30 maja 2020

Dylematy seminarzystów na uczelni


Dopiero wczoraj zaczął działać antyplagiatowy system JSA. Studenci alarmowali, że nie mogą zamieścić swojej pracy dyplomowej. Już jest to możliwe.

Przejście z edukacji offline na online wywołało wśród studentów wiele niepokoju, depresyjnych czy lękowych emocji. Może dlatego, że na pedagogice studiują głównie kobiety o wysokiej wrażliwości na sprawy międzyludzkie. Chciałby  wykonać zlecane im zadania jak najlepiej, a tu nie mają bezpośredniej reakcji.

Trudno jest w dystansie fizycznym, przestrzennym, ale i temporalnym, bo przecież przez pierwsze dni kwarantanny niemalże wszyscy byliśmy odcięci od akademickiej wspólnoty,  rozstrzygać problemy natury naukowej, społecznej, a nawet osobistej.

Martwię się o studentkę, o której wiedziałem, że zmaga się z nowotworem.  Przyszła do mnie na dyżur, by mi powiedzieć, że jednak zrezygnuje ze studiów. Traci poczucie sensu życia, bo po co jej studia, skoro choroba ma charakter terminalny.

Przekonywałem ją o wartości kontynuowania studiów, bo dzięki nim w jakiejś mierze mobilizuje swoje siły do niepoddawania się słabościom organizmu, jest wśród koleżanek, które choć nie muszą znać jej egzystencjalnego problemu, to jednak mogą  włączać ją w sprawy pozwalające na ucieczkę od myślenia o własnej chorobie.

Pisanie pracy dyplomowej może też pełnić autoterapeutyczną funkcję. Rolą promotora jest udzielenie wsparcia w dostępie do literatury, jeśli stwarza to poważny problem w codziennej organizacji życia. Chorujący studenci muszą przecież wliczyć w czas własnej aktywności także te działania, które wynikają z medycznej, laboratoryjnej diagnostyki, wiążą się z wyczekiwaniem na zapisy i wizyty u lekarzy, z poddawania się procedurom medycznym  itd.  A do tego dochodzi ból, słabość, senność, różne dysfunkcje organiczne, z którymi trzeba umieć i móc sobie poradzić.

Sytuacje kryzysowe, szczególnych ograniczeń także w relacjach międzyludzkich odsłaniają zarazem prawdziwe oblicze tak studiującej młodzieży, jak i jej akademickich nauczycieli. Miło jest odebrać telefon od profesor odpowiedzialnej za specjalność na kierunku studiów, w ramach której prowadzę seminarium magisterskie, a dopytującej, czy nie trzeba w czymś pomóc, czy "jej" studenci radzą sobie w tych warunkach z procesem kierowanej autoedukacji.  To wskaźnik autentycznej troski o innych, a przecież nie mającej na celu poszukiwanie ulg, rozczulanie się nad kimś czy preferowanie pozorowanej  nadopiekuńczości.

Studentki mają poczucie dyskomfortu społecznego i emocjonalnego. Jak to będzie wyglądać, kiedy łącząc się na Teams z komisją egzaminacyjną będą widziały profesorów w małych ikonach? Jak odpowiadać na   pytania nie widząc  reakcji egzaminatorów (face to face)? A jak zerwie się połączenie? Czy będą mogły ponownie połączyć się z komisją?  A jak tego dnia będzie burza, energetyczne zakłócenia?

Na mojej uczelni studenci nieposiadający odpowiedniego do zdalnej komunikacji sprzętu będą mogli przyjechać na Wydział i w odrębnym pomieszczeniu łączyć się z komisją egzaminacyjną ze stacjonarnego komputera.  Jesteśmy do tego przygotowani. Muszą nas jedynie o tym uprzedzić podpisując stosowne oświadczenie, tak ci, którzy będą łączyć się ze swojego miejsca pobytu, jak i ci korzystający z uczelnianej bazy.

Studenci chcieliby wyrazić swoją wdzięczność za współpracę, pochwalić się swoją rodziną, wyszukanym, pierwszym miejsce pracy czy podzielić troską o przyszłość, a w tej sytuacji każdy z nas jest blisko/daleko. Możemy jedynie pomachać ręką przed kamerą i wysłać ikonę z kwiatkiem.

Mówię seminarzystom - nie dziękujcie, bo dla promotora pracy wyrazem wdzięczności jest wartość włożonego w rozprawę nakładu własnej pracy przez studenta. Ważne jest, by jej autor miał satysfakcję z intelektualnej przygody w akademickim środowisku i starał się zmieniać czy doskonalić świat w ramach swojej profesji.

Może któraś z absolwentek będzie chciała kontynuować swoje studia w Szkole Doktorskiej? Tymczasem razem zdajemy ten egzamin.

(źródło ilustracji: Facebook)

28 maja 2020

Przygotowania do jubileuszu 100-lecia SUMMERHILL







Summerhill School is in Leiston, Suffolk, in the United Kingdom. That's in the countryside of East Anglia, 10 minutes from the North Sea. Three hours from London.

Jedna z najstarszych szkół alternatywnych na świecie, a zarazem wzbudzająca największe kontrowersje tak w Wielkiej Brytanii, jak i na świecie, przygotowuje się do obchodów swojego jubileuszu. To już prawie sto lat istnienia, działania i promieniowania na tych nauczycieli, którzy - podobnie jak jej założyciel Aleksander Sutherland Neill (1883- 1973) - chcą stworzyć lub też powołali do życia ANTYAUTORYTARNĄ, DEMOKRATYCZNĄ SZKOŁĘ. 

