07 października 2014

Ćwiczenia szkolne z wulgaryzmów?


Kiedy otrzymałem na fejsie fotkę strony zeszytu jednego z uczniów klasy II szkoły podstawowej miasta stołecznego Warszawy sądziłem, że to jest jakaś złośliwość sfrustrowanego rodzica lub niezadowolonego ucznia klasy szóstej. Tymczasem TVP-INFO poinformowała w sobotę swoich widzów, a przedrukowują to portale prasowe, następująco:

Skandal w podstawówce na stołecznym Ursynowie. Nauczycielka na lekcji języka polskiego uczyła dzieci rozróżniania spółgłosek i samogłosek na tekstach, w których roiło się od wulgaryzmów. Rodzice, którzy o sprawie dowiedzieli się z zeszytów swoich dzieci, są zszokowani. Szkoła na Kabatach dystansuje się od problemu.

Co to jest? Przedwyborcza "wrzutka" do Internetu, czyjaś prowokacja? Próba skompromitowania dyrektora (-ki) szkoły w obliczu nadchodzących wyborów do samorządu? Chęć czyjejś zemsty na nauczycielce siedmiolatków? Wydaje się to tak surrealistyczne, że aż niemożliwe. Wszystko się w tym komunikacie nie zgadza. Wiemy przecież, że we wczesnej edukacji nie ma nauczycieli przedmiotowych, tylko jest jeden nauczyciel-wychowawca kształcenia zintegrowanego który nie realizuje odrębnie zajęć z języka polskiego, osobno z matematyki, wiedzy o środowisku przyrodniczo-społecznym itd.

Dziennikarz komunikuje społeczeństwu (w jego tekście jest błąd ortograficzny):

Rodzice uczniów ze szkoły podstawowej nr 16 na Kabatach nie mogli uwierzyć własnym oczom – w zeszytach ich dzieci znajdowały się wycinki z prasy i książek, w których roiło się od wulgaryzmów. Okazało się, że nauczycielka na lekcji języka polskiego postanowiła uczyć dzieci rozróżniania spółgłosek i samogłosek na przykładzie tekstów, zawierających m.in. takie zwroty jak: "Idź p…l swoją matkę!", "P..l się Hitlerze", "Cześć rasiści".

Jeśli to prawda, to zdumiewająca i rodzice mają pełne prawo domagać się wyjaśnień od nauczycielki wczesnej edukacji, dlaczego tak postąpiła. Jako członkowie Rady Rodziców nic nie wskórają, gdyż opinie tego organu, ani jego wnioski nie są w żadnej mierze zobowiązujące dla dyrektora szkoły czy nadzoru pedagogicznego. Gdyby działała w SP nr 16 na Kabatach Rada Szkoły, to mogłaby przeprowadzić diagnozę zaistniałego zdarzenia, zaprosić na rozmowę nauczycielkę i podjąć decyzję o zastosowaniu odpowiedniej sankcji wobec niej jej bezpośredniego przełożonego. Dyrektor nie mógłby takiego wniosku zlekceważyć i nie zrealizować, gdyż wówczas Rada Szkoły złożyłaby wniosek do organu prowadzącego szkołę o ukaranie nie tylko nauczycielki, ale i dyrektora szkoły. Jej za naruszenie dobrych obyczajów i standardów pracy pedagogicznej w szkole, a jego za nierespektowanie prawa oświatowego.

Rodzice nie znają prawa oświatowego i nie wiedzą, że gdyby powołali do życia radę szkoły, to mogliby z własnej inicjatywy diagnozować problemy społeczno-wychowawcze w szkole lub powierzać tego typu badanie specjalistom, oceniać i opiniować pracę nauczyciela a nawet dyrektora szkoły, by móc wnioskować - w zależności od wyniku - o wyróżnienie lub karę do właściwych przełożonych.


Niestety, rodzice nie wiedzą, że ustawa o systemie oświaty zachęca do powoływania obok rady rodziców także rady szkoły, który to organ jest nadrzędnym ciałem społecznej kontroli i współpracy rodziców wraz z nauczycielami na rzecz uczynienia szkoły środowiskiem przyjaznym, wartościowym i godnym edukacji dzieci. Wolą wysłać anonimową wrzutkę do komunikatora społecznego, zainteresować problemem dziennikarzy, a ci ostatni dla zwiększenia poczytności odpowiednio wyolbrzymią sprawę. Może zatem warto zacząć od dołu, od własnej partycypacji, zainteresowania się tym, kto uczy nasze dzieci, kim jest, jakie ma kwalifikacje, jakie preferencje metodyczne w kształceniu i wychowywaniu itp. Może należałoby najpierw spotkać się z wychowawcą klasy, nauczycielem i porozmawiać z nim nie tylko o tym, jaki jest plan zajęć, czy i jak wysokie mają być składki na radę rodziców (chociaż wiadomo, że mogą być dla wszystkich zerowe), czego oczekuje od dzieci, a czego spodziewa się po rodzicach i jak można mu pomóc, a w czym i z kim razem z nim powalczyć?

A może to dzieci miały zadaną pracę do domu, by wkleiły dowolny tekst z gazety, jaką czytają rodzice? To Jaś wkleił, a pani pewnie przeżyła wstrząs? A może macie inne hipotezy?

06 października 2014

Deklaracja Obywatelska w służbie edukacji narodowej





Piątkowa debata, która miała miejsce w Collegium Civitas w Warszawie, w jubileuszowym roku 25-lecia polskiej transformacji społeczno-politycznej , została zorganizowana przez Fundację „Rodzice Szkole” wraz z Komitetem Nauk Pedagogicznych PAN. Szczególnym patronatem objął ją Prezydent RP Bronisław Komorowski.


Z relacji Pani prof. Marii Dudzikowej z KNP PAN wiem, że była znakomitą okazją nie tylko do afirmowania wszystkiego tego, co obywatelskim środowiskom udało się dotychczas zrealizować, ale także pozwala na dostrzeżenie - skrywanych przez wyspecjalizowane służby propagandowe –procesów degradacji, niszczenia polskiej demokracji z udziałem edukacji publicznej i odpowiedzialnych za to podmiotów. Mimo objęcia patronatem tej konferencji przez MEN nikt - rzecz jasna z tego urzędu nie przybył. Przyjechali natomiast z kraju kuratorzy lub wicekuratorzy oświaty i dyrektorzy przedszkoli oraz szkół, a także działacze edukacyjnych organizacji obywatelskich.

