W dniu 3 stycznia 2013 r. zmarła po długiej chorobie dr Bronisława Dymara.
Mówiliśmy o Niej Pani Profesor, i to z kilku powodów. Po pierwsze, była profesorką języka polskiego w liceum ogólnokształcącym w Pszczynie, a zatem ten oświatowy tytuł w pełni odpowiadał Jej stanowisku. Po drugie, była nauczycielem akademickim, adiunktem, a następnie starszą wykładowczynią we Filii Uniwersytetu Śląskiego w Cieszynie, z którą to uczelnią związana była do czasu choroby na tyle paraliżującej jej sprawność ruchową, że zmuszona była do pozostania w domu.
Nasza Pani Bronia, była jak prawdziwa skautka - do końca swoich dni wierna wartościom i nauczycielskiemu powołaniu oraz środowisku, któremu służyła bezgranicznie i bezinteresownie. A żyła samotnie, z bardzo niską, nauczycielską emeryturą, dzieląc się mimo tego wszystkim, co tylko miała do dyspozycji a mogło komuś sprawić przyjemność, napoić go gorąca herbatą czy kawą czy wzbogacić jego poczucie estetyki kwiatami, jakie pielęgnowała w swoim przydomowym ogrodzie. Zawsze była blisko świata przyrody i dumna z wyhodowanych kwiatów, których fotografie przesyłała swoim przyjaciołom zamiast tradycyjnych pocztówek.
Bogactwo pomysłów generowało jeden po drugim, toteż tylko Jej najbliższe środowisko akademickiego Cieszyna nadążało z odpowiedzią na kolejne projekty książek. Nie pisała już własnych, monograficznych rozpraw naukowych, chociaż by mogła, bo uważała, że jest od wspomagania młodych naukowców i dzielenia się z nimi własnym warsztatem, pedagogicznym doświadczeniem i sztuką narracji. Prowadziłem z Panią Bronisławą systematyczną korespondencję, której treść z Jej strony stanowiła dla mnie wyrzut sumienia, że nie jestem w stanie włączyć się w przygotowywany przez Nią kolejny tom serii „Nauczyciele-Nauczycielom”, a jest to cykl wyjątkowy, niespotykany w żadnej dyscyplinie naukowej. Nikt nie był w stanie pokonać rekordu konstruowanych przez dr B. Dymarę tomów, z których każdy przenikał do coraz bardziej kluczowej sfery życia i rozwoju dzieci i młodzieży.
Bo ona pisała książki dla nich i o nich, chociaż adresowanych do nauczycieli, wychowawców, rodziców, opiekunów czy terapeutów. To oni, ci realnie wywierający wpływ, uczestniczący w życiu swoich pociech, wspomagający je w rozwoju, mieli być pedagogicznym medium, twórczym „przedłużeniem” jej serca, myśli i działań z pozycji skromnego Mistrza, prawdziwego Autorytetu, osoby z charyzmą, bo poświęcającą się całą (O)Sobą innym.
Komu by się chciało, kto by potrafił w tak trudnej życiowo sytuacji (socjalnie i zdrowotnie), w ciągu kilkunastu lat, wydać ponad 20 tomów rozpraw łączących naukowców i nauczycieli, teoretyków i praktyków, filozofów i refleksyjnych, transformatywnych nauczycieli? Prawda, że Ona miała na to czas, cierpliwość, że nieustannie przypominała o terminach i zabiegała o środki, sponsorów lub dobra wolę tych, którzy wspólnie z Nią doprowadzali dzieła do końca. Miała w zespole redakcyjnym Oficyny „IMPULS” wiernych przyjaciół, sojuszników tak, jak pozyskiwała ich wśród autorów i recenzentów rezygnujących z honorariów, byle tylko mógł ukazać się kolejny tytuł pod Jej redakcją. A przecież ten fakt w żadnej mierze nie stanowił podstaw do obniżania poziomu. Wprost odwrotnie.
Tym bardziej egzekwowaliśmy od siebie więcej, bo na tym polega prawdziwa przyjaźń i sztuka, że tworzy się wspólnie dobra, które są niepowtarzalne, ponadczasowe, o jak najwyższym poziomie. Jak pisał prof. Kazimierz Denek w związku z organizowaną przez Cieszyński Wydział Etnologii i Nauk o Edukacji Uniwersytetu Śląskiego konferencją, która była dedykowana twórczości dr Bronisławy Dymary w 2011 r.:
Osnową serii książek Nauczyciele-Nauczycielom jest poszukiwanie odpowiedzi na pytanie jak nauczać i wychowywać oraz uczyć się? Chodzi o to, żeby to czynić coraz lepiej, nowocześniej, bardziej świadomie i zrozumiale, przekonywająco, mądrzej, sensowniej, sprawniej, lżej, szybko, kreatywnie, skutecznie i efektywnie w warunkach zaniku ciekawości i na miarę perspektyw społeczeństwa wiedzy. W serii książek Nauczyciele-Nauczycielom teksty swe zamieściło 100 Autorów. Składa się ona z 21 książek drukowanych w latach 1996—2011 i zawiera:
— cztery książki autorskie, w tym Bronisławy Dymary: Dziecko w świecie marzeń (1996, 1998, 2009), Dziecko w świecie edukacji. Podstawy uczenia się kompleksowego… (2009), Dziecko w świecie edukacji. Realizacja kompleksów. Bliżej integracji osoby i pedagogiki współbycia (2009), śp. Jerzego Dymary: Dziecko w świecie geografii (2004);
— dziesięć książek współautorskich:
1) Dziecko w świecie przyrody (1998) — B. Dymara, S.Cz. Michałowski, L. Wollman;
2) Dziecko w świecie pokus (2000) — A. Murzyn, R. Cibor, S.Cz. Michałowski;
3) Dziecko w świecie matematyki (2000) — J. Filip, T. Rams;
4) Dziecko w świecie tradycji (2002) — B. Dymara, W. Korzeniowska, F. Ziemski;
5) Dziecko w świecie wartości. Aksjologiczne barwy dziecięcego świata (2003) — K. Denek, U. Morszczyńska, W. Morszczyński, S.Cz. Michałowski;
6) Dziecko w świecie wartości. Poszukiwanie ładu umysłu i serca (2003) — B. Dymara, M. Łopatkowa, M.Z. Pulinowa, A. Murzyn;
7) Dziecko w świecie języka (2004) — D. Bula, D. Krzyżyk, B. Niesporek-Szamburska, H. Synowiec;
8) Dziecko w świecie zabawy. Zabawa i radość w literaturze, muzyce i życiu codziennym (2009) — B. Dymara, A. Górniok-Naglik, J. Uchyła-Zroski;
9) Dziecko w świecie wielkiej i małej Ojczyzny (2009) — K. Denek, B. Dymara, W. Korzeniowska;
10) Sztuka bycia człowiekiem. Poszukiwanie wartości i sensów życia (2011) — B. Dymara, B. Cholewa-Gałuszka, E. Kochanowska.
W przygotowaniu jest jedenasta książka współautorska Bronisławy Dymary i Ewy Ogrodzkiej-Mazur: Dziecko w świecie literatury (druk w 2012 roku).
Zwróćmy uwagę na oryginalny i zróżnicowany skład tej serii, w której jest tylko 7 książek zbiorowych pod redakcją Bronisławy Dymary, choć większość serii tworzą zazwyczaj prace zbiorowe. Oto ich spis:
— Dziecko w świecie sztuki (1996);
— Dziecko w świecie rodziny (1998);
— Dziecko w świecie szkoły (1998);
— Dziecko w świecie muzyki (2000);
— Dziecko w świecie współdziałania. Poszukiwanie podstaw samorządności, współdziałania i demokracji (2001);
— Dziecko w świecie współdziałania. W stronę praktyki edukacyjnej (2001);
— Dziecko w świecie zabawy. O kulturze, cechach i wartościach ludycznej edukacji (2009).
Napisanie tak wielu różnych książek współautorskich wpłynęło korzystnie na tworzenie się edukacyjnej wspólnoty, gdyż kształtowanie każdej z nich wymagało kilku spotkań, dyskusji, omówień, dotyczących głównych idei, konstrukcji, sposobu pisania i przekładania wiedzy teoretycznej na działania edukacyjne, inspirujące zazwyczaj twórcze zachowania uczniów.
Poznański Profesor dokonał w swoim referacie znakomitej, bardzo głębokiej analizy całej twórczości pedagogicznej Bronisławy Dymary, która wystarczyłaby na kilka habilitacji w dziedzinie nauk humanistycznych. Warto do niego siegnąć.
