05 czerwca 2017
Po drodze mi z nauczycielami z pasją
Wczoraj zakończył się wyjątkowy Kongres na Wydziale Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego - V POLSKIE DNI MONTESSORI - NAUCZYCIEL MONTESSORIAŃSKI W DRODZE. Wielka to zasługa dr Małgorzaty Mikszy, która od 24 lat przewodniczy Polskiemu Stowarzyszeniu Montessori. Po kilku godzinach warsztatów metodycznych i psychopedagogicznych to właśnie ona dokonała porównania myśli włoskiej lekarki o nauczycielu z współczesną wizją i modelami polskiej pedeutologii.
Było to bardzo potrzebne ze względu na kończące trzeci dzień obrad, warsztatów i sesji dyskusyjnych, panelowych refleksyjne spojrzenie na samych siebie, na to, kim jesteśmy jako nauczyciele? Czy bliżej nam do marzeń i osobistych doświadczeń włoskiej pedagog o wyidealizowanej zapewne przez nią roli nauczyciela, jaką sama kształtowała ponad pół wieku? Czy może ówczesna koncepcja i podejście do tej profesji są już na tyle zdezaktualizowane, że niewiele już z nich przetrwało w pracy nauczycieli ponowoczesnego świata edukacji? Czy współczesna pedeutologia doszukała się czegoś aktualnego w pedagogii Marii Montessori? Czy może powinniśmy szukać zupełnie nowych związków z tą nauką i jej alternatywną perspektywą?
Jedna z najbardziej znaczących postaci pedagogiki reform początku XX wieku - jak przypomniała o tym M. Miksza - mając 20 lat zarzekała się, że nigdy nie zostanie nauczycielką. Ukończyła studia medyczne. Kiedy jednak doświadczyła toksycznych skutków systemu klasowo-lekcyjnego u dzieci, postanowiła to zmienić. Żyjąc, doświadczając behawioralnej, tradycyjnej dydaktyki szkolnej zanurzała się w idee pajdocentryzmu, Nowego Wychowania, by dać impuls do tworzenia szkoły dla dziecka, szkoły dla ucznia, w której dzieci mogłyby być autentycznie aktywne.
Droga Montessori do wizji nauczyciela nie była łatwa i usłana przysłowiowymi różami. Zmarła w 82 roku życia, poświęcając się nauczycielstwu do ostatnich jego dni i chwil. Kształciła nauczycieli, organizowała międzynarodowe kursy, kongresy, popularyzowała holistyczną wizję dziecka i jego wychowywania. Zachęcała do tego, by nie tylko szkolni pedagodzy, ale także rodzice, osoby dorosłe potrafiły nawiązywać głębokie relacje z dzieckiem, budując z nim psychoduchową jedność.
Jej idea pośredniego wychowania rozumianego jako pomoc osobie ludzkiej w osiąganiu przez nią niezależności, jako wspomaganie drugiego w jego podmiotowości, od urodzenia aż do końca życia - niewątpliwie nawiązywała do myśli Ellen Key ("Stulecie Dziecka"), w świetle której prawdziwe wychowanie jest niewidzialne, niedostrzegalne dla wychowanków. Trzeba umieć nawiązywać z nimi kontakt, poznawać ich, diagnozować, obejmować swoją refleksją i umożliwiać im zaangażowanie.
W powyższym sensie pedagogika montessoriańska jest niejako pedagogiką bez pedagogów, którzy niejako są z boku, z tyłu, w tle, uprzedzając aktywność dzieci i przygotowując im specjalne otoczenie, by doszły do w pełni samodzielnej pracy. Nauczyciel aranżuje sytuacje, stwarza dzieciom okazje do samorozwoju sprzyjając ich samodzielnej aktywności.
Jak pisała Montessori:
Nowo narodzone dziecko nie jest zwierzątkiem, które należy nakarmić. Już od swego narodzenia jest ono istotą duchową, i jeśli chcemy troszczyć się o jej dobro, nie wystarczy zaspokoić potrzeby biologiczne dziecka. Należy tworzyć mu drogę duchowego rozwoju od pierwszych dni, obserwując jego duchowe objawy i odpowiednio je wyszukiwać". (1954)
Ważne są interakcje między dorosłymi a dziećmi. Ponownie dr M. Miksza zacytowała Marię Montessori:
Dziecko i dorosły to dwie różne części ludzkości, które nawzajem wpływają na siebie i przy obopólnej pomocy powinny współistnieć w harmonii. To jest więc tylko tak, że dorosły musi pomagać dziecku, ale także dziecko musi pomagać dorosłemu. (1964)
W relacjach z dzieckiem nie należy naruszać rdzenia jego osobowości, tej cząstki jego tajemnicy, która stanowi o indywiduum i pozwala zachować własną godność. Trzeba szanować granice dziecka, a jest to możliwe nie tylko dzięki postawie pokory i służby wobec jego podmiotowego rozwoju, ale także w wyniku przygotowania wewnętrznego przez samego nauczyciela. Jak referowała M. Miksza: Trzeba umieć wyzwolić się od własnych uprzedzeń, poglądów i uwierzyć w dziecko, odkrywać jego naturę, kiedy znajdzie atrakcyjne zajęcie. Kluczowe są dla tej postawy trzy stadia: przygotowanie/aranżacja otoczenia, zachętę sobą do działania i wycofanie się, obserwacja.
U młodych nauczycieli pojawia się zagubienie i strach. właśnie dlatego w trakcie Polskich Dni Montessori nauczyciele mieli szeroką paletę warsztatów z komunikacji, sztuki obserwacji, prowadzenia niedyrektywnego dialogu itp. Panem, któremu służy nauczyciel, jest umysł dziecka.
Kiedy ten wyraża jakieś pragnienie, nauczyciel musi być gotów je spełniać. Ale nie ułatwiać, tylko naprowadzać, aby uczeń potrafił sam pokonywać trudności.
Przywołana tu została idea pokory, służby dziecku, pracy nauczycieli nad sobą, tej sokratejskiej sztuki samodoskonalenia, w ramach której należy rozpoznawać w sobie wady po to, aby je pokonywać. Zdaniem Mikszy: Konieczne jest nawrócenie dorosłych, na właściwą drogę. Odkrywając w sobie wady, może wrócić na właściwą drogę. Musi być przygotowany wewnętrznie, wejść w głąb siebie.
Można kwestionować idealistyczny model montessoriańskiej nauczycielki jako tej, którą cechuje miłość ogarniająca jak płomień, cierpliwość, mądra rezerwa, panowanie nad sobą, pokój, skromność, odpowiedzialność za rozwój dziecka, wiedza, przygotowanie metodyczne, ale jedno nie ulega wątpliwości, że w pracy z dzieckiem, w każdym kontakcie z nim, i to niezależnie od tego, czy jest się rodzicem czy profesjonalnym pedagogiem, ze wszystkich spraw miłość jest najważniejsza. Jest ona potężną siłą, która rozporządza człowiekiem.
