12 lipca 2015

PANEL Kongresu PiS o edukacji, czyli częściowa powtórka z PRL



W Katowicach miała miejsce w dn. 3-5 lipca br. debata politycznego środowiska Prawa i Sprawiedliwości, która dotyczyła także EDUKACJI. Nie uczestniczyłem w obradach, a zatem nie znam ani recepcji przygotowanych do dyskusji panelistów, ani też dyskusji, jeśli takowa w ogóle miała miejsce. Z przesłanego mi wycinka materiałów dowiedziałem się, że panel prowadził 37 letni działacz PiS, absolwent Historii UJ, nauczyciel historii w Liceum Ogólnokształcące im Stanisława Konarskiego w Oświęcimiu Radosław Włoszek. Był "czarnym koniem" w wyborach samorządowych 2014 r. na Prezydenta Oświęcimia, ale nie uzyskał poparcia społeczności lokalnej. Być może będzie kandydował jesienią do Sejmu, gdyż zajmował się w oświatą przy Małopolskim Zarządzie Regionalnym PiS.

Panel miał dość szeroki charakter, bowiem połączono debatę o oświacie z szkolnictwem wyższym, a wiadomo, że każdy z tych obszarów wymagałby zupełnie odrębnych analiz. W sprawie edukacji powszechnej głos zabrała Elżbieta Witek - poseł na Sejm obecnej kadencji, akcentując już w tytule swojego wystąpienia kluczowy dla edukacji następującą kwestię: "Podniesienie rangi zawodu nauczyciela i przywrócenie sprawnego nadzoru pedagogicznego, warunkiem rozwoju polskiej szkoły". Poseł E. Witek jest absolwentką Uniwersytetu Wrocławskiego, gdzie ukończyła studia na Wydziale Filozoficzno-Historycznym, b. nauczycielką, a w pierwszych latach transformacji pełniła funkcje dyrektora - najpierw w Szkole Podstawowej Nr 2, później w Zespole Szkół Ogólnokształcących w Jaworze.

W swoim wystąpieniu nawiązała do szczególnej roli, jaką kilkadziesiąt lat temu miał do odegrania w procesie kształcenia nauczyciel. Rzecz jasna odniosła tę ocenę do okresu międzywojennego, bo w okresie PRL - jak wynika z jej wypowiedzi - zawód ten nie miał wysokiej rangi moralnej i społecznej. Dziś pozycja nauczyciela w szkole i w społecznym odbiorze jest coraz niższa. Musimy to zmienić. Musimy wrócić do zasady, że dobra szkoła nauczycielem stoi. Nie może być tak, że uczeń ma więcej praw niż nauczyciel. Nie można tolerować sytuacji, w której zbiurokratyzowany system szkolny odwraca uwagę dyrektora szkoły i nauczycieli od ucznia. Nauczyciel powinien być mistrzem i przewodnikiem młodego człowieka.

Na zajęciach z logiki, które miałem na Wydziale Filozoficzno-Historycznym UŁ uczono mnie, że jak przesłanka jest fałszywa, to wniosek nie może być prawdziwy. Nie wiem, na jakiej podstawie pani poseł twierdzi, że zawód nauczyciela ma niską rangę moralną i społeczną? Sondaże opinii społecznej wcale tego nie potwierdzają. W różnych okresach naszej transformacji zawód ten zawsze mieścił się w pierwszej dziesiątce najwyżej cenionych i szanowanych w naszym społeczeństwie. Jeśli można mówić o niskiej randze społecznej i moralnej, to raczej ministrów edukacji i niektórych ich współpracowników. Zapewne , jak w każdym zawodzie, także i w tym odnotowujemy patologiczne osobowości, a badania psychologów klinicznych potwierdzają, że co piąty nauczyciel ma najwyższy syndrom wypalenia zawodowego. Jest zatem toksyczną osobowością nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla uczniów.

Ostatni ze znanych mi raportów badań sondażowych na temat prestiżu nauczycielskiego zawodu prowadziła Fundacja CBOS w 2012 r. Uzyskane opinie o pracy nauczycieli dość jednoznacznie świadczą o tym, że jest ona ceniona. Zdecydowana większość badanych postrzega ją jako stresującą (86%), bardzo odpowiedzialną (83%) i trudną (74%). Odpowiedzi dotyczące społecznego wizerunku tego zawodu są mniej jednorodne, ale na ogół również dowodzą, że cieszy się on poważaniem.(Wizerunek nauczycieli, red. Michał Feliksiak, Warszawa: Fundacja CBOS 2012)

Nie rozumiem, na jakiej podstawie pani poseł twierdzi, że uczniowie mają więcej praw od nauczycieli? To jest rzeczywiście kuriozalna wypowiedź w świetle ofiar wśród uczniów patologicznych postaw i zachowań niektórych ich nauczycieli. W naukach o wychowaniu, badania dotyczące przemocy w szkołach potwierdzają, że każdy uczeń w szkole obowiązkowej jest potencjalnie ofiarą przemocy różnego rodzaju ze strony dorosłych (chociaż także i rówieśników).

Nigdy uczniowie w polskim systemie szkolnym nie mieli więcej praw niż nauczyciele, ba, nawet te prawa, które zostały im przypisane, nie są respektowane przez część grona pedagogicznego, głównie w gimnazjach i szkołach ponadgimnazjalnych. To przecież marksista Jerzy Wiatr - jako minister edukacji - usunął ze szkół rzeczników praw ucznia, a koalicjant PiS w latach 2006-2007 minister edukacji Roman Giertych ogłosi koniec z prawami ucznia w szkołach. Już tego pani poseł nie pamięta? Czy za tym tęskni?

W swoim wystąpieniu E. Witek obiecała (mój komentarz w nawiasie):

1. Ograniczymy do niezbędnego minimum dokumentację prowadzoną przez dyrektora szkoły i nauczycieli, zlikwidujemy tzw. "godziny karciane".

(Trafny postulat. Jestem ZA).

2. Wzmocnimy pozycję nauczycieli w stosunku do administracji samorządowej oraz uczniów i rodziców. Nauczyciele uzyskają status funkcjonariuszy publicznych i będą korzystać z ochrony przewidzianej dla nich, podczas lub w związku z pełnieniem przez nich obowiązków służbowych.

(Zdumiewające, że pani poseł nie wie o posiadaniu już tego statusu przez nauczycieli. Ktoś jej nie doinformował?)

3. Nauczyciel uzyska prawne instrumenty egzekwowania dyscypliny na swoich lekcjach i gwarancję trwałości wystawianych przez siebie ocen. Nadamy wyższą rangę ocenie z zachowania. Będzie ona wliczana do średniej ocen szkolnych, a także będzie warunkiem promocji ucznia do wyższej klasy i ukończenia szkoły.