Każdy z redagowanych czy współredagowanych przez Nią tomów doskonale wpisywał się w oczekiwania zarówno reformującego się systemu oświatowego, jak i politykę społeczno-edukacyjną państwa. Podejmuje w nich bowiem jedno z najważniejszych dla szkolnictwa wyzwań, jakim są procesy jego niedokończonej demokratyzacji (a była wielką zwolenniczką kształtowania samorządnych szkół publicznych) oraz mocno „wystudzone” aksjologicznie na kwestie wychowawcze i społeczno-moralne mechanizmy gospodarki rynkowej.
Bronisława Dymara uważała, że polska szkoła nie może być obojętna wobec powszechnej potrzeby samostanowienia narodu, rozwijania w nim szczerego poczucia patriotyzmu, wolności współdecydowania i samorealizacji w sytuacji tak głębokich deficytów i zapóźnień rozwojowych społeczeństwa, które było poważnie dotknięte banalizacją podstawowych wartości, indoktrynacją ideologiczną quasi totalitarnego państwa, pseudorywalizacją (socjalistyczny, stachanowski model współzawodnictwa pracy) czy zanikiem etosu pracy.
W państwie postsocjalistycznym, w którym wciąż mamy do czynienia z budowaniem zrębów demokracji i animowaniem procesów rzeczywistego uspołecznienia instytucji publicznych, nie można lekceważyć kwestii kształcenia młodego pokolenia i rozumienia wartości oraz umiejętności współdziałania, samorządności i samoorganizacji nauczycieli, uczniów i ich rodziców. Warto przyjrzeć się zatem zgromadzonym w jej pracach tekstom, by odpowiedzieć sobie na pytanie, w jakiej mierze udało się ich autorom określić podstawy dla samorządności, współdziałania i demokracji w szkole. Publikowali w tych tomach znakomici autorzy, uniwersyteccy profesorowie i doktorzy, doktoranci i asystenci, wykładowcy i zarządzający oświatą. Wszystkich łączył tak wspólny obszar dociekań, analiz, prób wyjaśnień słabości i formułowania normatywnych ofert ich eliminowania czy konstruowania alternatywnych modeli kształcenia oraz wychowania.
Zmarła pedagog była też poetką. Od czasu do czasu pisała piękne, subtelne wiersze. Jeden jeszcze nieopublikowany, zapisałem jakiś czas temu w blogu. Każdy list od dr Bronisławy Dymary przechowuję w swoim domowym archiwum, bo one były jak oświatowa poezja i zarazem piękno tradycji, darem człowieka szczerze zatroskanego o losy polskiej edukacji, szkoły, uczniów, nauczycieli i lokalnego środowiska. Była Osobą niezwykle skromną, zawsze niemalże przepraszającą, że o coś prosi, zabiega, chociaż nigdy nie dla siebie i nie w swojej sprawie. Kochała swoich licealistów, jak i akademickich Uczniów (nauczycieli i studentów), wielbiła podziwiać ich sukcesy i wspólnie z nimi boleć nad problemami czy kryzysami, jakie pojawiały się w ich życiu. To nieprawdopodobne, jak zawsze była blisko tych, którzy byli daleko, których nie mogła bezpośrednio spotkać czy porozmawiać z nimi face to face. Nie dostąpiła już możliwości komunikowania się za pośrednictwem nowych mediów. Nie chciała i nie mogła zarazem, bo przecież z tym wiązałyby się kolejne koszty, a Ona nie chciała być nikomu cokolwiek winna. Żaden zresztą list elektroniczny nie oddałby tak wymownie Jej charakteru i myśli, jak te pisane ręcznie, zawsze piękną kaligrafią.
Wszystkie swoje listy pisała na pięknym, papeteryjnym papierze, często zawierającym rozkwitającą różę. Odpowiadała na każdy tekst, przesłany artykuł czy książkę, dzieląc się swoimi opiniami. Dialogu współbycia (to zresztą tytuł przygotowywanej przez Bronisławę Dymarę kolejnej książki) będzie mi najbardziej brakowało, bo niby nikt z nas nie jest niezastąpiony, ale jednak są tacy, których zastąpić się nie da, niczym i nikim. Są osoby, o których wolelibyśmy nie wiedzieć i nie pamiętać, ale są też takie, których nieobecność tu i teraz jest bolesną raną, którą zagoić może szlachetnie kontynuowana pamięć o ich życiu i dokonaniach. Osierociła pedagogikę cieszyńską, ale i polską, zobowiązując jednak kolejne generacje uczonych do godnego samodoskonalenia się, wiary w siebie i dążenia do celów, które dobrze służą społeczeństwu i jednostkom oczekującym profesjonalnej i ludzkiej pomocy.
(fot. dr Bronisława Dymara otoczona cieszyńskimi a uniwersyteckimi Uczennicami w czasie przedwigilijnego spotkania u Niej w domu)
Żegnam w tym miejscu symbolicznym fragmentem wiersza ks. Jana Twardowskiego pt. Druga jesień:
(…)
Smutek jest jak diabeł
Ma swoje stąd dotąd
Wszystko jak należy w wymierzonym czasie
Łzy się nawet śmieją kiedy są za duże
Nie wyj z żalu głuptasie.
Teraz pewnie spogląda na nas wyzwolona z cierpienia i z pokojem własnego ducha oraz wrodzoną hiperaktywnością twórczą apeluje: Nie wyj, tylko pracuj, twórz, pomagaj, działaj, bądź z innymi i dla innych, (z)godnie.
Nota biograficzna redaktorki serii książek Nauczyciele – Nauczycielom.
Urodziła się w Ostrorogu na Wołyniu (27.VI.1932). Samokształcenie i poszukiwanie innowacyjnych rozwiązań w edukacji zostało wpisane w całe jej życie. Magisterskie studia polonistyczne ukończyła w roku 1959 na WSP w Krakowie. Doktorat z nauk humanistycznych w zakresie pedagogiki obroniła na UAM w Poznaniu w roku 1980.
Intensywną działalność innowacyjną rozwinęła w Lublinie w szkołach nr 15 i 31 (1951-1961). Z wielką pasją kontynuowała i wzbogacała swe próby i eksperymenty w zakresie kompleksowego nauczania, tworzenia systemu norm i kryteriów ocen, samorządności dzieci i młodzieży itd.
Na terenie Pszczyny (1961-1976), dokąd przeniosła się po wyjściu za mąż za Jerzego Dymarę, nauczyciela geografii i działacza oświatowego, pracowała w wielu szkołach jako nauczycielka j. polskiego, wizytatorka i dyrektorka. Prowadzona przez Bronisławę Dymarę Szkoła Podstawowa nr 5 i Szkoła Ćwiczeń (1968-1972) stała się ośrodkiem znanych dotąd innowacji. Próba ich kontynuowania i wzbogacania o tzw. Młodzieżowe Forum w prowadzonym przez siebie LO im. Bolesława Chrobrego (1974-1976) – skończyła się dramatem; utratą stanowiska i pracy.
W roku 1982 dr Bronisława Dymara została zatrudniona w Filii UŚ w Cieszynie na etacie adiunkta, gdzie pracowała jeszcze ćwierć wieku, w tym 15 lat na etacie (do emerytury w roku 1997). Tu skupili się wokół niej nauczyciele walczący z rutyną i schematyzmem. Intensyfikacja działań badawczych i innowacyjnych nastąpiła w związku z prowadzeniem prac magisterskich (ponad 450 obron) oraz objęciem kierownictwa Zakładu Teorii Wychowania (1992-1997). Procesowi rozwoju twórczych działań sprzyjał też prowadzony przez nią nowy przedmiot: innowacje edukacyjne!
Długoletnia praktyka oraz intensywne poszukiwanie nowego paradygmatu pedagogiki, opartego na więzi nauczycieli akademickich z nauczycielami szkół różnego typu stały się podstawą otwarcia serii książek pedagogicznych Nauczyciele – Nauczycielom. Wśród jej 20 tomów (1996-2009) znajdują się trzy autorskie książki redaktorki: Dziecko w świecie marzeń (1996, 1998, 2010); Dziecko w świecie edukacji. Podstawy uczenia się kompleksowego – nowe kształty i wymiary edukacji (2009), cz. I; Dziecko w świecie edukacji. Realizacja kompleksów. Bliżej integracji osoby i pedagogiki współbycia (2009), cz. II.