Nie mogę nie przytoczyć z tego referatu jeszcze dwóch, jakże kluczowych tez z montessoriańskiej koncepcji nauczyciela:
Wskaźnikiem sukcesu nauczyciela jest to, kiedy dzieci pracują same, tak, jakby nas z nimi nie było. Trzeba tez wytłumaczyć dziecku, by nie utożsamiało dobra z bezruchem, a zła z aktywnością. Bądźmy badaczami w działaniu. Otwierającym się skrzydłom należy wszczepiać odwagę i odpowiedzialność, by same chciały pofrunąć.
Jak zatem nie wielbić nauczycielek przedszkoli i szkół montessoriańskich, skoro są one nie tylko afirmatorkami tej pedagogii, ale przede wszystkim ucieleśniają powyższe wartości swoją postawą wobec dzieci i dorosłych. Cieszę się, że do Łodzi przyjechali, a na UŁ stawili się także z tego miasta montessorianie, nauczyciele z pasją, z wpisaną w ich dusze miłością wobec drugiego człowieka, z poświęceniem oddającym się w swojej pedagogicznej pracy wolności i integralności suwerennego rozwoju każdej osoby.
Nie sposób pisać w tym miejscu o wszystkim, bo w gruncie rzeczy mogłaby powstać z tych dni odrębna książka, zasobna w referaty, treści swobodnych wypowiedzi, polemik, dyskusji czy warsztatowych doznań.
Prof. UŁ dr hab. Mirosława Zalewska-Pawlak zaprosiła nas na kulturową "strawę" wieńczącą obrady. Było to przygotowane przez studentów II i III roku pedagogiki w zakresie edukacji artystycznej przedstawienie o symbolicznym przekazie idei milczącej pedagogii Montessori - tu wyrażonej pantomimą - oraz o idei wolności, miłości, wzajemnym szacunku i trosce o dziecko. Było to wzruszające przedstawienie, w pełni zaskakujące scenografią, wykonaniem, tłem muzycznym i kulturowym przekazem.
04 czerwca 2017
V Polskie Dni Montessori w Łodzi
Prawie 300 nauczycieli, w tym także w skromnym zakresie nauczycieli akademickich, dyrektorów placówek opiekuńczych i edukacyjnych, dla których działań fundamentalna jest pedagogia Marii Montessori, uczestniczy przez trzy dni (2-4 czerwca 2017) na Wydziale Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego w perfekcyjnie przygotowanych przez Polskie Stowarzyszenie Montessori oraz Katedrę Teorii Wychowania UŁ sesjach wykładowych, warsztatowych, panelowych, by "doładować akumulatory" na dalsze lata pracy.
Trzeba być z tymi nauczycielami, spotkać się z nimi, porozmawiać, niejako "dotknąć" pasji ich życia i powołania, fenomenalnego zaangażowania w wychowywanie dzieci, młodzieży, ale także sprawowanie opieki nad osobami o specjalnych potrzebach edukacyjnych czy egzystencjalnych. Od ponad 30 lat pedagogika Marii Montessori przeżywa swój renesans, a to dzięki łódzkim nauczycielom akademickim, którzy otworzyli polskim nauczycielom przestrzeń myśli, twórczości, idei i ich kontynuatorów w świecie.
Doskonale pamiętam, jak jeszcze w okresie schyłkowej PRL dr Ewa Łatacz z UŁ opublikowała pierwszą monografię naukową o genezie i recepcji tej pedagogiki w okresie II Rzeczypospolitej. W dwudziestoleciu międzywojennym powstawały przedszkola i szkoły montessoriańskiej obok także innych placówek alternatywnej edukacji jak np. szkoły steinerowskie, Planu Daltońskiego czy szkoły kerschensteinerowskie w duchu pedagogiki pracy. Nagły incydent zdrowotny naszej koleżanki dr Ewy Łatacz wyłączył ją kilka lat temu z możliwości aktywnego wspomagania rozwoju placówek montessoriańskich w Łodzi przy parafiach. O pedagogice reform pisał prof. Mirosław S. Szymański. Idee NOWEGO WYCHOWANIA z początku XX wieku nadal czekają na ich szerszą i zaktualizowaną recepcję także w Polsce XXI wieku.
O przywrócenie obecności pedagogiki Montessori w III RP zatroszczyła się także dr Małgorzata Miksza, która powołała do życia i zarejestrowała w dn. 20.04.1994 r. Polskie Stowarzyszenie Montessori lokując jego siedzibę w Łodzi. Katedra Teorii Wychowania UŁ jest od samego początku odnowy tego ruchu naukowym centrum wsparcia i rozwoju naukowej myśli także tej pedagogiki. Nic dziwnego, że w piątek przyjechali uczestnicy V Polskich Dni Montessori właśnie do nas. Obrady otworzyliśmy razem z dr Małgorzatą Mikszą wyrażając wdzięczność przybyłym na te DNI pedagogom za ich wyjątkową służbę dzieciom w różnych miejscach i regionach kraju, ale także poza jego granicami.
Znakiem szczególnego otwarcia obrad był krótki występ dzieci z montessoriańskiego przedszkola, które wykonały piosenki i utwory muzyczne (na flecie prostym) autorstwa i kompozycji ich nauczycielki. Oficjalnego zaś otwarcia dokonała po tym występie dziekan Wydziału Nauk o Wychowaniu UŁ dr hab. Danuta Urbaniak-Zając, prof. UŁ podkreślając pryncypialną w kształceniu przyszłych nauczycieli przesłankę łączenia teorii i koncepcji pedagogicznych z praktyką oświatową.
Pedagogika Marii Montessori przetrwała już stulecie, a dopiero teraz naukowcy potwierdzają empirycznymi badaniami jej prospektywną i uniwersalną wartość w wszechstronnym, integralnym rozwoju dzieci. Rodzice, którzy kochają swoje dzieci i marzą o ich jak najlepszym rozwoju, poszukują montessoriańskich placówek, gdyż wieść o szczególnym podejściu nauczycieli do dziecka roznosi się lotem błyskawicy. Na forach internetowych piszą:
- poszukuję przedszkola, które w pełnym zakresie realizuje program Montessori, a nie tylko umieszcza go w nazwie. Czy ktoś z was ma dziecko w takim przedszkolu i jakie są kryteria przyjęcia? - Nie wiem czy w pełnym zakresie, ale na bazie pedagogiki Montessori pracuje przedszkole ekologiczne ekoludek. Są tam grupy mieszane
wiekowo i mają dużo pomocy montessoriańskich;
- Moje dziecko chodzi do przedszkola przy Jaracza (przedszkole nr 220). Jest to przedszkole państwowe, czyli nabór normalny - pewnie w marcu - kwietniu. Co do kryteriów - skorzystaj z wyszukiwarki, były wątki na ten temat.
