15 czerwca 2011

Podsumowanie ruchu innowacyjnego w edukacji


Już po raz dwudziesty piąty odbyło się podsumowanie ruchu innowacyjnego w łódzkiej oświacie. Inicjatorem tego wyjątkowego w skali kraju spotkania wybitnych nauczycieli, dyrektorów placówek oświatowych, prezentujących wysoki poziom refleksji i praktyki pedagogicznej, wyróżniających się ponadprzeciętnymi osiągnięciami, pasją i wyjątkowym zaangażowaniem na rzecz nowoczesnej edukacji było Łódzkie Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego. W podsumowaniu udział wzięli także wybitni naukowcy - nestorzy pedagogiki pracy, jak profesorowie: S. Kaczor, Z. Wiatrowski, B. Niemierko czy ich kontynuatorzy w osobach m.in. F. Szloska. Ze względu na zły stan zdrowia nie mógł przyjechać prof. T.Nowacki, zaś sprawy osobiste uniemożliwiły odbiór certyfikatu Ambasadora innowacyjnych idei i praktyk pedagogicznych prof. S. Kwiatkowskiemu.
Co jest niewątpliwą rzadkością, w tej uroczystości wzięli też udział i zostali nagrodzeni specjalnymi certyfikatami dyrektorzy i prezesi wielu firm przemysłowych i usługowych, którzy od szeregu lat kreatywnie wspierają nowatorstwo pedagogiczne w szkolnictwie. W siedzibie Muzeum Miasta Łodzi w Pałacu Poznańskiego specjalne wyróżnienia odbierali też uczniowie - zwycięzcy konkursów zawodowych, wynalazczych, przedmiotowych oraz interdyscyplinarnych. Mieliśmy możliwość poznania utalentowanej młodzieży, która swoją pasją uczenia się, głębią zainteresowań udowadnia, że szkoła może być miejscem radości poznawania wiedzy i włączania się w doskonalenie codziennego ich świata życia.

Oklaskom nie było końca. Obecni na tym spotkaniu: wiceminister edukacji narodowej Lilla Jaroń wraz z kuratorem łódzkiej oświaty - dr Jan Kamiński, dyrektor Wydziału Edukacji UMŁ - Małgorzata Zwolińska oraz dyrektor OKE w Łodzi - Danuta Zakrzewska wręczali dyplomy laureatom, zaś uczennice szkoły baletowej z niezwykłą gracją, tanecznym krokiem podbiegały do nagrodzonych i wręczały im czerwoną różę. Idea wręczania certyfikatów pojawiła się po raz pierwszy osiem lat temu. Dzisiaj, jej pomysłodawca - dyrektor Łódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego JANUSZ MOOS - miał prawo do poczucia satysfakcji, gdyż wyjątkowy wysiłek twórczy i organizacyjny jego Współpracowników zaowocował wspólnotowym świadectwem tego, że w polskich przedszkolach i szkołach nie brakuje liderów, pedagogów z pasją i potrzebą wdrażania nowoczesnych technologii i myśli naukowej do edukacji.

Podsumowanie ruchu nowatorstwa jest swoistego rodzaju wydobyciem na jaw i upublicznieniem tego, co w naszej oświacie jest najlepsze. Trymufowała pedagogika pozytywna, pedagogika alternatyw edukacyjnych oraz pedagogika solidarności różnych firm, przedsiębiorstw z tymi, którym zależy na jak najlepszym przygotowywaniu młodych pokoleń do godnego i pozwalającego na zawodową samorealizację życia osobistego. To niezwykłe spotkanie elit polskiej oświaty zostało podkreślone wręczeniem primus inter pares certyfikatów w 12 kategoriach:
- Ambasador innowacyjnych idei i praktyk pedagogicznych (kategoria indywidualna i instytucjonalna);
- Partner przyjazny edukacji;
- Lider w edukacji;
- Organizacja innowacyjna;
- Organizator procesów innowacyjnych;
- Nauczyciel nowator;
- Lider wzorcowego wewnątrzszkolnego systemu orientacji i porafnictwa zawodowego;
- Certyfikat umiejętności informatycznych;
- Certyfikat Talent uczniowski.

Takie spotkania tworzą klimat uznania i szacunku dla tych, którym chce się coś więcej, niż tylko wdrażanie centralistycznych reform oświatowych. Spotykając się raz w roku z przedstawicielami władz oświatowych, otrzymują jednoznaczny sygnał, że są potrzebni i doceniani. Dziękujemy Januszowi Moosowi, że nie tylko sam jest liderem ruchu pedagogicznego nowatorstwa, autorem i redaktorem wielu rozpraw na ten temat, konsekwentnie walczącym o lepszą i konstruktywistyczną edukację, ale dostrzega INNYCH, pamięta o najlepszych i czyni wszystko, by ich twórczość była upowszechniana, zagrzewając kolejne pokolenia do kreatywnego oporu.

12 czerwca 2011

Gdzie studiować pedagogikę?


Tak tegoroczni, jak i ubiegłoroczni maturzyści zastanawiają się najpierw nad tym, co studiować, a potem, gdzie studiować. Oczywiście, jak komuś jest obojętne, co studiować, natomiast istotne jest dla niego to, by studiować cokolwiek, byleby blisko, tanio i przyjemnie, to nie musi zadawać sobie pytania:, co i po co studiować, gdyż nie o zdobywanie jakiejkolwiek wiedzy czy umiejętności mu chodzi, ale o legitymację, dzięki której będzie mógł taniej podróżować po kraju i poza jego granicami, przedłuży mu się okres płatności alimentacyjnych czy ZUS-owskich (jeśli takowe mógłby utracić w wyniku zakończenia edukacji) itp.

Dla tych, co chcą cokolwiek studiować, byleby tylko zdobyć powyższy status, najlepszym kierunkiem studiów wydaje się taki, który pozornie zbliżony jest do wiedzy potocznej, powierzchownej, choć ma swoje zakorzenienie w nauce, a więc socjologia, praca socjalna, psychologia, nauki o zdrowiu czy pedagogika. Z tych kierunków tylko psychologia odpada, bo trzeba zdać dodatkowe testy a w czasie studiów obowiązkowa jest matematyka i statystyka. Tymczasem poziom kształcenia matematycznego jest u nas fatalny, w związku z tym pozostają do wyboru pozostałe kierunki nauk społecznych. Wśród nich jest też pedagogika. To właśnie ten kierunek odnotował w ciągu minionego dwudziestolecia czternastokrotny przyrost osób studiujących. Jeśli ktoś zatem chce studiować byle co, to niech szuka takich niepublicznych szkół wyższych, które otworzyły ten kierunek w ostatnim dziesięcioleciu i nie osiągnęły statusu akademickiego. Takich szkół jest 99,9% w naszym kraju. Prawie każda. W nich traktuje się pedagogikę jak „złotodajną kurę”, bo płaci się za indeks w złotych, a wymogi stawia się niewielkie. Z różnych zresztą powodów. Często dlatego, że kadra jest kiepska lub nie chce narazić się właścicielowi takiej szkoły egzekwowaniem wiedzy, bo musiałoby się to skończyć rozstaniem ze szkołą (tak dla jednych, jak i drugich). Jak będzie zbyt wymagająca, to tak zwani studenci przeniosą się do innej niepublicznej szkoły, gdzie chętnie ich przyjmą, bo w końcu w niej też chodzi o składanie „złotych jajek”, czyli płacenie za studia.