Wymienione książki o edukacji są syntezą niemałego dorobku publikacyjnego, wprowadzającego m.in. nowe spojrzenie na przestrzeń edukacyjną, pojęcie integracji, zasady nauczania, miejsce ucznia jako współtwórcy zajęć i procesu oceniania wyników, w toku kompleksowego uczenia się.
Dorobek publikacyjny, zapoczątkowany debiutem sprzed pół wieku w „Teatrze Ludowym” i „Kurierze Lubelskim” obejmuje ponad 300 pozycji i jest szczególnie intensywny w ostatnim ćwierćwieczu. Na dorobek ten składa się: 8 książek autorskich i 5 współautorskich, zredagowanych 13 tomów opracowań zbiorowych, a ponadto wiele artykułów, rozpraw, esejów, recenzji, notatek, sprawozdań. Wydrukowano je w około 30 czasopismach, kilkunastu seriach naukowych i książkach „pokonferencyjnych” UŚ w Katowicach, UJ w Krakowie, uniwersytetach w Poznaniu, Szczecinie, Wrocławiu, Lublinie itp.
Publikacje te dotyczą głównie następującej problematyki:
- teoretyczne podstawy nauczania – uczenia kompleksowego;
- system norm i kryteriów ocen, jego etyczna wartość;
- wartości w wychowaniu dzieci i młodzieży;
- edukacja jako sztuka bycia i tworzenia;
- szczęście i marzenie w opiniach dzieci i dorosłych;
- czas i przestrzeń jako kategorie pedagogiczne;
- pedagogika współbycia jako możliwość i konieczność;
- szkoła jako przestrzeń tworzenia kultury.
Dwa filary dorobku autorki – to uczenie się kompleksowe i książki serii N-N, z których każda z nich rozpoczyna się słowami: Dziecko w świecie (sztuki, przyrody, tradycji, wartości, współdziałania, rodziny itd.). Stanowi to istotną zmianę w patrzeniu na edukację, której podstawą jest jakość relacji dziecka z elementami świata zewnętrznego, ludźmi i sobą samym. Dla Autorki ważne jest więc nie tylko kształcenie, ale przede wszystkim kształtowanie człowieka, odkrywanie co dzieje się z dzieckiem pod wpływem szkolnej edukacji i innych działań w jego życiu. Wokół idei serii N-N skupiło się 100 osób, 19 profesorów i 20 nauczycieli różnych szkół. Jako autorzy przeważają adiunkci, ale są też rektorzy szkół wyższych.
Opisaną tu skrótowo działalność innowacyjną charakteryzują liczne recenzje, artykuły i wywiady – zebrane i zaprezentowane m.in. w książce Sztuka bycia człowiekiem. Została ona też zaprezentowana przez różnych autorów w kilku opracowaniach zwartych.
Msza pogrzebowa śp. dr Bronisławy Dymary odbędzie się w poniedziałek 07 stycznia br.
o godz. 12,3o w Kościele pw. Podwyższenia Krzyża Świętego i Matki Bożej Częstochowskiej w Pszczynie przy ul. M. Skłodowskiej-Curie 1.
Wyprowadzenie zwłok nastąpi o godz. 12,15 z Kaplicy przy Szpitalu w Pszczynie
przy ul. Witolda Antesa
04 stycznia 2013
03 stycznia 2013
OŚWIATOWE KITY i HITY 2012 roku - część 3
Zamykając relację podsumowującą 2012 rok odnotowuję jeszcze takie KITY, jak:
18) Demokracja proceduralna także w oświacie polega na tym, że niezależnie od opinii publicznej i ekspertów rolą władzy jest odrzucanie każdego wniosku opozycji. Jednym z wielu przejawów takiego podejścia są głosowania w Sejmowej Komisji Edukacji, która była m.in. za odrzuceniem poselskiego projektu uchwały w sprawie uchylenia rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej z dnia 23 grudnia 2008 r. w sprawie podstawy programowej (…) kształcenia ogólnego w poszczególnych typach szkół oraz rozporządzenia Ministra Edukacji Narodowej w sprawie ramowych planów nauczania w szkołach publicznych z dnia 7 lutego 2012 roku (druk nr 284). Glosowanie miało charakter negatywny, co stwierdziłem ze zdumieniem, bo w środowisku akademickim każda uchwała musi zaczynać się od odpowiedzi na pytanie: kto jest za jej przyjęciem? W Parlamencie głosuje się w Komisji, której przewodniczy poseł Artur Bramora z Ruchu Palikota, z odkrytą przyłbicą, bez ukrywania, że chodzi o odrzucania wniosku: cytuję posła przewodniczącego. Cytuję:
W pierwszej kolejności poddaję pod głosowanie wniosek o odrzucenie projektu uchwały z druku nr 284. Kto jest za? Kto jest przeciw? Kto się wstrzymał? 21 głosów za, 13 przeciwnych i brak wstrzymujących się.
W czerwcu ta sama Komisja wraz z Komisją Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej odrzuciła obywatelski projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty znoszący wprowadzenie obowiązku szkolnego dla sześciolatków.
Na tym właśnie polega demokracja proceduralna. Nie ma to nic wspólnego z merytokracją.
19) Infrastrukturalne zaniedbania części szkół publicznych
W świetle raportu Państwowej Inspekcji Sanitarnej:
- 1596 szkół nie ma sali gimnastycznej,
- 704 szkoły nie mają dostępu do ciepłej wody,
- 961 szkół nie ma dostępu do kanalizacji.
20) Sejm odrzucił w piątkowym głosowaniu wniosek PiS o odwołanie minister edukacji Krystyny Szumilas. Za wnioskiem zagłosowało 188 posłów, 235 było przeciw, 20 wstrzymało się. Wstrzymującymi się byli posłowie SLD, którzy mieli swój interes w tym, by z jednej strony „atakować” MEN związkowcami z ZNP, a z drugiej strony dbać kosztem oświaty o inne interesy. Bukietu kwiatów ostentacyjnie nikt z PO i PSL nie wręczał pani minister, by nie kojarzono tego gestu z „sukcesami” innego ministra tego rządu.
21) Na polecenie MEN podręczniki szkolne nie będą zmieniane częściej niż co trzy lata. Takiego kuriozum nie wymyślono w żadnej części świata, poza może Białorusią, Kubą, Wenezuelą i Koreą Północną, gdzie nie wolno ich zmieniać w ogóle.
22) MEN – w świetle cyklicznych doniesień Rzeczpospolitej - toczy gangrena nepotyzmu. Produkcja cyfrowych podręczników, która miała być częścią rządowego programu "Cyfrowa szkoła", ze względu na przewidziane do realizacji 45 mln zł z funduszy unijnych, stała się – jak zwykle bywa w tego typu „przekąskach” - okazją do manipulacji i nadużyć na najwyższych szczeblach podmiotów rozstrzygających o zwycięzcy. Złożone skargi konkurentów a przegranych sprawiły, że ORE unieważniło wyniki konkursu, gdyż – ponoć rzeczywiście miał miejsce błąd formalny…. Pewnie, jak zainteresuje się tym CBA dowiemy się, kto skorzystał na publicznych środkach. Zdaniem publicysty Rzeczpospolitej – Artura Grabka: Konkursy wygrywają znajomi wiceminister edukacji Joanny Berdzik.
W grudniu do prokuratury trafiło zawiadomienie w sprawie badań kompetencji sześcio- i siedmiolatków, jakie prowadzi Instytut Badań Edukacyjnych nadzorowany przez MEN. Pojawiły się bowiem zarzuty dotyczące systemu finansowania projektu oraz nierzetelnego naukowo uproszczenia próby badawczej.
23) Ministerstwo Edukacji Narodowej poinformowało, że z dniem 31 października 2012 roku Prezes Rady Ministrów Donald Tusk odwołał Pana Mirosława Sielatyckiego z funkcji podsekretarza stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej, dziękując mu za dotychczasową pracę. Być może w tym roku, albo za jakiś czas dowiemy się, jakież to powody sprawiły, że władza centralna po raz drugi (za pierwszym razem jawnie potraktował powód odwołania M. Sielatyckiego wicepremier R. Giertych) tak obeszła się ze znanym oświatowcem w naszym kraju.