- Przedszkole jak najbardziej pracuje zgodnie z programem Montessori. Dodatkowo przy tej placówce są prowadzone różnego typu kursy pedagogiki Montessori. Strona przedszkola jest tutaj. A tutaj jest reportaż nakręcony przez TV Toya w ramach programu "Przedszkole Równe Szanse". Wypowiadają się tam dyrektorki przedszkola o programie przedszkola.
Mogę potwierdzić jako rodzic, a nie tylko naukowiec, że jestem wdzięczny nauczycielkom dwóch łódzkich przedszkoli montessoriańskich - bo tak się złożyło, że każda z moich córek uczęszczała do innej placówki - za ich wyjątkowy, wspaniały wkład w rozwój dzieci. Są to nauczycielki Przedszkola Miejskiego nr 220 Montessori oraz Przedszkola Miejskiego nr 106 w Łodzi. Wystarczy przekroczyć drzwi tych placówek, jak zapewne każdej innej, by przekonać się o klimacie, kulturze i perfekcyjnej pedagogii.
A V Polskie Dni Montessori służą przede wszystkim dalszemu motywowaniu nauczycieli do rozważań, przemyśleń nad koncepcją nauczyciela - wychowawcy w poglądach M. Montessori w odniesieniu do współczesnych modeli nauczyciela; konfrontowaniu pedeutologicznych poglądów M. Montessori z obrazem współczesnego nauczyciela montessoriańskiego; podjęciu refleksji nad rozwojem nauczyciela montessoriańskiego w wymiarze osobowym i zawodowym; uwrażliwieniu współczesnych nauczycieli, wychowawców i rodziców na specyfikę roli i zadań nauczyciela montessoriańskiego w edukacji człowieka; dzieleniu się wiedzą i doświadczeniami między nauczycielami różnych placówek montessoriańskich (żłobek, przedszkole, wszystkie szczeble edukacji szkolnej) poprzez zaprezentowanie autorskich pomocy montessoriańskich i lekcji rozwojowych. estnicy rozmawiają też o przeszkodach i barierach bycia nauczycielem montessoriańskim, np. przepisy prawa oświatowego, wypalenie zawodowe, itp. oraz dzięki bezpośrednim spotkaniom zacieśniają sieć wsparcia na kolejne lata.
W sobotę i niedzielę odbywają się pasjonujące warsztaty, które przydałyby się każdemu nauczycielowi, nie tylko z tych placówek:
- Prowadzenie dziecka poprzez obserwację;
- Wewnętrzny namysł i zadania pedagoga;
- Nauczyciel jako mediator – przygotowanie dzieci do samodzielnego radzenia sobie z sytuacjami trudnymi;
- „Myślę – Mówię – Działam”” warsztaty na temat rozwijania partycypacji dziecięcej;
- Nauczyciel - duchowy przewodnik i edukator;
- Jak stworzyć materiał Montessori?;
- „Nauczyciel nie kształci i nie poucza dziecka, lecz jest jego pomocnikiem” – samodzielne odkrywanie Świata poprzez działanie;
- Zarządzanie klasą, czyli twarde i miękkie kompetencje nauczyciela montessoriańskiego;
- Książka jest światem – jak pomóc dziecku w jej odkrywaniu?;
- ZAUFANIE I POKORA – korzenie i skrzydła naszych dzieci, czyli spotkanie z filozofią i pedagogiką Marii Montessori w kontekście różnych metod wychowawczych;
- Jak pomóc dziecku rozwiązać dylemat „Mieć czy być?”- od prehistorii do współczesności;
- Kreatywny nauczyciel - twórcze dziecko;
- Refleksyjność nauczyciela w projektowaniu aktywności i wiedzy dziecka w myśl tezy „Pomóż mi samemu to zrobić”;
- Profilaktyczne zabawy logopedyczne dla dzieci;
- Cztery pory roku – muzykowanie z dziećmi;
- Stopniowe osiąganie coraz większej niezależności, samodzielne dziecko – autonomiczne dziecko ;
itd., itd.
Chcąc pomóc dziecku w rozwoju, trzeba zacząć od samego siebie.
03 czerwca 2017
Politycy demoralizują dzieci i młodzież
W zależności od tego, czy medium jest prorządowe, czy opozycyjne, takie są doniesienia "dziennikarzy" z mającego miejsce w dniu 1 czerwca 2017 r. Parlamentu Dzieci i Młodzieży. Wymyśliła to postkomunistyczna lewica, bo resentyment za czasami Edwarda Gierka nie pozwalał politykom z SLD i PSL na zrezygnowanie z indoktrynacji światopoglądowej w wydaniu z lat PRL. Towarzysze z KC PZPR, a nawet Przewodniczący Rady Państwa - prof. Henryk Jabłoński - także zapraszali dzieci i młodzież z okazji Międzynarodowego Dnia Dziecka do Belwederu, Pałacu Kultury i Nauki czy Sejmu.
Przecież nie zależało im na rzeczywistym doświadczeniu demokracji przez młode pokolenie, tylko na upozorowaniu przez rządzących i posłów rzekomej troski o uczniów. Do tego wzorca nawiązuje od 1994 r. każda ekipa rządząca, bo która przyzna się, że nie chce, by ten polityczny "manewr" przestał istnieć? Kto powie, że nie chce dzieci i młodzieży w Sejmie w Dniu Dziecka? Władza jest dobra, kochana, wielbi tych z buławą poselską czy partyjną w plecaku, więc przyjmie ich w porządnych hotelach, dobrze nakarmi, wręczy gadżety i ... to już wystarczy.
Niech młodym wydaje się, że coś w tym kraju znaczą, niech zasiądą w ławach poselskich i poczują zapach odpowiedzialności za własne pokolenie. Może jeszcze poczuje resztki niedojedzonej przez któregoś posła pizzy, pomaca tabliczkę z jej/jego nazwiskiem i wyobrazi siebie w tym miejscu za lat kilka lub kilkanaście. Dlaczego nie?
Ciekawe, czy dobór uczniów do tegorocznego "Sejmu DiM" był ideologicznie proporcjonalny do liczby realnych mandatów? Czy nauczyciele pytali swoich uczniów, nominowanych do tej pozoranckiej zabawy w demokrację, jaką partię polityczną zamierzają reprezentować tego dnia w ławach poselskich? Czy któregoś z uczniów nie uwierało siedzenie, którego realny odpowiednik Sejmu VIII kadencji jest z zupełnie przeciwnej mu opcji? Czy może któryś z młodych postanowił w ławie poselskiej wyrżnąć scyzorykiem jakieś hasło?
