29 marca 2010

Habilitacje jednak zostaną...

Dzisiaj zostaną przedstawione przez minister Barbarę Kudrycką założenia reformy szkolnictwa wyższego. Nie zostaną zniesione habilitacje, gdyż – jak stwierdziła pani minister – doktoraty nie są w Polsce jeszcze na tak dobrym poziomie, żeby móc całkowicie znieść habilitację (za: K. Klinger, Rektorzy nie wiedzą, czego chce Kudrycka, Dziennik Gazeta Prawna 2010 nr 61, s.2).

W przypadku pedagogiki mamy do czynienia z procesem, który od kilku lat budzi silne emocje, także sprzeciwu, bowiem część nauczycieli akademickich ze stopniem naukowym doktora postanowiła zadbać o własny awans naukowy poza granicami. Kierownicy podstawowych jednostek w wielu uniwersytetach zostają zaskakiwani informacją i dokumentem świadczącym o tym, że ich pracownicy naukowi, którzy zajmowali dotychczas stanowisko adiunkta lub wykładowcy, a o ich osiągnięciach naukowych w kraju nikt z przełożonych nie miał pojęcia, wnioskują o przeszeregowanie ich na stanowisko adiunkta-doktora habilitowanego lub nawet profesora nadzwyczajnego (uczelnianego). Okazują dokument, który w świetle obowiązujących umów międzynarodowych, dwustronnych wymaga uznania zdobytego przez nich poza granicami kraju stopnia naukowego jako odpowiadającego polskiemu doktorowi habilitowanemu. No i zaczynają się dla jednych pierwsze procesy sądowe, a dla innych pierwsze awanse w hierarchii akademickiej, jak np. powierzanie im funkcji kierowniczych.

Sprawdzamy na stronach internetowych uczelni zagranicznych, które są zobowiązane do informowania o prowadzonym postępowaniu o nadanie stopnia odpowiadającemu polskiemu doktorowi habilitowanemu i okazuje się, że istotnie ubiegają się na tej drodze o awans zapewne osoby o znaczącym poza granicami dorobku naukowym, ale także i takie, które nie mogą się nim pochwalić tak poza, jak i we własnym kraju. Ma miejsce bardzo niebezpieczny proceder, trudny do wykrycia przez jednostki naukowe zagranicznych uniwersytetów polegający na tym, że jako rozprawę habilitacyjną niektórzy Polacy przedkładają obronioną w kraju (a tam nieznaną) własną dysertację doktorską. Niektórzy zmienią lekko temat, „podrasują” układ treści i tytuły rozdziałów tak, by zbliżyć do tamtejszych kryteriów i … uzyskują stopień samodzielności naukowej, którego nikt już nie jest w Polsce w stanie podważyć, zakwestionować.

Co zrobić, żeby „nie wylać dziecka z kąpielą”, a więc nie krzywdzić tych, którzy zapewne uzyskali ów awans w sposób uczciwy, zgodny z wszelkimi standardami pracy naukowo-badawczej, dydaktycznej i organizacyjnej? Piszą o tym zjawisku autorzy Listu otwartego Polskiego Stowarzyszenia Szkół Pracy Socjalnej w sprawie stopni i tytułów naukowych uzyskiwanych poza krajem. Przytaczam jego treść w tym miejscu, gdyż tej właśnie kwestii poświęcałem już kilkakrotnie uwagę.


List otwarty Polskiego Stowarzyszenia Szkół Pracy Socjalnej w sprawie stopni i tytułów naukowych uzyskiwanych poza krajem

Polskie Stowarzyszenie Szkół Pracy Socjalnej, grupujące 39 jednostek organizacyjnych wyższych uczelni i kolegiów pracowników służb społecznych, realizując wolę Członków zgromadzonych w dniu 7 września 2008 roku w Rzeszowie na Walnym Zgromadzeniu, wyraża niepokój wobec dynamicznie rozwijającego się zjawiska uzyskiwania przez nauczycieli akademickich polskich wyższych uczelni stopnia naukowego doktora habilitowanego w zakresie pracy socjalnej poza krajem i według procedury odbiegającej od standardów przyjętych w naszym kraju.
W ostatnim czasie nastąpił intensywny przyrost pracowników uczelni polskich, którzy mało znani w środowisku, nie dysponujący znaczącym dorobkiem w zakresie pracy socjalnej uzyskali dyplom doktora habilitowanego poza krajem a następnie na mocy obowiązującego prawa, nabyli uprawnienia promowania i kształcenia do pracy socjalnej.