Jeśli zatem ktoś nie chce studiować, tylko chce być studentem, to może wybrać sobie spośród ponad 100 niepublicznych szkół w Polsce prowadzących kierunek „pedagogika” te, które chętnie go przyjmą, byle tylko regularnie płacił lub obiecał, że będzie płacił za "studia". Musi jednak pamiętać, że właściciele tych szkół są bardzo mili dopóty, dopóki nie zgłosi swojej deklaracji na piśmie i nie wpłaci pierwszej raty czesnego. Potem, każde opóźnienie będzie odnotowane i nie pomogą żadne łzy i narzekania, gdyż w szkołach tych są zatrudnieni prawnicy, by zwiększyć ściągalność należności za studia. I słusznie. Jak ktoś się zobowiązał, że będzie płacił (studiować przecież nie musi, a byc może nawet nie chciał), to niech nie liczy na jakiekolwiek ulgi. Płacz i płać. Legitymacja studencka kosztuje. Zmienią się od tego roku kryteria oceny jakości kształcenia. Teraz już nie będzie ważne to, czy są w szkole zatrudnieni w kadrze minimum tacy lub nijacy, ale to czy studenci znają i pamiętają jakieś minimum. Badane bowiem będą efekty kształcenia, a że ich nie będzie, to trzeba będzie te szkoły zamykać. Nie warto zatem w nich studiować, skoro nie będzie można odebrać dyplomu, gdyż w szkole będzie remanent niewiedzy i braku umiejętności.

A zatem gdzie mamy być studentami? To pytanie musi być zastąpione innym, a mianowicie, dlaczego chcemy być studentami pedagogiki? Otóż potrzebny jest do dokonania wyboru jakiś czytelny, czyli subiektywny ranking uczelni prowadzących studia na tym kierunku. Nie ulega wątpliwości, że w pierwszej kolejności powinniśmy wybierać te uczelnie akademickie lub szkoły wyższe, które są publiczne, a więc w dawnej nomenklaturze – państwowe. One bowiem oferują jeszcze bezpłatne, ale za to pewne studiowanie na studiach stacjonarnyc i niestacjonarnych. Kwestia pewności jest istotna, bowiem chodzi o to, że jak dotychczas Państwowa Komisja Akredytacyjna nie pozbawiła żadnego uniwersytetu czy akademii prawa do kształcenia na tym kierunku studiów, gdyż spełnione są w nich konieczne wymagania. W najwyższym stopniu dotyczy to wydziałów pedagogicznych czy nauk o wychowaniu lub studiów edukacyjnych, a także wydziałów prowadzących oprócz pedagogiki jeszcze inny kierunek studiów (tak w uniwersytetach, akademiach, jak i w państwowych wyższych szkołach zawodowych).

Tu każdy zgłaszający się na studia kandydat może być pewny, że jak je rozpocznie, to spełniając przynajmniej minimalne wymagania (zaliczając określone zajęcia i zdając egzaminy), otrzyma dyplom danego uniwersytetu czy akademii. A to brzmi dumnie i zawiera wartość dodatkową w postaci prestiżu uczelni oraz jej dyplomów. Takiej gwarancji nie da mu wiele niepublicznych szkół wyższych, gdyż, jak wynika z opublikowanych raportów Państwowej Komisji Akredytacyjnej, grozi im ocena warunkowa lub negatywna, a więc możemy wprawdzie ukończyć w nich studia, ale z dyplomem obciążonym, fatalną opinią. Skończyły się bowiem już te same wzory dyplomów. Teraz każda szkoła wyższa musi wydawać swoje, a zatem nie będzie już chroniona państwowym godłem czy podobieństwem do uczelni akademickich z prawdziwego zdarzenia.

Publiczne uniwersytety i akademie prowadzą nabór, kierując się opublikowanymi dwa lata wcześniej kryteriami przyjęć (przelicza się uzyskane oceny maturalne na uczelnianą skalę). Od wyników matury zatem zależy to, czy zainteresowani studiowaniem pedagogiki kandydaci będą mogli skorzystać z bezpłatnej oferty kształcenia. Jeśli nie zostaną przyjęci z braku miejsc, bo jednak istotną role odgrywa tu lista rankingowa według poziomu osiągnięć maturalnych, to pozostają im jeszcze odpłatne studia niestacjonarne (zaoczne) w tych uczelniach. Nie jest bez znaczenia to, że być może koszty tych studiów będą nieco wyższe od dumpingowych ofert niektórych niepublicznych szkół wyższych, ale przynajmniej otrzymają gwarancje, że kierunek nie zostanie w nich zawieszony lub zlikwidowany. Uczelnie publiczne dysponują bowiem nie tylko większą liczbą naukowców i wykładowców, zatrudnionych do prowadzenia zajęć, ale i ciąży na ich kadrze większa odpowiedzialność za jakość kształcenia.

W sytuacji jednak, gdy z różnych powodów nie dostaniemy się na studia bezpłatne lub odpłatne w wybranym uniwersytecie czy akademii, warto na drugim miejscu brać pod uwagę niepubliczne szkoły wyższe, które prowadzą kierunek pedagogika, ale zarazem mają uprawnienia do nadawania stopnia doktora nauk humanistycznych z dyscypliny pedagogika, a jeszcze lepiej, gdy mają pełne uprawnienia akademickie, a więc mogą przeprowadzać z pedagogiki przewody habilitacyjne i profesorskie czy innej dyscypliny humanistycznej na prowdzącym te studia wydziale. To znaczy, że dysponują znakomitą kadrą, bogatym doświadczeniem akademickim, prowadzą rzetelne badania naukowe i realizują politykę jakości oraz współpracy międzynarodowej na najwyższym poziomie. Na stronie Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów znajdziemy wykaz takich publicznych i niepublicznych uczelni i szkół wyższych (http://www.ck.gov.pl/images/PDF/Wykaz/wykaz_jednostek.pdf). Wśród niepublicznych szkół wyższych te najwyższe standardy, porównywalne do uprawnień, jakimi dysponują uniwersytety czy akademie, są tylko dwie – jedna w Krakowie i druga we Wrocławiu.

Warto zwrócić uwagę na to, czy aby nazwa niepublicznej uczelni nie wprowadza nas w błąd. Mogłoby bowiem z niej wynikać, że albo spełnia ona status uczelni akademickiej, albo że jest wyjątkowo sprofilowana na kształcenie w ramach danego kierunku czy dyscypliny naukowej, tymczasem po ocenie PKA może ona dysponować oceną negatywną, warunkową dla kierunku pedagogika lub podlegać w najbliższym czasie ocenie, w wyniku której dotychczasowa ocena pozytywna może zmienić się na warunkową lub negatywną. Tutaj, niestety, mylące mogą być reklamy i ich treść, gdyż kiedy zacznie się w toku studiów "odpakowywać" wartość oferty kształcenia, to może się okazać, że zachwalany „towar” (edukacyjny produkt) jest zepsuty lub niskiej jakości. Jak wynika z nerwowej atmosfery na rynku „akademickich ruchomości” może okazać się, że wśród kadry kształcącej nie ma już tych, z którymi zajęcia były dotychczas prowadzone lub których obecność jest zapowiadana w ofercie. Nikt ich nie zobaczy i nie usłyszy.

