20 kwietnia 2017

Anomia moralna akademickiego środowiska



Wczoraj rozpoczęła się w Poznaniu VIII edycja Międzynarodowej Konferencji pod wspólnym tytułem: "Miejsce Innego we współczesnej refleksji naukowej" z podtytułem - "Interdyscyplinarne konteksty pedagogiki specjalnej". Zorganizowaną debatę pedagogów, psychologów, z udziałem także medyków i socjologów objął patronatem Komitet Nauk Pedagogicznych PAN oraz Dziekan Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu - prof. dr hab. Agnieszka Cybal-Michalska (fot.1)

Podzielę się wstępem do mojego referatu, który w całości zapewne będzie publikowany w jednym z poznańskich czasopism naukowych. Od lat troszczą się inicjatorzy tego cyklu konferencyjnego - profesor zw. Iwona Chrzanowska, profesorowie UAM - Beata Jachimczak i Jacek Pyżalski oraz dr Piotr Plichta z Uniwersytetu Wrocławskiego. Ten kwartet badaczy kontynuuje w pedagogice specjalnej znakomitą szkołę badań empirycznych śp. profesora Jana Pańczyka.

Do Poznania przyjechała z całego kraju elita profesorów tej dyscypliny nauk pedagogicznych oraz grono dynamicznie rozwijających się doktorów i doktorantów, których awanse naukowe są już niejako "w poczekalni" na ich spełnienie. W trakcie tej konferencji Organizatorzy, a byli nimi pracownicy Zakładu Specjalnych Potrzeb Edukacyjnych Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu, zatroszczyli się o to, by właśnie młodzi uczeni mogli skorzystać nie tylko z aktywnego udziału w obradach, ale także - po raz pierwszy - z konsultacji naukowych z Mistrzami w ramach interesujących ich problemów badawczych.

(fot, 2, prof. zw. Iwona Chrzanowska)

Tak od kilkudziesięciu lat pracujemy w ramach Letnich Szkół Pedagogów KNP PAN. Bardzo dobrze się stało, że poznańska kadra naukowa stworzyła młodym szansę do bezpośrednich rozmów, uzyskania porad, wsparcia metodologicznego przez przybyłych na konferencję profesorów. Znakomita to zatem okazja i nowa forma obrad konferencyjnych. Dotychczas bowiem dochodziło do powyższych konsultacji tylko w ramach rozmów kuluarowych, a na te przecież nie zawsze jest czas i nie każdy ma odwagę, by z nich skorzystać. W Poznaniu młodzi uczeni mogli zapisać się do wybranego Mistrza, by przy kawie i słodyczach móc porozmawiać o własnych dylematach badawczych.

Mój referat dotyczył problemów badawczych i wydawniczych osób ubiegających się o awans naukowy - od doktora do profesora. Ograniczony czas wypowiedzi (a chyba i tak przekroczyłem dane mi 20 min.) sprawił, że pominąłem wstęp, który uzasadniał własne stanowisko badawcze i interpretację analizowanych dokumentów z wykorzystaniem metafory "jajek gotowanych na miękko lub na twardo". w końcu jesteśmy po świątecznych pisankach, które wielu z nas przygotowywało do poświęcenia we własnej parafii.

Nawiązałem do wystąpienia prof. Zbigniewa Kwiecińskiego , które miało miejsce miesiąc temu w Dolnośląskiej Szkole Wyższej, a wskazującego na porażający stan anomii moralnej polskiego społeczeństwa. Postanowiłem zatem na poznańską debatę przyjrzeć się temu, jak ów fenomen przejawia się w akademickim środowisku.

Okres postsocjalistycznej transformacji Rzeczypospolitej niesie z sobą patologie w różnych dziedzinach życia, w tym także akademickiego. W latach 2002-2015 uczestniczyłem w akredytacji uczelni akademickich i wyższych szkół zawodowych, dzięki czemu miałem możliwość przyjrzenia się z bliska ich funkcjonowaniu oraz dokonania wstępnej oceny ich działalności. Od prawie dwóch lat nie jestem już włączany do zespołów akredytacyjnych zapewne ze względu na publicznie formułowaną krytykę organu, którego władze manipulują ocenami jednostek prowadzących kształcenie na kierunkach oraz zatrudniają do tych zadań osoby o niskiej wiarygodności naukowej, w tym m.in. zdobywców słowackich habilitacji.

