29 listopada 2019

Belfrzy mówią o sobie


Czy rzeczywiście polska szkoła jest w stanie krytycznym? Na to pytanie odpowiadają w wywiadach Doroty Kowalskiej nauczyciele kilku pokoleń. Tylko jeden z interlokutorów dziennikarki, publicystki i reporterki miał tak naprawdę nie tylko coś do powiedzenia na temat tego, jak powinna funkcjonować szkoła w społeczeństwie demokratycznym, ale i sam taką szkołę stworzył. Mam tu na uwadze dr Krystynę Starczewską - założycielkę I Społecznego Liceum Ogólnokształcącego na Bednarskiej w Warszawie, a w okresie PRL szykanowaną za opozycyjną aktywność nauczycielkę języka polskiego, często obecną także dzisiaj w mediach niepublicznych.

Wśród ośmiu rozmówców tylko K. Starczewska rozpoznawalna jest w kraju jako charyzmatyczna postać w szkolnictwie alternatywnym, kreatywna, posiadająca integralny pogląd na nowoczesną szkołę, rolę autonomii jej podmiotów (uczniów, nauczycieli i rodziców) oraz krytyczną wobec zdrady idei sierpnia 1980 przez postsolidarnościowe elity ostatniego dwudziestolecia doby transformacji (1999-2019).

Każdy z nauczycieli odsłania cząstkę własnej biografii, ale tylko na tyle, by można było uchwycić związek pamięci szkoły z czasów własnego dzieciństwa z tym, jakim sam jest dzisiaj nauczycielem i co sądzi o kondycji własnego zawodu oraz o jego uwarunkowaniach makropolitycznych.

Wśród rozmówców znaleźli się: * Dariusz Martynowicz (nauczyciel dyplomowany) z Krakowa; *Monika Bereta (nauczycielka dyplomowana) z Margonina, a zarazem prezeska Stowarzyszenia Małe Radości; * Jolanta Jastrzębska (nauczycielka dyplomowana) z Domanic-Kolonii; * Katarzyna Kubanek (nauczycielka dyplomowana) z Dąbrowy Górniczej; * Agnieszka Mularska i Dariusz Orzeszko (nauczyciele dyplomowani) z Trzciela; oraz Telmo Diz (native speaker) z Warszawy. Całość zamyka dziennik z okresu przygotowań do strajku i jego przebiegu - Bartosza Tracza (nauczyciela kontraktowego) z Kędzierzyna-Kożla.

Nie można twierdzić, że rozmówcy dziennikarki są odzwierciedleniem całej populacji tej profesji, bo jednak zostali dobrani jako przysłowiowe "rodzynki w cieście". Jak pisze we wstępie do książki Mira Suchodolska: "W książce Doroty Kowalskiej głos zabrali najlepsi z najlepszych. Belfrzy, którym nie jest wszystko jedno. Dlatego są poobijani, wściekli, zniesmaczeni. Czują się zawiedzeni i oszukani. Ale wciąż prą do przodu. Wypowiadają się ci starsi i ci całkiem młodzi. Łączą ich pasja i chęć, aby dzielić się wiedzą i doświadczeniem z dzieciakami. Żeby pomagać im rozwijać skrzydła i stawać się ludźmi. Obywatelami" (s.7).

Każdy z nich ma coś ważnego do powiedzenia o szkole, jej uczniach, ich rodzicach, o koleżankach i kolegach z rady pedagogicznej, dyrektorze szkoły, ale i o nadzorze oświatowym.Pełniący te role pojawiają się w różnych kontekstach, ale zawsze z myślą o tym, dlaczego dzięki nim w szkole jest tak dobrze, albo tak fatalnie. Otrzymujemy dzięki ich wypowiedziom mikroskopijny podgląd do życia w szkole, do pracy w której każdego pchnęła autentyczna chęć pracy z dziećmi czy młodzieżą, fascynacja sztuką dzielenia się wiedzą i kształtowania ludzkich charakterów.

Mówią o sobie, o szkole i edukacji szczerze, z dużą dozą samokrytyki i pogłębionej refleksji. Można być pewnym, że ich uczniowie musieli/muszą mieć wielką i wzajemną radość obcowania z nimi, gdyż rozpoznawalny jest w ich opinii "korczakowski" głos humanistycznego wychowania i kształcenia. Jest kilka wspólnych dla wypowiadających się w tym zbiorze nauczycieli wątków, a mianowicie:

1) "SZKOŁA NA SŁUŻYĆ DZIECKU". Jeśli istnieją ograniczenia autonomii nauczyciela, to jednak terytorium dla jej realizacji jest jego klasa, z którą zamyka się na 45 minut i może wpływać na bieg wydarzeń i postawy uczniów. " Staram się, żeby moje lekcje nie były teatrem jednego aktora. Bo nie jestem reżyserem szkolnego spektaklu. Chcę, by lekcja była czasem młodzieży" (s. 68).

Tacy nauczyciele dostrzegają egzystencjalne problemy swoich uczniów, to, jak bardzo bywają osamotnieni, niesprawiedliwie oceniani, jak nie są traktowani na serio.

"Moją rolą jest pokazać im, że nie są pępkami świata, że wokół nich są także inni ludzie. Robię to w klasie, rozmawiam z uczniami o życiu, bo największa i najważniejsza lekcja, jaką można dać młodym ludziom, to lekcja żywa" (s. 74).

"(...) przede wszystkim muszę młodego człowieka przygotować do dorosłego życia. Muszę go wyposażyć w wiedzę, ale ta wiedza ma mu służyć do tego, żeby potrafił się odnaleźć w życiu" (s. 111).

2) Edukacja szkolna podporządkowana jest selektywnej rywalizacji - kształcenie pod testy, liczbę laureatów olimpiad, wysokie miejsce w rankingach itp. "Rywalizacja jest głównym elementem wychowania, rywalizacja charakteryzuje się negatywnym stosunkiem do tych, którzy z jakichś powodów mają trudności, a także tych, którzy mają inny rodzaj zainteresowań niż te, które są wymagane na testach" (s. 32); "W tym zawodzie najwazniejsze jest bowiem to, czego się nie da zmierzyć, wyliczyć, uchwycić. A my w Polsce robimy szkołę opartą o rankingi i wyniki. Taka szkołą okalecza i nauczyciela, i ucznia (s. 84);

3) Kompromitująca partię władzy deforma systemu szkolnego w wyniku przywrócenia jego ustroju z czasów socjalistycznej PRL. Błędna, bezpodstawna merytorycznie, bo nieprzemyślana była krytyka i zniszczenie gimnazjów. Powrót do ideologicznej ortodoksji w edukacji szkolnej:

"(...) obecna władza chce wychowywać obywateli według przyjętych założeń ideologicznych. W nowych podstawach programowych dla szkoły podstawowej mówi się wprost, że głównym celem nauczania jest kształtowanie postawy patriotycznej uczniów" (s.51).

