12 grudnia 2012

Czy (-m) jest rozwój manualny dzieci i modzieży w ogólnokształcących szkołach?



To pytanie pojawiło się w trakcie referatu dr hab. Marty Uberman - profesor Uniwersytetu Rzeszowskiego, która w trakcie wspomnianej przeze mnie w poprzednim wpisie - Międzynarodowej Konferencji: "EDUKACJA CZŁOWIEKA - PROBLEMY TEORII A WYZWANIA 21 WIEKU" w Preszowie (Słowacja) - mówiła o kryzysie wychowania praktycznego w szkołach naszego kontynentu.

Jej tezy były klarowne i bardzo dobrze udokumentowane. Najpierw wskazała nam na istotę i zalety wychowania praktycznego w kształtowaniu osobowości dzieci i młodzieży, by przejść niezwykle trafnie do krytyki stanu kształcenia dzieci już na poziomie edukacji przedszkolnej i w polskim szkolnictwie publicznym.

Zdaniem rzeszowskiej Profesor wejście dziecka w świat techniki powinno być poprzedzone wcześniejszym kształceniem jego ręki, umiejętności manipulowania nią i za jej pomocą wykonywania podstawowych dla codziennego życia czynności życiowych, w tym twórczych. Przed ponad stu laty prace ręczne tworzyły podstawę do rozumienia i korzystania z techniki. W krajach skandynawskich, w Niemczech, Austrii, ale i we Francji wysoko ceni się w toku kształcenia zajęcia pod nazwą "prace ręczne". Mowa tu jest nie o szkolnictwie zawodowym, gdzie zupełnie oczywiste są zajęcia warsztatowe, kompetencyjne, profesjonalne, ale o szkolnictwie ogólnokształcącym.


(od lewej profesorowie uniwersyteccy: Janusz Miąso -Rzeszów), Vladimir Frk - Preszow i Marta Uberman - Rzeszów)


Jeśli chcemy, by nasze dzieci były zaradne, potrafiły samodzielnie coś zrobić i usprawnić wokół siebie czy dla innych, naprawić to, co jest niezbędne w życiu codziennym, w gospodarstwie domowym, to musimy zdecydować się, czy mają być tzw. "złotymi rączkami" czy może "drewnianymi"? Rozwój manualny jest niezbędny dla rozwoju intelektualnego każdego człowieka. Ręka jest naszym narzędziem, którym posługując się wzmagamy zarazem procesy umysłowe, myślowe, wyobrażeniowe.

Istotą prac ręcznych w szkołach XX wieku było wywoływanie u uczniów operacji umysłowych, aktywizowanie ich. Dzięki zajęciom praktycznym rozwijały się także moralne kompetencje, bowiem w ich toku uczniowie doświadczali i wyrabiali w sobie sumienność, dokładność, upór, konsekwencję, planowanie i poczucie estetyki. Zręczność rąk - jak mówiła prof. M. Uberman - jest konieczna także w ponowoczesnym świecie, aby móc w nim pięknie funkcjonować. Homo creator staje się już w okresie dzieciństwa przez urzeczywistnianie przez małe dziecko własnych pomysłów. Tu łączy się edukacja artystyczna z pracami ręcznymi, gdyż wytwór ludzkiej ręki powinien wzbudzać poczucie piękna.

Jak jednak dziecko ma być twórcze, jeśli uczymy dzieci działać w oparciu o schematy, gotowe formy. Dziecko wyciska z arkusza zeszytu ćwiczeń gotowe naklejki, zamiast wycinać i wklejać brakujące w rysunku elementy. Jak dziecko ma mieć poczucie estetyki, jeśli każe mu się naklejać gotowe rysunki czy ich elementy, zamiast je uzupełniać, malować, rzeźbić itp.? Coraz mniej dzieci potrafi dzisiaj zawiązać sznurowadła, bo niemalże wszystkie buty są na rzepy.

Nic dziwnego, że kiedy nasze dzieci dorastają, to mamy z nimi same problemy a one z otaczającym je światem. Dzieci niewiele bowiem potrafią, bo wszystko podaje się im w gotowej formie i estetyce, do jednorazowego zastosowania, wklejenia. Nic dziwnego, że nie potrafią wycinać, malować, kleić, kreatywnie manipulować różnymi materiałami, skoro przewidziane dla nich zeszyty ćwiczeń nie sprzyjają doskonaleniu umiejętności posługiwania się ręką, lecz ją wyłączają z własnej aktywności.