(Kompletny nonsens. Co to za nauczyciel, który musi mieć instrumenty do egzekwowania dyscypliny? Czy szkoła ma być więzieniem, obozem przymusowej pracy dla przestępców? Ocena zachowania jest instrumentem przemocy z okresu PRL. Tego też pani poseł nie wie? Wraca stare? Jak za Stalina. Kto nie z nami, to przeciwko nam?)

4. Zlikwidujemy ocenę mierną, która nie tylko obniża poziom nauczania, ale w pewien sposób stygmatyzuje ucznia, jako miernego, czyli niewydarzonego, złego, marnego i nijakiego.

(Pięknie. Od kiedy to ocena obniża poziom nauczania? Co za frazeologia! Powinno się zatem zlikwidować ocenę "dopuszczająca" w przypadku wystawiania jej dziewczętom. Dlaczego? Nie wyjaśnię, by nie być posądzonym o seksizm. W Internecie uczniowie to sami komentują. Będzie też załatwiona sprawa gender, a MEN dostanie z tego tytułu milion euro.)

5. Zwiększymy znacząco dodatek za wychowawstwo, co powinno być odczytywane w środowisku nauczycielskim jako przywilej. To ma być rekompensata za rzeczywiste, codzienne działania wychowawcze, a także za podejmowanie przez nauczyciela inicjatyw wychowawczych pozalekcyjnych i pozaszkolnych.

(Świetny pomysł. Ciekawe tylko, jakiej wysokości dodatek ma świadczyć o byciu dobrym wychowawcą? Nie będzie "godzin karcianych", ale będą godziny pozalekcyjne i pozaszkolne w dodatku wychowawczym?)

6. Cofniemy narzucony nauczycielom obowiązek realizacji zadań przynależnych wyspecjalizowanym placówkom psychologiczno-pedagogicznym.

(Słusznie. Powinno to dotyczyć także tego, by języka angielskiego uczył filolog angielski, informatyki - informatyk, geografii - geograf, chemii- chemik, fizyki- fizyk itd.)

7. Przywrócimy nauczycielom placówek socjalizacyjnych, mianowanym i dyplomowanym, ich status sprzed 2013 r.

(Chyba chodzi o placówki resocjalizacyjne?)

w dalszej części wywodu jest jeszcze mowa - już bez wyróżnienia - o potrzebie zmiany awansu zawodowego nauczycieli, do którego zamierza się wprowadzić dodatkowo stopnie specjalizacji zawodowej oraz stopień dyplomowanego specjalisty... Zmianie ma też ulec system kształcenia oraz doradztwa i doskonalenia nauczycieli, no i wreszcie to, czego nie mogłaby ta władza sobie odmówić - wzmocnienie nadzoru pedagogicznego jako tego, który ma być sprawnym instrumentem realizacji polityki oświatowej państwa.

Zapowiada się zatem wzmocnienie pozycji kuratora oświaty i uniezależnienie jego od wojewody. Ba, przewiduje się przywrócenie z okresu PRL inspektoratów szkolnych.
No to życzę nauczycielom dobrych wyborów na jesień. Teraz wygrzewajcie swoje kości, bo czeka was odpowiedzialna i trudna służba. Jeszcze niech odgrzeje PiS b. wiceministra edukacji M. Orzechowskiego (z wyrokiem za bycie pod wpływem...)... .


11 lipca 2015

Strony dla nauczycieli, którzy chcą coś zmienić, ale nie mogą


W Internecie roi się od stron redagowanych przez nauczycieli, którzy chcą coś zmienić w polskim systemie edukacyjnym. Niektórzy nawet sami nadają im taki podtytuł. Problem jednak polega na tym, że kiedy chce się zmienić tylko coś, to de facto niczego się nie zmienia, gdyż istniejące mechanizmy nadzoru i kontroli, przemocy strukturalnej w formie prawnych regulacji oświatowych zostaną natychmiast uruchomione, kiedy pojawi się jakakolwiek inicjatywa oddolnej zmiany, nawet gdyby miała dotyczyć czegokolwiek.

W państwie, w którym system szkolny jest zarządzany centralistycznie a wszelkie zmiany muszą być kontrolowane i dopuszczane przez nadzór nie ma innej szansy na istotną reformę, jak rozpoczęcie od stan "wyzerowania" istniejącej od prawie 70 lat patologii strukturalnej. Tę tworzy Ministerstwo Edukacji Narodowej, które uzurpuje sobie - zgodnie z prawem tworzonym przez poprawnych politycznie posłów - wyłączność rozstrzygania o tym, jak ma wyglądać ustrój szkolny, jak ma przebiegać organizacja roku szkolnego, jakie mają w przedszkolach i szkołach obowiązywać regulacje normatywne (oczywiście wg jedynie słusznego wzoru), jak ma przebiegać proces kształcenia i wychowania, łącznie nawet z rozwiązaniami metodycznymi oraz w zakresie pomocy dydaktycznych.


Zmiany w takim systemie mogą mieć charakter wyłącznie adaptacyjny, przystosowawczy do tego, czego życzy sobie władza partyjna koalicji rządzącej, a jeśli znajdą się nauczyciele uzurpujący sobie prawo do autonomii zawodowej i chcą wprowadzić do swojej placówki innowacje czy eksperymenty pedagogiczne, to muszą uzyskać na to odpowiednią zgodę nadzoru pedagogicznego. Tak kręci się koło przemocy oświatowej. Nauczyciele są oburzeni od czasu do czasu w zależności od tego, w którym ogniwie edukacji następuje "dokręcenie kurka przemocy" lub też władze dokładają kolejne "uszczelki zniewolenia".

Oczywiście, po to zatrudnia się w MEN specjalistów od public relation, żeby mogli każdy, także spodziewany lub nieprzewidywany opór środowiska nauczycielskiego odpowiednio ośmieszyć, zdeprecjonować napuszczając obywateli na nauczycieli jako: leniwych, bezczelnych, przesadnie roszczeniowych, wygodnych, egoistycznych, pozbawionych misji itp. Jeszcze przed wakacjami ministra edukacji zastrzegała wyraźnie, że nie będzie w planowanym na przyszły rok budżecie państwa podwyżek płac dla nauczycieli. Kiedy ZNP ogłosiło przygotowania do strajku a Platformie obywatelskiej i PSL zaczęły spadać słupki poparcia, pani minister łaskawie ogłosiła, że jest gotowa do rozmów ze związkowcami.

Jak zwykle, tuż przed ciszą wyborczą, a może nawet wcześniej, zostanie ogłoszony triumf negocjacyjny między ZNP a MEN, w wyniku którego nauczyciele otrzymają obietnicę podwyżek płac. W tej grze walczy o swój centralistyczny wpływ każdy związek zawodowy, jak w PRL. Związki są od tego, by nie reprezentując całego środowiska nauczycielskiego i personelu administracyjno-technicznego placówek oświatowych rozstrzygać w gabinetach podtrzymanie przywileju centralistycznego władztwa. Dzięki temu związkowcy-funkcjonariusze (nomenklatura) zapewniają sobie przywileje, które pozwalają na funkcjonowanie w oświacie absurdów, "pustych stanowisk", za które muszą płacić podatnicy, by niektórym żyło się dostatnio.