Być może rację ma prof. Aleksander Nalaskowski twierdząc, że społeczeństwo będzie liberalne  wówczas, gdy młode pokolenia ukończą edukację w szkole konserwatywnej, autorytarnej. Odnosi zresztą ten pogląd do powszechnej edukacji publicznej, a nie tylko prywatnej. 


Mnie nie odpowiada taka perspektywa, gdyż wiemy to nie tylko z psychologii kształcenia, ale także - niektórzy z nas z własnego doświadczenia pedagogicznego - że efektywność uczenia się jest tym większa, im bardziej uczący się ma poczucie  bezpieczeństwa, akceptacji, szacunku i otwartości nauczycieli na jego potrzeby, uzdolnienia, zainteresowania i aspiracje.


To są wartości, których nie akceptuje się w edukacji konserwatywnej, autorytarnej, bo w niej dziecko jest przedmiotem urabiania, często też indoktrynacji  dla potrzeb władzy sterującej  społeczeństwem czy rynkiem pracy (nie ma to znaczenia, jakiej proweniencji jest jej ideologia).  



Henry Readhead - wnuk A.S. Neilla uruchomił stronę zapowiadającą huczne obchody 100-lecia Summerhill. Jest ona też platformą dla nas tych, którzy chcieliby podzielić się swoją recepcją, wspomnieniami czy aplikacją jego antyautorytarnej edukacji w swoim życiu. 

Historia tej szkoły sięga 1921 r., kiedy to młody nauczyciel języka angielskiego, po rocznym doświadczeniu pracy w szkole w Hampstead w Londynie, wyjechał do Niemiec. W okolicach Drezna, w miejscowości Hellerau, założył wraz z żoną Lilian Neustatter alternatywną szkołę nadając jej nazwę Dalcroze School

Nieco później zmienił jej nazwę - najpierw na International School, zaś po przeniesieniu placówki w 1923 r. do Sonntagsberg w Austrii, a w rok później do Lyme Regis w Dorset w Anglii - na Summerhill School.  W Leiston, które stało się jej ostatnią siedzibą, jest od 1927 r.     

Neill stworzył szkołę z internatem dla dzieci, których rodzice chcą zaoferować swoim pociechom inne środowisko rozwoju i przygotowania do życia. Summerhill jest wyspą oporu edukacyjnego wobec wszelkiego rodzaju przemocy, by przebywające w tam dzieci i młodzież miały możliwość szczęśliwego życia, przeżywania, doświadczania i poznawania siebie, ale też introjekcji wartości społecznych. 


Ta szkoła nie powstała przeciwko komukolwiek, gdyż Neill powołał ją do życia dla czegoś i dla kogoś, a więc w duchu wolności pozytywnej, która jest inwersją wolności negatywnej. Nie oznacza to, że w Summerhill nie ma ograniczeń, barier, przeszkód, z którymi dzieci muszą sobie radzić na co dzień. 



Summerhill School stała się „kolebką” dla tych, którzy marzą o pracy w takim środowisku lub chcieliby, aby w nim rozwijało się ich dziecko. To jest szkoła dla pasjonatów, wielbicieli życia, które nie jest podporządkowane antagonistycznej rywalizacji, nonsensownemu „wyścigowi szczurów”, redukowaniu człowieka do tego, co ma, posiada, a nie tym, kim jest, co sobą reprezentuje jako istota ludzka. 



Niewątpliwie jest to enklawa czy wyspa oporu edukacyjnego przeciwko zdehumanizowanemu światu, pozwalająca zarazem doświadczać prawd życia dorosłych, które nie są jedynie przekazem określonych norm, ale przez nich samych stosowanych na co dzień. Ludzie potrzebują takich miejsc odniesienia do własnych marzeń i wartości, które nie są jedynie na pokaz, efektem upozorowania, marketingowych chwytów.




Są ograniczenia strukturalne, przestrzenne, zarówno w środowisku życia (miejsce noclegu, spożywania posiłków, higieny osobistej, rekreacji, itp.), jak i w wymiarze temporalnym, ale tych nikt z nas nie uniknie. Nie da się żyć i rozwijać poza czasem i przestrzenią oraz z pominięciem innych osób w otoczeniu. 


Natomiast to, co wyróżnia tę szkołę na świecie, to uzgadniane przez całą społeczność reguły współżycia, normy, które są przestrzegane, jeśli chce się w niej przebywać. Nikt nie jest na tę szkołę skazany. Jest to placówka niepubliczna. Nikt jednak nie musi w niej realizować obowiązku/przymusu szkolnego. Jak nie chcesz się uczyć, to się nie ucz. 


Życie samo zatroszczy się o potrzebę alfabetyzacji, rozwijanie i szlifowanie własnych umiejętności. Można opuścić tę szkołę bez świadectwa jej ukończenia, bo każdy jest sam odpowiedzialny za siebie, a pośrednio i za innych.  


W 2009 r. gościem organizowanej przeze mnie i moich współpracowników Międzynarodowej Konferencji   "Edukacja alternatywna - dylematy teorii i praktyki" w Łodzi była córka A.S. Neilla, która przyleciała do nas wraz z nauczycielem Leonardem Turtonem i uczniami.  


Mogliśmy rozmawiać z Zoë  Neill Readhead o tym, jak współtworzy wyspę edukacyjnego oporu i jak postrzega po latach jej wartość. 




W okresie PRL pisali o Summerhill mimo panującej cenzury: Jan Konopnicki, Wincenty Okoń, Karol Kotłowski  czy Mieczysław Łobocki. Śladowe napomknienia o niej nie były bowiem wygodne dla totalitarnej władzy. W okresie transformacji ustrojowej została włączona przeze mnie do monografii jako jedna z teorii wychowania antyautorytarnego na świecie. 