"Sprawa zarobków była drugorzędna. Chodziło głownie o reformę edukacji, która jest transformacją wyłącznie na papierze. Nic się nie zmieni. Formalnie znikną gimnazja, ale nauczanie będzie wyglądać tak jak do tej pory - będą realizować program szybko, na bezdechu" (s. 131);

To także zablokowanie procesów zmierzających do zwiększenia autonomii szkół, w tym nauczycieli, którzy są podporządkowani biurokratycznym dyrektywom nadzoru pedagogicznego, bo (...) nauczyciel ma realizować to, co mu się nakazuje. To autorytarny system zarządzania oświatą, który później przenosi się na autorytarny system zarządzania dziećmi przez nauczyciela, bo ten musi przerobić podstawę programową" (s. 44).

"Ta reforma bazuje na tym, na czym bazowała polityka edukacyjna tego państwa przez ostatnie trzy lata - na uśmiechu pani minister. Zniszczyła wysiłek tysięcy nauczycieli (...). Ta reforma to wreszcie dramatyczne zniszczenie świetnie zbudowanej infrastruktury gimnazjów oraz wysiłku wielu ludzi tam pracujących. Reforma minister Zalewskiej przyniosła porażający brak szacunku dla wszelkich instytucji państwa zgłaszających swoje zastrzeżenia - począwszy od naukowych, na przykład Polskiej Akademii Nauk, skończywszy na społecznych, na przykład rzeczniku praw obywatelskich(s. 61-62).

"Kiedy już wypracowaliśmy odpowiednie metody nauczania, wychowanie, kiedy po 20 latach doszliśmy do konsensusu, wiedzieliśmy już, jak a młodzież do nas przychodzi, jakie ma problemy, to stwierdzono: wracamy do starego" (s. 115).

4) Niszczenie autorytetu, etosu i pozycji społecznej nauczycieli, które skutkuje wzmożeniem procesów wypalenia zawodowego, unikania studiów przygotowujących do pracy w tym zawodzie lub odchodzenia z niego najbardziej kreatywnych pedagogów. Kluczowym powodem tego stanu rzeczy są niskie zarobki. "W małych środowiskach rzeczywiście pracują belfrzy, którzy nie zwracają takiej uwagi na to, ile zarabiają, często godzą się z tym, są może bardziej zachowawczy w ubieganiu się o swoje prawa, bo często spotykają się z presją wójta, Kościoła, wpływowych sąsiadów(s. 58)".

"Chyba najbardziej zabolało nas poniżanie, którego doświadczyliśmy z rożnych stron. Minister Michał Dworczyk powiedział, że bierzemy naszych uczniów za zakładników, minister prezydencki Krzysztof Szczerski stwierdził, że możemy się rozmnażać, jeśli chcemy więcej zarabiać. Pierwsza Dama, także nauczycielka, milczała. (...) porównywanie nas do terrorystów było przekroczeniem granicy, której nie wolno było przekroczyć" (s. 58).

5) Zawodowa pasja i sztuka kształcenia dzieci/młodzieży oraz dzielenia się własnym doświadczeniem z innymi nauczycielami.

"(...) być nauczycielem to być artystą" (s.63).

"Nauczyciel to nie jest zawód teoretyczny, nauczyciel musi być praktykiem. Jasne, trzeba mieć warsztat, ale trzeba być także, a może przede wszystkim, artystą, marzycielem, fighterem, couchem" (s. 66);

"Tak, jestem fighterem. Jeśli chce się uczyć fajnie i dobrze, trzeba nim być, bo takie nauczanie to ciągła walka. Walka o każde dziecko, o to, żeby dotrzeć do młodego człowieka, mimo że w klasie siedzi trzydzieści pięć osób"(s. 67);

"(...) najfajniejszym elementem naszej pracy jest praca z dzieciakami. Jeśli polski nauczyciel czegoś chce, to wyraziłbym to słowami: "Dajcie mi pracować z młodzieżą, dajcie mi godnie zarabiać, a co do reszty, to dajcie mi święty spokój" (s. 76);

"Mam dużo do zaoferowania, czuję w sobie potencjał, ale jednocześnie mam świadomość, że on jest w szkole marnowany. Ludzie pytają mnie czasami, skąd we mnie tyle pasji, tyle powera. Nie wiem. Jeśli już coś robię, to albo najlepiej, jak potrafię, albo wcale" (s.79).

"Należę do grupy Superbelfrzy, zaczęliśmy działać osiem lat temu. Chodzi nam o to, aby uczyć nowocześniej, fajniej, właśnie twórczo. To grupa 150 wariatów - wspieramy się, podpowiadamy sobie różne rzeczy" (s.82).

"Albo się to "coś" ma, albo się tego nie ma" (s. 90).

"(...) nauczyciele w ostatnim czasie czegoś się nauczyli. Nauczyli się mówić: "Nie"" (s. 117).

6) wysoki poziom krytycyzmu wobec toksycznych nauczycieli wobec nich czy wobec uczniów. "Spotkałem w szkole słabych nauczycieli, zarabiają tyle co ja albo więcej. Odsetek idiotów wśród nauczycieli jest taki sam jak odsetek idiotów w innych grupach zawodowych" (s. 77). W tej profesji ma miejsce zazdrość, zawiść i nieżyczliwość. "Doświadczyłem wielu nieciekawych sytuacji, kiedy próbowano mnie zniszczyć, bo osiągam sukcesy, bo za dobrze mi idzie" (s.78); "(...) nauczyciel to zawód słabych ludzi" (s. 84).

