08 listopada 2017
Zablokowane podwyżki w szkolnictwie wyższym
Najbardziej cyniczny propagandzista ery PRL mówił prawdę, że każdy rząd sam się wyżywi. Obecne władze państwa zatroszczyły się o znaczący wzrost środków budżetowych na własne zadania. Konieczny okazuje się wzrost w zatrudnieniu w kancelariach Sejmu, Senatu, Prezesa Rady Ministrów, Prezydenta RP. Na to kasa znaleźć się musi, bo przecież zbliżają się wybory samorządowe.
Minister nauki i szkolnictwa wyższego zatroszczył się już o własną partię, natomiast nadal jest skandalicznie niski budżet dla szkolnictwa wyższego i na naukę. Dorzucenie środków do NCN czy NCBiR w niczym nie poprawia sytuacji naukowców, którzy mogliby aplikować o środki pozauczelniane, ale nie mają jak żyć za niskie pensje.
Ministerstwo Finansów nie wyraża zgody na proponowane przez szefa naszego resortu ustawowe gwarancje w zakresie minimalnego wynagrodzenia za pracę naukowo-badawczą, dydaktyczną i administracyjno-organizacyjną, ani też nie akceptuje projektu honorowania finansowego promotorów rozpraw doktorskich, przeznaczania odpowiednich środków dla recenzentów i członków komisji habilitacyjnej czy innych gremiów zobowiązanych do wykonywania ekspertyz, ocen itp. w obszarze szkolnictwa wyższego i nauki.
Resort finansów nie godzi się także na zapis o podwyżkach stypendiów z 1470 zł do 2310 lub 3570 zł., gdyż doprowadziłoby to do wzrostu wydatków budżetowych, a te przecież mają maleć. Nie dostrzega się, że wymuszone przez ministra ograniczenie przyjęć studentów do państwowego szkolnictwa wyższego pozbawiło je znacznych środków do realizowania własnych zadań, natomiast stało się deską ratunkową dla wyższego szkolnictwa prywatnego. Jaki i czyj interes realizuje MNiSW?
Skoro uniwersytety, akademie i politechniki zredukowały liczbę przyjęć, to - zgodnie z polityką tej władzy - młodzi obywatele zostali zmuszeni do samofinansowania własnych aspiracji edukacyjnych. Kto chce studiować, musi sam zapłacić.
Powróciła zatem strukturalna selekcja. Jarosław Gowin zapowiedział wprawdzie, że będzie dążył do pokrycia kosztów studiów stacjonarnych wszystkim studiującym - niezależnie od tego, czy zdobywają swoje wykształcenie w uczelni państwowej czy prywatnej. Ministerstwo Finansów nie wypowiedziało się w tej kwestii, a przecież musi to rozwiązanie pochłonąć znaczne środki budżetowe.
Ciekawe, czy jak już zlikwiduje Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów, to pojawi się większa liczba etatów dla Rady Doskonałości Naukowej, zatrudni się wreszcie więcej prawników i da środki na kontrolę postępowań awansowych?
Komu zatem minister zabierze i z czego, a komu da i ile oraz dlaczego? To nie są transparentne operacje. Nadal obowiązuje zasada, że wymagania mają być światowe, zaś płace socjalistyczne.
07 listopada 2017
Czemu służą pseudodiagnozy MEN
Tego nie wie nikt, nawet ministra edukacji narodowej. Jak komunikuje to na stronie MEN - Zmiany w systemie edukacji w Polsce odpowiedzią na oczekiwania społeczne i zmiany gospodarcze.
Ministra edukacji wyda na uzyskanie odpowiedzi na pytanie, jakie są oczekiwania społeczeństwa ogółem 2 mln. 542 tys. 959 zł i 19 groszy. Wprawdzie wkład resortu w poszukiwanie odpowiedzi jest niewielki, bo wynosi "zaledwie" 399 tys. 753 zł i 18 groszy, to jednak obywatele powinni wiedzieć, na co wydawane są ich pieniądze. Otóż to.
Rok temu ministerstwo informowało:
Ministerstwo Edukacji Narodowej Departament Podręczników, Programów i Innowacji w partnerstwie z Fundacją Rzecznik Praw Rodziców rozpoczął realizację projektu pn. „Zmiany w systemie edukacji w Polsce odpowiedzią na oczekiwania społeczne i zmiany gospodarcze” .