Dopiero zlikwidowanie cenzury i zmiana ustroju umożliwiły nie tylko dostęp do zagranicznej literatury na temat alternatywnych szkół, ale wreszcie pojawiły się pierwsze przekłady na język polski książek A. S. Neilla. Te szybko znikały z księgarskich półek, bowiem tchnęły jakże upragnioną tęsknotą za prawdziwą wolnością. Sam też uwzględniłem niektóre z rozwiązań Neilla w modelu klasy autorskiej w państwowej wówczas szkole podstawowej.









Edyta Januszewska  znakomicie oddała w swojej etnopedagogicznej monografii specyfikę i klimat szkoły Neilla w książce p.t. "Dojrzewanie do wolności w wychowaniu. Rzecz o A.S.Neillu" (Warszawa: Wydawnictwo APS  2002),  która była pokłosiem jej pracy magisterskiej (promotorem była prof. APS Jadwiga Bińczycka). Autorka była tam kilka miesięcy na przełomie 1996/1997 roku, by dotrzeć u  źródeł do  "serca" Summerhill. 


Z książki rodzimej pedagog społecznej dowiemy się m.in. o tym, jak trudne dzieciństwo miał Neill oraz o powodach  tworzenia dzieła swojego życia, które otaczane jest nie tylko różnego rodzaju mitami, ale także nieprawdziwymi, bo opartymi na ideologicznej walce tezami, mającymi na celu zniechęcenie potencjalnych ciekawskich do naśladownictwa. Są tam 


W odróżnieniu od polskich kreatorów szkół niepublicznych, dla których w dużej mierze alternatywna edukacja ma przede wszystkim służyć interesom (także w rozumieniu - zainteresowaniom czy pasjom) prywatnym ich założycieli, Summerhill nie powstał dla biznesowych potrzeb. Po śmierci Neilla szkoła ta stała się jednak rozsadnikiem idei i modelu szkoły demokratycznej, które stały się dla wielu jej absolwentów szansą  na zatroszczenie się o w miarę rzetelną jej kontynuację w innym miejscach i stronach świata.  


Neillowi jednak nie zależało na tym, by jego model edukacji był koniecznie kopiowany, a on miał z tego tytułu finansowe korzyści. Inni wpadli na pomysł, że można tworzyć sieć szkół demokratycznych, ale niektóre z nich nie są i nie będą taką, jaką stworzył Neill, gdyż o każdej tego typu inicjatywie zawsze decyduje i czyni ją niepowtarzalną twórca, założyciel i prowadzący. 




Niezależnie od tego, ile osób przeczyta książki Neilla, uda się do Leiston, pozna inne szkoły wyrosłe z jej ducha i treści, nie będzie klonu Summerhill. Także ta placówka po śmierci Neilla jest już nieco inna, chociaż przestrzega się w niej pryncypiów twórcy.


 W 2000 r. 
Zoë Neill Readhead musiała walczyć przed sądem o prawo do kontynuowania tego modelu szkoły, gdyż nadzór oświatowy czynił wszystko, by ją zamknąć, by nie pozwolić na jej działalność. W sądzie wygrała demokracja, zwyciężyło prawo do prowadzenia placówki stymulującej dzieci i młodzież do uczenia się, którego jakość nie musi być redukowana do parametrycznych osiągnięć szkolnych. Dobro dziecka i jego szczęśliwe życie jest największym wskaźnikiem sukcesów, których jakość doświadczać mają wychowankowie, a nie urzędnicy pedagogicznego nadzoru.     


Na początku lat 90. w Łodzi grono psychoterapeutów i pedagogów opracowało koncepcję demokratycznego liceum w oparciu o idee Neilla, jednak ten eksperyment został skutecznie przerwany po kilku latach. Poświęciłem mu specjalny rozdział pt. Niechciane przez MEN eksperymenty pedagogiczne” w książce: Jak zmieniać szkołę? Studia z polityki oświatowej i pedagogiki porównawczej, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 1998. Sprawowałem nad 44 LO naukową opiekę. 


Twórcy 44 LO stworzyli szkołę wolnego wyboru, w pełnym tego słowa znaczeniu, tzn. dla tych, którzy poznali jej założenia, nauczycieli i chcieli wspólnie podjąć samodzielny trud uczenia się z ich pomocą. Można powiedzieć, że był to swoistego rodzaju początek tutoringu.


Nie było do tego LO egzaminów wstępnych, ale też nie było obowiązku uczęszczania na lekcje. Nie oznaczało to jednak, że uczniowie mogli otrzymać świadectwo za nicnierobienie.  Konieczną do zaliczenia określonego przedmiotu wiedzę i umiejętności mogli zdobywać samodzielnie, w trakcie zajęć szkolnych, a kiedy potrzebowali pomocy nauczycieli, to ci byli do ich dyspozycji. Zasady edukacji określane były w specjalnym kontrakcie, jaki zawierali uczniowie z nauczycielami.

Niestety, projekt realizowany był w szkole państwowej (wówczas jeszcze nie podlegała ona powiatowi) przez zespół świetnych psychologów i część nauczycieli, którzy w 1993 r. - po przegranej w wyborach parlamentarnych centroprawicy oraz postsolidarnościowego skrzydła polityków liberalnych - zostali poddani deprecjacji przez ich politycznych następców.