6) Samodoskonalenie - "Sami musimy niestety dbać o swój rozwój, bo sensowny system doskonalenia zawodowego po prostu nie istnieje" (s. 71);

Otrzymaliśmy mikrofotografię stanu polskiej szkoły, nauczycielstwa i braku w środowisku władzy rzeczywistej troski o polską młodzież. Gdyby bowiem ta miała miejsce, to skończono by z wspomnianymi powyżej determinantami negatywnych zjawisk w szkole , w ty wśród uczniów i nauczycieli. O książce wypowiada się także jej autorka:



28 listopada 2019

Instytut Badań Edukacyjnych zatrudni socjologów edukacji/wychowania


Dyrektor Instytutu Badań Edukacyjnych w Warszawie ogłosił konkurs na 11 stanowisk pracowników naukowych. Poszukuje się SOCJOLOGÓW. Najlepiej, jak ktoś jest profesorem, doktorem czy magistrem nauk socjologicznych w zakresie socjologii edukacji/socjologii wychowania.

Jak informuje się adresatów oferty pracy:

"Instytut Badań Edukacyjnych (IBE) jest placówką badawczą prowadzącą interdyscyplinarne badania naukowe oraz projekty wdrożeniowe dotyczące funkcjonowania i efektywności systemu edukacji w Polsce, a także powiązań edukacji z rynkiem pracy. Instytut uczestniczy w krajowych i międzynarodowych projektach badawczych i wdrożeniowych, przygotowuje raporty, sporządza ekspertyzy oraz pełni funkcje doradcze. W Instytucie pracuje blisko 280 osób zajmujących się edukacją i rynkiem pracy, w tym uczeniem się przez całe życie. Zatrudniamy socjologów, psychologów, pedagogów, ekonomistów i politologów. Nasi pracownicy to w większości wybitni specjaliści w swoich dziedzinach, posiadający bogate doświadczenie zawodowe obejmujące prace badawcze oraz wdrożeniowe, współpracę z partnerami społecznymi, w tym biznesem, a także pracę dydaktyczną, pracę w administracji publicznej, marketingowych organizacjach badania rynku i opinii oraz organizacjach pozarządowych."

Rzeczywiście, IBE od lat oscyluje w zatrudnianiu kadr naukowych między pedagogami, psychologami a socjologami z przewagą tych ostatnich. To oznacza, że Ministerstwo Edukacji Narodowej oczekuje diagnoz uwarunkowań społecznych edukacji, a nie tego, co jest jej istotą, czyli procesów kształcenia, wychowania i opieki. Diagnozy socjologiczne doskonale nadają się do kształtowania opinii publicznej.

W związku z tym, że w uczelniach prywatnych mamy coraz większy kryzys w zakresie finansowym, bo od lat spada liczba studentów a MNiSW zlikwidowało minima kadrowe, to i profesorowie nie bardzo mają w nich zatrudnienie. Jeżeli zatem jakiś socjolog szuka pracy na stanowisku profesora instytutu z możliwością pełnienia funkcji kierownika Zespołu Uczenia się Dorosłych oraz Badania Szkół i Nauczycieli, to powinien zajrzeć do warunków konkursowych i złożyć ofertę. Musi mieć co najmniej stopień doktora - jak podaje się w niektórych częściach ogłoszenia - w dyscyplinie socjologia.

Są też etaty dla pięciu adiunktów, czyli osób ze stopniem naukowym doktora, których osiągnięcia nie pozwalają jeszcze na ich zatrudnienie na stanowisku profesora (bez habilitacji). Także na tych stanowiskach mile widziani będą doktorzy nauk z zakresu socjologii lub socjologii wychowania. Konkurs adresowany jest także do doktorów nauk socjologicznych.

Ba, IBE poszukuje też pięciu asystentów z nauk socjologicznych. Tak więc wykształceni na poziomie magisterskim socjolodzy mają szansę na uzyskanie dobrego miejsca pracy. W tym jednak przypadku mile widziany będzie ich udział w studiach doktoranckich lub otwarty przewód doktorski w obszarze socjologii edukacji lub socjologii wychowania. Powinni tez mieć dorobek naukowy w postaci przynajmniej jednej publikacji w czasopiśmie naukowym, wystąpienie na krajowych lub międzynarodowych konferencjach naukowych, a także doświadczenie w jakościowej lub/i ilościowej analizie danych i w realizacji projektów badawczych finansowanych ze środków unijnych.

Warto wspomnieć, że w OSOBOWYM SKŁADZIE RADY NAUKOWEJ INSTYTUTU BADAŃ EDUKACYJNYCH NA LATA 2017 – 2021 są następujący pedagodzy:

o prof. dr hab. Agnieszka Gromkowska-Melosik: Przewodnicząca Rady Naukowej IBE

o prof. dr hab. Stefan Kwiatkowski: Zastępca Przewodniczącej Rady Naukowej IBE

o dr hab. Bogusława Dorota Gołębniak, prof. Collegium Da Vinci

o prof. dr hab. Barbara Kromolicka

o prof. dr hab. Aleksander Nalaskowski

o dr hab. Anna Sajdak-Burska

o prof. dr hab. Małgorzata Sekułowicz

W IBE wydawane jest naukowe czasopismo, które znajduje się w wykazie punktowanych periodyków z przyznaną mu liczbą 20 pkt.














27 listopada 2019

Tomasz Gmerek z UAM profesorem tytularnym nauk społecznych


(fot. Krzysztof Sitkowski)

Częste wyjazdy w listopadzie na konferencje naukowe sprawiły, że zaniedbałem monitorowanie nominacji nauczycieli akademickich na tytuł naukowy profesora. Odbywają się one tak nieregularnie, że trudno jest przewidzieć, czy już takowa miała miejsce, czy może dopiero nastąpi w najbliższej przyszłości. Listopadowa uroczystość była dwudziestą drugą w trwającej już cztery lata prezydenckiej kadencji Andrzeja Dudy.

Z dużą radością odczytałem komunikat Kancelarii Prezydenta RP o nominacjach profesorów, które miały miejsce w dn. 6 listopada 2019 r., gdyż wśród nowych profesorów nauk społecznych znalazł się TOMASZ GMEREK, wybitny komparatysta, autor znakomitych monografii z pedagogiki porównawczej, które pięknie wpisują się w najlepsze tradycje poznańskiej szkoły badań w tej dyscyplinie profesorów Eugenii Potulickiej i Zbyszko Melosika.

Miałem przyjemność recenzowania dysertacji doktorskiej T. Gmerka, a także uczestniczenia w jego przewodzie habilitacyjnym, toteż z tym większą satysfakcją odebrałem uzyskanie przez tego pedagoga tytułu naukowego profesora. W pełni nań nie tylko zasłużył, ale wypracował swoimi dziełami, aktywnością naukowo-badawczą, organizacyjną i dydaktyczną na Wydziale Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu.