Jednym z najbardziej niepokojących w dobie transformacji politycznej RP działań niektórych uczelni jest pozorowanie czegoś, co miałoby świadczyć o występowaniu znaczących procesów edukacyjnych czy naukowych, podczas gdy w rzeczywistości mamy tu do czynienia także z ich pozorowaniem. Do analizy zjawisk patologicznych, jakie mają miejsce w części państwowych i niepublicznych szkół wyższych można wykorzystać teorię anomii, która pozwala zwrócić uwagę na problemy moralne i przystosowawcze jednostek w nich zatrudnionych czy studiujących, a generowane przez konflikty i napięcia w obrębie jej organizacyjnych struktur. Teoria ta poszerza także nasze możliwości poznawcze w badaniu problemów jednostkowych i grupowych, jakie pojawiają się w tych placówkach. (zob. K. Szafraniec, Człowiek wobec zmian społecznych, Warszawa: PWN 1990)

Socjolodzy wskazują na to, że społeczny stan anomii był i jest nieodłącznym atrybutem organizowania się i reorganizowania ludzkich zbiorowości, wskazując na występowanie w nich braku norm, załamania się norm, rozpad istniejącego ładu, a więc pojawienia się zjawisk o charakterze pejoratywnym. Naukowcy piszą nawet o specyficznym charakterze anomii w polskiej rzeczywistości akademickiej, jako wyróżniającej ją w stosunku do jej odmiennych, zachodnich rodowodów.

Czym jest anomia? Jest to stan załamania obowiązujących do niedawna w społeczeństwie struktur aksjonormatywnych, wywołujący zjawisko braku integracji znacznej liczby jednostek z utrwalonymi społecznie wzorami kulturowymi i zaniku motywacji do zbieżnych z nimi działań oraz kryzys zaufania do dotychczasowych ogniw integracji społecznej. Rozchwianie moralne społeczeństwa, brak i poczucie braku jasnych reguł postępowania, upowszechnienie się na skalę masową zachowań i zjawisk do niedawna uważanych za dewiacyjne, rozpad więzi prowadzący do atomizacji społeczeństwa – to najbardziej typowe objawy życia społecznego, w łonie którego rozwija się anomia.

Przejawem anomii w szkołach wyższych jest osłabienie w nich mechanizmów kontroli społecznej, kryzys zaufania do zarządzających nimi i brak autorytetów w środowiskach kierowniczych. W sferze więzi interpersonalnych daje się zaobserwować wzmożona wzajemna nieufność, wrogość, rywalizacja, donosicielstwo i intrygi, instrumentalizm, cynizm oraz patologiczne przejawy dominacji i zniewolenia, którym to zjawiskom towarzyszy wycofywanie się najlepszych pracowników i zastępowanie ich miernymi, ale za to wiernymi władzy, a przy tym poddawanymi procesom familiaryzacji.

Nieodłącznym atrybutem zarządzania w takich szkołach jest standaryzacja działań, wprowadzanie procedur, biurokratyzacja i nadkontrola. Normalizacja patologii wynika z sytuacji tzw. „wyższej konieczności” czy typowej ironii lub arogancji w stosunku do idealistów, którzy nie godzą się na naruszanie ludzkiej godności, przejawy hipokryzji, dysharmonii, cynizmu czy nieetyczności postaw.

Norma etyczna – „akceptuj status quo i bądź moralny” w warunkach głębokiej anomii społecznej jest logicznym absurdem, wymazując z osobowości studentów czy nauczycieli akademickich ich zdolność do samoregulacji i kierowania się własnym sumieniem. Gdy są w społeczeństwie ludzie bez korzeni kulturowych, bez sterów moralnych, z osłabionym poczuciem więzi i solidarności, bez potrzeby decydowania o sobie, oduczeni odczytywania własnej sytuacji jako zniewalającej – zawsze są oni podatnym tworzywem zabiegów manipulacyjnych.

Nic dziwnego, że osoby potrafiące adekwatnie odczytać i zakwestionować tę nienormalną rzeczywistość, które nie godzą się na jej pozory i patologie, są osamotnione, gdyż ich postawa nie tylko budzi zdziwienie otoczenia, ale i wydaje się nonsensowna, gdyż narusza istniejący, choć wstydliwy układ fałszu i pozorów.

Osoby przeciwstawiające się tym zjawiskom spotykają się z wrogością ze strony tych, którzy czerpią z tej patologii największe korzyści (w przypadku studentów - nie muszą się oni uczyć, uczęszczać na zajęcia, samodzielnie przygotowywać prace zaliczeniowe czy dyplomowe, a w przypadku akademików – nie muszą, gdyż nie potrafią prowadzić badań naukowych, pisać rozpraw naukowych, publikować je, organizować konferencje itp.), ale też nie są rozumiane i nie mają często wsparcia ze strony tych, w interesie których leży ona najbardziej, a więc osób nierzetelnie ocenianych, niesprawiedliwie traktowanych, szykanowanych czy marginalizowanych, a posiadających dorobek naukowy czy autentycznie zainteresowanych studiowaniem.