Naciski na zlikwidowanie tej szkoły szły z dwóch stron: lewicy (ta zawsze była za tym, by wszyscy uczyli się tego samego i tak samo) i  prawicy (głównie przez osiedlowego proboszcza, który wolność uczenia się dyskwalifikował demagogiczną krytyką w stylu: "nie można płacić z publicznych środków za szkołę Owsiaka, w której obowiązuje zasada „Róbta co chceta”). Także niektórzy nauczyciele  nie radzili sobie z zasadą bezwzględnego przestrzegania ustalanych przez wspólnotę norm w tej szkole (m.in. poddawania się sądowi szkolnemu za łamanie reguł. Jak w Summerhill, ale także w Domu Sierot za życia Janusza Korczaka).


Tego typu szkoła, w tym liczne publikacje Neilla i jego córki Zoë oraz naukowców i odwiedzających tę placówkę pedagogów, filmy dokumentalne, reportaże największych telewizji światowych pozwoliły na udokumentowanie, a tym samym i udowodnienie, że nie jest to środowisko, o jakim pisał William Golding w książce „Władca much” dzieci pozostawionych samym sobie. Jest to bowiem autentyczna wspólnota demokratyczna, swoista republika dzieci i dorosłych, tworząca wspólnie reguły życia i konsekwentnie egzekwująca ich przestrzeganie. 


Jeśli ktoś chce mówić o tym, że w szkołach antyautorytarnych dzieciom  wolno czynić wszystko, co tylko im się podoba, to powinien najpierw przeczytać książę Neilla – Summerhill. Za wyspowym podejściem do edukacji przemawiają pozytywne biografie tysięcy już absolwentów tej szkoły, i to z różnych kontynentów.   



ZOË NEILL READHEAD publikuje opinie o szkole (cytuję niektóre): 


Petra Schmidt

As long as Summerhill exists I have hope for humanity.

Poppy Petrou

I was a pupil at Summerhill for 5 years. I couldn't imagine a childhood without it. My memories within the school grounds are memories I will forever treasure. Relationships built aren't just friends, they're family who I will undoubtedly grow old with. A.S.Neill's philosophy taught me an invaluable amount about myself. "The real world" was scary at first, but the techniques, values and ideas Summerhill had will forever be a part of me.

Rachel Willan

I was a pupil at Summerhill in the late 80s , early 90s and have so many good memories of being there , I was about 14 when I started there and left at 18

rawitschp

I recently retired after teaching public school for 42 years. Reading the book, Summerhill, inspired me to become a teacher.

Woodwork/Metalwork

For nearly one hundred years the Summerhill Woodwork/Metalwork have provided a space where children of all ages can create, learn, listen, laugh, build or just be...

Renee Sandler

I worked at Summerhill as a houseparent in the late 1980s. The experience of seeing how freedom and democracy worked for children changed my life and led to a career working in democratic schools and then becoming a psychotherapist. I am now working on a PhD in Social Justice Education that explores the idea of decolonizing education in government schools in South Africa (where I am from) through democratic schooling. I am looking forward to attending the 100th birthday celebration next year.

Robin Catchpole

My dad went to Summerhill, I realise a little more every day how important this is to me. Xxx

Sebastian Roberts

I was a student back at Summerhill 8 years ago, if it wasn't for Henry I would never have pursued my now 4 year career within the Music Industry which developed into being an Events Photographer 2 years ago. I owe all of my creativity achievements over the past few years to being at Summerhill. Hope to go back one day.

Šárka Preislerová

I have started my studies pedagogy in 2016. I am almost 50 🙂

Sviatoslav Viktorenko

Hi there! I am the founder of a democratic school in Ukraine. I became acquainted with the Neill's ideas in 2016. They've inspired me so much that we've opened our own school soon, based on the principles of humanism and the principles of Summerhill. I am glad to be in a wonderful community!

szafal

I'm father of three girls and mentor in our democratic school "Droga Wolna". A.S.Neill and Summerhill means for me "children equals respect".

Szilvia Kékesi

I became a member of Summerhill School's community in the autumn of 2012. I have been teaching English as an Additional Language (EAL) here ever since. I love working here and I am always eager to get my teeth into new projects that promote Summerhill values and A.S.Neill's educational philosophy, like the Summerhill Experience event of 2019, the Summerhill Newsletter or this very website. In my free time, I enjoy reading, cycling, basket weaving, sewing and gardening.

Thomas William Fleischer

Well well well, what to say. I am Thomas, also known as the boy who broke a toilet in the house, along with certain cheeky comrades, and flooded the beaston. We were all fools once, fortunately I have not gotten any smarter :) Looking back at Summerhill, I really know why it is one of the defining moments in my life. Having lived in many countries, I have been privileged to see the many ways in which human organise themselves, all with their own merits and drawbacks. But Summerhill presents, subjectively, an ideal. TLDR; Summerhill presents a collective ideal that has shaped its pupil's interactions with the real world. I believe that humans very much want to identify with, and belong to ... something, be it a nation, a religion, a socio-economic class or just a good group of friends. And Summerhill takes this, in my opinion, as a base. We are a collective of amazing individuals, but a collective nonetheless. All are important and all must be heard, and even if their wish isnt't fulfilled by the community meeting, they have been heard and understood. We also move as fast as the slowest member, even as we try to bring them up to speed. 
In my time, screening laws changed very often. When an upward trend occured where too many were sitting indoors gaming all day, as a community we decided to limit gaming screen time, annoying those who had not abused but were now subject to the new law. In time, a shift occurred and it was safe to remove the law as we were all on the same level. A bit banal of an example, I know. This idea of collective responsibility has very much affected me since then. Thanks to Summerhill, I knew that I would not have to hurry to find my way of life, better a happy bum than a regretful student. Finally, I decided on university. Herein I occupy myself a lot with thoughts on how human should organise themselves. Much of my views have been shaped by the way that Summerhill has socialised us. I now study a course that deals very much with human interactions, both among one another, but also with the bigger contentious politico-economic movements that divide the visions we have in organising themselves. I love life, and I love how I have grown as a person, and I will forever be grateful that Summerhill helped build the base upon which this happiness has evolved.