Już pojawiają się reklamy w prasie codziennej, że niepubliczna szkoła wyższa w miejscowości X zatrudni od nowego roku akademickiego na stanowisku profesora czy wykładowcy ze stopniem doktora nauczycieli akademickich”. Takich ogłoszeń nie znajdziemy w przypadku publicznych uniwersytetów i akademii. A zatem oznacza to, że poszukujące kadr sa na skraju przepaści, grozi im zawieszenie uprawnień. Niektóre jednostki niepublicznych szkół wyższych nie informują w ogóle o swojej kadrze, by wsród kandydatów na studia nie wzbudzać chęci sprawdzenia w internecie np. kim te osoby sa, co sobą reprezentują, jaki mają dorobek itp. Inne zaś szkoły wprowadzają na swoich stronach dane o kadrze, publikując nazwiska wszystkich zatrudnianych na umowy zlecenie, by wyglądało na to, ze maja zatrudnionych nawet kilkadziesiąt osób. W rzeczywistości jednak nie są to pracownicy tych szkół, tylko współpracownicy, a tojuż nie jest to samo. Z wspólpracującym z dana szkoła nauczycelem - wykładowca zawiera się umowę tylko i wyłącznie na realzację przez niego danego przedmiotu zajęć. Potem okazuje się, że kiedy ich nie zaliczymy w terminie, nie ma w uczelni tego wykładowcy, bo właśnie nie podpisano z nim umowy na kontynuację współpracy czy nie zrefundowano mu dodatkowych obowiazków, jakie wynikają z konieczności przeprowadzania egzaminów poprawkowych itp. Zapowiedziana zatem na stronach takich szkół wyższych rzekomo ich kadra akademicka jest w istocie listą płac, a nie rzeczywistej działalności o charakterze akademickim. Ich nic z taką szkołą nie wiąże i wiązać nie może, poza jedynie umową o dzieło, jakie mają zrealizować w ciągu roku akademickiego. Tak więc na pozór wszystko wygląda pięknie i obficie, a w rzeczywistości jest "mydlaną bańką". Inna rzecz, że często są to wysokiej klasy specjaliści, praktycy z bogatym stażem zawodowym, którzy prowadzą zajęcia w sposób kompetentny.

Rankingi „Rzeczpospolitej” czy tygodnika „Wprost” są wykazem najwyżej notowanych publicznych i niepublicznych szkół wyższych w ramach określonych dziedzin nauki. Niestety, oceniane są tu całe uczelnie, a więc ze wszystkimi kierunkami, a nie ich poszczególne jednostki, które prowadzą dany kierunek studiów. Tak więc wybrana niepubliczna szkoła wyższa może być nawet wysoko w rankingu tego typu szkół w kraju, ale prowadzone w niej kształcenie na kierunku pedagogika czy pedagogika specjalna może nie spełniać nawet minimalnych kryteriów jakości, która byłaby porównywalna z tą, jaka jest w publicznych uczelniach i szkołach wyższych. Jeśli zatem ktoś ukończył studia I stopnia (licencjackie) w niepublicznej szkole wyższej, to będzie dla niego korzystniej, jeśli studia II stopnia (magisterskie) wybierze w publicznej uczelni czy szkole wyższej, bo przynajmniej jeden, ale ten wyższy rangą dyplom będzie miał wzmocniony prestiżem uniwersytetu czy akademii. Gdzie studiować pedagogikę? Dobrze jest się zastanowić, spokojnie przeprowadzić analizę, porozmawiać z absolwentami danej szkoły i podjąć decyzję, by zainwestowany czas czy także pieniądze nie zostały zmarnowane. Chyba, że ktoś chce być tylko studentem czegokolwiek i gdziekolwiek. Wówczas nie będzie miało znaczenie gdzie i co studiował, ponieważ i tak niczego nie będzie umiał, a na tym pracodawcy szybko się poznają.

10 czerwca 2011

"Studia z Teorii Wychowania", wybory do KNP PAN i fałszowanie świadomości


Zespół Teorii Wychowania przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN uruchomił w 2010 r. we współpracy z Gdańskim Wydawnictwem Psychologicznym półrocznik, w którym pedagodzy znajdą inspiracje do własnych badań w zakresie teorii wychowania jako jednej z podstawowych subdyscyplin nauk o wychowaniu oraz z dyscyplin czy nauk pogranicza dociekających jego istoty. Zapraszaliśmy wówczas do współpracy nie tylko wszystkich tych, którzy prowadzą badania w obszarze teorii wychowania, pedagogiki ogólnej, metodyki wychowania przedszkolnego, szkolnego czy opiekuńczego, pedagogiki społecznej, pedeutologii, pedagogiki porównawczej, antropologii pedagogicznej czy teorii kształcenia, ale także w zakresie socjologii czy psychologii wychowania. Kiedy ukazał się I numer czasopisma okazało się, że dotychczasowy wydawca nie był w stanie zapewnić kontynuowania tego procesu.

Zwróciłem się zatem z prośbą do JM Rektora Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie z zapytaniem, czy nie wyraziłby zgody na trwałe zakorzenienie tej formy i formacji intelektualnej środowiska pedagogicznego, na co otrzymałem pozytywną odpowiedź. Serdecznie w tym miejscu dziękuję JM Abp prof. dr hab. Jeremiaszowi Janowi Anchimiukowi. Dobrze się stało, że kontynuacja półrocznika będzie miała miejsce dzięki życzliwości i finansowemu wsparciu władz tej właśnie Uczelni.

Już w pierwszym numerze naszego czasopisma pisałem, że proces wychowania nie może być opisywany, wyjaśniany i konstruowany bez wielostronnego, interdyscyplinarnego badania jego istoty, funkcji, zakresu, form, metod i następstw. Interesuje nas nie tylko dociekanie tego, czy(-m) jest wychowanie, ale i jakim ono się staje lub jest przez nas kreowane, czemu i komu służy, a komu szkodzi i z jakich powodów? Istotne jest dociekanie jego zróżnicowanych uwarunkowań i możliwych do przewidzenia oraz zdiagnozowanych efektów. Warto też poszukiwać odpowiedzi na pytanie: jakie są mierniki wychowania? Po czym możemy rozpoznać że ów fenomen miał miejsce? Jakie są granice wychowania? Kto i w jakim zakresie jest sprawcą wychowania? Jak zmieniająca się sfera komunikacji globalnej rzutuje na wychowanie? Czy rzeczywiście upadek kategorii naukowej prawdy prowadzi do wniosku, że wyniki dotychczasowych badań naukowych nad wychowaniem – szczególnie dla wychowanków - mogą być niebezpieczne?

Wprawdzie pozytywizm w naukach społecznych przyczynił się do lepszego poznania obiektywnego świata, ale doprowadził też do oddalenia od niego samego podmiotu, problematyzując jego istnienie. Nie da się dłużej utrzymywać owej nieobecności podmiotu w świecie. Doświadczanie subiektywnego istnienia nie jest „tylko subiektywne”, ale jest doświadczaniem jego istnienia z zewnątrz, stąd należałoby wzmocnić dotychczasowe diagnozy m.in. o dociekania fenomenologiczne czy badania etnograficzne.

Zapraszam wraz z całym Zespołem i redakcją Zespołu Teorii Wychowania przy KNP PAN do współpracy, której jakość powinna w ciągu najbliższych kilku lat zaowocować nie tylko nową formułą i przestrzenią do wymiany myśli, wyników własnych badań naukowych, ale i otwartością na nowe wyzwania, jakie wnosi do wychowania płynna ponowoczesność. Przeszliśmy w XX wieku przez trzy wyraźnie dające się wyróżnić fazy rozwoju nauk o wychowaniu: od ortodoksji, przez heterodoksję ku heteoregenii. Dzisiaj wykraczamy w badaniach porównawczych teorii wychowania poza obszar własnego kraju dla uchwycenia zasięgu ich wpływów czy uniwersalizmu przesłanek, by badać wszystkie teorie bez względu na czas, w którym powstawały. Odwołujemy się do badań dzieł dla nich reprezentatywnych, o trwałych wartościach. Warto zweryfikować pojawiające się w ostatnich dekadach aporie i paradoksy wychowawcze, zbadać, czy rzeczywiście zaistniałe w dyskursie naukowym oraz w debatach publicznych mity, idee, modele, orientacje czy kierunki wychowania znajdują swoje uzasadnienie?

Może należałoby w kontekście dynamicznie rozwijających się badań antropologicznych, psychologicznych, socjologicznych czy filozoficznych ponownie sięgnąć do najbardziej kontrowersyjnych tez czy stanowisk dotyczących wychowania, a mianowicie: Czy istotnie jest jeszcze zasadna teza o przesunięciu socjalizacyjnym w kierunku popkultury? Czym skutkuje w teorii i praktyce teza antypedagogiki o niewychowywaniu? Dlaczego bywamy bezradni wobec niewychowanych osób? Paradoksalność wychowania oznacza przecież zaistnienie w nim czegoś, co jest nieoczekiwane, co nas zaskakuje, na pierwszy rzut oka jawi się jako coś bezmyślnego. Należałoby jednak sprawdzić, czy rację mają ci, którzy twierdzą, że dopóki w samym wychowanku nie dokona się coś wychowawczego, to wychowanie w nim się nie dokona, że tego zjawiska nie da się wywołać żadnymi, nawet najbardziej wyrafinowanymi sztuczkami?