Prędzej czy później i tak okazuje się, że przysłowiowy król jest nagi. Jak pisze Michał Januszkiewicz, z którego podejścia skorzystałem w tej analizie: Nie można jednak wskazywać tu jakiegoś „najpierw” i jakiegoś „później”: między rozumieniem, etyką i tożsamością nie zachodzi bowiem stosunek przyczynowy czy wynikowy. Trzeba tu raczej mówić o współprzynależności i współzależności strukturalnej tych trzech członów. Pojęcie rozumienia ma charakter relacyjny. (…) Rozumienie stanowi sytuację dialogiczną: to, co rozumiane indaguje rozumiejącego, interpretuje go. (Kim jestem Ja, Kim jesteś Ty. Etyka, tożsamość, rozumienie, Poznań: Wydawnictwo Poznańskie 2012, s. 10)

Zostałem niejako wrzucony w świat, którego faktyczność i odsłaniające się w nim procesy pozwalały na coraz lepsze rozumienie faktów bez potrzeby ustalenia dla ich zaistnienia jakiegoś zerowego punktu., a więc momentu, od którego wszystko się zaczęło. Tyle patologii poznałem w dokumentacji do awansów naukowych i jej załącznikach w postaci publikacji, że nie pozostaje nic innego, jak sięgnięcie po metaforę, by przyjrzeć się im z nieco innej perspektywy.

Metafora jajka i jego znoszenia w atmosferze jeszcze poświątecznej idealnie pasuje do analizy zapartka, zbuka, czyli zgniłego jajka odpowiadającego fundamentalnym błędom w badaniach pedagogicznych, socjologicznych, psychologicznych czy z nauk o polityce. Im bowiem poświęciłem dalszą część analiz.


19 kwietnia 2017

Zmarł abp prof. dr hab. Jeremiasz (Jan Anchimiuk) - wybitny duszpasterz, naukowiec i ekumenista

Wspominam zmarłego w czasie Świąt Wielkiej Nocy - w dn. 17 kwietnia 2017 r. - Arcybiskup Jeremiasza, który był m.in. rektorem Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w latach 2008-2012. Wówczas zatrudniłem się na Wydziale Teologicznym ChAT mając przekonanie, że dzięki Jego poparciu będzie mogła rozwijać się w tej Uczelni pedagogika. Tak też się stało. Wkrótce status tej dyscypliny i kierunku studiów zmienił się oraz zinstytucjonalizował także z wsparciem Jego Eminencji. Powstał bowiem odrębny Wydział Pedagogiczny, który kształci studentów na studiach I i II stopnia.

Ekumeniczny charakter Akademii sprawił, że nauki teologiczne znakomicie wzmacniały humanistyczne przesłanie i źródła nauk o wychowaniu, a przy tym nadawały studentom tego kierunku zupełnie nowy, bo niespotykany w innych uniwersytetach wymiar kulturowy. Abp. Jeremiasz był w latach 2001- 2016 prezesem Polskiej Rady Ekumenicznej oraz Współprzewodniczącym Komisji Wspólnej Przedstawicieli Rządu RP i Polskiej Rady Ekumenicznej.

Pamiętam, jak w kazaniu w trakcie nabożeństwa inaugurującego rok akademicki 2014/2015 Jego Ekscelencja abp prof. dr hab. Jeremiasz Jan Anchimiuk podkreślił m.in., że „celem studiów teologicznych nie może być tylko zdobycie wiedzy; jest nim także dążenie do takiej czystości rozumu i zmysłów, które umożliwi teologowi dostrzeżenie przynajmniej powiewu Łaski Bożej w swojej duszy”.

Ten wybitny duszpasterz, naukowiec i ekumenista zmarł w wieku 73 lat we Wrocławiu. Pozostawił po sobie liczne rozprawy naukowe, wypromowanych doktorów nauk teologicznych i ukochaną przez Niego Chrześcijańską Akademię, z która związany był od samego początku własnej drogi akademickiego rozwoju. Od początku swojej współpracy z ChAT włączył się w prace Sekcji Prawosławnej, która zajęła się kształceniem dla Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego wykwalifikowanej kadry naukowej. Do ostatnich chwil kierował dwiema Katedrami w CHAT: Katedrą Pisma Świętego Starego Testamentu oraz Katedrą Pisma Świętego Nowego Testamentu. Z Komunikatu Episkopatu Polskiego o śmierci prawosławnego Arcybiskupa przytoczę najważniejsze dane z Jego życia:

"Abp Jeremiasz (Jan Anchimiuk) urodził się 3 października 1943 r. w Odrynkach na Białostocczyźnie. Ukończył teologię w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. Studiował również w Moskiewskiej Akademii Teologicznej (z siedzibą w Ławrze Troicko-Siergijewskiej w ówczesnym Zagorsku), gdzie przez rok pracował nad opracowaniem tematu wcielenia w myśli Ojców Kościoła. Następnie studiował w szwajcarskim Zurychu, gdzie zajmował się badaniami wpływu współczesnej filozofii na prawosławną teologię oraz zgłębiał problemy najnowszych badań nad Nowym Testamentem.

