08 stycznia 2013
Edukacja w Polsce: diagnoza, modele, prognozy
Komitet Prognoz PAN "POLSKA 2000 PLUS" i Komitet Nauk Pedagogicznych PAN podjęły inicjatywę organizacji wspólnej konferencji naukowej w dn. 23 stycznia 2013 r. w Warszawie w Pałacu Staszica ul. Nowy Świat 72 w godz. 10.00 - 15.30
na temat:
Edukacja w Polsce: diagnoza, modele, prognozy
Celem konferencji jest przeprowadzenie analizy i przedyskutowanie stanu systemu kształcenia w Polsce na każdym jego poziomie, od szkoły podstawowej począwszy, a na studiach doktoranckich kończąc. Oba Komitety chcą tą drogą zabrać głos w ogólnokrajowej dyskusji i zaprezentować opinie swoich członków związanych profesjonalnie z procesem i systemem kształcenia.
W ramach Konferencji przedstawione zostaną referaty w kolejności jak niżej:
Otwarcie obrad: Prof. dr hab. Michał Kleiber,Przewodniczący Komiteu Prognoz PAN
10.15-10.40
1. Prof. dr Zbigniew Kwieciński: „Pilne kwestie naprawcze systemu edukacji”,
10.40 - 11.05
2. Prof. dr Maria Czerepaniak-Walczak: „Od podstawy programowej po egzaminy maturalne”,
11.05 - 11.30
3. Prof. dr hab. Stefan M. Kwiatkowski – Kształcenie zawodowe w szkołach ponadgimnazjalnych a oczekiwania pracodawców wobec absolwentów
11.30 - 12.30 DYSKUSJA
12.30-13.00 przerwa
13.00 - 13.30
4. Prof. prof. Ryszard Tadeusiewicz i Bogdan Galwas: „Siła i słabości szkolnictwa wyższego w Polsce”,
13.30 - 13.55
5. Prof. dr Bogusław Śliwerski: „Polityka oświatowa MEN między demokracją a etatyzmem”,
13.55 - 14.20
6. Prof. dr Andrzej Wierzbicki: „Słabości sektora innowacyjnego a edukacja w Polsce”.
14.20 - 15.20 dyskusja
15.20 -15.30 podsumowanie konferencji
Wszystkich zainteresowanych, którzy nie będą mogli wziąć udziału ze względu na brak miejsc odsyłam do trzech tomów Raportu Polskiej Akademii Nauk, w których profesorowie - człokowie PAN określają stan rozwoju Polski do 2050 roku, w tym także edukacji, nauki i szkolnictwa wyższego.
07 stycznia 2013
List zamknięty w sprawie listu otwartego
Blog nie jest gazetą, a więc medium, które byłoby przez jakąkolwiek władzę monitorowane, by ta słusznością krytyki przejęła się i zobowiązała do naprawy czy zadośćuczynienia poszkodowanym podmiotom. Tworzy jednak pewną przestrzeń do debaty, nawet jeśli nie każdy uznaje, że powinna ona mieć zamknięty charakter, a taki ma, kiedy jest moderowana. Zresztą tzw. "listy otwarte" też przechodzą przez sito kolegium redakcyjnego medium, które musi podjąć decyzję, czy je publikować, czy może wyrzucić do śmieci. W przypadku listów elektronicznych akt ten trwa ułamki sekundy. Nie potrzeba do tego specjalnej niszczarki, która pobiera dodatkowo energię.
Zamierzam odnieść się do opublikowanego na łamach "Gazety Wyborczej" - a opublikowanego w ub. tygodniu - "Listu otwartego znad grobu: autorstwa prof. Adama Płażnika, w którym w nieco nekrofilnym stylu zaatakował politykę Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Dzwonili do mnie profesorowie w tej sprawie nie dlatego, że ów list się ukazał, bo to nie było tego głównym powodem, ale ze względu na odpowiedź, jaką nań udzieliła ministra prof. Barbara Kudrycka. U nas już jest taki poziom braku zaufania do władzy państwowej, że nawet słuszna riposta pani ministry nie została jako taka odczytana, tylko wywołała emocjonalne poruszenie. Jak mogła tak zbyć urzędowym tonem profesora neurobiologii, który zabrał głos w słusznej sprawie, a przede wszystkim w trosce o dobro wspólne, jakim jest - jego zdaniem - znalezienie się polskiej nauki i szkolnictwa wyższego nad grobem?
Nie wczytywałem się specjalnie w treść "Listu otwartego..." wspomnianego medyka, gdyż od szeregu lat pojawiają się w mediach wypowiedzi krytyczne, a ministerstwo i tak nic sobie z nich nie robi, bo zawsze znajdzie przeciwko jednemu co najmniej trzy głosy popierające. Właściwie, angażowanie się w tego typu debatę jest stratą czasu. Ministra i tak zrobi swoje, bo przeprowadziła z udziałem przecież akademickiego, a nie pracującego na cmentarzach, środowiska reformę ustrojową systemu finansowania nauki i awansów naukowych. Podpisali się pod tym profesorowie. Nie przypuszczam, by byli gorszymi, mniej znaczącymi czy interesującymi się losami uniwersytetów i akademii od autora tego Listu. Jak każda zmiana, tak i ta musiała być wynikiem jakiegoś kompromisu. Ktoś coś stracił, a ktoś coś zyskał. Po obu stronach są mniej lub bardziej poranieni, są ich sprawcy i ofiary.
Sam, jak krytykuję politykę pani ministry, to staram się maksymalnie przestrzegać zgodności z literą prawa, znać je, i zarazem zgodności z realiami, które są symptomem patologii, zagrożeń, niebezpieczeństw będących wynikiem nietrafnych, błędnych lub zaniechanych decyzji władzy tego resortu. Pisałem o tym kilka dni temu. Wysyłam listy zamknięte, ale podpisane (a nie anonimy, jak czyni to wiele osób podszytych tchórzem lub manipulujących danymi) do MNiSW. Przeczytałem zatem List otwarty i odpowiedź z nastawieniem, że na pewno ministra nie ma racji. A jednak, okazuje się, że ma, w tej sprawie, na szczęście jest inaczej, niż opisuje to ów neurobiolog. Ad rem, żeby nie być gołosłownym.
Wyjściowa teza profesora medycyny brzmi: Strumień pieniędzy na naukę jest niewłaściwy, gdyż jest kierowany nie do instytutów naukowych, ale via NCN i NCBR do nielicznych uczonych. Fakt jest faktem. Ministra Kudrycka ripostuje: )...)zaproponowane reformy nie mogą podobać się wszystkim, choćby dlatego, że naruszają spokojny sen wielu instytucji i osób, uderzają w wieloetatowość, zrywają z uznaniowym finansowaniem instytucji naukowych i zasadą, że wszystkim należy się po trochu, bez względu na jakość i poziom badań naukowych. Tu przyznaję rację pani minister. Niestety, socjalistyczne rozdzielnictwo środków budżetowych dla wszystkich jednostek akademickich "czy się stoi, czy się leży..." skutkuje od ponad 22 lat tym, że np. wydział uniwersytetu, na którym pracowałem przez 30 lat, po dzień dzisiejszy nie ma pełnych uprawnień akademickich, niewiele różniąc się od szkół niższego stopnia (np. wyższych szkół zawodowych).
Można zapytać, cóż z tego, że wydział otrzymywał pieniądze z budżetu państwa, skoro konsumował je na to, co minister B. Kudrycka określiła mianem: "dobre samopoczucie słabych naukowców, którzy nie są w stanie konkurować z kolegami w Europie i na świecie". Tę jednostkę wyprzedziły wydziały znacznie mniejszych potencjałem ekonomicznym i kadrowym akademii pedagogicznych, a nawet jedna jedyna wyższa szkoła prywatna, jaką jest DSW we Wrocławiu, i to osiągając pełen akademicki status w znacznie krótszym czasie. Tak więc w tej kwestii ów neurobiolog mnie nie przekonał i jego listu bym nie podpisał.
Rację ma prof. A. Płażnik, kiedy stwierdza:
Nakłady państwa na naukę są w Polsce żenująco niskie (około 0,45 - 0,65 proc., zależnie jak się liczy i ten procent nie zmienia się od lat), i są kilkakrotnie (w procentach PKB) niższe niż w krajach Unii Europejskiej (w Izraelu przeznacza się ponad 3 proc. PKB na naukę). Nawiasem mówiąc, MON w Polsce dostaje na swoje zabawki i gry wojenne (czy coś zagraża Polsce?), prawie 2 proc. PKB.
Tu w odpowiedzi otrzymuje demagogicznie skonstruowaną ripostę, która w żadnej mierze nie podważa jego słusznego ataku, a mianowicie, kiedy min. B. Kudrycka chwali się bezzasadnie: Gdy na naukę w 2007 r. ze środków publicznych wydano zaledwie 3,8 miliarda złotych, już w 2011 r. wydatki te wzrosły niemal dwukrotnie, do 6,7 miliarda zł., a w tym czasie relacja tych wydatków do PKB wzrosła z 0,32 proc. do 0,44 proc.
Otóż ta odpowiedź pani ministry nie jest żadną przebitką, nie może być żadnym powodem do dumy i samochwalstwa. Co z tego, że z budżetu przeznacza się dwa razy więcej niż kilka lat temu, skoro i tak jest to na poziomie nędzy, a "każe się" naukowcom konkurować z uczonymi państw, których badacze dysponują nie tylko wielokrotnie wyższymi płacami indywidualnymi, ale i pięciokrotnie wyższym budżetem na badania zespołowe?
Międzynarodowa diagnoza dla naszego kraju, która została opublikowana w znakomitym Raporcie Polska 2050 (Warszawa: PAN Komitet Prognoz „Polska 2000 Plus+” 2011) potwierdza, że współczynniki rozwoju intelektualnego, które są zaliczane do tzw. „miękkich” oznak poziomu rozwoju społeczeństwa, lokują nas wśród 40 państw świata na 28 miejscu, przy czym ostatnie miejsce zajmujemy pod względem liczby doktorantów w wieku 20-29 lat, zaś ze względu na wydatki na badania i rozwój jako procent PKB zajmujemy – w zależności od różnych źródeł – od 42 do 65 miejsca w świecie. Systematycznie powiększa się dystans między Polską a krajami rozwiniętymi w zakresie poziomu badań naukowych i liczby patentów.
Do tego etapu pojedynku profesor neurobiologii a prof. B. Kudrycka byłoby zatem 1:1.
Niestety, w dalszej części swojej wypowiedzi już prof. A. Płażnik wykłada się brakiem wiedzy na temat mechanizmów i korzyści, jakie mimo tej nędzy finansowej i tak są o wiele bardziej korzystne, niż jeszcze kilka lat temu. Pamiętam doskonale, kiedy moi doktoranci składali wnioski do MNiSW o grant promotorski, to istniała niepisana, ale przestrzegana przez władze zasada, że nie mogą one - przynajmniej tak było w humanistyce - przekraczać limitu 20 tys. zł (na 3 lata!) Dzisiaj, dzięki reformie B. Kudryckiej, doktorant może ubiegać się o kwotę kilkusettysięczną!!! a są takie rodzaje konkursów, KTÓRE NIE MAJĄ ŻADNEGO LIMITU FINANSOWEGO.
Kiedy zatem nasz medyk stwierdza, że średnia wysokość przyznanego finansowania w konkursie KONKURS SONATA 2 (rozstrzygnięcie: maj 2012 r.), wyniosła (NZ4 i NZ7) od 400 do 600 tys. zł., , to istotnie przyznaje się do niewiedzy na temat istniejących w Narodowym Centrum Nauki procedur. To nie NCN i nie eksperci paneli określają wysokość -limit środków na realizację konkretnego projektu badawczego, ale jego wnioskodawca.
Rację miałby ów profesor, gdyby napisał z wyrazami oburzenia, że istniejący limit ogółu środków na badania sprawia, że tylko co piąty wniosek ma szanse na finansowanie, jeśli spełnia kryteria wartości naukowej. Tymczasem to, co nam proponuje, nie jest przedmiotem słusznej krytki polityki ministerstwa nauki.
Profesor wyraża żal, że tak zwany "success rate - "odsetek powodzeń" w pozyskiwaniu grantów naukowych w NCN (zespoły NZ4 i 7, konkurs SONATA), wynosi poniżej 20 proc. (ostatni konkurs - 17 proc.). Nie wie jednak, że ten wskaźnik dotyczy tylko i wyłącznie tych wniosków, które przeszły do II etapu oceny, a więc wszystkie otrzymały de facto ocenę wniosków bardzo dobrych i wyróżniających się. To oczywiste, że w rankingu w pierwszej kolejności finansowane są te najwyższej jakości. Gdyby zatem profesor Płażnik zaproponował, by zacząć od success rate 90 proc. ale na II etapie weryfikacji projektów badawczych (a potem co roku podwyższać kryteria, poprzez zmniejszanie wskaźnika powodzeń, np. o 10 proc., do 50-60 proc., finalnie), to pewnie każdy - poza panią ministrą - przyznałby mu rację.