24) W listopadzie Najwyższa Izba Kontroli opublikowała wyniki kontroli nadzoru nad polskimi szkołami, które potwierdziły jego fikcyjność. Kontrolerzy Izby określili ten system wprost jako niesprawny i nieefektywny. Kilkadziesiąt milionów rocznie MEN wydaje na nadzór polskiego szkolnictwa, a ten okazuje się grą pozorów. Tak zwany nowy system kontroli skutkował niewielką liczbą stwierdzonych uchybień, zaś raporty z tzw. ewaluacji zewnętrznych jakie przygotowywali wizytatorzy kuratoriów oświaty wskazały na to, że w niewielkim stopniu realizowane były cele nadzoru pedagogicznego w zakresie wspierania rozwoju szkół oraz nie prezentowały obiektywnej i pełnej informacji o jakości ich pracy.
25) Trwa wojna między obecną a była minister z tej samej partii politycznej. Katarzyna Szumilas zapowiedziała bowiem odejście od obowiązku tworzenia w szkołach specjalnych zespołów pomagających uczniom z problemami oraz uczniom zdolnym, a także odejście od obowiązku zakładania tym uczniom specjalnych kart, co rozsierdziło jej byłą szefową Katarzynę Hall. Dotychczas było tak, że byli ministrowie edukacji krytykowali swoich poprzedników, jak ci już też nie pełnili owego urzędu. Tym razem mamy nową jakość w łonie PO, kiedy to funkcje opozycji przejmują jej członkowie. Na szczęście K. Hall złożyła samokrytykę stwierdzając, że w wydanym w 2010 r. przez siebie rozporządzeniu zbyt dookreśliła terminy spotkań w/w zespołów.
26) Lider Ruchu Janusz Palikot rozpoczął akcję mająca na celu usunięcie nauczania religii ze szkół publicznych. Czeka nas kolejna wojna propagandowa radykalnej lewicy, która postanowiła za wszelką cenę wykorzystać polską oświatę do realizacji własnych interesów i zaprowadzić w edukacji świecki model kształcenia. Palikot doskonale wie, że wymagałoby to najpierw odstąpienia polskiego rządu od Konkordatu, zmiany Konstytucji i zmiany preambuły w ustawie o systemie oświaty. Tradycyjny w polskim społeczeństwie system wartości zamierza zastąpić ateistycznym. Mieliśmy to już w PRL, ale jak widać w tym Ruchu tęsknota za marksizmem i leninizmem wyszła na jaw.
27) Utrzymano a nawet wzmocniono trwającą od lat praktykę zatrudniania w szkodach pracowników, którzy, mimo braku odpowiednich kwalifikacji i wyksztalcenia, mogą być nauczycielami. Wystarczy, ze zgodę na to wyda kurator oświaty. Prawo oświatowe nie zastrzega, że praca z dziećmi i młodzieżą może być wykonywana wyłącznie przez pracowników z przygotowaniem pedagogicznym. Również stanowiska kierownicze w szkołach mogą pełnić nie nauczyciele.
28) Kolejny raport NIK dotyczący kształcenia i doskonalenia nauczycieli dobił MEN. Z kontroli wynika, że jedna trzecia nauczycieli nie podnosiła swoich kwalifikacji, mimo że mieli na to zapewnione środki finansowe. Tym samym nie wypełniali obowiązku, do którego obliguje ich Karta Nauczyciela i system awansu zawodowego. Blisko połowa studentów kończących specjalizację nauczycielską nie czuje się dobrze przygotowana do pracy w szkole.
W reakcji na wnioski pokontrolne NIK resort edukacji przystał na obniżenie środków budżetowych na doskonalenie nauczyc8eli z 1% na 0,5%. Jak nauczyciele nie chcieli się doskonalić, to niech teraz płacą za to z własnej kieszeni. Howgh!
02 stycznia 2013
OŚWIATOWE KITY i HITY 2012 roku - część 2
Powracam do oświatowych KITów 2012 roku:
9) "Podziemna reforma edukacji" – to przedszkola i szkoły jako spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Burmistrz Cieszanowa na Podkarpaciu powołał spółkę miejską do prowadzenia szkół na takich samych zasadach, jakie w innych gminach zajmują się kanalizacją czy wywozem śmieci. Czekamy na dalsze relacje z rejonowego śmietniska..
10) Zatrudnienie w gabinecie pani ministry edukacji narodowej - fachowców od public relations w zakresie technik kształtowania wizerunku osób i instytucji wskazalo jednoznacznie, co jest przedmiotem zainteresowania władz tego resortu. Jeden z tych specjalistów ponoć się nie sprawdził – w dodatku miał wyższe wyksztalcenie, bo był nim dr Leszek Mellibruda psycholog, znakomity specjalista w zakresie psychologii klinicznej oraz psychologii dzieci i młodzieży. Odwołano go w okresie wakacyjnym. Głosów protestu czy żalu nie odnotowałem po żadnej ze stron.
11) Odwołanie rzecznika MEN za ujawnienie studentom tajemnic swojego warsztatu pracy (stosowanych przecież nie tylko przez niego i nie tylko w tej kadencji w MEN) taktyk oszukiwania społeczeństwa – określanego delikatnie przez MEN jako niemówienia całej prawdy – poprzez np. manipulowanie statystyką. Jak nauczał: nie należy mówić całej prawdy, bo "w kontaktach z mediami nie chodzi o informację, ale o sprzedanie się z jak najlepszej strony" a statystyki można zawsze "zmanipulować na swoją korzyść", bo i tak nikt tego nie sprawdzi. Ot, tak postrzega się w MEN obywateli jako głąbów, którzy przyjmą na wiarę każde dane statystyczne. Ciekawe, gdzie został awansowany ów rzecznik, bo przecież taki talent nie powinien się zmarnować…
12) Odrzucenie przez Sejm przygotowanego przez posłów PiS projektu nowelizacji ustawy o oświacie, który zakładał przesunięcie wprowadzenia obowiązku szkolnego dla sześciolatków na 2050 rok. Wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu złożyły PO, Ruch Palikota i PSL. Za odrzuceniem projektu było 285 posłów, 152 było przeciw, 1 poseł wstrzymał się od głosu. Po raz kolejny większość społeczeństwa przegrała z większością układu politycznego w Sejmie.
13) Minister Krystyna Szumilas postanowiła zmienić wizerunek resortu wrogiego rodzicom czy lekceważącego to środowisko i postanowiła powołać odgórnie przy MEN (znamy ten zabieg doskonale z czasów socjalizmu) tzw. Forum Rodziców, które ma być stałym miejscem dialogu i współpracy ministerstwa z przedstawicielami rodziców. Mamy już nieczynną, fikcyjną Radę Edukacji Narodowej, którą powołała - też odgórnie – była minister edukacji Katarzyna Hall w 2008 r., a teraz dodano do starego kożucha nowy kwiatek... lipy.
14) Wprost proporcjonalnie do liczby zamykanych w Polsce szkół wzrosła liczba nauczycieli na płatnych urlopach dla poratowania zdrowia. Z zapadającymi na zdrowiu nauczycielami solidaryzują się lekarze rodzinni, bo to oni mogą wystawiać orzeczenia, na podstawie których pedagodzy brali urlopy na poratowanie zdrowia przysługujące im trzy razy w ciągu kariery zawodowej, za każdym razem nawet na rok. Od dawna wiadomo, że zawód nauczyciela jest zawodem wysokiego ryzyka utraty zdrowia a nawet życia, dlatego trzeba się przed tym ratować. Ponoć ci najbardziej zaangażowani nie sięgają po ten instrument ratowania siebie, gdyż żal im dzieci – uczniów. W efekcie to uczniowie żałują ich odejścia….
15) Jak chce się odwrócić uwagę Polaków od nędzy polityki oświatowej, to sięga się po kartę religijną w podstawie programowej. W nowym ramowym programie kształcenia nie znalazła się religia, gdyż zajęcia z katechezy wpisano w szkolny plan nauczania, który jest finansowany przez samorządy. Obowiązek organizowania nauki religii w ramach planu zajęć szkolnych czy przedszkolnych jest zapisany w konkordacie, więc takie drażnienie części społeczeństwa odsłoniło jedynie intencje władzy w komunikowaniu się z nim. Nie zajęło w tej sprawie żadnego stanowiska np. powołane Forum Rodziców przy pani minister. Rada Edukacji Narodowej też milczała, co tylko potwierdza zapach wspomnianego kwiatu i naparu z ziółek.
16) W marcu Sejm odrzucił projekt nowelizacji ustawy o systemie oświaty, przywracający kuratorowi prawo sprzeciwu wobec decyzji samorządu o zamknięciu szkoły. Kuratorzy nie mają zatem żadnego wpływu na decyzje samorządów o zamykaniu szkół, co jest kolejnym wskaźnikiem zbyteczności tego organu w polskiej oświacie. Za odrzuceniem projektu głosowało 227 posłów, 209 było przeciw, jedna osoba wstrzymała się od głosu.