Kim byli uczniowie-posłowie marszałkowie i wicemarszałkowie tegorocznego SDiM? Zwolennikami PIS, Polski Razem, Nowoczesnej, Kukiz15, PO, PSL czy może byli też jacyś niezależni? Media rejestrowały ich wystąpień w takiej oto postaci:
- Polska prawica i jej przystawki wychowuje sobie naprawdę strasznych następców; "Trudno było nie poczuć przygnębienia oglądając obrady Sejmu Dzieci i Młodzieży pierwszego czerwca. Co bowiem zobaczyliśmy? Ciągle powtarzane wezwania do zniszczenia Unii Europejskiej, porównywanie Brukseli do Moskwy z czasów ZSRR, darcie wydrukowanej na kartce papieru unijnej flagi."
- Lech Wałęsa ostro skomentował Sejm Dzieci i Młodzieży. Ostre słowa do Anny Zalewskiej
"To się Kaczyńskiemu nie spodoba. Dzieci krzyczą w Sejmie 'Lech Wałęsa'";
- "Smutny spektakl, wykorzystali ich jak marionetki". Psycholog o Sejmie Dzieci i Młodzieży ;
- Politycy wciągnęli dzieci do brudnej rozgrywki. Tego się nie robi! : "Dzieci i młodzież niczym papierek lakmusowy pokazują nastroje polityczne i podziały społeczne. Było to aż nadto widać podczas zorganizowanego w parlamencie Sejmu Dzieci i Młodzieży. Z ust młodych „polityków” padło wiele mocnych, a niekiedy nawet szokujących słów. Po parlamencie niosły się hasła: „precz z komuną!”, a przy wejściu... rekwirowano gwizdki i przeszukiwano dziecięce plecaki. Ale czy można się temu dziwić, skoro mentorów, od których dzieci mogły się uczyć takiego zachowania, w polskim Sejmie nie brakuje..." ;
- Dorota Zawadzka "Superniania" o nastolatkach w Sejmie: przeraziła mnie zajadłość tych dzieci;
- Dyskutują przez obrażanie, kontrują przez straszenie". Psycholodzy o obradach Sejmu Dzieci i Młodzieży; "Rekordy popularności biją nagrania przemówień młodzieży. - Musimy sobie jasno powiedzieć. Dziś komuniści nie są czerwoni. Dziś komuniści są niebiescy - powiedział Michał Cywiński. Jego zdaniem, Unia Europejska musi być zniszczona, po czym porwał wydrukowaną na kartce flagę unijną. - Unia Europejska w swoich działaniach na przestrzeni kilku ostatnich lat zaczyna przypominać raczej rzeszę europejską - ocenił inny przemawiający."
- Skandal w Sejmie! PO próbowała wykorzystać dzieci do walki politycznej; "Posłowie Platformy Obywatelskiej próbowali nakłonić młodzież zebraną wczoraj w parlamencie do protestu przeciwko obecnej władzy. Okazją do tego miała być organizowana corocznie w Dniu Dziecka sesja Sejmu Dzieci i Młodzieży. Według relacji jej uczestników, posłowie opozycji poprzez nocne telefony instruowali ich, jak mają się zachowywać, a także zachęcali do zakłócania obrad poprzez używanie gwizdków na sali plenarnej"
- Sejm Dzieci i Młodzieży 2017. O czym debatowali parlamentarzyści-juniorzy? "Młodych polityków powitała też sekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej Marzena Machałek. – Ten dzień to jest Wasze święto. To wy liderzy swoich społeczności jesteście zaangażowani, pracujecie i tworzycie ważne sprawy. Myślę, że to zasłużona nagroda, że dzisiaj siedzicie w tym miejscu, w Sejmie Rzeczpospolitej Polskiej – podkreśliła. "
- Nastolatka o "wyrazach współczucia dla współpracowników pana Kaczyńskiego i Macierewicza". "- Na sam koniec chciałabym złożyć najserdeczniejsze wyrazy współczucia współpracownikom pana Kaczyńskiego i Macierewicza. Wolność! Równość! Demokracja!"
- Młodzieżowy poseł z Bełchatowa: "Unia Europejska zaczyna przypominać rzeszę europejską".
Żałosne, że w 28 lat po upadku PRL nadal mamy PRL-bis. Polecam obejrzenie filmu fabularnego Wojciecha Marczewskiego pt. "Dreszcze". Świetnie pokazał w nim istotę indoktrynacji i manipulacji politycznej władzy wobec dzieci i młodzieży.
02 czerwca 2017
Mała książeczka, a cieszy
Pierwszy raz spotkałem się z wydawnictwem, które na tylnej okładce naukowej książki przedstawiło wszystkie koszty jej wydania. Jest to bardzo interesująca informacja, bowiem wynika z niej, że publikacja - licząca faktycznie może dwa arkusze wydawnicze - wymaga od spragnionego wiedzy czytelnika zapłacenia aż 36 zł. Na tę cenę składają się następujące elementy:
- honoraria (Autor, redaktor językowy, korektor, projektant graficzny, koordynator produkcji i skład) - 4,28 zł;
- koszty druku i papieru: - 5,42
- koszty utrzymania książki w obiegu (transport, magazynowanie, dystrybucja, promocja) - 5,28 zł;
- marża księgarń i hurtowni - 15,32 zł;
- podatek - 1,80 zł;
- zysk przeznaczony na realizację celów statutowych Fundacji - 3,90 zł.
Jak zatem widać, najmniej zyskuje na tym Autor, a więc wytwórca dobra kulturowego, jakim jest książka. W księgarni nikt jej nie znajdzie, bo jeśli nawet ją zamówiła, to przy tak wysokiej cenie potencjalni interesanci przejdą obok. To tylko pokazuje kryzys, w jakim znajduje się polskie czytelnictwo na skutek wysokich kosztów produkcji książek oraz z jakim ubóstwem muszą liczyć się autorzy publikacji.
Rozpraw naukowych nie wydaje się dla zysków oficyn akademickich czy tym bardziej autorów, bo te są na poziomie kilku złotych od sprzedanego egzemplarza. Książki nie znalazłem w Łodzi. Zajrzałem do sieci. O połowę taniej mogłem ją kupić w ... antykwariacie, nowiuteńką. Kto na tym stracił? Zapewne wydawca i autor. Jako czytelnik - zyskałem, bo kupiłem ją za 20 zł, a więc w cenie jednego miesięcznika, a nie za 36 zł.
