22 czerwca 2014
Studiuj pedagogikę w godnych tego kierunku uczelniach
Do strefy kształcenia w szkołach wyższych wkroczy po tegorocznych maturach kolejny rocznik niżu demograficznego. Młodzież będzie musiała zdecydować się, jaką wybrać drogę dla dalszego rozwoju, by zwiększyć swoje życiowe szanse. Rynek szkolnictwa wyższego coraz bardziej staje się czytelny dla pracodawców absolwentów studiów, toteż myślenie o przyszłej pracy i miejscu w życiu społeczno-gospodarczym naszego kraju czy poza granicami musi dotyczyć pierwszej decyzji - a mianowicie wyboru wyższej uczelni.
Czerwiec staje się pierwszym miesiącem propagandowej kampanii - głównie szkolnictwa prywatnego, które nie ma się już czym pochwalić, poza szumnie określanymi nazwami tzw. "nowych", czyli starych specjalności, z tą samą albo jeszcze gorszą kadrą, tylko w nowym opakowaniu. Szczególnie narażeni są na znacznie mniejsze szanse zawodowe w przyszłości ci, którzy kierują się ofertami niektórych szkół bez możliwego wniknięcia w to, co się za nimi kryje. Największy problem występuje w wielkich miastach, gdzie obok uczelni państwowych istnieje kilka czy nawet kilkanaście wyższych szkół prywatnych (tzw. wsp) prowadzących najmniej kosztochłonne, a zatem i najmniej oczekiwane przez pracodawców kierunki studiów.
Trzeba zatem odróżnić wyższe szkoły prywatne, które nie są uczelniami akademickimi, a więc ich jednostki (wydziały, instytuty) nie nadają stopni naukowych, od tych tzw. "wsp", które jedynie kształcą zawodowo na studiach I czy także II stopnia. O ile te pierwsze spełniają porównywalne, a często i lepsze warunki naukowo-badawcze i dydaktyczne dla swoich kadr i studentów od tych w uniwersytetach czy akademiach publicznych, o tyle te drugie nie muszą troszczyć się o jakość swoich kadr, gdyż im wystarczy "minimum". Pozostałych wykładowców zatrudniają na tzw., umowy śmieciowe.
Pracodawcy zaczynają zatem zwracać uwagę nie na to, czy kandydat do zatrudnienia się w ich instytucji czy firmie ma dyplom licencjacki lub magisterski, ale gdzie go uzyskał, w jakiej szkole wyższej. Zgodnie z reformą szkolnictwa wyższego, jaką przeprowadziła w 2011 r. prof. Barbara Kudrycka, kończący studia już nie otrzymają takich samych dyplomów, tylko oznakowane logo i pieczęciami szkoły, w której studiowali. To już nie będą, bo i nie są te same dyplomy, a w ślad za tym, nie odzwierciedlają one rzekomo tego samego wykształcenia, poza tożsamą nazwą kierunku studiów.
Czeka nas zatem nie 11% bezrobotnych wśród absolwentów szkół wyższych, ale w przypadku najsłabszych, szczególnie dotychczas warunkowo ocenianych przez Polską Komisję Akredytacyjną szkół prywatnych, często o nieadekwatnych do profilu kształcenia nazwach, wskaźnik ten będzie wynosił ponad 50%. Część z tych szkół, niezależnie od marketingu, stosowanej manipulacji informacyjnej, także na własnej stronie internetowej, będzie redukować koszty kształcenia kosztem osób w nich studiujących. Już dochodzą do nas sygnały o tym, że w wielu wyższych szkołach prywatnych ich właściciele, kanclerze obniżyli swoim wykładowcom pensje, zachęcają ich nawet do podejmowania dodatkowego zatrudnienia, nie płacą za nich ZUS-u itp.
Tym samym, tocząca się kampania naboru do takich szkół obejmuje dane, które już nie potwierdzą się wraz z nowym rokiem akademickim. Część profesorów, doktorów już zrywa z tymi szkołami umowy o współpracę albo przemilcza decyzję o jej nieprzedłużaniu, by jak najszybciej ewakuować się do innych placówek, w tym uczelni publicznych. Do końca czerwca, jak szacują socjolodzy rynku pracy, odejdzie z wyższych szkół prywatnych (tzw. "wsp") ok. 40% dotychczasowych kadr.
Być może, po niskim lub nawet zerowym na niektóre kierunki naborze uzupełniającym we wrześniu, ich właściciele podejmą decyzje albo o likwidacji kształcenia na danym kierunku, albo będą zachęcać studiujących czy kandydatów do przenoszenia się na inne specjalności, niż te pierwszego wyboru. Przykładowo, ktoś, kto chciał studiować marketing czy grafikę lub pedagogikę specjalną może na początku października obudzić się z przysłowiową "ręką w nocniku", bowiem szkoła, do której się zapisze, nie będzie w stanie zaproponować mu specjalistycznej kadry, gdyż tej w niej nie będzie.
Kandydaci na studia w tzw. "wsp" nie zdają sobie sprawy z tego, że właśnie w tych szkołach dużą część kadr stanowią wykładowcy w wieku emerytalnym, z wątpliwej jakości dyplomami potwierdzającymi stopień naukowy, gdyż od lat niczego nie badali, nie opublikowali żadnej monografii naukowej, nie pozyskali środków z Narodowego Centrum Nauki na badania własne. Oczywiście, jak ktoś chce "kupić" sobie dyplom tylko po to, by go mieć, ale za to z negatywnymi konsekwencjami na przyszłość, to wybór będzie trafny.
Warto zatem po pierwsze, rejestrować się na studia w publicznych uczelniach akademickich, a więc w uniwersytetach, politechnikach, akademiach, gdyż te muszą utrzymać wysokie standardy w polityce kadrowej oraz zapewnić wysoką jakość kształcenia. Nadzór na jakością kształcenia spełniają w tych uczelniach odpowiednie gremia akademickie. Tu polityka kadrowa nie może wynikać - jak najczęściej ma to miejsce w tzw. "wsp" - z widzimisię pracodawcy, tylko jest pochodną pracy organizacyjnej, dydaktycznej i naukowo-badawczej każdego nauczyciela akademickiego. Tych uczelnie publiczne zatrudniają więcej, niż wymaga tego "minimum kadrowe", bowiem nie są nastawione na przetrwanie (jak najmniejszym kosztem, a z jak największym zyskiem dla ich właścicieli - jak ma to miejsce w tzw. "wsp"), ale podlegają transparentnym regulacjom prawnym, ekonomicznym i naukowym oraz ciągłości procesu badawczo-rozwojowego całej społeczności.
Zajrzałem do rankingu szkół wyższych - "Perspektywy" 2014, by w kategorii "Pedagogika i edukacja" odnaleźć wśród niepublicznych szkół wyższych - jako porównywalnych z uczelniami publicznymi, skoro poddały się ocenie (na 50 uczelni wśród ponad 440) tylko takie, jak:
Dolnośląska Szkoła Wyższa we Wrocławiu (16 miejsce),
Wyższa Szkoła Nauk Społecznych - Pedagogium w Warszawie (18 miejsce)
25 miejsce i powyżej zajęły:
Akademia Ignatianum w Krakowie
Akademia Humanistyczna w Pułtusku
Akademia Humanistyczno-Ekonomiczna w Łodzi
Górnośląska Wyższa Szkołą Handlowa w Katowicach
Krakowska Akademia im. A. F. Modrzewskiego w Krakowie
Społeczna Akademia Nauk w Łodzi 4
Uczelnia Łazarskiego w Warszawie
Wyższa Szkoła Biznesu w Dąbrowie Górniczej.
KONIEC. Pozostałe, to szkoły zawodowe, z których większość lada moment skończy swoją egzystencję z braku studentów, kwalifikowanych kadr nauczycielskich, z powodu m.in. niegospodarności, niespłaconych kredytów, fałszowania dokumentów, lekceważenia kadr i studentów, wysokiego self esteem ich założycieli i właścicieli, bowiem część z nich już spożytkowała studenckie czesne na własne interesy itp. W wielkich miastach, w których jest kilkanaście szkół wyższych, a nawet powyżej 20, warto zastanowić się, zanim podejmie się decyzję o ich dotowaniu z własnego portfela, gdyż wkrótce mogą zniknąć z mapy naszego szkolnictwa. Znacznie pewniejsze są małe - tak państwowe, jak i niepubliczne szkoły wyższe - w odległych od centrów akademickich miejscowościach.
Platforma Obywatelska zatroszczyła się w nowelizacji ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym o to, by nie ujawniać danych z pierwszego badania losów zawodowych byłych studentów. To tylko pokazuje hipokryzję władzy. Polska Komisja Akredytacyjna ocenia przecież to, czy uczelnie monitorują losy swoich absolwentów. Prowadzony równolegle do tego monitoring rządowy, który polega na tym, że analizuje się informacje uzyskane z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, może być kolejną "bombą", która odsłoniłaby prawdę o podtrzymywaniu przez brak właściwej kontroli ze strony MNiSW pseudoszkółek (także pedagogicznych) w sektorze prywatnym.
Dlaczego ministerstwo boi się ujawnienia danych na temat tego, jak szybko absolwenci i jakiego typu szkół wyższych znajdują zatrudnienie (czy w ogóle je znajdują?), ile zarabiają oraz w jakich branżach zostali zatrudnieni? To prawda, że ten monitoring nie uwzględnia absolwentów studiów, którzy zostali ubezpieczeni w KRUS, ale to zdaje się efekt lobby PSL?