Po powrocie do Polski rozpoczął pracę w prawosławnym seminarium duchownym w Warszawie oraz wykładowcy Starego i Nowego Testamentu. Podjął również wykłady w Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej, najpierw jako asystent w katedrze Pisma Świętego. Od 1971 do 1976 był redaktorem naczelnym organu prasowego PAKP „Wiadomości Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego”. 22 lutego 1977 r. został doktorem teologii za pracę zestawiającą niektóre kierunki najnowszej egzegezy biblijnej z egzegezą Orygenesa. W 1981 r. otrzymał stopień naukowy doktora habilitowanego na podstawie dorobku naukowego oraz rozprawy o Aniołach. Niebawem został kierownikiem katedry Egzegezy Nowego Testamentu na ChAT.

W 1996 został po raz pierwszy wybrany na rektora Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej i sprawował tę funkcję łącznie przez trzy kadencje.
26 lutego 1983 r. złożył wieczyste śluby mnisze, przyjmując imię zakonne Jeremiasz. 6 marca tego roku otrzymał godność archimandryty. Pięć dni później Święty Sobór Biskupów PAKP nominował go na biskupa pomocniczego diecezji warszawsko-bielskiej z tytułem biskupa bielskiego. W 1983 r. objął wakującą katedrę wrocławsko-szczecińską. Jego uroczysta intronizacja odbyła się 20 i 21 września tego roku. W 1997 r. otrzymał godność arcybiskupa.

Jako biskup wrocławski i szczeciński przyczynił się do wzniesienia na terytorium diecezji kilku nowych obiektów sakralnych. Współtworzył Bractwo Młodzieży Prawosławnej. Abp Jeremiasz od lat był bardzo zaangażowany w ruch ekumeniczny, stając się jednym z jego głównych animatorów w Polsce. Na gruncie lokalnym, we Wrocławiu, przyczynił się do rozwoju projektu zwanego Dzielnicą Wzajemnego Szacunku (lub Dzielnicą Czterech Świątyń), czyli współpracy pomiędzy parafiami katolicką, luterańską, prawosławną i gminą żydowską. Od 1982 r. był członkiem międzywyznaniowego zespołu tłumaczy Nowego Testamentu.


Społeczność akademicka Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie pożegna w dniu dzisiejszym swojego Profesora, osobę wielkiej mądrości, dobroci, dialogu i wiary. Uroczystości pogrzebowe będą miały miejsce w cerkwi na warszawskiej Woli (ul. Wolska 138/140) rozpoczynając się nabożeństwem o godz. 9.00. Niech spoczywa w pokoju.

18 kwietnia 2017

Esej Jean Hersch o korczakowskiej istocie wychowania

Współczesna pedagogika filozoficzna wciąż jeszcze nie korzysta z dzieł i myśli wybitnej filozof polskiego pochodzenia, antykomunistki - Jeanne Hersch. Urodziła się w 1910 r. w Genewie w rodzinie polsko-żydowskich emigrantów. Wraz z rodzicami, którzy zamierzali studiować właśnie w Szwajcarii, opuściła nasz kraj w 1940 r., ale nigdy nie rozstała się z językiem polskim jako jej językiem ojczystym i z polską kulturą narodową. Na obczyźnie spędziła ponad 80 lat swojego życia.

Studiowała najpierw literaturoznawstwo, a następnie filozofię w Heidelbergu u wybitnego przedstawiciela niemieckiego egzystencjalizmu – Karla Jaspersa. Temu też nurtowi pozostała wierna w swojej pracy naukowej, wpisując się w krąg nie tylko uczniów swojego Mistrza, ale i wybitnych kontynuatorów Jego myśli. Zaprzyjaźniła się z Karlem Jaspersem i jego żoną. Pracowała na Uniwersytecie w Genewie i tworzyła rozprawy filozoficzne, których ideą przewodnią były prawa człowieka i tolerancja. Studiowała filozofię w Heidelbergu u boku swojego Mistrza Karla Jaspersa tłumacząc jego rozprawy na język francuski.