A tak, bez owego zastrzeżenia, istotnie popiera nędzę metodologiczną i poznawczą. Wiele wniosków w panelu HS6, w którym konkurują o środki psycholodzy, pedagodzy i socjolodzy, znajdują się takiej treści wnioski, że dopuszczenie ich do finansowania byłoby powrotem do socjalistycznej praktyki socjalnego wsparcia dla "analfabetów". Dlatego w tym punkcie rację ma Barbara Kudrycka, podkreślając: "Nigdzie na świecie nie finansuje się słabych projektów. Nacional Science Foundation w USA wskaźnik sukcesu w niektórych obszarach nauki ustanawia na poziomie 10 proc. najlepszych projektów. European Research Council finansuje do 20 proc."
Tak więc dla B. Kudryckiej wynik sporu przechylił się na 2:1.
Kiedy neurobiolog pisze: utrzymywanie habilitacji jako żenujący przeżytek, XIX-wieczny anachronizm, podobnie jak belwederskie profesury, a za chwilę dodaje, że ostatnio ma miejsce w uczelniach wysyp tzw. profesur uczelnianych (np. dr hab. prof. UW), co skutecznie dewaluuje tytuł naukowy, to sam sobie zaprzecza. Utrzymanie w Polsce habilitacji wynika m.in. z niskich standardów etycznych środowiska akademickiego, które częściowo jest od lat trapione nepotyzmem, układami, nierzetelnością. Tym samym ich zniesienie uczyniłoby z wniosków o awans naukowy dla swoich kolesi wzrost awansów, który byłby nieadekwatny do jakości ich dorobku naukowego. Wynik zatem tego sporu jest już 3:1 na rzecz MNiSW.
Podważa natomiast ów krytyk nowej polityki naukowej MNiSW siebie, kiedy stwierdza, że: Niezrozumiałe jest także wyróżnianie tzw. młodych naukowców, jakiś strategicznych dziedzin nauki czy gospodarki, lub też powracających z zagranicy naukowców. Niech każdy ma takie same szanse, a decydować powinna (zwłaszcza w badaniach podstawowych) wyłącznie jakość badań (projektu) i ich innowacyjność.
To ja z tym się nie zgadzam. Jestem za młodymi i cieszę się, że wreszcie, ci najbardziej inteligentni, pracowici mogą liczyć na wsparcie w NCN i NCBiR realizując swoje ambitne projekty badawcze, a nie oczekując w kolejce we własnym instytucie, aż będzie im wolno ubiegać się o otwarcie przewodu habilitacyjnego, bo przed nimi są starsi, ale słabsi czy bardziej zasłużeni dla kierownictwa instytutu czy katedry.
Komitet Nauk Pedagogicznych PAN jest bardzo zainteresowany tym, by wspierać młodych naukowców, zachęcając ich do współpracy w zespołach-sekcjach problemowych przy KNP PAN, organizując im Letnie Szkoły Młodych Pedagogów (a także Andragogów) i organizując otwarte konferencje i debaty z zakresu metodologii badań w naukach społecznych i humanistycznych.
Tym razem, w tym pojedynku listownym to dla ministry jest 4:1.
Zamierzam odnieść się do opublikowanego na łamach "Gazety Wyborczej" - a opublikowanego w ub. tygodniu - "Listu otwartego znad grobu: autorstwa prof. Adama Płażnika, w którym w nieco nekrofilnym stylu zaatakował politykę Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Dzwonili do mnie profesorowie w tej sprawie nie dlatego, że ów list się ukazał, bo to nie było tego głównym powodem, ale ze względu na odpowiedź, jaką nań udzieliła ministra prof. Barbara Kudrycka. U nas już jest taki poziom braku zaufania do władzy państwowej, że nawet słuszna riposta pani ministry nie została jako taka odczytana, tylko wywołała emocjonalne poruszenie. Jak mogła tak zbyć urzędowym tonem profesora neurobiologii, który zabrał głos w słusznej sprawie, a przede wszystkim w trosce o dobro wspólne, jakim jest - jego zdaniem - znalezienie się polskiej nauki i szkolnictwa wyższego nad grobem?
Nie wczytywałem się specjalnie w treść "Listu otwartego..." wspomnianego medyka, gdyż od szeregu lat pojawiają się w mediach wypowiedzi krytyczne, a ministerstwo i tak nic sobie z nich nie robi, bo zawsze znajdzie przeciwko jednemu co najmniej trzy głosy popierające. Właściwie, angażowanie się w tego typu debatę jest stratą czasu. Ministra i tak zrobi swoje, bo przeprowadziła z udziałem przecież akademickiego, a nie pracującego na cmentarzach, środowiska reformę ustrojową systemu finansowania nauki i awansów naukowych. Podpisali się pod tym profesorowie. Nie przypuszczam, by byli gorszymi, mniej znaczącymi czy interesującymi się losami uniwersytetów i akademii od autora tego Listu. Jak każda zmiana, tak i ta musiała być wynikiem jakiegoś kompromisu. Ktoś coś stracił, a ktoś coś zyskał. Po obu stronach są mniej lub bardziej poranieni, są ich sprawcy i ofiary.
Sam, jak krytykuję politykę pani ministry, to staram się maksymalnie przestrzegać zgodności z literą prawa, znać je, i zarazem zgodności z realiami, które są symptomem patologii, zagrożeń, niebezpieczeństw będących wynikiem nietrafnych, błędnych lub zaniechanych decyzji władzy tego resortu. Pisałem o tym kilka dni temu. Wysyłam listy zamknięte, ale podpisane (a nie anonimy, jak czyni to wiele osób podszytych tchórzem lub manipulujących danymi) do MNiSW. Przeczytałem zatem List otwarty i odpowiedź z nastawieniem, że na pewno ministra nie ma racji. A jednak, okazuje się, że ma, w tej sprawie, na szczęście jest inaczej, niż opisuje to ów neurobiolog. Ad rem, żeby nie być gołosłownym.
Wyjściowa teza profesora medycyny brzmi: Strumień pieniędzy na naukę jest niewłaściwy, gdyż jest kierowany nie do instytutów naukowych, ale via NCN i NCBR do nielicznych uczonych. Fakt jest faktem. Ministra Kudrycka ripostuje: )...)zaproponowane reformy nie mogą podobać się wszystkim, choćby dlatego, że naruszają spokojny sen wielu instytucji i osób, uderzają w wieloetatowość, zrywają z uznaniowym finansowaniem instytucji naukowych i zasadą, że wszystkim należy się po trochu, bez względu na jakość i poziom badań naukowych. Tu przyznaję rację pani minister. Niestety, socjalistyczne rozdzielnictwo środków budżetowych dla wszystkich jednostek akademickich "czy się stoi, czy się leży..." skutkuje od ponad 22 lat tym, że np. wydział uniwersytetu, na którym pracowałem przez 30 lat, po dzień dzisiejszy nie ma pełnych uprawnień akademickich, niewiele różniąc się od szkół niższego stopnia (np. wyższych szkół zawodowych).
Można zapytać, cóż z tego, że wydział otrzymywał pieniądze z budżetu państwa, skoro konsumował je na to, co minister B. Kudrycka określiła mianem: "dobre samopoczucie słabych naukowców, którzy nie są w stanie konkurować z kolegami w Europie i na świecie". Tę jednostkę wyprzedziły wydziały znacznie mniejszych potencjałem ekonomicznym i kadrowym akademii pedagogicznych, a nawet jedna jedyna wyższa szkoła prywatna, jaką jest DSW we Wrocławiu, i to osiągając pełen akademicki status w znacznie krótszym czasie. Tak więc w tej kwestii ów neurobiolog mnie nie przekonał i jego listu bym nie podpisał.
Rację ma prof. A. Płażnik, kiedy stwierdza:
Nakłady państwa na naukę są w Polsce żenująco niskie (około 0,45 - 0,65 proc., zależnie jak się liczy i ten procent nie zmienia się od lat), i są kilkakrotnie (w procentach PKB) niższe niż w krajach Unii Europejskiej (w Izraelu przeznacza się ponad 3 proc. PKB na naukę). Nawiasem mówiąc, MON w Polsce dostaje na swoje zabawki i gry wojenne (czy coś zagraża Polsce?), prawie 2 proc. PKB.
Tu w odpowiedzi otrzymuje demagogicznie skonstruowaną ripostę, która w żadnej mierze nie podważa jego słusznego ataku, a mianowicie, kiedy min. B. Kudrycka chwali się bezzasadnie: Gdy na naukę w 2007 r. ze środków publicznych wydano zaledwie 3,8 miliarda złotych, już w 2011 r. wydatki te wzrosły niemal dwukrotnie, do 6,7 miliarda zł., a w tym czasie relacja tych wydatków do PKB wzrosła z 0,32 proc. do 0,44 proc.
Otóż ta odpowiedź pani ministry nie jest żadną przebitką, nie może być żadnym powodem do dumy i samochwalstwa. Co z tego, że z budżetu przeznacza się dwa razy więcej niż kilka lat temu, skoro i tak jest to na poziomie nędzy, a "każe się" naukowcom konkurować z uczonymi państw, których badacze dysponują nie tylko wielokrotnie wyższymi płacami indywidualnymi, ale i pięciokrotnie wyższym budżetem na badania zespołowe?
Międzynarodowa diagnoza dla naszego kraju, która została opublikowana w znakomitym Raporcie Polska 2050 (Warszawa: PAN Komitet Prognoz „Polska 2000 Plus+” 2011) potwierdza, że współczynniki rozwoju intelektualnego, które są zaliczane do tzw. „miękkich” oznak poziomu rozwoju społeczeństwa, lokują nas wśród 40 państw świata na 28 miejscu, przy czym ostatnie miejsce zajmujemy pod względem liczby doktorantów w wieku 20-29 lat, zaś ze względu na wydatki na badania i rozwój jako procent PKB zajmujemy – w zależności od różnych źródeł – od 42 do 65 miejsca w świecie. Systematycznie powiększa się dystans między Polską a krajami rozwiniętymi w zakresie poziomu badań naukowych i liczby patentów.
Do tego etapu pojedynku profesor neurobiologii a prof. B. Kudrycka byłoby zatem 1:1.
Niestety, w dalszej części swojej wypowiedzi już prof. A. Płażnik wykłada się brakiem wiedzy na temat mechanizmów i korzyści, jakie mimo tej nędzy finansowej i tak są o wiele bardziej korzystne, niż jeszcze kilka lat temu. Pamiętam doskonale, kiedy moi doktoranci składali wnioski do MNiSW o grant promotorski, to istniała niepisana, ale przestrzegana przez władze zasada, że nie mogą one - przynajmniej tak było w humanistyce - przekraczać limitu 20 tys. zł (na 3 lata!) Dzisiaj, dzięki reformie B. Kudryckiej, doktorant może ubiegać się o kwotę kilkusettysięczną!!! a są takie rodzaje konkursów, KTÓRE NIE MAJĄ ŻADNEGO LIMITU FINANSOWEGO.
Kiedy zatem nasz medyk stwierdza, że średnia wysokość przyznanego finansowania w konkursie KONKURS SONATA 2 (rozstrzygnięcie: maj 2012 r.), wyniosła (NZ4 i NZ7) od 400 do 600 tys. zł., , to istotnie przyznaje się do niewiedzy na temat istniejących w Narodowym Centrum Nauki procedur. To nie NCN i nie eksperci paneli określają wysokość -limit środków na realizację konkretnego projektu badawczego, ale jego wnioskodawca.
Rację miałby ów profesor, gdyby napisał z wyrazami oburzenia, że istniejący limit ogółu środków na badania sprawia, że tylko co piąty wniosek ma szanse na finansowanie, jeśli spełnia kryteria wartości naukowej. Tymczasem to, co nam proponuje, nie jest przedmiotem słusznej krytki polityki ministerstwa nauki.
Profesor wyraża żal, że tak zwany "success rate - "odsetek powodzeń" w pozyskiwaniu grantów naukowych w NCN (zespoły NZ4 i 7, konkurs SONATA), wynosi poniżej 20 proc. (ostatni konkurs - 17 proc.). Nie wie jednak, że ten wskaźnik dotyczy tylko i wyłącznie tych wniosków, które przeszły do II etapu oceny, a więc wszystkie otrzymały de facto ocenę wniosków bardzo dobrych i wyróżniających się. To oczywiste, że w rankingu w pierwszej kolejności finansowane są te najwyższej jakości. Gdyby zatem profesor Płażnik zaproponował, by zacząć od success rate 90 proc. ale na II etapie weryfikacji projektów badawczych (a potem co roku podwyższać kryteria, poprzez zmniejszanie wskaźnika powodzeń, np. o 10 proc., do 50-60 proc., finalnie), to pewnie każdy - poza panią ministrą - przyznałby mu rację.
A tak, bez owego zastrzeżenia, istotnie popiera nędzę metodologiczną i poznawczą. Wiele wniosków w panelu HS6, w którym konkurują o środki psycholodzy, pedagodzy i socjolodzy, znajdują się takiej treści wnioski, że dopuszczenie ich do finansowania byłoby powrotem do socjalistycznej praktyki socjalnego wsparcia dla "analfabetów". Dlatego w tym punkcie rację ma Barbara Kudrycka, podkreślając: "Nigdzie na świecie nie finansuje się słabych projektów. Nacional Science Foundation w USA wskaźnik sukcesu w niektórych obszarach nauki ustanawia na poziomie 10 proc. najlepszych projektów. European Research Council finansuje do 20 proc."