W roku 2018 dowiemy się - zapewne dzięki wytężonej za powyższą kwotę Fundacji Rzecznik Praw Rodziców, którą kierują państwo Elbanowscy - jakie są oczekiwania społeczeństwa wobec zmian w edukacji. Zmiany wprawdzie już się dokonały, ale kasę trzeba jakoś wydać i znaleźć dla tego wariantu polityczne i ekonomiczne uzasadnienie. Przyznam, że żaden z projektów badawczych w Narodowym Centrum Nauki nie miał tak wysokich kwot na jedną diagnozę, tym bardziej, że akurat ta zawiera klasyczny błąd samosprawdzającej się hipotezy.
Płatnik, czyli MEN doskonale wie, że zmiany są konieczne ze względu na obietnice przedwyborcze partii, która uzyskała władzę. Ma dostęp do publicznych milionów złotych wraz z groszami na potwierdzenie tego, co władza już wiedziała, zanim wprowadziła ustrojową "reformę", cofając nasz system szkolny do głębokiego PRL-u. Interesujące zatem będzie, jak "rzecznicy" wybiórczych praw rodziców, bo nie odnotowałem w ogóle jakiejkolwiek aktywności tej Fundacji na rzecz reprezentowania praw rodziców przeciwnych zmianie oświatowej A.D. 2017, zamierzają dociec związek między zmianą w edukacji a oczekiwaniami społecznymi obywateli i zmianami gospodarczymi?
Wydaje się, że ministerstwo wraz z w/w wykonawcami wcale nie zamierza niczego dociekać, skoro - jak ujawnia to w uzasadnieniu projektu rzekomo diagnostycznego : Celem głównym projektu jest wzmocnienie potencjału urzędu obsługującego ministra właściwego do spraw oświaty i wychowania, zaangażowanego w proces stanowienia prawa na szczeblu krajowym.
Gdybym moim doktorantom powiedział, że celem badań ilościowych, a reprezentatywnych (ankiety lub wywiady standaryzowane oraz wywiadów indywidualnych lub zogniskowanych wywiadów grupowych oraz sondaży deliberatywnych) ma być wzmocnienie urzędu, to wyśmialiby mnie i zrezygnowali z współpracy. Obawiam się, że proces zaśmiecania wynikami takich pseudopoznawczych sondaży, z którym mieliśmy do czynienia w okresie poprzedniej kadencji władz MEN oraz niektórych wytworów (współ-)pracowników Instytutu Badan Edukacyjnych, będzie kontynuowany a społeczeństwo ogłupiane rzekomo naukowymi wynikami diagnoz.
Najbardziej humorystycznie brzmi kolejna informacja MEN: Ponadto w ramach projektu planuje się przeprowadzenie działań doradczych dla pracowników urzędu obsługującego organ prowadzący konsultacje publiczne z zakresu ich poprawnej metodologicznie realizacji. (podkreśl. BŚ) Nic dodać, nic ująć.
Ciekaw jestem, co na to nowa Rada Naukowa IBE? Jak sobie poradzi w tym kiczem?
06 listopada 2017
Stanowisko Komitetu Nauk Pedagogicznych w sprawie projektowanej likwidacji wykazu B czasopism punktowanych
Komitet Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk skierował do ministra nauki i szkolnictwa wyższego dr. Jarosława Gowina prośbę o powstrzymanie przygotowywanej przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego likwidacji dotychczas obowiązującej części listy B wykazu czasopism punktowanych MNiSW. Wątpliwości budzi, jawiąca się w zapisie projektu ustawy 2.0. art. 258, par. 6, ust. 2 intencja ustawodawcy, która przewiduje marginalizację polskich baz czasopism naukowych, w których znajduje się większość polskich periodyków z obszaru humanistyki i nauk społecznych.
Dotychczas, na podstawie doniesień prasowych można domniemywać, że najważniejszym kryterium przy ocenie czasopism ma być ich indeksacja w zagranicznych bazach typu Web of Science, Scopus etc., zarządzanych przez korporacyjne, globalne firmy wydawnicze. Nie kwestionując zasadności umieszczania pism polskich w powyższych bazach, stanowczo sprzeciwiamy się temu, aby były to jedyne bazy, indeksujące czasopisma liczące się do dorobku naukowego uczonych i tym samym do ewaluacji jednostek naukowych, w których są zatrudnieni.