Powstają dylematy natury moralnej, bowiem ta sytuacja wywołuje napięcia w środowisku akademickim, z uwagi na zróżnicowaną ocenę. Sprzyja to powstawaniu konfliktów i podziałów, co ostatecznie burzy atmosferę współpracy nawet w zespołach dotychczas dobrze funkcjonujących.

Apelujemy o ochronę wartości jakie uosabiają ci, którzy swój naukowy i dydaktyczny rozwój powiązali z wieloletnią praktyką badawczą, publikacyjną i aplikacyjną, zogniskowaną na zagadnieniach kształcenia do pracy socjalnej. Uznajemy, że uprawnia nas do tak sformułowanego stanowiska 19 letnia aktywność Polskiego Stowarzyszenia Szkół Pracy Socjalnej w zakresie tworzenia instytucjonalnych ram dla kształtowania się społeczności osób związanych z obszarem pracy socjalnej w Polsce. Celem statutowym PSSPS jest dbałość o wyraźne standardy kształcenia do pracy socjalnej i poziom kadry naukowej.

Uznajemy ponadto, że w obliczu zróżnicowanych w poszczególnych krajach standardów uzyskiwania stopni naukowych, słuszne byłoby podjęcie otwartej debaty. Przedmiotem jej powinny być: kryteria nadawania stopni i tytułu naukowego, standardy kształcenia oraz zasady kwalifikowania dorobku stanowiącego podstawę awansu. Sprzyjałoby to realizacji powszechnego postulatu podnoszenia jakości badań i kształcenia. O co zabiegamy i apelujemy.
Zarząd Polskiego Stowarzyszenia Szkół Pracy Socjalnej

28 marca 2010

Tato! Nie pleć bzdur


Nie ma w Polsce przekładu książeczki, jaka ukazała się w 1989 r. w USA psychologów Bruce’a Lansky’ego i K.L. Jones’a pt. Dads Say The Dumbest Things, której tytuł mógłby zapewne w wolnym przekładzie na język polski brzmieć: „Ojcowie plotą dzieciom mnóstwo bzdur”. Natrafiłem natomiast na słowacki przekład tej zabawnej książeczki ("Otcové říkají největší voloviny!" transl. Jan Vodňanský, Bratislava 1991), która już we wstępie zawiera kilka przesłanek wprowadzających w dobór treści, a mianowicie:

Ojcowie tak naprawdę nie są tacy głupi, na jakich wyglądają

albo:

Jak przeszkadzasz ojcu w czymś, co go aktualnie najbardziej interesuje, to zazwyczaj usłyszysz to samo, co on sam usłyszał od swojego ojca. I nie ma to znaczenia, że twojemu ojcu wówczas także pękały od tego bębenki w uszach.

A zatem ojciec tak mówi i mówi:

Masz siedzieć przy stole dopóty, aż zjesz kolację. Jak dla mnie, to możesz przy nim siedzieć nawet całą noc.

Czego się drzesz, jak cię karzę. Bo jeszcze ci dołożę, żebyś chociaż wiedział, dlaczego krzyczysz.

Nie możesz ćwiczyć na tej perkusji po cichu?

Zatrzymam auto i nie pojedziemy nawet metr dalej, jeśli nie przestaniecie się źle w nim zachowywać i natychmiast nie zamkniecie ust.

Leję cię, bo cię kocham. Mnie to bardziej boli, niż ciebie.

Ja w twoim wieku nie miałem auta, ale nogi mnie nie bolały.


Jak pisze we wstępie Bruce Lansky:

Jednej ojcowskiej rady nie umieściłem w tej książce, gdyż nigdy nie wydawała mi się głupia. Ojciec często mi bowiem powtarzał, żebym koniecznie to sobie zapamiętał, gdyż w ten sposób zaoszczędzę sobie kłopotów, a mianowicie:
Pracuj jak najlepiej umiesz, a wszystko inne przyjdzie samo.