Rządzący też są z tego zadowoleni, bo mogą utrzymać ster w rękach i pozorować troskę o polską edukację, wyniszczając de facto jej kulturowe i narodowe tradycje, korzenie, rozwiązania programowo-metodyczne, które są po stokroć lepsze od amerykańskich czy brytyjskich. Wydatkuje się środki unijne na tak bzdurne cele i środki, że w Brukseli powinni zainteresować się tym merytorycznie. Inna rzecz, że ich tam też to nie obchodzi, bo mają z tego odpowiednie profity.

Słyszę, że ponoć prawa strona sceny politycznej przygotowuje wariant reform oświatowych, które mają polegać na tym samym, co już było, tylko może z lekką korektą strukturalno-ideową. Platformersi wymuszą zmianę Ustawy Karta Nauczyciela, dając kolejne przywileje usłużnym wobec władzy związkowcom (tak było w czasie reformy <. Handke, kiedy to beneficjentami awansu zawodowego stała się nomenklatura związkowa).





Dalej będą trwonione pieniądze publiczne na buble dydaktyczne typu pseudo podręczniki szkolne (populistycznie określane mianem 'darmowych"), a kierownictwo MEN będzie uczestniczyć w zyskach korporacji międzynarodowych pod szyldem OECD. Oczywiście, dalej będzie ta władza brnąć w toksyczne upchnięcie sześciolatków w szkołach, a wszelkie wyniki badań na ten temat zostaną potraktowane jako złośliwość opozycji, bo w końcu do diagnoz wg norm politycznej poprawności są podległe MEN placówki.

Jeśli ktoś chciałby dowiedzieć się czegoś więcej na temat ontologii pozoru, to gorąco polecam książkę Jadwigi Staniszkis pt. "Ontologia socjalizmu"(Wydawnictwo In Plus Warszawa1989), w której odsłania zjawisko określane mianem polskich paradoksów. Jak pisze we wstępie: Książka ta jest również próbą podzielenia się niepokojem, który dotyczy zasadności przenoszenia analizy socjalizmu kategorii pojęciowych ukutych dla cywilizacyjnej i ustrojowej realności Zachodu. Kategorie te zawierają przecież ukryte założenia odnoszące się do sposobu istnienia socjalizmu jako formacji. (s.1). Nie da się ukryć, że większość analiz nie straciła swojej aktualności. O pozorach w edukacji pisał zespół naukowców pod kierunkiem prof. Marii Dudzikowej.
(źródło memów politycznych - Fb)

10 lipca 2015

Na horyzoncie wyborów do Sejmu - MEN-ska polityka błędów: arogancji, ignorancji, centralizmu i biurokratyzacji


Ukazało się właśnie najnowsze wydanie kwartalnika "Nowe Horyzonty Edukacji. Nowoczesna Edukacja, Nauka, Technologie, Innowacje". Znakomita edycja, świetne teksty, piękna i trafnie dobrana szata graficzna. Z przyjemnością sięgnąłem po ten numer, gdyż jest idealny do czytania nie tylko ze względu na okres wakacyjny, ale także zbliżającą się kampanię wyborczą do Sejmu.

Mamy tu bowiem znakomitą diagnozę polskiej polityki oświatowej i uwikłanej w nią szkoły. Z wywiadu numeru z prof. Marią Dudzikową dowiadujemy się, dlaczego polska szkołą jedzie "na jałowym biegu", czyli o mechanizmach działań pozornych. Poznańska pedagog jako pierwsza i jedyna w kraju przeprowadziła z zespołem współpracowników z Zakładu Pedagogiki Szkolnej Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu oraz z Wydziału Pedagogiki, Socjologii i Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Zielonogórskiego badania wzdłużne wśród pierwszego rocznika ustrojowej reformy szkolnej (M. Handke), a więc wśród beneficjentów i "ofiar" zmiany, która była źle wprowadzona, a jej toksyczne skutki odczuwane będą jeszcze przez długie lata.

Wybieram kilka uwag z tego wywiadu:

- Szkoła z wbudowanymi w nią chorymi mechanizmami nie poddaje się zmianie pod wpływem magicznych zaklęć urzędników ministerialnych i nauczycielskich recytacji, że „kochają uczniów”.

(...)

- Zamiast pogłębionej refleksji na temat wizji szkoły w społeczeństwie demokratycznym i warunków jej realizacji, czego nie znajduję w programach kolejnych MEN-owskich ekip, mogliśmy przez te dwie dekady słyszeć chór głosów dyrygowany przez takich czy innych urzędników ministerialnego bądź też kuratoryjnego szczebla lub/i z poselskich ław określonych partii politycznych: zaostrzyć sankcje, wprowadzić czytelny system kar, nie promować ucznia do następnej klasy z powodu nieodpowiedniego zachowania, „karać” pracą społeczną, wprowadzić mundurki, uruchomić w każdym województwie infolinię informującą MEN/policję/prokuraturę o agresji w szkole, wyposażyć szkoły w monitoring, a nawet wprowadzić uczniowską kartę kar i nagród („teczkę”), która – przekazywana ze szkoły do szkoły – towarzyszyłaby uczniowi od początku do końca jego edukacji.

(...)

- Mechanizmy działań pozornych, które niekiedy trudno zidentyfikować w świecie zinstytucjonalizowanej edukacji podporządkowanej administracji oświatowej różnego szczebla, blokują a nawet niszczą oddolne zaangażowanie (o różnej dynamice, od ciągle jeszcze anemicznego do szybko już i z dużą siłą rozwijającego się ) i rzeczywistą partycypację samorządów, rodziców, nauczycieli a także samych uczniów w inicjowaniu prorozwojowych zmian w środowiskach szkolnych i wciągają te de nomine podmioty w uprzedmiotowującą grę pozorów. Prowadzą do erozji kapitału społecznego i/lub powstawania jego niekorzystnych odmian poprzez wzrost biurokratycznej kontroli (n a d z o r u pedagogicznego) jako wskaźnik braku zaufania i „osłabienia morale obywatelskiego” – jakby powiedział Lutyński – „nie tylko wykonawców działań pozornych i obserwatorów, ale nawet zleceniodawców”. Działania pozorne mają wiele cech, ale zawierają zawsze jakiś element fikcji.