Poniżej przedstawiamy argumenty za utrzymaniem listy czasopism polskich:
1. Historyczne doświadczenia polskie, ale i innych krajów europejskich wskazują na to, że oparcie dorobku naukowego o kontekst narodowy stanowi bardzo często kluczowy warunek trwałości osiągnięć naukowych, a częstokroć również warunek przetrwania narodu. Z całą mocą stoimy na stanowisku, że tworzenie wspólnoty naukowej zogniskowanej wokół badań krajowych jest tak samo ważne, jak ich umiędzynarodowienie. Równoważność ta jest tak samo istotna w przypadku badań podstawowych jak i wdrożeń. Oczekujemy zachowania dotychczasowej równowagi w strategii upowszechniania wyników badań, respektującej zarówno pole krajowe jak i międzynarodowe.
2. Likwidacja listy B może skutkować zamknięciem szans na utrzymanie statusu naukowego dyscyplin, dla których badania zjawisk lokalnych, narodowych, specyficznych regionalnie i kulturowo są zasadnicze.
3. Uznajemy za mylne oczekiwanie ustawodawcy, że publikowanie w języku obcym jest bardziej wartościowe (wyżej punktowane) niż w języku ojczystym. Zwracamy uwagę na możliwe konsekwencje płynące z takiego podejścia, przede wszystkim zanik tradycji językowej, jak również wykluczenie różnych grup odbiorców z przekazu naukowego. Odbiorcami, o czym chyba się zapomina, są przecież także pracownicy szeroko rozumianej edukacji, którzy w procesie doskonalenia zawodowego nie powinni być ograniczani jedynie do źródeł zawierających wiedzę popularno –naukową czy potoczną.
4. W ostatnich latach polskie czasopisma naukowe wykonały znaczący wysiłek na rzecz umiędzynarodowienia, zachowując jednocześnie równowagę w publikowaniu tekstów autorów polskich i zagranicznych, a także w języku publikacji. Wysiłek ten, wykonany dzięki wsparciu stowarzyszeń naukowych i uczelni wyższych zaangażował zasoby ludzkie i ekonomiczne, skutkując podniesieniem rangi i widoczności polskich czasopism. Wiele z nich dzięki tej strategii i wsparciu uczelni wyróżnia się na tle międzynarodowym pełną dostępnością w otwartych zasobach (open access), udostępniając bezpłatnie swoją zawartość. Nadmienić należy, że w przypadku większości czasopism umieszczonych w bazach zagranicznych, za dostęp do nich trzeba będzie zapłacić, co naszym zadaniem wyklucza wiele mniej zasobnych środowisk czytelniczych.
5. W 2015 roku w ramach Polskiej Bibliografii Naukowej została utworzona Polska Baza Cytowań POL-Index (pomyślana jako część Systemu Informacji o Szkolnictwie Wyższym POL-on), mająca na celu ustalenie Polskiego Współczynnika Wpływu (PWW), pozwalającego na ustalenie częstości cytowań poszczególnych artykułów publikowanych w polskich czasopismach naukowych. Z przykrością stwierdzamy, że projekt ten – mimo poniesionych wcześniej nakładów finansowych oraz ogromnego wysiłku wykonanego w 2015 roku przez redakcje polskich czasopism naukowych – nie jest kontynuowany. W naszym przekonaniu Polska Baza Cytowań mogłaby z powodzeniem posłużyć do ustalenia siły wpływu poszczególnych czasopism w wymiarze krajowym, tak jak bazy międzynarodowe ustalają ten parametr w wymiarze ponadnarodowym. Rozwiązanie takie pozwoliłoby zachować równowagę pomiędzy tymi dwoma wymiarami
6. Działania zmierzające do umiędzynarodowienia dorobku polskich badaczy jest właściwy, jednak jednoczesna propozycja likwidacji obowiązującej listy B czasopism naukowych jest nie do zaakceptowania. Ustawowe obniżenie rangi polskich czasopism z listy B (które spełniają przecież wymóg umiędzynarodowienia) skutkować będzie postępującą deprecjacją badań krajowych (wpisujących się społeczną odpowiedzialność uczelni wyższej w regionie, w kraju) bez kompensujących ten fakt korzyści. Marginalizacja polskich czasopism naukowych godzi w dobry obyczaj akademicki, sprowadza naukę do roli służebnej wobec indeksacji w zagranicznych bazach danych. Przeczy to zasadzie wolności i bezinteresowności badań naukowych oraz nadrzędnej roli służebnej wobec społeczeństwa, wpisanej w ideę misji uniwersytetu.