Rozprawę wydała oficyna organizacji pozarządowej, która specjalizuje się w niszowej problematyce nauk społecznych, ale o bardzo wysokich walorach poznawczych. Ot, rozprawa dla inteligencji, naukowców, dla może kilkunastu czy kilkudziesięciu czytelników. Dobrze, że się ukazała, bo dzięki temu mam dostęp do wysokiej jakości wykładu jednego z cenionych uczonych o nowej sytuacji, w jakiej toczy się dziś nasze życie. Jak pisze:
Tworzy ją ogromna złożoność świata, skutkująca dużą skalą i intensywnością przez nikogo nieplanowanych zdarzeń, sprzężeń zwrotnych, incydentów oraz katastrof, wszechobecnością emergencji i zbiorowych zachowań o trudnym do kontrolowania przebiegu. Ta zasadnicza zmiana podważa przekonanie człowieka o własnej wszechwładzy i rodzi pytanie o strategie życia w nowym, wyłaniającym się na naszych oczach świecie. Każe zastanowić się też nad zagrożeniami, jakie on z sobą niesie, oraz niebezpieczeństwami, które wywołują niepewność i strach". (okładka)
Właśnie o tych incydentach pisałem dzień wcześniej w blogu, a tu, taka książka, której autor odczytuje przejście od nowoczesnych do ponowoczesnych form uspołecznienia osób w świecie pełnym niepewności, lęków czy prekarności. Gdyby studiujący resocjalizację czy pedagogikę społeczną chcieli przeczytać, jak można za pomocą wiedzy socjologicznej odczytywać złożoność naszego świata, to gorąco im polecam tę rozprawę. Jest syntetyczna, napisana świetnym językiem i łamie dotychczasowe myślenie o incydentach jako czymś patologicznym, rzadkim, wyjątkowym, niepowtarzalnym. To nieprawda, pisze prof. Marek Krajewski z Wydziału Nauk Społecznych UAM w Poznaniu - "INCYDENT JEST CZYMŚ NORMALNYM, NIE ZAŚ ODSTĘPSTWEM OD NORMY, CZYMŚ, CO NAM SIĘ NIEUSTANNIE PRZYDARZA I CO TWORZY ISTOTNY ASPEKT NASZEJ EGZYSTENCJI". (s. 70-71).
To powinno zmienić optykę postrzegania wydarzeń także w naszym kraju.
- honoraria (Autor, redaktor językowy, korektor, projektant graficzny, koordynator produkcji i skład) - 4,28 zł;
- koszty druku i papieru: - 5,42
- koszty utrzymania książki w obiegu (transport, magazynowanie, dystrybucja, promocja) - 5,28 zł;
- marża księgarń i hurtowni - 15,32 zł;
- podatek - 1,80 zł;
- zysk przeznaczony na realizację celów statutowych Fundacji - 3,90 zł.
Jak zatem widać, najmniej zyskuje na tym Autor, a więc wytwórca dobra kulturowego, jakim jest książka. W księgarni nikt jej nie znajdzie, bo jeśli nawet ją zamówiła, to przy tak wysokiej cenie potencjalni interesanci przejdą obok. To tylko pokazuje kryzys, w jakim znajduje się polskie czytelnictwo na skutek wysokich kosztów produkcji książek oraz z jakim ubóstwem muszą liczyć się autorzy publikacji.
Rozpraw naukowych nie wydaje się dla zysków oficyn akademickich czy tym bardziej autorów, bo te są na poziomie kilku złotych od sprzedanego egzemplarza. Książki nie znalazłem w Łodzi. Zajrzałem do sieci. O połowę taniej mogłem ją kupić w ... antykwariacie, nowiuteńką. Kto na tym stracił? Zapewne wydawca i autor. Jako czytelnik - zyskałem, bo kupiłem ją za 20 zł, a więc w cenie jednego miesięcznika, a nie za 36 zł.
Rozprawę wydała oficyna organizacji pozarządowej, która specjalizuje się w niszowej problematyce nauk społecznych, ale o bardzo wysokich walorach poznawczych. Ot, rozprawa dla inteligencji, naukowców, dla może kilkunastu czy kilkudziesięciu czytelników. Dobrze, że się ukazała, bo dzięki temu mam dostęp do wysokiej jakości wykładu jednego z cenionych uczonych o nowej sytuacji, w jakiej toczy się dziś nasze życie. Jak pisze:
Tworzy ją ogromna złożoność świata, skutkująca dużą skalą i intensywnością przez nikogo nieplanowanych zdarzeń, sprzężeń zwrotnych, incydentów oraz katastrof, wszechobecnością emergencji i zbiorowych zachowań o trudnym do kontrolowania przebiegu. Ta zasadnicza zmiana podważa przekonanie człowieka o własnej wszechwładzy i rodzi pytanie o strategie życia w nowym, wyłaniającym się na naszych oczach świecie. Każe zastanowić się też nad zagrożeniami, jakie on z sobą niesie, oraz niebezpieczeństwami, które wywołują niepewność i strach". (okładka)
Właśnie o tych incydentach pisałem dzień wcześniej w blogu, a tu, taka książka, której autor odczytuje przejście od nowoczesnych do ponowoczesnych form uspołecznienia osób w świecie pełnym niepewności, lęków czy prekarności. Gdyby studiujący resocjalizację czy pedagogikę społeczną chcieli przeczytać, jak można za pomocą wiedzy socjologicznej odczytywać złożoność naszego świata, to gorąco im polecam tę rozprawę. Jest syntetyczna, napisana świetnym językiem i łamie dotychczasowe myślenie o incydentach jako czymś patologicznym, rzadkim, wyjątkowym, niepowtarzalnym. To nieprawda, pisze prof. Marek Krajewski z Wydziału Nauk Społecznych UAM w Poznaniu - "INCYDENT JEST CZYMŚ NORMALNYM, NIE ZAŚ ODSTĘPSTWEM OD NORMY, CZYMŚ, CO NAM SIĘ NIEUSTANNIE PRZYDARZA I CO TWORZY ISTOTNY ASPEKT NASZEJ EGZYSTENCJI". (s. 70-71).
To powinno zmienić optykę postrzegania wydarzeń także w naszym kraju.
01 czerwca 2017
Otrzegajmy młodzież przed niewolnictwem XXI wieku
Tak głośno komentowana w kraju śmierć młodej Polki w Egipcie zwróciła wreszcie uwagę opinii publicznej na zjawisko, którego być może nie jesteśmy świadomi, a rozprzestrzenia się w niewidoczny sposób jak wirus. W sieci padały najróżniejsze powody tego tragicznego zdarzenia, od powiązań różnych osób z kręgu tej kobiety z mafią narkotykową, poprzez insynuowanie objawienia się nagle u niej zaburzeń psychicznych po bycie ofiarą handlu ludźmi.