Tilly Tiffin

Hi my name is Tilly and I am a pupil at Summerhill and I love music and climbing trees

Tom Fischer

After finishing school in Germany in 2012, I did a 4 week internship at Summerhill in early 2013. I studied to become a maths and german teacher afterwards and am now in the last part of my teacher training at a new Montessori school in Potsdam, Germany. My time at Summerhill has had a massive impact on my pedagogical beliefs and my views regarding how school, learning and teaching should be. I will never forget those 4 happy and exciting weeks in Leiston, the pupils and teachers I've met, the school newspaper we produced and the circus show we put on. Thank you for everything! :)

Tunde Toth

Hello! I’m a special needs educator, therapist and a mum of two lovely girls who have been at SH since 2016. For long SH was for us something too faraway, too expensive, too unreachable, mainly just a dream.... And is it in good stories ends, dreams come true! It had came to a point when we had to escape from our education system and find the best place for our daughters. Summerhill has changed our life! I would wish to have this experience to as much children as much it is possible!

nzer


I was a student,in the early 1970's for a year ( I was 12 / 13 at the time).. Interviewed by Ena but I also remember I spoke with AS ( he was in a wheel chair at the time ). I was accepted because I was the only person from NZ to apply at the time. I remember the older boys lived in the carriages. I got to hear a lot of music, the school meetings..going to & not going to classs , making banger rocketts, bike rides thru the countryside .......but I think the greatest thing that I think I carry with me is that its ok to be & to think differently. long before Apple Ads.


27 maja 2020

Prof. UŁ dr hab. Alina Wróbel dziekanem Wydziału Nauk o Wychowaniu UŁ na kadencję 2020-2024





Trwają w uczelniach wybory władz jednostek na nową kadencję 2020-2024. 


Na Wydziale Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego rektor zatwierdził rekomendację naszej Rady dla dotychczasowej prodziekan prof. UŁ dr hab. Aliny Wróbel, by powierzył jej funkcję dziekana. 


Prof. UŁ Alina Wróbel była jedyną kandydatką na tę funkcję, co potwierdza pełną akceptację całego środowiska naukowego pedagogów i psychologów na naszym Wydziale dla Osoby, która przez ostatnie cztery lata wykazywała wysoką kulturę uniwersytecką w rozwiązywaniu problemów związanych z procesem kształcenia studentów na kierunku pedagogia. 


Nie był to okres łatwy, bo powstawał odrębny kierunek studiów, jakim jest pedagogika przedszkolna i wczesnoszkolna. Zmiany organizacji i planów kształcenia, dbałość o jakość tego procesu pochłaniają  bardzo dużo czasu w sytuacji, gdy prawo w szkolnictwie wyższym nie jest stabilne. Przed nami kolejne procesy dostosowawcze do dalszych etapów reformy. 


Mogę wyrazić radość, że jedna z moich pierwszych Doktorantek na przełomie XX i XXI  w. systematycznie podwyższała swoje kwalifikacje naukowe, dydaktyczne i organizacyjne włączając się nie tylko we własnej jednostce uniwersyteckiej, ale także w skali krajowego środowiska akademickiego w debaty naukowe i wydając niezwykle interesujące rozprawy.  


Nie wszyscy wiedzą, że zainteresowanie wydaną w Polsce doktorską dysertacją Aliny Wróbel czescy naukowcy zwrócili się przed laty o prawo do przekładu na język czeski i możliwość opublikowania jej w ich kraju. Tak też się stało. Rozprawa p.t. "Manipulacja a wychowanie" (Kraków: Oficyna Wydawnicza "Impuls" 2006) ukazała się w tłumaczeniu Filipa Koky'ego na język czeski w oficynie: Grada Publishing w 2008 w Pradze.     

         
            




Prof. UŁ dr hab. Alina Wróbel jest zatrudniona w Uniwersytecie Łódzkim od 1996 r. Cała Jej dotychczasowa kariera naukowa związana jest z tą Uczelnią. Tu kończyła studia magisterskie na kierunku pedagogika, obroniła dysertację doktorską na Wydziale Nauk o Wychowaniu UŁ uzyskując stopień doktora nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki, na podstawie rozprawy doktorskiej pt.: Wychowanie a manipulacja. Konteksty teoretyczne a praktyka pedagogiczna.  

Dziesięć lat później, bo w 2015 r., habilitowała się na Wydziale Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. M. Grzegorzewskiej w Warszawie, uzyskując stopień doktora habilitowanego nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika. Jej monografia habilitacyjna jest z badań podstawowych dla nauk pedagogicznych i nosi tytuł: Problem intencjonalności działania wychowawczego. Studium teoretyczne, Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2014.
            


W Uniwersytecie Łódzkim realizuje swoje pasje naukowo-badawcze kierując także Zakładem Teorii Kształcenia i Wychowania. Należy do nielicznego grona uczonych, którzy uzyskali na realizację własnych projektów badawczych grant z Narodowego Centrum Nauki, czego efektem jest międzynarodowa monografia członków kierowanego przez Nią zespołu badawczego p.t. Nauczyciel w krajach postsocjalistycznych jako sprawca i ofiara manipulacji. Studium teoretyczno-empiryczne, (Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego, Łódź 2010). 