Reasumując, wprowadzenie nowej polityki ewaluacyjnej może doprowadzić do likwidacji znaczącej liczby polskich czasopism naukowych lub całkowitej ich marginalizacji. Wiele polskich periodyków ma wieloletnią tradycję (niektóre ponad stuletnią) i to na ich łamach prowadzony jest dyskurs naukowy istotny dla budowania narodowych zasobów wiedzy. Stoimy na stanowisku, że zarówno przy dotychczasowych zasadach, jak i nowych wyzwań stawianych w ustawie 2.0 polskie środowisko akademickie jest w stanie samodzielnie regulować kwestie jakości publikacji o czym świadczy cyklicznie prowadzona ocena, często skutkująca obniżaniem lub w skrajnych przypadkach odebraniem punktacji tym czasopismom, które kryterium jakościowego nie spełniają.
Radykalna zmiana projektowana w zapisach ustawy może być brzemienna w skutkach, niwecząc dotychczasowy dorobek wielu pokoleń polskich naukowców, zmuszając ich jednocześnie do akceptacji neokolonialnej polityki, uznającej wyższość tego co obce nad tym, co własne.
05 listopada 2017
Czyżby miała miejsce seksafera nie tylko w akademickim HollyŁódzie?
Rzecznik Praw Obywatelskich zwrócił się do władz Uniwersytetu Łódzkiego o umożliwienie przeprowadzenia wśród studentów i doktorantów ankiety dotyczącej molestowania na uczelni.
Do najbliższego poniedziałku wypełnione ankiety powinny spłynąć do Biura RPO. Rzecznika interesuje odpowiedź na pytanie, czy w uniwersytecie ma miejsce zjawisko molestowania i molestowania seksualnego studentek i studentów, a jeśli tak, to jaki jest zakres tego zjawiska. Pan dr A. Bodnar jest także zainteresowany tym, czy w przypadku molestowania seksualnego ofiara może liczyć na właściwą reakcję.
O tej przestępczości w środowisku akademickim pisałem w blogu już jakiś czas temu, ale - jak widać - temat jest ponadczasowy. Być może zainteresowanie tym zjawiskiem zostało spowodowane ujawnioną przez amerykańskie media aferą w The Weinstein Company, która dotyczy właściciela tej firmy - Harveya Weinsteina, który wyprodukował w swoich studiach kilkaset filmów, spośród których 300 otrzymało nominacje do Oscara, a 80 zostało laureatami Akademii Filmowej. Ta zaś w ciągu kilku godzin od upublicznienia tej informacji wykluczyła właściciela firmy i producenta ze swoich szeregów.
Można? Można. A jak to zjawisko wygląda w Polsce? Nie ma środowiska korporacyjnego, w którym nie zdarzałyby się te zjawiska. Można jedynie zastanawiać się nad tym, czy i kiedy zostaną one ujawnione przez osoby dotknięte tą patologią.
W dobie internetu ujawniają swoją traumę ofiary przerywając milczenie i licząc na pomoc. Niektóre z 50 ofiar po samoujawnieniu opuszczają własny kraj przed falą hejtów. Czyżby gorsza część płci męskiej poczuła się nagle zagrożona? Mnie zasmucił fakt, o którym dowiedziałem się w ub. tygodniu, że drużynowy "Stalowej Trzynastki" z Łodzi został skazany właśnie za powyższe naruszenie cielesności harcerki (molestowanie seksualne). Obrzydliwe, i to w mojej b. Chorągwi ZHP, moim b. Hufcu Łódź-Bałuty, w mojej b. drużynie młodszoharcerskiej.
04 listopada 2017
Wśród tegorocznych laureatów nagrody Prezesa Rady Ministrów - nie ma "naszych"
Wyczuleni na moje wpisy na temat nauk społecznych niektórzy hejterzy mają poważny problem, bo chcą koniecznie, bym przestał zwracać uwagę na naukową równoważność takich dyscyplin jak psychologia, socjologia i pedagogika. Najlepiej, żebym nie pisał krytycznie o tych dwóch pierwszych, tylko zajmował się pedagogiką. Chętnie bym to uczynił, ale te trzy dyscypliny występują razem w jednym panelu w Narodowym Centrum Nauki (HS6), a więc nie mogę ich pominąć, mimo że usiłuje się przypisać mi jakieś dziwaczne motywy. Psycholodzy jednak wiedzą, czym jest projekcja, a zatem pozostawiam z nią ich samych, by przejść do rzeczy.