Są doktorzy habilitowani, których dorobek naukowy jest powszechnie znany nie tylko recenzentom, ale szerokiemu gronu specjalistów – w tym przypadku w subdyscyplinie pedagogika porównawcza i socjologia edukacji - zanim jeszcze zostały one przedstawione w procedurze awansu naukowego na tytuł naukowy profesora.

W przypadku prof.Tomasza Gmerka (ur. 31.10.1977 w Poznaniu) mamy do czynienia z rzeczywiście wyjątkową i godną podkreślenia na wstępie sytuacją, że jego najwyższej jakości publikacje już stały się kanonem obowiązkowych lektur naukowych w ramach kształcenia na kierunku pedagogika oraz – co jest w tym przypadku niezwykle istotne – podstawowymi źródłami w konstruowaniu projektów badawczych przez kolejne pokolenia naukowców.

Reprezentowana przez prof. T. Gmerka dyscyplina nauk pedagogicznych wymaga szczególnych kompetencji – wysokiej znajomości języków obcych, dzięki którym staje się możliwe kompetentne korzystanie z źródeł naukowych, zdolności i umiejętności do diagnozowania edukacji w obcych kulturach, z uwzględnieniem ich uwarunkowań historycznych, społeczno-politycznych i gospodarczych, a szczególnie oświatowych.

Nie są to łatwe studia badawcze, choć wydawałoby się, że bardzo atrakcyjne poznawczo, gdyż muszą przede wszystkim wznosić się na poziom makroanaliz, by w ich kontekście można było dostrzec interesujące badacza zjawisko czy kluczowy problem pedagogiczny dla zrozumienia istoty, uwarunkowań i rzeczywistej jakości edukacji w obcym kraju czy porównawczo w kilku krajach.

Jestem pod wrażeniem wysokiej jakości dorobku naukowego prof. Tomasza Gmerka, który udowodnił znakomitą znajomość nie tylko własnej subdyscypliny pedagogicznej, wyjątkową kulturę badawczą i rzadko spotykaną konsekwencję oraz spójność własnego warsztatu metodologicznego, ale także potwierdził rzeczywistą znajomość zagadnień, będących przedmiotem jego dociekań.

Niewątpliwie, jest przedstawicielem zupełnie nowej generacji komparatystów, dla których nie jest istotne powielanie typowych dla większości jego poprzedników schematów analiz wybranych systemów oświatowych. Tego typu zadanie miałoby przecież jedynie charakter deskryptywny.

Profesor skupia się w swoich badaniach na jednej z najważniejszych we współczesnym świecie społecznej funkcji szkolnictwa i wynikających z jej realizacji następstw. Jako komparatysta wykazuje, że wymaga od siebie czegoś więcej, niż tylko prostej rekonstrukcji uwarunkowań wybranego spośród państw europejskich systemu szkolnego. Sięga po metodę jukstapozycji, by badać zjawiska oświatowe we właściwych dla nich kontekstach, dzięki czemu możliwe stało się dokonywanie prawomocnego ich zestawienia porównawczego.

Poznański komparatysta zastosował w swoich badaniach najważniejszą dyrektywę metodologiczną, jaką jest dociekanie prawdy na podstawie rozległej znajomości problematyki socjologicznej i pedagogicznej w zakresie procesów stratyfikacyjnych w i z udziałem edukacji.

Tego typu badania są potrzebne wszystkim pedagogom, socjologom, ale i politykom oświatowym, gdyż wprowadzają szeroko rozumianą konfrontację o charakterze porównawczym do zrozumienia uwarunkowań i istoty kształtowania się nowej rzeczywistości wychowawczej także w naszym kraju.

Od samego początku kariery naukowej interesowały go wzajemne relacje między edukacją a społeczeństwem, ze szczególnym zwróceniem uwagi na rolę, jaką odgrywają szkoły (w tym także kredencjały akademickie) w procesach stratyfikacyjnych. Słusznie przyjął założenie, że zrozumienie mechanizmów „rozmieszczania” osób na drabinie społecznej wymaga uprzednich badań makropolityki oświatowej państw, w których wykorzystuje się placówki oświatowe jako instrument selekcji, jak i na poziomie mezo- i mikro, by przez pryzmat typów i funkcji instytucji oraz osiągnięć szkolnych osób uczących się dostrzec wpływ formalnego (wy-)kształcenia na ich dalsze losy.

Badania T. Gmerka wpisują się w bogatą tradycję tak właśnie ujmowanej polskiej komparatystki poprzedników jak Sergiusz Hessen, Bogdan Nawroczyński, Tadeusz Wiloch, Jan Konopnicki, Anna Mońko-Stanikowa czy współczesnych badaczy tej subdyscypliny, jak Czesław Kupisiewicz, Ryszard Pachociński, Zbyszko Melosik i Eugenia Potulicka. Za każdym razem, wybierając kraj czy obszar do własnych badań, dokonuje zogniskowanej na głównym problemie badawczym kwerendy literatury przedmiotu, by przebić się przez gigantyczny zbiór informacji o kształceniu i wychowaniu w interesujących go krajach. Szuka prawidłowości, które są w każdym z interesujących go państw i społeczeństw wspólne, powszechne i uniwersalne, ale także uwzględniają to, co jest w nich swoiste.

Co ważne, w rozprawach T. Gmerka mamy głęboki wgląd w politykę edukacyjną wiodących - ze względu na uzyskiwane przez absolwentów szkół w świecie, a przecież europejskich - państw, dzięki któremu poznajemy kluczowe prawidłowości determinujące określone sukcesy uczniów oraz przyczyny prowadzące do niepożądanych społecznie strat szkolnych dzieci i młodzieży. W tym też sensie można powiedzieć, że prof. T. Gmerek jest epigonem koncepcji prekursora badań komparatystycznych, jakie były charakterystyczne dla Marca-Antoine’a Jullien de Paris.

