czas jest długi” to tak, jakby ten czas był rzeczywiście czymś, co można mieć lub nie mieć, co tracimy lub nabywamy, co przesuwamy tam i z powrotem (np. czas letni i zimowy), co łączymy ze sobą (fazy, okresy czasu), jakby czas był czymś krótkim lub długim, tak zobiektywizowanym, że można go zmierzyć. Jeśli tak pojmowany czas traktujemy w oderwaniu od jego przeżywania jako ontyczną aktualność, to mamy przed sobą czas określany przez nowożytną fizykę jako CHRONOS, jako trwanie samo w sobie, jako mechaniczny przebieg jakiegoś zjawiska.
Po drugie jednak fenomen czasu musi być rozumiany jako aktualna konieczność wpisana w naszą biografię, egzystencję, osobiste doświadczenia życiowe. Kiedy powiadam, że był taki czas (kiedyś, przedtem), czy, że jest na coś czas (tu i teraz) lub będzie czas na coś lub dla kogoś np. na odpoczynek, to mogę stwierdzić, że kiedyś i gdzieś odpocząłem, lub że właśnie odpoczywam albo zamierzam odpocząć. Czas w tym znaczeniu służy do czegoś wiążąc się w sposób nierozłączny ze zmiennością tego, czego jest istnieniem. To, co minione, jest zawarte w tym, co aktualne. To nieodwracalny ruch „naprzód”. Taki czas określamy greckim wyrazem KAIROS.
Niedawno otrzymałem nietypową dla naukowców książkę autorstwa prof. surdopedagogiki Bogdana Szczepankowskiego pt. IGRASZKI CZASU. Triolet. Fraszki. Limeryki" (Warszawa 2016). Wyjątkowość tej publikacji polega m.in. na tym, że profesor nie jest literaturoznawcą, językoznawcą, ale jako miłośnik języka ojczystego potrafi nim znakomicie się bawić odzwierciedlając w dowcipnie skonstruowanych wierszykach czas w obu kategoriach - chronos i kairos.
Jak pisze o sobie i własnej twórczości, która przecież w żadnej mierze nie przysporzyła punktów parametrycznych zatrudniającej go jednostce akademickiej, postanowił nie tylko kontynuować oryginalną i subtelną formę poetycką, której początki sięgają początków XIX w. w Polsce, ale i odnotować za jej pośrednictwem upływający czas oraz jego znaki, symptomy. Trzeba być wytrwanym obserwatorem rzeczywistości, by dostrzec w niej i zatrzymać w czasie zdarzenia, postawy ludzkie, doznania własne i reakcje obcych na różne sytuacje historyczne, społeczne, polityczne czy osobiste.
Pierwszy tomik trioletów wydał ów pedagog w 1999 r. pt. "Dziewczynie ze snów", a był to wybór kilkudziesięciu spośród ponad 700 wierszy. Po 17 latach opublikował wspomniane już "Igraszki czasu", w których powtórzył część wierszy z pierwszej edycji, jak i wydał zupełnie nowe czy dotychczas nieznane - najczęściej bliskim sobie - czytelnikom. O ile limeryki są bardziej rozpoznawalne dzięki naszej Noblistce - Wisławie Szymborskiej, o tyle triolety nieco mniej, a są bardziej wyrafinowaną formę poetycką.
Hasło "triolet" w polskiej wersji Wikipedii nie posiada rodzimego przykładu, tylko - o dziwo - czeski (Jaroslav Vrchlický, Přípitek), toteż mam nadzieję, że ktoś zauważy mój dzisiejszy wpis i dokona zamiany czy uzupełnienia tej formy poetyckiej jednym z trioletów Bogdana Szczepankowskiego. A warto!!!
Triolety naszego pedagoga są nie tylko poprawnym ośmiowersowym układem stroficznym o dwóch rymach: ABaAabAB [wiersz pierwszy (A) powtarza się dosłownie lub wariacyjnie w wierszu czwartym i siódmym , zaś wiersz drugi (B) powtarza się w ostatnim], ale oddają ponadczasowy, uniwersalny charakter ludzkich postaw, reprodukcji prawidłowości społeczno-politycznych, historycznych czy egzystencjalnych (psychofizycznych) w życiu człowieka i społeczeństw.