W mijającym właśnie tygodniu Prezes Rady Ministrów wręczyła 44 nagrody wybitnym polskim naukowcom i artystom za ich osiągnięcia w 2016 r. lub za całokształt dokonań naukowo-badawczych Musiał to być bardzo słaby rok dla naukowców wspomnianych powyżej trzech dyscyplin, bowiem żaden nie został doceniony przez Kapitułę Nagrody Prezesa Rady Ministrów. Nawet nie wiemy, czy były nominacje z psychologii, socjologii i pedagogiki.
Premier Beata Szydło skierowała zatem gratulacje do 44 naukowców z pozostałych dziedzin nauk mówiąc:
"44 nagrody Prezesa Rady Ministrów, jakie dziś wręczam Wam – wybitnym polskim naukowcom i artystom – to 44 powody do dumy oraz szanse na rozsławienie polskiego dorobku w Europie i na świecie. Wasze, uhonorowane dziś osiągnięcia, stanowią bowiem istotny wkład w rozwój szeregu dziedzin – od nauk humanistycznych, społecznych i artystycznych, przez przyrodnicze, biologiczno-rolnicze i medyczne, aż po dyscypliny ścisłe i techniczne. Wierzę, że wyróżnienia te staną się przepustką do błyskotliwej kariery dla tych, którzy stoją u jej progu, a takich właśnie – młodych i utalentowanych – osób, jest wśród laureatów bardzo wiele.
Dla tych zaś, którzy zostali uhonorowani za opus magnum swej działalności lub za dorobek całego życia, niechaj nagroda ta będzie wyrazem mojego uznania i szacunku. Dziękuję każdej z nagrodzonych osób, niezależnie od tego, czy na swój sukces pracowała indywidualnie, czy w zespole. Rząd, którym mam zaszczyt kierować, stawia na innowacyjny rozwój Polski, wzmacnianie poczucia bezpieczeństwa naszych rodaków i utrwalanie świadomości dumy wśród Polaków. Patrząc na zebranych dziś na uroczystej gali w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów widzę, że Wasze nagrodzone aktywności wpisują się właśnie w te cele. Możecie Państwo odczuwać satysfakcję, że Wasz wysiłek przyczynia się do pozytywnych zmian w Polsce. Szczerze za to dziękuję i gratuluję.
W kategorii Nagród Prezesa Rady Ministrów za wyróżnione ROZPRAWY DOKTORSKIE nie znalazła się żadna dysertacja z psychologii i pedagogiki. Zdecydowanie lepsi byli w tym roku socjolodzy, bowiem mają laureatkę ze swojej dyscypliny - panią dr Marzenę KORDACZUK-WĄS z Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Wrocławskiego, której dysertacja doktorska została już opublikowana pod tytułem: "Uwarunkowania społeczne działań profilaktycznych policji. Studium socjologiczne". Książka powinna zainteresować także pedagogów resocjalizacji, społecznych oraz psychologów społecznych i klinicznych.
Czekamy zatem na "zdrowe owoce" pracy naukowo-badawczej psychologów, socjologów i pedagogów w 2018 r. życząc nie tylko nominacji, ale zasłużonych wyróżnień. Za artykuły z wykazu czasopism MNiSW -kategoria A jakoś nagród się nie wręcza. Recenzenci wiedzą, że ta "produkcja" nauki nie rozwija. Życzę zatem dobrej zabawy, a tegorocznym laureatom składam serdeczne gratulacje.
03 listopada 2017
Komitet Nauk Pedagogicznych PAN ma nową formułę komunikacji akademickiej
Warto zajrzeć i systematycznie zaglądać na stronę Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN , by przekonać się o tym, co już się wydarzyło i co czeka nasze środowisko w najbliższym czasie. Jak już informowałem - z dniem 1 listopada przestaje funkcjonować dotychczasowy system informacji o działalności Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN (portal Uniwersytetu Zielonogórskiego) oraz nie będą już rozsyłane Newslettery sygnowane przez dotychczasowego sekretarza KNP PAN - dr. hab. Mirosława Kowalskiego.