Tak więc dla B. Kudryckiej wynik sporu przechylił się na 2:1.
Kiedy neurobiolog pisze: utrzymywanie habilitacji jako żenujący przeżytek, XIX-wieczny anachronizm, podobnie jak belwederskie profesury, a za chwilę dodaje, że ostatnio ma miejsce w uczelniach wysyp tzw. profesur uczelnianych (np. dr hab. prof. UW), co skutecznie dewaluuje tytuł naukowy, to sam sobie zaprzecza. Utrzymanie w Polsce habilitacji wynika m.in. z niskich standardów etycznych środowiska akademickiego, które częściowo jest od lat trapione nepotyzmem, układami, nierzetelnością. Tym samym ich zniesienie uczyniłoby z wniosków o awans naukowy dla swoich kolesi wzrost awansów, który byłby nieadekwatny do jakości ich dorobku naukowego. Wynik zatem tego sporu jest już 3:1 na rzecz MNiSW.
Podważa natomiast ów krytyk nowej polityki naukowej MNiSW siebie, kiedy stwierdza, że: Niezrozumiałe jest także wyróżnianie tzw. młodych naukowców, jakiś strategicznych dziedzin nauki czy gospodarki, lub też powracających z zagranicy naukowców. Niech każdy ma takie same szanse, a decydować powinna (zwłaszcza w badaniach podstawowych) wyłącznie jakość badań (projektu) i ich innowacyjność.
To ja z tym się nie zgadzam. Jestem za młodymi i cieszę się, że wreszcie, ci najbardziej inteligentni, pracowici mogą liczyć na wsparcie w NCN i NCBiR realizując swoje ambitne projekty badawcze, a nie oczekując w kolejce we własnym instytucie, aż będzie im wolno ubiegać się o otwarcie przewodu habilitacyjnego, bo przed nimi są starsi, ale słabsi czy bardziej zasłużeni dla kierownictwa instytutu czy katedry.
Komitet Nauk Pedagogicznych PAN jest bardzo zainteresowany tym, by wspierać młodych naukowców, zachęcając ich do współpracy w zespołach-sekcjach problemowych przy KNP PAN, organizując im Letnie Szkoły Młodych Pedagogów (a także Andragogów) i organizując otwarte konferencje i debaty z zakresu metodologii badań w naukach społecznych i humanistycznych.
Tym razem, w tym pojedynku listownym to dla ministry jest 4:1.
06 stycznia 2013
Oświatowe HITY/KITY 2012 - częśc 5
Ktoś dobrze napisał: to, co dla jednych jest HITEM, dla drugiego jest KITEM.
6) Nastąpiła nieoficjalna zmiana ministra edukacji narodowej, bowiem za unowocześnianie polskiej edukacji wziął się minister cyfryzacji, który ogłosił , że ok. 400 szkół podstawowych będzie mogło wziąć udział w pilotażowym projekcie "Cyfrowa Szkoła". Jak zwykle w naszym kraju – tu nic się nie zmieniło - w projekcie mogą wziąć udział szkoły publiczne, prywatne, duże i małe, które miałyby szansę na dofinansowanie z budżetu państwa od 90 do 300 tys. zł o ile dopłacą 15% wnioskowanej kwoty. "Pilotaż Szkoły z klasą 2.0 - wnioski i wyzwania" powstał poza MEN.
Oczekujemy teraz, że jak będzie potrzeba wprowadzenia zmian w szkolnej edukacji w zakresie np. edukacji artystycznej, to do pracy weźmie się Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a jak będzie potrzeba wprowadzenia reformy kształcenia politechnicznego, to za nie weźmie się minister gospodarki itd. Może i lepiej, że to nie w MEN zajmują się tego typu projektami, tylko fachowcy od cyfryzacji, także z organizacji pozarządowych.
7) Ożywił się ruch obywatelskiego protestu przeciwko lekceważeniu części społeczeństwa przez władze resortu edukacji. Byli opozycjoniści podjęli się w Krakowie strajku głodowego w obronie lekcji historii. Przerwali go jedynie na prośbę kardynała Stanisława Dziwisza, metropolity krakowskiego, który zaapelował do nich, bo są potrzebni i Polsce, i Kościołowi. Uchwałę wspierającą protest podjęła rada naukowa Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, zaś setki osób wyrażało poparcie dla głodujących na stronie protest.ehistoria.org.pl.
Do gry włączono Prezydenta RP z którego udziałem oraz ministra edukacji narodowej Krystyny Szumilas w Pałacu Prezydenckim odbyła się debata ekspercka pt. „Historia w szkole i w życiu" w ramach Forum Debaty Publicznej w obszarze tematycznym „Twórczość, dziedzictwo kulturowe i przyrodnicze bogactwem Polski". Jak zwykle skończyło się na ogólnikach. Krystyna Szumilas poszerzyła krąg osób, które w liceum mogą uczyć "historii i społeczeństwa". Zezwoliła, aby historii i społeczeństwa uczyło dwóch lub więcej nauczycieli, z których jeden musi być historykiem, a drugi może być filologiem klasycznym, filozofem albo nauczycielem z uprawnieniami do nauczania wiedzy o kulturze lub wiedzy o społeczeństwie. Jak widać troska o wysoki poziom edukacji nie schodzi z pierwszego planu tego resortu.
Ministerstwo zareagowało także na rozszerzające się protesty programowe w zakresie kształcenia - taktyką sublimacyjną, a mianowicie głosem podległego sobie Instytutu Badań Edukacyjnych uruchomiło dla nauczycieli gimnazjalnych konkurs „Lekcja dobrej historii”.
Także fizycy z Polskiej Akademii Nauk uznali zmiany w programie liceum za "wysoce szkodliwe" i domagali się ich "głębokiej rewizji" przez MEN. Protest podpisał w ich imieniu przewodniczący Komitetu Fizyki PAN. Głodówki z tego powodu nie prowadzono, ale to tylko dlatego, że pracownicy PAN i tak mają już głodowe pensje. Pod koniec kwietnia debatowała o tych problemach Sejmowa Komisja Edukacji, Nauki i Młodzieży. Ufamy, że młodzież wykształcona w ramach pilotażowego projektu „szkoła cyfrowa” będzie w przyszłości skuteczniej organizować formy protestu przeciwko kulturowej arogancji władzy oświatowej.
8) Senacki projekt nowelizacji ustawy o uprawnieniach do ulgowych przejazdów środkami publicznego transportu zbiorowego zakończył proces dyskryminacji nauczycieli przedszkoli. Władze musiały dostosować obowiązujące przepisy do wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 16 listopada 2010 r., który uznał za niezgodny z konstytucją zapis wyłączający nauczycieli zatrudnionych w przedszkolach z kręgu nauczycieli uprawnionych do ulgowych przejazdów środkami publicznego transportu zbiorowego. Źle to świadczy o MEN, że trzeba było aż wyroku Trybunału Konstytucyjnego, by uznać równe prawa nauczycieli przedszkoli z tymi, z jakich korzystali dotychczas nauczyciele szkolnictwa publicznego.
9) Wreszcie ma być wyeliminowana z egzaminu maturalnego prezentacja z języka polskiego, która zostanie zastąpiona egzaminem ustnym. Maturzyści będą musieli przystąpić do jednego przedmiotu dodatkowo na poziomie rozszerzonym, ale nie będą musieli go zaliczyć, by zdać egzamin dojrzałości. To ciekawy rodzaj egzaminu, który ma być sztuką dla sztuki. MEN zapowiedział też, że testy mają sprawdzać umiejętność myślenia, a nie wiedzę. Ciekawe, jak sprawdzać jedno bez drugiego?
10) Szefowa Gabinetu Politycznego MEN za rządów Katarzyny Hall poseł Ligia Krajewska, która na sztandarach wyborczych w okresie kampanii miała wypisane hasła troski o polską edukację, kiedy dostała się do Sejmu dzięki glosom nauczycieli, nie ma już w Sejmie nic wspólnego z oświatą. Wyszło szydło z worka. W resorcie K. Hall była lekiem na całe zło, toteż już jako parlamentarzystka w 2012 r. zajmowała się sprawami refundacji leków.
W Gabinecie Politycznym Krystyny Szumilas są zatrudnione aż trzy osoby w pełnym wymiarze czasu pracy. Dzięki interpelacji posła PiS Kazimierza Moskala naród nareszcie dowiedział się, za co są one odpowiedzialne, a mianowicie za:
- dokumentowanie, analizowanie, opiniowanie istotnych procesów i wydarzeń społecznych, politycznych i ekonomicznych oraz opracowywanie ich dla członków kierownictwa ministerstwa,
- współpracę z mediami i realizowanie polityki informacyjnej rządu w zakresie oświaty i wychowania (rzecznik prasowy),
- stałą współpracę z Sejmem i Senatem RP, a także innymi urzędami.
Czekamy na objęcie badaniami przez socjologów Instytutu Badań Edukacyjnych tak czasu pracy specjalistów z Gabinetu Politycznego MEN, jak i wszystkich pozostałych urzędników MEN. Na to warto wydać każdy milion EURO. Zliczanie i ocenę uzyskanych danych powierzyłbym jednak – zgodnie z unijnymi procedurami - zewnętrznym ekspertom.
11) Zgodnie z ustaleniami MEN i CKE egzamin maturalny zdało 80% młodzieży. Teraz prosimy o podwyższenie tego wskaźnika, by można było wykazać w ten sposób skutki reform PO i PSL w polskiej oświacie. Zadania na rok 2013 należy wykalibrować do poziomu zdawalności 90%! Tuż przed wyborami proponujemy nawet 95% a w roku wyborczym to nawet 112%! MEN musi mieć przecież jakiś sukces.
12) Komitet Centralny polskiej oświaty uchwałą Minister edukacji narodowej Krystyny Szumilas określił kierunki realizacji polityki oświatowej państwa w roku szkolnym 2012/2013. Należą do nich: wspieranie rozwoju dziecka młodszego, w tym obniżenie wieku szkolnego do 6 lat, wzmacnianie bezpieczeństwa w szkołach i placówkach oświatowych oraz podniesienie jakości kształcenia w szkołach ponadgimnazjalnych. Jak rozpoznaje się w zarządzanym przez władzę systemie szkolnym kluczowe braki, to czyni się je przedmiotem szczególnego zobowiązania i nadzoru. Określając powyższe priorytety władza centralistyczna przyznała, z czym sobie dotychczas nie poradziła.
13) Obywatelskie prawa dorosłych uczniów w szkolnictwie publicznym zostały wywołane do tablicy, kiedy upubliczniono żądanie jednego z licealistów by nauczyciele nie udostępniali rodzicom bez jego zgody otrzymywane przez niego oceny szkolne. Dotychczasowa praktyka naruszała jego prawo do prywatności. Wsparcie uzyskał w opinii Generalnego Inspektora Ochrony Danych Osobowych GIODO, który przekazał ją do MEN po analizie przepisów regulujących dostęp rodziców do ocen ich dzieci. Oceny uczniów są jawne dla nich oraz dla ich rodziców lub opiekunów prawnych, ale tylko i wyłącznie w przypadku osób niepełnoletnich. Prawo rodziców do wiedzy o tym, jak sobie radzą w szkole ich pełnoletni nastolatkowie ma niższą wagę od prawa konstytucyjnego, toteż dane te powinny być objęte stosowną ochroną na rzecz osób pełnoletnich.
14) Nie odnotowano od połowy października w Sejmowej Komisji Edukacji i Młodzieży straty na funkcji jej przewodniczącego z powodu strajku głodowego, jaki powziął poseł Artur Bramora pijąc jedynie wodę i czytając aż dwie książki: "Po południu. Upadek elit solidarnościowych po zdobyciu władzy" Roberta Krasowskiego i "Siła" Rhondy Byrne. Jego protest nie dotyczył polskiej edukacji, za którą czuje się przecież wysoce odpowiedzialny jako przewodniczący powyższej Komisji, ale … braku środków finansowych dla 11 zakładów opiekuńczo-leczniczych i ośrodków pielęgnacyjno-leczniczych w kraju. Być może chciał przy tej okazji przetestować, jak czuli się jego rodacy, którzy głodowali w sprawach programów kształcenia historii?
Ciekawe, co wywalczy w ten sposób u ministra Arłukowicza, bo to resort zdrowia odpowiada za skądinąd tragiczny stan placówek zdrowotnych dla dzieci? Nawiązanie tak głodowej współpracy z tym resortem ma swoje uzasadnienie, bowiem Ruch Palikota złożył w grudniu w Sejmie projekt ustawy zakładający wprowadzenie do szkół obowiązkowej seksedukacji. Można za jednym zamachem załatwić szkołom pomoce dydaktyczne w postaci środków antykoncepcyjnych i wibratorów. W Łodzi władze miasta już testują ten program w szkolnictwie, finansując go z budżetu miasta. Czekamy na badania dotyczące jego efektywności. UMŁ ma już doświadczenie w finansowaniu takowych za 70 tys. zł. Ich poziom jest taki, że każdy dziennikarz potrafi je merytorycznie skompromitować.