Nie wiemy, kogo obawiali się urzędnicy MEN - czy działaczy oddolnych ruchów obywatelskich, czy profesor pedagogiki z KNP PAN, czy oddanych oświacie niepublicznej i publicznej rodziców? Może lękano się, że dojdzie do konfrontacji z przedstawicielami ruchu "Ratujmy Maluchy", który w nowej wersji powinien przemianować się na "Ratujmy Rodziców", bo to w nich tkwi siła troski i walki o edukacyjne losy własnych dzieci.

Z każdym rokiem pojawiają się coraz bardziej niepokojące wyniki badań naukowych, ale także krytyczne głosy części polityków, samorządowców, obywateli skupionych wokół oddolnej, w tym pozarządowej służby na rzecz polskiej edukacji, które wskazują na kryzys polskiej demokracji, na zanik włączania się młodych obywateli w procesy społecznej współodpowiedzialności za zachodzące zmiany w systemie oświatowym. Coraz bardziej uświadamiamy sobie ogromny dysonans między tym, co było celem oraz przedmiotem walki środowisk opozycyjnych w dobie PRL, postulatami solidarnościowego ruchu oporu a ich zdradziecką realizacją w wolnej już przecież Polsce.

O marnotrawstwie etosu „Solidarności” i skutecznym odradzaniu się w sposobach sprawowania władzy przez elity wszystkich opcji politycznych centralizacji, etatyzmu, biurokratyzmu i pozoranctwa w polityce oświatowej mówiła Wiceprzewodnicząca Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN prof. Maria Dudzikowa.

Przekazałem Uczestnikom tej debaty życzenia, by konferencja sprzyjała rozwijaniu refleksyjności społecznej w zakresie niedostatków autonomii działania pedagogicznego nauczycieli w wyniku nieustannych nadregulacji prawnych ich profesji. Wymiana poglądów i doświadczeń powinna wzmacniać wzrost aktywności obywatelskiej, rzeczywistej i oby docenianej partycypacji rodziców w procesy wychowawcze w szkołach. Tylko wówczas osłabi się władzę biurokratyczną, która nie będzie mogła już z taką łatwością traktować swoich obywateli jako „poddanych”.

Wzajemne zaufanie do władz i instytucji oświatowych oraz do głównych aktorów sceny edukacyjnej (nauczyciele, uczniowie i ich rodzice) powinno być czynnie wypracowywane i negocjowane, by redukować obojętność części z nich na pojawiające się w szkolnictwie patologie lub dysfunkcje.
W imieniu władz Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN wyraziłem też głęboki szacunek dla oddolnych, obywatelskich inicjatyw w służbie edukacji rozumianej jako ogólnonarodowe dobro.

Wiem, że cele konferencji zostały zrealizowane, bowiem jej Uczestnicy przyjęli następującej treści Deklarację Obywatelską:



Warszawa 3 października 2014 roku


Uczestnicy konferencji: Środowiska obywatelskie w służbie edukacji narodowej 1989– 2014 wyrażają uznanie i podziękowanie wszystkim tym, którzy w latach 80. ub. wieku mieli odwagę sprzeciwić się komunistycznemu systemowi edukacji i wskazać drogę, prowadzącą do oświatowego pluralizmu, powstania szkolnictwa niepublicznego oraz wyzwolenia energii społecznej, służącej rozwojowi działalności pro publico bono.

Doceniamy także znaczenie szeregu prac na polu edukacji narodowej podejmowanych w minionym dwudziestopięcioleciu przez tysiące obywateli i liczne organizacje pozarządowe. To dzięki ich aktywności, zaangażowaniu i wieloletnim konsekwentnym działaniom, polegającym na budowaniu poparcia społecznego oraz przekonywaniu do proponowanych zmian parlamentarzystów i ministrów edukacji narodowej, wprowadzono do polskiego systemu oświaty wiele rozwiązań, wychodzących naprzeciw wyzwaniom XXI wieku.

Dostrzegając osiągnięcia i szanse, ale również zagrożenia, wynikające z pewnych błędów w polityce oświatowej państwa, jakie pojawiają się przed polską szkołą, uważamy za niezbędne budowanie stałej płaszczyzny publicznej debaty w sprawach dotyczących narodowego systemu edukacji. Niezbędna jest także trwała współpraca wszystkich obywateli naszego kraju, dla których przyszłość Polski oraz wykształcenie i wychowanie młodego pokolenia są priorytetami w działaniu na rzecz dobra wspólnego. Taką debatę rozpoczynamy konferencją: Środowiska obywatelskie w służbie edukacji narodowej 1989 – 2014, deklarując jednocześnie jej kontynuowanie i zapraszając do niej rodziców, nauczycieli, uczniów, samorządy terytorialne, przedstawicieli oświatowej administracji publicznej i polityków.


W imieniu organizatorów konferencji:



Prof. dr hab. Maria Dudzikowa - Wiceprzewodnicząca Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN.



Prof. dr hab. Stanisław Mocek- Rektor Collegium Civitas



Wojciech Starzyński – Prezes Zarządu Fundacji „Rodzice Szkole”

W imieniu Rzecznika Praw Dziecka – Marka Michalaka

- prof. APS dr hab. Barbara Smolińska-Theiss



Prezes Fundacji "Rodzice Szkole" pan Wojciech Starzyński przekazał mediom następującej treści pokonferencyjny komunikat:

Nowy etap w uspołecznieniu polskiej szkoły - refleksje pokonferencyjne


Konferencją Środowiska obywatelskie w służbie edukacji narodowej 1989 – 2014 Fundacja „Rodzice Szkole” i skupiające się wokół niej środowiska rodziców (przede wszystkim rad rodziców) oraz nauczycieli i dyrektorów szkół, rozpoczęły nowy etap w procesie uspołeczniania polskiej oświaty.