Jak podają władze PAN:
Komitety Polskiej Akademii Nauk są krajową reprezentacją różnych środowisk i dyscyplin naukowych. Ich członkowie wybierani są przez środowiska naukowe poszczególnych dziedzin – fizyków, biochemików, socjologów itd. Poza członkami PAN zasiadają w nich naukowcy z niezwiązanych z Akademią innych instytutów badawczych oraz szkół wyższych, a także przedstawiciele instytucji i organizacji gospodarczych i społecznych. Służą oni jako doradcy w sprawach dotyczących technologii, inżynierii, biologii, medycyny, nauk o Ziemi, nauk społecznych, humanistycznych, rolniczych i ścisłych.
Komitety pełnią funkcje ciał doradczych i opiniodawczych. Opracowują stanowiska i ekspertyzy naukowe dla administracji państwowej, pomagają w rozwiązywaniu określonych kwestii naukowych. Opiniują akty normatywne dotyczące nauki, jej zastosowań oraz kształcenia. Zajmują się także upowszechnianiem i wprowadzaniem wyników badań, oraz wspierają rozwój poszczególnych dyscyplin.
Komitety naukowe i problemowe PAN oraz narodowe działają przy Wydziałach PAN lub bezpośrednio przy Prezydium PAN. Funkcję komitetu narodowego Prezydium PAN może powierzyć odpowiedniemu komitetowi naukowemu lub problemowemu.
Liczba komitetów nie jest stała – nowe powstają w odpowiedzi na problemy dotyczące rozwoju nauki lub kraju, w których rozwiązaniu głos uczonych może okazać się pomocny.
Komitet Nauk Pedagogicznych PAN jest zarejestrowany jako jeden z 24 komitetów naukowych w Wydziale I Nauk Humanistycznych i Spolecznych PAN. Przypominam, że w tym środowisku uzyskał dwa lata temu - w ocenie parametrycznej - II miejsce za Komitetem językoznawstwa PAN. Zachęcam do współpracy z działającymi przy KNP PAN zespołami problemowo-zadaniowymi. Informacje o ich działalności są na stronie PAN.
02 listopada 2017
"Dobra zmiana" w Instytucie Badań Edukacyjnych w Warszawie
W minionym tygodniu odbyły się wybory władz spośród powołanych członków Rady Naukowej na kadencję 2017-2021. Jeszcze nie ma rekonstrukcji rządu, ale jest za to rekonstrukcja Rady Naukowej resortowego Instytutu, którego kierownictwo podjęło starania o wyjście spod władztwa Ministerstwa Edukacji Narodowej, by został mu nadany status Państwowego Instytutu Badawczego.
Oby tak się stało. Może wówczas podejmowane przez zespoły badawcze tej placówki badania i publikowane raporty będą rzetelnym diagnozowaniem szeroko pojmowanej edukacji, a nie narzędziem dla politycznie strategicznych celów władzy. Generalnie, polska nauka w tego typu instytutach i tak będzie ograniczana lub wspierana przez rządzących, bo to od ich decyzji zależy stan budżetu na prowadzenie badań naukowych.
IBE ma trochę poważnych wpadek, bowiem przez ostatnie 10 lat produkowano tam raporty o stanie edukacji lub wycinkowych zakresach jej funkcjonowania m.in. zgodnie z życzeniami ministra edukacji lub nierzetelnych naukowo "badaczy". Wydawano pod szyldem IBE miliony złotych na kampanie polityczne ministrów edukacji, pseudokongresy i mnóstwo potocznych, ale politycznie poprawnych konferencji. Szkoda, a może to i dobrze, że obecna minister edukacji nie zobowiązała nowego kierownictwa do przeprowadzenia audytu, tylko spuściła na nieprawidłowości zasłonę milczenia. To już jest przeszłość. Było - minęło. Co było, a nie jest, nie pisze się w rejestr.
Mamy nowe otwarcie, nowe wyzwania i zadania, przed którymi staje nowa władza. Ta wykonawcza, etatowa nadal podlega MEN, więc Radzie Naukowej IBE nie pozostaje nic innego jak wspierać zapowiedziane zmiany. Dość szczerze zostało zapisane na stronie IBE, że KEJN zdecydował się przyznać Instytutowi Badań Edukacyjnych kategorię A."