Tymczasem ręce powinny być symbolem zaradności i umiejętności działania. Należałoby zatem przywrócić w kształceniu ogólnym znaczenie i wartość wykonywania prac ręcznych.
Trzeba otworzyć dzieci na realne możliwości codziennego świata ich życia, a nie świata wirtualnego. To ma ogromne znaczenie także w procesie wychowania rodzinnego. Ręka jest głównym narzędziem człowieka. Zajęcia ręczne są kluczowe w rozwoju mózgu dziecka. Może ono dzięki nim odkrywać relacje społeczne, poznawać strukturę i znaczenie przedmiotów, narzędzi, funkcje rzeczy. Zajęcia praktyczne są doświadczaniem rzeczywistości materialnej, które prowadzi do świata rozwoju duchowego osoby.


(praca studentów pedagogiki prof. M. Uberman)


Codzienne czynności w zakresie prac domowych czy związanych z własnymi zainteresowaniami czynią człowieka bardziej zaradnym, pozwalają także na zrozumienie działania różnych urządzeń. Młode pokolenie, generacja Internetu staje się coraz bardziej bezradna, mało kto potrafi wbić gwoździa w ścianę.

Czy mamy czas na prace ręczne z własnym dzieckiem? Nie, bo kupujemy mu gotową grę, mimo, iż moglibyśmy ją wykonać razem z dzieckiem, korzystając z materiałów wtórnego użytku. Zdaniem prof. M. Uberman - dzieci muszą mieć możliwość zrozumienia mechanizmów funkcjonowania różnych przedmiotów, sprzętów. Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia. W ilu domach wykonuje się wspólnie z dziećmi dekoracje na choinkę, stroiki, kartki świąteczne, czy nawet prezenty?


Przypomniały mi się w trakcie tej wypowiedzi lekcje w mojej szkole podstawowej w Łodzi (Nr 81), gdzie miałem najpierw zajęcia pod nazwą "prace ręczne", a w klasie VII i VIII - "wychowanie techniczne". Ilekroć wchodziłem do klasy, będącej klasycznym warsztatem do prac ręcznych (z drzewem, metalem), musiałem zetknąć się z widniejącym nad tablicą napisem: "Najpierw pomyśl, potem zrób". Do niego zresztą mój nauczyciel nawiązywał w czasie każdej lekcji. Każda aktywność musiała być poddana uprzedniej refleksji, namysłowi, zaplanowaniu, by na podstawie właściwej kalkulacji można było prosić nauczyciela o odpowiednią ilość i rodzaj materiałów, z których zamierzaliśmy coś wykonać. Nic nie mogło się zmarnować. Każda resztka musiała być odłożona do specjalnego pojemnika, bo zakładano, że może przydać się innemu uczniowi do realizacji jego projektu konstrukcyjnego.

Pamiętam, jak zajęcia praktyczne realizowane były w odrębnych ze względu na płeć klasach łączonych: osobno chłopcy i osobno dziewczęta, ale nie po to, by chłopcy zajmowali się modelarstwem, a dziewczęta gotowaniem, tylko by koedukacja nie rodziła konfliktów między nimi, nie obniżała motywacji do uczenia się. Chłopcy, podobnie jak dziewczęta, też mieli w ramach prac ręcznych cerowanie, szycie, krojenie materiału, robienie na drutach, szydełkowanie, ale i przygotowywanie sałatek, kanapek, zimnych dań czy gotowanie. A dzisiaj? Po co im to?


Jaką rolę odgrywają dzisiaj umiejętności manualne naszych dzieci? Czy i jakie umiejętności, sprawności rozwijamy, doskonalimy u dzieci i młodzieży? Może konieczność i radość ich funkcjonowania w świecie wirtualnym sprawia, że wystarczy im ćwiczenie klikania, esemesowania (najlepiej w czasie lekcji - pod ławką, jedną ręką lub w czasie odpowiedzi przy tablicy)? Po co mają uczyć się wbijania gwoździ w ścianę, rozkładania na części pierwsze odkurzacza, automatu do parzenia kawy, maszynki do golenia itp., skoro urządzenia są jednorazowego użytku, do pierwszego zepsucia się i wyrzucenia? Po co dzieciom ćwiczyć własną rękę?





10 grudnia 2012

GODNOŚĆ HONOROWA









liczne obowiązki akademickie sprawiły, że dopiero w dn. 8 grudnia br. mogłem osobiście odebrać godność "Honorowego Profesora Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie", jaką nadał mi JM Rektor tej Uczelni - prof. dr hab. Józef Górniewicz. Status ten może otrzymać profesor innej uczelni krajowej lub zagranicznej, jeżeli nie jest w niej zatrudniony a ma szczególne zasługi dla reprezentowanej przez siebie dyscypliny naukowej. O status honorowego profesora dla mnie wystąpił jeszcze w poprzedniej kadencji dziekan Wydziału Nauk Społecznych UW-M w Olsztynie - prof. dr hab. Andrzej Olubiński, uzyskując dla tej inicjatywy zgodę rady wydziału i pozytywną opinię Senatu UW-M w Olsztynie.