- (...) jeśli nie zabierzemy się za rozpoznawanie i blokowanie mechanizmów działań pozornych (w niektórych sytuacjach trzeba je nawet antycypować, aby w ogóle do nich nie doszło), to będziemy bezradni w szkole i wobec szkoły jako „machiny na jałowym biegu”. I jeszcze jedno. Jeśli posłużylibyśmy się kopernikańską metaforą, to można uznać że centralnym punktem jest nadal Ministerstwo Edukacji Narodowej, dlatego prawdziwym przewrotem kopernikańskim byłaby... jego likwidacja.

Nie zdradzam treści tej rozmowy. Jej krytyczną narrację znakomicie dopełnia artykuł adiunkta z Wydziału Pedagogiczno-Artystycznego w Kaliszu (UAM w Poznaniu) - dr. Radosława Nawrockiego pt. "Jak demon biurokracji niszczy szkołę i nauczyciela". Słusznie autor wskazuje na to, że krytyka szkoły podejmowana jest dzisiaj z różnych pozycji, a każdy z jej autorów dostrzega w szkole innego demona.

Metaforyczne spojrzenie na szkołę przez pryzmat właśnie demona jako złej, nieczystej siły, złośliwego ducha o szkodliwym charakterze, pozwala dostrzec w niej przede wszystkim to negotium, do którego doprowadza i utrwala fatalna polityka kolejnych ekip rządzących w Ministerstwie Edukacji Narodowej. Jak pisze Nawrocki:

"W polskiej szkole demonów nie brakuje, nie sposób je rozpoznać i opisać. W tym kotle sporów o siły nieczyste w edukacji zapomina się jednak o demonie, który dziś w największym stopniu niszczy polską szkołę, formatuje i przygniata nauczycieli. To demon biurokracji i centralizacji. To on przede wszystkim osadcza dziś nauczycieli, doprowadzając ich pracę do granic absurdu."

Świetnie R. Nawrocki ujawnia oba demony egzemplifikując je przenikaniem władzy urzędniczej do różnych obszarów edukacji szkolnej, które niszczą po drodze i w procesie wartość podmiotowości nauczycieli, uczniów i dyrektorów szkół.

Sfrustrowani tymi diagnozami mogą sięgnąć do artykułu dr.hab. Marka Budajczaka profesora Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu, który udziela odpowiedzi na najbardziej typowe pytania dotyczące edukacji domowej. Ci bowiem rodzice, którzy chcieliby sami organizować (auto-)edukację swoim dzieciom, by nie były one niszczone przez demony szkolnictwa publicznego czy prywatnego, mogą dowiedzieć się, czym jest homeschooling, na czym polega jego legalny charakter, jak go realizować oraz jakie problemy mogą pojawić się w wyniku ignorancji otoczenia czy nawet nadzoru pedagogicznego.

A jak ktoś chce zmieniać edukację w wymiarze technologicznym, niezależnie od tego, gdzie jest ona prowadzona i przez kogo, to profesor Maciej Sysło z Uniwersytetu Wrocławskiego odsłania uwielbiany już przez dzieci i młodzież świat wirtualnego dostępu do wiedzy i eksperymentowania. Pedagog nie straszy mobilnymi mediami, ale wprost odwrotnie, pokazuje, w jaki sposób urządzenia te stanowią świetną pomoc dydaktyczną w realizacji treści kształcenia i dochodzenia do edukacyjnych sukcesów.

Redaktor naczelny NHE - prof. Zdzisław Ratajek jako już emerytowany profesor Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach dodaje wszystkim osobom, które otrzymują emeryturę (nie wiadomo bowiem, co będzie z kolejnym pokoleniem pustej kasy ZUS-u), jak inteligentnie a aktywnie "ześlizgiwać się" w starość. Odsłania wyniki badań brytyjskich naukowców nad mózgiem, który w starym ciele może być ciągle młody.

09 lipca 2015

Tam, gdzie nie ma pedagogów i tam, gdzie ich doceniają


Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego ogłosiło wyniki konkursu DIAMENTOWY GRANT w 2015 roku. W ramach tej formy wspierania utalentowanych studentów-naukowców finansowanie otrzyma 78 projektów naukowych, które będą realizowane przez najlepszych studentów polskich uczelni i instytutów PAN. Niestety, nie znajdują się wśród laureatów studenci pedagogiki. Szkoda. Mam nadzieję, że w następnym roku pojawi się zainteresowanie tymi grantami także w naszym środowisku akademickim.

Jak informuje resort: Studenci otrzymają na realizację swoich projektów ponad 14 mln zł. Nowością czwartej edycji konkursu było umożliwienie aplikowania o Diamentowe Granty polskim studentom, którzy ukończyli studia pierwszego stopnia za granicą. Laureaci zostali już powiadomieni mailowo, a oficjalne decyzje będą w najbliższych dniach wysyłane pocztą pod adresem laureata a także do jednostki naukowej, która złożyła jego wniosek.

W dn. 25 czerwca minister nauki i szkolnictwa wyższego zatwierdziła skład Rady Młodych Naukowców V kadencji. Rada jest organem doradczym, której zadaniem jest wspieranie Ministra w działaniach służących rozwojowi kariery młodych naukowców i osób rozpoczynających karierę naukową. W składzie Rady Młodych Naukowców
znaleźli się:

1.Dr Robert CZAJKOWSKI (biologia) – Uniwersytet Gdański;
2.Dr n. med. Karolina CZARNECKA – Uniwersytet Medyczny w Łodzi;
3.Dr inż. Karol FIJAŁKOWSKI – Zachodniopomorski Uniwersytet Technologiczny w Szczecinie;
4.Dr Aleksandra GLISZCZYŃSKA-GRABIAS (prawo) – Poznański Oddział Instytutu Nauk Prawnych PAN w Warszawie;
5.Dr n. farm. Sebastian GRANICA – Warszawski Uniwersytet Medyczny;
6.Dr hab. n.med. Miłosz JAGUSZEWSKI – Gdański Uniwersytet Medyczny;
7.Dr Katarzyna KOPECKA-PIECH – Akademia Wychowania Fizycznego we Wrocławiu;
8.Dr Emanuel KULCZYCKI (filozofia) – Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu;
9.Dr Łukasz MICHALCZYK (biologia) – Uniwersytet Jagielloński w Krakowie;
10.Dr Justyna MOŻEJKO (biotechnologia) – Uniwersytet Warmińsko-Mazurski w Olsztynie;
11.Dr inż. Michał NIEZABITOWSKI – Politechnika Śląska w Gliwicach;
12.Dr inż. Mariusz PAWLAK – Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu;
13.Dr Adam PŁOSZAJ (ekonomia) – Uniwersytet Warszawski;
14.Mgr Przemysław RUMIANEK – Politechnika Warszawska;
15.Dr Daniel STRUB – Politechnika Wrocławska;
16.Dr Adam SZOT (historia) – Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie;
17.Dr inż. Bożena TYLISZCZAK – Politechnika Krakowska;
18.Dr inż. Paweł WÓJCIK – Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie.

Tu także nie ma pedagoga.