Jakiego zatem typu ojcowskie powiedzonka przytaczają autorzy tej książeczki? Oto kilka przykładów:

Skoro twoja matka nosi takie gacie, to znaczy, że facetem w tej rodzinie jestem ja.

Jak ci powiedziałem, że „można, to miałem na myśli „NIE!”

Szanuj swój pogląd. Ale teraz chowaj język za zębami i posłuchaj.

Są tylko dwie możliwości. Albo ja mam rację, albo ty się mylisz.

Powiem ci dlaczego. Dlatego!

Jestem twoim ojcem, i basta!

Chcesz odejść z domu? Proszę bardzo, tylko nie przysyłaj mi telegramu, że potrzebujesz pieniędzy.

Teraz nie.

Później.

Może jutro.

Wynieś po drodze śmieci.

Możesz pojechać do parku na rowerze, jeśli mi obiecasz, że nie wpadniesz pod auto.

Trochę pracy jeszcze nikogo nie zabiło.

Mam nadzieję, że nie będziesz płakać cały dzień!

Co robisz w łazience? Nie masz tam czasami Playboya?

Ty grasz na skrzypcach? A ja myślałem, że to kotu drzwi przytrzasnęły ogon.

Nie obchodzi mnie, jakie są zasady. Gramy według tych reguł, jakie ja znam.

Grając w szachy nie musisz zasypiać, bo sobie wykłujesz oko o króla.

Wcale nie błądzę, tylko nie jestem pewien, gdzie jesteśmy.

Zdaje się, że pada deszcz. Biegnij do auta zamknąć okna.

Po kawie przestałbyś rosnąć.

Gdybyś nie był taki duży, to przełożyłbym cię przez kolano i dał klapsa w tyłek.

Zdejmij łokcie ze stołu. Nie jesteś w gospodzie.

Ostrzegam cię po raz ostatni!

Być może nie jestem fizykiem atomowym, ale jestem twoim ojcem.

No i co z tego, że wyrzucili mnie ze szkoły średniej?

Nie musisz znać algebry. Wystarczy, że ją zrozumiesz.

Voulez-vous couchez avec moi? to nie mówią Frnacuzi, tylko świnie.

Jak nie zdasz matury, to pójdziesz kopć kanały, jak twój brat.

Chciałbym wiedzieć, co będziesz robić mając dyplom absolwenta nauk humanistycznych?

Życie jest jak mecz piłki nożnej – w drugiej połowie nie będziesz miał już czasu, by wygrać.

Nigdy nie graj w karty facetem, któremu mówią „doktorze” i nigdy nie chodź się leczyć do doktora, z którym grałem w karty.

Życie jest jak pies, a myśmy jego szczeniętami.


Ciekawe, co też mówią do swoich pociech polscy ojcowie? Czy się czymś różnią od amerykańskich?

27 marca 2010

Dydaktyka między przeszłością a przyszłością

Ponoć to Einstein miał kiedyś powiedzieć, że następstwo wydarzeń w czasie jest tylko złudzeniem, ale za to bardzo natarczywym. Prof. Czesław Kupisiewicz wydaje w Oficynie "Impuls" w Krakowie swoją najnowszą rozprawę naukową pt.Szkice z dziejów dydaktyki. Od starożytności po czas dzisiejszy, którą poświęcił historii dydaktyki. Jest to wyjątkowe, syntetyczne studium, w którym idee, fakty i wydarzenia edukacyjne w toku dziejów są konfrontowane z nieustannie toczącym się procesem reform i innowacji szkolnych.

Wyłaniany z bogactwa myśli wielkich humanistów przedmiot zainteresowań wybitnego dydaktyka staje się zarazem przedmiotem „historycznym”. Tej historyczności analizowanej ewolucji dydaktyki odpowiada „historia” obecna w badaczu, w poznającym, który zastanawiając się nad powracającymi spiralnie w debatach i sporach, najpierw filozoficznych, a później także wąsko pedagogicznych, problemów kształcenia, kieruje się jednocześnie namysłem nad światem edukacji. Uchyla, a może nawet i unieważnia na jakiś czas teraźniejszość, by wyprowadzić nas w przeszłość i przyszłość zarazem.