Już jako wybitny naukowiec poświęciła temu egzystencjaliście swoją książkę. W 1956 r. uzyskała stanowisko profesora filozofii systematycznej na Uniwersytecie w Genewie. W udzielonym Adamowi Szostkiewiczowi wywiadzie dla „Tygodnika Powszechnego” (1992 nr 13) przekazała swój sposób myślenia filozofią. Jak stwierdziła: Otóż ja, przez Jaspersa, odkryłam, że dla mnie samej jest rzeczą oczywistą, że kiedy coś myślę w dziedzinie filozofii, wówczas to, co myślę, mnie zmienia. Zmienia mój sposób istnienia, mój rodzaj wierności, mój sposób zaangażowania, sposób kontaktowania się ze światem, z ludźmi, ze wszystkim. A więc, że w filozofii nie ma wiedzy czysto teoretycznej, niezależnej od tego, czym się jest, ale że to, co myślimy, nas zmienia; że poprzez myślenie filozoficzne stajemy się, że stajemy się kimś innym.

To dzięki K. Jaspersowi, a szczególnie jego rozprawie Die Schuldfrage (Pytanie o winę) stała się osobą niezwykle zaangażowaną ze swoimi filozofowaniem w podejmowanie prób czynienia tego świata lepszym, bardziej ludzkim. Jej filozofia miała charakter polityczny, a zarazem stanowiła swoistego rodzaju apel do sumień naukowców, by posługiwali się w swojej misji, w swoim tworzeniu rachunkiem sumienia, żeby ukazać wszystko, co nieautentyczne w ich sposobie uprawiania nauki, w ich religijności czy pracy dydaktycznej.

Jak mówiła we wspomnianym wywiadzie: Nasza działalność jest wtedy nieautentyczna, kiedy nie angażujemy się w poszukiwanie prawdy w sposób bezwarunkowy.

Przez dwa i pół roku kierowała w siedzibie UNESCO w Paryżu - Zakładem Filozofii, reprezentując zarazem w Radzie Wykonawczej rząd szwajcarski.
Na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu w Bazylei uzyskała tytuł doktora honoris causa. Jej twórczość filozoficzna została nagrodzona przez Foundation pour les Droits de l’homme. Uzyskała też za swoje publikacje nagrody Montaigne i Karla-Jaspersa. Przetłumaczyła też na język francuski dwa dzieła - zaprzyjaźnionego z nią - Czesława Miłosza – „Dolinę Issy” i „Zdobycie władzy”.

Publikuję w tym miejscu własny przekład eseju na temat wychowania w korczakowskim duchu, który napisała ponad ćwierć wieku temu i opublikowała w „Biuletynie Korczakowskim” Niemieckiego Towarzystwa Korczakowskiego (Wykład o wychowaniu, Wiedeń, styczeń 1992 za: „Korczak – Bulletin” 1996 nr 2, s. 20). Dzięki mojemu Przyjacielowi z Uniwersytetu im. Justusa Liebiga w Giessen a zarazem przewodniczącemu Niemieckiego Towarzystwa Korczakowskiego śp. Erichowi Dauzenrothowi miałem okazję osobiście rozmawiać z niezwykle mądrą postacią filozofii egzystencjalnej - profesor Jean Hersch.


Dzisiaj coraz częściej mówi się o wychowaniu. Wychowujemy jednak zawsze. Dzieci uczęszczają do szkół znacznie dłużej, niż dawniej, wydaje się na tę instytucję coraz więcej pieniędzy. Rzeczywiście, można nawet uwierzyć, że wychowanie staje się dla społeczeństwa pierwszoplanowym zadaniem.

Z drugiej jednak strony pojawia się pytanie, a po co tak naprawdę kogoś wychowywać? Coraz częściej dostrzegamy, że dla wielu osób wychowanie wydaje się czymś zupełnie zbytecznym. Osoby przychodzą przecież na świat jako jednostki ludzkie, jako cywilizowani obywatele. U nas, w Szwajcarii, chętnie się sądzi, że ludzie rodzą się demokratami. To zaś, co wydarza się każdej osobie, nie wymaga przecież wcale wychowania...

Sądzę, że ten rodzaj optymizmu jest dzisiaj bardzo odległy od realizmu Starego Doktora, od tego doświadczonego wychowawcy, jakim był Janusz Korczak. Pedagogika polega na tym, że towarzyszymy ludziom w ich, ukierunkowanej na przyszłość, pracy nad sobą. Bycie z człowiekiem, oto istota całej rzeczy! Nauczyciel jest takim pomocnikiem, kompanem dzieci. Korczak towarzyszył swoim wychowankom aż do śmierci. Bycie razem z kimś, towarzyszenie mu w jego drodze życiowej – oto istota wychowania!

Czy jednak dzisiaj nie myślimy często o tym, że już ludzie nie potrzebują wychowania, że nie jest wcale tak łatwo ich wychować, że oni nie potrzebują niczyjej w tym pomocy? Nie znam innej, tak wspaniałomyślnej postaci wychowawcy, jaką był Janusz Korczak. Obojętność w tej sprawie była mu całkowicie obca.