W naukach o wychowaniu istnieje wiele paradygmatów i związanych z nimi prądów czy kierunków, które ścierają się ze sobą, zaś w wyniku uwarunkowań społeczno-politycznych coraz częściej rozpoznajemy presję różnego rodzaju władz na to, by czynnik najbliższy jej interesom został usytuowany w centrum jako obowiązujący i dominujący nad pozostałymi. To właśnie politycy zabiegają o to, by zgodne z ich orientacją nurt czy ideologia wychowania mogły stać się w społeczeństwie obowiązującą wykładnią tego fenomenu, stanowiąc zarazem punkt odniesienia dla praktyków, ustawodawców i naukowców. Ma to także niewątpliwy wpływ na proces badawczy, który podlega przecież nieustannym przemianom historycznym, społecznym, politycznym czy kulturowym.

Kluczowe dla teorii wychowania pojęcia powinny być, w świetle złożoności i zróżnicowania paradygmatycznego humanistyki, traktowane jako wieloznaczne. Nie powinno to rodzić przekonania, że w konsekwencji tego mamy do czynienia z ich dowolnością interpretacyjną. Nie od dzisiaj toczy się na całym świecie spór o zakres wolności światopoglądowej, o wolność słowa, rozwój nauki. Rodzi to oczywiste pytanie, czy w związku z tym pluralizm myśli humanistycznej, społecznej, w tym pedagogicznej jest przedmiotem uznania, zrozumienia i akceptacji dla jego obecnego stanu rozwoju i możliwej dalszej ewolucji, czy też kwestionuje się go dla doraźnych celów politycznych (ideologicznych) lekceważąc wspomniane wolności? Czyż tak usilnie eksponowana co jakiś czas troska o przywrócenie jakiegoś monistycznego i zarazem obiektywnego porządku aksjonormatywnego nie jest efektem prób podporządkowywania przez władze państwowe tzw. nadbudowy nauk o wychowaniu i ostentacyjnego odrzucenia zasady neutralności moralnej i religijnej państwa, a tym samym zasady neutralności władzy wobec zróżnicowania światopoglądowego w społeczeństwie i upełnomocniającego go pluralizmu idei i wartości w zakresie wychowania? Na jakiej podstawie usiłuje się z udziałem nauk pedagogicznych czy nauk pogranicza dokonywać kolejnej „rewolucji moralnej”, narzucając mu de facto jedynie słuszną orientację aksjologiczną (filozoficzną, psychologiczną) czy/i religijną?

To, że wybrana demokratycznie władza ma za sobą poparcie społeczne nie powinno naruszać zasady neutralności, a więc i wolności nauki, a tym samym powinna być gwarantowana ochrona przedstawicieli szczególnie tych prądów czy nurtów myśli, które nie zgadzają się z „prawdą” większości. Potrzebna jest nam refleksyjna teoria wychowania, która nie byłaby jedynie nauką stosowaną, sugerującą wskazania czy konkretne rozwiązania profilaktyczne czy naprawcze, ale także umożliwiałaby nam zastanawiania się nad tym, jak przyczyniać się współcześnie do wychowywania młodych pokoleń w określonych warunkach społeczno-kulturowych czy politycznych?

Najnowszy tom "Studiów z Teorii Wychowania" poświęcony jest autorytetowi w wychowaniu i naukach humanistycznych. Warto przeczytać znakomite rozprawy na ten temat:

Lecha Witkowskiego - Autorytet w kręgu zabobonów;

Mariusza Dembińskiego - O "autorytecie wsobnym "kreowanym przez "strażnika bruku;

Iwony Jazukiewicz - Meandry autorytetu w wychowaniu;

Tomasza Bilickiego - Krytyka autorytetu w pedagogice radykalnego humanizmu Ericha Fromma;

Stanislava Bendla - Autorytet nauczyciela - wielki temat dla dzisiejszej pedagogiki;

Ewy Wysockiej - Mit autorytetu - zagrożenia znaczenie autorytetów w życiu społecznym i wychowaniu (z uwzględnieniem poglądów i doświadczeń studentów pedagogiki);

Renaty Brzezińskiej i Artura Brzezińskiego - Szkoła wychowująca do wolności, czyli filozofia edukacyjna Aleksandra Neilla;

Piotra T. Nowakowskiego - O etycznych kanonach pracy nauczycieli i próbach ich kodyfikowania.

Czytelnicy znajdą też w tym tomie bardzo ciekawe rozprawy z metodyki kształcenia, w tym Jolanty Świetlikowskiej o tym, jak napisać dobry tekst naukowy oraz Moniki Jaworskiej-Witkowskiej o próbach pedagogicznego myślenia wobec (oporu) języków kultury (wraz z zadaniami do pracy dydaktycznej ze studentami).

(Półrocznik w cenie 20 zł. można zamawiać w Wydawnictwie Naukowym ChAT http://chat.edu.pl/cgibin/shop?)

Dziękuję ks. dr. hab. Bogusławowi Milerskiego – profesorowi i Prorektorowi Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie za wspieranie naszego Zespołu w wydawaniu czasopisma naukowego, zaś wszystkim Autorom i współtwórcom tego projektu (w tym szczególnie dr hab. Renacie Nowakowskiej – Siuta prof. ChAT i dr. hab. Mirosławowi Kowalskiemu prof. Uniwersytetu Zielonogórskiego) za zaangażowanie się w jego narodziny i owocną kontynuację. Międzynarodowa Rada Naukowa Studiów z Teorii Wychowania gwarantuje jego wysoki poziom merytoryczny. Serdecznie zapraszam do współpracy!

W dniu, w którym odbywało się spotkanie Zespołu Teorii Wychowania KNP PAN, równolegle obradował Komitet Nauk Pedagogicznych. Niestety, nieobecność części członków KNP PAN (w tym także moja z powyższego powodu) została wykorzystana przez niektórych do prowadzenia osobistych "rozgrywek" przedwyborczych. Zaczyna się kampania wyborcza do KNP PAN na nowa kadencję. Wkrótce będą rozpisane wybory, w których mogą uczestniczyć wszyscy samodzielni pracownicy naukowi z dyscyplin pedagogicznych. Są jednak osoby, którym wydaje się, że można fałszując fakty historyczne i społeczne, usprawiedliwiać własną, a niegodną rolę w środowisku pedagogiki akademickiej. To przykre, bo wydawałoby się, że czasy wywierania wpływu na naukowców, i to w najgorszym stylu budowania fałszywej świadomości, już minęły. Niestety, nie.

To dobrze, że akurat w tym samym dniu ukazał się tom Studiów poświęcony autorytetowi. Tak zwane autorytety będą teraz lepiej rozpoznawalne w naszym otoczeniu. One już niczego uczyć się nie chcą. Sądzą zapewne, że w chaosie informacji ponowoczesnego świata przemycą każdy fałsz. Szkoda, bo wydają o sobie adekwatne do stosowanych praktyk świadectwo, o którym pisze jeden z autorów artykułu w tym tomie.
z autorów artykułu w tym tomie.