21 czerwca 2014
Dostęp do zakazanych i niszczonych w PRL książek z pedagogiki harcerskiej
Oficyna Wydawnicza "Impuls" opublikowała już 30 tomików serii wydawniczej „Przywrócić Pamięć”, która odsłania i przypomina współczesnemu społeczeństwu publikacje założycieli ruchu skautowego, twórców rozwoju idei i metodyki harcerskiej z lat 1911–1939. Pomysłodawcą tej niecodziennej edycji jest Wojciech Śliwerski, który pisze o nowej serii - adresowanej przecież nie tylko do instruktorów i harcerzy polskiego ruchu harcerskiego, ale także do historyków myśli pedagogicznej i oświaty pozaszkolnej oraz do studiujących pedagogikę społeczną wraz z jej kadrami akademickimi - w następujący sposób:
To książki zakazane po 1945 roku, wycofywane z bibliotek i niszczone przez komunistyczne władze PRL. Nazwiska autorów, ich twórczość, były wymazywane przez cenzurę i niedostępne dla kolejnych pokoleń młodzieży, instruktorów harcerskich, wychowawców, pracowników naukowych. Władze harcerskie w socjalistycznym państwie dokładały wszelkich starań, by odciąć harcerstwo od historii i wpływów idei skautowej oraz by z inspiracji partii, nadać mu formę pionierskiej organizacji. Ideologia urzędowa w historii harcerstwa wpierw gorączkowo poszukiwała „postępowych tradycji”, a następnie z jeszcze większym zaangażowaniem legitymizowała każdy taki skrawek narodowej historii. Ten przekaz historyczny lepszego, nowego, socjalistycznego harcerstwa wzmacniały ówczesne publikacje.
Solidarnościowy zryw społeczny lat osiemdziesiątych minionego stulecia, porozumienia Okrągłego Stołu, odzyskanie wolności po 1989 roku umożliwiły odrodzenie ruchu harcerskiego, sięgnięcie do jego źródeł, historii i tradycji. Coraz więcej jest prac poświęconych harcerstwu. Nadal jednak brakuje wznowień źródłowych publikacji, które w latach 1911–1939 miały wpływ na rozwój idei harcerskiej i organizacji, kształtowanie postaw harcerskich i kształcenie kadry instruktorskiej oraz społeczny wizerunek ZHP. Warto je przypomnieć, ponieważ wszystko, cokolwiek myślimy i czynimy, ma swoje bezpośrednie lub pośrednie, pozytywne lub negatywne, uświadamiane lub nie, źródła w tym, co myśleli i czynili nasi poprzednicy.
Ukazały się w cyklu "odplamiania polskiej historii" tomy:
1. „Szkoła za Lasem”. Program kształcenia starszyzny i Harcerstwa Podziemnego, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1945 r.
2. Biernakiewicz T., Starsze harcerstwo a instruktorzy, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1922 r.
3. Bogdański A., ks., Podstawy Harcerstwa. Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1928 r.
4. Czyżewski A., Na tropie wodza harcerskiego. Z cyklu „Wyścig pracy”, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1936 r.
5. Harcerstwo Polskie , red, S. Sedlaczek i L. Grabowski, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1925 r.
6. Harcerstwo, red. Stanisław Sedlaczek, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1922 r.
7. Lutosławski K., Skauting jako system wychowania moralnego, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1913 r.
8. Michalski J., Kurjerki, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1928 r.
9. Muszalski E., Harcerstwo (skauting) a wychowanie człowieka, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1913 r.
10. Muszalski E., Harcerstwo niepodległe. Gawędy Harcmistrzowskie, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1922 r.
11. Nowe Horyzonty Harcerstwa. Listy do Starszych Harcerzy, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1921 r.
12. Organizacja Harcerstwa Polskiego. Na podstawie zarządzeń Ministra W.R.i O.P., Statutu i Regulaminów Z.H.P. opracował Stanisław Sedlaczek, Naczelnik Głównej Kwatery Miejskiej Z.H.P. i Sekretarz Do Spraw Harcerstwa w Ministerstwie Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 192o r.
13. Pawełek A., Harcerstwo na martwym tropie. Harcerstwo oniemiałe, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1922 r.
14. Pawełek A., Hasła współczesnej pracy harcerskiej. Gawędy obozowe Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1922 r.
15. Pawełek A., Odbudowa Pracy w Drużynach Harcerskich, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1923 r.
16. Philipps R.E., System zastępowy dla dziewcząt, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1944 r.
17. Próby harcerskie. Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1932 r.
18. Przykład ułożenia Planu Pracy Drużyny, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1936 r.
19. Sedlaczek S., Harcerstwo na Rusi i w Rosji 1913-1920, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1936 r.
20. Sedlaczek S., Kilka myśłi o zadaniach harcerstwa. W Polsce będzie lepiej!, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1924 r.
21. Sedlaczek S., Kształcenie starszyzny harcerskiej, Bertier G., Wychowanie wodzów, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1928 r.
22. Sedlaczek S., Obóz harcerski, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1927 r.
23. Sedlaczek S., Szkołą harcerza. Na podstawie dzieła jen. Baden – Powella „Scouting for Boys” i polskiej literatury harcerskiej, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1921 r.
24. Sedlaczek S., Wytyczne metodyki harcerskiej. Prawa przyzwyczajania a harcerstwo, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1931 r.
25. Stojanowski K., Zarys metodyki Prawa Harcerskiego, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1928 r.
26. Swirtun – Rymkiewicz K., Rozwój idei harcerskiej w Polsce, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1922 r.
27. System zastępowy podług Rolanda E. Philippsa „The Patrol System”, oprac. Stanisław Sedlaczek, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1922 r.
28. Wartość harcerstwa, red. Kazimierz Grochowski, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1925 r.
29. Wolne Harcerstwo. Listy Do Starszych Harcerzy, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1921 r.
30. Wywiadowcy. Sceny z życia młodzieży według dzieła Gen. Baden-Powella, Oprac. E. Jezierski, Kraków: Oficyna Wydawnicza „Impuls” 2014. Reprint wydania z 1913 r.
Czas zacząć pisać historię polskiej odmiany skautingu i harcerstwa na nowo, bowiem wiedza o jego przesłankach filozoficznych, psychologicznych, socjologicznych i pedagogicznych była nieobecna w naukach humanistycznych. Dobrze się stało, że wreszcie mamy dostęp do wykładni i interpretacji czołowych postaci naszego harcerstwa okresu zniewolenia (zaborów) i międzywojennego II RP.
O aktualności harcerskiej myśli i praktyki w ponowoczesnym świecie mówię w wywiadzie dla jednego z portali.
20 czerwca 2014
W Sejmie o podręcznikowej manipulacji
Zanim nastąpił w czasie 68. posiedzenia Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej w dniu 28 maja 2014 r. moment złożenia przez posła-sprawozdawcę Katarzynę Hall (byłą ministrę edukacji) "Sprawozdania Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży o pilnym rządowym projekcie ustawy o zmianie ustawy o systemie oświaty oraz niektórych innych ustaw", część posłów (nie wiemy, jak liczna, bo protokół nie zawiera tego typu danych) opuściła salę. Nie wiem, czy była to oznaka protestu, lekceważenia posła -sprawozdawcy czy po prostu - jak to bywa od 25 lat w naszym kraju (z nielicznymi przerwami) - wybrańcy narodu nie mają zamiaru tracić czasu na wysłuchiwanie tego, co zostało już dużo wcześniej wynegocjowane, a raczej wymuszone przez sprawujących władzę na pozostałych członkach w/w Komisji.
Warto odnotować, że pani minister Joanny Kluzik-Rostkowskiej także nie było na obradach w Sejmie, kiedy swoje opinie przekazywali dyskutanci. Cóż za klasa! Skomentował to poseł Ostrowski:"Nie mogę sobie wyobrazić, żeby w jakimkolwiek państwie dojrzałej demokracji w tak kluczowej sprawie pani minister opuszczała posiedzenie parlamentu. To jest ewidentna tendencja do naruszania art. 95 konstytucji, który mówi o kontrolnej funkcji Sejmu w stosunku do rządu. Nie chcę być złośliwy, ale nie wystarczy zmieniać żakiety, garsonki i ugrupowania polityczne, żeby być dobrym ministrem. "
W dniu obrad miałem własne obowiązki, więc nie mogłem wysłuchać ani tego sprawozdania, ani dyskusji. Jest ono jednak symptomatyczne i warto się jemu przyjrzeć, bo kto wie, czy najważniejsze decyzje w tej sprawie nie powstawały także przy suto zakrapianych kolacyjkach tyle tylko, że nienagranych przez kogokolwiek. Kogo zresztą obchodzą jakiekolwiek rozstrzygnięcia w resorcie edukacji, pisanie ustaw pod interesy prywatnych podmiotów, by mogły czerpać nieuzasadnione korzyści finansowe z budżetu państwa, itp.? Żadna redakcja tym się nie zainteresuje, gdyż są to błahe problemy. Lody kręci się bowiem w innych resortach, o czym jest głośno w wyniku tzw. "afery podsłuchowej". Przejdźmy jednak do rzeczy.
Poseł K. Hall zachęcała posłów do zainteresowania się ustawą o zmianie ustawy o systemie oświaty, potocznie nazywanej "ustawą podręcznikową", która nakłada na szkoły podstawowe i gimnazja obowiązek zapewnienia uczniom bezpłatnego dostępu do podręczników, materiałów edukacyjnych zastępujących lub uzupełniających podręcznik oraz materiałów ćwiczeniowych. Które argumenty p. poseł są przykładem politycznej dezinformacji?
1. Stwierdzenie "W wielu krajach posiadaczami wszystkich podręczników i innych materiałów edukacyjnych są szkoły, a nie rodzice." Niestety, posłowie nie dowiedzieli się, w ilu krajach ma miejsce tego typu rozwiązanie. Dlaczego? Ile dla pani K. Hall oznacza "wiele", że uzasadnia to potrzebę owego rozwiązania?