Okres, w którym znaczącym kreatorem i konstruktywnym recenzentem polityki oświatowej państwa, były powstające na przełomie lat 80 i 90-tych ub. wieku organizacje pozarządowe, należy uznać za zamknięty. Dziś ci, którzy doprowadzili do złamania monopolu państwowego w systemie edukacji , założyli setki niepublicznych szkół i przedszkoli oraz aktywnie uczestniczyli w reformie polskiego szkolnictwa, zamykają się w wąskim obszarze oświaty niepublicznej i wyraźnie nie mają ochoty z tej niszy edukacyjnej wychodzić. Podkreślam , że moim celem jest pokazanie obecnych realiów, a nie krytykowanie kogokolwiek, ponieważ zasługi jakie dla polskiej oświaty położyły w minionym dwudziestopięcioleciu, takie organizacje jak m.in. Społeczne Towarzystwo Oświatowe czy Stowarzyszenie Przymierze Rodzin, na trwałe zapisały się w procesie zmian po 4 czerwca 1989 roku. Mówiliśmy o tym między innymi na naszej konferencji, zaznaczając, że jest to piękny, ale już zamknięty rozdział najnowszej historii polskiej szkoły.

Dziś przyszłość oświaty w znacznej mierze spoczywa w rękach rodziców, a przede wszystkim rad rodziców - mądrych, aktywnych, poczuwających się do odpowiedzialności nie tylko za szkołę własnych dzieci, ale za cały systemu edukacji. To one powinny nawiązywać ze sobą współpracę budując silny ogólnopolski ruch Rad Rodziców. To one powinny wspierać dobrych, odpowiedzialnych nauczycieli (a jest ich na pewno wiele tysięcy), próbujących wyrwać się z bezdusznej biurokratycznej machiny, w którą ten wspaniały zawód wtłaczają urzędnicy MEN i kolejni ministrowie edukacji narodowej.
Taką refleksją zakończyliśmy nasze spotkanie, takie przesłanie zostało zamieszczone w przyjętej Deklaracji Obywatelskiej.


Wojciech Starzyński
Prezes Zarządu Fundacji „Rodzice Szkole”

P.S. W trakcie konferencji kilkakrotnie podkreślano jak ważny dla uczestników był Patronat Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, oraz skierowany do nich list od Pana Prezydenta.
Szkoda, że mimo oficjalnego zaproszenia, tego znaczącego dla polskiej oświaty wydarzenia nie dostrzegła minister edukacji narodowej p. Joanna Kluzik-Rostkowska.
W ocenie obecnych było to nie tylko zaprzeczeniem ogólnie przyjętych zasad, ale również wyraźnym naruszeniem norm i obowiązków wynikających z piastowanego stanowiska.



25 lat działań obywatelskich

W dniu 3 października br. odbyła się organizowana przez Fundację „Rodzice Szkole”, we współpracy z Komitetem Nauk Pedagogicznych PAN i Collegium Civitas, konferencja

Środowiska obywatelskie w służbie edukacji narodowej 1989 – 2014


Uczestniczyło w niej ponad 100 osób, wśród których znaleźli się Kuratorzy Oświaty, przedstawiciele oświatowych organizacji pozarządowych, reprezentanci samorządów terytorialnych, dyrektorzy i nauczyciele szkół, liczna grupa przedstawicieli rad rodziców oraz osoby od lat współpracujące z naszym środowiskiem. Konferencja rozpoczęła się odczytaniem listu od Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, którego fragment przytaczam:

Dobra edukacja zakłada gotowość do dialogu i współpracy wszystkich stron tego procesu. Zgodnie z ideą głoszoną przez głównego organizatora, Fundację „Rodzice Szkole” rodzice powinni być dla szkoły partnerami i sprzymierzeńcami. Dziękuję Państwu za obywatelskie zaangażowanie i troskę o przyszłe pokolenia.

Bardzo ciekawy program, wypełniony referatami dotyczącymi wielu tematów związanych
z polską edukacją, wywołał ożywioną dyskusję, zakończoną przyjęciem Deklaracji Obywatelskiej wytyczającej kierunek działań. które zgromadzeni chcą podejmować.
Na pełną ocenę wpływu konferencji na życie publiczne kraju jeszcze za wcześnie
(na pewno pomoże w tym, zadeklarowane przez organizatorów wydanie materiałów pokonferencyjnych), ale już dziś zachęcam do zapoznania się z felietonem p Wojciecha Starzyńskiego, będącym pierwszą próbą podsumowania tego, ważnego dla polskiej oświaty,
wydarzenia.
Krzysztof Zuba
Rzecznik Prasowy Fundacji „Rodzice Szkole”

05 października 2014

Czy powstanie nowy podział dziedzin nauk?


Jak pisałem przed wakacjami, w wyniku czerwcowych obrad w Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk przekazałem Pani Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego treść uchwał, które dotyczą kluczowych kwestii odpowiedzialności władz państwowych za stan regulacji prawnych. Wymagają one jak najszybszych korekt, by w jednych sprawach zakończyć wreszcie długotrwale podtrzymywany stan patologii (o tym wielokrotnie Komitet informował MNiSW) w środowisku akademickim czy też podjęcia działania sprzyjającego naprawie aktualnych problemów w kształceniu kadr. Są to uchwały w następujących kwestiach:

1. Uchwała w sprawie skutecznego wstrzymania turystyki habilitacyjnej Polaków na słowackie uczelnie.

2. Uchwała w sprawie włączenia pedagogiki jako dyscypliny naukowej do dziedziny nauk humanistycznych.

3. Uchwała w sprawie zmian związanych z ujednoliceniem przepisów resortowych Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego określających wymagania w zakresie standardów kształcenia przygotowujących do wykonywania zawodu nauczyciela z dnia 17 stycznia 2012 r. oraz Ministerstwa Edukacji Narodowej w sprawie szczegółowych kwalifikacji wymaganych od nauczycieli z dnia 12 marca 2009 r.

4. Uchwała Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN popierająca STANOWISKO WYDZIAŁU I POLSKIEJ AKADEMII NAUK W SPRAWIE SYTUACJI NAUK HUMANISTYCZNYCH I SPOŁECZNYCH W POLSCE.

Komitet Nauk Pedagogicznych PAN otrzymał od Sekretarza Stanu pana prof. Marka Ratajczaka rzetelną odpowiedź na powyższe kwestie, toteż będę dzielił się tak nią, jak i dalszym postępem współpracy Komitetu z resortem nauki i szkolnictwa wyższego.