Inna rzecz, że poseł - przewodniczący Komisji A. Bramora dał przykład innym przewodniczącym, by chcąc ująć się za oświatą, któryś z nich zgodził się podjąć protest głodowy i coś wywalczył dla edukacji. Może też być protest włoski...
15) Przewodniczący partii Polska Jest Najważniejsza - Paweł Kowal poinformował w listopadzie, że jego partia rozpoczęła akcję zbierania podpisów pod obywatelskim projektem ustawy przewidującej zniesienie gimnazjów. Akcja zapewne jeszcze trwa, bo projektu w Sejmie nie ma. Tymczasem samorządy przygotowują się do likwidacji także gimnazjów, tyle tylko że im chodzi o likwidację budynków i obowiązku ich utrzymywania. Bardziej zapobiegliwi dyrektorzy łączą gimnazja w zespół szkół, dzięki czemu obie akcje mogą się nie powieść.
Rok 2013 zaczął się znakomicie. Już MEN wytknięto brak wydania na czas rozporządzenia, które reguluje odbywanie stażu w awansie zawodowym nauczycieli. Ministra edukacji narodowej na wydanie rozporządzenia w tej sprawie miała półtora roku, w związku z jej zaniedbaniem dyrektorzy szkół nie mają podstawy prawnej m.in. do zobligowania nauczyciela, aby ten dokonał zmiany planu rozwoju zawodowego lub opiekuna stażu. Brakuje też wymagań, jakie powinien spełniać kandydat ubiegający się o awans. Nie wiem, dlaczego dziennikarze tak bardzo się niepokoją kolejnym ministerialnym KITEM, skoro rozwój zawodowy nauczycieli jest na niekorzyść władzy. Mniej awansów, to większe oszczędności w budżecie oświatowym.
05 stycznia 2013
OŚWIATOWE HITY 2012 roku - część 4
Czas wreszcie spojrzeć na miniony rok kalendarzowy w oświacie w kategoriach sukcesów. Oto przeboje minionego sezonu:
1)Skuteczne i konsekwentne upowszechnianie przez Rzecznika Praw Dziecka – ministra Marka Michalaka pedagogiki humanistycznej JANUSZA KORCZAKA.
W całym kraju odbyły się liczne konferencje, seminaria, dyskusje, warsztaty i sympozja poświęcone pedagogice polskiego pedagoga, którego życiem, dokonaniami i dziełami bardziej fascynują się w świecie, niż w naszym kraju. To właśnie Rzecznik Praw Dziecka skierował do prokuratury wniosek dotyczący książki propagującej bicie dzieci, w wyniku którego została ona wycofana z rynku. Być może kopiowana jest w tzw. „drugim obiegu” przez zwolenników tresowania dzieci za pomocą rózgi…
Rzecznik Prawe Dziecka zwrócił się do MEN z prośbą o podjęcie skutecznych działań eliminujących w szkołach publicznych pobieranie opłat za wydawanie uczniom świadectw szkolnych Ta niedopuszczalna praktyka ma miejsce od czasów socjalizmu i nie widać właściwej tzn. skutecznej ze strony nadzoru MEN reakcji pociągnięcia do odpowiedzialności dyrektorów tych szkół, którzy uzależniali wydania świadectw od wniesienia opłat.
2) W makropolityce oświatowej nadal rządzi ZNP. Znakomicie radził sobie z władzą prezes tego związku (bardzo dobry absolwent historii w UŁ, który uczestniczył w moich ćwiczeniach z pedagogiki w okresie studiów) Sławomir Broniarz. Musiał wielokrotnie przypominać władzom tego państwa oraz samorządowcom, że zna prawo i będzie jego znajomość upowszechniał także wśród nauczycieli.
Zgodnie z przepisami Kodeksu Pracy i ustawą Karta Nauczyciela, czas pracy nauczyciela zatrudnionego w pełnym wymiarze zajęć nie może przekraczać 40 godzin na tydzień, jednocześnie określają wymiar pensum, czyli zajęć dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych nauczyciela, który kształtuje się w zależności od stanowisk od 18 do 30 godzin. Nigdzie jednak nie ma mowy o dobowej, ośmiogodzinnej normie pracy.
3) W wyniku czasowego wstrzymania zmiany strukturalnej obniżenia wieku obowiązku szkolnego w Polsce, o rozpoczęciu nauki w szkole dzieci urodzonych w latach 2006 i 2007 nadal decydowali rodzice. Znakomicie z tego prawa skorzystali pokazując, co sądzą o władzy, jej niekompetencji i nieprzygotowaniu do reform szkolnych. Z informacji przedstawionych przez resort w styczniu 2012 r. wynikało, że blisko w 100 gminach nie było żadnego sześciolatka w szkołach.
4) Znaleziono sposób na likwidację Karty Nauczyciela. Niedługo już mało który nauczyciel będzie jej podlegał. W 2012 r. testowano w Wielkopolsce w połowie szkół, które są prowadzone przez stowarzyszenia rodziców i nauczycieli, zatrudnianie tych ostatnich zgodnie z kodeksem pracy.
5) Pojawia się pluralizm w ustroju szkolnym. Mamy wielobarwność placówek edukacyjnych. Tak np. w Radomiu łączono szkoły w większe zespoły i poddawano prywatyzacji przedszkola. W Krakowie natomiast Młodzieżowe Domy Kultury tak przekształcono, żeby nie zatrudniać nauczycieli zgodnie z Kartą. A jeszcze tak niedawno MEN zarzekało się, że łączenie szkół jest niezgodne z Ustawą o systemie oświatowym... Pewnie miało na uwadze Łotwę.
6) Opublikowanie w lutym, 2012 r. wyników Ogólnopolskich Badań Umiejętności Trzecioklasistów. Piszę o tym od lat, że powodem tragicznie niskich kompetencji matematycznych jest tzw. kształcenie zintegrowane oraz niewymaganie od kandydatów na studia z pedagogiki wczesnoszkolnej co najmniej na dobrym poziomie ocen z matematyki na maturze, ale jest to jak rzucanie grochem o ścianę. Ministerstwo otrzymało po raz kolejny bulwersujące (poza urzędnikami MEN) wyniki trzecioklasistów:
- tylko 5 proc. dzieci w tym badaniu rozwiązało prawidłowo wszystkie zadania,
- największe problemy uczniowie mieli z poprawnym rozwiązaniem zadań tekstowych. Poprawnie rozwiązało je tylko 12,4 proc. dzieci.
Dużo lepiej wypadli nasi uczniowie w międzynarodowych badań TIMSS, realizowanych przez Międzynarodowe Stowarzyszenie Mierzenia Osiągnięć Szkolnych (IEA), które mierzyły kompetencje uczniów w zakresie wiedzy przyrodniczej. W tym badaniu polscy uczniowie uczestniczyli po raz pierwszy, uzyskując wynik bliski średniej międzynarodowej.
W diagnozie umiejętności matematycznych nasi uzyskali nieco słabszy wynik, mieszczący się poniżej średniej międzynarodowej. W osiągnięciach matematycznych wśród 50 krajów Polska znalazła się na 34. pozycji, za wszystkimi krajami europejskimi. MEN ma się czym chwalić.
Sięgnięto zatem dla poprawy nastroju po raport pt.„Krzywa uczenia się" Pearson Foundation,w którym polska oświata uzyskała wysokie 14. miejsce w rankingu pod względem funkcjonowania i osiągnięć systemów edukacyjnych (U nas każda fundacja może opracowywać takie rankingi. Gwarantuję, że Polska znajdzie się w pierwszej trójce).
Jak informowało MEN - twórcy raportu analizowali wyniki trzech uznanych międzynarodowych badań: PISA, PIRLS i TIMSS oraz poziom wykształcenia społeczeństwa, w tym odsetek osób z wykształceniem średnim i wyższym. Polska ma największy odsetek osób z wykształceniem średnim na rynku pracy, bo wynoszącym 68%, podczas gdy bogatsze od nas i lepiej rozwinięte gospodarczo Niemcy mają zaledwie 59%; a Finlandia 47%. MEN nie podało, jaki odsetek absolwentów szkół średnich i wyższych jest bezrobotnych. Tego ta Fundacja także nie brała pod uwagę. Sukces jest – jak za Edwarda Gierka.
7) Reakcje profesorów i publicystów na patologie oświatowe:
- marzec 2012
Prof. Aleksander Nalaskowski z UMK apelował o: (...) natychmiastowe wycofanie wszystkich projektów reformy szkolnictwa jako nieprzemyślanych, głupich i szkodliwych. Oczekiwał także natychmiastowego przywrócenia 4-letnich liceów i skończenia z promocją homoseksualizmu w oświacie.
- kwiecień 2012:
Wojciech Cejrowski ostrzegał maturzystów na swoim blogu: Matury będą łatwe. A dlaczego będą łatwe? Bo władza chce żebyście byli debilami, żebyście nic nie umieli, więc rozdaje te matury i dyplomy za nic”.
- maj 2012
Sławomir Kłosowski z PiS tak uzasadniał wniosek tej partii o odwołanie minister edukacji: „Krystyna Szumilas jest złym ministrem edukacji, najgorszym od 1989 roku, nie ma predyspozycji, aby sprawować ten urząd w tak odpowiednim momencie, nie ma umiejętności ani pomysłu na edukację”
a prof. Włodzimierze Bernacki politolog UJ komentował politykę oświatową MEN:
Programy edukacyjne forsowane przez PO prowadzą do formowania człowieka z plasteliny. A więc człowieka, który jest zupełnie bez wyrazu, który dopiero w pewnym określonym wieku, a o tym się wyraźnie nie mówi, ma dokonać wyboru, czy chce być Polakiem, czy Niemcem lub Grekiem, a także tego, czy chce być chłopcem lub dziewczynką. To prosta droga do ukształtowania kogoś, kto będzie miał tożsamość kameleona. Chodzi o człowieka bez wyrazu i tożsamości, radarowca - jak mówią Amerykanie - który potrafi odczytywać z zewnątrz sygnały mówiące mu, do czego ma się dostosować. Co więcej, model wychowawczy, który my chcielibyśmy realizować, a więc formowanie człowieka posiadającego wiedzę i umiejętności, a przede wszystkim mądrość i system wartości, jest dla ekipy rządzącej modelem szkodliwym.
- czerwiec 2012:
Ryszard Grobelny, prezydent Poznania: Podstawowy problem polega na tym, że państwo centralnie reguluje wszystkie kwestie związane z zarządzaniem oświatą, przerzucając na samorządy obowiązek realizacji tych zadań. Odgórnie ustalony jest czas pracy nauczycieli i ich średnie zarobki, samorząd ma nawet ograniczone możliwości przekazywania czy łączenia szkół. Skutek jest taki, że system edukacji jest bardzo nieefektywny. Nakłady na edukację rosną, a jednocześnie kształcimy coraz mniej uczniów. Nie widać też znaczących postępów w podnoszeniu jakości nauczania.
Sierpień 2012:
– prof. Antoni Kamiński, były szef polskiego oddziału Transparency International: Przyglądając się sprawie e-podręcznika, trzeba ocenić, że mamy do czynienia z grupą koleżeńską, która wzajemnie się wspiera. Możemy mówić o siatce ludzi, którzy pasożytują na publicznych instytucjach i ich funduszach, by realizować własne, prywatne interesy
Jeszcze nie skończyły się wakacje, a Solidarna Polska zażądała podania się do dymisji minister edukacji Krystyny Szumilas w związku z doniesieniami o możliwych nieprawidłowościach przy wprowadzaniu projektu e-podręcznika. Dla lepszego umotywowania swoich roszczeń w związku z tą sprawą partia ta złożyła także zawiadomienie do prokuratury. Do dnia dzisiejszego nie znamy wyniku tego postępowania. Julio Pitero!! Wróć do minionych obowiązków tropicielki korupcji i nepotyzmu we własnym środowisku!!! W przeciwnym razie będziemy musieli czekać jeszcze długo na sprawiedliwość i prawo Zbigniewa Ziobro.
cdn.
04 stycznia 2013
Odeszła od nas nauczycielka nauczycieli
W dniu 3 stycznia 2013 r. zmarła po długiej chorobie dr Bronisława Dymara.
Mówiliśmy o Niej Pani Profesor, i to z kilku powodów. Po pierwsze, była profesorką języka polskiego w liceum ogólnokształcącym w Pszczynie, a zatem ten oświatowy tytuł w pełni odpowiadał Jej stanowisku. Po drugie, była nauczycielem akademickim, adiunktem, a następnie starszą wykładowczynią we Filii Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie, z którą to uczelnią związana była do czasu choroby na tyle paraliżującej jej sprawność ruchową, że zmuszona była do pozostania w domu.
Nasza Pani Bronia, była jak prawdziwa skautka - do końca swoich dni wierna wartościom i nauczycielskiemu powołaniu oraz środowisku, któremu służyła bezgranicznie i bezinteresownie. A żyła samotnie, z bardzo niską, nauczycielską emeryturą, dzieląc się mimo tego wszystkim, co tylko miała do dyspozycji a mogło komuś sprawić przyjemność, napoić go gorąca herbatą czy kawą czy wzbogacić jego poczucie estetyki kwiatami, jakie pielęgnowała w swoim przydomowym ogrodzie. Zawsze była blisko świata przyrody i dumna z wyhodowanych kwiatów, których fotografie przesyłała swoim przyjaciołom zamiast tradycyjnych pocztówek.