Natomiast jest także dobra wiadomość, która dodaje naszemu środowisku prestiżu i znaczenia, jaką jest uhonorowanie ukraińskim Medalem im. N.I. Pilman pani prof. dr hab. Marzenny Zaorskiej z Katedry Pedagogiki Specjalnej Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie.

(źródło: http://www.wsiie.olsztyn.pl/wydzial-zamiejscowy-w-ketrzynie/konferencje.html)

Polska tyflopedagog została wyróżniona w uznaniu za jej współpracę z tyflopedagogami ukraińskimi. Jak podają władze UWM - Medal został wręczony prof. M. Zaorskiej w czerwcu we Lwowie podczas międzynarodowej konferencji naukowo-praktycznej na temat medycznej i pedagogicznej terapii i rehabilitacji dzieci z zaburzeniami wzroku. Odznaczenie przyznało Stowarzyszenie Okulistów Dziecięcych Ukrainy za wkład prof. M. Zaorskiej w rozwój współczesnej światowej tyflopedagogiki, współpracę z tyflopedagogiką ukraińską oraz działania na rzecz edukacji i rehabilitacji osób z niepełnosprawnością wzrokową. Jest jedynym polskim tyfopedagogiem, jednym z około stu laureatów, którym nadano ten medal (wśród laureatów zagranicznych jest czterech specjalistów z Wielkiej Brytanii i jeden z Francji).
Serdecznie gratuluję Pani Profesor. O Jej zasługach dla nauki pisałem w blogu wcześniej, kiedy odbierała nominację profesorską od prezydenta Bronisława Komorowskiego. Kolejne wyróżnienie jest wskaźnikiem wieloletniej współpracy międzynarodowej, bilateralnej, który potwierdza zarazem, że warto pracować naukowo i uczestniczyć w międzynarodowych projektach badawczych oraz upowszechniać znakomity przecież dorobek polskiej pedagogiki, w tym pedagogiki specjalnej.

08 lipca 2015

Możliwe, że ministra edukacji nie zna Konstytucji III RP i Ustawy o systemie oświaty?



W wielu sprawach nie zgadzam się ze związkowcami, ale w tym przypadku absolutnie mają rację. Udokumentowali ją wydrukowaniem "świadectwa" za rok szkolny 2014/2015, które wręczyli minister edukacji Joannie Kluzik-Rostkowskiej w dn. 30 czerwca 2015 r. w Katowicach przedstawiciele ZNP ze Śląska „świadectwo”. Konkluzja była najgorsza z najgorszych, bowiem z wystawionych pani minister ocen wynika, że „nie otrzymała promocji do następnej klasy”.

Bardzo mnie to zmartwiło, bo brak promocji do następnej klasy oznacza w naszym systemie konieczność jej powtórzenia, a ta pani powinna być wyrzucona dyscyplinarnie z tego systemu bez prawa do powrotu, skoro po przekroczeniu wieku obowiązku szkolnego nadal jest niewyuczalna. Jeśli zatem w/w świadectwo ma oznaczać tzw. "wilczy bilet", to jestem ZA i mam nadzieję, że w czasie jesiennych wyborów obywatele nie dopuszczą do tego, by ponownie znalazła się w "sejmowej klasie politycznej".

Cała trójca ministrzyc koalicji PO i PSL: od K. Hall, poprzez K. Szumilas aż po J. Kluzik-Rostkowską wpisała się najgorzej w dzieje polskiej oświaty z wielu powodów. Związkowcy z ZNP wystawili - tylko za miniony rok szkolny - ocenę niedostateczną z następujących przedmiotów:

* „Znajomość prawa oświatowego: niedostateczny (Minister nie zna podstawowych ustaw i rozporządzeń!)”,

* „Przeciwdziałanie prywatyzacji edukacji: niedostateczny (Minister wspiera przekazywanie samorządowych szkół fundacjom i stowarzyszeniom)”,

* „Poszanowanie zawodu nauczycieli: niedostateczny (Minister bezpodstawnie przedstawia nauczycieli w złym świetle)”,

* „Pomoc rodzicom: niedostateczny” (Minister ustanowiła najdłuższą przerwę świąteczną, a winą za to obarczyła nauczycieli)”.

* za „rządowy podręcznik” (Idea słuszna, wykonanie fatalne) - tu akurat się nie zgadzam, że idea jest słuszna, ale socjalistyczny związek zawodowy ma prawo sądzić inaczej;

* „nadzór pedagogiczny”.
O każdej z powyższych spraw pisałem w blogu wielokrotnie. Ostatnio jednak ministra J. Kluzik-Rostkowska popisała się kolejnym humbugiem w związku z wnioskiem PiS o poszerzenie liczby pytań w ramach wrześniowego referendum o m.in. kwestię prawa rodziców do decydowania o rozpoczęciu edukacji szkolnej przez sześciolatków. Rodzice usłyszeli:

„To nie o to chodzi, żeby sam rodzic na oko ocenił, czy jego dziecko ma dojrzałość szkolną. Tylko żeby ktoś to zweryfikował”.

Ministra powinna przeczytać Konstytucję III RP, w tym szczególnie:

Art. 48:

1. Rodzice mają prawo do wychowania swoich dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami. Wychowanie to powinno uwzględniać stopień dojrzałości dziecka, a także wolność jego sumienia i wyznania oraz jego przekonania.

Art.53.
3. Rodzice mają prawo do zapewnienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami

oraz

Art.1.2. Ustawy o Systemie Oświaty z dn. 7.09.1991 (z późn. zmianami):

„System oświaty zapewnia w szczególności wspomaganie przez szkołę wychowawczej roli rodziny”.

Mam wrażenie, że doradcy polityczni ministry edukacji są tak niedouczeni, albo tak bezczelni, że nie raczą zauważyć ze zrozumieniem treści powyższych regulacji. A może to symptom wtórnego analfabetyzmu w wyniku zaczadzenia socjotechniką w wydaniu Public Relation?

(źródło mem-u: FB_IMG_1435694751851.jpg)

07 lipca 2015

Wdrożenie programu innowacyjnego w przedszkolach autorstwa prof. Edyty Gruszczyk-Kolczyńskiej



Klub Radnych Prawa i Sprawiedliwości Rady Miasta Krakowa skierował Projekt Uchwały Rady Miasta Krakowa w sprawie ustalenia kierunków działania dla Prezydenta Miasta Krakowa polegających na wprowadzeniu programu innowacyjnego p.n. "Program rozwijania uzdolnień matematycznych dzieci" prof. dr hab. Edyty Gruszczyk-Kolczyńskiej na terenie Gminy Miejskiej Kraków.