Rozprawa Mistrza polskiej dydaktyki, nestora pedagogiki, członka zwyczajnego Polskiej Akademii Nauk jest dowodem jego obecności w świecie, która stanowi piękne świadectwo zakorzenionej w nim samym pamięci przeszłości. Czesław Kupisiewicz w istocie mądrze a zarazem ze swoistą skromnością dowodzi, że jego dorobek naukowy jest zasługą i dokonaniami innych pokoleń, wytworem niezliczonych szkół i prądów myśli powszechnej humanistyki, który dysponując ogromnym zasobem wiedzy i umiejętności badawczych potrafi po mistrzowsku przetworzyć je w „zbiorowego autora”. Autor niniejszego studium odsłania nam, w znakomicie napisanej przeze siebie rekonstrukcji - zgromadzonej przez wieki i przechowanej w kulturze – wiedzy i uzupełnia ją o niezwykle ważne dla współczesnych i przyszłych pokoleń komentarze, odniesienia, wskazując na wciąż niespełnione projekty. Uczula nas przy tym na niedostrzegane wciąż, a pojawiające się w ewolucji myśli szczegóły, które niosą z sobą przez wieki uniwersalne wartości.

Autor tej rozprawy pokazuje nam wielkość dydaktyki, pisząc tę książkę z pełną świadomością tego, dokąd zmierza i co chce przekazać kolejnym pokoleniom. Doskonale zna swój fach, a obdarzony wyjątkowym talentem pedagogicznym podejmuje się zadania badawczego, w toku którego kieruje się interesem nauki, jej dalszego rozwoju i konieczności podejmowania szczegółowych badań w obszarze myśli dydaktycznej. Generuje swoją rozprawą korzyści, które wynikają z realizowanej przez niego od lat zasady solidarności z obszerniejszymi istnieniami. Pisze ją solidarnie z innymi, wszystkimi tymi, którzy przed nim tworzyli dzieła ku naprawie ludzkości, jednostek i społeczeństw w toku i poprzez ich edukację. Penetruje pola najpierw filozofii, religii, polityki, by dojść do wyłaniającej się pedagogiki, a w jej obszarze dydaktyki i czyni to nie dla siebie, ale dla innych, by mogli stawać się lepszymi, bardziej wartościowymi i bogatszymi w niespożytkowane wciąż zasoby ludzkiej myśli - Nauczycielami.

Z rozdziału na rozdział coraz lepiej widać, jak Czesław Kupisiewicz pokonuje kartezjański podział na to, co w naszym świecie jest racjonalne i nieracjonalne Dzieli się z nami myślą ojców dydaktyki przez pryzmat własnego doświadczenia, dorobku i sumienia. Widać bowiem wyraźnie, jak ważną rolę odgrywa w tym procesie jego system wartości i godności naukowej, które uwarunkowane są odkrywaniem sensownego świata nauczycieli i uczących się, świata kształcenia i wychowania, bo jedno bez drugiego istnieć nie powinno. Każda dobierana przez tego Autora z precyzją i głębokim namysłem idea dydaktyki przeszłości wyprowadza go poza świat już poznany, by skierować czytelników ku niewyobrażalnemu aktowi stwarzania, rozwijania nowej dydaktyki. Uchwycona w tym dziele wątłość czasu przeszłego i teraźniejszego odsłania zarazem zastanowienie się tego pedagoga nad dalszymi losami edukacji i związanych z nią głównych podmiotów oraz współtworzących ją środowisk społeczno-kulturowych.