Bogactwo pomysłów generowało jeden po drugim, toteż tylko Jej najbliższe środowisko akademickiego Cieszyna nadążało z odpowiedzią na kolejne projekty książek. Nie pisała już własnych, monograficznych rozpraw naukowych, chociaż by mogła, bo uważała, że jest od wspomagania młodych naukowców i dzielenia się z nimi własnym warsztatem, pedagogicznym doświadczeniem i sztuką narracji. Prowadziłem z Panią Bronisławą systematyczną korespondencję, której treść z Jej strony stanowiła dla mnie wyrzut sumienia, że nie jestem w stanie włączyć się w przygotowywany przez Nią kolejny tom serii „Nauczyciele-Nauczycielom”, a jest to cykl wyjątkowy, niespotykany w żadnej dyscyplinie naukowej. Nikt nie był w stanie pokonać rekordu konstruowanych przez dr B. Dymarę tomów, z których każdy przenikał do coraz bardziej kluczowej sfery życia i rozwoju dzieci i młodzieży.
Bo ona pisała książki dla nich i o nich, chociaż adresowanych do nauczycieli, wychowawców, rodziców, opiekunów czy terapeutów. To oni, ci realnie wywierający wpływ, uczestniczący w życiu swoich pociech, wspomagający je w rozwoju, mieli być pedagogicznym medium, twórczym „przedłużeniem” jej serca, myśli i działań z pozycji skromnego Mistrza, prawdziwego Autorytetu, osoby z charyzmą, bo poświęcającą się całą (O)Sobą innym.
Komu by się chciało, kto by potrafił w tak trudnej życiowo sytuacji (socjalnie i zdrowotnie), w ciągu kilkunastu lat, wydać ponad 20 tomów rozpraw łączących naukowców i nauczycieli, teoretyków i praktyków, filozofów i refleksyjnych, transformatywnych nauczycieli? Prawda, że Ona miała na to czas, cierpliwość, że nieustannie przypominała o terminach i zabiegała o środki, sponsorów lub dobra wolę tych, którzy wspólnie z Nią doprowadzali dzieła do końca. Miała w zespole redakcyjnym Oficyny „IMPULS” wiernych przyjaciół, sojuszników tak, jak pozyskiwała ich wśród autorów i recenzentów rezygnujących z honorariów, byle tylko mógł ukazać się kolejny tytuł pod Jej redakcją. A przecież ten fakt w żadnej mierze nie stanowił podstaw do obniżania poziomu. Wprost odwrotnie.
Tym bardziej egzekwowaliśmy od siebie więcej, bo na tym polega prawdziwa przyjaźń i sztuka, że tworzy się wspólnie dobra, które są niepowtarzalne, ponadczasowe, o jak najwyższym poziomie. Jak pisał prof. Kazimierz Denek w związku z organizowaną przez Cieszyński Wydział Etnologii i Nauk o Edukacji Uniwersytetu Śląskiego konferencją, która była dedykowana twórczości dr Bronisławy Dymary w 2011 r.:
Osnową serii książek Nauczyciele-Nauczycielom jest poszukiwanie odpowiedzi na pytanie jak nauczać i wychowywać oraz uczyć się? Chodzi o to, żeby to czynić coraz lepiej, nowocześniej, bardziej świadomie i zrozumiale, przekonywająco, mądrzej, sensowniej, sprawniej, lżej, szybko, kreatywnie, skutecznie i efektywnie w warunkach zaniku ciekawości i na miarę perspektyw społeczeństwa wiedzy. W serii książek Nauczyciele-Nauczycielom teksty swe zamieściło 100 Autorów. Składa się ona z 21 książek drukowanych w latach 1996—2011 i zawiera:
— cztery książki autorskie, w tym Bronisławy Dymary: Dziecko w świecie marzeń (1996, 1998, 2009), Dziecko w świecie edukacji. Podstawy uczenia się kompleksowego… (2009), Dziecko w świecie edukacji. Realizacja kompleksów. Bliżej integracji osoby i pedagogiki współbycia (2009), śp. Jerzego Dymary: Dziecko w świecie geografii (2004);
— dziesięć książek współautorskich:
1) Dziecko w świecie przyrody (1998) — B. Dymara, S.Cz. Michałowski, L. Wollman;
2) Dziecko w świecie pokus (2000) — A. Murzyn, R. Cibor, S.Cz. Michałowski;
3) Dziecko w świecie matematyki (2000) — J. Filip, T. Rams;
4) Dziecko w świecie tradycji (2002) — B. Dymara, W. Korzeniowska, F. Ziemski;
5) Dziecko w świecie wartości. Aksjologiczne barwy dziecięcego świata (2003) — K. Denek, U. Morszczyńska, W. Morszczyński, S.Cz. Michałowski;
6) Dziecko w świecie wartości. Poszukiwanie ładu umysłu i serca (2003) — B. Dymara, M. Łopatkowa, M.Z. Pulinowa, A. Murzyn;
7) Dziecko w świecie języka (2004) — D. Bula, D. Krzyżyk, B. Niesporek-Szamburska, H. Synowiec;
8) Dziecko w świecie zabawy. Zabawa i radość w literaturze, muzyce i życiu codziennym (2009) — B. Dymara, A. Górniok-Naglik, J. Uchyła-Zroski;
9) Dziecko w świecie wielkiej i małej Ojczyzny (2009) — K. Denek, B. Dymara, W. Korzeniowska;
10) Sztuka bycia człowiekiem. Poszukiwanie wartości i sensów życia (2011) — B. Dymara, B. Cholewa-Gałuszka, E. Kochanowska.
W przygotowaniu jest jedenasta książka współautorska Bronisławy Dymary i Ewy Ogrodzkiej-Mazur: Dziecko w świecie literatury (druk w 2012 roku).
Zwróćmy uwagę na oryginalny i zróżnicowany skład tej serii, w której jest tylko 7 książek zbiorowych pod redakcją Bronisławy Dymary, choć większość serii tworzą zazwyczaj prace zbiorowe. Oto ich spis:
— Dziecko w świecie sztuki (1996);
— Dziecko w świecie rodziny (1998);
— Dziecko w świecie szkoły (1998);
— Dziecko w świecie muzyki (2000);
— Dziecko w świecie współdziałania. Poszukiwanie podstaw samorządności, współdziałania i demokracji (2001);
— Dziecko w świecie współdziałania. W stronę praktyki edukacyjnej (2001);
— Dziecko w świecie zabawy. O kulturze, cechach i wartościach ludycznej edukacji (2009).
Napisanie tak wielu różnych książek współautorskich wpłynęło korzystnie na tworzenie się edukacyjnej wspólnoty, gdyż kształtowanie każdej z nich wymagało kilku spotkań, dyskusji, omówień, dotyczących głównych idei, konstrukcji, sposobu pisania i przekładania wiedzy teoretycznej na działania edukacyjne, inspirujące zazwyczaj twórcze zachowania uczniów.
Poznański Profesor dokonał w swoim referacie znakomitej, bardzo głębokiej analizy całej twórczości pedagogicznej Bronisławy Dymary, która wystarczyłaby na kilka habilitacji w dziedzinie nauk humanistycznych. Warto do niego siegnąć.
Każdy z redagowanych czy współredagowanych przez Nią tomów doskonale wpisywał się w oczekiwania zarówno reformującego się systemu oświatowego, jak i politykę społeczno-edukacyjną państwa. Podejmuje w nich bowiem jedno z najważniejszych dla szkolnictwa wyzwań, jakim są procesy jego niedokończonej demokratyzacji (a była wielką zwolenniczką kształtowania samorządnych szkół publicznych) oraz mocno „wystudzone” aksjologicznie na kwestie wychowawcze i społeczno-moralne mechanizmy gospodarki rynkowej.
Bronisława Dymara uważała, że polska szkoła nie może być obojętna wobec powszechnej potrzeby samostanowienia narodu, rozwijania w nim szczerego poczucia patriotyzmu, wolności współdecydowania i samorealizacji w sytuacji tak głębokich deficytów i zapóźnień rozwojowych społeczeństwa, które było poważnie dotknięte banalizacją podstawowych wartości, indoktrynacją ideologiczną quasi totalitarnego państwa, pseudorywalizacją (socjalistyczny, stachanowski model współzawodnictwa pracy) czy zanikiem etosu pracy.
W państwie postsocjalistycznym, w którym wciąż mamy do czynienia z budowaniem zrębów demokracji i animowaniem procesów rzeczywistego uspołecznienia instytucji publicznych, nie można lekceważyć kwestii kształcenia młodego pokolenia i rozumienia wartości oraz umiejętności współdziałania, samorządności i samoorganizacji nauczycieli, uczniów i ich rodziców. Warto przyjrzeć się zatem zgromadzonym w jej pracach tekstom, by odpowiedzieć sobie na pytanie, w jakiej mierze udało się ich autorom określić podstawy dla samorządności, współdziałania i demokracji w szkole. Publikowali w tych tomach znakomici autorzy, uniwersyteccy profesorowie i doktorzy, doktoranci i asystenci, wykładowcy i zarządzający oświatą. Wszystkich łączył tak wspólny obszar dociekań, analiz, prób wyjaśnień słabości i formułowania normatywnych ofert ich eliminowania czy konstruowania alternatywnych modeli kształcenia oraz wychowania.
Zmarła pedagog była też poetką. Od czasu do czasu pisała piękne, subtelne wiersze. Jeden jeszcze nieopublikowany, zapisałem jakiś czas temu w blogu. Każdy list od dr Bronisławy Dymary przechowuję w swoim domowym archiwum, bo one były jak oświatowa poezja i zarazem piękno tradycji, darem człowieka szczerze zatroskanego o losy polskiej edukacji, szkoły, uczniów, nauczycieli i lokalnego środowiska. Była Osobą niezwykle skromną, zawsze niemalże przepraszającą, że o coś prosi, zabiega, chociaż nigdy nie dla siebie i nie w swojej sprawie. Kochała swoich licealistów, jak i akademickich Uczniów (nauczycieli i studentów), wielbiła podziwiać ich sukcesy i wspólnie z nimi boleć nad problemami czy kryzysami, jakie pojawiały się w ich życiu. To nieprawdopodobne, jak zawsze była blisko tych, którzy byli daleko, których nie mogła bezpośrednio spotkać czy porozmawiać z nimi face to face. Nie dostąpiła już możliwości komunikowania się za pośrednictwem nowych mediów. Nie chciała i nie mogła zarazem, bo przecież z tym wiązałyby się kolejne koszty, a Ona nie chciała być nikomu cokolwiek winna. Żaden zresztą list elektroniczny nie oddałby tak wymownie Jej charakteru i myśli, jak te pisane ręcznie, zawsze piękną kaligrafią.
Wszystkie swoje listy pisała na pięknym, papeteryjnym papierze, często zawierającym rozkwitającą różę. Odpowiadała na każdy tekst, przesłany artykuł czy książkę, dzieląc się swoimi opiniami. Dialogu współbycia (to zresztą tytuł przygotowywanej przez Bronisławę Dymarę kolejnej książki) będzie mi najbardziej brakowało, bo niby nikt z nas nie jest niezastąpiony, ale jednak są tacy, których zastąpić się nie da, niczym i nikim. Są osoby, o których wolelibyśmy nie wiedzieć i nie pamiętać, ale są też takie, których nieobecność tu i teraz jest bolesną raną, którą zagoić może szlachetnie kontynuowana pamięć o ich życiu i dokonaniach. Osierociła pedagogikę cieszyńską, ale i polską, zobowiązując jednak kolejne generacje uczonych do godnego samodoskonalenia się, wiary w siebie i dążenia do celów, które dobrze służą społeczeństwu i jednostkom oczekującym profesjonalnej i ludzkiej pomocy.
(fot. dr Bronisława Dymara otoczona cieszyńskimi a uniwersyteckimi Uczennicami w czasie przedwigilijnego spotkania u Niej w domu)
Żegnam w tym miejscu symbolicznym fragmentem wiersza ks. Jana Twardowskiego pt. Druga jesień:
(…)
Smutek jest jak diabeł
Ma swoje stąd dotąd
Wszystko jak należy w wymierzonym czasie
Łzy się nawet śmieją kiedy są za duże
Nie wyj z żalu głuptasie.
Teraz pewnie spogląda na nas wyzwolona z cierpienia i z pokojem własnego ducha oraz wrodzoną hiperaktywnością twórczą apeluje: Nie wyj, tylko pracuj, twórz, pomagaj, działaj, bądź z innymi i dla innych, (z)godnie.
Nota biograficzna redaktorki serii książek Nauczyciele – Nauczycielom.
Urodziła się w Ostrorogu na Wołyniu (27.VI.1932). Samokształcenie i poszukiwanie innowacyjnych rozwiązań w edukacji zostało wpisane w całe jej życie. Magisterskie studia polonistyczne ukończyła w roku 1959 na WSP w Krakowie. Doktorat z nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki obroniła na UAM w Poznaniu w roku 1980.