Dziekan-elekt wydała 3 monografie autorskie, trzy prace zbiorowe (jako redaktor czy współredaktor) oraz opublikowała ponad 50 artykułów w recenzowanych czasopismach naukowych i pracach zbiorowych. Jedną z nich była wydana w 2013 r. wspólnie z moją drugą doktorantką - dr Magdaleną Błędowską) studium analityczno-krytyczne poglądów wybitnego filozofa wychowania, współzałożyciela Katedry Pedagogiki na Uniwersytecie Łódzkim  -  prof. Sergiusza Hessena


Aktywność w towarzystwach naukowych i zespołach działających przy Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN czy w Łódzkim Towarzystwie Pedagogicznym przekłada się na kształcenie młodych kadr naukowych oraz nauczycieli i kandydatów do tej profesji. 

Od 5 lat A. Wróbel współkieruje ze mną Ogólnopolskim Seminarium Doktorskim i Podoktorskim przy Katedrze Teorii Wychowania UŁ, opiniuje także projekty dysertacji habilitacyjnych czy jako recenzent wydawniczy rozprawy młodych naukowców z kraju.



Otwiera się zupełnie nowy rozdział na akademickiej ścieżce. Trudny, bo każda administracyjnie konstytuowana funkcja niesie z sobą wiele sprzeczności, rodzi mnóstwo konfliktów wewnętrznych i zewnętrznych. Trzeba podejmować decyzje ze względu na instytucje, wspólnotę, ale także naukę, zaś w tym wszystkim istotne są osoby o różnym stopniu motywacji, zaangażowania, szczerości i wiarygodności.
Można życzyć dziekan-elekt przede wszystkim dużo spokoju wewnętrznego, a zarazem mocnego wsparcia wśród osób, które rozumieją nie tylko aspekty prawne, organizacyjne, ale także naukowe standardy, jakie powinny obowiązywać w uniwersyteckiej pedagogice. 

Przyjdzie zatem czas budowania własnego zespołu, także czas zachwytu, satysfakcji, radości, ale i rozczarowań, pozorów, gry fałszywymi kartami. Dużo zatem zdrowia, mocy odporności na przeszkody i wsparcia wśród pracowników tak własnej Katedry Teorii Wychowania, jak i całego Wydziału, bo pełnienie takiej funkcji jest szczególnego rodzaju zobowiązaniem dla każdego z nas.



26 maja 2020

O zdalnej pracy w uniwersytecie



Stan zagrożenia epidemicznego Covid-19 sprawia, że inaczej wykorzystuję czas, jaki mam do dyspozycji. Jest go teraz znacznie więcej, bo nie "tracę" go na dojazdy autem, pociągiem, autobusem na różnego rodzaju wydarzenia akademickie czy oświatowe.  

Z moimi studentami, magistrantami od lat komunikuję się zdalnie, by nie czekali na dzień zaplanowanego w toku studiów seminarium, tylko czytali, prowadzili badania i na bieżąco przesyłali do mnie swoje teksty.  Czasem jakiś mail może trafić do spamu, czy zawieruszyć się w dziesiątkach listów i prac, jakie trafiają do mojej skrzynki pocztowej. Studenci mogą bez obaw upomnieć się, przypomnieć, że coś wysłali, a ja im nie odpowiadam.   

Brakuje mi możliwości bezpośredniej rozmowy w sytuacji, gdy są problemy, trudności, gdy studenci czegoś nie rozumieją, nie potrafią, a tłumaczenie tego droga pisemną zabrałoby zbytecznie dużo czasu.  Nie wiem, czyt byłoby to dla nich zrozumiałe, skoro mają do dyspozycji literaturę naukową, metodologiczną, a mimo to nie radzą sobie z czytaniem ze zrozumieniem, z refleksją.    

W kształceniu akademickim zdalna edukacja jest czymś zupełnie naturalnym, toteż warto ją rozwijać, doskonalić, uczyć się nowych form pracy i wykorzystywania technologii do lepszej komunikacji. Nie trzeba nawet uczęszczać na specjalne kursy czy szkolenia, gdyż w sieci jest bardzo dużo instruktażowych materiałów filmowych. Nic, tylko korzystać. 

Studenci odsłaniają w cyfrowej edukacji swoje aspiracje i rzeczywiste zaangażowanie.  Z jednej strony muszą inaczej poszukiwać dostępu do źródeł wiedzy, z drugiej pojawia się pokusa powierzchownego podejścia do badań. 

Kiedy zadamy im prace w zespołach, to dość łatwo mogą sami rozpoznać, kto naprawdę pracował, przyczynił się do końcowego efektu, a kto się migał lub uniemożliwił całej grupie zaliczenie zadania.  Naturalnie uruchamiają się procesy dynamiki grupowej. 

Odcięci od naturalnych i instytucjonalnych środowisk badawczych magistranci mają poważny problem z prowadzeniem badań. Obawiam się, że zacznie dominować w tzw. empirii sondowanie opinii via aplikacje w Internecie, a tu - niestety - ale poziom jakości i wiarygodności uzyskiwanych danych jest bardzo niski. Takie sondaże stają się zatem  po trosze sztuką dla sztuki. 

Jak tu zachęcić studentów - badaczy do prowadzenia wywiadów, nawet z zastosowaniem mediów, skoro nie mają dostępu do numerów telefonów potencjalnych, a wylosowanych respondentów.  W naukach społecznych jest niesłychanie ważny dobór próby badawczej. Jak tu ją ustalić, skoro barierą jest RODO.     

W uczelni już zastanawiamy się nad tym, jak kontynuować doświadczenie z okresu przymusowej kwarantanny dla wszystkich studentów, naukowców i pracowników administracji. Dzięki temu wydarzeniu nareszcie można załatwić wiele spraw szybciej, bez konieczności fizycznej obecności. Oby to przetrwało i było kontynuowane w nowszych formach.