17) W maju miało miejsce hakerskie włamanie na stronę CKE , w wyniku którego zostały na niej umieszczone wulgarne filmy i fotomontaże ośmieszające polski system edukacji i szkalujące papieża Jana Pawła II. Nie powiódł się natomiast w Sejmie atak opozycji na odwołanie ze stanowiska ministry Krystyny Szumilas.
cdn.
01 stycznia 2013
AKADEMICKI KIT ROKU 2012
Nowy Rok trzeba zacząć do akademickich kitów. Było ich tak wiele, że musiałem na ten temat wydać odrębną książkę. Nie tylko zresztą ja zajmuję się problematyką patologii mających miejsce za przyzwoleniem MNiSW, w wyniku zaniedbań (celowych lub niezamierzonych) lub na skutek lobbystycznej działalności pewnych osób i instytucji.
O jednym KICIE tego resortu w tym zakresie już pisałem kilka dni temu, a tym, który jest największym, a ukrywanym pod dywanem (ciekawe czyich interesów?) jest oszustwo na miarę dalekosiężnych - negatywnych skutków dla polskiej nauki - dla pedagogiki, socjologii, psychologii, nauk o polityce, stosunków międzynarodowych, nauk o rodzinie, filozofii i teologii.
O oszustwie mającym miejsce od prawie dziesięciu lat wypowiedział się przed dwoma laty Komitet Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk. W ubiegłym roku trzykrotnie władze tego Komitetu monitowały do Minister Barbary Kudryckiej, by skutecznie przerwała proceder oszustw, które mają miejsce w polskiej nauce w wyniku turystyki habilitacyjnej niektórych Polaków na Słowację. Pani minister lekceważy ten problem, udając że wszystko jest w porządku, podczas gdy ewidentnie łamane jest prawo, w wyniku którego osoby posiadające dyplomy habilitacyjne ważne jedynie na Słowacji, są w naszym kraju uznawane samodzielnymi pracownikami naukowymi.
Minister Barbara Kudrycka nie potrafi poradzić sobie z tym procederem, zasłaniając się nieudolnie konstruowanymi przez jej prawników i urzędników odpowiedziami na pisma KNP PAN, jak i wydając rozporządzenia, którymi usiłuje się przykryć "występne" czyny i legalizować to, co jest zarazem sprzeczne z wydawanym przez nią samą rozporządzeniem dotyczącym obnszarów, dziedzin i dyscyplin naukowych.
Otóż po Polsce, w polskich szkołach wyższych, głównie w państwowych wyższych szkołach zawodowych i w szkolnictwie prywatnym, "grasują" z dyplomami bez nostryfikacji tzw. profesorowie uczelniani (polscy ale słowaccy), którzy są wbrew prawu uznawani owymi "profesorami" i realizują (nie-)przysługujące im uprawnienia np. promowania doktorów nauk, recenzowania przewodów doktorskich i habilitacyjnych już u nas, w kraju. Tymczasem pani Minister B. Kudrycka usiłuje zbyć protest od dwóch lat kierowany do jej resortu kolejnymi, nieudolnie, bo i jak tu ukryć, konstruowanymi przez jej urzędników odpowiedziami. To może wreszcie media zainteresują się tym skandalem.
Coś jednak zaczyna się zmieniać w prawdziwie akademickim środowisku. W ostanich dniach 2012 roku otrzymałem jako przewodniczący KNP PAN Stanowisko w tej sprawie Komitetu Socjologicznego Polskiej Akademii Nauk nastęującej treści:
Stanowisko Komitetu Socjologii Polskiej Akademii Nauk
w sprawie niektórych habilitacji uzyskiwanych za granicą
W ostatnich latach niektórzy polscy badacze z dziedziny nauk społecznych, w tym z pedagogiki i socjologii, uzyskują habilitacje na takich uczelniach zagranicznych, w których wymagania habilitacyjne zdają się być zdecydowanie niższe niż w Polsce. Zasięg tej praktyki nie jest nam dokładnie znany, ale nie ogranicza się ona do kilku przypadków. W szczególności, jak się dowiadujemy, łatwe habilitacje otrzymuje się na niektórych uczelniach Słowacji. Habilitacje tam uzyskane nie podlegają nostryfikacji i są uznawane za równoważne z habilitacjami osiąganymi w Polsce. Co więcej, ponieważ w Polsce nie ma stopni naukowych w dyscyplinie praca socjalna, a specjaliści z tego zakresu uzyskują habilitacje z innych dyscyplin społecznych, np. z socjologii, słowackie habilitacje z tejże pracy socjalnej mogą dawać w naszym kraju takie same uprawnienia, jak polskie habilitacje z socjologii.
Jak się orientujemy, o habilitację na Słowacji ubiegają się doktorzy, którzy oceniają, że ich dorobek nie wystarcza do uzyskania habilitacji w Polsce lub nie chcą przechodzić złożonej procedury krajowej, a zdarza się, że czynią to nawet osoby, których habilitacja została w Polsce odrzucona.
Komitet Socjologii PAN jak najbardziej popiera współpracę międzynarodową, w tym także uzyskiwanie stopni naukowych na cenionych uczelniach zagranicznych, jednakże praktyki tu opisane uznaje za element dysfunkcjonalny, a nawet patologiczny w systemie nauki.
Po pierwsze, łatwe habilitacje zewnętrzne zmniejszają wartość informacyjną posiadania stopnia doktora habilitowanego i utrudniają ocenę kompetencji w dyscyplinie socjologia na podstawie tego stopnia.
Po drugie, ponieważ doktorzy z łatwymi habilitacjami zewnętrznymi ułatwiają swoim jednostkom osiąganie minimów kadrowych wymaganych do otwierania kierunków studiów i do nadawania stopni naukowych, przyczyniają się do przedwczesnego podejmowania przez te jednostki kształcenia i doktoryzowania.
Po trzecie, ponieważ doktorzy z łatwymi habilitacjami zewnętrznymi stają się promotorami i recenzentami prac doktorskich, recenzentami następnych prac habilitacyjnych oraz uczestnikami innych procesów ewaluacyjnych, może to obniżać poziom socjologii w ich ośrodkach, a także w szerszej skali.
Po czwarte, nie jest właściwe, by do cenionego i ważnego stopnia doktora habilitowanego prowadziły dwie drogi – wymagająca ciężkiej pracy droga przez uczelnie krajowe, a obok niej znacznie łatwiejsza droga przez niektóre uczelnie zagraniczne.
Warszawa, 7 Listopada 2012 r.
Przypis: (Dz. U. 179 poz. 1067): Stopień naukowy nadany przez uznaną instytucję posiadającą uprawnienie do jego nadawania, działającą w państwie członkowskim UE, państwie członkowskim OECD lub państwie członkowskim EFTA jest uznawany za równoważny z odpowiednim polskim stopniem naukowym lub stopniem w zakresie sztuki na podstawie art. 24 ustawy z dnia 14 marca 2003 r. o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki (Dz. U. Nr 65, poz. 595, z późn. zm.). Lista uprawnionych instytucji znajduje się tutaj.
31 grudnia 2012
OŚWIATOWE KITY i HITY 2012 roku (część 1)
Zacznę podsumowanie 2012 roku od KITU w polityce oświatowej III RP:
1) Kolejny rok potwierdził, że Ministerstwo Edukacji Narodowej jest zupełnie zbyteczną instytucją. Mimo posiadanego, a rozbudowanego ponad stan aparatu nadzoru pedagogicznego, z budżetu państwa środki na kontrolę wydatkowane są znacznie efektywniej przez Najwyższą Izbę Kontroli, która nie tylko planuje, co będzie badać i oceniać, ale także dysponuje możliwościami egzekwowania koniecznych zmian. MEN tak nadzoruje samo siebie i podległe sobie struktury, by żadne zmiany w nim i w nich nie nastąpiły. Zapowiadana przez premiera i b. minister K. Hall likwidacja kuratoriów oświaty okazała się wciskaniem ludowi kitu. Nadal zatem wykorzystywano te struktury do umacniania centralistycznego, typowego dla państwa totalitarnego (np. socjalistycznego), władztwa.