Okazją do wręczenia mi powyższej godności było uroczyste rozdanie dyplomów absolwentom Uniwersytetu. W pięknej auli Wydziału Humanistycznego wypromowani pedagodzy oraz absolwenci innych nauk społecznych odbierali z rąk prorektora ds. kształcenia -
dr. hab. Jerzego Przyborowskiego prof. UWM i pani dziekan Wydziału Nauk Społecznych - dr hab. Małgorzaty Suświłło, prof. UWM dyplom licencjata lub magistra. Absolwenci przyszli z członkami swoich rodzin. Ubrani w togi przeżywali w sposób szczególny związek z Alma Mater. Prorektor zwrócił się do nich z prośbą, by odpowiedzieli na ankietę dotyczącą ich losów zawodowych i podkreślił, że mimo ukończenia studiów mogą nadal czuć się członkami społeczności uniwersyteckiej.

Miałem także okazję wygłoszenia wykładu, w którym podjąłem problem paradoksów edukacyjnych. Te bowiem silnie wpisują się w szkolną codzienność i w politykę zarządzania systemem szkolnym w Polsce. Nawiązałem do istoty paradoksów, ich rodzajów i typologii oraz zastanawiam się nad tym, jak wpływają one na patologie w procesie kształcenia i kryzys wychowania w edukacji. Każdemu z wyróżnianych w pedagogice paradoksów przyporządkowałem określone wydarzenia czy wypowiedzi pedagogów, polityków oświatowych i publicystów, które potwierdzają jego istotę. Rozważania zakończyłem humanistycznym przesłaniem czeskiego filozofa wychowania – prof. Radima Palouša (b. Rektora Uniwersytetu Karola w Pradze)- który pyta, czy osoby odpowiedzialne za wychowanie i kształcenie pokoleń są świadome sytuacji krytycznej współczesnego świata, jego przemian i duchowych prądów, czy zdają sobie sprawę z tego, jak tworzone przez nich rozwiązania edukacyjne paradoksalnie zaprzeczają sensowi ich działań?


09 grudnia 2012

Edukacja przedszkolna między Scyllą mądrości dzieci a Charybdą durnoty wizytatorów

Kiedy pojawiały się w prasie artykuły dotyczące tego, że w przedszkolach zabrania się nauczycielom nauczania dzieci sześcioletnie czytania, byłem wobec tych doniesień sceptyczny. Pomyślałem sobie, że być może w jakimś regionie kraju jest niedouczony wizytator kuratorium oświaty, który usiłuje z pozycji władzy wymuszać postawy bezwzględnego posłuszeństwa pedagogów przedszkolnych wobec jakichś bezmyślnych regulacji prawnych.

Najpierw sięgnąłem do dokumentu: PODSTAWA PROGRAMOWA WYCHOWANIA PRZEDSZKOLNEGO DLA PRZEDSZKOLI, ODDZIAŁÓW PRZEDSZKOLNYCH W SZKOŁACH PODSTAWOWYCH ORAZ INNYCH FORM WYCHOWANIA PRZEDSZKOLNEGO - gdzie czytam m.in.:

Podstawa programowa wychowania przedszkolnego opisuje proces wspomagania rozwoju
i edukacji dzieci objętych wychowaniem przedszkolnym. Przedszkola, oddziały przedszkolne w szkołach podstawowych oraz inne formy wychowania przedszkolnego w równej mierze pełnią funkcje opiekuńcze, wychowawcze i kształcące. Zapewniają dzieciom możliwość wspólnej zabawy i nauki w warunkach bezpiecznych, przyjaznych i dostosowanych do ich potrzeb rozwojowych.

Celem wychowania przedszkolnego jest:

1) wspomaganie dzieci w rozwijaniu uzdolnień oraz kształtowanie czynności
intelektualnych potrzebnych im w codziennych sytuacjach i w dalszej edukacji;
(...)

5) stwarzanie warunków sprzyjających wspólnej i zgodnej zabawie oraz nauce dzieci
o zróżnicowanych możliwościach fizycznych i intelektualnych
;

(...)

10) zapewnienie dzieciom lepszych szans edukacyjnych poprzez wspieranie ich
ciekawości, aktywności i samodzielności, a także kształtowanie tych wiadomości
i umiejętności, które są ważne w edukacji szkolnej
."