Może dzięki edukacji na dystans zmniejszymy liczebność grup ćwiczeniowych z 40 do 15-20, by w trakcie spotkań w realu można było nareszcie normalnie omówić, przedyskutować, sproblematyzować, poddać krytyce czy aktywnie doświadczyć interesujących kwestii w symulacyjnych warunkach. Powinien być czas na kształtowanie postaw społecznych, uwrażliwianie na problemy wynikające z międzyludzkich relacji.    

Nie ulega wątpliwości, że dzięki pracy zdalnej administracji znikną kolejki przed dziekanatem, bo dokumenty będzie można przesyłać nie przeszkadzając pracownikom w wykonywaniu obowiązków. Pracownicy uczelnianej administracji mogą rozwiązywać większość spraw  o dowolnej dla nich porze dnia czy nawet nocy, nie wychodząc z domu.  

Zadanie i tak trzeba wykonać, toteż  oby zniknął formalny obowiązek odsiadywania w pomieszczeniach, sekretariatach, gabinetach w sytuacji, gdy wiele spraw można załatwić bez straty czasu na czekanie, dojazd, obsługę itp. 

Niektórzy narzekają, że stracili nad pracownikami kontrolę. Ja nie narzekam. Całe szczęście, że tak się stało, bo dopiero teraz widać, kto i jak pracuje, w co angażuje się i w jakim zakresie, i to nie dlatego, że jest kontrolowany, że musi, tylko że albo pracuje z poczucia obowiązku, lojalności wobec innych i instytucji, albo korzysta z "wolności nicnierobienia".  

Nareszcie aktywność zależy od wewnętrznej motywacji i umiejętności zarządzania własnym czasem, a nie od nadzorowanej w czasie i przestrzeni pracy. Obyśmy tylko teraz nie mnożyli formularzy, w których trzeba będzie zapisywać niemalże wszystko, byle udowodnić, że pracowaliśmy. Tu powinny liczyć się finalne efekty naszej pracy. 

Uniwersytet na dystans staje się zupełnie nowym środowiskiem postnowoczesnej pracy, odmiennej potrzeby i sensu zagospodarowania czasu oraz rozliczania się z wykonywanych zadań. Studenci trochę się gubią, podobnie jak niektórzy ich nauczyciele akademiccy, ale nareszcie mogą wypełniać sensownie czas własnych studiów czerpiąc z tego, co jest im dostępne w nowej formie, innym trybie. 

Po części ma miejsce w naszej codzienności powstawanie pozaformalnej sieci komunikacyjnej między nauczycielami a studentami, profesorami a doktorantami, autorami rozpraw a recenzentami. Znakomicie służy to demitologizacji i większej trosce o autentyczną, wiarygodną i wspierającą współpracę, a nie antagonistycznej rywalizacji i skrywanemu pasożytnictwu czy pozoranctwu. 

Praca zdalna, tak jak cyfrowy uniwersytet mogą być szansą dla każdego, kto jest członkiem akademickiej wspólnoty. Warto zatem szukać i wzmacniać jej zalety, by w świecie realnym kształtować i oferować zupełnie inne, a niezbędne umiejętności.        




       

24 maja 2020

Pandemia Covid-19 pozbawiła wspólnotę akademicką UŁ możliwości udziału w obchodach 75-lecia




Jego Magnificencja Rektor Uniwersytetu Łódzkiego prof. dr hab. Antoni Różalski nie ma możliwości bezpośredniego pożegnania się  z akademicką społecznością w jubileuszowym zarazem  roku istnienia tej Uczelni w naszym kraju. 

Kończąc swoją kadencję Jego Magnificencja przesłał studentom, nauczycielom akademickim i wszystkim pracownikom administracyjno-technicznym  list z okazji jubileusz 75-lecia jej powołania, który jest zarazem szczególnego rodzaju podziękowaniem za współpracę w mijającej właśnie kadencji.  

Dwa dni temu miały rozpocząć się Juwenalia. Oczekiwaliśmy także uroczystego Senatu z okazji wyjątkowego święta naszego Uniwersytetu. Niestety, obostrzenia w całym kraju wyłączają z naszych kalendarzy możliwość bezpośredniego radowania się wspólną obecnością, dzielenia sukcesami, organizowania spotkań, konferencji, narad czy prowadzenia zajęć dydaktycznych.        

JM prof. Antoni Różalski tak m.in. podsumowuje ten trudny okres społecznego dystansu i odroczony zarazem w czasie Jubileusz UŁ:

 Dziękuję serdecznie wszystkim pracownikom badawczo-dydaktycznym i badawczym za wkład w budowanie pozycji naukowej Uniwersytetu Łódzkiego. W ostatnich latach podjęliśmy wiele wysiłków i starań, aby ją umocnić. Pozwoliło to UŁ zgłosić się do konkursu, którego celem było wybranie przez MNiSW 10 polskich uczelni badawczych. Choć nie udało nam się znaleźć w tej dziesiątce, możemy szczycić się znaczącymi osiągnięciami – m.in. większą liczbą realizowanych grantów naukowych oraz większą liczbą prac opublikowanych w wysoko punktowanych czasopismach naukowych. To dobry prognostyk na kolejne lata.

Ostatnie miesiące pandemii uświadomiły naszej społeczności, jak ważna jest dydaktyka – kształcenie studentów i słuchaczy studiów podyplomowych. To był sens naszego trwania na posterunku. Dzięki zaangażowaniu nauczycieli akademickich i naszych informatyków wdrożyliśmy powszechny system zdalnego kształcenia, którego realizacja pozwoli studentom nie stracić bieżącego roku akademickiego. Dziękuję wszystkim, którzy się do tego przyczynili. 