Intensywną działalność innowacyjną rozwinęła w Lublinie w szkołach nr 15 i 31 (1951-1961). Z wielką pasją kontynuowała i wzbogacała swe próby i eksperymenty w zakresie kompleksowego nauczania, tworzenia systemu norm i kryteriów ocen, samorządności dzieci i młodzieży itd.
Na terenie Pszczyny (1961-1976), dokąd przeniosła się po wyjściu za mąż za Jerzego Dymarę, nauczyciela geografii i działacza oświatowego, pracowała w wielu szkołach jako nauczycielka j. polskiego, wizytatorka i dyrektorka. Prowadzona przez Bronisławę Dymarę Szkoła Podstawowa nr 5 i Szkoła Ćwiczeń (1968-1972) stała się ośrodkiem znanych dotąd innowacji. Próba ich kontynuowania i wzbogacania o tzw. Młodzieżowe Forum w prowadzonym przez siebie LO im. Bolesława Chrobrego (1974-1976) – skończyła się dramatem; utratą stanowiska i pracy.
W roku 1982 dr Bronisława Dymara została zatrudniona w Filii UŚ w Cieszynie na etacie adiunkta, gdzie pracowała jeszcze ćwierć wieku, w tym 15 lat na etacie (do emerytury w roku 1997). Tu skupili się wokół niej nauczyciele walczący z rutyną i schematyzmem. Intensyfikacja działań badawczych i innowacyjnych nastąpiła w związku z prowadzeniem prac magisterskich (ponad 450 obron) oraz objęciem kierownictwa Zakładu Teorii Wychowania (1992-1997). Procesowi rozwoju twórczych działań sprzyjał też prowadzony przez nią nowy przedmiot: innowacje edukacyjne!
Długoletnia praktyka oraz intensywne poszukiwanie nowego paradygmatu pedagogiki, opartego na więzi nauczycieli akademickich z nauczycielami szkół różnego typu stały się podstawą otwarcia serii książek pedagogicznych Nauczyciele – Nauczycielom. Wśród jej 20 tomów (1996-2009) znajdują się trzy autorskie książki redaktorki: Dziecko w świecie marzeń (1996, 1998, 2010); Dziecko w świecie edukacji. Podstawy uczenia się kompleksowego – nowe kształty i wymiary edukacji (2009), cz. I; Dziecko w świecie edukacji. Realizacja kompleksów. Bliżej integracji osoby i pedagogiki współbycia (2009), cz. II.
Wymienione książki o edukacji są syntezą niemałego dorobku publikacyjnego, wprowadzającego m.in. nowe spojrzenie na przestrzeń edukacyjną, pojęcie integracji, zasady nauczania, miejsce ucznia jako współtwórcy zajęć i procesu oceniania wyników, w toku kompleksowego uczenia się.
Dorobek publikacyjny, zapoczątkowany debiutem sprzed pół wieku w „Teatrze Ludowym” i „Kurierze Lubelskim” obejmuje ponad 300 pozycji i jest szczególnie intensywny w ostatnim ćwierćwieczu. Na dorobek ten składa się: 8 książek autorskich i 5 współautorskich, zredagowanych 13 tomów opracowań zbiorowych, a ponadto wiele artykułów, rozpraw, esejów, recenzji, notatek, sprawozdań. Wydrukowano je w około 30 czasopismach, kilkunastu seriach naukowych i książkach „pokonferencyjnych” UŚ w Katowicach, UJ w Krakowie, uniwersytetach w Poznaniu, Szczecinie, Wrocławiu, Lublinie itp.
Publikacje te dotyczą głównie następującej problematyki:
- teoretyczne podstawy nauczania – uczenia kompleksowego;
- system norm i kryteriów ocen, jego etyczna wartość;
- wartości w wychowaniu dzieci i młodzieży;
- edukacja jako sztuka bycia i tworzenia;
- szczęście i marzenie w opiniach dzieci i dorosłych;
- czas i przestrzeń jako kategorie pedagogiczne;
- pedagogika współbycia jako możliwość i konieczność;
- szkoła jako przestrzeń tworzenia kultury.
Dwa filary dorobku autorki – to uczenie się kompleksowe i książki serii N-N, z których każda z nich rozpoczyna się słowami: Dziecko w świecie (sztuki, przyrody, tradycji, wartości, współdziałania, rodziny itd.). Stanowi to istotną zmianę w patrzeniu na edukację, której podstawą jest jakość relacji dziecka z elementami świata zewnętrznego, ludźmi i sobą samym. Dla Autorki ważne jest więc nie tylko kształcenie, ale przede wszystkim kształtowanie człowieka, odkrywanie co dzieje się z dzieckiem pod wpływem szkolnej edukacji i innych działań w jego życiu. Wokół idei serii N-N skupiło się 100 osób, 19 profesorów i 20 nauczycieli różnych szkół. Jako autorzy przeważają adiunkci, ale są też rektorzy szkół wyższych.
Opisaną tu skrótowo działalność innowacyjną charakteryzują liczne recenzje, artykuły i wywiady – zebrane i zaprezentowane m.in. w książce Sztuka bycia człowiekiem. Została ona też zaprezentowana przez różnych autorów w kilku opracowaniach zwartych.
Msza pogrzebowa śp. dr Bronisławy Dymary odbędzie się w poniedziałek 07 stycznia br.
o godz. 12,3o w Kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego i Matki Bożej Częstochowskiej w Pszczynie przy ul. M. Skłodowskiej-Curie 1.
Wyprowadzenie zwłok nastąpi o godz. 12,15 z Kaplicy przy Szpitalu w Pszczynie
przy ul. Witolda Antesa
Mówiliśmy o Niej Pani Profesor, i to z kilku powodów. Po pierwsze, była profesorką języka polskiego w liceum ogólnokształcącym w Pszczynie, a zatem ten oświatowy tytuł w pełni odpowiadał Jej stanowisku. Po drugie, była nauczycielem akademickim, adiunktem, a następnie starszą wykładowczynią we Filii Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie, z którą to uczelnią związana była do czasu choroby na tyle paraliżującej jej sprawność ruchową, że zmuszona była do pozostania w domu.
Nasza Pani Bronia, była jak prawdziwa skautka - do końca swoich dni wierna wartościom i nauczycielskiemu powołaniu oraz środowisku, któremu służyła bezgranicznie i bezinteresownie. A żyła samotnie, z bardzo niską, nauczycielską emeryturą, dzieląc się mimo tego wszystkim, co tylko miała do dyspozycji a mogło komuś sprawić przyjemność, napoić go gorąca herbatą czy kawą czy wzbogacić jego poczucie estetyki kwiatami, jakie pielęgnowała w swoim przydomowym ogrodzie. Zawsze była blisko świata przyrody i dumna z wyhodowanych kwiatów, których fotografie przesyłała swoim przyjaciołom zamiast tradycyjnych pocztówek.
Bogactwo pomysłów generowało jeden po drugim, toteż tylko Jej najbliższe środowisko akademickiego Cieszyna nadążało z odpowiedzią na kolejne projekty książek. Nie pisała już własnych, monograficznych rozpraw naukowych, chociaż by mogła, bo uważała, że jest od wspomagania młodych naukowców i dzielenia się z nimi własnym warsztatem, pedagogicznym doświadczeniem i sztuką narracji. Prowadziłem z Panią Bronisławą systematyczną korespondencję, której treść z Jej strony stanowiła dla mnie wyrzut sumienia, że nie jestem w stanie włączyć się w przygotowywany przez Nią kolejny tom serii „Nauczyciele-Nauczycielom”, a jest to cykl wyjątkowy, niespotykany w żadnej dyscyplinie naukowej. Nikt nie był w stanie pokonać rekordu konstruowanych przez dr B. Dymarę tomów, z których każdy przenikał do coraz bardziej kluczowej sfery życia i rozwoju dzieci i młodzieży.
Bo ona pisała książki dla nich i o nich, chociaż adresowanych do nauczycieli, wychowawców, rodziców, opiekunów czy terapeutów. To oni, ci realnie wywierający wpływ, uczestniczący w życiu swoich pociech, wspomagający je w rozwoju, mieli być pedagogicznym medium, twórczym „przedłużeniem” jej serca, myśli i działań z pozycji skromnego Mistrza, prawdziwego Autorytetu, osoby z charyzmą, bo poświęcającą się całą (O)Sobą innym.
Komu by się chciało, kto by potrafił w tak trudnej życiowo sytuacji (socjalnie i zdrowotnie), w ciągu kilkunastu lat, wydać ponad 20 tomów rozpraw łączących naukowców i nauczycieli, teoretyków i praktyków, filozofów i refleksyjnych, transformatywnych nauczycieli? Prawda, że Ona miała na to czas, cierpliwość, że nieustannie przypominała o terminach i zabiegała o środki, sponsorów lub dobra wolę tych, którzy wspólnie z Nią doprowadzali dzieła do końca. Miała w zespole redakcyjnym Oficyny „IMPULS” wiernych przyjaciół, sojuszników tak, jak pozyskiwała ich wśród autorów i recenzentów rezygnujących z honorariów, byle tylko mógł ukazać się kolejny tytuł pod Jej redakcją. A przecież ten fakt w żadnej mierze nie stanowił podstaw do obniżania poziomu. Wprost odwrotnie.
Tym bardziej egzekwowaliśmy od siebie więcej, bo na tym polega prawdziwa przyjaźń i sztuka, że tworzy się wspólnie dobra, które są niepowtarzalne, ponadczasowe, o jak najwyższym poziomie. Jak pisał prof. Kazimierz Denek w związku z organizowaną przez Cieszyński Wydział Etnologii i Nauk o Edukacji Uniwersytetu Śląskiego konferencją, która była dedykowana twórczości dr Bronisławy Dymary w 2011 r.:
Osnową serii książek Nauczyciele-Nauczycielom jest poszukiwanie odpowiedzi na pytanie jak nauczać i wychowywać oraz uczyć się? Chodzi o to, żeby to czynić coraz lepiej, nowocześniej, bardziej świadomie i zrozumiale, przekonywająco, mądrzej, sensowniej, sprawniej, lżej, szybko, kreatywnie, skutecznie i efektywnie w warunkach zaniku ciekawości i na miarę perspektyw społeczeństwa wiedzy. W serii książek Nauczyciele-Nauczycielom teksty swe zamieściło 100 Autorów. Składa się ona z 21 książek drukowanych w latach 1996—2011 i zawiera:
— cztery książki autorskie, w tym Bronisławy Dymary: Dziecko w świecie marzeń (1996, 1998, 2009), Dziecko w świecie edukacji. Podstawy uczenia się kompleksowego… (2009), Dziecko w świecie edukacji. Realizacja kompleksów. Bliżej integracji osoby i pedagogiki współbycia (2009), śp. Jerzego Dymary: Dziecko w świecie geografii (2004);
— dziesięć książek współautorskich:
1) Dziecko w świecie przyrody (1998) — B. Dymara, S.Cz. Michałowski, L. Wollman;
2) Dziecko w świecie pokus (2000) — A. Murzyn, R. Cibor, S.Cz. Michałowski;
3) Dziecko w świecie matematyki (2000) — J. Filip, T. Rams;
4) Dziecko w świecie tradycji (2002) — B. Dymara, W. Korzeniowska, F. Ziemski;
5) Dziecko w świecie wartości. Aksjologiczne barwy dziecięcego świata (2003) — K. Denek, U. Morszczyńska, W. Morszczyński, S.Cz. Michałowski;
6) Dziecko w świecie wartości. Poszukiwanie ładu umysłu i serca (2003) — B. Dymara, M. Łopatkowa, M.Z. Pulinowa, A. Murzyn;
7) Dziecko w świecie języka (2004) — D. Bula, D. Krzyżyk, B. Niesporek-Szamburska, H. Synowiec;
8) Dziecko w świecie zabawy. Zabawa i radość w literaturze, muzyce i życiu codziennym (2009) — B. Dymara, A. Górniok-Naglik, J. Uchyła-Zroski;
9) Dziecko w świecie wielkiej i małej Ojczyzny (2009) — K. Denek, B. Dymara, W. Korzeniowska;
10) Sztuka bycia człowiekiem. Poszukiwanie wartości i sensów życia (2011) — B. Dymara, B. Cholewa-Gałuszka, E. Kochanowska.
W przygotowaniu jest jedenasta książka współautorska Bronisławy Dymary i Ewy Ogrodzkiej-Mazur: Dziecko w świecie literatury (druk w 2012 roku).
Zwróćmy uwagę na oryginalny i zróżnicowany skład tej serii, w której jest tylko 7 książek zbiorowych pod redakcją Bronisławy Dymary, choć większość serii tworzą zazwyczaj prace zbiorowe. Oto ich spis:
— Dziecko w świecie sztuki (1996);
— Dziecko w świecie rodziny (1998);
— Dziecko w świecie szkoły (1998);
— Dziecko w świecie muzyki (2000);
— Dziecko w świecie współdziałania. Poszukiwanie podstaw samorządności, współdziałania i demokracji (2001);
— Dziecko w świecie współdziałania. W stronę praktyki edukacyjnej (2001);
— Dziecko w świecie zabawy. O kulturze, cechach i wartościach ludycznej edukacji (2009).