Mamy zatem nareszcie mądry i jakże racjonalny przykład współpracy samorządów z profesor pedagogiki, której wieloletnie badania, projekty, eksperymenty nareszcie są dostrzegane i doceniane przez organ prowadzący placówki oświatowe. Zacytuję zatem treść projektu Uchwały w tej sprawie, bo może natchnie ona także innych samorządowców do pozyskiwania najlepszych polskich naukowców do współpracy na rzecz tworzenia jak najlepszych warunków edukacyjnych naszym dzieciom i młodzieży, nie tylko w zakresie edukacji matematycznej.

Mamy wiele, znakomitych projektów edukacyjnych, które są opisane, sprawdzone już empirycznie, ale... albo nie podobały się rządom lewicowym, albo prawicowym, albo neoliberalnym. Powód jest prosty: im mniej kompetentny minister edukacji, im bardziej mierny i bierny, tym bardziej wydaje mu się, że po wycieczce do Finlandii, Wielkiej Brytanii czy nawet USA doznał oświecenia, by "przejść do historii" polskiej oświaty. Owszem, zdecydowana większość przeszła lub właśnie przechodzi jako nędznicy, dewastatorzy, ignoranci czy narodowi szkodnicy.

W dobie globalizacji niedouczeni, a może spragnieni diet w euro urzędnicy MEN i podległych mu placówek, bezmyślnie podróżują do różnych krajów Europy Zachodniej, by zachłysnąwszy się odmiennymi rozwiązaniami, próbować przenosić je do polskich placówek. Cudze chwalą, a swojego nie znają. Wciąż traktują polską edukację jako dogodny teren do narzucania jej wzorów z odmiennych kultur, środowisk gospodarczych i społecznych, byle tylko populistycznie "zabłysnąć" w mediach.


Powróćmy zatem do tego, co być może jest przysłowiową jaskółką zmiany. Mam tu na uwadze oddolną inicjatywę radnych, którzy zaproponowali następujący projekt Uchwały:

Na podstawie art. 18 ust. 2 pkt 2 ustawy z dnia 8 marca 1990 r. o samorządzie gminnym (tekst jednolity: Dz. U. z 2001 r. Nr 142 poz. 1591 z późn. zm.); Ustawa z dnia 7 września 1991 r. o systemie oświaty (Opracowano na podstawie: t.j. Dz. U. z 2004 r. Nr 256, poz. 2572, Nr 273, poz. 2703, Nr 281, poz. 2781, z 2005 r. Nr 17, poz. 141, Nr 94, poz. 788, Nr 122, poz. 1020, Nr 131, poz. 1091, Nr 167, poz. 1400, Nr 249, poz. 2104, z 2006 r. Nr 144, poz. 1043, Nr 208, poz. 1532, Nr 227, poz. 1658, z 2007 r. Nr 42, poz. 273, Nr 80, poz. 542, Nr 115, poz. 791, Nr 120, poz. 818, Nr 180, poz. 1280, Nr 181, poz. 1292, z 2008 r. Nr 70, poz. 416, Nr 145, poz. 917, Nr 216, poz. 1370, Nr 235, poz. 1618, z 2009 r. Nr 6, poz. 33, Nr 31, poz. 206, Nr 56, poz. 458, Nr 157, poz. poz. 1241, Nr 219, poz. 1705, z 2010 r. Nr 44, poz. 250, Nr 54, poz. 320, Nr 127, poz. 857, Nr 148, poz. 991, z 2011 r. Nr 106, poz. 622, Nr 112, poz. 654, Nr 139, poz. 814, Nr 149, poz. 887, Nr 205, poz. 1206, z 2012 r. poz. 941, 979, z 2013 r. poz. 87, 827, 1191, 1265, 1317, 1650, z 2014 r. poz. 7, 290, 538, 598, 642, 811, 1146, 1198, 1877, z 2015 r. poz. 357) , Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 30 kwietnia 2013 r. w sprawie zasad udzielania i organizacji pomocy psychologiczno-pedagogicznej w publicznych przedszkolach, szkołach i placówkach Rada Miasta Krakowa uchwala, co następuje:

§ 1. Ustala się dla Prezydenta Miasta Krakowa kierunki działania polegające na podjęciu wszelkich możliwych prawem dozwolonych działań mających na celu podniesienie jakości nauczania matematyki oraz wspierania i rozwijania uzdolnień matematycznych dzieci na terenie gminy miejskiej Kraków w opracowaniu prof. dr hab. Edyty Gruszczyk- Kolczyńskiej.

§ 2. Zobowiązuje się Prezydenta Miasta Krakowa do przedłożenia Radzie Miasta Krakowa informacji o realizacji niniejszej uchwały w terminie do 30 września każdego roku.

§ 3. Wykonanie uchwały powierza się Prezydentowi Miasta Krakowa.

§ 4. Uchwała wchodzi w życie z dniem podjęcia.

UZASADNIENIE
Wspieranie rozwoju dziecka i rozwijanie jego uzdolnień należy do kluczowych zadań edukacyjnych. Edukacja matematyczna przedszkolaków w opinii Pani prof. dr hab. Edyty Gruszczyk - Kulczyńskiej musi być włączona w działania zmierzające do rozwoju umysłowego dzieci. Efektywność wspomagania rozwoju, a także wyniki edukacji matematycznej zależą od korzystnego dopasowania treści kształcenia do możliwości rozwojowych dzieci.


Ważnym zadaniem wychowania przedszkolnego jest zapewnienie dzieciom sukcesów w nauce szkolnej, treści tego obszaru wychowania przedszkolnego są tak dobrane, aby ich realizacja uchroniła przyszłych uczniów przed niepowodzeniami w uczeniu się matematyki. W praktyce szkolnej badania przeprowadzone przez Panią profesor, wyniki Ogólnopolskiego Badania Umiejętności trzecioklasistów jak również wyniki ubiegłorocznych matur wykazały bardzo niski poziom jakości szkolnej edukacji matematycznej.

„Więcej niż połowa polskich dzieci na styku przedszkole–szkoła jest uzdolniona matematycznie, a co czwarte jest wybitnie. Osiem miesięcy nauki w klasie pierwszej wystarcza, aby dzieci traciły radość uczenia się matematyki, poczucie sensu i były mniej twórcze w działalności matematycznej, już w kwietniu klasy pierwszej tylko co 4 dziecko wykazuje uzdolnienia i zainteresowania matematyczne. W klasie licealnej już tylko troje, czworo uczniów” (prof. dr hab. Edyta Gruszczyk - Kolczyńska.

Podjęcie działań mających na celu podniesienie jakości nauczania matematyki oraz wspierania i rozwijania uzdolnień matematycznych dzieci w gminie miejskiej Kraków wydaje się zatem konieczne i niezbędne. Wdrożenie programu innowacyjnego opracowanego przez Panią prof. Dr hab. Edytą Gruszczyk – Kolczyńską w wybranych placówkach oświatowych pozwoli na stworzenie klas eksperymentalnych z rozszerzonym programem edukacji matematycznej w zakresie wspomagania w rozwoju uzdolnień matematycznych dzieci w ostatnim roku wychowania przedszkolnego oraz w pierwszym roku nauki szkolnej”.