Zacznę od kwestii kluczowej - nie tylko dla pedagogiki - a dotyczącej naszego stanowiska, by "dopisać" ją jako dyscyplinę naukową do dziedziny nauk humanistycznych. Zdaniem Podsekretarza Stanu:

Wobec propozycji przyporządkowania m.in. dyscypliny naukowej "pedagogika" zarówno do dziedziny nauk społecznych, jak również do dziedziny nauk humanistycznych, Centralna Komisja wyraziła stanowisko, zgodnie z którym nie wydaje się uzasadnione "dublowanie" jednorodnych dyscyplin naukowych. W opinii Centralnej Komisji celowe byłoby rozważenie powrotu do jednej dziedziny, obejmującej obecne nauki humanistyczne i nauki społeczne, która to dziedzina mogłaby nosić nazwę "nauk humanistyczno-społecznych".

Niezależnie od powyższego, uprzejmie informuję, iż do Ministerstwa napływają ze strony środowiska akademickiego liczne postulaty dotyczące dokonania zmian w wykazie obszarów wiedzy, dziedzin nauki i sztuki oraz dyscyplin naukowych i artystycznych - (Dz.U. Nr 179, poz. 1065). Postulowane zmiany mają charakter kompleksowy, tj. dotyczą zarówno utworzenia nowych dyscyplin naukowych, przeniesienia poszczególnych dyscyplin naukowych do innych dziedzin nauki, jak również umieszczenia poszczególnych dyscyplin naukowych w więcej niż jednej dziedzinie nauki.

W dniach 29 maja 2014 r. w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego odbyło się spotkanie Pani minister Leny Kolarskiej-Bobińskiej z Centralną Komisją do Spraw Stopni i Tytułów, Radą Główną Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Komitetem Polityki Naukowej, Radą Młodych Naukowców i Zespołem do Spraw Dobrych Praktyk Akademickich. Przedmiotem spotkania był sposób finansowania Centralnej Komisji, procedura nadawania tytułu naukowego profesora, sposób recenzowania w postępowaniach habilitacyjnych oraz o nadanie tytułu naukowego profesora, współpraca Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z Centralną Komisją oraz pozostałymi uczestnikami spotkania.

Wobec ww. postulatów dotyczących zmian w wykazie obszarów wiedzy, dziedzin nauki i sztuki oraz dyscyplin naukowych i artystycznych ustalono, iż zorganizowane zostanie kolejne spotkanie w analogicznym gronie, w ramach którego przedyskutowane zostaną możliwości wypracowania nowych reguł podziału nauk, uwzględniających propozycje środowiska akademickiego.

04 października 2014

Demaskujmy kłamliwą propagandę oświatową


Mój przyjaciel spotkał emerytowanego profesora matematyki PAN. Wybitny specjalista, który wykształcił znakomitych matematyków. Autor podręczników szkolnych i akademickich, które nie powstawały w wyniku politycznego zapotrzebowania na kicz. Jego emerytura jest tak "wysoka", że poprosił go, by mu kupił najtańszy chleb, bo na więcej mu nie starczy. Nauczyciele i emerytowani profesorowie mają godność. Nie wyjdą na ulicę jak górnicy i nie będą palić opon. Nie zjadą do piwnicy szkolnej, by strajkować. Na ich honorze i mitycznej misji bazuje każda władza (z wyłączeniem pierwszego, postsocjalistycznego ministra edukacji Henryka Samsonowicza, bowiem za jego kadencji płace były bardzo wysokie, powyżej średniej krajowej).

Zbliżają się wybory samorządowe, a za rok parlamentarne. Powinniśmy pamiętać o tym, że pensje nauczycieli są ustanawiane przez MEN i w bieżącym roku szkolnym minimalne stawki wynagrodzenia zasadniczego wynoszą (brutto):

• dla nauczyciela stażysty: 2.265 zł;

• dla nauczyciela kontraktowego: 2.331 zł;

• dla nauczyciela mianowanego: 2.647 zł;

• dla nauczyciela dyplomowanego: 3.109 zł.

Dla porównania przyjrzyjmy się danym GUS z marca 2014 r. Średnia krajowa brutto pół roku temu wyniosła 4017,75 zł, co oznacza, że żadna z nauczycielskich grup zawodowych nie osiągnęła tego stanu. Polscy nauczyciele zarabiają od 50% do 25% mniej niż wynosi średnia krajowa.

Nie wspominam tu o nędznych płacach młodych pracowników nauki, adiunktów, ale i doktorów habilitowanych, których płace podstawowe nie mają szans na osiągnięcie tej średniej. Wszyscy oni, także profesorowie muszą dorabiać na drugim etacie lub podejmować się działalności gospodarczej (usługowej). Tymczasem władze mają usta pełne frazesów na temat budowania społeczeństwa wiedzy, społeczeństwa informacyjnego.

Pani minister Joanna Kluzik-Rostkowska nie chwali się na konferencjach prasowych, że zamroziła pulę pieniędzy na zakładowy fundusz świadczeń socjalnych dla nauczycieli. Nie informuje też polskiego społeczeństwa, że polscy nauczyciele mają najniższe płace spośród pedagogów państw UE, nie wspominajmy już o krajach OECD.

Prekariat jest dobrym określeniem dla sytuacji zawodowej i kulturowej polskich nauczycieli, od których wymaga się wiele, ale daje im najmniej. To tak, jak chcielibyśmy, żeby bezdomni kształcili innych - jak zdobyć własne mieszkanie, jak założyć rodzinę i być szczęśliwym Polakiem.

Chcemy społeczeństwa wiedzy, informacyjnego, ponowoczesnego technologicznie, ale żałujemy na płace dla nauczycieli dokładnie tak samo, jak miało to miejsce w okresie PRL. Nie będę porównywał płac w resorcie edukacji, ORE, CKE, OKE, KOWEZiU, CIE, kuratoriach oświaty, wydziałach edukacji (władz samorządowych) itp., bo po co się denerwować. Wstyd i hańba, że w 25 lat po odzyskaniu wolności nauczyciele powszechnej i publicznej oświaty, nauczyciele akademiccy zarabiają poniżej standardów przyzwoitości i koniecznej inwestycji we własny rozwój. Muszą dziadować, dorabiać, zabiegać o godziny lub środki z grantów unijnych.