Dlaczego zatem idąc na śmierć do komory gazowej trzymał za rękę małe dziecko? Nie po to przecież, by stać się męczennikiem, nie po to też, by pokazać, jak mały jest ten człowiek, ale po prostu, by dzieci się mniej bały. Mniej lęku – gdyż miały obok siebie Starego Doktora – a to był wystarczający powód wychowującego bycia z nimi.


17 kwietnia 2017

Wielkanocna poezja polskich pedagogów


Bez komentarza pozostawiam Państwa w świąteczne dni z poezją polskich uczonych - pedagogów, literaturoznawców, których akademicka twórczość wzbogaca nas duchowo w stylistyce nie poddającej się - na szczęście - żadnej parametryzacji:



Na tym wzgórzu,

Na którym wznosi się krzyż

Postawmy stół Wielkanocny

A na nim złóżmy nasze ….

… serca, żądze oraz myśli.

I pozwólmy innym

…. kosztować siebie!


(Mariusz Dembiński, dr hab. UAM - 2010)


Wielkanoc

Rozsypały się wianki
i zioła
przed białym murem
Kościoła,
pasiaste spódnice
oplotły dziewczęta w pół

szczebiotały wczesne ptaki

wiklinowe koszyczki
mieniły się
pisankami, barwinkiem
a żółte bazie
złościły się
na krochmalone serwety.

Mlecze bezwstydnie ciekawe
wychylały długie szyje,
by pozdrowić jadące furmanki.

Pachniało Świętem

A pod białym murem Kościoła
mały żebrak w szarym swetrze
wyciągał wciąż rękę
po okruch chleba

i nieba.


(dr Zofia Olek-Redlarska, I tak już zostanie, Białystok 2004, s. 33; adiunkt Uniwersytetu w Białymstoku)


nie opuszczaj mnie Panie
nasłuchuję Twoich słów
a znad ciszy głos
przenosi mnie w dal

nie od dali niepojętej
ale spod splatanej myśli
słowa słyszę i nie wierzę
zapomniałam słów

więc nasłuchać się nie mogę
znaków Pana
znakiem soli
aby czas niezapomniany
przybył tylko z Jego woli
(...)

(dr hab. Danuta Mucha, Spowiedź myśli, Warszawa 2012, s. 40; adiunkt Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach)



15 kwietnia 2017

Pełnych radości, nadziei i zdrowia Świąt Wielkiej Nocy!


Święta Wielkiej Nocy są okresem dla wielu z nas szczególnego rodzaju spotkań z Źródłem Istnienia, Stwórczą Siłą, ale i z Bliskimi, dzięki którym budujemy DOBRO naszego życia.

Może właśnie w tych dniach uświadomimy sobie, jak bardzo jesteśmy naznaczeni Tym, który - choć jest Wielkim Nieobecnym - to jednak wraca do nas mocą radości i wartości życia.

Życzę zdrowych, spokojnych i pełnych nowych doznań Świąt Zmartwychwstania Pańskiego! Niech wiosenna aura sprzyja bliskim naszym sercom spotkaniom, a dzieląc się świątecznym jajkiem życzmy sobie tego, co ono symbolizuje od dawien dawna, a mianowicie nadzieję na lepsze, być może także inne wartości, które wpiszą w nasze życie żywotność, nową energię, siłę, płodność, początek i nieśmiertelność. Słonecznej aury na wszystkie następne dni i Wesołego Alleluja

14 kwietnia 2017

Poezją płaczemy po odejściu dra Bohdana Cyrańskiego



Łódzka pedagogika straciła uczonego-adiunkta-wykładowcę doktora Bohdana Cyrańskiego w dniu, w którym po raz ostatni przed Świętami Zmartwychwstania Pańskiego mogliśmy jeszcze spotykać się w miejscu pracy czy innych okolicznościach przekazując sobie życzenia. W klimacie liturgii Wielkiego Tygodnia, pieśni i nabożeństw pasyjnych, zostajemy zderzeni z ziemskim bólem rozstań i radością nowych narodzin, czyichś sukcesów i innych trosk oraz zmartwień.

Za ks. Adamem Bonieckim powiedziałbym - Bóg nie chciał tej ofiary, tylko miłosierdzia, ale organizm ludzki zmagający się od kilku lat z chorobą odmówił Bohdanowi nadziei na dalsze spełnianie się tu i teraz, na Ziemi, w naszym akademickim środowisku, w którym tak silnie zaznaczał swoją OBECNOŚĆ i TWÓRCZOŚĆ, ETOS i SPOŁECZNĄ WRAŻLIWOŚĆ.