Jako komparatysta nie poznawał interesujących go systemów oświatowych w oparciu jedynie o literaturę, do której dzisiaj jest już dużo łatwiejszy dostęp, ale przede wszystkim odbywał długie podróże i staże naukowe w wybranych do badań państwach, by gromadząc w nich odpowiednie źródła wiedzy, uczynić swoją diagnozę nauką niemal już pozytywną. Nie uniknął przy tym wartościowania zjawisk społecznych, które w tym przypadku, choć wyraźnie nawiązuje do neolewicowych teorii i ideologii socjaldemokratycznego egalitaryzmu we współczesnych naukach społecznych.

Jego diagnozy mają charakter twórczych wartościowań, gdyż docieka nie tylko doniosłości zdarzeń i rozwiązań oświatowych, ale poszukuje także odpowiedzi na pytanie, jakie są szanse, by możliwe było w danym państwie optymalizowanie jego polityki oświatowej. Poznanie prawidłowości interesujących prof. T. Gmerka procesów ma ogromne znaczenie zarówno dla teoretycznych podstaw pedagogiki, jak i mogłoby mieć znaczenie dla praktyki edukacyjnej w naszym kraju. Niestety, politycy oświatowi z MEN koncentrowali się w czasie swoich bezowocnych dla krajowych reform podróży zagranicznych chyba na kwestiach krajoznawczych.

Wśród monografii naukowych tego autora są tak znakomite studia, jak:

Edukacja i stratyfikacja społeczna, (red.) Poznań: WN UAM 2003.

Szkolnictwo wyższe w krajach skandynawskich. Studium z pedagogiki porównawczej, Poznań: Wydawnictwo WOLUMIN 2005.

Społeczne funkcje szkolnictwa w Finlandii. Studia i Monografie Wyższej Szkoły Humanistycznej w Lesznie, Poznań-Leszno 2007.

Problemy nierówności społecznej w teorii i praktyce edukacyjnej, współautorką Agnieszka Gromkowska-Melosik, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2008.


Edukacja i nierówności społeczne. Studium porównawcze na przykładzie Anglii, Hiszpanii i Rosji Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2011.

Edukacja i tożsamość etniczna mniejszości w obszarach podbiegunowych (studium socjopedagogiczne), Poznań: WN UAM 2013.


Profesor T. Gmerek należy do czołówki polskich pedagogów, którzy środki na realizację projektów badawczych uzyskiwali w ogólnopolskich konkursach MNiSW oraz NCN:

Grant KBN nr 2H01 F0 4922 (promotorski – promotor: prof. zw. dr hab. Zbyszko Melosik), tytuł: Społeczne funkcje szkolnictwa wyższego w krajach skandynawskich (studium z pedagogiki porównawczej) (w roli głównego wykonawcy)

Grant KBN nr H01 F0 2620, tytuł: Selekcyjna funkcja szkolnictwa w krajach Europy Zachodniej (w roli wykonawcy)

Grant MNiSW nr 2H01 F0 6629, tytuł: Problemy nierówności społecznych w teorii i praktyce edukacyjnej (w roli głównego wykonawcy)


Grant MNiSW nr N N106 065935, temat: Edukacja i tożsamość etniczna mniejszości w obszarach podbiegunowych (studium socjopedagogiczne) (w roli kierownika i głównego wykonawcy)

Każdy z powyższych projektów owocował nie tylko monografią naukową, ale i kolejnym awansem akademickim. Już jestem ciekaw, który obszar czy kraj będzie przedmiotem kolejnych badań komparatystycznych tego Profesora.

A skoro mowa jest o stratyfikacji społecznej, to przyznam, że nie skojarzyłem prasowych doniesień o rzekomej blokadzie przez prezydenta Andrzeja Dudę wybranych wniosków, które uzyskały bardzo pozytywną opinię w Sekcji I Nauk Humanistycznych i Społecznych Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów, dzięki czemu Prezydium CK mogło rekomendować je prezydentowi do dalszego procedowania.

Tymczasem w mediach pojawiła się informacja o odmowie prezydenta poparcia wniosku Centralnej Komisji o nadanie tytułu naukowego psychologowi, zastępcy przewodniczącego Komitetu Psychologii PAN dr. hab. Michałowi Bilewiczowi, profesorowi Uniwersytetu Warszawskiego.

26 listopada 2019

"Pięknie się różnić, mądrze być podobnym"


Profesor psychologii Wiesław Łukaszewski wydał książkę, za którą wprawdzie nie otrzyma slota, bo nie jest recenzowana i nie ukazała się w wydawnictwie z wykazu MNiSW, ale za to jest adresowana do ludzi, do czytelników, którym trzeba umieć przybliżać wiedzę naukową językiem popularnonaukowym, po części potocznym, bo odwołującym się także do osobistych doznań czy pozanaukowych lektur.

Tytuł książki niezwykle trafnie przypomina przesłanie Aleksandra Kamińskiego, by Polacy potrafili pięknie się różnić przy całej gamie odmienności postaw, cech, zachowań wszelkiego rodzaju. Łukaszewski nie zna myśli "Kamyka" sprzed kilkudziesięciu lat, ale tak to już bywa w naukach humanistycznych i społecznych, że kolejni uczeni wyważają otwarte przez innych drzwi. Psycholodzy czytają samych siebie, rozprawy psychologów, bo taką już mają ksobną naturę, by mądrze być podobnym w ramach własnej nauki, mimo iż w obrębie niej muszą się także różnić między sobą.

Autor zadedykował swoją książkę przyjaciołom i nieprzyjaciołom, co potwierdza stan pęknięcia także wśród uczonych aktywnych normatywnie i perswazyjnie wobec innych, tylko nie w stosunku do samych siebie. Z kart niniejszej publikacji odczytają myśli, przywołane konkluzje z badań naukowych, które wpisują się w naszą codzienność odsłaniając zarazem uczestniczenie w niekończących się sporach z powodu odmiennych przekonań, światopoglądów i osiągnięć lub porażek.

Możemy być wdzięczni emerytowanemu już - chociaż nadal aktywnemu dydaktycznie i ekspercko - profesorowi W. Łukaszewskiemu za to, że w wyniku rozmów, wielu "(...) spotkań i niekończących się debat o niezmierzonej nędzy życia i o szczególnych, choć rzadkich, uśmiechach losu" (s.9) postanowił podzielić się z nami swoimi przemyśleniami - jak pisze: (...) o sprawach, które wcześniej wolałem zachować w bezpiecznej bezmyślności" (tamże). Jakże to prawdziwa konstatacja, że dla wielu uczonych dzielność wypowiedzi pojawia się dopiero w okresie przejścia na emeryturę, kiedy już nikt i nic im nie zagraża w realizowaniu własnych zamierzeń naukowych.