05 czerwca 2011

I Kongres propagandy polityki oświatowej MEN


Dzisiaj rozpoczął swoje obrady I Kongres Polskiej Edukacji w Warszawie. Chciałoby się powiedzieć, że to dobrze, kiedy spotykają się w stolicy osoby, które postanowiły wypowiedzieć się na temat stanu polskiej edukacji. Sądziłem, że to naprawdę będzie kongres, a więc formuła debaty o najważniejszych sprawach rodzimej edukacji z udziałem najważniejszych jej kreatorów, badaczy i wykonawców. Niestety, okazało się, że mamy do czynienia z kolejnym propagandowym show Ministerstwa Edukacji Narodowej wraz z podlegającym mu Instytutem Badań Edukacyjnych, który wprawdzie zaszczycił swoja obecnością Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek wraz ze swoim byłym ministrem edukacji Mirosławem Handke, ale w niczym nie wzbogacił naszej wiedzy na temat rzeczywistej oceny stanu polskiej oświaty w Europie. Wypowiadali się o edukacji dzisiaj także inni byli ministrowie, dobrani z politycznego klucza. Tych z opozycji nie zaproszono. Po co? Jeszcze by zepsuli dobry nastrój władzy. Niestety, był to pokaz sztuki politycznej propagandy sukcesu w wydaniu przypominającym jedynie czasy Edwarda Gierka.

Pisze do mnie jeden z komentatorów blogowych wpisów, którego jedną tylko z refleksji przytoczę w tym miejscu: "Panie Profesorze. Słucham transmisji z obrad Kongresu. Mam refleksję: - naszą oświatą zawiaduje grupa trzymająca władzę, grupa, która uzurpuje sobie prawo do organizowania edukacji w imieniu narodu, coś w rodzaju oświeconej-oświatowej dyktatury."

Nie trzeba było słuchać transmisji z obrad, gdyż wystarczyło przeczytać program i zobaczyć dobór zaproszonych do wypowiedzi osób, by przekonać się, że nie ma tu miejsca na żaden kongres, na debatę o prawdziwym stanie polskiej edukacji, bowiem zaplanowano (zapewne z konieczności rozliczenia się ze środków unijnych) podsumowanie wyników diagnoz, jakie były prowadzone na zamówienie MEN, i to też nie wszystkich. W Warszawie spotkali się zatem głównie ich wykonawcy, w większości zatrudnieni na umowy o pracę lub o dzieło, by pod hasłem „kongresu” podzielić się tym, co wzmacnia jedynie słuszną politykę proponowanych przez MEN zmian, natomiast skrzętnie ukrywa prawdę oświatową. Na Kongresie nie ma bowiem tych, którzy prowadzą niezależne od MEN i IBE badania oświatowe, mają bardzo krytyczne zdanie na temat głębokiego kryzysu, jaki jest generowany w naszym społeczeństwie przez polityków, którzy są przekonani o jedynie słusznym kierunku rozwoju polskiej szkoły, stymulowaniu jej rozwoju i zapewnianiu dzieciom i młodzieży godnego dzieciństwa oraz szans na znalezienie swojego miejsca w dorosłym życiu.

Zawsze lepiej jest mówić o tym, że jest znakomicie, niż spojrzeć prawdzie w oczy, kiedy wyklucza się z debaty opozycję. Niestety, niezaproszenie do niej czołowych w kraju pedagogów, badaczy i przedstawicieli ruchu nowatorstwa pedagogicznego, którzy nie mieszczą się w MEN-owskich kliszach, nie należą do klakierów władzy, bo ważna jest dla nich prawda, a nie ideologiczna papka, jest najlepszym dowodem na kongresowe zakłamywanie rzeczywistości. Może dlatego Kongres ten nie został nawet zrelacjonowany w głównych wydaniach wiadomości chociażby migawką w telewizji publicznej, jak i niepublicznej. Dziennikarze – jak widać - nie chcieli wpisać się w chór propagandowej fety.

Piękna była dzisiejsza niedziela, bez I Kongresu, ale za to z emocjami, jakie wzbudziła I edycja programu X-Factor, który wygrał Gienek Loska. To kolejny przykład na to, jak wyrastają mistrzowie, prawdziwi artyści, którzy nie poddali się wystandaryzowanym schematom edukacji, jak można zachować swoją tożsamość i czuć się spełnionym w swej profesji oraz w życiu osobistym. Uczestnikom I Kongresu Polskiej Edukacji MEN (IBE) współczuję straconego czasu, choć zapewne dwa dni w stolicy wynagrodzą im udział w tej politycznej imprezie, Gienkowi zaś gratuluję!

04 czerwca 2011

Hm. Jerzy Miecznikowski odszedł na wieczną wartę!




W dniu wczorajszym zmarł po długiej i ciężkiej chorobie Harcmistrz JERZY MIECZNIKOWSKI - mój wspaniały, harcerski Mistrz, wyjątkowy pedagog, wychowawca tysięcy dzieci, młodzieży i dorosłych (nie tylko regionu łódzkiego), nauczyciel-nauczycieli i instruktorów harcerskich, człowiek wielkiego serca i ofiarności. Służył całym swoim życiem Bogu i Ojczyźnie, rodzinie, bliźnim, przyjaciołom, każdemu, kto potrzebował wsparcia w Jego osobie, jako mądrego przewodnika w życiu. W czasach stawiania przeze mnie pierwszych kroków w harcerstwie był Komendantem Ośrodka ZHP „Szarych Szeregów” w Hufcu ZHP Łódź-Bałuty.


Dla harcerzy był jak ich drugi ojciec, zawsze serdeczny, uśmiechnięty, wrażliwy, spolegliwy, pełen autentycznej troski, ale zarazem wymagający. Jego małe mieszkanko w bloku na Bałutach było domem dla każdego, kto potrzebował pomocy. Wraz ze swoją żoną – śp. Hanną Miecznikowską poświęcili swoje życie harcerstwu, które było ich rodziną, domem, całym życiem, a przecież wychowywali jeszcze dwie Córki.



Prowadząc własne drużyny, szczepy, ośrodki, utrwalał swoją aktywnością i oddaniem ponadczasowe wartości harcerskiego ruchu, podtrzymywał w czasach kłamstwa i indoktrynacji politycznej pamięć o dokonaniach minionych pokoleń. Nie akceptował pozoru, fałszu, nieuczciwości i manipulacji. Zawsze był na czele walczących o prawdę i dobro, o rangę harcerstwa sięgającego do korzeni światowego ruchu skautowego z całym dziedzictwem polskiego harcerstwa. Wziął udział w Łódzkim Zjeździe odnowy polskiego ruchu harcerskiego w 1956 r.
W 1989 r. uczestniczył w Warszawie w pierwszym spotkaniu instruktorów z całej Polski, w trakcie którego debatowano na temat aktualnej sytuacji w ruchu harcerskim i podjęto decyzję o powołaniu Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej. Został wówczas jednym z 51 Członków Założycieli ZHR. Podczas tego spotkania wybrano także dwóch przedstawicieli opozycji harcerskiej do rozmów "Okrągłego Stołu".


Druh Jerzy odbierał ode mnie Przyrzeczenie Harcerskie na Starym Cmentarzu w Łodzi, gdzie w przyszłym tygodniu sam będzie pochowany. Pamiętam jego gawędę, płonące pochodnie starszych harcerzy i instruktorów, którzy byli świadkami mojej harcerskiej inicjacji. Jemu zawdzięczam wybór mojej drogi społecznej i zawodowej, harcerskiej aktywności, prowadzenia zastępów, drużyn, szczepów, kierowania harcerskimi obozami, zdobywania doświadczeń o niepowtarzalnym charakterze. Od 1955 r. działał w PTTK, dlatego rozmiłował nas w krajoznawstwie, zachęcał do poznawania własnej (małej i wielkiej) Ojczyzny, a przy okazji motywował do zdobywania kolejnych odznak, które były potwierdzeniem naszych turystycznych umiejętności.