Wśród tematów tegorocznej kontroli NIK znalazły się m.in.:
"Efekty kształcenia w szkołach podstawowych i średnich",
"Przygotowanie gmin i szkół do objęcia dzieci sześcioletnich obowiązkiem szkolnym",
"Kształcenie uczniów o specjalnych potrzebach edukacyjnych",
"Projekty edukacyjne w ramach Priorytetu III Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki",
"Funkcjonowanie szkół niepublicznych o uprawnieniach szkół publicznych",
"Wychowanie fizyczne i sport w szkołach publicznych i niepublicznych" oraz
"Finansowanie szkół niepublicznych przez jednostki samorządu terytorialnego".
O efektach kontroli MEN-owskiego nadzoru czytaliśmy, że są bublem, produkcją fikcji i pozoru. Papier jest cierpliwy, wszystko przyjmie.
2) Kolejnym kitem okazała się w wojnie samorządowców z rządem (w tym z MEN) próba nakazania nauczycielom przebywania w szkole po 8 godzin dziennie. W świetle stanowiska Głównego Inspektora Pracy nie jest możliwe ścisłe rozliczanie czasu pracy nauczycieli. Znacznie wcześniej podobne zdanie miał w tej kwestii wiceminister edukacji Andrzej Karwacki (w rządzie Jerzego Buzka) odpowiadając na interpelację poselską. Samorządowcy udawali albo się jeszcze nie douczyli, że Wojewódzki Sąd Administracyjny w Krakowie wydał w 2005 r. w tej sprawie wyrok o powyższej treści.
Postanowiono zatem sięgnąć po inne środki politycznego mobbingu wobec nauczycielskiego środowiska. Postraszono nauczycieli, że Karta Nauczyciela i tak zostanie zlikwidowana oraz że władze „naukowo” badają czas pracy nauczycieli. Wkrótce więc wyjdzie „szydło z worka”.
3) Obowiązek szkolny dla sześciolatków zostaje przesunięty przez minister K. Szumilas o dwa lata - do 2014 roku. We wrześniu do klas pierwszych trafiło około 20 proc. wszystkich dzieci sześcioletnich, toteż MEN manipulował propagandowo wykreowanymi danymi z niektórych gmin, które mały sugerować ogólnopolski zasięg tego procesu.
Rodziców zdradziło Polskie Stronnictwo Ludowe, które odpuściło sprawę sześciolatków, pod warunkiem, że PO skoryguje propozycję w sprawie składki zdrowotnej dla rolników. To przypominam, że ówczesny wicepremier i szef ludowców Waldemar Pawlak obstawał w rządzie za tym, żeby dać rodzicom wybór na zawsze, czy dziecko pójdzie do szkoły w wieku sześciu, czy siedmiu lat. Po raz kolejny jednak okazało się, że można – nawet w Roku Janusza Korczaka – handlować losem dzieci za zachowanie przywilejów rolników. Od 2012 r. takie podejście do dzieci określane jest przez PSL-owców mianem „kompromisu”. (Jan Bury, przewodniczący klubu PSL. - Chcieliśmy odsunąć w czasie reformę i tak się stanie. Nasza propozycja szła wprawdzie dalej, ale skoro się nie udało, dobrze, że są chociaż dwa lata więcej dla rodziców).
Władze zemściły się na samorządach, które nie wywierały skutecznej propagandowo presji na rodziców, by jednak posłali swoje 6-letnie dzieci do szkół i tak przykręciły „kurek z pieniędzmi” , by subwencja oświatowa nie wystarczała na prowadzenie placówek przez samorządy. Nałożono bowiem na nie dodatkowe obciążenia, co miało tylko pogorszyć złą sytuację wielu z nich i spowodować pragnienie ludu, by odebrać samorządowcom prowadzenie placówek oświatowych. Wojna zatem trwa.
4) Zamykanie, likwidowanie, wygaszanie przez samorządy szkół publicznych, likwidowanie w działających placówkach bibliotek, stołówek, a zastępowanie ich badziewiem w postaci ograniczonego dostępu do internetu (w gabinecie dyrektora i pracowni informatycznej, zamkniętej po południu) i cateringu (zimny, nie na czas, niesmaczny).
Spośród 28 tys. działających szkół zlikwidowano co najmniej kilkaset.
Samorządy nie mogą korzystać ze wsparcia organizacji pozarządowych przy prowadzeniu placówek oświatowych, bez uprzedniej jej likwidacji i przejęcia jej potem przez stowarzyszenia. Dotyczy to jedynie małych placówek do 70 uczniów. Zastąpienie likwidacji przekazaniem pozwala na zachowanie ciągłości w otrzymywaniu subwencji z budżetu.
5) W unijnym programie Kapitał Ludzki przybyło 62,5 mln euro na tworzenie i wspieranie przedszkoli i 150 mln euro na programy indywidualizacji nauczania w pierwszych klasach szkół podstawowych. Część z tych środków wydano na objazdowe, propagandowe konferencje minister w poszczególnych kuratoriach, w tym na hotele, catering, propagandowe plakaty, ulotki i inne gadżety.
Dodatkowe pieniądze na przedszkola miały trafić do 30 proc. gmin z każdego regionu, gdzie poziom upowszechnienia edukacji przedszkolnej jest najniższy, ale wiele z nich o nie się nie ubiegała, bowiem musiałyby zapewnić wkład własny o wartości 15 proc. inwestycji. Skorzystały zatem z tego programu bogatsze gminy. I o to przecież chodziło…
Aż lub tylko 40 mln euro z programu Kapitał Ludzki przeznaczono na preferencyjne pożyczki na założenie własnego biznesu, w ramach których np. bezrobotni pedagodzy wczesnoszkolni czy opiekuńczy mogli się ubiegać o pożyczkę w wysokości do 50 tys. zł na utworzenie prywatnego żłobka, przedszkola czy nawet szkoły. Tyle tylko, że obywatele nie są na tyle bogaci, by mogli płacić za podstawową opiekę i edukację dzieci w prywatnych placówkach. A publicznych placówek z tego tytułu wcale w Polsce nie przybyło. Zmniejszyło to zatem wskaźniki bezrobocia. Tylko wskaźniki. Powoływane do życia przedszkola czy szkoły niepubliczne nie miały bowiem klientów.
6. Tylko do końca wakacji można było ubiegać się o zaświadczenie o dysleksji gwarantujące szereg ułatwień na egzaminach państwowych. MEN chciał w ten sposób, dzięki nowym przepisom, zmniejszyć liczbę młodzieży bezpodstawnie uzyskującej zaświadczenie. Polacy nie poznali jednak wyników diagnozy w skali kraju, która wskazywałaby na zakres takich wyłudzeń. Z badań mojej doktorantki w województwie łódzkim wynikało, że uczniowie ze środowisk wiejskich nie mają szans na diagnozę, czy są dyslektykami, więc wskaźnik korzystających z „ułatwień” był tu poniżej 1%. O wyłudzeniach nie świadczyła kontrola poprawności wydawania tych zaświadczeń, tylko… liczba arkuszy dla dyslektyków, jakie wydano im na egzamin. Wszystko to działo się w tym roku z równolegle mającym być wdrożonym programem wspieranie uczniów o specjalnych potrzebach. Wsparcie, że ho, ho, ho!
7) Ośrodek Rozwoju Edukacji - agenda podległa Ministerstwu Edukacji - wystawił w raporcie poświęconym sytuacji oraz statusowi zawodowemu dyrektorów szkół bardzo niepochlebną opinię dyrektorom, oskarżając ich o sabotowanie reform i zalecając zmiany w sposobie mianowania. Stwierdzono bowiem, że prawie wszyscy dyrektorzy są nauczycielami, a większość kieruje placówką, w której wcześniej pracowali jako pedagodzy. To źle, bo najlepiej, gdyby dyrektorami były bezrobotne prządki, zwolnieni z Poczty Polskiej donosiciele lub nikomu niepotrzebni na rynku socjolodzy czy marketingowcy po prywatnych szkółkach. Za patologiczne zjawisko uznano wysoki poziom niesformalizowanych relacji pomiędzy organem prowadzącym placówkę szkolną, czyli najczęściej gminą, a dyrektorem, co skutkuje tym, że w co piątej gminie wiejskiej konkursy na dyrektorów szkół w ogóle się nie odbyły, a stanowiska zostały powierzone tym samym władcom.
O skostniałym układzie zarządzania oświatą ponoć świadczy fakt, że co drugi dyrektor kieruje szkołą ponad 8 lat, czyli ponad dwie kadencje, a co siódmy - co najmniej cztery kadencje. W ORE było jeszcze lepiej, bo tu rządziła osoba z wyrokiem za paserstwo kradzionych aut. Świetna rekomendacja, bo w oświacie, wiadomo, trzeba najpierw ukraść milion, by mieć dostęp do kolejnych milionów z UE.