2. Teza: "Kupujący podręczniki organ prowadzący szkołę ma silniejszą pozycję wobec twórców tych materiałów niż rodzic" jest niezgodna z prawdą, bowiem organem prowadzącym szkoły są gminy i powiaty, a nie MEN, tymczasem o wyborze autora, wydawcy podręcznika i drukarni decyduje MEN. Na czym polega ochrona rodziców przed wydawcami? Czy na tym, że przekazuje ich dzieciom do uczenia się produkt niskiej jakości?
3. Prawdą jest, że "zniknie potrzeba kupowania co roku podręczników", ale... pojawia się pytanie, czy właściwe ze społecznego punktu widzenia jest to, by z podatków wszystkich obywateli fundować bezpłatny (już niezależnie od jego jakości) podręcznik szkolny dzieciom tych rodziców, których stać było, jest i będzie na zakup nie tylko podręczników szkolnych, ale i dodatkowych materiałów pomocniczych? Czy warto wydawać publiczne pieniądze w takim właśnie celu?
4. Pani K. Hall jako związana już bezpośrednio ze szkolnictwem prywatnym, a nie publicznym, stwierdza dalej:
"Ustawa przewiduje przekazanie w formie dotacji sporych środków do dyspozycji szkół na coroczne zakupy: podręczniki, ćwiczenia i inne materiały. Jednocześnie stwierdza się tam, że nauczyciel może zdecydować o realizacji programu nauczania z zastosowaniem podręcznika albo bez zastosowania podręcznika. Ustawa przewiduje, że nauczyciele mogą wybrać podręcznik, materiały edukacyjne zastępujące podręcznik i materiały ćwiczeniowe, lub też zdecydować o wykorzystaniu należnej szkole dotacji na drukowanie czy powielanie wybranych materiałów pod warunkiem zmieszczenia się w przewidzianych kwotach, lub gdy otrzymają na ten cel dodatkowe środki od organu prowadzącego szkołę."
Poseł doskonale wie, że szkoły nie otrzymają żadnych dodatkowych środków od organu prowadzącego szkołę na zakup materiałów dydaktycznych poza otrzymanym limitem. Już teraz, bez tej nowelizacji, szkoły mogły zakupić dodatkowe pomoce czy sprzęt audiowizualny dzięki grantom unijnym, jeśli realizowały w ich ramach określony projekt dydaktyczny. Takich szkół w kraju jest jednak niewiele.
Skoro nauczyciel może pracować w szkole bez zastosowania podręcznika, to po co go wydawać? Czy tym zapisem zamierza się wyciszyć słuszny, choć jakże niewidoczny protest nauczycieli, dotyczący naruszenia ich autonomii zawodowej, jaka w tym zakresie została zapisana w Karcie Nauczyciela?
Po krótkim sprawozdaniu, mało zresztą przekonywującym, rozpoczęła się dyskusja.
Najpierw głos zabrała poseł z PO - Urszula Augustyn, która posłużyła się demagogią w czystej postaci, wcześniej nam znaną już z licznych wypowiedzi niekompetentnej lub równie demagogicznie zwodzącej społeczeństwo minister J. Kluzik-Rostkowskiej: "Podręcznik, który dzisiaj wyceniony jest na kilkadziesiąt złotych i raczej w okolicach naście niż wyżej, w sprzedaży kosztował około 200 zł. Jasne, że był uzupełniany różnego rodzaju materiałami, ale generalnie rzecz biorąc, nie ma najmniejszego powodu, żeby rodzic musiał płacić tak duże kwoty."
Otóż nie przypominam sobie, żeby jakikolwiek podręcznik szkolny kosztował 200 zł. Może cały komplet podręczników, to i owszem, ale przecież zawsze istniał rynek wtórny, podręczników używanych, a dzieci z rodzin o najniższych dochodach miały dotacje 100% z budżetu państwa. Po cóż zatem taka kampania?
Kolejnym mówcą był poseł Zbigniew Dolata z Klubu Parlamentarnego Prawo i Sprawiedliwość, a więc opozycji, która w tym kraju ma rację tylko wówczas, gdy jest u władzy. Sama zresztą podobnie postępowała w latach 2005-2007 z opozycyjną wówczas PO i innymi formacjami mniejszościowymi. No, ale to opozycja ma szansę odsłonięcia kulis władztwa. Oto poseł Dolata trafnie stwierdził:
Rząd, zgłaszając projekt, podjął próbę nieudaną i nieszczerą, bo motywowaną względami wyborczymi, bohaterskiej walki z problemami, które sam stworzył. Przecież to koalicja PO–PSL w ostatnich siedmiu latach działała jak Janosik à rebours – zabierała biednym, a dawała bogatym. Tylko w 2012 r. z kieszeni biednych rodziców wyciągnęła 1300 mln zł na zakup podręczników szkolnych, przekazując te gigantyczne środki bogatym wydawcom i dystrybutorom podręczników. Z punktu widzenia wydawców dwie poprzedniczki obecnej pani minister, panie Hall i Szumilas, zasłużyły na pomniki, nie ze spiżu, ale ze szczerego złota, bo to ich działalność zwiększyła wartość rynku podręczników szkolnych o kilkaset milionów złotych rocznie. Można zatem zapytać, czyich interesów dzisiaj broni K. Hall?
Poseł Dolata wykazał manipulacje władzy, która rzekomo uwzględniała opinie ekspertów. My wiemy, że władze MEN nie uwzględniały ekspertyz, gdyż nawet pierwsza wersja "eleMENtarza nie była znana recenzentom wydawniczym. W Sejmie zaś toczyły się dalsze manipulacje: "Opinie ekspertów, związków zawodowych, nie mówiąc już o opozycji, nie zostawiły na rządowym projekcie suchej nitki. Koalicja PO–PSL jak zwykle postanowiła jednak przepchnąć ustawę kolanem. O lekceważeniu Sejmu świadczy m.in. fakt, że posłowie otrzymali jedną z trzech opinii BAS na kilkanaście minut przed posiedzeniem podkomisji, a dwie pozostałe już po zakończeniu jej prac. Zresztą ani przedstawiciele MEN, ani posłowie koalicji nie mieli zamiaru traktować poważnie uwag ekspertów. Większość z nich po prostu zignorowano. O lekceważeniu posłów świadczy też fakt, że tekst sprawozdania komisji edukacji znalazł się na stronach Sejmu dopiero wczoraj wieczorem, po mojej interwencji. W obecnym kształcie, chodzi o sprawozdanie komisji, projekt ustawy jest swego rodzaju potworkiem legislacyjnym i ma charakter kadłubowy".
Głos zabrał też poseł Piotr Paweł Bauć z "T'Ruchu", nota bene pedagog. Zwrócił on uwagę na manipulację językową, jaką stosuje w mediach władza twierdząc, że ów podręcznik będzie dzięki niej bezpłatny. Oczywiście nie jest on bezpłatny, tylko nieodpłatny. To znaczy, że rodzice wprost nie zapłacą. Pytanie, skąd są pieniądze na wydanie tego podręcznika. Okazuje się, że pieniądze są z części, która miała iść na pomoc biednym, źle sytuowanym, często wielodzietnym rodzinom, chodzi o wyprawkę szkolną.
Poseł TR zwrócił uwagę na podejrzany sposób procedowania tej zmiany oraz fakt wdrożenia do realizacji projektu autorskiego, który obciążony jest ponad 200 błędami w tylko 1/4 części, z jaką zostaliśmy zapoznani. Jak na pedagoga, nie wysilił się zanadto, a sądziłem, że po to ma się biuro poselskie czy własny uniwersytet, by pozyskać odpowiednie ekspertyzy. Po nim głos zabrał jego poprzedni szef Komisji, a zarazem "uciekinier" z TR do PSL - poseł Artur Bramora, który skupił się w swojej akceptacji dla koalicyjnego rządu na populistycznym przekazie: "Czyżbyśmy nie chcieli, aby Polacy wydawali mniej? Wydaje mi się, że wszyscy tego chcemy, w związku z tym nie jestem w stanie w ogóle zrozumieć ani retoryki, ani innych form przekazów związanych z projektem ustawy, o którym dzisiaj mówimy".
Ja na przykład, wolałbym wydawać mniej na Urząd Skarbowy, a więcej mieć na bardzo dobre, profesjonalnie przygotowane podręczniki szkolne dla moich dzieci. Rzeczywiście "EleMENtarz" dla I klasy pisany na kolanie, wydawany bez uprzednich recenzji, to kuriozum i kompromitacja.
Pojawił się w tej debacie także głos posła SLD - Artura Ostrowskiego, który zganił rząd i MEN za centralizm oświatowy. Powiedział bowiem: "jest to odwrót od decentralizacji edukacji w Polsce, bo państwo będzie bezpośrednio wpływać na to, co dzieje się w szkole, a dotyczy to bardzo istotnej kwestii, jaką są podręczniki, przede wszystkim podręcznik do I klasy. W tym momencie pojawia się elementarz rządowy. Jest to krok ku centralizacji edukacji." Jak dla mnie bomba, bo lewica zawsze była zainteresowana centralizmem w systemie szkolnym. Nie muszę przypominać jak blokowała w latach 1993-1997 decentralizację i samorządność w III RP.
Był też wątek lewicowy. "Bogate samorządy, jest ich niewiele, być może znajdą środki na zakup innego podręcznika, jeśli taki zostanie przyjęty. Prywatne szkoły również dadzą sobie radę, bo mają na to pieniądze. Gdzie tu jednak jest sprawiedliwość, gdzie tu jest wyrównywanie szans, jeśli chodzi o dostęp do tych najlepszych podręczników? Nie ma."