Przyznanie kategorii A tej jednostce tylko potwierdza, w jaki sposób kwalifikuje się jednostki naukowo-badawcze w naszym kraju. Ciekawe, w jaki sposób ta jednostka uzyskała kategorię A, skoro nie była instytutem badawczym mając kadrę zatrudnioną w większości poza IBE jako podstawowym miejscu pracy? Czyżby obowiązywały różne normy? Chyba tak, skoro KEJN "zdecydował się...". W III RP politycy powoływali do życia w systemie kredytowym niektóre uniwersytety, akademie, a teraz dochodzą instytuty naukowo-badawcze.
Nowa Rada Naukowa Instytutu Badań Edukacyjnych została, w stosunku do poprzednich jej składów, pomniejszona liczbowo. O ile bowiem w dwóch ostatnich kadencjach liczyła 25 osób, to teraz liczy 17. W jej składzie znalazły się zupełnie nowe postaci ze świata nauki, w tym także cenieni w naszym środowisku pedagodzy:
1) prof. dr hab. Agnieszka Gromkowska-Melosik - została Przewodniczącą Rady Naukowej IBE;
2) zastępcą został były, wieloletni Przewodniczący - prof. dr hab. Stefan M. Kwiatkowski;
do grona członków Rady doszli:
3) dr hab. Bogusława Dorota Gołębniak
4) prof. dr hab. Barbara Kromolicka
5) prof. dr hab. Aleksander Nalaskowski
6) prof. dr hab. Małgorzata Sekułowicz (kontynuacja w poprzedniej kadencji).
7) dr Dorota Campfield
8) dr hab. Anna Sajdak-Burska
Jak widać prawie połowę składu Rady Naukowej IBE stanowią pedagodzy. To dobre rozstrzygnięcie, skoro Instytut chce prowadzić badania naukowe nad edukacją. Jak to się jednak ma do innych instytutów naukowo-badawczych, skoro IBE nie ma na podstawowych etatach samodzielnych pracowników naukowych z nauk społecznych, w tym z pedagogiki? To tak, jakby na moim wydziale Radę Wydziału stanowili profesorowie innych uczelni czy instytutów i mieli rozstrzygać o losach czy planach pracy naszej jednostki. Co zatem może z tym uczynić Rada Naukowa, w której przeważają socjolodzy i ekonomiści? W jej składzie są bowiem jeszcze następujące, a zacne osoby (też w większości zatrudnione w uniwersytetach):
9) prof. dr hab. Henryk Domański (socjolog)
10) dr Agata Hącia (filolog)
11) dr Radosław Kaczan (psycholog)
12) dr Piotr Rycielski (psycholog)
13) dr hab. Radosław Sojak (socjolog)
14) mgr Wojciech Stęchły
15) prof. dr hab. Tomasz Szlendak (socjolog)
16) dr Tomasz Greczyło - Zastępca Przewodniczącej Rady Naukowej IBE (fizyk, fizyka ciała stałego).
17) mgr Katarzyna Trawińska-Konador : Sekretarz Rady Naukowej IBE.
Jak informuje na swojej stronie IBE - jest to placówka badawcza, która od 2010 r. - nie posiadając uprawnień akademickich do nadawania stopni naukowych doktora - prowadzi (...) interdyscyplinarne badania naukowe nad funkcjonowaniem i efektywnością systemu edukacji w Polsce. Instytut uczestniczy w krajowych i międzynarodowych projektach badawczych, przygotowuje raporty, sporządza ekspertyzy oraz pełni funkcje doradcze. Od 1 października 2010 r. Instytut zgodnie z Ustawą o instytutach badawczych z dnia 30 kwietnia 2010 r. (Dz.U. Nr 96, poz. 618) przyjął formę instytutu badawczego. Funkcjonuje pod nadzorem Ministra Edukacji Narodowej.
Niedawno ukazał się kwartalnik "Edukacja", w którym opublikowano w języku angielskim m.in. zmanipulowane wyniki badań sześciolatków w szkołach i przedszkolach. Nie przypuszczałem, że redakcji zależy na fałszowaniu polskiej rzeczywistości edukacyjnej poza granicami naszego kraju.
Rada Naukowa może uczynić wiele dobrego dla edukacji i dla nauk pedagogicznych, bo socjolodzy, ekonomiści i psycholodzy traktują edukację tylko i wyłącznie użytkowo. Życzę zatem całemu gronu dużo satysfakcji i osiągnięcia przez IBE rzeczywistego statusu instytutu naukowo-badawczego, w pełnym tego słowa znaczeniu.
Subskrybuj:
Posty (Atom)