Książka nie jest na szczęście nośnikiem potocznej refleksji, osobistymi pseudoreceptami na życie czy "rozwój osobisty", z jakimi spotykamy się w ostatnich latach na rynku wydawniczym. Księgarnie zapełnione są regałami z publikacjami, których autorzy chcą zapewnić czytelników o szczęściu, zdrowiu, pomyślności, sukcesach itp. w zasięgu ich ręki, o ile tylko kupią i przeczytają recepty na zgodne z nimi życie.

Łukaszewski nie moralizuje, nie poucza, nie formułuje wskazań i procedur, którym trzeba się poddać, by być mądrym i pięknie się różnić. Chciałby, że ją przeczytali politycy, studenci psychologii, ale i uczniowie szkół średnich wraz z ich nauczycielami. "Pragnąłbym, aby przeczytali ją ci, którzy myślą, że inni to nie są ludzie w pełnym tego słowa znaczeniu, oraz ci, którzy wiedzą, że tak nie jest. Bo i ci podobni do nas, i ci odmienni to też ludzie. Tacy sami jak my" (s.12).

Można przypuszczać, że autorowi zależy na naprawie stosunków międzyludzkich, chociaż sam w to nie wierzy, czemu daje wyraz explicite. Jest to przysłowiowe "rzucanie grochem o ścianę", gdyż karawana zaostrzających się z każdym miesiącem podziałów na tle różnic eksponowanych i określanych jako "brzydkie" przez tych, którzy są niemądrze podobni - idzie dalej.

Łukaszewski przywołuje konkluzje z badań psychologii społecznej, które w prawdzie nie są naukowymi prawami, tylko prawidłowościami, ale stanowią mocny punkt oparcia do zrozumienia humanum w społeczno-kulturowych, politycznych, ekonomicznych i biofizycznych uwarunkowaniach jego życia. Jak stwierdza:

"Różnić się pięknie to nie tylko dawać świadectwo przekonaniu, że drugi człowiek ma prawo być inny niż ja, a nawet mieć inne niż ja przekonania, to nie tylko akceptacja tej odmienności, lecz także dopuszczenie myśli, że on może mieć rację, a zarazem odrzucenie myśli, że przez swoją odmienność staje się a priori gorszy. Pod jednym wszakże warunkiem, że jego odmienność nie obraca się przeciwko innym ludziom".

Psycholog ma rację. Tego typu przeświadczenie nie ma zbyt wielkich szans na ucieleśnienie w kraju światopoglądowo (ideologicznie) sterowanej kontrrewolucji, w wyniku której żadne prawidłowości psychospołeczne nie są przedmiotem troski, szacunku czy uwagi. Wprost przeciwnie, przeszkadzają w utrwalaniu władzy i realizacji jej ideowo-politycznych, a w tle ekonomicznych interesów. Kiedy rządzący ogłaszają, że nie będzie w Polsce miejsca na wojnę kulturową, to znaczy, że właśnie ją prowadzą pod hasłem nieakceptowania inności, która dla nich a priori jest gorsza.

Nie oznacza to jednak, że w tej sytuacji nie warto czytać, wejść w psychologiczny przekaz wiedzy przeciwstawiającej się obsesyjnym uprzedzeniom, patologicznym przedrozumieniom, dehumanizacji, żeby lepiej rozpoznawać własne cechy rozumiane jako zbiory zachowań i określające je prawidłowości, unikać w komunikacji społecznej banałów i propagandowej manipulacji.

Mamy tu pochwałę różnorodności, która jest nie do zniesienia przez tych, którzy chcieliby likwidacji różnic i prawa do różnienia się w kwestiach aksjonormatywnych, ideologicznych. Nie da się przecież pogodzić wody z ogniem, jak prawicy z lewicą czy liberałami. "Tłumienie różnorodności, odcinanie się od niej jest sposobem na porządkowanie, drogą do redukcji entropii. Tak jest, o ile nie prowadzi do nadmiernej schematyzacji, bo wtedy staje się przesłanką konserwatyzmu, uporczywej obrony status quo i... dalszej schematyzacji" (s. 78).

Piękna narracja, mądra treść sprawiają, że książkę czyta się szybko i z dużą przyjemnością. Można bowiem dowiedzieć się z niej czegoś o tym, jakimi bywamy w różnych okolicznościach i jaki jest tego możliwy powód. Każdy z kilkudziesięciu rozdzialików zawiera w tytule tezę lub pytanie, zaś jej rozwinięcie czy odpowiedź na nie mieszczą się na 2-3 stronach, toteż - jak ktoś chce - może w spisie treści wyszukać interesującą go kwestię i tylko dla niej znaleźć psychologiczne wyjaśnienie, oczywiste oczywistości.

Ktoś, komu nie powiodło się z powodu własnej ignorancji, braku kompetencji będzie szukał sobie podobnych, by tym samym usprawiedliwić w oczach bliskich czy opinii publicznej, że nie jest kimś wyjątkowym. Przecież innym też się nie powiodło, a raczej też ktoś ich niesprawiedliwie osądził. Tak oto podobieństwo zakrywa różnice, by wtapiając się w sobie podobnych, zachować poczucie nieadekwatnej wartości. Ba, można w tworzeniu wspólnoty np. pseudonaukowców, a więc osób rzekomo pokrzywdzonych przez innych za sprawą próżniactwa społecznego i żerowania na nich, kreować wizerunek bycia kimś jednak innym niż w rzeczywistości.

Jak pisze ów psycholog, w rzeczywistości słaby, głupi udaje groźnego atakując tych, którzy są mądrzy, silni mocą swoich sukcesów, by tym samym samooszukiwać siebie i otoczenie, skoro go właściwie ocenili odsłaniając ignorancję czy niekompetencję. Mimetyzm jest właśnie taką formą maskowania się, by upodabniając się do tła przez tworzenie grup odniesienia, skrywać swój interesowny zabieg służący "(...) albo obronie albo podstępowi, albo jednemu i drugiemu. (...) Jest pewną formą nieintencjonalnego (lub - zdarza się - intencjonalnego) oszustwa - ukrycia się przed zagrożeniem, zmyleniem przeciwnika bądź formą zamaskowania własnych, niekoniecznie złożonych, intencji. Nieraz mimetyzm jest po prostu sposobem autoprezentacji wprowadzającej w błąd otoczenie społeczne" (s. 160).