Pojawiły się jeszcze inne, a szczegółowe (zapewne ważne) kwestie dotyczące tego, że skoro już mają być nieodpłatne podręczniki dla uczniów klasy I, to dlaczego nie dla uczniów szkół ponadgimnazjalnych i nie do kształcenia w ramach religii i etyki. Pytano także o to:"Są liczne wątpliwości dotyczące plagiatu albo autoplagiatu. Dlaczego to akurat pani Maria Lorek została wybrana? Dlaczego w szkołach, które są organizowane pod patronatem jej czy organizacji pozarządowej, czy fundacji, nie stosowano tego podręcznika, tylko podręczniki, które były wydawane przez Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne?, ale odpowiedzi nie usłyszano.
Była natomiast odpowiedź wiceministry J. Berdzik, że nie przewiduje w związku z tak nędznym elementarzem obniżenia poziomu nauczania w szkołach: (...) dlatego że jesteśmy absolutnie przekonani, że poziom nauczania w szkole nigdy nie zależy od podręcznika, zawsze zależy tylko i wyłącznie od nauczyciela. ..." Przyznała też, że drukowana część I "elementarza" nie była recenzowana przez ekspertów (sic!), ale kolejne już będą.
19 czerwca 2014
Warto rzetelnie dążyć do celu
(fot. Pedagog UKSW - dr Edyta Wolter w czasie kolokwium habilitacyjnego w APS)
Czerwiec jest gorącym miesiącem dla naukowców, bowiem odbywają się ostatnie przed wakacjami posiedzenia rad wydziałów, w trakcie których przeprowadzane są przewody habilitacyjne czy postępowania na tytuł naukowy profesora.
Wczoraj miało miejsce takie posiedzenie mojej Rady Wydziału Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, w trakcie którego do kolokwium przystąpiła i bardzo ładnie zdała pani dr Edyta Wolter z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie.
Po wykładzie habilitacyjnym - poświęconym radykalnej krytyce szkoły w drugiej połowie XX wieku uzyskała potwierdzenie nabytych kompetencji do samodzielnej pracy naukowej. Zainteresowania poznawcze pani E. Wolter były skupione na edukacji ekologicznej ze szczególnym zwróceniem uwagi na genezę, ewolucję myśli i praktyk edukacyjnych oraz kształtowanie się świadomości ekologicznej młodych pokoleń w toku edukacji szkolnej okresu międzywojennego.
Systematycznie finalizowane są kolejne przewody habilitacyjne, które były otwierane jeszcze w tzw. starej procedurze. Byłem pełen podziwu dla wspomnianej tu Habilitantki, która specjalizuje się w historii oświaty okresu Drugiej Rzeczypospolitej, gdyż było to jej drugie podejście do habilitacji po uprzednim, jakie miało miejsce 7 lat temu. Wówczas nie zostało ono przyjęte, ale pedagog nie załamała się tym faktem, tylko - jak mówiła o tym z zasłużonym poczuciem dumy i osobistej satysfakcji - postanowiła odrobić lekcję, wczytać się w zasadność krytycznych uwag profesorów, by poprawić swój warsztat badawczy i przygotować nową dysertację, której wartość zostanie doceniona. Mogła przecież zrezygnować, wycofać się, albo wyjechać na Słowację z poprzednim dorobkiem, gdzie - nie ulega wątpliwości - uzyskałaby tytuł pedagogiczno-naukowy docenta.
Podjęła jednak wyzwanie. Złożyła aplikację o środki badawcze i po ich uzyskaniu rozpoczęła kolejny etap żmudnych badań historyczno-oświatowych. Te bowiem wymagają poświęcenia dużej ilości czasu w bibliotekach i archiwach, gdzie poddaje się analizie teksty źródłowe, odpowiednio do sformułowanego problemu badawczego i przyjętych kryteriów. Można zatem nie uciekać od odpowiedzialności, od pracy, od samokształcenia, by usprawiedliwiać minioną porażkę. Dla poważnie traktującego swój zawód naukowca nie ma takich przeszkód, które mogłyby przyczynić się do zaniechania własnej pasji badawczej. Warto skorygować błędy i znacząco powiększać własny dorobek naukowy, by móc doczekać zasłużonego sukcesu, który jest przecież tylko jednym z kolejnych etapów akademickiej samorealizacji w naukach pedagogicznych.
(fot. Wystawa plakatów w Galerii Akademii Pedagogiki Specjalnej im. M. Grzegorzewskiej w Warszawie)
Kiedy opuszczałem gmach Akademii odwiedziłem jeszcze galerię artystyczną na parterze, gdzie co kilka tygodni pojawia się nowa ekspozycja - malarstwa, rzeźby, fotografii, sztuki użytkowej, grafiki itp. Uśmiechnąłem się, kiedy dostrzegłem plakat poświęcony dylematom, które były przedmiotem kolokwium habilitacyjnego, a mianowicie wzajemnych relacji między naturą a kulturą. Zapewne był to zbieg okoliczności, ale jakże symboliczny...
18 czerwca 2014
Habilitacja z pedagogiki społecznego oporu
Pani Ewa Bielska zdała wczoraj kolokwium habilitacyjne i po wykładzie na temat relacji między władzą i autorytetem uzyskała nominację Rady Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach na samodzielnego pracownika naukowego. Od wczorajszego dnia jest już doktorem habilitowanym nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika. Gratuluję.
Od samego początku swojej akademickiej drogi rozwojowej Ewa Bielska jest zatrudniona w Uniwersytecie Śląskim na stanowisku adiunkta w Katedrze Pedagogiki Społecznej. Jest to ta jednostka naukowa, która wydała najwięcej w kraju – jak na tego typu zespół akademicki w ramach jednej dyscypliny pedagogicznej – bo aż ośmiu samodzielnych pracowników naukowych z pedagogiki społecznej. Pani dr hab. E. Bielska powiększyła zespół badaczy, który tworzył prof. Andrzej Radziewicz-Winnicki, a kontynuuje jego prace obecnie prof. Ewa Syrek.
Jak wyrasta się we właściwym środowisku naukowym, to znacznie łatwiej i głębiej zarazem przenika się do podstaw metodologii nauk pedagogicznych czy nawet szerzej - społecznych i humanistycznych, bowiem jest się nieustannie pod życzliwą presją i wsparciem własnego przełożonego i współpracowników różnych generacji oraz na różnym poziomie osiągnięć. Od samego początku pani dr hab. E. Bielska uczestniczyła w intensywnej wymianie międzynarodowej w ramach programu Erasmus wyjeżdżając na staże do Austrii, Danii, Słowenii, Holandii, na Litwę i na Słowację. To także świadczy o tym, jak wartościowe jest środowisko wydziałowe, którego władze nieustannie wspierały rozwój młodych kadr naukowych.
Może jest to znak czasu, że w sytuacji demoralizacji władzy do głosu dochodzi młode pokolenie badaczy z wiedzą o procesach, których moja generacja doświadczała w PRL, a obecna zorientowała się, że wraca stare tylko pod postacią nowego typu autorytaryzmu i arogancji władzy. Pragnę zatem zainteresować rozprawą habilitacyjną pani dr hab. Ewy Bielskiej, która nosi tytuł "Koncepcje oporu we współczesnych naukach społecznych. Główne problemy, pojęcia, rozstrzygnięcia (Katowice: Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego 2013, ss. 315)
Warto tę książkę przeczytać, by podjąć polemikę z jej autorką oraz zainicjować własne badania naukowe. Rozprawa zachęca do dyskusji, tworzy zupełnie nowe pole problemowe dla analiz fenomenów społecznych i intrapsychicznych, skoro opór jest świadomą reakcją jednostki na określoną sytuację społeczną.
Książka E. Bielskiej stanowi wynik wartościowych badań podstawowych w pedagogice społecznej i nie tylko dla tej subdyscypliny nauk o wychowaniu. Konieczne są w naukach humanistycznych i społecznych tak konstruowane metaanalizy fundamentalnych dla badań empirycznych kategorii pedagogicznych, a przecież spotykamy się z nimi najczęściej w pracach profesorskich, a nie habilitacyjnych, co dodatkowo świadczy o wysokim potencjale poznawczym i twórczym tej pedagog.
Już w pierwszym zdaniu rozdziału I E. Bielska przyjmuje do dalszych analiz, że "opór jest odpowiedzią osoby na sytuację zinterpretowaną przez jednostkę lub grupę społeczną jako opresyjna. Jest to działanie podjęte w sposób refleksyjny, świadomy, zorientowane na wdrożenie zmiany w kontekście przestrzeni społecznej stanowiącej środowisko egzystencji jednostki, a u jego podstaw znajduje się rozumienie sytuacji" (s.25).
Swoje analizy autorka skupia nie tyle na oporze, co działaniu oporowym - jednostkowym (za prof. UAM Jerzym Modrzewskim) lub zespołowym działaniu oporowym (za Stanisławem Ossowskim). Zastrzega, że abstrahuje od istoty tego pojęcia w znaczeniu psychologicznym. Widać jednak wyraźnie jak sama uległa, a więc nie oporowała, teoriom krytycznym, które rozpoznają czy/i wyznaczają tylko jeden typ relacji międzyludzkich o charakterze dominacji-submisji. Opór pojawia się wówczas tylko po drugiej stronie, nie wiedzieć zresztą dlaczego, skoro opór poddanego wyzwala przecież także opór u jego władcy, by mu nie ulec i dalej stosować wobec niego przemoc.
