Złożenie przez naukowca do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego skargi na przewlekłe prowadzenie postępowania przez Centralną Komisję do Spraw Stopni i Tytułów w sprawie nadania tytułu profesora czy odwołania od odmowy nadania stopnia doktora habilitowanego itp. nie ma w obecnej sytuacji prawnej racji bytu.
Pisałem o tym jakiś czas temu, że Centralna Komisja została ubezwłasnowolniona decyzją premier rządu, która nie powołała na funkcję przewodniczącego tego organu żadnego z dwóch wybranych przez Zgromadzenie Ogólne kandydatów. Minister nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin przedłożył w Sejmie projekt nowelizacji ustawy, w świetle którego premier będzie miał prawo wskazać przewodniczącego CK spośród wszystkich członków tego organu. Dopóki zatem Sejm nie przyjmie tej nowelizacji, a prezydent RP nie podpisze ustawy, to mamy paraliż.
Tak więc, nie ma sensu składanie skargi do WSA, gdyż można ją wnieść dopiero po wyczerpaniu środków zaskarżenia. Najpierw zatem należałoby zaskarżyć premier rządu. Jak interpretuje tego typu skargi WSA: Przez wyczerpanie środków zaskarżenia należy rozumieć sytuację, w której stronie nie przysługuje już żaden środek zaskarżenia, taki jak zażalenie, odwołanie lub wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy, przewidziany w ustawie.
Tymczasem w "Rzeczpospolitej" prof. dr. hab. inż. Jacek Zimny, członek Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP oraz profesor AGH, opublikował typowy dla lat 50. XX w. artykuł o rzekomym hamowaniu rozwoju nauki przez Centralną Komisję. Nie dość, że nie wie, jaka jest sytuacja prawna krytykowanego przez niego organu, to stwierdza m.in.:
" Instytucją centralną mającą bezpośredni wpływ na strategiczny rozwój kadry naukowej w Polsce jest Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów Naukowych. (...) Jest ona organem nie tylko nieprzydatnym, ale wręcz szkodliwym, blokującym rozwój kadry profesorskiej. Wnioski o nadanie tytułów, jakie przez nią przechodzą, są nieadekwatne do wymagań polskiej nauki oraz rozwoju społeczno-gospodarczego naszego kraju."
Sądziłem, że o rozwoju kadry naukowej w Polsce decyduje ona sama wynikami własnych osiągnięć badawczych. To prawda, że wnioski o nadanie tytułu naukowego profesora są zatwierdzane przez Centralną Komisję, ale z perspektywy czteroletniej służby na funkcji przewodniczącego Sekcji CK mam materialne dowody na brak zasadności takiej oceny. Gdyby nie ten organ, to profesorami zostaliby m.in. oszuści, plagiatorzy, osoby o niezgodnych ze standardami naukowymi w ramach reprezentowanej przez siebie dziedziny osiągnięciach naukowych.
Centralna Komisja stoi na straży prawa i etosu nauki. Czyżby powyższy adwersarz postanowił sprzyjać temu, żeby w postępowaniach o nadanie tytułu naukowego profesora było miło, łatwo i przyjemnie bez spełniania jakichkolwiek wymogów, poza być może posiadaniem legitymacji partyjnej formacji rządzącej? Na jakiej podstawie stwierdza, że: Centralna Komisja ds. Stopni i Tytułów Naukowych powinna być strażnikiem etosu nauki, dziś jest natomiast przede wszystkim państwem w państwie.(Nauka i rozwój, Rzeczpospolita z dn. 7.04.2017, s. A11) Co przez to rozumie?
Na czym polega owo państwo w państwie, skoro to właśnie władze państwowe nie tylko określają jego zadania, kontrolują jego funkcjonowanie oraz przeprowadzają w Sejmie III RP kolejne nowelizacje, które są częściowo patogenne w swoich zapisach? Wielokrotnie było to wykazywane nie tylko w mediach, ale jest opublikowane w komentarzach prof. Huberta Izdebskiego do Ustawy o stopniach i tytułach naukowych?
Kuriozalny i ośmieszający tego autora jest wytyk, jakoby Centralna Komisja była (...) współodpowiedzialna za obniżanie się poziomu polskiej nauki, widocznego również za sprawą spadku dwóch najlepszych uniwersytetów z czwartej do piątej setki rankingu szanghajskiego. Dlaczego nie wymienił jeszcze innych rankingów, raportów światowych i wewnątrzkrajowych oraz nie dodał, że Centralna Komisja jest współodpowiedzialna także za wynalezienie grafenu? Zapewne także jest współodpowiedzialna za niskie płace w środowisku akademickim i brak przydziału na mydło socjalne, jak miało to miejsce w latach PRL.
Co proponuje profesor osadzony w Narodowej Radzie Rozwoju? Trzeba ją więc zlikwidować w jej dotychczasowej strukturze i zakresie obowiązków. Obowiązki Komisji należy przekazać pod jurysdykcję prezydenta i jego Kancelarii, jak w stanie prawnym w latach 1933-1951. Teraz jest wszystko jasne. Czyżby profesor chciał zrealizować się w organie centralnym u boku Prezydenta RP, bo własne środowisko nie wybrało go do CK? Nie można napisać wprost, że chce się kierować instytucją tego typu, tylko trzeba pisać takie bzdety, bez jakichkolwiek przesłanek rzeczowych?