Najnowszy raport OECD, która to organizacja posługuje się wskaźnikiem PPP określającym relację między wynagrodzeniem a kosztami życia potwierdza, że polscy nauczyciele są w grupie najsłabiej zarabiających na świecie. Najniższe pensje otrzymują nauczyciele z Polski, Słowacji i Węgier. Polak -Słowak dwa bratanki...

03 października 2014

Kto może ubiegać się o tytuł naukowy profesora?


Z dniem 1 października 2014 r. weszła w życie nowelizacja ustawy o stopniach i tytule naukowym. Konsultacje, spory i dyskusje wokół jej treści trwały od ostatniej nowelizacji w 2011 r., toteż mamy teraz do czynienia z nowelizacją nowelizacji, a już mówi się o potrzebie nowelizacji znowelizowanej nowelizacji tej ustawy. Piękne, ale prawdziwe.

Środowisko akademickie mimo wszystko z zadowoleniem przyjęło rządową inicjatywę legislacyjną, dotyczącą tekstu ustawy o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki, gdyż zawarte w jej poprzedniej wersji kryteria ubiegania się o tytuł naukowy były wysoce zaporowe. Także Centralna Komisja poparła propozycje liberalizacji, a w istocie urealnienia, wymogów stawianych kandydatom do tytułu naukowego profesora (art.26 ust. 1 ustawy o stopniach naukowych w nowym brzmieniu).

W wyniku przyjętej przez Sejm i podpisanej przez Prezydenta RP nowelizacji w/w ustawy wymagania do tytułu profesora są następujące. Kandydat do tytułu naukowego:

1) posiada osiągnięcia naukowe znacznie przekraczające wymagania stawiane w postępowaniu habilitacyjnym;

2) posiada doświadczenie w kierowaniu zespołami badawczymi realizującymi projekty finansowane w drodze konkursów krajowych lub zagranicznych lub odbył staże naukowe w instytucjach naukowych, w tym zagranicznych, lub prowadził prace naukowe w instytucjach naukowych, w tym zagranicznych;

3) posiada osiągnięcia w opiece naukowej – uczestniczył co najmniej:

a) raz w charakterze promotora w przewodzie doktorskim zakończonym nadaniem stopnia oraz

b) raz w charakterze promotora pomocniczego w przewodzie doktorskim zakończonym nadaniem stopnia lub uczestniczy w charakterze promotora w otwartym przewodzie doktorskim, oraz

c) dwa razy w charakterze recenzenta w przewodzie doktorskim lub w przewodzie habilitacyjnym lub w postępowaniu habilitacyjnym.

Nowelizacja wprowadza istotne uściślenie dotyczące rad naukowych jednostek, które prowadzą postępowanie o nadanie tytułu naukowego. Otóż mogą w tym uczestniczyć tylko i wyłącznie członkowie danej jednostki (rady instytutu, rady wydziału), którzy są samodzielnymi pracownikami naukowymi. Zdarzało się w niektórych uczelniach, że ponoć głosowali nad takim wnioskiem także pozostali członkowie tych rad (studenci, pracownicy administracji i pracownicy pomocniczy), co w istocie było kuriozalne.

Podstawą ubiegania się o tytuł naukowy profesora muszą być osiągnięcia naukowe znacznie przekraczające wymagania stawiane w postępowaniu habilitacyjnym. Punktem odniesienia do dokonania oceny są te, jakie przyczyniły się do uzyskania stopnia doktora habilitowanego. O tym zatem będą rozstrzygać powołani w postępowaniu na tytuł naukowy recenzenci, którzy muszą kierować się kryteriami jakościowymi i ilościowymi owych dokonań. W tym postępowaniu Centralna Komisja powołuje pięciu recenzentów o renomie międzynarodowej spośród osób zaproponowanych przez radę jednostki organizacyjnej lub spośród innych osób. Tym samym ustawodawca ograniczył (co także podtrzymał w obecnej nowelizacji) rolę rady jednostki organizacyjnej w tym zakresie.

Podtrzymano zaostrzone wymagania, jakie są stawiane recenzentom, bowiem żaden z nich nie może być zatrudniony w tej samej szkole wyższej lub jednostce organizacyjnej niż ta, której pracownikiem jest osoba ubiegająca się o nadanie tytułu naukowego, ani też nie może być członkiem rady jednostki organizacyjnej przeprowadzającej postępowanie. O podjęciu uchwały decydują członkowie rady jednostki organizacyjnej, ale nie uczestniczą w jej posiedzeniu i głosowaniu recenzenci, co do których ustawa nie formułuje nawet wymogu ich zaproszenia na właściwe posiedzenie.

Kandydaci powinni zatem przed złożeniem wniosku dokonać najpierw zestawienia swoich osiągnięć do habilitacji, a następnie wykazać te, które są świadectwem ich znaczącej pracy naukowo-badawczej po uzyskaniu samodzielności naukowej. Pozostałe bowiem warunki dotyczące uczestniczenia w rozwoju kadr naukowych są precyzyjne i jednoznaczne, a przy tym zliberalizowane w stosunku do ustanowionych w 2011 r.

W przypadku pedagogiki mogę potwierdzić, że na warunkach znacznie trudniejszych zostało wszczęte jedno postępowanie. Tak więc można było spełnić poprzednie, znacznie wyższe kryteria. Wypada zatem życzyć doktorom habilitowanym w dyscyplinie pedagogika, by kontynuowali swoje pasje naukowe i wzbogacali nie tylko własne dokonania, ale przede wszystkim znacząco przyczyniali się do rozwoju nauk pedagogicznych. Mamy już potwierdzenie z Kancelarii Prezydenta RP, że wkrótce uzyskają nominacje profesorskie kolejni pedagodzy.

Jest jeszcze jeden ważny zapis w ustawie, który dotyczy możliwości pozbawienia tytułu naukowego profesora osoby, która naruszyła prawa autorskie (plagiat). Ta kwestia obejmuje - jak sądzę, ale będę to wyjaśniał także w Ministerstwie - nie tylko tych profesorów, którzy uzyskali tytuł naukowy w kraju, ale także poza granicami. Są bowiem w Polsce profesorowie, którzy uzyskali np. w Rosji czy na Słowacji tytuł naukowy profesora, ale naruszyli prawa autorskie w swoich dysertacjach czy publikacjach naukowych. Tytuły naukowe takich osób nie powinny być w uznawane na terytorium Rzeczpospolitej. Oszuści niech czerpią korzyści tam, gdzie je uzyskali. Nie powinno jednak być tak, że będą kształcić młode pokolenia i nie daj Panie Boże promować kolejnych naukowców stawiając za wzór własną nieuczciwość.