Założone cele innowacji mają być osiągnięte poprzez realizację metod nauczania matematyki opisanych w programie prof. Edyty Gruszczyk-Kolczyńskiej, a także dzięki wykorzystaniu autorskich metod i narzędzi do diagnozowania uzdolnień matematycznych, również zawartych programie. Innowacja będzie realizowana podczas planowych zajęć z uczniami. Nie wymaga ona dodatkowych nakładów finansowych. Osiągnięcia dzieci z grup poddawane będą systematycznej obserwacji i ewaluacji. Nadzór merytoryczny nad projektem sprawuje prof. Edyta Gruszczyk - Kolczyńska.



Tekst Uchwały wraz z uzasadnieniem został także wzbogacony o bardzo szeroką charakterystykę osiągnięć naukowych i działalności oświatowej pani profesor. Uważam, że jest to nareszcie powrót do rozwiązań, jakie proponował w rządzie Tadeusza Mazowieckiego pierwszy postsocjalistyczny minister edukacji prof. Henryk Samsonowicz, a mianowicie animowania oraz wspierania w przedszkolach i szkołach autorskich programów, modeli, nawet klas i szkół, by publiczne placówki edukacyjne właściwie służyły rozwojowi dzieci i młodzieży.


Im dłużej system szkolny w III RP będzie sterowany odgórnie, tym więcej będzie w nim patologii i strat szkolnych. Widać to po fatalnej polityce rządów i władz MEN od 1992 r. po dzień dzisiejszy, które postanowiły zawłaszczać edukację do realizowania interesów własnych partii w ramach etatystycznej polityki oświatowej. Zdrada programu "Solidarności" z lat 1980-1991 trwa nadal. Kształcimy i wychowujemy naszych podopiecznych w warunkach typowych dla państwa quasi totalitarnego, w przedszkolach i szkołach autorytarnie zarządzanych i nadzorowanych przez władze państwowe. Teatr rzekomej demokracji i prawa do kreatywności wystawia swoje "sztuki" każdego roku.

Gratuluję powyższej inicjatywy i życzę, by weszła w życie, bo chodzi tu o przyszłość Polski, o jak najlepiej wykształcone pokolenie.

06 lipca 2015

Jak posłanka Urszula Augustyn "wspiera" politykę MEN







Najpierw zacznę od podstawowych faktów.

Urszula Augustyn mgr filologii polskiej po WSP w Krakowiejest już trzecią kadencję posłem Platformy Obywatelskiej, a zatem ponosi pełną odpowiedzialność za politykę swojej formacji w koalicji z PSL w zakresie edukacji, którą się zajmuje. W sensie organizacyjnym jest wiceprzewodniczącą Klubu Parlamentarnego Platforma Obywatelska, co zapewne sprzyjało temu, by koleżanka premier Ewy Kopacz wraz z koleżanką Joanną Kluzik-Rostkowską zapewniły koleżance Augustyn dodatkową "fuchę" w postaci mianowania jej pełnomocniczką p. premier w Ministerstwie Edukacji Narodowej. Zna się na wszystkim, jak każdy poseł. Może zatem referować w Parlamencie sprawy oświaty, jak i szkolnictwa wyższego, a w trakcie kampanii wyborczej wypowiadać się na wszystkie inne tematy związane z programem własnej partii. To oczywiste.


Należy dementować błędnie, a ustawicznie podawane także przez media, informacje, jakoby pani poseł U. Augustyn była wiceministrem edukacji. Nie była i nie jest. Została mianowana 7 stycznia 2015 r. przez premier E. Kopacz Sekretarzem Stanu w MEN, Pełnomocnikiem Rządu ds. bezpieczeństwa w szkołach. Dlaczego? Jak wyjaśniały to wcześniej media, z prozaicznego powodu. Gdyby była wiceministrem, musiałaby zrezygnować z pensji poselskiej, a jako pełnomocnik... może mieć podwójne dochody. Z czegoś kredyty trzeba spłacać. Ja to rozumiem. PAni poseł swojej misji publicznej jednak nie rozumie właściwie.

Do tej kwestii pośrednio nawiązuje w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" red. Robert Mazurek:

Wszyscy składają się na pani pensję.

(UA)- Ja też się składam na pensje innych, proszę mi wierzyć.

A w jaki sposób?

(UA)- Płacę podatki w tym kraju.

Dostaje pani pensję z pieniędzy podatników i część pani oddaje. Obieg wtórny.

(UA)- Pan też dostaje pieniądze od podatników.

Ja?! Nigdy w życiu nie zarabiałem w budżetówce.

(UA)- Ale dostaje pan pensję z pieniędzy, które funkcjonują w obiegu w tym kraju.

Litości! To, że dostaję pensję w legalnej walucie, nie znaczy, że funduje mi ją państwo. Proszę się nie gniewać, ale to absurd i kompromitacja.

(UA)- Dobrze, proszę pozwolić mi skończyć. Pan tak szybko zadaje pytania, że ja nie tylko nie zdążę odpowiedzieć, ale i pomyśleć.
(...)

Wywiad kończy się następującą konstatacją pani poseł: Obłuda, hipokryzja strasznie mnie odpychają i jak coś mówię, to tak robię, zawsze. Taka jestem.
Pochwalam takie stanowisko. Ganię jednak, kiedy okazuje się, że wypowiadająca ten sąd sama jest hipokrytką. Wystarczy zderzyć ze sobą opinie pani poseł z lipca 2015 r. z tymi, jakie wygłaszała w Sejmie (już nie sięgam do innych źródeł).

Najpierw fragment z wywiadu w "Rzepie":


Red. Mazurek: Dziś czytam, że 30 proc. sześciolatków z Krakowa nie pójdzie we wrześniu do szkoły – mają orzeczenia z poradni.

(UA) - Tak samo było w ubiegłym roku i wiele z tych dzieci poszło do szkoły. Rodzice masowo brali orzeczenia, ale z nich niekoniecznie korzystali. Jednak każdy taki głos traktujemy niezwykle serio i to, co mówią rodzice, jest przez nas analizowane i bardzo uważnie słuchane.

Zauważyłem. Milion podpisów z wnioskiem o referendum zmieliliście.

(UA)- Ja też tego referendum nie chciałam, bo reforma była poprzedzona wieloma analizami i poszła już daleko. Pamięta pan te pytania z projektu referendum: sześciolatki, ale też gimnazja, program nauczania i cały system edukacji. Mielibyśmy to wszystko wywracać do góry nogami, bo komuś się przypomniało?



Komuś? Milionowi Polaków!

(UA)- Ależ należy na ten temat debatować i my to cały czas robimy. Wielokrotnie rozmawialiśmy ze społeczeństwem, na wniosek rodziców zmieniliśmy ustawę...