Kiedy E. Bielska powołuje się na tezę Pierre’a Bourdieu, że każda jednostka ma dyspozycje do oporu społecznego i że są one kształtowane w relacjach społecznych, to nawiązuje do psychologii osobowości, która dysponuje już wiedzą na temat woli człowieka (dzisiaj używa się kategorii „motywacja”, „dynamizm”), która nie jest jednokierunkowa. Autorka dokonała interesującej rekonstrukcji mniej zakorzenionej w polskim piśmiennictwie naukowym obcojęzycznej literatury z zakresu społecznych teorii oporu, co jest niesłuchanie ważne w formułowaniu odpowiedzi na pytanie – jakie są główne problemy badań oporu w naukach społecznych, jak jest on w nich definiowany i do jakich konkluzji czy systematyk dochodzą współcześni naukowcy.
Po profesorach – Tomaszu Szkudlarku, Zbyszko Melosiku, Zbigniewie Kwiecińskim, Aleksandrze Nalaskowskim czy Lechu Witkowskim i Ewie Bilińskiej-Suchanek - także Ewa Bielska włącza się do debaty naukowej nad jakże ważną w dzisiejszych czasach kategorią oporu. Nie uzasadniła we wstępie powodów pominięcia w swoich badaniach rozpraw pierwszego w naszym kraju badacza tej kategorii – profesora Lecha Witkowskiego, z tekstów którego korzystali przecież pozostali profesorowie. Rozprawy tego właśnie filozofa edukacji stały się także dla mnie istotnym impulsem do penetracji oporowego kontekstu innowacyjności, eksperymentów pedagogicznych i badań empirycznych, zaś Ewa Bilińska-Suchanek jest jego znakomitą zresztą uczennicą. Piszę o tym w tym miejscu, by oddać prawdę historycznej ewolucji badań nad oporem, jego filozoficznymi przesłankami, które stawały się z biegiem 25 lat transformacji podstawą także do badań empirycznych.
Zabrakło mi też w tej rozprawie kluczowych dla badania ukrytej przestrzeni oporu edukacyjnego rozpraw Aleksandra Nalaskowskiego, Marii Dudzikowej, Andrzeja Janowskiego czy Wiktora Żłobickiego, nie wspominając już o odrębnym nurcie, jakim jest anty-pedagogika i anty-psychiatria, a więc wiedza będąca w oporze do innej. Na świece rozwinął się ruch szkół wolności (Freie Schulen), a wśród nich także szkół oporu (Gegenschulen”), które prezentują w pedagogice szkolnej ekstremalną postać pedagogiki anarchistycznej czy pedagogiki alternatywnej.
Niniejsza rozprawa uświadamia nam, że brakuje analiz zakresu znaczeniowego pojęć bliskoznacznych, a w moim przekonaniu niesłusznie utożsamianych z oporem, a mianowicie: protest, sprzeciw, kontestacja, sabotaż, anarchia, rebelia, kwestionowanie, zaprzeczenie, itp. Niektóre z nich śląska pedagog uczyniła przedmiotem częściowego rozpoznania. Jest to o tyle istotne, że kiedy wprowadzamy kontekst wartościujący, a ten jest pochodną niewłaściwych interpretacji z czasów ustroju totalitarnego, to kategoria oporu określana jest często jako dewiacja, patologia, niepożądane społecznie, państwowo czy wyznaniowo postępowanie.
W debatach publicznych, sporach politycznych czy instytucjonalnych odsłaniany jest ów dylemat pod postacią pytania: Czy rzeczywiście zły to ptak, który własne gniazdo kala czy może ten, który na to nie pozwala? Dlaczego o naturalnym prawie osoby do oporu mają stanowić wyznaczniki racji stanu, interesu państwa czy określonej społeczności? Czy dewiacją jest ujawnienie korupcji we własnym środowisku jako przecież klasycznym przejawem oporu wobec naruszania dóbr wspólnotowych? Czy dewiacją jest przemilczanie, stosowanie oporu biernego wobec ukrywanych przez hipokrytów działań toksycznych dla innej jednostki, społeczności czy np. instytucji akademickiej, w których zajmują oni godności profesorskie, funkcyjne czy przywódcze? (zob. książkę L. Witkowskiego pt. Wyzwania autorytetu).
Nie lekceważyłbym w takich analizach poglądów Howarda S. Beckera, i nie oddalał ich od sporu o znaczenie kategorii oporu, skoro pisze on o oporze w przestrzeni zawodowej, gdzie działania nonkonformistyczne są źródłem lub następstwem czyichś porażek lub sukcesów. Ktoś bowiem stosując opór wobec hipokryty może doświadczać porażki statusowej, ale zarazem moralnego sukcesu.
Są zatem takie straty, które dla jednostki stanowią o jej zysku, sukcesie, chociaż często bardzo kosztownym w sensie fizycznym, psychicznym czy duchowym. Nieustannie mamy w Polsce do czynienia ze strajkami rodziców, walką obywateli z władzą o referendum w sprawie nieuzasadnionej reformy oświatowej, udany bunt młodych przeciwko ACTA, ale i spory o miejsce symboli kultu religijnego w przestrzeni edukacyjnej, publicznej czy protesty rodziców przeciwko edukacji seksualnej.
Warto zatem było dociekać tego, dlaczego działanie oporowe jest traktowane jako równoznaczne z łamaniem norm społecznych w sytuacji, gdy te często łamią normotwórcy lub ich nadzór? Czy opór słusznie jest definiowany jako dewiacyjny nonkonformizm w sytuacji, gdy konformizm jest dewiacyjną postawą wobec innych, środowiska, norm czy instytucji itp.?
Jak to jest, że tatuaż będący w więzieniu symbolem oporu, staje się w świecie powszechnej wolności popkulturowym aktem „estetycznym”? Czy może pedagodzy powinni to odczytywać jako znak oporu, sprzeciwu? Tylko wobec czego, skoro nie jest on już wyłącznym symbolem subkultury więziennej? A jak ma się to do tzw. subkultur młodzieżowych? Czy rzeczywiście ponowoczesność nie znosi kategorii sub- w relacjach do różnych dziedzin naszego życia, skoro jest ono poddawane mainstreamowej strategii równościowej w społeczeństwach demokratycznych?
Zachęcam do lektury książki, w której autorka podjęła istotny i nowatorski dla nauk o wychowaniu problem badawczy. Życie przyniesie jego aplikacje.
Dla pedagogiki kluczowa jest kwestia nie tylko tego, czym jest opór, co go generuje, jakie są jego źródła, ale także jak intencjonalnie ów opór (zdolność czy gotowość do oporu – zob. np. znaczenie hasła harcerskiego „Czuwaj!) się formatuje, kształtuje u innych, a jak się go łamie, niszczy, osłabia czy kanalizuje!
Autorka tej pracy przyjmuje jednak – jej zdaniem, a może bardziej za Susan Seymour – szeroką interpretację oporu, zakładając, że są to działania podejmowane refleksyjnie przez podmiot interpretujący sytuację, w kontekście której funkcjonuje, jako opresyjną, Podjęte działania ukierunkowane są na jej zdestabilizowanie i zmianę (która może być traktowana jako cel długoterminowy), mogą to być działania podejmowane zarówno w sposób jawny, jak również ukryty (w tym przyjmując charakter oporu codziennego). (s. 54)
Każdy badacz społecznych fenomenów może przyjąć wybraną przez siebie ze zbioru różnych podejść i modeli teoretycznych kategorię pojęciową i sposób jej rozumienia.
Od samego początku swojej akademickiej drogi rozwojowej Ewa Bielska jest zatrudniona w Uniwersytecie Śląskim na stanowisku adiunkta w Katedrze Pedagogiki Społecznej. Jest to ta jednostka naukowa, która wydała najwięcej w kraju – jak na tego typu zespół akademicki w ramach jednej dyscypliny pedagogicznej – bo aż ośmiu samodzielnych pracowników naukowych z pedagogiki społecznej. Pani dr hab. E. Bielska powiększyła zespół badaczy, który tworzył prof. Andrzej Radziewicz-Winnicki, a kontynuuje jego prace obecnie prof. Ewa Syrek.
Jak wyrasta się we właściwym środowisku naukowym, to znacznie łatwiej i głębiej zarazem przenika się do podstaw metodologii nauk pedagogicznych czy nawet szerzej - społecznych i humanistycznych, bowiem jest się nieustannie pod życzliwą presją i wsparciem własnego przełożonego i współpracowników różnych generacji oraz na różnym poziomie osiągnięć. Od samego początku pani dr hab. E. Bielska uczestniczyła w intensywnej wymianie międzynarodowej w ramach programu Erasmus wyjeżdżając na staże do Austrii, Danii, Słowenii, Holandii, na Litwę i na Słowację. To także świadczy o tym, jak wartościowe jest środowisko wydziałowe, którego władze nieustannie wspierały rozwój młodych kadr naukowych.
Może jest to znak czasu, że w sytuacji demoralizacji władzy do głosu dochodzi młode pokolenie badaczy z wiedzą o procesach, których moja generacja doświadczała w PRL, a obecna zorientowała się, że wraca stare tylko pod postacią nowego typu autorytaryzmu i arogancji władzy. Pragnę zatem zainteresować rozprawą habilitacyjną pani dr hab. Ewy Bielskiej, która nosi tytuł "Koncepcje oporu we współczesnych naukach społecznych. Główne problemy, pojęcia, rozstrzygnięcia (Katowice: Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego 2013, ss. 315)
Warto tę książkę przeczytać, by podjąć polemikę z jej autorką oraz zainicjować własne badania naukowe. Rozprawa zachęca do dyskusji, tworzy zupełnie nowe pole problemowe dla analiz fenomenów społecznych i intrapsychicznych, skoro opór jest świadomą reakcją jednostki na określoną sytuację społeczną.