Konfrontacja dydaktyki współczesnej z czasowością pozwala zarazem każdemu z nas sięgnąć do głębszych warstw własnych doświadczeń, naszej refleksji, byśmy mogli jeszcze lepiej, skuteczniej panować nad rzeczywistością edukacyjną i współtworzoną misją własnego poznania. Spośród wielu wybiera tych, których poglądy na temat kształcenia i wychowania nie są obojętne w skali świata, kontynentu czy kraju tak dla innych, jak i dla niego samego. Jego troska o edukację jest w jakiejś mierze interesowna, gdyż ma na celu zapoczątkowanie budowy teorii dydaktycznych o powszechnym zasięgu. Odnajduję w tym dziele racje historii, o której Jan Szczepański pisał przed laty następująco: oto mamy jakieś problemy aktualnie do rozwiązania: problemy te wyrastają z trwałych ludzkich potrzeb, popędów, aspiracji i dążeń, które działały także w przeszłości; aby więc rozwiązać dzisiejsze problemy, zobaczmy w historii, jak ludzie te problemy rozwiązywali w przeszłości.(J. Szczepański, Historia mistrzynią życia?, Warszawa 1990, s. 5) Utrwalony przez Czesława Kupisiewicza proces ewolucji i trwania pedagogicznej myśli, jest w istocie podróżą w jej wieczność.

To, co jeden myśliciel czy szkoła naukowa wnosiły do dydaktyki, inny kwestionował, marginalizował lub im zaprzeczał, ale w tym procesie odwiecznych przemian, nieustannych powrotów, drobnych retuszy i uzupełnień jest coś, co zawsze wyznaczało zmianę, przełom czy uruchamiało reformistyczne myślenie, zobowiązując tak afirmatorów, jak i przeciwników określonych podejść do ustawicznego doskonalenia szkoły (jakkolwiek by jej nie rozumieć), bo o nią tu przecież chodzi. Gorąco zachęcam do sięgnięcia po książkę, której struktura, treść, stylistyka i ponadczasowa mądrość urzekają mocą synergii nadziei i utopii, marzeń i projektów, dokonań i spekulacji, wystawiając zarazem rachunek kolejnym pokoleniom pedagogów, by z pasją i miłością angażowali się na rzecz dalszego rozwoju myśli i praktyki kształcenia, by mieli wyobraźnię i odwagę kreowania wizji szkoły przyszłości na komponentach także tego, co stanowiło o jej wartości w mniej lub bardziej odległej przeszłości.

26 marca 2010

Akademickiego bełkociku ciąg dalszy

W Lublinie pobili się nauczyciele akademiccy, a nasi magistranci biją rekord w akademickim bełkociku. Piszą bezmyślnie, redukując kilka zdań do jednego, by nie być oskarżonymi o popełnienie plagiatu. Struktura przytoczonych poniżej fragmentów z ich prac jest oryginalna, podobnie jak i kultura intelektualna ich autorów i wyjątkowość konstruowanych przez nich sądów. Oto kolejne fragmenty prac magisterskich, które nie zostały zaliczone studentom pedagogiki:


Aktywność rozrywkowa dzieci i młodzieży zawiera niezwykle duś momentów istotnych z punktu widzenia celów wychowania moralnego.
***********
W autorytecie wyróżniamy, więc stronę wartości i stronę podporządkowania. Ma on, więc charakter społeczny. Strona wartości tkwi w osobie, o której mówimy, że ma autorytet, natomiast strona podporządkowania tkwi w osobach, które ulegają wpływom wychowawczym.
***********
I tak w łatach wczesnoszkolnych, to jest od szóstego do jedenastego roku życia, dwa bieguny życia dziecka to pracowitość i niższość.
**********

Edukacja w języku polskim przyjęła znaczenie nauczania: ktoś edukuje kogoś. Ten ktoś jest edukowany, jest to nauczanie kogoś.

*************

Najważniejsze w środowisku szkolnym są: stosunki interpersonalne nauczyciel – uczeń, stosunki ucznia ze współuczniami, utrudnienia i opóźnienia w nauce szkolnej, jeżeli przebiegają one poprawnie to proces socjalizacji również jeżeli nie to pojawiają się niepowodzenia szkolne, na które opiekunowie (rodzice i nauczyciele) powinni zareagować.

**********
Pedagog jest to osoba zatrudniona w szkole w celu uzupełniania, pogłębiania i rozszerzania działalności dydaktyczno – wychowawczej prowadzonej przez nauczycieli.

***********
Zakłada się przy tym, że poznanie ma służyć usprawnieniu i udoskonaleniu działania ludzkiego, działanie zaś przekształcające rzeczywistość ma być zarazem walnym sposobem jej poznawania.
*********

Ostatnim podrozdziałem, który jest ważnym jak dla mnie jest pojęcie przeciwdziałania alkoholizmowi, które daje wiele do myślenia jak to się ma do naszego prawa i dzisiejszego swiata.