02 października 2014

Kontynuowanie destrukcji w edukacji


Nie oceniam całego exposé pani Premier Ewy Kopacz, ale w części dotyczącej edukacji nie mam wyboru, muszę się do niego odnieść, i to z dwóch powodów. Po pierwsze, nadal w Ministerstwie Edukacji Narodowej, którego propagandziści przygotowali stosowany fragment exposé, traktuje się obywateli III RP jak półanalfabetów, "ciemny lud", któremu można wcisnąć każdy kit, byle tylko czynić to zgodnie z zasadą Napoleona - często, częściej, jak najczęściej. Kłamstwo powtarzane staje się wówczas powszechną prawdą, chociaż nią nie jest. Po drugie, miałem nadzieję na rzeczywiście nowy zwrot w polityce oświatowej tego rządu, skoro pani premier obiecała, że taki nastąpi odcinając się od polityki swojego poprzednika. Niestety, głęboko się zawiodłem, o czym poniżej.

Cytuję za stroną MEN, żeby nie uszczknąć owej "prawdy":

- Trzeba było Pani determinacji i talentu, by dać polskim uczniom dobre i darmowe podręczniki – zwróciła się do minister Joanny Kluzik-Rostkowskiej Premier Ewa Kopacz. - Status materialny nigdy nie może być barierą dla edukacyjnej szansy. Wszyscy jesteśmy równi. Nasze dzieci są równe i mają takie samo prawo do dobrej przyszłości, dobrej edukacji, dobrej pracy – dodała szefowa rządu.

Ewa Kopacz przypomniała, że w przyszłym roku będzie bezpłatny podręcznik do drugich i czwartych klas szkół podstawowych i pierwszych klas gimnazjów. Wszystkie klasy szkół podstawowych i gimnazjalnych zaopatrzone zostaną w bezpłatne podręczniki i ćwiczenia do 2017 r.


Doskonale wiemy o tym, że pani minister Joanna Kluzik-Rostkowska:

- niczego nie dała polskim uczniom, gdyż wydatkowała na ten bubel pieniądze podatników, którzy nie zgadzali się z takim rozwiązaniem. Dodatkowo: MEN tak się spieszyło z bezpłatnym podręcznikiem, że za dostarczenie pierwszej części zapłaciło o 40 proc. więcej niż za kontrakt na dowóz trzeciej i każdej kolejnej.


- nie dała uczniom "dobrych i darmowych podręczników" , gdyż takowy otrzymały szkoły podstawowe dla uczniów jedynie klas pierwszych, więc operowanie liczbą mnogą jest manipulacją.

Towarzyszący - w wyniku "wielkiego talentu i determinacji" ministry - rzekomy sukces nie znajduje jednak potwierdzenia w faktach. Jeszcze kilka dni temu sama ministra mówiła o tym, że jest to najlepszy elementarz na świecie, bo żaden nie był tak krytykowany i tak recenzowany, jak właśnie ten. Podobno lud kierował uwagi dotyczące licznych błędów ortograficznych, więc "dobrze" to świadczy o niskich kwalifikacjach autorek tego "podręcznika".


Pani Premier nie została poinformowana o tym, że ów bubel, na który wydatkowano miliony złotych podatników, w wielu szkołach leży w szafach, na półkach, bo inteligentni i dobrze wykształceni nauczyciele nie ulegli kiczowi. Nauczyciele organizują potajemne zbiórki na komercyjne książki, gdyż rządowy elementarz jest beznadziejny. Oni chcą uczyć na podstawie jak najlepszych środków dydaktycznych, a nie wciskanego im kiczu. Ba, zdumiewający jest ukłon minister edukacji w stronę ideologii socjalistycznej, bo tylko ta może uzasadniać wypowiedziany w exposé pogląd: Status materialny nigdy nie może być barierą dla edukacyjnej szansy. Wszyscy jesteśmy równi. Nasze dzieci są równe i mają takie samo prawo do dobrej przyszłości, dobrej edukacji, dobrej pracy. Rozumiem, że w ten sposób Platforma Obywatelska chce odebrać część głosów wyborczych lewicowemu elektoratowi. Janusz Palikot już zaczął się przymilać.

Premier rządu wygłosiła tezę, która być może nadaje się do wygłoszenia na Białorusi, na Kubie, w Korei Północnej czy innych państwach totalitarnych, ale nie w Polsce w dwadzieścia pięć lat po odzyskaniu wolności, także od tego typu ideologii. Przeczytajmy raz jeszcze trzy zdania pani Premier:

Status materialny nigdy nie może być barierą dla edukacyjnej szansy. Wszyscy jesteśmy równi. Nasze dzieci są równe i mają takie samo prawo do dobrej przyszłości, dobrej edukacji, dobrej pracy. Szkoda, że nie zapytała pani premier, do jakiej to szkoły posyła swoje dzieci pani J. Kluzik-Rostkowska? Czy do tej publicznej, z kiczowatym elementarzem? Nie. Sama posłała swoje dzieci do szkoły prywatnej, podobnie jak b.ministra edukacji K. Hall kieruje szkołami prywatnymi ze swoją koleżanką M. Lorek. Hipokryzja na tym stanowisku szybko dewaluuje przesłanie ideologiczne. Nie jest źródłem wiarygodności ministry edukacji.
(fot. art. P. Skura, Wyprawka dla biurokratów, Glos Nauczycielski 2014 nr 40, s. 1)

Wreszcie kolejny w exposé pani Premier, populistyczny akcent, zapewne podpowiedziany przez PR-owców z MEN:

- Szkoła jest tym miejscem, w którym nasze dzieci spędzają - poza domem - najwięcej czasu. Szkoła uczy, ale i kształtuje nawyki. Także te żywieniowe Zdrowie i bezpieczeństwo naszych dzieci to inwestycja w przyszłość narodu. Ogromnym problemem, który sygnalizują lekarze i dietetycy jest problem otyłości wśród najmłodszych. W związku z tym zagrożeniem przyspieszymy wprowadzenie regulacji bezwzględnie likwidujących tzw. śmieciowe jedzenie w szkołach podstawowych, gimnazjach i liceach już od 1 września 2015 roku.