Życie dra Bohdana Cyrańskiego się nie kończy, ale przemienia, bo był Osobą wierzącą i wierną wartościom, których sam był nośnikiem. Pisał, publikował, a więc jest razem z nami, w nauce poprzez swoje rozprawy, które odpowiadały wysokim standardom. Nie bez powodu w roku 2013, otrzymał najwyższe wyróżnienie w pedagogice społecznej, jakim jest Nagroda Łódzkiego Towarzystwa Naukowego im. Profesor Ireny Lepalczyk, w tym przypadku za pracę pt. Aksjologiczne podstawy pedagogiki społecznej Heleny Radlińskiej. Przykład zastosowania interpretacji hermeneutycznej, Łódź 2012, Wydawnictwo UŁ.


Wspólnie z Żoną Ewą, też doktor pedagogiki społecznej i ze swoim kierownikiem Katedry prof. Jackiem Piekarskim wydali książkę pt.Praktyki pedagogiczne w szkole. Projekt i porady metodyczne , która jest znakomitym świadectwem "wspólnotowej" troski o jak najwyższy poziom przygotowania studentów pedagogiki do wejścia w zawód. Stworzyli razem wyjątkową szkołę, laboratorium akademickiego kształcenia młodych dorosłych w praktyce do praktyki, ale w taki sposób, by na Uniwersytecie doświadczyli uczenia się jako używania wiedzy (właśnie owego praktykowania), które będzie ugruntowane w całokształcie doświadczenia.


Jeszcze kilka tygodni temu rozmawiał z każdym członkiem Rady Wydziału, by przeprowadzić drobną, ale w imię godności pracowników pomocniczych uchwałę o nieznacznym chociaż podwyższeniu ich premii. Do końca był nie tylko uczonym, który nie zdążył, mimo wielu rozpraw naukowych wszcząć postępowania habilitacyjnego, ale kolegą, współpracownikiem, empatycznym i zawsze myślącym kategorią dobra wspólnego. A to wcale nie jest tak często spotykana postawa w naszym środowisku. Nie zdążył z własnym awansem ku samodzielności, bo wiecznie troszczył się jako związkowiec o innych, nieustannie domagał się poszanowania praw pracowników, którzy w akademickim środowisku, na każdym stanowisku pracy są najzwyczajniej w świecie sproletaryzowani.

Pracował przez wiele lat w różnych miejscach, obok tego najważniejszego dla Niego, jakim zawsze był Uniwersytet Łódzki, Wydział Nauk o Wychowaniu, by żyć na miarę potrzeb młodej inteligencji, klasy średniej, która tworzy spójne chrześcijańskimi wartościami rodziny troszcząc się o rozwój i wykształcenie własnych dzieci. Tam, gdzie mogłem, też Go zatrudniałem, bo należał do grupy wiarygodnych i zaangażowanych nauczycieli akademickich. Oj, nasi studenci musieli naprawdę się nauczyć, słuchać Go ze zrozumieniem, przejść przez warsztat metodologii badań społecznych, by z poczuciem wiedzy i umiejętności dotrwać do dyplomowego egzaminu.

Nie chce się wierzyć, bo trudno jest pogodzić się z odejściem wciąż przecież młodego nauczyciela akademickiego, przed którym było tyle wyzwań, ciekawych zadań i Jego pasji do rozwiązywania najtrudniejszych spraw ludzkich. Odszedł od nas, tu w Łodzi - PEDAGOG przez wielkie P, szlachetny, prawdziwy, oddany i wierny wartościom Ojciec, Mąż, Przyjaciel, Kolega, Współpracownik. Łącząc się w bólu z Jego Małżonką - Ewą i Synem, nie znajduję innych słów na Jego Pożegnanie jak fragment wiersza, którego autorką jest studentka naszego Wydziału pani Aleksandra Dec. W tomiku "Skarbonka milczenia" (Kraków 2015, s. 46) pisze - w zupełnie innym kontekście - ale oddając treścią w tej bolesnej okoliczności mój smutek:

"poezją płaczę, gdy mi smutno,

poezją milczę, by zbyt wiele nie mówić.

poezją widzę, by nie być jak zamknięty w pustce,

poezją wątpię, by dla innych być siłą
.
(...) "

Dr Bohdan Cyrański będzie dla nas dalej siłą swoich rozpraw i pamięci o Jego życiu. Niech spoczywa w pokoju!

Skok na Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów

Złożenie przez naukowca do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego skargi na przewlekłe prowadzenie postępowania przez Centralną Komisję do Spraw Stopni i Tytułów w sprawie nadania tytułu profesora czy odwołania od odmowy nadania stopnia doktora habilitowanego itp. nie ma w obecnej sytuacji prawnej racji bytu.