Napisanie tak wielu różnych książek współautorskich wpłynęło korzystnie na tworzenie się edukacyjnej wspólnoty, gdyż kształtowanie każdej z nich wymagało kilku spotkań, dyskusji, omówień, dotyczących głównych idei, konstrukcji, sposobu pisania i przekładania wiedzy teoretycznej na działania edukacyjne, inspirujące zazwyczaj twórcze zachowania uczniów.
Poznański Profesor dokonał w swoim referacie znakomitej, bardzo głębokiej analizy całej twórczości pedagogicznej Bronisławy Dymary, która wystarczyłaby na kilka habilitacji w dziedzinie nauk humanistycznych. Warto do niego siegnąć.
Każdy z redagowanych czy współredagowanych przez Nią tomów doskonale wpisywał się w oczekiwania zarówno reformującego się systemu oświatowego, jak i politykę społeczno-edukacyjną państwa. Podejmuje w nich bowiem jedno z najważniejszych dla szkolnictwa wyzwań, jakim są procesy jego niedokończonej demokratyzacji (a była wielką zwolenniczką kształtowania samorządnych szkół publicznych) oraz mocno „wystudzone” aksjologicznie na kwestie wychowawcze i społeczno-moralne mechanizmy gospodarki rynkowej.
Bronisława Dymara uważała, że polska szkoła nie może być obojętna wobec powszechnej potrzeby samostanowienia narodu, rozwijania w nim szczerego poczucia patriotyzmu, wolności współdecydowania i samorealizacji w sytuacji tak głębokich deficytów i zapóźnień rozwojowych społeczeństwa, które było poważnie dotknięte banalizacją podstawowych wartości, indoktrynacją ideologiczną quasi totalitarnego państwa, pseudorywalizacją (socjalistyczny, stachanowski model współzawodnictwa pracy) czy zanikiem etosu pracy.
W państwie postsocjalistycznym, w którym wciąż mamy do czynienia z budowaniem zrębów demokracji i animowaniem procesów rzeczywistego uspołecznienia instytucji publicznych, nie można lekceważyć kwestii kształcenia młodego pokolenia i rozumienia wartości oraz umiejętności współdziałania, samorządności i samoorganizacji nauczycieli, uczniów i ich rodziców. Warto przyjrzeć się zatem zgromadzonym w jej pracach tekstom, by odpowiedzieć sobie na pytanie, w jakiej mierze udało się ich autorom określić podstawy dla samorządności, współdziałania i demokracji w szkole. Publikowali w tych tomach znakomici autorzy, uniwersyteccy profesorowie i doktorzy, doktoranci i asystenci, wykładowcy i zarządzający oświatą. Wszystkich łączył tak wspólny obszar dociekań, analiz, prób wyjaśnień słabości i formułowania normatywnych ofert ich eliminowania czy konstruowania alternatywnych modeli kształcenia oraz wychowania.
Zmarła pedagog była też poetką. Od czasu do czasu pisała piękne, subtelne wiersze. Jeden jeszcze nieopublikowany, zapisałem jakiś czas temu w blogu. Każdy list od dr Bronisławy Dymary przechowuję w swoim domowym archiwum, bo one były jak oświatowa poezja i zarazem piękno tradycji, darem człowieka szczerze zatroskanego o losy polskiej edukacji, szkoły, uczniów, nauczycieli i lokalnego środowiska. Była Osobą niezwykle skromną, zawsze niemalże przepraszającą, że o coś prosi, zabiega, chociaż nigdy nie dla siebie i nie w swojej sprawie. Kochała swoich licealistów, jak i akademickich Uczniów (nauczycieli i studentów), wielbiła podziwiać ich sukcesy i wspólnie z nimi boleć nad problemami czy kryzysami, jakie pojawiały się w ich życiu. To nieprawdopodobne, jak zawsze była blisko tych, którzy byli daleko, których nie mogła bezpośrednio spotkać czy porozmawiać z nimi face to face. Nie dostąpiła już możliwości komunikowania się za pośrednictwem nowych mediów. Nie chciała i nie mogła zarazem, bo przecież z tym wiązałyby się kolejne koszty, a Ona nie chciała być nikomu cokolwiek winna. Żaden zresztą list elektroniczny nie oddałby tak wymownie Jej charakteru i myśli, jak te pisane ręcznie, zawsze piękną kaligrafią.
Wszystkie swoje listy pisała na pięknym, papeteryjnym papierze, często zawierającym rozkwitającą różę. Odpowiadała na każdy tekst, przesłany artykuł czy książkę, dzieląc się swoimi opiniami. Dialogu współbycia (to zresztą tytuł przygotowywanej przez Bronisławę Dymarę kolejnej książki) będzie mi najbardziej brakowało, bo niby nikt z nas nie jest niezastąpiony, ale jednak są tacy, których zastąpić się nie da, niczym i nikim. Są osoby, o których wolelibyśmy nie wiedzieć i nie pamiętać, ale są też takie, których nieobecność tu i teraz jest bolesną raną, którą zagoić może szlachetnie kontynuowana pamięć o ich życiu i dokonaniach. Osierociła pedagogikę cieszyńską, ale i polską, zobowiązując jednak kolejne generacje uczonych do godnego samodoskonalenia się, wiary w siebie i dążenia do celów, które dobrze służą społeczeństwu i jednostkom oczekującym profesjonalnej i ludzkiej pomocy.
(fot. dr Bronisława Dymara otoczona cieszyńskimi a uniwersyteckimi Uczennicami w czasie przedwigilijnego spotkania u Niej w domu)
Żegnam w tym miejscu symbolicznym fragmentem wiersza ks. Jana Twardowskiego pt. Druga jesień:
(…)
Smutek jest jak diabeł
Ma swoje stąd dotąd
Wszystko jak należy w wymierzonym czasie
Łzy się nawet śmieją kiedy są za duże
Nie wyj z żalu głuptasie.
Teraz pewnie spogląda na nas wyzwolona z cierpienia i z pokojem własnego ducha oraz wrodzoną hiperaktywnością twórczą apeluje: Nie wyj, tylko pracuj, twórz, pomagaj, działaj, bądź z innymi i dla innych, (z)godnie.
Nota biograficzna redaktorki serii książek Nauczyciele – Nauczycielom.
Urodziła się w Ostrorogu na Wołyniu (27.VI.1932). Samokształcenie i poszukiwanie innowacyjnych rozwiązań w edukacji zostało wpisane w całe jej życie. Magisterskie studia polonistyczne ukończyła w roku 1959 na WSP w Krakowie. Doktorat z nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki obroniła na UAM w Poznaniu w roku 1980.
Intensywną działalność innowacyjną rozwinęła w Lublinie w szkołach nr 15 i 31 (1951-1961). Z wielką pasją kontynuowała i wzbogacała swe próby i eksperymenty w zakresie kompleksowego nauczania, tworzenia systemu norm i kryteriów ocen, samorządności dzieci i młodzieży itd.
Na terenie Pszczyny (1961-1976), dokąd przeniosła się po wyjściu za mąż za Jerzego Dymarę, nauczyciela geografii i działacza oświatowego, pracowała w wielu szkołach jako nauczycielka j. polskiego, wizytatorka i dyrektorka. Prowadzona przez Bronisławę Dymarę Szkoła Podstawowa nr 5 i Szkoła Ćwiczeń (1968-1972) stała się ośrodkiem znanych dotąd innowacji. Próba ich kontynuowania i wzbogacania o tzw. Młodzieżowe Forum w prowadzonym przez siebie LO im. Bolesława Chrobrego (1974-1976) – skończyła się dramatem; utratą stanowiska i pracy.
W roku 1982 dr Bronisława Dymara została zatrudniona w Filii UŚ w Cieszynie na etacie adiunkta, gdzie pracowała jeszcze ćwierć wieku, w tym 15 lat na etacie (do emerytury w roku 1997). Tu skupili się wokół niej nauczyciele walczący z rutyną i schematyzmem. Intensyfikacja działań badawczych i innowacyjnych nastąpiła w związku z prowadzeniem prac magisterskich (ponad 450 obron) oraz objęciem kierownictwa Zakładu Teorii Wychowania (1992-1997). Procesowi rozwoju twórczych działań sprzyjał też prowadzony przez nią nowy przedmiot: innowacje edukacyjne!
Długoletnia praktyka oraz intensywne poszukiwanie nowego paradygmatu pedagogiki, opartego na więzi nauczycieli akademickich z nauczycielami szkół różnego typu stały się podstawą otwarcia serii książek pedagogicznych Nauczyciele – Nauczycielom. Wśród jej 20 tomów (1996-2009) znajdują się trzy autorskie książki redaktorki: Dziecko w świecie marzeń (1996, 1998, 2010); Dziecko w świecie edukacji. Podstawy uczenia się kompleksowego – nowe kształty i wymiary edukacji (2009), cz. I; Dziecko w świecie edukacji. Realizacja kompleksów. Bliżej integracji osoby i pedagogiki współbycia (2009), cz. II.
Wymienione książki o edukacji są syntezą niemałego dorobku publikacyjnego, wprowadzającego m.in. nowe spojrzenie na przestrzeń edukacyjną, pojęcie integracji, zasady nauczania, miejsce ucznia jako współtwórcy zajęć i procesu oceniania wyników, w toku kompleksowego uczenia się.
Dorobek publikacyjny, zapoczątkowany debiutem sprzed pół wieku w „Teatrze Ludowym” i „Kurierze Lubelskim” obejmuje ponad 300 pozycji i jest szczególnie intensywny w ostatnim ćwierćwieczu. Na dorobek ten składa się: 8 książek autorskich i 5 współautorskich, zredagowanych 13 tomów opracowań zbiorowych, a ponadto wiele artykułów, rozpraw, esejów, recenzji, notatek, sprawozdań. Wydrukowano je w około 30 czasopismach, kilkunastu seriach naukowych i książkach „pokonferencyjnych” UŚ w Katowicach, UJ w Krakowie, uniwersytetach w Poznaniu, Szczecinie, Wrocławiu, Lublinie itp.
Publikacje te dotyczą głównie następującej problematyki:
- teoretyczne podstawy nauczania – uczenia kompleksowego;
- system norm i kryteriów ocen, jego etyczna wartość;
- wartości w wychowaniu dzieci i młodzieży;
- edukacja jako sztuka bycia i tworzenia;
- szczęście i marzenie w opiniach dzieci i dorosłych;
- czas i przestrzeń jako kategorie pedagogiczne;
- pedagogika współbycia jako możliwość i konieczność;
- szkoła jako przestrzeń tworzenia kultury.
Dwa filary dorobku autorki – to uczenie się kompleksowe i książki serii N-N, z których każda z nich rozpoczyna się słowami: Dziecko w świecie (sztuki, przyrody, tradycji, wartości, współdziałania, rodziny itd.). Stanowi to istotną zmianę w patrzeniu na edukację, której podstawą jest jakość relacji dziecka z elementami świata zewnętrznego, ludźmi i sobą samym. Dla Autorki ważne jest więc nie tylko kształcenie, ale przede wszystkim kształtowanie człowieka, odkrywanie co dzieje się z dzieckiem pod wpływem szkolnej edukacji i innych działań w jego życiu. Wokół idei serii N-N skupiło się 100 osób, 19 profesorów i 20 nauczycieli różnych szkół. Jako autorzy przeważają adiunkci, ale są też rektorzy szkół wyższych.
Opisaną tu skrótowo działalność innowacyjną charakteryzują liczne recenzje, artykuły i wywiady – zebrane i zaprezentowane m.in. w książce Sztuka bycia człowiekiem. Została ona też zaprezentowana przez różnych autorów w kilku opracowaniach zwartych.
Msza pogrzebowa śp. dr Bronisławy Dymary odbędzie się w poniedziałek 07 stycznia br.
o godz. 12,3o w Kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego i Matki Bożej Częstochowskiej w Pszczynie przy ul. M. Skłodowskiej-Curie 1.
Wyprowadzenie zwłok nastąpi o godz. 12,15 z Kaplicy przy Szpitalu w Pszczynie
przy ul. Witolda Antesa
03 stycznia 2013
OŚWIATOWE KITY i HITY 2012 roku - część 3
Zamykając relację podsumowującą 2012 rok odnotowuję jeszcze takie KITY, jak:
18) Demokracja proceduralna także w oświacie polega na tym, że niezależnie od opinii publicznej i ekspertów rolą władzy jest odrzucanie każdego wniosku opozycji. Jednym z wielu przejawów takiego podejścia są głosowania w Sejmowej Komisji Edukacji, która była m.in. za odrzuceniem poselskiego projektu uchwały w sprawie uchylenia rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej z dnia 23 grudnia 2008 r. w sprawie podstawy programowej (…) kształcenia ogólnego w poszczególnych typach szkół oraz rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej w sprawie ramowych planów nauczania w szkołach publicznych z dnia 7 lutego 2012 roku (druk nr 284). Glosowanie miało charakter negatywny, co stwierdziłem ze zdumieniem, bo w środowisku akademickim każda uchwała musi zaczynać się od odpowiedzi na pytanie: kto jest za jej przyjęciem? W Parlamencie głosuje się w Komisji, której przewodniczy poseł Artur Bramora z Ruchu Palikota, z odkrytą przyłbicą, bez ukrywania, że chodzi o odrzucania wniosku: cytuję posła przewodniczącego. Cytuję:
W pierwszej kolejności poddaję pod głosowanie wniosek o odrzucenie projektu uchwały z druku nr 284. Kto jest za? Kto jest przeciw? Kto się wstrzymał? 21 głosów za, 13 przeciwnych i brak wstrzymujących się.