*********

Od pierwszego dnia w szkole wiadomo, że nauka szkolna to sprostanie wymaganiom jakie stawiają przed nami nauczyciele, nasz wysiłek włożony w osiąganie wyznaczonych celów i konsekwencje nie sprostania wymaganiom stawianym uczniom.

*********

Badania zostały przeprowadzone, gdyż wielu pedagogów dostrzegło pewną nieprawidłowość podczas rozmów z absolwentami.

*********
Podobny pogląd ma Head, jego zdaniem program ukryty to to, uczy przebywanie w szkole a nie nauczyciel

*********

Kto ma lepsze cytaty z prac magisterskich?



23 marca 2010

Podstawy humanistycznej sztuki życia


Dzisiaj tj. 24 marca odbędzie się o godz. 15.00 w Galerii ZADRA w Warszawie spotkanie z Autorem książki "Podstawy humanistycznej sztuki życia" - doktorem Andrzejem Sztylką. Jego rozprawa dedykowana jest wybitnym polskim pedagogom kultury z tzw. „Szkoły Warszawskiej” – Bogdanowi Suchodolskiemu i Irenie Wojnar, stanowiąc swoistego rodzaju najpiękniejszy dar w służbie nauce, jakim jest nie tylko pamięć i wdzięczność, ale i ciągłość oraz trwałość formacji myśli, w tym przypadku jakże pięknie i ambiwalentnie łączącej nurt wychowania humanistycznego z estetycznym. Jest to niewątpliwie rozprawa dla „koneserów”, dla miłośników filozofii wychowania, dla wielbicieli sztuki (w tym także sztuki wychowania). Autor przybliża nam warunki, jakie należy spełnić, by odkrywać i umacniać w procesie samorealizacji własne człowieczeństwo, by stawać się kimś lepszym.

Nie ulega wątpliwości, że struktura rozprawy i jej zawartość są nasycone doświadczeniem i biografią autora, który eksponuje w niej wartości absolutne i mądrość życia rozumnego oraz – jak powiedziałby Aleksander Kamiński – życia dzielnego, w którym musi pojawić się sztuka, by ono samo nabrało jej ponadczasowych walorów. Rozprawa została napisana na podstawie bogatego piśmiennictwa, reprezentatywnego dla tego nurtu pedagogiki współczesnej. Przywraca zarazem blask kategoriom już odłożonym na pobocze dyskursów pedagogicznych, jak chociażby kategoria światopoglądu, godności, szczęścia czy wspólnoty.

Autor tej publikacji z dużą swoboda przemieszcza się pomiędzy bogactwem filozoficznej myśli, by nadać jej pedagogicznej funkcjonalności i etycznej mocy obowiązywania. Jest to zatem z jednej strony autorska próba zarysowania własnej teorii normatywno-filozoficznej, z drugiej zaś strony uczulenia współczesnych na potrzebę uwzględnienia w procesie kształcenia nauczycieli czy szeroko rozumianych pedagogów wartości humanum. Z każdą niemalże stroną konfrontuje nasze osobiste wybory czy strategie życia z poczuciem jego sensu i czekającymi nas wyzwaniami.

Cytowane w rozprawie myśli zostały dobrane bardzo starannie, choć nie ulega wątpliwości, że nie nadążają za licznie pojawiającymi się studiami wokół kluczowych dla procesu wychowania kategorii, jak chociażby bunt, opór, praca, miłość czy podmiotowość. Świat wokół zmienia się z iście nieporównywalną do minionych wieków dynamiką, a Andrzej Sztylka stara się jak „zegarmistrz światła purpurowy” powstrzymać na chwilę czas i myśl sprzed laty, by przywrócić jej blask aktualności. Broni tym samym nie tylko ciągłości kultury, ale i zabiega o przekaz trwałych wartości, dla którego sztuka staje się najlepszym medium i środowiskiem.

Zapewne i dzisiejsze spotkanie z Autorem wzbogaci czy dopełni zbudowaną wokół tej publikacji refleksję dotyczącą kreatywnych sposobów odkrywania sztuki życia.