Jestem głęboko przekonany, iż w kolejnych latach na naszej Uczelni powinniśmy za priorytet przyjąć rozwój dydaktyki, tej w formie tradycyjnej, która, jak ufam, pozostanie formą wiodącą, jak i rozwijać techniki zdalne, aby być gotowym na możliwe kolejne zdarzenia losowe, uniemożliwiające bezpośredni kontakt z kształconymi. 


Okres ograniczenia funkcjonowania UŁ w formie tradycyjnej i przejście na pracę zdalną potwierdziły kluczowe znaczenie dobrze działającej uczelnianej administracji oraz wcześniej niedocenianych rozwiązań związanych z elektronicznym obiegiem dokumentów i innych możliwych do wykorzystania instrumentów. Pozwoliło nam to na niezakłóconą, w pełni zdalną pracę administracji. W ten z sposób zapewniliśmy też wszystkim pracownikom i ich rodzinom wysoki poziom bezpieczeństwa, co od początku pandemii było naszym priorytetem. Wykorzystajmy te doświadczenia i rozwijajmy te rozwiązania dla dobra całej naszej społeczności akademickiej. 

Nasz Uniwersytet i my, reprezentanci poszczególnych środowisk, zdajemy w tym szczególnym okresie pandemii trudny egzamin z odpowiedzialności, wzajemnego zaufania, życzliwości i współpracy. Mogę powiedzieć, że wszystko wskazuje na to, iż zdamy go dobrze. Przekonaliśmy się, jak jesteśmy sobie nawzajem potrzebni – społeczność naukowo-dydaktyczna, administracja, informacja i promocja oraz pracownicy naukowo- -techniczni i obsługi. 

Wyróżnię w tym kontekście tę ostatnią grupę, zwłaszcza pracowników Centrum Obsługi Studenta i Doktoranta. To oni zostali na miejscu, na Osiedlu Studenckim Lumumbowo, towarzyszyli i opiekowali się studentami polskimi, a przede wszystkim zagranicznymi, którzy nie wyjechali i musieli pozostać w naszych domach studenckich. Byli z nimi podczas trudnych dni kwarantanny i są dalej. Jesteśmy im za to bardzo wdzięczni. Dziękuję też biologom, którzy włączyli się w prace środowiskowego laboratorium diagnostycznego zakażeń koronawirusem.

Szanowni Państwo, Przyszło nam żyć i działać w trudnym okresie, z powodu pandemii koronawirusa, ale nie tylko. Głęboki polityczny podział, jaki od długiego już czasu obserwujemy w polskim społeczeństwie, nie pozostaje bez wpływu na naszą pracę. Obawiamy się o przyszłość polskiej nauki i wyższych uczelni, zwłaszcza o ich finansowanie i autonomię. Mam nadzieję, iż pomimo to, tak jak dotychczas, będziemy wspólnie działali dla dobra naszego Uniwersytetu. 



Jako rektor starałem się zawsze zachować neutralność polityczną Uczelni. Dbałem, by spór polityczny nie przenikał do naszego akademickiego życia, nie różnił nas i nie był przyczyną konfliktów. Piszę o tym na koniec swojej kadencji, mając nadzieję, iż tak będzie też w przyszłości. To moje wielkie pragnienie, a jednocześnie mój apel, by Uniwersytet Łódzki wolny był od wpływu lokalnych i krajowych polityków, by budował swoją przyszłość niezależnie od aktualnej koniunktury politycznej. 

Pamiętajmy, że władze polityczne i reprezentowane przez nie opcje polityczne się zmieniają, Uniwersytet zaś trwa, a jego społeczność, będąc otwartą wspólnotą uczonych, pozostałych pracowników, studentów i doktorantów, realizuje swoją misję, opierając się na podstawowych wartościach akademickich: humanizmie, tolerancji, demokracji i sprawiedliwości. Niech tak będzie już zawsze! 



Z okazji 75. rocznicy powstania Uniwersytetu Łódzkiego wszystkim Studentom serdecznie życzę sukcesów w nauce, realizacji planów i zamierzeń. Pracownikom naukowym i dydaktycznym oraz doktorantom życzę wielu sukcesów w pracy badawczej i dydaktycznej. Pozostałym pracownikom – satysfakcji z wypełnianych obowiązków i wielu osiągnięć w realizacji powierzonych zadań. Szczególne podziękowania za wszystko, co zrobili dla naszej Uczelni, składam pracownikom emerytowanym.

Wszystkim Państwu życzę dużo zdrowia i wszelkiej pomyślności w życiu osobistym.

Kieruję słowa podziękowania Jego Magnificencji za troskę o naszą Uczelnię, za humanistycznie zorientowaną   kulturę zarządzania i inwestowanie w rozwój akademickiej wspólnoty w sferze kadrowej, naukowo-badawczej i infrastrukturalnej. 

Nareszcie bowiem ulegną znaczącej poprawie warunki kształcenia i pracy naukowej łódzkich psychologów, dla których ruszy budowa nowoczesnego budynku. To zasługa starań władz Wydziału Nauk o Wychowaniu i obecnego rektora. Szkoda, że nie będzie tam miejsca dla pedagogiki.    

Skierowane w liście przesłanie staje się szczególnego rodzaju zobowiązaniem naukowym, kulturowym, etycznym i organizacyjnym dla całej naszej społeczności, także w wymiarze społeczno-historycznym i prospektywnym, by umacniać pozycję Uniwersytetu Łódzkiego w kraju i na świecie.