To były najwyższej jakości studia pedagogiczne i patriotyczne zarazem, gdyż Druh Jerzy był na co dzień Nauczycielem, Instruktorem, ale w tragicznych okresach naszego państwa - bohaterem Polski Walczącej. Jego pierwszą drużyną harcerską była Mazowiecka Drużyna Harcerzy, skąd później trafił do Łowicza. Po wybuchu II wojny światowej działał w tajnym harcerstwie, jako harcerz Szarych Szeregów. Po wojnie za akcję odbicia ponad 70 więźniów z więzienia NKWD i UB przy ul. Kurkowej w Łowiczu - dh. Zbigniewa Fereta ps. Cyfra, dokonanego w dniu 8 marca 1945 r. dostał wyrok 12 lat pozbawienia wolności za działalność "na szkodę Państwa". W latach 80. był przewodniczącym łódzkiego Kręgu KIHAM. Był członkiem Komisji Historycznej Chorągwi Łódzkiej ZHP, prezesem Oddziału Łódzkiego Stowarzyszenia Szarych Szeregów.


Nic dziwnego, że był dla swoich podopiecznych moralnym autorytetem, wzorem osobowym, który nikomu nie musiał niczego narzucać, ale i też niczego nie oczekiwał w zamian. Jak mało kto potrafił dostrzec wśród swoich harcerzy czy instruktorów ukryty ich potencjał, by aktywizować ich do stawania się lepszymi. Był humanistą wielkiego formatu. Pozostawił w każdym z nas cząstkę swojego wyjątkowego talentu, szacunku dla pracy, zaangażowania i z powagą oraz odpowiedzialnością podejmowania się najtrudniejszych zadań społecznych. Przekazał nam do spłacenia dług wartości zapisanych w rocie Przyrzeczenia i Prawie Harcerskim, którymi powinniśmy kierować się w swoim życiu, by pokonywać w godny sposób trudności i bariery, unikając raf czy myślowych błędów. Pozostanie w mojej pamięci jako wzór wytrwałości i konsekwencji w działaniu wychowawczym, dzielnym upominaniu się o innych, o słabszych, mniej doświadczonych, wykluczanych czy już wykluczonych.

W 2009 hm Jerzy Miecznikowski został odznaczony Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski za wybitne zasługi dla niepodległości Rzeczypospolitej Polskiej, za działalność na rzecz przemian demokratycznych.



W piątek, 10 czerwca o godz. 13.00 pożegnamy na Starym Cmentarzu naszego Wychowawcę, etycznie wyniesiony własną służbą, miłością, braterstwem i niezależnością AUTORYTET, OSOBĘ, która przejawiała sobą niepodległość myślenia i obywatelskiego działania dla wspólnego DOBRA oraz zdolność do wnikania w wyjątkowość każdego człowieka.



Jeszcze nie raz będziemy wspominać Druha Jerzego, śpiewając: … przy innym ogniu w inną noc, do zobaczenia znów!”




(Na zdjęciu hm Jerzy Miecznikowski na Zlocie z okazji 100-lecia Harcerstwa w Krakowie – 2010; fot. Jerzy Pajewski)

30 maja 2011

Co się stało z polską pedagogiką?

To temat, który nurtował uczestników debaty WSE UAM w Poznaniu z udziałem specjalnie zaproszonych profesorów z krajowych uczelni publicznych i jedynej niepublicznej z pełnymi prawami akademickimi (DSW we Wrocławiu), o której to konferencji piszę od dwóch dni. Pozory bowiem mylą. Często te uczelnie, które znajdują się na szczycie krajowych rankingów, jakie organizują dzienniki czy tygodniki są sprzeczne z wynikami oceny parametrycznej, jaką dokonało w ub. roku Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Ba, to, że uczelnia znajduje się na szczycie jakiegoś rankingu lub nieco niżej, niż byśmy sobie wyobrażali, ma się nijak do tego, jaki w istocie reprezentuje poziom, jeśli chodzi o pedagogikę jako naukę i jako kierunek kształcenia. Inna rzecz, że w tych rankingach nie ma w czołówce niepublicznych szkół wyższych, ktore kształcą na pedagogice.

Trzeba sobie szczerze powiedzieć, że poza Dolnośląską Szkołą Wyższą we Wrocławiu oraz Wyższą Szkołą Filozoficzno-Pedagogiczną Ignatianum w Krakowie (prawo do nadawania stopnia doktora nauk humanistycznych w dyscyplinie pedagogika), wszystkie inne niepubliczne szkoły wyższe w naszym kraju nie spełniają żadnych wymogów naukowych będących wyznacznikiem osiągnięcia przez nie statusu szkół o charakterze akademickim. Kształcą one jedynie na kierunku pedagogika, i to w większości na poziomie studiów I stopnia. Ich wkład w naukę jest zatem żaden, gdyż to, co jest w nich organizowane czy nawet wydawane, służy jedynie spełnieniu podstawowego wymogu Państwowej Komisji Akredytacyjnej, by wolno w nich było kształcić na pedagogice na studiach II stopnia. I na tym koniec! Niestety, pazerność wielu właścicieli niepublicznych uczelni, by kosztem kształcenia nie inwestować w naukę, ale rozwijać swoje firmy jako przedsiębiorstwa biznesowe, które mają generować – wyprowadzane zresztą na zupełnie inne cele, w sposób zgodny z prawem, ale wbrew interesom społeczności akademickiej – zyski, a nie kłaść nacisk na rzeczywisty rozwój akademickiego poziomu, wykluczyły 99% prywatnych wyższych szkół o różnych nazwach, ale prowadzących kierunek pedagogika, z jakiejkolwiek szansy na rywalizowanie z kształceniem i rozwojem nauk pedagogicznych w uczelniach publicznych, nie wspominając już o rywalizacji międzynarodowej.

O ile na poziomie szkół podstawowych, gimnazjów i szkół średnich szkolnictwo niepubliczne bezkonkurencyjnie wygrywa ze szkołami publicznymi, gdyż wyniki sprawdzianów po szkole podstawowej, egzaminu gimnazjalnego i matur są tego najlepszym dowodem, o tyle niepubliczne szkolnictwo wyższe, w którym kształci się na kierunku pedagogika, w swojej zdecydowanej większości przegrało w ciągu minionego dwudziestolecia swoją szansę, potwierdzając skupienie na innych celach, niż rozwój akademicki. Tak sromotnej klęski, która oferuje na rynku złudzenie wysokiej jakości kształcenia i uczestniczenia w rzeczywiście istotnych dla pedagogiki jako nauki badaniach, nie da się niczym uzasadnić, jak tylko i wyłącznie grą rynkową mającą odciążyć budżet państwa od koniecznych podwyżek płac dla nauczycieli akademickich uczelni publicznych. Niestety, wszystkie rządy od 1990 r. przyłożyły do tej klęski swoją rękę doprowadzając do powstania trzykrotnie większej liczy szkół prywatnych w stosunku do uczelni publicznych, by w nich kadry akademickie dorabiały do niskich pensji. To także wygodne miejsca posad dla osłaniających niektóre z pseudoszkół wyższych polityków, którzy za cenę lobbowania na ich rzecz lub osłaniania mających w nich miejsce patologii, mogli zawsze liczyć na hojność „ukrytego pracodawcy”.

Liczba studiujących pedagogikę wzrosła w ciągu 20 lat czternastokrotnie – jak wyliczyła to prof. M. Czerepaniak-Walczak – a tylko dwie niepubliczne szkoły wyższe z ponad 120 kształcących na pedagogice potrafiły postawić nie tylko na jakość kształcenia, ale i na rozwój pedagogiki jako nauki. Jak mówiła prof. Iwona Chrzanowska, pedagogika jako kierunek studiów obecna jest w 17 uniwersytetach, 6 publicznych wyższych szkołach pedagogicznych, ale również na uczelniach politechnicznych, ekonomicznych i medycznych. Na tym kierunku kształci się w 97 niepublicznych szkołach wyższych, w tym sprofilowanych nie tylko na pedagogikę, ale i na nauki o: zdrowiu, bezpieczeństwie, zarządzaniu, biznesie, kupieckie, informatyczne, lingwistyczne, administracyjne itp. Pedagogika jest w nich głównym źródłem dochodów, by móc kształcić na innych kierunkach, dlatego nie jest w nich rozwijana. Podobnie bywa w niektórych uczelniach publicznych, w których pedagogikę traktuje się jako „dojną krowę”, by przynosiła zyski na prowadzenie kształcenia i badan naukowych w innych dyscyplinach.