Komentarze

Blog, podobnie jak każda książka, ma swoją historię. Różne są też powody rejestrowania w nim wpisów oraz moderowania do nich komentarzy. Poza analizą bieżącej polityki oświatowej i szkolnictwa wyższego, podejmuję w nim problemy związane z szeroko pojmowaną pedagogiką. To, że przez niektórych, najczęściej anonimowych czytelników, prezentowane w nim treści są zbliżone do ich własnej sytuacji czy ich środowiska zawodowego lub społecznego, nie ma związku z moimi wpisami. Wszelkie podobieństwo do zdarzeń, osób i faktów – poza osobami pełniącymi funkcje publiczne i wymienianymi tu z imienia i nazwiska - jest przypadkowe, bo i nie o nie tu chodzi, tylko o problemy, z jakimi spotykamy się w różnym czasie, w różnych miejscach i z udziałem różnych osób. Nie interesuje mnie ani ingerowanie, ani tym bardziej rozwiązywanie czyichś problemów tą właśnie drogą.

Tak, jak nie ma obowiązku czytania, tak i nie ma obowiązku zamieszczania wśród komentarzy prowokacji, zaczepek, różnych form agresji i chamstwa czy arogancji, którym upust chcieliby dać publicznie podszyci tchórzem anonimowi „odbiorcy” bloga. Niektórym zresztą jest zupełnie obojętne, co napiszę, byleby tylko skorzystać z okazji do zaatakowania. Mam nadzieję, że już się z lekka rozczarowali, a jeśli jeszcze nie, to niech raczej pomyślą o sobie, zatroszczą się o własne zdrowie psychiczne. Niech nie liczą na to, że będą tu zamieszczane treści, które pozwolą w sposób skryty obrażać kogoś czy deprecjonować jego dorobek. Niech lepiej zaaplikują sobie witaminy, pomodlą się czy pomedytują, albo skorzystają z instytucji diagnostyczno-terapeutycznych, w których znajdą fachową pomoc. Warto sięgnąć po pomoc specjalistów. Niektórzy nawet sami ich kształcą, ale nie korzystają z ich usług. Brak zaufania do wytworów i efektów własnej pracy?

Są takie wpisy, które pozostają bez echa. Są też takie, które znajdują kilku zarejestrowanych czytelników. Bywają jednak co jakiś czas tematy, które wywołują ożywioną reakcję, wyrażaną wielością komentarzy i ocen. W tym sensie można powiedzieć, że blog jest lepszy, niż opublikowana książka czy artykuł, gdyż reakcji zwrotnej można się spodziewać niemal po kilku minutach od dokonanego w nim wpisu. Dziękuję czytelnikom za zainteresowanie prezentowanymi tu problemami. Być może są one w jakimś stopniu okazją do konfrontacji tego, co osobiste, znane, akceptowane, z tym, co obce, nieznane czy odrzucane. Być może wszystko współtworzy naszą tożsamość, coś, co nie jest czymś stałym, lecz otwartym projektem naszego życia i społecznego rozwoju. W ponowoczesnym świecie niemal wszystko jest pedagogiką. Być może pewne zdarzenia, w których uczestniczymy na co dzień zyskają w tej wymianie myśli, odczuć czy poglądów nowy impet, wiarygodność czy zmienią lub utrwalą jakieś konwencje. Nie mnie o tym sądzić.

20 marca 2010

Nie chcemy seryjnej produkcji magistrów!











(gumoryt B. Śliwerski, 1981)

Tak brzmiało hasło najodważniejszych spośród nas, którzy w l. 1980-1981 walczyli nie tylko o akademicką wolność. Może warto sięgnąć pamięcią do tamtych czasów i odpowiedzieć sobie na pytanie, jak wykorzystaliśmy ich DAR?

Bardzo mnie ucieszyła wiadomość o odznaczeniu przez Prezydenta RP łódzkich liderów strajków studenckich przełomu 1980/1981, działaczy NZS. Krzyże Kawalerskie Orderu Odrodzenia Polski otrzymali
- odznaczony pośmiertnie Tomasz Gaduła-Zawratyński, dziennikarz Dziennika Łódzkiego;
- Wojciech Walczak;
- Krzysztof Grzywaczewski;
- Jacek Palczewski;
- Adam Hohendorff.