Po pierwsze, ani słowa nie mamy tu na temat wychowania, w tym także obywatelskiego, patriotycznego, narodowego, gdyż tym ministerstwo nie jest zainteresowane. To nie jest popularne, a poza tym wymagałoby opowiedzenia się po stronie określonych wartości, co wywołałoby zapewne kolejny konflikt. A po co MEN konflikt wartości, skoro chce przetrwać ten rok na kolejnej, populistycznej ideologii.

Otóż w wyniku działań MEN, a nie "niewidzialnej ręki rynku" w większości polskich szkół publicznych zlikwidowano kuchnie, stołówki, by dać zarobić firmom cateringowym. To w wyniku braku właściwej dotacji na infrastrukturę szkolną dyrektorzy szukali rozwiązań sprzyjających pozyskiwaniu dodatkowych źródeł, a tymi są m.in. automaty z różnego rodzaju słodyczami, napojami itp.

Centralistyczna polityka oświatowa MEN, taka sama, jaka miała miejsce w okresie socjalizmu sprawia, że zniszczono lokalne, wspólnotowe, autonomiczne ruchy szkolnej spółdzielczości, pedagogicznej innowacyjności, szkolnej opieki medycznej, szkolnego do- i odżywiania dzieci czy młodzieży. Śmieszne jest zatem uwydatnienie w expose pani Premier kwestii otyłości dzieci. Może warto rozejrzeć się wokół i dostrzec otyłych posłów, urzędników MEN, i pewnie setek tysięcy otyłych rodziców, którzy owe nawyki kształtują najpierw w domu. Twierdzenie, że szkołą je zmieni, jest kompromitujące tego, który tak twierdzi.

Wreszcie mamy w exposé pani Premier kolejną kategorię populistycznego wydatkowania pieniędzy ze środków EFS: rząd będzie wspierać tworzenie przyzakładowych żłobków i przedszkoli. Przeznaczy na ten cel ponad 2 mld złotych. Dlaczego rząd nie wspiera odpowiednimi dotacjami tworzenie żłobków i przedszkoli publicznych w ogóle? Czyżby znowu chodziło o to, by przeszły one w ręce prywatnych założycieli, którzy wydatkują środki EFS, ale i tak będą pobierać dość wysokie opłaty od rodziców? Czyżby zaprzyjaźnionym z władzą osobom zabrakło środków na rozwijanie prywatnego biznesu?

No i wreszcie mamy powrót w exposé do dehumanizujących praktyk rzekomej troski o wzmocnienie bezpieczeństwa dzieci w szkołach publicznych: ...chciałabym, aby samorządy - we współpracy z rodzicami - mogły decydować o zakresie monitoringu w szkołach. Dofinansujemy ten projekt do wysokości 50 % kosztu zakupu instalacji monitoringu. Pozostałe 50 % zapewnią samorządy. Chciałabym, aby taki program, działał od początku 2016 roku.

Już wiemy, mamy wyraźny sygnał, jaki oświatowy biznes będzie się teraz opłacał - monitoring. Słusznie. Ministrowie tego rządu byli nagrywani, więc wiedzą, jakie są tego zalety. Czy rejestrowanie obejmie też gabinet pani minister? Sądzę, że tak, jak w niektórych żłobkach czy przedszkolach, jest możliwość podglądania i podsłuchiwania przez rodziców zajęć z dziećmi, powinniśmy doczekać się pełnej transparentności działań władzy. Niech w gabinecie ministry edukacji będzie zainstalowana kamera, byśmy mogli w domu podglądać i podsłuchiwać proces podejmowania przez nią decyzji. Jestem ZA. Liczę na akceptację tego pomysłu, chyba że pani minister kieruje się chrześcijańskimi wartościami i nie chce czynić drugiemu to, co jej jest niemiłe?

No i ostatnia kwestia w exposé pani Premier na temat edukacji: Szkoły zawodowe dostosowane do rynku pracy są gwarantem, że polskiej gospodarce nie zabraknie fachowców. Jeszcze w tym roku rozpocznie się wdrażanie programu odbudowy szkolnictwa zawodowego. Mówiąc wprost, bez ogródek, chodzi o to samo, na czym zależało władzom PRL - kształcić robotników, ludzi o wykształceniu redukującym ich poziom myślenia, krytycyzmu, elastyczności i kreatywności działania. Rynek pracy potrzebuje tanią siłę roboczą, toteż trzeba to ukryć pod frazesami powyższego rodzaju. Skoro jeszcze w tym roku rozpocznie się odbudowywanie szkolnictwa zawodowego, to tym samym przyznano, że w ciągu minionych siedmiu lat zniszczyły je rządy PO i PSL. Dziękujemy za szczerość.




01 października 2014

O demokracji na rozdrożu


Wczorajsza inauguracja roku akademickiego 2014/2015 w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie miała - jak każdego roku - znakomitą oprawę, wspaniałych gości (rektorzy wszystkich warszawskich i współpracujących z APS uczelni akademickich spoza stolicy), wiele adresów od polityków i sprawujących władzę (w tym jeden osobiście przekazał wiceprzewodniczący Centralnej Komisji w imieniu Prezydenta RP prof. dr hab. Tomasz Jan Borecki), przepięknie śpiewający Gaudeamus i Gaude Mater Polonia chór akademicki oraz licznie przybyłych nauczycieli akademickich, sojuszników, partnerów z NGO, młodzież studencką, w tym immatrykulowanych pierwszaków.