Rozporządzenie MPiPS z 27 kwietnia 2010 w sprawie kwalifikacji zawodów i specjalności… podaje listę zawodów/specjalistów, na której miejsce – jak stwierdziła prof. I. Chrzanowska - "(...) pozycja 2359 dotyczy „Specjalistów nauczania i wychowawców gdzie indziej niesklasyfikowanych” wśród 16 zawodów/specjalistów tylko 5 może być zdobytych na kierunku pedagogika, są to: pedagog szkolny, pedagog animacji kulturalnej, andragog, wychowawca w placówkach oświatowych i wychowawczo-opiekuńczych. Natomiast pozycje 1341, 1343, 1344, 1345, 1349, 2289 odnoszą się do różnych aspektów „pracy opiekuńczej” (nad dzieckiem, osobą starszą, opieki społecznej instytucji edukacyjnych, ochrony zdrowia) dotyczą jednak funkcji kierowniczych, co związane jest z koniecznymi kompetencjami w zakresie zarządzania. Pozycja 23 wskazuje na grupę „specjalistów nauczania i wychowania”, gdzie wśród 101 zawodów/specjalistów 92,3% stanowią profesje nauczycielskie, na które składa się: 22 nauczycieli akademickich, 8 kształcenia zawodowego, 26 gimnazjum i szkół ponadgimnazjalnych, 19 szkół podstawowych, 1 nauczyciel przedszkola. Z tej grupy na kierunku pedagogika przygotowujemy jedynie do 2 zawodów nauczycielskich: nauczyciela przedszkola i nauczyciela nauczania początkowego (nazwa oryginalna). Sześć z siedmiu grup nauczycieli wymienionych w pozycji 234 w/w rozporządzenia wskazuje, że można (w ograniczonym zakresie) kształcić w obrębie kierunku pedagogika specjalna , natomiast w świetle pozycji 2635 rozporządzenia wymienia „Specjalistów do spraw społecznych” , gdzie wśród 7 zawodów/specjalistów dwa można zdobyć poprzez kształcenie w ramach kierunku pedagogika specjalna, są to: specjalista resocjalizator i wychowawca w jednostce penitencjarnej".

Prof. Ewa Muszyńska z UAM w Poznaniu mówiła o tym, że niepubliczne szkoły wyższe przyjmują na pedagogikę każdego, byleby tylko płacił za studia. To nic, że pewne osoby w ogóle nie powinny studiować, a nie tylko pedagogikę, choć zarazem zastrzegła się, że nie we wszystkich szkołach wyższych jest źle. Walka o studenta jako płatnika nie sprzyja spokojnej i konsekwentnej pracy naukowo-badawczej nauczycieli akademickich. Większość z nich, a zatrudnionych na II etacie, nie włącza się w rozwój pedagogiki jako nauki u swojego drugiego pracodawcy, bo nie musi, skoro prowadzone są głównie studia zawodowe –licencjackie, a jeśli jakaś niepubliczna szkoła wyższa prowadzi studia II stopnia, to najczęściej zatrudnia emerytowanych, często wypalonych już naukowo profesorów czy doktorów, zaś drugoetatowi przychodzą głównie po kasę, prowadząc jedynie zajęcia dydaktyczne. Trudno się dziwić, że w takich szkołach zwraca się uwagę głównie na to, by młodzi ludzie uczyli się zdawać egzaminy, dostarczali prace dyplomowe, a nie jest przy tym ważne to, czy są one rzeczywiście autorskie.

Prof. Przyborowska z UMK w Toruniu analizowała przedsiębiorczość intelektualna na użytek szarej strefy. Szkolenia, a więc edukacje dorosłych, przejmują różnego rodzaju firmy, które nie są poddawane certyfikacji czy akredytacji, gdyż nie muszą. Kształcić w zakresie tzw. umiejętności miękkich, może każdy, także na odległość, o czym pisałem egzemplifikując to przygotowywaniem wychowawców kolonijnych w systemie tylko i wyłącznie edukacji e-learningowej. Jak podnoszono w dyskusji, także rankingi uczelni i szkół wyższych nie są wymiernym wskaźnikiem ich poziomu. Cóż z tego, że uniwersytet jest na I czy V miejscu, skoro zajęcia dydaktyczne prowadza w nim głównie doktoranci czy pracownicy pomocniczy (zatrudniani głównie na umowy o dzieło czy zlecenie), a nie samodzielni pracownicy naukowi.

Niezwykle interesującą dyskusję wywołał referat prof. Doroty Klus-Stańskiej z Uniwersytetu Gdańskiego, która wykazała, że ze względu na masowość kształcenia mamy w szkolnictwie wyższym folk-dydaktykę, dydaktykę urojeniową czy gabinetową. Panujący w polskiej edukacji chaos stał się atrybutem i kontekstem dla dydaktyki, także akademickiej. Prof. Barbara Kromolicka podniosła kwestie upadku dostojeństwa uniwersytetu i części jego kadr. Ma bowiem w naszym środowisku pedagogicznym miejsce relatywizowanie wartości humanistycznych, zanik elitarnych funkcji kształcenia, przekształcanie szkół w rynkowe przedsiębiorstwa i erozja etosu akademickiego. Kadry nauczycielskie nie kierują się dobrem wspólnym, tylko interesem osobistym. Ci, którzy głęboko angażują się na rzecz zmiany szybko się wypalają lub są od nich odsuwani. U wielu nauczycieli akademickich następuje zanik sumienia, kierowania się w pracy akademickiej wartościami moralnymi. Coraz więcej jest hipokrytów niż autorytetów. Niewłaściwa polityka władz sprawia, że pojawia się wśród nauczycieli akademickich poczucie silnego ubezwłasnowolnienia i zobojętnienia na kolejne zadania.

Studenci skarżą się, że wystawione im dyplomy z tytułu ukończonych studiów na kierunku pedagogika, nie są uznawane przez ich przyszłych pracodawców. Czasami trzeba się z nimi spotykać, by im wytłumaczyć, jak powinni czytać załączone do dyplomów suplementy. Kształceniem i nauką zaczyna rządzić rynek, a nie etos i wymogi jakości. Brak też poczucia stabilizacji wśród doktorantów sprawia, że rezygnują ze studiów. Jak wykazał to w swoich badaniach prof. J. Górniewicz od 2000 do 2004 r. nastąpił bardzo wysoki spadek zainteresowania studiami doktoranckimi na pedagogice , wynoszą w Uniwersytecie Warmińsko-Mazurskim aż 43,7%. Jak zacytowała I. Chrzanowska wypowiedź jednej ze studentek pedagogiki:

"Czasami nie dziwię się ludziom, którzy szydzą z tego kierunku, zwłaszcza kiedy widzę studentki, które pomyliły uczelnię z salonem kosmetycznym (…), a rozum zostawiły za drzwiami. Dlaczego odradzam te studia? Głównie ze względu na małe możliwości znalezienia pracy. Co prawda obecnie brakuje dla dzieci miejsc w przedszkolach, więc oddziały przedszkolne trochę się powiększają, potrzeba nauczycieli (ale na pewno nie tylu ile produkują obecnie uczelnie). Podsumowując, studia tak, ale dla ludzi z pasją (…). Uczelnie powinny w końcu zacząć zmniejszać limity na humanistyczne kierunki- inaczej robią zwykłą krzywdę młodym ludziom."