Książka E. Bielskiej stanowi wynik wartościowych badań podstawowych w pedagogice społecznej i nie tylko dla tej subdyscypliny nauk o wychowaniu. Konieczne są w naukach humanistycznych i społecznych tak konstruowane metaanalizy fundamentalnych dla badań empirycznych kategorii pedagogicznych, a przecież spotykamy się z nimi najczęściej w pracach profesorskich, a nie habilitacyjnych, co dodatkowo świadczy o wysokim potencjale poznawczym i twórczym tej pedagog.
Już w pierwszym zdaniu rozdziału I E. Bielska przyjmuje do dalszych analiz, że "opór jest odpowiedzią osoby na sytuację zinterpretowaną przez jednostkę lub grupę społeczną jako opresyjna. Jest to działanie podjęte w sposób refleksyjny, świadomy, zorientowane na wdrożenie zmiany w kontekście przestrzeni społecznej stanowiącej środowisko egzystencji jednostki, a u jego podstaw znajduje się rozumienie sytuacji" (s.25).
Swoje analizy autorka skupia nie tyle na oporze, co działaniu oporowym - jednostkowym (za prof. UAM Jerzym Modrzewskim) lub zespołowym działaniu oporowym (za Stanisławem Ossowskim). Zastrzega, że abstrahuje od istoty tego pojęcia w znaczeniu psychologicznym. Widać jednak wyraźnie jak sama uległa, a więc nie oporowała, teoriom krytycznym, które rozpoznają czy/i wyznaczają tylko jeden typ relacji międzyludzkich o charakterze dominacji-submisji. Opór pojawia się wówczas tylko po drugiej stronie, nie wiedzieć zresztą dlaczego, skoro opór poddanego wyzwala przecież także opór u jego władcy, by mu nie ulec i dalej stosować wobec niego przemoc.
Kiedy E. Bielska powołuje się na tezę Pierre’a Bourdieu, że każda jednostka ma dyspozycje do oporu społecznego i że są one kształtowane w relacjach społecznych, to nawiązuje do psychologii osobowości, która dysponuje już wiedzą na temat woli człowieka (dzisiaj używa się kategorii „motywacja”, „dynamizm”), która nie jest jednokierunkowa. Autorka dokonała interesującej rekonstrukcji mniej zakorzenionej w polskim piśmiennictwie naukowym obcojęzycznej literatury z zakresu społecznych teorii oporu, co jest niesłuchanie ważne w formułowaniu odpowiedzi na pytanie – jakie są główne problemy badań oporu w naukach społecznych, jak jest on w nich definiowany i do jakich konkluzji czy systematyk dochodzą współcześni naukowcy.
Po profesorach – Tomaszu Szkudlarku, Zbyszko Melosiku, Zbigniewie Kwiecińskim, Aleksandrze Nalaskowskim czy Lechu Witkowskim i Ewie Bilińskiej-Suchanek - także Ewa Bielska włącza się do debaty naukowej nad jakże ważną w dzisiejszych czasach kategorią oporu. Nie uzasadniła we wstępie powodów pominięcia w swoich badaniach rozpraw pierwszego w naszym kraju badacza tej kategorii – profesora Lecha Witkowskiego, z tekstów którego korzystali przecież pozostali profesorowie. Rozprawy tego właśnie filozofa edukacji stały się także dla mnie istotnym impulsem do penetracji oporowego kontekstu innowacyjności, eksperymentów pedagogicznych i badań empirycznych, zaś Ewa Bilińska-Suchanek jest jego znakomitą zresztą uczennicą. Piszę o tym w tym miejscu, by oddać prawdę historycznej ewolucji badań nad oporem, jego filozoficznymi przesłankami, które stawały się z biegiem 25 lat transformacji podstawą także do badań empirycznych.
Zabrakło mi też w tej rozprawie kluczowych dla badania ukrytej przestrzeni oporu edukacyjnego rozpraw Aleksandra Nalaskowskiego, Marii Dudzikowej, Andrzeja Janowskiego czy Wiktora Żłobickiego, nie wspominając już o odrębnym nurcie, jakim jest anty-pedagogika i anty-psychiatria, a więc wiedza będąca w oporze do innej. Na świece rozwinął się ruch szkół wolności (Freie Schulen), a wśród nich także szkół oporu (Gegenschulen”), które prezentują w pedagogice szkolnej ekstremalną postać pedagogiki anarchistycznej czy pedagogiki alternatywnej.
Niniejsza rozprawa uświadamia nam, że brakuje analiz zakresu znaczeniowego pojęć bliskoznacznych, a w moim przekonaniu niesłusznie utożsamianych z oporem, a mianowicie: protest, sprzeciw, kontestacja, sabotaż, anarchia, rebelia, kwestionowanie, zaprzeczenie, itp. Niektóre z nich śląska pedagog uczyniła przedmiotem częściowego rozpoznania. Jest to o tyle istotne, że kiedy wprowadzamy kontekst wartościujący, a ten jest pochodną niewłaściwych interpretacji z czasów ustroju totalitarnego, to kategoria oporu określana jest często jako dewiacja, patologia, niepożądane społecznie, państwowo czy wyznaniowo postępowanie.
W debatach publicznych, sporach politycznych czy instytucjonalnych odsłaniany jest ów dylemat pod postacią pytania: Czy rzeczywiście zły to ptak, który własne gniazdo kala czy może ten, który na to nie pozwala? Dlaczego o naturalnym prawie osoby do oporu mają stanowić wyznaczniki racji stanu, interesu państwa czy określonej społeczności? Czy dewiacją jest ujawnienie korupcji we własnym środowisku jako przecież klasycznym przejawem oporu wobec naruszania dóbr wspólnotowych? Czy dewiacją jest przemilczanie, stosowanie oporu biernego wobec ukrywanych przez hipokrytów działań toksycznych dla innej jednostki, społeczności czy np. instytucji akademickiej, w których zajmują oni godności profesorskie, funkcyjne czy przywódcze? (zob. książkę L. Witkowskiego pt. Wyzwania autorytetu).
Nie lekceważyłbym w takich analizach poglądów Howarda S. Beckera, i nie oddalał ich od sporu o znaczenie kategorii oporu, skoro pisze on o oporze w przestrzeni zawodowej, gdzie działania nonkonformistyczne są źródłem lub następstwem czyichś porażek lub sukcesów. Ktoś bowiem stosując opór wobec hipokryty może doświadczać porażki statusowej, ale zarazem moralnego sukcesu.
Są zatem takie straty, które dla jednostki stanowią o jej zysku, sukcesie, chociaż często bardzo kosztownym w sensie fizycznym, psychicznym czy duchowym. Nieustannie mamy w Polsce do czynienia ze strajkami rodziców, walką obywateli z władzą o referendum w sprawie nieuzasadnionej reformy oświatowej, udany bunt młodych przeciwko ACTA, ale i spory o miejsce symboli kultu religijnego w przestrzeni edukacyjnej, publicznej czy protesty rodziców przeciwko edukacji seksualnej.
Warto zatem było dociekać tego, dlaczego działanie oporowe jest traktowane jako równoznaczne z łamaniem norm społecznych w sytuacji, gdy te często łamią normotwórcy lub ich nadzór? Czy opór słusznie jest definiowany jako dewiacyjny nonkonformizm w sytuacji, gdy konformizm jest dewiacyjną postawą wobec innych, środowiska, norm czy instytucji itp.?
Jak to jest, że tatuaż będący w więzieniu symbolem oporu, staje się w świecie powszechnej wolności popkulturowym aktem „estetycznym”? Czy może pedagodzy powinni to odczytywać jako znak oporu, sprzeciwu? Tylko wobec czego, skoro nie jest on już wyłącznym symbolem subkultury więziennej? A jak ma się to do tzw. subkultur młodzieżowych? Czy rzeczywiście ponowoczesność nie znosi kategorii sub- w relacjach do różnych dziedzin naszego życia, skoro jest ono poddawane mainstreamowej strategii równościowej w społeczeństwach demokratycznych?
Zachęcam do lektury książki, w której autorka podjęła istotny i nowatorski dla nauk o wychowaniu problem badawczy. Życie przyniesie jego aplikacje.
Dla pedagogiki kluczowa jest kwestia nie tylko tego, czym jest opór, co go generuje, jakie są jego źródła, ale także jak intencjonalnie ów opór (zdolność czy gotowość do oporu – zob. np. znaczenie hasła harcerskiego „Czuwaj!) się formatuje, kształtuje u innych, a jak się go łamie, niszczy, osłabia czy kanalizuje!
Autorka tej pracy przyjmuje jednak – jej zdaniem, a może bardziej za Susan Seymour – szeroką interpretację oporu, zakładając, że są to działania podejmowane refleksyjnie przez podmiot interpretujący sytuację, w kontekście której funkcjonuje, jako opresyjną, Podjęte działania ukierunkowane są na jej zdestabilizowanie i zmianę (która może być traktowana jako cel długoterminowy), mogą to być działania podejmowane zarówno w sposób jawny, jak również ukryty (w tym przyjmując charakter oporu codziennego). (s. 54)
Każdy badacz społecznych fenomenów może przyjąć wybraną przez siebie ze zbioru różnych podejść i modeli teoretycznych kategorię pojęciową i sposób jej rozumienia.