Pisałem o tym jakiś czas temu, że Centralna Komisja została ubezwłasnowolniona decyzją premier rządu, która nie powołała na funkcję przewodniczącego tego organu żadnego z dwóch wybranych przez Zgromadzenie Ogólne kandydatów. Minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin przedłożył w Sejmie projekt nowelizacji ustawy, w świetle którego premier będzie miał prawo wskazać przewodniczącego CK spośród wszystkich członków tego organu. Dopóki zatem Sejm nie przyjmie tej nowelizacji, a prezydent RP nie podpisze ustawy, to mamy paraliż.

Tak więc, nie ma sensu składanie skargi do WSA, gdyż można ją wnieść dopiero po wyczerpaniu środków zaskarżenia. Najpierw zatem należałoby zaskarżyć premier rządu. Jak interpretuje tego typu skargi WSA: Przez wyczerpanie środków zaskarżenia należy rozumieć sytuację, w której stronie nie przysługuje już żaden środek zaskarżenia, taki jak zażalenie, odwołanie lub wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy, przewidziany w ustawie.

Tymczasem w "Rzeczpospolitej" prof. dr. hab. inż. Jacek Zimny, członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP oraz profesor AGH, opublikował typowy dla lat 50. XX w. artykuł o rzekomym hamowaniu rozwoju nauki przez Centralną Komisję. Nie dość, że nie wie, jaka jest sytuacja prawna krytykowanego przez niego organu, to stwierdza m.in.:

" Instytucją centralną mającą bezpośredni wpływ na strategiczny rozwój kadry naukowej w Polsce jest Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów Naukowych. (...) Jest ona organem nie tylko nieprzydatnym, ale wręcz szkodliwym, blokującym rozwój kadry profesorskiej. Wnioski o nadanie tytułów, jakie przez nią przechodzą, są nieadekwatne do wymagań polskiej nauki oraz rozwoju społeczno-gospodarczego naszego kraju."

Sądziłem, że o rozwoju kadry naukowej w Polsce decyduje ona sama wynikami własnych osiągnięć badawczych. To prawda, że wnioski o nadanie tytułu naukowego profesora są zatwierdzane przez Centralną Komisję, ale z perspektywy czteroletniej służby na funkcji przewodniczącego Sekcji CK mam materialne dowody na brak zasadności takiej oceny. Gdyby nie ten organ, to profesorami zostaliby m.in. oszuści, plagiatorzy, osoby o niezgodnych ze standardami naukowymi w ramach reprezentowanej przez siebie dziedziny osiągnięciach naukowych.

Centralna Komisja stoi na straży prawa i etosu nauki. Czyżby powyższy adwersarz postanowił sprzyjać temu, żeby w postępowaniach o nadanie tytułu naukowego profesora było miło, łatwo i przyjemnie bez spełniania jakichkolwiek wymogów, poza być może posiadaniem legitymacji partyjnej formacji rządzącej? Na jakiej podstawie stwierdza, że: Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów Naukowych powinna być strażnikiem etosu nauki, dziś jest natomiast przede wszystkim państwem w państwie.(Nauka i rozwój, Rzeczpospolita z dn. 7.04.2017, s. A11) Co przez to rozumie?

Na czym polega owo państwo w państwie, skoro to właśnie władze państwowe nie tylko określają jego zadania, kontrolują jego funkcjonowanie oraz przeprowadzają w Sejmie III RP kolejne nowelizacje, które są częściowo patogenne w swoich zapisach? Wielokrotnie było to wykazywane nie tylko w mediach, ale jest opublikowane w komentarzach prof. Huberta Izdebskiego do Ustawy o stopniach i tytułach naukowych?

Kuriozalny i ośmieszający tego autora jest wytyk, jakoby Centralna Komisja była (...) współodpowiedzialna za obniżanie się poziomu polskiej nauki, widocznego również za sprawą spadku dwóch najlepszych uniwersytetów z czwartej do piątej setki rankingu szanghajskiego. Dlaczego nie wymienił jeszcze innych rankingów, raportów światowych i wewnątrzkrajowych oraz nie dodał, że Centralna Komisja jest współodpowiedzialna także za wynalezienie grafenu? Zapewne także jest współodpowiedzialna za niskie płace w środowisku akademickim i brak przydziału na mydło socjalne, jak miało to miejsce w latach PRL.

Co proponuje profesor osadzony w Narodowej Radzie Rozwoju? Trzeba ją więc zlikwidować w jej dotychczasowej strukturze i zakresie obowiązków. Obowiązki Komisji należy przekazać pod jurysdykcję prezydenta i jego Kancelarii, jak w stanie prawnym w latach 1933-1951. Teraz jest wszystko jasne. Czyżby profesor chciał zrealizować się w organie centralnym u boku Prezydenta RP, bo własne środowisko nie wybrało go do CK? Nie można napisać wprost, że chce się kierować instytucją tego typu, tylko trzeba pisać takie bzdety, bez jakichkolwiek przesłanek rzeczowych?