Dyskusja w czasie poznańskiej debaty na temat stanu pedagogiki jako nauki i kierunku kształcenia już w pierwszej części ujawniła pewien stan dysonansu etycznego. Z jednej bowiem strony powiada się, że mądry, dobrze wykształcony człowiek jest potrzebny w trudnej rzeczywistości, a więc chociażby z tego powodu nie można mówić o upadku projektu oświeceniowego także w polskiej edukacji, a zarazem dodaje się, że zmagać się z nią mogą ludzie autonomiczni i moralni. Gdzie oni są, skoro ci, którzy to postulują, sami nie są ornitologami. Nie ulega wątpliwości, że w ostatnim dwudziestoleciu pedagogika zmniejszyła dystans w zakresie wysokiego poziomu naukowego w stosunku do nauk, z którymi współpracuje. Wydawane przez naszych naukowców podręczniki akademickie, monografie naukowe są na dużo wyższym poziomie, niż psychologiczne, socjologiczne czy politologiczne. Nie jest zatem tak źle. Trzeba tylko to dostrzec, a nie, kierując się zawiścią czy kompleksami, zwalczać ich autorów poza ich plecami czy budować intrygi, by utrzymać swój pseudonaukowy status. Pedagogika nie jest dzisiaj nauką gorszą i nie ma wcale gorszych pól problemowych, które są przedmiotem zainteresowań badawczych.
Zmienia się misja uniwersytetu. Czy rzeczywiście tworzenie uniwersytetów globalnych jest opłacalne? Co z pozostałymi uniwersytetami? Czy uniwersytet może dzisiaj konkurować z mediami i innymi źródłami wiedzy? Czy jest zapotrzebowanie na wiedzę krytyczną? To oczywiste, że w najlepszych uniwersytetach są najlepsi studenci, a więc trudno jest je ze sobą porównywać, gdyż już na wejściu nie wszystkie uczelnie mają te same szanse. Jak prowadzić w uniwersytetach badania podstawowe, skoro ich wyników nie da się sprzedać na rynku? Nie każda wiedza jest przekładalna na gotowy, rynkowy produkt. Zanik badań podstawowych, redukowanie środków na badania metateoretyczne, metafizyczne jest pomniejszaniem kultury i osłabianiem wiedzy, dzięki której powinno się interpretować pedagogiczne zjawiska i wydarzenia.
W odróżnieniu od środowiska naukowego psychologów, pedagodzy okazali się w minionym okresie bardziej nielojalni, niesolidarni i skłóceni między sobą, przez co przegrywali w konkursach na badania własne, promotorskie i habilitacyjne. Niektórzy bowiem recenzenci spośród pedagogów, korzystając z anonimowości, obniżali swoje oceny, nie kierując się wcale poziomem naukowym projektów, tylko własnymi animozjami czy uprzedzeniami w stosunku do wnioskodawców. Dość często dochodziło do sytuacji, kiedy to dwóch recenzentów przyznawało projektowi badawczemu (w skali od 1 do 10 punktów) po 9-lub 10 punktów, natomiast „bezinteresownie życzliwy” tylko 3 pkt., a treść jego uzasadnienia całkowicie rozmijała się z założeniami merytorycznymi, metodologicznymi i celami projektowanych badań naukowych. Tak dalej być nie powinno.