Tak, tak, czas najwyższy wprowadzić jeszcze przed wakacjami do zajęć wychowawczych w szkołach średnich (jeszcze w wygaszanych gimnazjach i wszystkich szkołach ponadgimnazjalnych) problem przestępstwa, które rozwija się w Polsce od dłuższego czasu. Jak podaje policja, rocznie popełnianych jest kilkadziesiąt przestępstw handlu młodymi kobietami, a jest to TRZECIE po handlu bronią i narkotykami ŹRÓDŁO ZYSKÓW dla zorganizowanych grup przestępczych. Te mają swoich ludzi w instytucjach, które powinny bronić i chronić polskich obywateli przed niewolnictwem XXI wieku, ale - jak w każdym środowisku społeczno-zawodowym - mamy do czynienia z podłą zdradą etosu wykonywanej profesji i człowieczeństwa dla indywidualnego zysku.
Przeczytałem w miesięczniku "Policja 997" artykuł Elżbiety Sitek właśnie pod takim tytułem: "NIEWOLNICTWO XXI WIEKU" (2017 nr 5, s. 18-19), którego treść powinna być przedrukowana do czasopism oświatowo-wychowawczych. Trzeba uświadamiać młodzieży, że staje się w wyniku rozbuchanych potrzeb konsumpcyjnych, które prof. Jan Szczepański określał mianem potrzeb "otoczkowych", łatwym "kąskiem" dla świetnie zorganizowanych i bogatych grup przestępczych. Młoda kobieta staje się dla nich TOWAREM, który najpierw "kupuje się" osaczaniem emocjonalno-materialnym, by po pewnym czasie, naiwną, bezgranicznie ufną, często nieznającą dobrze języka obcego i mało zaradną - sprzedać na czarnym rynku:
- by była wykorzystywana seksualnie;
- do niewolniczej pracy;
- do pobrania organów na przeszczep.
Jak pisze pani E. Sitek:
"Schemat tych przestępstw jest dość podobny - do pracy werbuje się osoby nieznające języka i mało zaradne, znajdujące się w trudnej sytuacji, potem wpuszcza się je w spiralę długów: za podróż i załatwienie pracy, za mieszkanie, za różne prawdziwe czy fikcyjne świadczenia. W ten sposób osoba pracuje i ciągle musi oddawać to, co zarobiła. Bywa, że na nazwisko zwerbowanego pracownika zakładane jest konto, do którego nie ma on dostępu i z tego konta "pracodawca" zabiera wszystkie ewentualne świadczenia, jakie dana osoba dostaje od państwa". Ten proceder ma miejsce szczególnie w takich krajach, jak Anglia, Holandia czy Belgia.
Polska stała się także źródłem dla grup przestępczych porywających dzieci i handlujących nimi głównie dla środowisk pedofilskich lub do pobrania organów. Nie piszę o tym, by kogokolwiek straszyć, gdyż polska policja walczy z tym światkiem przestępczym wszczynając blisko 30 nowych śledztw rocznie. Niech jednak rodzice, nauczyciele, wychowawcy, instruktorzy harcerscy czy grup młodzieżowych, opiekunowie wakacyjnych obozów, kolonii czy form wypoczynku letniego nie spuszczają dzieci i młodzieży z oczu, bo gangi przestępcze w Polsce tylko na to czekają.
NIEWOLNICTWO XXI WIEKU nie może być tematem TABU!
Tak, tak, czas najwyższy wprowadzić jeszcze przed wakacjami do zajęć wychowawczych w szkołach średnich (jeszcze w wygaszanych gimnazjach i wszystkich szkołach ponadgimnazjalnych) problem przestępstwa, które rozwija się w Polsce od dłuższego czasu. Jak podaje policja, rocznie popełnianych jest kilkadziesiąt przestępstw handlu młodymi kobietami, a jest to TRZECIE po handlu bronią i narkotykami ŹRÓDŁO ZYSKÓW dla zorganizowanych grup przestępczych. Te mają swoich ludzi w instytucjach, które powinny bronić i chronić polskich obywateli przed niewolnictwem XXI wieku, ale - jak w każdym środowisku społeczno-zawodowym - mamy do czynienia z podłą zdradą etosu wykonywanej profesji i człowieczeństwa dla indywidualnego zysku.
Przeczytałem w miesięczniku "Policja 997" artykuł Elżbiety Sitek właśnie pod takim tytułem: "NIEWOLNICTWO XXI WIEKU" (2017 nr 5, s. 18-19), którego treść powinna być przedrukowana do czasopism oświatowo-wychowawczych. Trzeba uświadamiać młodzieży, że staje się w wyniku rozbuchanych potrzeb konsumpcyjnych, które prof. Jan Szczepański określał mianem potrzeb "otoczkowych", łatwym "kąskiem" dla świetnie zorganizowanych i bogatych grup przestępczych. Młoda kobieta staje się dla nich TOWAREM, który najpierw "kupuje się" osaczaniem emocjonalno-materialnym, by po pewnym czasie, naiwną, bezgranicznie ufną, często nieznającą dobrze języka obcego i mało zaradną - sprzedać na czarnym rynku:
- by była wykorzystywana seksualnie;
- do niewolniczej pracy;
- do pobrania organów na przeszczep.
Jak pisze pani E. Sitek:
"Schemat tych przestępstw jest dość podobny - do pracy werbuje się osoby nieznające języka i mało zaradne, znajdujące się w trudnej sytuacji, potem wpuszcza się je w spiralę długów: za podróż i załatwienie pracy, za mieszkanie, za różne prawdziwe czy fikcyjne świadczenia. W ten sposób osoba pracuje i ciągle musi oddawać to, co zarobiła. Bywa, że na nazwisko zwerbowanego pracownika zakładane jest konto, do którego nie ma on dostępu i z tego konta "pracodawca" zabiera wszystkie ewentualne świadczenia, jakie dana osoba dostaje od państwa". Ten proceder ma miejsce szczególnie w takich krajach, jak Anglia, Holandia czy Belgia.
Polska stała się także źródłem dla grup przestępczych porywających dzieci i handlujących nimi głównie dla środowisk pedofilskich lub do pobrania organów. Nie piszę o tym, by kogokolwiek straszyć, gdyż polska policja walczy z tym światkiem przestępczym wszczynając blisko 30 nowych śledztw rocznie. Niech jednak rodzice, nauczyciele, wychowawcy, instruktorzy harcerscy czy grup młodzieżowych, opiekunowie wakacyjnych obozów, kolonii czy form wypoczynku letniego nie spuszczają dzieci i młodzieży z oczu, bo gangi przestępcze w Polsce tylko na to czekają.
NIEWOLNICTWO XXI WIEKU nie może być tematem TABU!