8) ZNP zamiast zajmować się tylko i wyłącznie sprawami pracowniczymi nauczycieli i administracji, nadal uważa, że powinien być Komitetem Centralnym Ministerstwa Edukacji Narodowej. Opracował zatem "Pakt dla edukacji" wyróżniając cztery obszary polskiej oświaty, które wymagają zmian. Są to obszary:
- "problemów związanych z prowadzeniem szkół i placówek oświatowych",
- "problemy dotyczące uczniów i wychowanków",
- "problemy pracowników oświaty",
- "problemów systemu szkolnictwa wyższego i nauki".
ZNP ma głównie problemy z tym, jak uzasadniać racje swojej działalności, by pobierać z wysokich już nauczycielskich pensji składkę członkowską. Jak się napisze, że oświata ma problemy, a kto ich nie ma, to można tak trzymać się na powierzchni oświatowego kitu przez jeszcze wiele lat.
Zdaniem rządu oświata nie ma problemów, więc Premier nie pozwolił na odwołanie minister Krystyny Szumilas. "Pakt dla edukacji" nie jest w niczym zobowiązujący dla rządu, tylko dla edukacji. Świetnie za to nadaje się pod nóżkę chwiejącego się co jakiś czas stolika władzy.
cdn.
Spojrzenie na polską politykę oświatową
Ile jeszcze musi upłynąć lat, miesięcy czy tygodni, żeby społeczeństwo polskie uświadomiło sobie nonsens centralistycznej i etatystycznej polityki oświatowej? Etatystycznej, to znaczy polegającej na centralistycznym, odgórnym, utrzymującym hierarchiczność władztwa nad podwładnymi kierowania polityką oświatową na zasadzie zawłaszczania przez MEN naszych dzieci. Od ponad 20 lat polskiej, nieudolnej próby budowania demokracji, kolejni doktrynerzy na usługach partii, pod szyldem troski o młode pokolenia, ale bez uwzględniania oczekiwań, potrzeb i aspiracji tych, którzy są pierwszymi i jedynymi wychowawcami swoich pociech - rodziców, odgórnie sterują procesami zarządzania oświatą. Chcą w ten sposób dalej formować naród, dogmatycznie sterować społeczeństwem pod pozorem modernizacji warunków jego życia i przygotowywania go do rywalizacji na wolnym rynku.
Wiele jest przykładów z ostatniej dekady na niczym nieuzasadniony przymus odgórnego rozstrzygania w centrali władzy o wieku obowiązku szkolnego, o wyposażaniu szkół w pomoce dydaktyczne, o programach i podręcznikach szkolnych, o tym, w czym mają chodzić do szkół uczniowie, czy mają mieć w nich szafki lub laptopy, komu coś dać, a komu zabrać, ilu ma być w klasach uczniów (przy czym zawsze ten wskaźnik dotyczy dolnej granicy, ale nigdy górnej), co dzieci mają czytać, a czego nie (chociaż nie przewiduje się w dotacji środków na wyposażenie bibliotek), czy mają mieć na miejscu opiekę medyczną/pielęgniarską lub nie, czy mają mieć stołówkę lub catering, komu należą się Medale Edukacji Narodowej, a kto powinien wyrzec się przynależności związkowej, jak nauczyciel ma, nie tyle pracować, co udokumentować poświęcony czas na proces kształcenia i wychowywania swoich uczniów, na własny rozwój zawodowy itd., itd.
Tylko czekać aż władze zobowiążą biblioteki publiczne do wycofywania literatury psychologicznej i pedagogicznej na temat uwarunkowań dojrzałości szkolnej dziecka, żeby rodzice nie dowiedzieli się o braku argumentów naukowych na rzecz obniżenia wieku obowiązku szkolnego. Im więcej jest w naszej oświacie ustanawianych odgórnie, dla wszystkich przedszkoli i szkół rozwiązań, które nijak mają się do lokalnych uwarunkowań, ale konstruowane są tak, jakby każda placówka funkcjonowała w środowisku zamożnego śródmieścia Warszawy czy Krakowa.
Centralistyczny sposób zarządzania edukacją osiąga już szczyt absurdów, toteż dobrze się dzieję, że niektóre samorządy zaczynają się burzyć, buntować i unikać realizacji zadań, które władza im wmusza jako jedynie słuszne i konieczne. Ministerstwo edukacji narodowej od 1991 r. nieustannie realizuje identyczne schematy sprawowania władzy, jakie miały miejsce w państwie quasitotalitarnym (PRL). Tam też ustanawiano w centrum, co nauczyciele, dyrektorzy szkół i placówek mają realizować, w jaki sposób coś miało być czemuś podporządkowane oraz dlaczego miało służyć celom jedynie słusznej doktryny. Rozrastała się liczba posłusznych, miernych, ale biernych urzędników i nauczycieli, których rolą było sprawowanie kontroli i egzekwowanie pouczeń, nakazów i zakazów władzy. Dzisiaj jest "demokracja", ale ... proceduralna, pozbawiona wpisanych w Ustawę o systemie oświaty kanonu wartości.
Kiedyś była "demokracja" socjalistyczna, a dzisiaj jest autokratyczna. Co za różnica? Zmieniła się tylko ideologia władzy. Obecna, o której mówi się wprost, że jest wyłoniona z partii władzy, sugeruje, że wszystko, co ustanawia, jest dla dobra dzieci i ich rodziców. To, że ich o to nie pyta, czy się z tym zgadzają, czy też tak to postrzegają nie ma żadnego znaczenia, skoro czyni to dla ich dobra. Władza autorytarna lepiej wie od obywateli, co jest dla nich dobre. Tym bardziej lepiej to wie MEN, który już jakiś czas temu ustanowił, że jeśli gminy chcą skorzystać z rządowego programu "Radosna szkoła", a więc chcą otrzymać dofinansowanie w 50% ze środków publicznych na rozbudowę własnej infrastruktury szkolnej, to muszą przyjąć warunki, jakie stawia im władza. Wszem i wobec przyjęto za słuszne rozwiązanie, że każdy dofinansowywany przez MEN plac zabaw musi mieć gumowe podłoże w kolorze pomarańczowym. Nie innym, tylko pomarańczowym. Dlaczego?
Zapewne dlatego, że musi kojarzyć się z kolorystyką Platformy Obywatelskiej. Tyle tylko, że dofinansowywanie boisk nie jest ze środków tej partii politycznej, tylko z budżetu państwa, a więc z podatków wszystkich obywateli tego kraju, którzy je płacą. Niby dlaczego ustalono i narzucono gminom taki kolor? Dlaczego podłoże ma być z gumy, a nie z piasku czy tartanu? Kto miał w tym interes, by zmonopolizować przyszkolne place zabaw takim właśnie rozwiązaniem? Czym różni się zmuszanie przez resort edukacji inspektoratów oświatowych w okresie PRL do tego, by w szkolnych klasach wisiał portret sekretarza KC PZPR, od tego, jak zobowiązuje się obecnie gminy do uznania, by podłoże dla dofinansowywanych placów zabaw było z takiego, a nie innego materiału oraz w takim, a nie innym kolorze? Nareszcie ktoś się obudził w samorządach i stwierdził, że nie będzie korzystał z dotacji. Jest to jednak na rękę władzy, bo zorganizuje sobie jeszcze jedne konsultacje w pięciogwiazdkowych hotelach, z wystawnym posiłkiem i honorariami dla urzędników, którzy na ten czas wezmą z pracy urlop bezpłatny. Ba, będą środki na wysokie premie dla pracowników MEN, skoro zmienia się (czyżby?) minister edukacji i zbliża się koniec roku.
Teraz czekamy na kolejny program rządowy pod szyldem "MEN" pod tytułem "Ratujmy kondycję fizyczną", bo jakoś im więcej jest boisk, hal sportowych, basenów i placów zabaw z pomarańczowym podłożem, tym mniej uczniów chce chodzić na lekcje wychowania fizycznego. Proponuję uczynić je bardziej radosnymi. Niech MEN zafunduje stypendia tym uczniom, którzy będą chodzić na powyższe zajęcia w pomarańczowym kostiumie gimnastycznym (na basen - to w pomarańczowym kostiumie kąpielowym i czepku tez pomarańczowym). W ramach dowitaminizowania dzieci proponuję zamiast jabłek i warzyw - pomarańcze z logo wiadomej partii! Lamperia w szkołach też powinna być pomarańczowa. Inaczej obciąłbym gminom subwencję. A może znowu potrzebna jest nam pomarańczowa alternatywa?