Niestety, jak powiadano w toku tej debaty, mamy za sobą złą przeszłość i trudną teraźniejszość, a niektórym profesorom brakuje elementarnego poczucia przyzwoitości czy wstydu lub pokory. Przetrzymuje się na wydziałach „przestarzałych, nie wnoszących żadnego wkładu w rozwój dyscypliny adiunktów” kosztem rzeczywistego rozwoju tak danej jednostki, jak i jej zdolności do konkurowania w świecie nauki. Sprzyja się „zakupom” ludzi z dyplomami uzyskanymi w podejrzanych okolicznościach i poza granicami kraju, podczas gdy nie wspiera się młodych naukowców, by swoje uzdolnienia jak najszybciej inwestowali w naukę, prowadzili badania i współpracę międzynarodową, wydawali znaczące rozprawy. Dobrze się zatem stało, że Komitet Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk przyjął krytyczne stanowisko wobec tych Polaków, którzy habilitują się lub uzyskują tytuł naukowy profesora na Słowacji w sposób urągający nie tylko prawu, ale i dobrym obyczajom. Jak to jest bowiem możliwe, że ktoś w czerwcu przeprowadza w kraju przewód doktorski, a w listopadzie tego samego roku habilituje się na Słowacji? Cóż za geniusz sprawia, że nikt w kraju nie zna żadnej rozprawy z dydaktyki szczegółowej czy wyników aplikacji jakiegoś modelu edukacyjnego w przedszkolach lub szkołach pewnego doktora habilitowanego, a nagle pojawia się on z dyplomem profesorskim uzyskanym na Słowacji? Droga na skróty aż kusi niektórych i chętniej z niej korzystają, aby szybciej i bez rzeczywistego wkładu w naukę, uzyskać stopień czy tytuł naukowy.
Podkreślano też w toku tej debaty, że część naszych naukowców, którzy są zorientowani bardziej na badania w zakresie dydaktyk szczegółowych i ma uznany w tym zakresie dorobek w kraju, słusznie awansowało na Słowacji czy w Niemczech w sytuacji, gdy w tamtych krajach docenia się rozwój tej subdyscypliny w naukach pedagogicznych. Właśnie z tego powodu Komitet Nauk Pedagogicznych PAN skierował do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego stanowisko domagające się uznawania w dorobku naukowym pedagogów wytworzonych przez nich technologii edukacyjnych, środków dydaktycznych czy podręczników szkolnych.
Są jednostki akademickie, które staja się swoistego rodzaju „działem pomocy socjalnej” dla koleżanek i kolegów, którzy niczego nie tworzą, nie rozwijają, natomiast chętnie pracują w konkurencyjnych i w tym samym mieście prowadzących kształcenie na kierunku pedagogika niepublicznych szkołach wyższych. Podtrzymuje się zatem pozór, by wykorzystując ich talenty dydaktyczne, obsadzać ich w większości zajęć, przymykając oczy na ich chałtury poza własną jednostką akademicką i bez poczucia skrupułów, że tym samym ich praca dydaktyczna staje się de facto źródłem finansowania wydziału czy instytutu dla nielicznych, a twórczo pracujących naukowców.
Dydaktyka akademicka staje się kontynuacją wćwiczania w kulturę pozoru. Nie reaguje się na ściąganie w czasie egzaminów, toleruje się plagiaty czy zakupione przez studentów w firmach (zapewne pracują w nich naukowcy) prace dyplomowe. Prof. Dariusz Kubinowski z UMCS w Lublinie dokonał żmudnej analizy oferowanych przez wszystkie uczelnie, prowadzące studia na kierunku pedagogika, specjalności, które w istocie staja się opakowanym w ładną nazwę oszustwem. Służą głównie kreatywnemu marketingowi, natomiast nie wyposażają młodych ludzi w wiedzę i umiejętności, które rzeczywiście są potrzebne i zgodne z koniecznymi do wykonywania zawodu kwalifikacjami. Wyłonił z ofert głównie uczelni niepublicznych aż 387 specjalności na kierunku pedagogika w tym np. resocjalizacja z animacją sportu i rekreacji; resocjalizacja z pracą sądową; Edukacja przedszkolna z diagnozą pedagogiczną; edukacja wczesnoszkolna z informatyką szkolna; pedagogika szkolna – pedagogika zdolności; pedagogika szkolna z przedsiębiorczością; opieka nad osobą starszą z językiem niemieckim; edukacja dorosłych i marketing społeczny; doradca zawodowy- konsultant itd., itd. Kicz kiczem pogania, a studenci za to płacą sądząc naiwnie, że ktoś ich zatrudni po tak pozorujących profesjonalną poprawność studiach.