Warto zatem czytać, by zrozumieć, skąd biorą się w naszym otoczeniu, w przestrzeni publicznej szalbiercy usiłujący ukryć własne wady depersonalizacją tych, których nie rozumieją, bo nie chcą lub nie są w stanie zrozumieć powodów ich działań oraz sukcesów. Ich na to po prostu nie stać, więc łatwiej jest stłuc termometr, który służył do pomiaru gorączki ich nikczemności, patrologicznych stanów itp. Nie tylko zatem psycholodzy nie radzą sobie najlepiej z dialektyką sprowadzając stany codziennego życia do wzajemnie wykluczających się stanów.

Łukaszewski kończy swoją książkę refleksją zachęcającą psychologów do tego, by zaczęli wreszcie myśleć dialektycznie. "Zamiast więc koncentrować się na tylko jednym członie kiepskiej alternatywy, warto uczyć się doceniania obu jej członów. Nie unikniemy wykryania różnic między ludźmi i następstw tych różnic, ale nie powinniśmy na tym poprzestawać. Konieczne wydaje się dołączenie do tego wykrywania podobieństw między ludźmi i konsekwencji, które za tym idą" (s. 199).

25 listopada 2019

Kiepskie perspektywy dla nauki i szkolnictwa wyższego


Minister Jarosław Gowin ogłosił główne kierunki polityki resortu w zakresie szkolnictwa wyższego i nauki. Zapewne nie zachwycą akademickiego środowiska. Nie ma tu w ogóle mowy o znaczącym wzroście nakładów na naukę i kadry naukowe. Może dlatego minister Gowin ucieka w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej od tej kwestii. Ba, dziennikarze nawet nie pytają, bo zdaje się, że pytać im o to nie wolno lub nie jest to dobrze widziane.

Tymczasem to finanse rozstrzygają o tym, jakie będzie młodzieży chowanie, skoro za priorytet uznaje szef resortu "wspieranie na uczelniach dydaktyki na wysokim poziomie". Nie bardzo rozumiem, jak można wspierać dydaktykę na wysokim poziomie, skoro władze resortu przeznaczają na tę funkcję szkół wyższych marne grosze. Ba, to polityka resortu sprawiła, że narzucony wskaźnik przyjęć młodzieży na studia pozbawia dostępu do najlepszych uczelni właśnie tych, o których minister rzekomo się troszczy.

Proszę zobaczyć, jak stawiane jest pytanie i jaka na nie pada odpowiedź:

PAP: A co z kolejnymi ustawami? Przygotowany jest już podobno projekt dotyczący ulg podatkowych dla osób, które studiują na uczelniach prywatnych. Czy ten projekt trafi pod obrady Sejmu?

Jarosław Gowin: - To wymaga decyzji na szczeblu koalicji rządowej. Można dalej nie dostrzegać, że część studentów jest krzywdząco traktowana, bo musi za studia płacić. W dodatku najczęściej jest to młodzież z mniejszych ośrodków, z gorzej sytuowanych rodzin. Osoby mniej zamożne płacą więc podwójnie: nie tylko za swoje studia, ale w dodatku z ich podatków – czy podatków ich rodziców – są finansowane studia zamożniejszej młodzieży wielkomiejskiej. Od wielu lat opowiadam się za likwidacją tej jaskrawej niesprawiedliwości, ale nie udało mi się jeszcze uzyskać sojuszników dla tego projektu.

Otóż minister powinien przyznać, że część polskiej młodzieży jest krzywdząco traktowana z powodu przymusu finansowania własnych studiów w wyższych szkołach prywatnych, gdyż rząd PiS od czterech lat karze finansowo uczelnie państwowe za przyjmowanie studentów w liczbie przekraczającej wskaźnik 1:13 (na jednego nauczyciela akademickiego: maks. 13 studentów). Tym samym to polityka tego rządu spycha w sferę niedostępności do akademickiego wykształcenia tych, którzy z racji wysokich limitów przyjęć nie mają żadnych szans na bezpłatne studia.

Twierdzenie, że jak jest mniej studiujących, to dydaktyka jest na wyższym poziomie, ośmiesza władze ministerstwa. To resort wykluczył z parametrów finansowania szkół wyższych jakość kształcenia studentów i kształcenia doktorantów, które nie są już przedmiotem ewaluacji.

Jarosław Gowin wprowadził jeszcze jeden czynnik degradujący jakość dydaktyki w państwowym szkolnictwie wyższym, bo że w prywatnym jest ona na jeszcze niższym poziomie z racji zlikwidowania minimów kadrowych (uczyć każdy może, trochę lepiej lub nawet gorzej), to już nie ulega wątpliwości. Tym czynnikiem jest zmiana rangi kształcenia.

Od ustawowej regulacji resortu nauki i szkolnictwa wyższego nowych zasad oceny parametrycznej - nie jednostek akademickich, ale dyscyplin naukowych - wiadomo, że dydaktyka nie może być priorytetem czy znaczącą troską nauczycieli akademickich, gdyż ci, żeby mogli w ogóle pracować w uczelniach państwowych muszą zdynamizować własne badania naukowe, aplikować o środki zewnętrzne (a nie uczelniane) na projekty badawcze i publikować w periodykach oraz wydawnictwach listy MNiSW.

Tym samym, żeby przetrwać, nawet z najlepszą wolą zatroszczenia się o studentów, najpierw muszą zapewnić sobie miejsce pracy naukowo-badawczej. Nie dość, że marnie zarabiają, to jeszcze muszą żebrać o niedostępne dla nawet bardzo dobrych wniosków środki w ramach konkursów NCN, gdyż tam są one także ograniczone. Co zatem czynią władze wielu uczelni państwowych? Przyznaje się do wiedzy na temat tej manipulacji, a będącej wynikiem polityki władzy, minister J. Gowin odpowiadając na pytanie dziennikarza PAP:

PAP: Co państwo chcą zrobić, aby poprawić jakość dydaktyki na uczelniach?