Niewątpliwie wysoce trafne było zaproszenie przez JM Rektora i prof. APS Jana Łaszczyka jako wykładowcy inaugurującego spotkania z nauką - prof. Radosława Markowskiego (dla wielu znanego socjologa, który bardzo często komentuje w mediach wydarzenia polityczne). Były to niewątpliwie dwa strzały w dziesiątkę: po pierwsze, zbliżają się wybory samorządowe, a te nieodłącznie wiążą się z demokracją (w tym szczególnie proceduralną, ale i deliberatywną), a po drugie Gość jest znakomitym mówcą, wykładowcą, który potrafi skupić uwagę słuchaczy (bez względu na istniejące między nimi różnice) logiką, stylistyką i klarownością narracji. On sam zresztą mógłby godzinami mówić o demokracji, toteż nawet przekroczywszy limit przypisanego mu czasu, spotkał się z pełną akceptacją po zakończeniu wykładu.



(fot. Życzenia i adresy przekazują prof. T. J. Borecki i M.S. Kwiatkowski)

Nie mogę i nie jestem nawet w stanie oddać całości wykładu Profesora R. Markowskiego, by nie naruszyć praw autorskich i by nie przypisywano mi jego treści, ale odnotuję - moim zdaniem - najistotniejsze wątki, aspekty czy paradoksy, jakimi podzielił się z wszystkimi uczestnikami uroczystej inauguracji roku akademickiego. Jestem przekonany, że na kanwie struktury tego wykładu powstanie kolejna książka Profesora, bo już na wstępie zasugerował potrzebę jej napisania, kiedy przygotowywał się do wczorajszego wystąpienia.

Tytuł tego wykładu mógłby brzmieć - jak samo to zapowiedział R. Markowski - "Demokracja problematyczna, bez alternatywy" powołując się przy tym na słynną wypowiedź W. Churchilla, że "mimo wielu wad i słabości demokracji, nikt nie wymyślił lepszego ustroju". Jakie paradoksy tego ustroju umykają naszej uwadze?

1) Ostatnie kilkadziesiąt lat, prawie po dzień dzisiejszy, mamy do czynienia z absolutnym tryumfem demokracji jako ustrojem, zwłaszcza po trzeciej fali demokracji, która wiązała się z upadkiem komunizmu. Problem tkwi w tym, że coraz więcej jest odmian, form, rodzajów demokracji, zwłaszcza w konfrontacji z procesami globalizacyjnymi, przesłankami ekonomicznymi kapitalizmu, ale i zapisami w konstytucji państw mieniących się demokratycznymi;

2) Odnotowujemy permanentny kryzys demokracji w wyniku: poczucia alienacji obywateli; wzrostu niekompetencji polityków; pojawienia się krytycznego obywatela, który coraz mniej się różni od wyrafinowanych elit politycznych; wzrostu cynizmu politycznego; zmniejszania się poczucia sprawstwa, wpływu na sprawy publiczne, zmniejszaniu się poziomu zaufania obywateli do polityków i polityki, itp.;

3) Demokracja miała się dobrze, kiedy istniał komunizm, bo wówczas czytelny był dla obywateli podział na polityczne zło i dobro, wróg, ten gorszy, który pozbawiał ich wielu praw. Po upadku minionego ustroju straciliśmy fundamentalny punkt odniesienia. Dopiero po pierwszych latach jej praktykowania zaczynamy krytycznie przyglądać się demokracji.

4) Nie jest prawdą, że każdy obywatel interesuje się polityką, jest w nią zaangażowany albo skłonny do uczestniczenia w zmianach społecznych. To jest naiwne i przesadzone przekonanie, że każdy z nas chce uczestniczyć w kontrolowaniu, opiniowaniu czy naprawianiu polityki. Przeciętny obywatel powinien być "racjonalnym ignorantem", gdyż nie jest w stanie kompetentnie analizować wszystkie dziedziny życia społeczno-gospodarczego i politycznego w kraju. Jeśli już, to zainteresowanie to jest możliwe w skali lokalnej. Tu możliwe jest "merytokratyczne minimum".

5) Najgorszą sytuacją jest nadmiar obywatelskiej mobilizacji i niezdolności do ujęcia jej w ramy organizacyjne, gdyż prowadzi to do chaosu. Każdy porządek polityczny jest lepszy niż chaos polityczny. Lepiej jest stworzyć porządek przyjazny człowiekowi, zamiast stwarzać neoliberalny chaos.


6) Czego obywatel oczekuje od demokracji? Demokracja proceduralna to koncentracja jedynie na metodach jej stanowienia i rozwijania, a więc zachęcanie obywateli przez polityków do uczestniczenia w wyborach. To jednak już ludziom nie wystarcza. Współczesny obywatel chce wiedzieć, jaki model demokracji jest wdrażany i afirmowany przez rządzących, jakie są reguły redystrybucji dóbr i wartości, skoro żyjemy w czasach astronomicznych już nierówności społecznych. Ten proces skutkuje wzrostem samobójstw, przestępczości, niższą dzietnością, itp.

7) Demokracje trwają za zgodą przegranych w demokracji, bowiem - jak wynika z badań prof. R. Markowskiego - w powojennej Europie (od 1945 r. do 2005 r.) ok. 20-30% rządów, to są rządy większościowe, ale stworzone ze zwycięskiej mniejszości. Przegranych bowiem po wyborach jest zawsze więcej, niż wygranych. A to ci ostatni wmawiają, że mają mandat większości społeczeństwa. Tak na marginesie, na tę samą prawidłowość zwraca uwagę w Raporcie PAN Polska 2050 prof. W. Kieżun. Wygrani muszą zdawać sobie z tego sprawę, by zwrócić się do tej części społeczeństwa, która na nich nie głosowała. Tego jednak rządzący nie czynią.

8) Demokracja ewoluuje od merytokratyzmu ku populizmowi. To jest nowy problem demokracji i jej zagrożenie, bowiem do niego odwołują się mniejszości radykalnych odłamów w społeczeństwie, które gotowe są nawet zniszczyć otaczający je świat. Za jakiś czas to mniejszości mogą dojść do władzy.


9) Globalna sieć komunikacji czyni demokrację problematyczną, bowiem obywatele mogą się samoorganizować do różnych działań i celów, a to wymyka się już spod kontroli władzy. Rynek, korporacje mogą w okresie medialnego nagłaśniania i internetowej sieczki czynić pewne sprawy ważnymi, a inne mniej istotnymi, by manipulować społeczeństwem. Pojawia się dominacja rynku nad demokracją, z którą nie bardzo dajemy sobie radę.

Teraz możemy odnieść się do tez prof. R. Markowskiego konfrontując je z polską demokracją in statu nascendi.