Walczyli dla nas i za nas. Ogólnopolską akcję społecznego protestu w środowisku akademickim zapoczątkowało powołanie w dn. 18-19.10.1980 r. na Politechnice Warszawskiej Komitetu Założycielskiego Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Brak porozumienia w rozmowach z władzami PRL co do wprowadzenia radykalnych zmian na rzecz autonomii w sprawach naukowych, dydaktycznych i organizacyjnych uczelni wyższych oraz brak zgody na zarejestrowanie NZS-u sprawił, że uruchomiono falę strajków, dla której łódzkie środowisko akademickie stało się centrum kierowniczym. To tu, w Uniwersytecie Łódzkim proklamowano 21 stycznia 1981 strajk, zaś jego liderzy prowadzili z kierownictwem resortu szkolnictwa wyższego negocjacje.

Lista szczegółowych postulatów była długa. Żądano m.in. wybieralności władz uczelni wszystkich szczebli, w tym by każde ciało kolegialne tzn. rada instytutu, rada wydziału i senat miało strukturę: 1/3 (studenci)+1/3 (młodzi pracownicy nauki)+1/3 (samodzielni pracownicy nauki). Żądano samodzielności programowej szkół wyższych, udziału przedstawicieli studentów we wszystkich pracach nad aktami prawnymi tego środowiska.

Żądano humanizacji studiów przez wprowadzenie obowiązkowego kursu historii filozofii oraz rozszerzenia grupy przedmiotów o takie, jak: ekonomia, estetyka, etyka, historia sztuki, metodologia nauk, podstawy politologii, psychologia, socjologia, z których studenci mogliby wybierać dwa w ramach obowiązkowego kursu. Żądano wreszcie przedłużenia studiów do 5 lat dla uczelni uniwersyteckich i politechnicznych oraz prawa wyboru lektoratów języków obcych. Wśród postulatów politycznych było żądanie zakazu wszelkich form działalności Służby Bezpieczeństwa na terenie uczelni oraz zaniechania przy rekrutacji na studia istniejących wówczas preferencji za pochodzenie społeczne oraz zmiany zasad odbywania szkoleń wojskowych.

Część postulatów miała charakter ogólnospołeczny, bowiem dotyczyła zaprzestania jakichkolwiek represji wobec działaczy opozycji demokratycznej i osób reprezentujących niezależne inicjatywy społeczne, uwolnienia osób pozbawionych wolności za poglądy polityczne, gwarancji swobody działania dla niezależnych wydawnictw, pociągnięcia do odpowiedzialności wszystkich winnych brutalnego tłumienia protestów robotniczych w grudniu 1970 r. i czerwcu 1976 r. czy wreszcie ograniczenia działań cenzury, by zagwarantowano prawo do demokratycznego funkcjonowania w kraju mediów. Żądano także prawa dla obywateli do posiadania i swobodnego korzystania z paszportu, obsadzania stanowisk kierowniczych wyłącznie w oparciu o kwalifikacje zawodowe i opinię środowiska pracy (a nie przez mianowania nomenklatury partyjnej), uznania prawa społeczeństwa do swobodnego obchodzenia rocznic upamiętniających wydarzenia historyczne o wielkim znaczeniu dla narodu polskiego , no i wreszcie żądano natychmiastowego zarejestrowania NZS (co nastąpiło 17 lutego 1981 r.)

Żądano zwiększenia udziału szkolnictwa wyższego w podziale dochodu narodowego, pełnej samodzielności finansowej uczelni w rozdziale środków na jej działalność oraz zabezpieczenia potrzeb w zakresie „małej poligrafii”. Żądano zweryfikowania systemu stypendialnego, który miał uwzględniać wzrost kosztów utrzymani a także uniezależnienia możliwości podjęcia pracy zarobkowej przez studenta od decyzji władz uczelni.

A dzisiaj? Czy jest jeszcze o co walczyć, toczyć spór z władzami? Czy też nie chcemy seryjnej produkcji magistrów?