29 maja 2011

Dyskusji o pedagogice ciąg dalszy

Dyskusja w czasie poznańskiej debaty na temat stanu pedagogiki jako nauki i kierunku kształcenia już w pierwszej części ujawniła pewien stan dysonansu etycznego. Z jednej bowiem strony powiada się, że mądry, dobrze wykształcony człowiek jest potrzebny w trudnej rzeczywistości, a więc chociażby z tego powodu nie można mówić o upadku projektu oświeceniowego także w polskiej edukacji, a zarazem dodaje się, że zmagać się z nią mogą ludzie autonomiczni i moralni. Gdzie oni są, skoro ci, którzy to postulują, sami nie są ornitologami. Nie ulega wątpliwości, że w ostatnim dwudziestoleciu pedagogika zmniejszyła dystans w zakresie wysokiego poziomu naukowego w stosunku do nauk, z którymi współpracuje. Wydawane przez naszych naukowców podręczniki akademickie, monografie naukowe są na dużo wyższym poziomie, niż psychologiczne, socjologiczne czy politologiczne. Nie jest zatem tak źle. Trzeba tylko to dostrzec, a nie, kierując się zawiścią czy kompleksami, zwalczać ich autorów poza ich plecami czy budować intrygi, by utrzymać swój pseudonaukowy status. Pedagogika nie jest dzisiaj nauką gorszą i nie ma wcale gorszych pól problemowych, które są przedmiotem zainteresowań badawczych.

Zmienia się misja uniwersytetu. Czy rzeczywiście tworzenie uniwersytetów globalnych jest opłacalne? Co z pozostałymi uniwersytetami? Czy uniwersytet może dzisiaj konkurować z mediami i innymi źródłami wiedzy? Czy jest zapotrzebowanie na wiedzę krytyczną? To oczywiste, że w najlepszych uniwersytetach są najlepsi studenci, a więc trudno jest je ze sobą porównywać, gdyż już na wejściu nie wszystkie uczelnie mają te same szanse. Jak prowadzić w uniwersytetach badania podstawowe, skoro ich wyników nie da się sprzedać na rynku? Nie każda wiedza jest przekładalna na gotowy, rynkowy produkt. Zanik badań podstawowych, redukowanie środków na badania metateoretyczne, metafizyczne jest pomniejszaniem kultury i osłabianiem wiedzy, dzięki której powinno się interpretować pedagogiczne zjawiska i wydarzenia.

W odróżnieniu od środowiska naukowego psychologów, pedagodzy okazali się w minionym okresie bardziej nielojalni, niesolidarni i skłóceni między sobą, przez co przegrywali w konkursach na badania własne, promotorskie i habilitacyjne. Niektórzy bowiem recenzenci spośród pedagogów, korzystając z anonimowości, obniżali swoje oceny, nie kierując się wcale poziomem naukowym projektów, tylko własnymi animozjami czy uprzedzeniami w stosunku do wnioskodawców. Dość często dochodziło do sytuacji, kiedy to dwóch recenzentów przyznawało projektowi badawczemu (w skali od 1 do 10 punktów) po 9-lub 10 punktów, natomiast „bezinteresownie życzliwy” tylko 3 pkt., a treść jego uzasadnienia całkowicie rozmijała się z założeniami merytorycznymi, metodologicznymi i celami projektowanych badań naukowych. Tak dalej być nie powinno.

Niestety, jak powiadano w toku tej debaty, mamy za sobą złą przeszłość i trudną teraźniejszość, a niektórym profesorom brakuje elementarnego poczucia przyzwoitości czy wstydu lub pokory. Przetrzymuje się na wydziałach „przestarzałych, nie wnoszących żadnego wkładu w rozwój dyscypliny adiunktów” kosztem rzeczywistego rozwoju tak danej jednostki, jak i jej zdolności do konkurowania w świecie nauki. Sprzyja się „zakupom” ludzi z dyplomami uzyskanymi w podejrzanych okolicznościach i poza granicami kraju, podczas gdy nie wspiera się młodych naukowców, by swoje uzdolnienia jak najszybciej inwestowali w naukę, prowadzili badania i współpracę międzynarodową, wydawali znaczące rozprawy. Dobrze się zatem stało, że Komitet Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk przyjął krytyczne stanowisko wobec tych Polaków, którzy habilitują się lub uzyskują tytuł naukowy profesora na Słowacji w sposób urągający nie tylko prawu, ale i dobrym obyczajom. Jak to jest bowiem możliwe, że ktoś w czerwcu przeprowadza w kraju przewód doktorski, a w listopadzie tego samego roku habilituje się na Słowacji? Cóż za geniusz sprawia, że nikt w kraju nie zna żadnej rozprawy z dydaktyki szczegółowej czy wyników aplikacji jakiegoś modelu edukacyjnego w przedszkolach lub szkołach pewnego doktora habilitowanego, a nagle pojawia się on z dyplomem profesorskim uzyskanym na Słowacji? Droga na skróty aż kusi niektórych i chętniej z niej korzystają, aby szybciej i bez rzeczywistego wkładu w naukę, uzyskać stopień czy tytuł naukowy.

Podkreślano też w toku tej debaty, że część naszych naukowców, którzy są zorientowani bardziej na badania w zakresie dydaktyk szczegółowych i ma uznany w tym zakresie dorobek w kraju, słusznie awansowało na Słowacji czy w Niemczech w sytuacji, gdy w tamtych krajach docenia się rozwój tej subdyscypliny w naukach pedagogicznych. Właśnie z tego powodu Komitet Nauk Pedagogicznych PAN skierował do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego stanowisko domagające się uznawania w dorobku naukowym pedagogów wytworzonych przez nich technologii edukacyjnych, środków dydaktycznych czy podręczników szkolnych.

Są jednostki akademickie, które staja się swoistego rodzaju „działem pomocy socjalnej” dla koleżanek i kolegów, którzy niczego nie tworzą, nie rozwijają, natomiast chętnie pracują w konkurencyjnych i w tym samym mieście prowadzących kształcenie na kierunku pedagogika niepublicznych szkołach wyższych. Podtrzymuje się zatem pozór, by wykorzystując ich talenty dydaktyczne, obsadzać ich w większości zajęć, przymykając oczy na ich chałtury poza własną jednostką akademicką i bez poczucia skrupułów, że tym samym ich praca dydaktyczna staje się de facto źródłem finansowania wydziału czy instytutu dla nielicznych, a twórczo pracujących naukowców.

Dydaktyka akademicka staje się kontynuacją wćwiczania w kulturę pozoru. Nie reaguje się na ściąganie w czasie egzaminów, toleruje się plagiaty czy zakupione przez studentów w firmach (zapewne pracują w nich naukowcy) prace dyplomowe. Prof. Dariusz Kubinowski z UMCS w Lublinie dokonał żmudnej analizy oferowanych przez wszystkie uczelnie, prowadzące studia na kierunku pedagogika, specjalności, które w istocie staja się opakowanym w ładną nazwę oszustwem. Służą głównie kreatywnemu marketingowi, natomiast nie wyposażają młodych ludzi w wiedzę i umiejętności, które rzeczywiście są potrzebne i zgodne z koniecznymi do wykonywania zawodu kwalifikacjami. Wyłonił z ofert głównie uczelni niepublicznych aż 387 specjalności na kierunku pedagogika w tym np. resocjalizacja z animacją sportu i rekreacji; resocjalizacja z pracą sądową; Edukacja przedszkolna z diagnozą pedagogiczną; edukacja wczesnoszkolna z informatyką szkolna; pedagogika szkolna – pedagogika zdolności; pedagogika szkolna z przedsiębiorczością; opieka nad osobą starszą z językiem niemieckim; edukacja dorosłych i marketing społeczny; doradca zawodowy- konsultant itd., itd. Kicz kiczem pogania, a studenci za to płacą sądząc naiwnie, że ktoś ich zatrudni po tak pozorujących profesjonalną poprawność studiach.