Pani mówi „podjęto działania", specjaliści coś ustalili. Ale nos dla tabakiery czy tabakiera dla nosa? Spytajmy rodziców.

(UA)- Referendum powinno się rozpisywać w sprawach dotyczących wszystkich.

Co dotyczy wszystkich bardziej niż szkoła? Każdy w niej był, miał, ma lub będzie miał w niej dzieci...

(UA)- I co, teraz ma się wypowiadać na podstawie wspomnień? Głos powinni zabierać tylko ci, których to dotyczy.

Czyli kto? Dzieci? Według pani logiki MEN-em powinien rządzić Król Maciuś I, bo jego dotyczy szkoła.

(UA)- O tym, jaki panuje model szkolny, decyduje ministerstwo, a społeczeństwo dało nam mandat, byśmy w jego imieniu podejmowali decyzje. I nie wyssaliśmy tego z palca, bo taki model panuje w wielu krajach Europy. Są nawet pomysły, by do szkoły posyłać pięciolatki. Postulują to Finowie, którzy mają świetne osiągnięcia edukacyjne...

...i do niedawna najwyższy w Europie wskaźnik samobójstw.

(UA)- Pan sądzi, że to dlatego, że wcześniej poszli do szkoły? Dziwne wnioski.

Rodzice wam nie ufają. Wystarali się o orzeczenia...

(UA)- O, dobrze pan to ujął! Wystarali się.

Bo znają swoje dzieci lepiej niż urzędnicy.

(UA)- Pan mówi o jakimś miejscu, gdzie jedna trzecia rodziców zaprowadziła swoje dzieci do poradni.

Nie mówię o jakimś miejscu, tylko drugim co do wielkości mieście Polski.

(UA)- No dobrze, ale mogę panu pokazać miejscowości, gdzie 100 procent sześciolatków poszło do szkoły. Dlaczego? Bo są rodzice i tacy, i tacy.


Jakoś dziwnym trafem poseł Augustyn nie doczytała, że w Finlandii dzieci idą do szkoły w 7 roku życia. Rodziców postrzega jak oszustów, którzy chcą obejść przymus szkolny. Kończyła studia w PRL, więc powinna pamiętać z tego okresu, że prawidłowości rozwojowe dzieci i młodzieży nie zmieniają się pod wpływem ustaw, a zatem powinno być odwrotnie - to prawo powinno uwzględniać naturę rozwoju psychofizycznego i społecznego dzieci w wieku wczesnoszkolnym.

Przyjrzyjmy się zatem temu, jak pani poseł Augustyn wypowiadała się na temat roli rodziców w systemie szkolnym. Oto w trakcie posiedzenia Sejmu nr 8 w dniu 15-02-2012 mówiła:

jak wygląda wprowadzanie sześciolatków do pierwszych klas. Każdy z tych elementów, o których mówiłam, a więc rodzice, nauczyciele, samorządy i państwo mają tutaj swoją rolę do odegrania. Rodzice, zgoda, decydują o tym, czy dziecko posyłają do szkoły czy nie. Tylko, proszę państwa, system, a więc państwo, samorząd i mądrzy nauczyciele powinni rodzica wspierać, powinni mu pomóc w podejmowaniu decyzji, bo decyzja samego rodzica jest słuszna tylko w momencie, kiedy mówimy o rodzinie, która działa wzorowo, a sami doskonale wiemy o tym, że nie zawsze jest tak różowo.

W wywiadzie dla red. Mazurka z "Rzeczpospolitej" (PLUS-MINUS 4-5 lipca 2015) już wyraziła inny pogląd w tej kwestii:

* Kiedy w Sejmie obniżano wiek obowiązku szkolnego, posłowie PO powoływali się bardzo często na to, że w Wielkiej Brytanii dzieci rozpoczynają szkołę w wieku 5 lat. Poseł Augustyn jednak nieco wcześniej podważała wartość edukacji na Wyspach, a chwaliła polską szkołę, w której dzieci rozpoczynały obowiązek od 7 roku życia. Mówiła bowiem w czasie posiedzenia nr 15 w dniu 24-05-2012, którego przedmiotem był dyskutowany wniosek opozycji o wyrażenie wotum nieufności wobec ministra edukacji narodowej Krystyny Szumilas, co następuje:

Prasa z przedwczoraj. W Wielkiej Brytanii prof. Sandra McNally przeprowadziła badania, z których wynika, że obecność dzieci polskich emigrantów w szkołach ma pozytywny wpływ na ich rówieśników Brytyjczyków. Co to oznacza? Jako źródło tego trendu badaczka wskazuje wyższy poziom kształcenia w szkołach polskich niż w szkołach brytyjskich i bardzo pozytywny wpływ Polaków na Brytyjczyków.

W trakcie tej samej debaty wprowadzała w błąd parlamentarzystów, ale i społeczeństwo twierdząc: O sześciolatkach w zasadzie była już mowa, ale chcę jeszcze przypomnieć, że w ponad 90% polskich szkół są uczniowie, którzy mają 6 lat. Moim zdaniem drugorzędną sprawą jest to, jak nazywa się oddział, w którym te dzieci są. Jeżeli to jest I klasa, super, jeżeli to jest oddział przedszkolny, też świetnie. To oznacza, że ponad 90% polskich szkół to placówki przygotowane do tego, żeby sześciolatki mogły się spokojnie w nich znaleźć. (Oklaski) Są przygotowane od wielu lat i są przygotowane dzisiaj. Niczego tutaj nie zmieniamy.

Poseł U. Augustyn już w 2012 r. formułowała demagogiczne sądy na powyższy temat. I zebrała oklaski.

* Kiedy w Sejmie przedkładana była 21-06-2013 Informacja rzecznika praw dziecka o działalności za rok 2012 oraz uwagi o stanie przestrzegania praw dziecka (druk nr 1244) wraz ze stanowiskiem Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży oraz Komisji Polityki Społecznej i Rodziny swoje wystąpienie zakończyła następująco:

"Moje dzieci, panie marszałku, Wysoka Izbo, są w takim wieku, że już nie mogą zwrócić się w potrzebie do rzecznika praw obywatelskich, ale mam nadzieję, że moje wnuki będą korzystały z dorobku tego rzecznika i że świat, który im przygotujemy, będzie światem lepszym niż ten, w którym my żyjemy."

Co za różnica - rzecznik praw dziecka czy obywatelskich. Ważne, że w Facebooku promuje się jej dyletanctwo.

Na zakończenie stwierdzam: pani pełnomocnik i Podsekretarz Stanu z chwilą mianowania na to stanowisko - nie wypowiedziała się w Sejmie w żadnej sprawie, która wchodzi w zakres jej rzekomych obowiązków. W 2015 r. nie odnotowujemy wypowiedzi poseł Urszuli Augustyn na posiedzeniach Sejmu.