31 maja 2017
Konieczny upadek tzw. wyższych szkół prywatnych
Kto pamięta ten numer nieistniejącego już czasopisma, które powołał przed laty do życia rzekomo wówczas prawicowy polityk Janusz Palikot? Przywołuję je, chociaż mógłbym zamieścić w tym miejscu setki artykułów na temat pseudoakademickiego biznesu. Poszukujący tanich studiów, w tym przede wszystkim podyplomowych, różnego rodzaju kursów, szkoleń, a w istocie chętni do pozyskania jak najtaniej dyplomu takich studiów, mogą nie zdawać sobie sprawy z faktu, że zapisują się w szkole wyższej, która już została zlikwidowana, bądź też jest w trakcie likwidacji. Wpłacą, zarejestrują się i... zostaną na lodzie.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego nareszcie, po raz pierwszy od wielu, wielu lat, opublikowało w środę, 24 maja 2017 r. wykaz wyższych szkół prywatnych, które nie spełniają wymogów do udzielenia im dotacji budżetowej. Czy to oznacza, że w ogóle nie powinny też dalej działać na naszym rynku? Czy może jednak wolno im nabierać naiwnych na oferowane przez nie studia podyplomowe czy inne kursy? Komunikat ministerstwa powinien być bardziej jednoznaczny, a wskazujący na konsekwencje podjętych przez władze decyzji.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego informuje, że przedstawione w tabelach uczelnie niepubliczne, nadzorowane przez Ministra właściwego do spraw szkolnictwa wyższego, nie otrzymały na 2017 r. dotacji na zadania związane ze stwarzaniem studentom i doktorantom będącym osobami niepełnosprawnymi warunków do pełnego udziału w procesie kształcenia; na zadania związane z bezzwrotną pomocą materialną dla studentów i doktorantów. Prawdopodobnie jest to pochodną niżu demograficznego i/lub braku zainteresowania studiami w tych szkołach.
Resort wskazuje na powody "odcięcia" akademickich jednostek od dalszego zasilania finansowego przez państwo. Są to:
I - z powodu nieprzekazania danych niezbędnych do naliczenia dotacji:
1. Wyższa Szkoła Bankowości i Finansów z siedzibą w Katowicach;
2. Wyższa Szkoła Hotelarstwa i Gastronomii w Poznaniu;
3. Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Łodzi;
4. Wyższa Szkoła Sportowa im. Kazimierza Górskiego w Łodzi;
5. Wyższa Szkoła Techniczno-Humanistyczna – Kadry dla Europy z siedzibą w Poznaniu;
6. Wyższa Szkoła Współpracy Międzynarodowej i Regionalnej im. Zygmunta Glogera z siedzibą w Wołominie;
7. Wyższa Szkoła Zarządzania Personelem w Warszawie;
8. Wyższa Szkoła Zawodowa „Oeconomicus” Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego z siedzibą w Szczecinie
II - z powodu braku możliwości nawiązania kontaktu i uzyskania danych niezbędnych do naliczenia dotacji:
9. ALMAMER Szkoła Wyższa z siedzibą w Warszawie;
10. Wyższa Szkoła Gospodarowania Nieruchomościami w Warszawie.
III - z powodu nieprzekazania danych niezbędnych do naliczenia dotacji:
11. Szkoła Główna Politechniczna z siedzibą w Nowym Sączu;
12. Wyższa Szkoła Bankowości i Finansów z siedzibą w Katowicach;
13. Wyższa Szkoła Nauk Prawnych i Administracji im. Leona Petrażyckiego w Wołominie;
14. Wyższa Szkoła Techniczno-Humanistyczna − Kadry dla Europy w Poznaniu;
15. Wyższa Szkoła Współpracy Międzynarodowej i Regionalnej im. Zygmunta Glogera z siedzibą w Wołominie;
16. Wyższa Szkoła Zawodowa „Oeconomicus” Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego z siedzibą w Szczecinie.
IV - z powodu braku możliwości nawiązania kontaktu i uzyskania danych niezbędnych do naliczenia dotacji:
17. ALMAMER Szkoła Wyższa z siedzibą w Warszawie;
18. Wyższa Szkoła Gospodarowania Nieruchomościami w Warszawie;
19. Wyższa Szkoła Służb Lotniczych w Bydgoszczy.
Mam nadzieję, że ta lista będzie aktualizowana na bieżąco, codziennie. Jest w naszym kraju wiele wyższych szkół, które nie spełniają standardów akademickich! Śmieją się z nas w Europie, że potrafiliśmy z udziałem, bo przyzwoleniem władz ministerialnych i Polskiej Komisji Akredytacyjnej, działać czarnemu biznesowi, który wyłudzał od naiwnych środki na rzekomą edukację. Podwyższyliśmy wskaźniki statystyczne w zakresie skolaryzacji, ale wskaźniki jakościowe są tu porażające.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego nareszcie, po raz pierwszy od wielu, wielu lat, opublikowało w środę, 24 maja 2017 r. wykaz wyższych szkół prywatnych, które nie spełniają wymogów do udzielenia im dotacji budżetowej. Czy to oznacza, że w ogóle nie powinny też dalej działać na naszym rynku? Czy może jednak wolno im nabierać naiwnych na oferowane przez nie studia podyplomowe czy inne kursy? Komunikat ministerstwa powinien być bardziej jednoznaczny, a wskazujący na konsekwencje podjętych przez władze decyzji.
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego informuje, że przedstawione w tabelach uczelnie niepubliczne, nadzorowane przez Ministra właściwego do spraw szkolnictwa wyższego, nie otrzymały na 2017 r. dotacji na zadania związane ze stwarzaniem studentom i doktorantom będącym osobami niepełnosprawnymi warunków do pełnego udziału w procesie kształcenia; na zadania związane z bezzwrotną pomocą materialną dla studentów i doktorantów. Prawdopodobnie jest to pochodną niżu demograficznego i/lub braku zainteresowania studiami w tych szkołach.
Resort wskazuje na powody "odcięcia" akademickich jednostek od dalszego zasilania finansowego przez państwo. Są to:
I - z powodu nieprzekazania danych niezbędnych do naliczenia dotacji:
1. Wyższa Szkoła Bankowości i Finansów z siedzibą w Katowicach;
2. Wyższa Szkoła Hotelarstwa i Gastronomii w Poznaniu;
3. Wyższa Szkoła Pedagogiczna w Łodzi;
4. Wyższa Szkoła Sportowa im. Kazimierza Górskiego w Łodzi;
5. Wyższa Szkoła Techniczno-Humanistyczna – Kadry dla Europy z siedzibą w Poznaniu;
6. Wyższa Szkoła Współpracy Międzynarodowej i Regionalnej im. Zygmunta Glogera z siedzibą w Wołominie;
7. Wyższa Szkoła Zarządzania Personelem w Warszawie;
8. Wyższa Szkoła Zawodowa „Oeconomicus” Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego z siedzibą w Szczecinie
II - z powodu braku możliwości nawiązania kontaktu i uzyskania danych niezbędnych do naliczenia dotacji:
9. ALMAMER Szkoła Wyższa z siedzibą w Warszawie;
10. Wyższa Szkoła Gospodarowania Nieruchomościami w Warszawie.
III - z powodu nieprzekazania danych niezbędnych do naliczenia dotacji:
11. Szkoła Główna Politechniczna z siedzibą w Nowym Sączu;
12. Wyższa Szkoła Bankowości i Finansów z siedzibą w Katowicach;
13. Wyższa Szkoła Nauk Prawnych i Administracji im. Leona Petrażyckiego w Wołominie;
14. Wyższa Szkoła Techniczno-Humanistyczna − Kadry dla Europy w Poznaniu;
15. Wyższa Szkoła Współpracy Międzynarodowej i Regionalnej im. Zygmunta Glogera z siedzibą w Wołominie;
16. Wyższa Szkoła Zawodowa „Oeconomicus” Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego z siedzibą w Szczecinie.