Zacytuję po dwa triolety z każdego tomiku. Niektóre wiersze mogą być czytane przez osoby, które ukończyły 18 rok życia czy/i nie obawiają się sankcji ze strony polityków, mainstreamu:
POLITYKA KADROWA (1985)
Ruchem konika szachowego
zmiany na stanowiskach
w gronie przyjaciół nic nowego
- ruchem konika szachowego.
Czy wyjdzie z tego coś dobrego
co szary człowiek zyska
ruchem konika szachowego
zmiany na stanowiskach...
(Dziewczynie ze snów, 1999, s. 44)
NIUANSE DEMOKRACJI (1988)
Niuansów naszej demokracji
jakoś nie chwytam - ani w ząb.
Czy to specjalność naszej nacji
- niuanse polskiej demokracji?
Bo albo klient nie ma racji,
albo ja jestem taki głąb.
Niuansów naszej demokracji
skoro nie chwytam ani w ząb...
(Igraszki czasu, 2016, s. 10).
Jako (surdo-)pedagog, nauczyciel akademicki, humanista, wspaniały uczony, którego w dn. 11 grudnia 2017 r. Komitet Nauk Pedagogicznych PAN wyróżnił Medalem Za Zasługi Dla Rozwoju Polskiej Pedagogiki , nie omieszkał "triolecić" wychowawczo, etycznie i edukacyjnie:
KŁAMSTWO I PRAWDA (1987)
Dzięki kłamstwom zajść można wysoko
tylko trudno zawrócić bez smrodu,
gdy zamota się prawdę jak kokon
dzięki kłamstwu zajść można wysoko.
Jednak trzeba mieć pamięć i oko,
co nałgało się z tyłu, co z przodu
wtedy z kłamstwem zajść można wysoko
tylko trudno zawrócić bez smrodu...
(Dziewczynie... s. 56)
SZKOŁA A KLASA
Ukończenie klasy nie zapewnia szkoły,
ukończenie szkoły nie zapewnia klasy,
choć dyplomy mają nie tylko matoły
- ukończenie klasy nie zapewnia szkoły.
Lepszy człek przygłupi, lecz za to wesoły,
choć pod górkę szkołę miał w te trudne czasy.
Ukończenie klasy nie zapewnia szkoły,
ukończenie szkoły nie zapewnia klasy.
(Igraszki..., s. 48)
W najnowszym zbiorze wierszy są też fraszki o uczonym, o godności, o mankamentach wieku czy z okazji jubileuszy. Organizatorom konferencji naukowych, wszystkim referującym jak i słuchaczom gorąco polecam wiersz pt. "ZMORA KONFERENCJI NAUKOWYCH", który zaczyna się tak:
Konferencji wszystkich zmora
to rozpiętość ilorazu...
- nie u organizatora,
lecz u chętnych do przekazu... (...)
Po Świętach takie igraszki dobrze uczynią każdemu, kto szuka dystansu do siebie, interesuje go (o-)świat(-a), polityka, władza, nauka czy rozkosze natury. Każdy znajdzie w tej publikacji odpowiedzi na wiele dręczących pytań, imperatywów, ale i powątpiewań. To także doskonała lektura przed podejmowaniem decyzji politycznych, wyborczych czy związanych z dążeniem do awansu.
Prowadzącym ćwiczenia z teorii wychowania czy etyki nauczycielskiej profesji proponuję igraszki z trioletami B. Szczepankowskiego. Warto nadać im inną treść zachowując dwa pierwsze wersy a zachęcając ich do napisania trzech brakujących tak, by miały swoją logikę i aksjonormatywny sens. Zacznijmy od trioletu pt. WZORCE OSOBOWE
(A) Patrz na innych i się ucz
(B) - ale nie naśladuj!
a) ................
(A) Patrz na innych i się ucz
a) ....................
b) ....................
(A) Patrz na innych i się ucz
(B) - ale nie naśladuj!
Zapewniam, że do autora trafią Państwa pomysły na nową wersję pedagogicznego trioletu. Może też ktoś zaproponuje własny?
Subskrybuj:
Posty (Atom)