17 czerwca 2014
O rodzajach możliwej współpracy ludzi ze sobą
Psycholog społeczny Jaroslav Křivohlavý (Ja a Ty.O zdravych vztazích mezi lidmí, Praha 1977, s. 174–175) wyróżnia następujące rodzaje działań kooperacyjnych, które mogą skutkować – że użyję tu wymownego określenia Ericha Fromma - biofilią albo - jeśli do nich nie dojdzie - nekrofilią społeczną:
1) koegzystencja – czyli możemy żyć, pracować, funkcjonować obok siebie, unikać zachowań rywalizacyjnych, ale także nie interesować się innymi (osobami, jednostkami, dyscyplinami itp.);
2) tolerancja – okazywanie innym wyrozumiałości, pobłażania dla cudzych, odmiennych od naszych poglądów, upodobań, wierzeń, postaw, ale zarazem koncentrowanie się na sobie i własnych zamierzeniach;
3) koordynacja – podejmowanie działania synchronizującego indywidualne czy instytucjonalne lub grupowe zamiary, co jest odwrotnością postępowania polegającego na tym, że każdy robi to, co chce.
4) kooperacja – oznacza wspólną pracę prowadzącą do osiągnięcia wspólnego celu.
5) wzajemność – skłonność do odpłacania dobrem za dobro.
6) altruizm – postępowanie nacechowane troską o los innych ludzi, gotowością poświęcenia interesów osobistych dla dobra ogółu.
7) solidarność – wzajemne wspieranie się (my pomagam komuś, a ten ktoś pomaga nam.
8) proegzystencja – chęć udzielenia pomocy innym, nawet za cenę własnej szkody, bezinteresowna pomoc oparta na wyrzeczeniu, poniesieniu ofiary.
9) rekoncyliacja – ponowne zjednoczenie się, pogodzenie, odnowienie zerwanych wcześniej kontaktów, dążenie do przebaczenia, pojednania.
Warto mieć świadomość tego, że relacje międzyludzkie mają różne odmiany, w które wtapiają się emocje, pamięć wydarzeń i - u osób moralnie uformowanych, autonomicznych - także sumienie. Cynizm, hipokryzja, rozsiewanie plotek, intrygi, podważanie czyjegoś autorytetu osobowego, ośmieszanie, szydzenie, straszenie itp., byle tylko zaspokoić własne potrzeby, załatwić interesy i interesiki, nie prowadzą do pozytywnych efektów. Jak się okazuje, nie zawsze jest tak, że rację ma ten, kto ma władzę, kto posiada formalny, instytucjonalny autorytet bez względu na to, ilu prawników pracuje nad uzasadnianiem jego postaw.
Można mieć kilka tytułów przed i po nazwisku, nominacje prezydenta czy premiera, ale wystarczy sprzęt nagrywający lub pamięć społeczna, by szybko utracić nie tylko te "insygnia" władzy, ale przede wszystkim twarz. Nie jest prawdą, że ludzie nie pamiętają, kto i jak zachowywał się wobec nich w przeszłości czy "tu i teraz", żeby nie wiem co obiecywał im na przyszłość.
Ciekaw jestem, jak sprawujący władzę chcą przekonywać młode pokolenia, że warto być przyzwoitym człowiekiem, w każdej sytuacji, nawet wówczas, gdy się spożywa w restauracji wraz z innymi kolesiami kolację za pieniądze własne lub podatników? Młodzież zaś hula już w Internecie sformułowaniami ministra Bartłomieja Sienkiewicza, prezesa Marka Belki i in. pseudopolityków, mając świetną zabawę. Wkrótce będą pytać swoich nauczycieli, czy odpowiedzi mają udzielić zgodnie ze "skryptem" czy "skrótem myślowym" B. Sienkiewicza czy S. Nowaka? A może dyrektorzy szkół "polecą M. Belką" i ocenią radę pedagogiczną?
16 czerwca 2014
Podziękowanie
Serdecznie dziękuję wszystkim osobom, które przyjechały do Lublina na uroczystość nadania mi godności doktora honoris causa Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie oraz tym wszystkim, którzy z różnych powodów nie mogli w niej uczestniczyć. Pragnę podziękować także za przekazane mi w odrębnych listach gratulacyjnych słowa uznania i życzenia z powyższego tytułu.
W pierwszej kolejności dziękuję Radzie Wydziału Pedagogiki i Psychologii UMCS i jej Dziekanowi prof. dr. hab. Ryszardowi Berze , Konwentowi Godności Honorowych UMCS, JM Rektorowi UMCS prof. dr hab. Stanisławowi Michałowskiemu oraz Senatowi UMCS za dostrzeżenie i docenienie moich osiągnięć w pracy naukowo-badawczej, dydaktycznej i organizacyjnej w naukach o wychowaniu oraz zasług na rzecz polskiej edukacji, której ukoronowaniem stała się inicjatywa obdarzenia mnie najwyższą godnością Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie.
(fot. Od lewej: prof. R. Bera - Dziekan Wydziału Pedagogiki i Psychologii UMCS i JM Rektor UMCS prof. S. Michałowski, od prawej: Promotor - prof. S. Popek)
Siedemdziesięciolecie tej Uczelni i zarazem czterdziestolecie Wydziału Pedagogiki i Psychologii UMCS wzmocniły w sposób szczególny symbolikę, piękno i wyjątkową oprawę całej uroczystości.
Szczególnie gorąco dziękuję mojemu Promotorowi w postępowaniu o nadanie mi powyższej godności - profesorowi Stanisławowi Popkowi oraz Recenzentom - profesorom: Marii Dudzikowej z UAM w Poznaniu, Januszowi Kirence z UMCS i Andrzejowi Radziewiczowi-Winnickiemu z Uniwersytetu Zielonogórskiego za przekonanie najwyższych władz Uniwersytetu Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie przygotowaną laudacją i recenzjami o wartości moich dokonań.
Niniejsze wyróżnienie zobowiązuje mnie do dalszego angażowania się na rzecz wspierania pedagogicznego myślenia i działania w środowisku akademickim i oświatowo-wychowawczym, którym służyć powinna pedagogika jako nauka. Znalezienie się w gronie doktorów honoris causa UMCS rodzi poczucie satysfakcji i zobowiązania zarazem na kolejne lata pedagogicznej aktywności.
Dziękuję za skierowane pod moim adresem gratulacje - przedstawicielom władz państwowych, resortowych, województwa lubelskiego i miasta Lublina, władzom akademickim publicznych i niepublicznych szkół wyższych, pracownikom i studentom wielu uczelni w naszym kraju za - jak jest to podkreślane - " (...)pracę, budowanie i nieustające podtrzymywanie najwyższych standardów naukowych i moralnych w uprawianiu nauki poprzez prace naukowe, eksperckie, oraz za pośrednictwem pełnionych funkcji, a nade wszystko poprzez postawę moralną".
Warto było ryzykować sobą w krainie pozoru, fałszu, manipulacji, rozproszenia i skonfliktowania środowiska, hiperbiurokratyzacji, kultu przeciętności czy dewaluacji niektórych autorytetów, by będąc wiernym ponadczasowym wartościom greckiej PAIDEI, spełniać powierzoną mi nadzieję na lepsze kształcenie młodych pokoleń oraz kreowanie i wspieranie sił pozytywnej transformacji polskiej edukacji.