W czerwcu ta sama Komisja wraz z Komisją Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej odrzuciła obywatelski projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty znoszący wprowadzenie obowiązku szkolnego dla sześciolatków.
Na tym właśnie polega demokracja proceduralna. Nie ma to nic wspólnego z merytokracją.
19) Infrastrukturalne zaniedbania części szkół publicznych
W świetle raportu Państwowej Inspekcji Sanitarnej:
- 1596 szkół nie ma sali gimnastycznej,
- 704 szkoły nie mają dostępu do ciepłej wody,
- 961 szkół nie ma dostępu do kanalizacji.
20) Sejm odrzucił w piątkowym głosowaniu wniosek PiS o odwołanie minister edukacji Krystyny Szumilas. Za wnioskiem zagłosowało 188 posłów, 235 było przeciw, 20 wstrzymało się. Wstrzymującymi się byli posłowie SLD, którzy mieli swój interes w tym, by z jednej strony „atakować” MEN związkowcami z ZNP, a z drugiej strony dbać kosztem oświaty o inne interesy. Bukietu kwiatów ostentacyjnie nikt z PO i PSL nie wręczał pani minister, by nie kojarzono tego gestu z „sukcesami” innego ministra tego rządu.
21) Na polecenie MEN podręczniki szkolne nie będą zmieniane częściej niż co trzy lata. Takiego kuriozum nie wymyślono w żadnej części świata, poza może Białorusią, Kubą, Wenezuelą i Koreą Północną, gdzie nie wolno ich zmieniać w ogóle.
22) MEN – w świetle cyklicznych doniesień Rzeczpospolitej - toczy gangrena nepotyzmu. Produkcja cyfrowych podręczników, która miała być częścią rządowego programu "Cyfrowa szkoła", ze względu na przewidziane do realizacji 45 mln zł z funduszy unijnych, stała się – jak zwykle bywa w tego typu „przekąskach” - okazją do manipulacji i nadużyć na najwyższych szczeblach podmiotów rozstrzygających o zwycięzcy. Złożone skargi konkurentów a przegranych sprawiły, że ORE unieważniło wyniki konkursu, gdyż – ponoć rzeczywiście miał miejsce błąd formalny…. Pewnie, jak zainteresuje się tym CBA dowiemy się, kto skorzystał na publicznych środkach. Zdaniem publicysty Rzeczpospolitej – Artura Grabka: Konkursy wygrywają znajomi wiceminister edukacji Joanny Berdzik.
W grudniu do prokuratury trafiło zawiadomienie w sprawie badań kompetencji sześcio- i siedmiolatków, jakie prowadzi Instytut Badań Edukacyjnych nadzorowany przez MEN. Pojawiły się bowiem zarzuty dotyczące systemu finansowania projektu oraz nierzetelnego naukowo uproszczenia próby badawczej.
23) Ministerstwo Edukacji Narodowej poinformowało, że z dniem 31 października 2012 roku Prezes Rady Ministrów Donald Tusk odwołał Pana Mirosława Sielatyckiego z funkcji podsekretarza stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej, dziękując mu za dotychczasową pracę. Być może w tym roku, albo za jakiś czas dowiemy się, jakież to powody sprawiły, że władza centralna po raz drugi (za pierwszym razem jawnie potraktował powód odwołania M. Sielatyckiego wicepremier R. Giertych) tak obeszła się ze znanym oświatowcem w naszym kraju.
24) W listopadzie Najwyższa Izba Kontroli opublikowała wyniki kontroli nadzoru nad polskimi szkołami, które potwierdziły jego fikcyjność. Kontrolerzy Izby określili ten system wprost jako niesprawny i nieefektywny. Kilkadziesiąt milionów rocznie MEN wydaje na nadzór polskiego szkolnictwa, a ten okazuje się grą pozorów. Tak zwany nowy system kontroli skutkował niewielką liczbą stwierdzonych uchybień, zaś raporty z tzw. ewaluacji zewnętrznych jakie przygotowywali wizytatorzy kuratoriów oświaty wskazały na to, że w niewielkim stopniu realizowane były cele nadzoru pedagogicznego w zakresie wspierania rozwoju szkół oraz nie prezentowały obiektywnej i pełnej informacji o jakości ich pracy.
25) Trwa wojna między obecną a była minister z tej samej partii politycznej. Katarzyna Szumilas zapowiedziała bowiem odejście od obowiązku tworzenia w szkołach specjalnych zespołów pomagających uczniom z problemami oraz uczniom zdolnym, a także odejście od obowiązku zakładania tym uczniom specjalnych kart, co rozsierdziło jej byłą szefową Katarzynę Hall. Dotychczas było tak, że byli ministrowie edukacji krytykowali swoich poprzedników, jak ci już też nie pełnili owego urzędu. Tym razem mamy nową jakość w łonie PO, kiedy to funkcje opozycji przejmują jej członkowie. Na szczęście K. Hall złożyła samokrytykę stwierdzając, że w wydanym w 2010 r. przez siebie rozporządzeniu zbyt dookreśliła terminy spotkań w/w zespołów.
26) Lider Ruchu Janusz Palikot rozpoczął akcję mająca na celu usunięcie nauczania religii ze szkół publicznych. Czeka nas kolejna wojna propagandowa radykalnej lewicy, która postanowiła za wszelką cenę wykorzystać polską oświatę do realizacji własnych interesów i zaprowadzić w edukacji świecki model kształcenia. Palikot doskonale wie, że wymagałoby to najpierw odstąpienia polskiego rządu od Konkordatu, zmiany Konstytucji i zmiany preambuły w ustawie o systemie oświaty. Tradycyjny w polskim społeczeństwie system wartości zamierza zastąpić ateistycznym. Mieliśmy to już w PRL, ale jak widać w tym Ruchu tęsknota za marksizmem i leninizmem wyszła na jaw.
27) Utrzymano a nawet wzmocniono trwającą od lat praktykę zatrudniania w szkodach pracowników, którzy, mimo braku odpowiednich kwalifikacji i wyksztalcenia, mogą być nauczycielami. Wystarczy, ze zgodę na to wyda kurator oświaty. Prawo oświatowe nie zastrzega, że praca z dziećmi i młodzieżą może być wykonywana wyłącznie przez pracowników z przygotowaniem pedagogicznym. Również stanowiska kierownicze w szkołach mogą pełnić nie nauczyciele.
28) Kolejny raport NIK dotyczący kształcenia i doskonalenia nauczycieli dobił MEN. Z kontroli wynika, że jedna trzecia nauczycieli nie podnosiła swoich kwalifikacji, mimo że mieli na to zapewnione środki finansowe. Tym samym nie wypełniali obowiązku, do którego obliguje ich Karta Nauczyciela i system awansu zawodowego. Blisko połowa studentów kończących specjalizację nauczycielską nie czuje się dobrze przygotowana do pracy w szkole.
W reakcji na wnioski pokontrolne NIK resort edukacji przystał na obniżenie środków budżetowych na doskonalenie nauczyc8eli z 1% na 0,5%. Jak nauczyciele nie chcieli się doskonalić, to niech teraz płacą za to z własnej kieszeni. Howgh!
02 stycznia 2013
OŚWIATOWE KITY i HITY 2012 roku - część 2
Powracam do oświatowych KITów 2012 roku:
9) "Podziemna reforma edukacji" – to przedszkola i szkoły jako spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Burmistrz Cieszanowa na Podkarpaciu powołał spółkę miejską do prowadzenia szkół na takich samych zasadach, jakie w innych gminach zajmują się kanalizacją czy wywozem śmieci. Czekamy na dalsze relacje z rejonowego śmietniska..
10) Zatrudnienie w gabinecie pani ministry edukacji narodowej - fachowców od public relations w zakresie technik kształtowania wizerunku osób i instytucji wskazalo jednoznacznie, co jest przedmiotem zainteresowania władz tego resortu. Jeden z tych specjalistów ponoć się nie sprawdził – w dodatku miał wyższe wyksztalcenie, bo był nim dr Leszek Mellibruda psycholog, znakomity specjalista w zakresie psychologii klinicznej oraz psychologii dzieci i młodzieży. Odwołano go w okresie wakacyjnym. Głosów protestu czy żalu nie odnotowałem po żadnej ze stron.
11) Odwołanie rzecznika MEN za ujawnienie studentom tajemnic swojego warsztatu pracy (stosowanych przecież nie tylko przez niego i nie tylko w tej kadencji w MEN) taktyk oszukiwania społeczeństwa – określanego delikatnie przez MEN jako niemówienia całej prawdy – poprzez np. manipulowanie statystyką. Jak nauczał: nie należy mówić całej prawdy, bo "w kontaktach z mediami nie chodzi o informację, ale o sprzedanie się z jak najlepszej strony" a statystyki można zawsze "zmanipulować na swoją korzyść", bo i tak nikt tego nie sprawdzi. Ot, tak postrzega się w MEN obywateli jako głąbów, którzy przyjmą na wiarę każde dane statystyczne. Ciekawe, gdzie został awansowany ów rzecznik, bo przecież taki talent nie powinien się zmarnować…
12) Odrzucenie przez Sejm przygotowanego przez posłów PiS projektu nowelizacji ustawy o oświacie, który zakładał przesunięcie wprowadzenia obowiązku szkolnego dla sześciolatków na 2050 rok. Wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu złożyły PO, Ruch Palikota i PSL. Za odrzuceniem projektu było 285 posłów, 152 było przeciw, 1 poseł wstrzymał się od głosu. Po raz kolejny większość społeczeństwa przegrała z większością układu politycznego w Sejmie.
13) Minister Krystyna Szumilas postanowiła zmienić wizerunek resortu wrogiego rodzicom czy lekceważącego to środowisko i postanowiła powołać odgórnie przy MEN (znamy ten zabieg doskonale z czasów socjalizmu) tzw. Forum Rodziców, które ma być stałym miejscem dialogu i współpracy ministerstwa z przedstawicielami rodziców. Mamy już nieczynną, fikcyjną Radę Edukacji Narodowej, którą powołała - też odgórnie – była minister edukacji Katarzyna Hall w 2008 r., a teraz dodano do starego kożucha nowy kwiatek... lipy.
14) Wprost proporcjonalnie do liczby zamykanych w Polsce szkół wzrosła liczba nauczycieli na płatnych urlopach dla poratowania zdrowia. Z zapadającymi na zdrowiu nauczycielami solidaryzują się lekarze rodzinni, bo to oni mogą wystawiać orzeczenia, na podstawie których pedagodzy brali urlopy na poratowanie zdrowia przysługujące im trzy razy w ciągu kariery zawodowej, za każdym razem nawet na rok. Od dawna wiadomo, że zawód nauczyciela jest zawodem wysokiego ryzyka utraty zdrowia a nawet życia, dlatego trzeba się przed tym ratować. Ponoć ci najbardziej zaangażowani nie sięgają po ten instrument ratowania siebie, gdyż żal im dzieci – uczniów. W efekcie to uczniowie żałują ich odejścia….
15) Jak chce się odwrócić uwagę Polaków od nędzy polityki oświatowej, to sięga się po kartę religijną w podstawie programowej. W nowym ramowym programie kształcenia nie znalazła się religia, gdyż zajęcia z katechezy wpisano w szkolny plan nauczania, który jest finansowany przez samorządy. Obowiązek organizowania nauki religii w ramach planu zajęć szkolnych czy przedszkolnych jest zapisany w konkordacie, więc takie drażnienie części społeczeństwa odsłoniło jedynie intencje władzy w komunikowaniu się z nim. Nie zajęło w tej sprawie żadnego stanowiska np. powołane Forum Rodziców przy pani minister. Rada Edukacji Narodowej też milczała, co tylko potwierdza zapach wspomnianego kwiatu i naparu z ziółek.
16) W marcu Sejm odrzucił projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty, przywracający kuratorowi prawo sprzeciwu wobec decyzji samorządu o zamknięciu szkoły. Kuratorzy nie mają zatem żadnego wpływu na decyzje samorządów o zamykaniu szkół, co jest kolejnym wskaźnikiem zbyteczności tego organu w polskiej oświacie. Za odrzuceniem projektu głosowało 227 posłów, 209 było przeciw, jedna osoba wstrzymała się od głosu.
17) W maju miało miejsce hakerskie włamanie na stronę CKE , w wyniku którego zostały na niej umieszczone wulgarne filmy i fotomontaże ośmieszające polski system edukacji i szkalujące papieża Jana Pawła II. Nie powiódł się natomiast w Sejmie atak opozycji na odwołanie ze stanowiska ministry Krystyny Szumilas.
cdn.
Subskrybuj:
Posty (Atom)