J.G.: Szansa, którą przewidzieliśmy w Konstytucji dla Nauki – nowa ścieżka dydaktyczna, nie została przez środowisko wykorzystana. Na żadnej uczelni nie podjęto przemyślanej próby otwarcia przed wybitnymi dydaktykami nowych perspektyw. Obserwujemy za to zjawisko jednoznacznie negatywne – przesuwanie na etaty dydaktyczne słabych naukowców. Przestrzegam, że ministerstwo nie zamierza biernie się temu przyglądać! W najbliższych miesiącach na pewno będziemy zastanawiali się nad rozwiązaniami, które zachęcą do tego, by ścieżkę dydaktyczną w dobrym tego słowa znaczeniu otwierać. A jeżeli będzie trwało to zjawisko przesuwania na stanowiska dydaktyczne osób, które nie powinny na uczelni pracować, wprowadzimy zmianę w algorytmie finansowym. A to sprawi, że tego typu praktyki będą dla uczelni nieopłacalne.


To w końcu, jakie praktyki w uczelniach są opłacalne? Co minister rozumie, przez opłacalność i dlaczego nie docieka rzeczywistych powodów warunkowania przez resort demoralizacji akademickiej?

24 listopada 2019

Tym razem zastrajkują uczniowie


W dn. 29 listopada 2019 r. miliony uczniów na całym świecie nie pójdą do szkoły podejmując strajk dla klimatu. Uczniowski strajk rozpocznie się o godz. 12.00 w Łodzi na pl. Wolności, ale także odbędzie się tego dnia w 23 innych miastach Polski. Jak piszą w swoim komunikacie organizatorzy koordynatorzy tej akcji:

"Strajk dla klimatu odbędzie się tuż przed globalnym szczytem ONZ, na którym przywódcy z całego świata, także z Polski, będą pracować nad wdrożeniem paryskiego porozumienia klimatycznego. Polska do tej pory blokowała ambitne plany Unii Europejskiej, ale teraz jest pod dużą międzynarodową presją. Niech głos strajkujących na ulicach polskich miast sprawi, że szala przechyli się na naszą stronę!

Na naszych oczach dzieje się historia. Niespełna rok temu na szczycie klimatycznym w Katowicach zastrajkowała pierwsza grupa polskiej młodzieży. Dziś młodzieżowego strajku klimatycznego słuchają politycy, a strajki na całym świecie gromadzą miliony. Nie stójmy z boku w tak ważnej chwili. Dołącz 29 listopada do wielkiego strajku klimatycznego w Łodzi lub w jednym z ponad 23 miast Polski. Udostępnij link do wydarzenia i zaproś znajomych:

Kliknij, dołącz i udostępnij!

Nasz ruch od wielu lat stoi na czele walki o ochronę klimatu – czasem jednak trzeba pójść za przykładem innych. Ta młodzież, która sama się organizuje, by walczyć o naszą wspólną przyszłość, daje nam wielką lekcję odwagi moralnej i determinacji. Poprzyjmy ich strajk klimatyczny siłą całego naszego ruchu!

Z podziwem i nadzieją,
Martyna i Marek wraz z całym zespołem Avaaz"


Więcej o:
* Katastrofa klimatyczna zabija - alarmują naukowcy w „Lancecie”

* 11 tysięcy naukowców ostrzega przed „cierpieniem nie do opisania”. Piszą, jak uratować naszą przyszłość

* Polityka: Polska blokuje unijne porozumienie ws. klimatu. Co to oznacza?

* Młodzieżowy strajk klimatyczny 20 września 2019. Od Australii po USA.


23 listopada 2019

Wyróżnienie dla Profesora Aleksandra Nalaskowskiego


(źródło fot. - A. Nalaskowski) 

Cieszy mnie, kiedy w przestrzeni publicznej pozytywnie mówi się o pedagogice i jej profesorach. Uważam, że jesteśmy jeszcze zbyt słabo obecni w świadomości społecznej jako eksperci, którzy mają za sobą lata nie tylko własnych badań naukowych, ale także wyjątkowe doświadczenia profesjonalne w oświacie, szkolnictwie wyższym czy w pozaszkolnych środowiskach wychowawczych lub socjalizacyjnych. Dostrzeżenie tego przez jedno z Towarzystw jest dobrym symptomem procesu zachodzących zmian w wysoce skonfliktowanym społeczeństwie.

Tym razem dotarła do mnie wiadomość o wyróżnieniu Aleksandra Nalaskowskiego - "wybitnego Profesora, teoretyka i praktyka pedagogiki, a zarazem świetnego publicysty" Nagrodą Towarzystwa Patriotycznego za "piękny styl i kawalerską odwagę".

Przywołuję to wydarzenie, które ucieszy przyjaciół a wzbudzi dysonans poznawczy i emocjonalny dyskomfort u pseudonaukowych czy akademickich nieprzyjaciół. Nic na to nie poradzę. Ci, których praca naukowa nie spełnia nawet minimalnych standardów będą mieli okazję, by dowiedzieć się, że nie da się pomniejszać czyichś dokonań mierząc ich własną miarą (niekompetencji, światopoglądu, pozycji społecznej, płci, kultury itp.).

Ci zaś, którzy mają odmienne podejście do świata i poglądu na życie - a są znaczącymi uczonymi w polskiej pedagogice - mogą przejść obok tego wydarzenia bez potrzeby eksponowania różnic. Aleksander Kamiński pisał przed kilkudziesięciu laty, byśmy potrafili pięknie się różnić.

Odnotowuję zarazem, że nagroda dla Profesora A. Nalaskowskiego jest jednym z wielu dowodów jego wyjątkowej, a nie przez wszystkich podzielanej aktywności pozaakademickiej, chociaż ugruntowanej własnym życiem i dokonaniami w pracy naukowo-badawczej oraz oświatowej.


Zapewne nie wszystkim jest znane Towarzystwo Patriotyczne, toteż informuję, że zostało ono powołane w 2011 roku przez Jana Pietrzaka "w celu promowania wartości patriotycznych w życiu publicznym, szczególnie w sferze kultury. Jest rzeczą smutną, że w wyzwolonej z komunizmu Polsce istnieją potężne siły medialne i polityczne zaciekle zwalczające polską tożsamość. Nienawidzą naszych bohaterów, naszych pomników, rugują historię Polski ze szkół, promują antynarodową literaturę i nihilistyczną sztukę. Polskość to dla nich nienormalność. Wiara naszych ojców to dla nich wróg. Nie życzą sobie „żeby Polska była Polską” i codziennie pracują nad tym żeby Polski w Polsce było jak najmniej. Towarzystwo Patriotyczne wspiera dzieła, ludzi, postawy służące Polsce."