Uczestniczącym w powyższej uroczystości członkom mojej rodziny, przyjaciołom, współpracownikom, naukowcom oraz nauczycielom różnych uczelni wyższych i doskonalenia zawodowego mogłem bezpośrednio przekazać wyrazy wdzięczności. Dziękuję za przekazane mi Listy gratulacyjne następującym osobom:
Prof. dr hab. Lenie Kolarskiej-Bobińskiej (Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego)
Januszowi Piechocińskiemu (Wiceprezes Rady Ministrów. Minister Gospodarki)
Tadeuszowi Sławeckiemu (Sekretarz Stanu MEN)
Prof. dr hab. Antoniemu Tajduśowi (Przewodniczący Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów)
Prof. dr hab. Michałowi Kleiberowi (Prezes PAN)
Prof. dr hab. Stanisławowi Filipowiczowi (Dziekan Wydziału I Nauk Humanistycznych i Społecznych PAN)
Prof. dr hab. Czesławowi Kupisiewiczowi dr h.c. (Członek rzeczywisty PAN)
Prof. dr hab. Zbigniewowi Kwiecińskiemu, dr h.c. (Członek rzeczywisty PAN)
Wojciechowi Wilkowi (Wojewoda Lubelski)
Dr Jackowi Sobczakowi (Członek Zarządu Województwa Lubelskiego)
Krzysztofowi Żukowi (Prezydent Miasta Lublin)
Krzysztofowi Hetmanowi (Marszałek Województwa Lubelskiego)
Ks. dr hab. Bogusławowi Milerskiemu prof. ChAT (Rektor Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie)
Dr hab. Tadeuszowi Zielińskiemu prof. ChAT (Dziekan Wydziału Pedagogicznego Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie)
Dr hab. Janowi Łaszczykowi prof. APS (Rektor Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie)
Dr hab. Maciejowi Tanaśowi prof. APS (Dziekan Wydziału Nauk Pedagogicznych Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie)
Prof. dr hab. Bronisławowi Marciniakowi (Rektor Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu)
Prof. dr hab. Zbyszko Melosikowi (Dziekan Wydziału Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu)
Prof. dr hab. Ewie Solarczyk-Ambrozik, dr hab. Wiesławowi Ambrozikowi prof. UAM; prof. dr hab. Kazimierzowi Przyszczypkowskiemu, prof. dr hab. Kazimierzowi Denkowi (Profesorowie WSE UAM);
Prof. dr hab. Tomaszowi Schrammowi (Instytut Historii Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu)
Dr hab. Annie Wiłkomirskiej prof. UW (Dziekan Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Warszawskiego)
Prof. dr hab. Henryce Kwiatkowskiej (Profesor Wydziału Pedagogicznego UW);
Prof. dr hab. Wiesławowi Banyśowi (Rektor Uniwersytetu Śląskiego)
Prof. dr hab. Stanisławowi Juszczykowi (Dziekan Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Śląskiego)
Dr hab. Zenonowi Gajdzicy prof. UŚ (Dziekan Wydziału Etnologii i Nauk o Edukacji w Cieszynie, Uniwersytet Śląski)
Prof. dr hab. Tadeuszowi Lewowickiemu, dr hab. Ewie Ogrodzkiej-Mazur, prof. UŚ, dr hab. Barbarze Grabowskiej, dr hab. Annie Gajdzicy prof. UŚ (Profesorom Wydziału Etnologii i Nauk o Edukacji w Cieszynie, Uniwersytet Śląski)
Prof. dr hab. Ewie Syrek (Kierownik Katedry Pedagogiki Społecznej Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach)
Prof. dr hab. Jarosławowi Górniakowi (Dziekan Wydziału Filozoficznego UJ)
Prof. dr hab. Edwardowi Włodarczykowi (Rektor Uniwersytetu Szczecińskiego)
Dr hab. Barbarze Kromolickiej prof. US (Dziekanowi Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Szczecińskiego)
Prof. dr hab. Stanisławowi S. Niciei (Rektor Uniwersytetu Opolskiego)
Dr hab. Grażynie Rygała prof. AJD w Częstochowie (Dziekan Wydziału Pedagogicznego Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie)
Ks. Prof. dr hab. Jerzemu Bagrowiczowi (Wydział Teologiczny Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu)
Dr hab. Sławomirze Sadowskiej prof. UG (Dyrektor Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Gdańskiego)
Dr hab. Romualdowi Grzybowskiemu prof. UG (Kierownik Zakładu Historii Nauki, Oświaty i Wychowania Instytutu Pedagogiki Uniwersytetu Gdańskiego)
Prof. dr hab. Januszowi Ostoi-Zagórskiemu (Rektor Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy)
Prof. dr hab. Ewie A. Zwolińskiej (Dziekan Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy)
Prof. dr hab. Teresie Hejnickiej-Bezwińskiej (Wydział Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy)
Prof. dr hab. inż. Tadeuszowi Kuczyńskiemu (Rektor Uniwersytetu Zielonogórskiego)
Dr hab. Markowi Furmankowi prof. UZ (Dziekan Wydziału Pedagogiki, Socjologii i Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Zielonogórskiego)
Zespołowi Samokształceniowemu i Samopomocy Koleżeńskiej Doktorów pod patronatem Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN
Prof. dr hab. Leonardowi Etlowi (Rektor Uniwersytetu w Białymstoku)
Dr hab. Mirosławowi Sobeckiemu prof. UwB (Dziekan Wydziału Pedagogiki i Psychologii Uniwersytetu w Białymstoku)
Dr hab. Sławomirowi Koziejowi prof. UJK (Dziekan Wydziału Pedagogicznego i Artystycznego Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach)
Dr hab. Piotrowi Petrykowskiemu prof. UMK (Dziekan Wydziału Nauk Pedagogicznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Warszawie)
Ks. dr hab. Stanisławowi Dziekońskiemu prof. UKSW (Rektor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie)
Prof. dr hab. Ryszardowi Góreckiemu (Rektor Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie)
Dr hab. Małgorzacie Suświłło prof. UWM (Dziekan Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie)
Ks. dr hab. Stanisławowi Felowi prof. KUL (Dziekan Wydziału Nauk Społecznych Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II)
Ks. Prof. dr hab. Marianowi Nowakowi (Dyrektor Instytutu Pedagogiki Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II)
Prof. dr hab. Markowi Bojarskiemu (Rektor Uniwersytetu Wrocławskiego)
Dr hab. Ryszardowi Pęczkowskiemu prof. URz (Dziekan Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu Rzeszowskiego)
Dr hab. Markowi Konopczyńskiemu(Rektor Wyższej Szkoły Nauk Społecznych - Pedagogium w Warszawie)
Dr hab. Tamarze Zacharuk prof. UPH (Rektor Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach)
Prof. dr hab. inż. Zbigniewowi Łukasikowi (Rektor Uniwersytetu Technologiczno-Humanistycznego w Radomiu)
dr hab. Zofii Szarocie prof. UP (Dziekan Rady Wydziału Pedagogicznego Uniwersytet Pedagogiczny im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie)
Prof. dr hab. Tomaszowi Szapiro (Rektor Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie)
Prof. dr hab. Julianowi Auleytnerowi (Rektor Wyższej Szkoły Pedagogicznej im. Janusza Korczaka w Warszawie)
Prof. dr hab. Romanowi Patorze (Rektor Społecznej Akademii Nauk w Łodzi)
Dr hab. Zdzisławie Dacko-Pikiewicz prof. WSB w Dąbrowie Górniczej (Rektor Wyższej Szkoły Biznesu w Dąbrowie Górniczej)
Dr Makaremu Stasiakowi prof. AHE (Prorektor ds. Organizacyjnych Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi)
Dr hab. Joannie Madalińskiej-Michalak prof. UŁ (Przewodnicząca Polskiego Towarzystwa Pedagogicznego)
Prof. dr hab. n. med. Przemysławowi Jałowieckiemu (Rektor Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach)
Prof. dr hab. Marianowi Wesołowskiemu (Rektor Uniwersytetu Przyrodniczego w Lublinie)
dr hab. Andrzejowi Chochołowi prof. UEK (Rektor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie)
Prof. dr hab. inż. Markowi Tukiendorfowi (Rektor Politechniki Opolskiej)
Prof. dr hab. inż. Stanisławowi Adamczakowi, dr h.c. (Rektor Politechniki Świętokrzyskiej w Kielcach)
Prof. dr hab. inż. Stanisławowi Bieleckiemu (Rektor Politechniki Łódzkiej)
Prof. dr hab. inż. Markowi Orkiszowi (Rektor Politechniki Rzeszowskiej im. Ignacego Łukasiewicza)
Prof. dr hab. Tadeuszowi Więckowskiemu (Rektor Politechniki Wrocławskiej)
Prof. dr hab. n.med. Markowi Krawczykowi (Rektor Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego)
Prof. dr hab. Marii Nowickiej-Skowron (Rektor Politechniki Częstochowskiej)
Prof. dr hab. Ryszardowi Zimakowi (Rektor Uniwersytetu Muzycznego im. Fryderyka Chopina w Warszawie)
Prof. dr hab. n.med. Andrzejowi Dropowi ( Rektor Uniwersytetu Medycznego w Lublinie)
Prof. dr hab. Markowi Jeżabkowi (Dyrektor Instytutu Fizyki Jądrowej im. Henryka Niewodniczańskiego PAN)
Prof. dr hab. Józefowi Horabikowi (Dyrektor Instytutu Agrofizyki im. Bohdana Dobrzańskiego PAN).
Prof. dr hab. Irenie Wojnar (Członek Komitetu Prognoz Polska 2000 Plus)
Januszowi Moosowi (Prezes Stowarzyszenia Dyrektorów i Nauczycieli Centrów Kształcenia Praktycznego) wraz z pracownikami Łódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi;
dr hab. Beacie Pastwie-Wojciechowskiej prof. UG (Dziekan Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego).
dr. hab. Stanisławowi Jaczyńskiemu, prof. UPH (Dziekan Wydziału Humanistycznego Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach);
Prof. dr.hab. Piotrowi Bieleckiemu (SGH);
dr hab. Anna Walczak (kierownik Katedry Teorii Wychowania UŁ);
Piotr Kieraciński (redaktor naczelny „Forum Akademickie”).
Pragnę także podziękować profesorom: Krystynie Ablewicz, Adamowi Bieli, Andrzejowi Bogajowi, Marioli Chomczyńskiej-Rubacha, Iwonie Chrzanowskiej, Beacie Mazepie-Domagale, Wielisławie Furmanek, Januszowi Gajdzie, Bogusławie Dorocie Gołębniak, Józefowi Górniewiczowi, Agnieszce Gromkowskiej-Melosik, Edycie Gruszczyk-Kolczyńskiej, Teresie Hejnickiej-Bezwińskiej, Beacie Jachimczak, Sławomirowi Jachmiczakowi, Wiesławowi Jamrożkowi, Zenonowi Jasińskiemu, Dorocie Klus-Stańskiej, Dorocie Kornas-Bieli, Janinie Kostkiewicz, Mirosławowi Kowalskiemu, Amadeuszowi Krause, Jerzemu Kunikowskiemu, Romanowi Leppertowi, Małgorzacie Makiewicz, Ewie Marynowicz- Hetce, Stefanowi Mieszalskiemu, Bożenie Muchackiej, Danucie Musze, Aleksandrowi Nalaskowskiemu, s. Marii Loyola Opieli, Krzysztofowi Rubacha, Barbarze Smolińskiej-Theiss, Alinie Szczurek-Borucie, Jolancie Szempruch, Władysławie Szulakiewicz, Ewie Syrek, Wiesławowi Theissowi, Lechowi Witkowskiemu, Alinie Wróbel, Ewie Zwolińskiej, Wiktorowi Żłobickiemu oraz pracownikom naukowym i administracyjnym Wydziału Pedagogiki i Psychologii UMCS wraz ze społecznością studencką.
Pani dr hab. Danuta Mucha - humanistka, filolog, poetka - dedykowała mi swój najnowszy wiersz, za który dziękuję z całego serca:
"Niebo patrzy okiem marzeń
na porywy traw w powojach
zachodami Słońc
wołając
- białym światłem
tam - w przestworzach.
Nic co słowom
ani duszy
tak potrzebne
w marzeń kręgu
- nie przydarzy się
snom bluszczu
mgieł latawcom
strunom wzruszeń".
Subskrybuj:
Posty (Atom)