IV - z powodu braku możliwości nawiązania kontaktu i uzyskania danych niezbędnych do naliczenia dotacji:
17. ALMAMER Szkoła Wyższa z siedzibą w Warszawie;
18. Wyższa Szkoła Gospodarowania Nieruchomościami w Warszawie;
19. Wyższa Szkoła Służb Lotniczych w Bydgoszczy.
Mam nadzieję, że ta lista będzie aktualizowana na bieżąco, codziennie. Jest w naszym kraju wiele wyższych szkół, które nie spełniają standardów akademickich! Śmieją się z nas w Europie, że potrafiliśmy z udziałem, bo przyzwoleniem władz ministerialnych i Polskiej Komisji Akredytacyjnej, działać czarnemu biznesowi, który wyłudzał od naiwnych środki na rzekomą edukację. Podwyższyliśmy wskaźniki statystyczne w zakresie skolaryzacji, ale wskaźniki jakościowe są tu porażające.
30 maja 2017
Wiara w siebie i ustawiczne uczenie się warunkiem sukcesów zawodowych
Przytaczam przekład z tekstu, jaki ukazał się w blogu Instytutu Edukacji w Londynie, by zachęcić studentów do poznawania nowinek z badań ekspertów oświatowych Wielkiej Brytanii. Jest tu wiele interesujących, a krótkich relacji z różnych typów szkół, problemów związanych z socjalizacją dzieci i młodzieży w ponowoczesnym świecie, ale są też osobiste wpisy czy wypowiedzi profesorów różnych dyscyplin naukowych, którzy dzielą się swoimi doświadczeniami z kształcenia akademickiego czy szkolnego.
What kind of learning do we need to make the most of the new technological revolution?
Rose Lucking z Izby Lordów przedstawiła komisji zajmującej się przyszłością rynku pracy rolę uczenia się jako podstawowego warunku w osiąganiu sukcesów we współczesnej rewolucji technologicznej. Swoje stanowisko w tej kwestii zaprezentowała na IOE (Institut of Education) LONDON BLOG.
Uważa, że całe społeczeństwo zyska tylko wówczas, kiedy będzie utrzymywać adekwatne do poziomu innowacji i rozwoju technologii tempo uczenia się. Kiedy edukacja staje się dla pracowników przeszłością, czymś dokonanym i wystarczającym, to nie są oni w stanie opanować nowych zadań i wypadają z rynku pracy, a społeczeństwo staje się coraz bardziej rozwarstwione. Przykładowo, minister szkolnictwa w Finlandii poinformowała niedawno, że chce, aby w kraju wszyscy uczyli się niezależnie od wieku i doświadczenia, by ludzie mieli wysokie kompetencje i elastyczne umiejętności oraz by mogli w każdej chwili, kiedy tylko zaistnieje taka potrzeba, powrócić na ścieżkę edukacji.
Wielka Brytania potrzebuje pracowników, którzy potrafią szybko przystosować się do zmieniającego się świata. To oczywiste, że ludzie muszą dysponować określoną wiedzą, rozumieć swój język, znać matematykę, geografię itp., ale też powinni dysponować umiejętnościami XXI wieku w zakresie ustawicznego kształcenia. Zdaniem Lucking niezwykle ważne jest poczucie własnej wartości, wiara w siebie, u podłoża której jest przekonanie, że człowiek poradzi sobie w specyficznych sytuacjach i indywidualnie oraz w pracy zespołowej podoła nowym zadaniom.
Wiara w siebie przyczynia się do określenia własnych celów i sposobów, za pomocą których rozwiązujemy problemy oraz zaspokajamy własne czy grupowe oczekiwania. To jest ta umiejętność, której można się nauczyć pod warunkiem, że będziemy poznawali siebie. Jednostka musi dobrze wiedzieć, na czym się zna, a czego nie wie, w czym jest dobra, a w czym nie, w czym konieczna jest jej pomoc oraz w jaki sposób może ją pozyskać.
Wiarę w siebie jako klucz do sukcesu należy rozwijać już u dzieci w wieku przedszkolnym i w szkole. Powinno to zadanie znaleźć swoje odzwierciedlenie w podstawach programowych wychowania i kształcenia dzieci. Z badań B. Blooma wynika, że indywidualne uczenie się sprzyja osiąganiu lepszych wyników niż uczenie się w klasie szkolnej. Niskie wyniki kształcenia nie są następstwem pozostawienia uczniów samym sobie, ale skutkiem niewłaściwego podejścia do nich. Zadaniem szkoły jest zatem znalezienie takich metod, by możliwa była efektywna edukacja każdego ucznia zgodnie z jego potrzebami i możliwościami.
Dostosowaniu procesu kształcenia do uczniów powinna pomóc sztuczna inteligencja, która rozpoczęła nową rewolucję technologiczną. Za pomocą nowych technologii możemy uzyskiwać potrzebne dane o naszych uczniach i diagnozować rozwój ich inteligencji, emocjonalności i metakognitywnej wiedzy, a więc poziom rozwoju ich umiejętności rozumienia swoich procesów myślowych i regulowania ich.
Uczniowie zaś chcą uczyć się z wykorzystaniem nowych technologii, ale to nie oznacza zarazem, że wszyscy muszą znać sztukę programowania. Najważniejsza jest bowiem umiejętność posługiwania się technologią w pracy, w czasie wolnym i na co dzień. Jeśli chcemy dotrzymać w szkole kroku rewolucji technologicznej, to - zdaniem Lucking - nie wolno:
1) zaniedbać znaczenia wiary w siebie, koncentrując się głównie na sprawdzaniu u uczniów tylko ich wiedzy z przedmiotów;
2) nie sprawdzać własnych możliwości, które daje technologia tylko dlatego, że uczniowie obawiają się zagrożeń w sieci, kiedy są online;
3) nie nauczyć nadchodzącej generacji dostatecznego opanowania technologii, żeby mogła w przyszłości, w sposób kompetentny rozstrzygać o tym, w czym technologie są pomocne społeczeństwu, a w czym nie są oraz co można z nimi czynić, albo czego robić nie należy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)