Może społeczeństwo obudzi się wreszcie i zrozumie, że walczyło o suwerenną i samorządną Polskę, o samorządną, demokratyczna oświatę. Tymczasem ma centralistyczny i coraz bardziej niestrawny pasztet autokratyczno-neoliberalnej doktryny oświatowej, której zwolennicy i sprawujący władzę nakładają na nauczycieli, rodziców i uczniów coraz mocniejszy gorset biurokratycznych form nadzoru i kontroli, które w niczym nie służą jakości edukacji i wykształcenia. One służą władzy, do jej utrzymania i sprawowania, na koszt całego społeczeństwa. Czy warto płacić z podatków na tak zarządzaną oświatę? Jak długo jeszcze będziemy się oszukiwać, że nasze szkolnictwo jest publiczne? Jest, ale tylko i wyłącznie w strukturze oraz regulacjach jego finansowania. Nadal jednak oświata nie jest publiczną, gdyż zwycięskie w wyborach stronnictwa polityczne instrumentalizują ją i wykorzystują do własnych celów, nie licząc się z całym społeczeństwem oraz czyniąc wszystko, by to ono podporządkowywało się centralistycznej władzy. A ta jest odporna na społeczną kontrolę. W tym sensie nie dokończyliśmy w Polsce rewolucji społecznej i rewolucji podmiotów.
Mam nadzieję, że wydana przeze mnie tuż przed świętami kolejna książka pt. Szkoła na wirażu zmian politycznych. Bez cenzury (IMPULS< Kraków 2012), a będąca zbiorem esejów pedagogicznych o polityce oświatowej w ostanich latach w naszym kraju pozwoli na pogłębioną refleksję także o naszym uczestnictwie i współsprawstwie w procesach przemian lub ich braku. Może zachęci młodych naukowców do zaprojektowania koniecznych, a uwolnionych od politycznej poprawności badań naukowych w edukacji i nad edukacją?
30 grudnia 2012
Zniew@lane umysły studentów ped@gogiki
Poszukiwałem w Internecie informacji o wymienionej przez autora recenzowanej przeze mnie pracy osobie, bo wydawało mi się, że nie jest możliwe, bym w danej dziedzinie wiedzy pedagogicznej mógł jej nie znać. Trzeba jednak mieć trochę pokory, bo przecież ukazuje się tyle artykułów, książek i internetowych tekstów, że być może umknęło coś mojej uwadze. Jakież było moje zadowolenie, kiedy po wrzuceniu do jednej z wyszukiwarek, pojawił się link do tekstu z nieznanym mi jak dotychczas nazwiskiem. Ba, po kliknięciu pojawił się tekst, z którego korzystał autor czytanej właśnie przeze mnie rozprawy.
Zerknąłem na nazwę portalu, z którego naukowiec ściągnął ów tekst, nie podając go jako źródła "swojej wiedzy". Porażające. Okazał się nim jeden z wielu cwaniackich portali, bo zapewne prowadzonych przez oszustów, którym jest wszystko jedno jak, byle tylko wyłudzić jak najwięcej kasy z tytułu zamieszczanych w nim reklam. To portal, w którym niedorozwinięci umysłowo studenci zamieszczają notatki z wykładów, na które uczęszczali lub jakie otrzymali od innych, równie niepełnosprawnych koleżanek lub kolegów z roku. Wrzucają byle co, bo chcą spełnić się w swoich altruistycznych postawach.
A co!!! Niech inni wiedzą, z czego powinni uczyć się na studiach pedagogiki, socjologii, psychologii czy filozofii. Po co mają chodzić do biblioteki, pożyczać książki, czytać czasopisma. Niech korzystają z ich notatek i nie męczą się, nie martwią, jeśli nagle prowadzący zajęcia poleci im napisanie jakiejś pracy, recenzji, zażąda dokonania analizy porównawczej. Tu są gotowce dla jełopów od jełopów. Przytoczę tylko kilka przykładów, by nie podejrzewano mnie o złośliwość czy przypisywanie części studentom zjawiska profesjonalnego analfabetyzmu. Cytuję dosłownie, ale nie podaję adresu stron, bo jeszcze ktoś się zachwyci:
* Pedagogika - od greckiego paidagogos - niewolnik prowadzący chłopców za rękę do szkoły. Termin oznacza naukę o wychowaniu i kształceniu jednostki ludzkiej przez cały okres jej życiowej aktywności w zależności od tego jaką jednostką wyodrębnioną jest subdyscyplina.
* Racjonalność emancypacyjna: Umożliwia wychowawcom wejście na wyższe, głębsze piętro świadomości'
* w pedagogice orientacji epistemologicznej – uznanie nie oczywistość i konwencjonalność kulturowo zdefiniowanego świata oraz niepowtarzalność sytuacji, motywów i racjonalności innych ludzi.
Są też na pomocowych stronach błędnie podawane imiona i/lub nazwiska przedstawicieli poszczególnych subdyscyplin pedagogiki:
- społecznej: Edmund Trępała;
- resocjalizacyjnej: Stanisław Jeglewski, Jarosław Pytka;
- gerontologia: Aleksander Komiński, Kinga Wiśniewska-Groszkowska, Jan Wołoszyn;
- "pedagogika socjologii": koncepcji Dicleia, Sergiusz Hesen.
Poziom skrótów bezmyślności zamyka pogląd, jakoby: Zadaniem pedagogiki negatywnej było wszelkie oddziaływanie wychowawcze. Istotnie, ma ono już miejsce, na stronach z treścią rzekomych wykładów.
Zerknąłem na nazwę portalu, z którego naukowiec ściągnął ów tekst, nie podając go jako źródła "swojej wiedzy". Porażające. Okazał się nim jeden z wielu cwaniackich portali, bo zapewne prowadzonych przez oszustów, którym jest wszystko jedno jak, byle tylko wyłudzić jak najwięcej kasy z tytułu zamieszczanych w nim reklam. To portal, w którym niedorozwinięci umysłowo studenci zamieszczają notatki z wykładów, na które uczęszczali lub jakie otrzymali od innych, równie niepełnosprawnych koleżanek lub kolegów z roku. Wrzucają byle co, bo chcą spełnić się w swoich altruistycznych postawach.
A co!!! Niech inni wiedzą, z czego powinni uczyć się na studiach pedagogiki, socjologii, psychologii czy filozofii. Po co mają chodzić do biblioteki, pożyczać książki, czytać czasopisma. Niech korzystają z ich notatek i nie męczą się, nie martwią, jeśli nagle prowadzący zajęcia poleci im napisanie jakiejś pracy, recenzji, zażąda dokonania analizy porównawczej. Tu są gotowce dla jełopów od jełopów. Przytoczę tylko kilka przykładów, by nie podejrzewano mnie o złośliwość czy przypisywanie części studentom zjawiska profesjonalnego analfabetyzmu. Cytuję dosłownie, ale nie podaję adresu stron, bo jeszcze ktoś się zachwyci:
* Pedagogika - od greckiego paidagogos - niewolnik prowadzący chłopców za rękę do szkoły. Termin oznacza naukę o wychowaniu i kształceniu jednostki ludzkiej przez cały okres jej życiowej aktywności w zależności od tego jaką jednostką wyodrębnioną jest subdyscyplina.
* Racjonalność emancypacyjna: Umożliwia wychowawcom wejście na wyższe, głębsze piętro świadomości'
* w pedagogice orientacji epistemologicznej – uznanie nie oczywistość i konwencjonalność kulturowo zdefiniowanego świata oraz niepowtarzalność sytuacji, motywów i racjonalności innych ludzi.
Są też na pomocowych stronach błędnie podawane imiona i/lub nazwiska przedstawicieli poszczególnych subdyscyplin pedagogiki:
- społecznej: Edmund Trępała;
- resocjalizacyjnej: Stanisław Jeglewski, Jarosław Pytka;
- gerontologia: Aleksander Komiński, Kinga Wiśniewska-Groszkowska, Jan Wołoszyn;
- "pedagogika socjologii": koncepcji Dicleia, Sergiusz Hesen.
Poziom skrótów bezmyślności zamyka pogląd, jakoby: Zadaniem pedagogiki negatywnej było wszelkie oddziaływanie wychowawcze. Istotnie, ma ono już miejsce, na stronach z treścią rzekomych wykładów.
Subskrybuj:
Posty (Atom)