Wynika z tego dokumentu, że jeśli pięciolatek czy sześciolatek, który miał to szczęście, że nie poszedł wcześniej do szkoły, potrafi już rozpoznawać litery albo nawet czytać, to nauczyciele wychowania przedszkolnego - zgodnie z powyższą "Podstawą..." - nie tylko mu na to pozwolą, ale i wspomogą w tej umiejętności.

Tymczasem coraz częściej słyszę o tym, że są przedszkola, w których wizytujący je pracownicy nadzoru pedagogicznego nie tylko zabraniają wspierać rozwój dzieci, ale i żądają od dyrektorek placówek dyscyplinarnego ukarania niepokornych wobec pseudoroszczeń nauczycielek. Ich zdaniem one powinny powstrzymywać dzieci przed takim rozwojem. Od nauczania jest szkoła, klasa I, a nie przedszkole.

Jakiś urzędas przeczytał w powyższym dokumencie, że dzieci powinny wykazywać
się pod koniec wychowania przedszkolnego gotowością do nauki czytania i pisania; gotowością, a nie umiejętnością!!! To znaczy, że jeśli ową umiejętność nabyły w domu, to trzeba ją wygasić, powstrzymać, a już na pewno nie należy jej rozwijać w toku edukacji przedszkolnej.

Chyba śnię, albo żyję w kraju pedagogicznych i psychologicznych analfabetów. Czy wyobrażacie sobie państwo sytuację, w której nauczyciele przedszkoli informują dzieci, że jak przyjdzie do nich pani wizytator (taka baaardzo, baaaardzo ważna pani), to na pytanie o to, czy mają zajęcia z czytania, niech stanowczo temu zaprzeczą np.:

- "Ależ skąd!
- A co to jest czytanie?
- Nigdy w życiu?
- My nawet nie znamy liter!
- A powinnyśmy umieć już czytać? itp.

Dzieci mają - pisząc kolokwialnie - "rżnąć głąba", nie przyznawać się do tego, że pani nie tylko pozwala im czytać, ale i prowadzi stosowne ćwiczenia w tym zakresie.

I jeszcze jedno: nauczycielki chowają na czas wizytacji wszystkie pomoce dydaktyczne, które wskazywałyby na ich zastosowanie w czasie zajęć edukacyjnych w zakresie kształtowania umiejętności czytania.

Pogratulować polskiej oświacie tak nieoświeconych (mówiąc wprost - durnych) wizytatorów!

Pedagodzy-naukowcy ostrzegali:

Dorota Dziamska z Pracowni Pedagogicznej im. prof. Ryszarda Więckowskiego stwierdziła, że kształtowanie kompetencji alfabetyzacyjnych w podstawie programowej dla sześciolatków zostało zupełnie pominięte. A to wielki błąd, który przyniesie w kolejnych pokoleniach dzieci poważne konsekwencje (...)

08 grudnia 2012

Moje odpowiedzi na akademickie SPAMY

Co jakiś czas zaglądam w poczcie do skrzynki określanej mianem SPAM. Za każdym razem jej zawartość wywołuje u mnie zdziwienie. Sporo jest w niej reklam najróżniejszych sklepów, które usiłują sprzedać mi kosmetyki, płyty, aparaty fotograficzne lub zegarki czy samochody. Nic z tego. Sam wynajduję sobie źródła wiedzy i potrzebnych mi produktów.

Pisze do mnie doktorantka:

Panie Profesorze

Po naszym ostatnim wykładzie uświadomiłam sobie jak skromną wiedzę posiadam na temat metodologii badań, oraz między innymi tworzenia zmiennych zależnych, niezależnych, pośredniczących. Czy możliwe jest podanie przez pana Profesora literatury, która rozświetli mi ten problem?- myślę, że na razie bardzo podstawowej, po to bym mogła od podstaw zapoznać się z tym tematem, później wykorzystać w trakcie swojej pracy badawczej. Będę bardzo wdzięczna za pomoc.


Odpowiadam. Na mojej stronie: www.boguslawsliwerski.pl jest zamieszczona bibliografia tematyczna, ale i najnowsze publikacje z pedagogiki ogólnej, metodologii badań, filozofii wychowania, socjologii, psychologii, pedagogiki szkolnej i pedeutologii, pedagogiki społecznej i in. Zainteresowani mogą znaleźć ciekawe pozycje do studiowania czy prowadzenia własnych badań.

Natomiast najbardziej zaskoczył mnie list, jaki trafił do mojej skrzynki, bowiem dotyczy WSP:


Witam,

Proszę o natychmiastowe usunięcie mojego nazwiska z kadry WSP! Z tą uczelnią nie mam w tej chwili nic wspólnego. Zauważyłem, że jestem nadal podawany jako wykładowca tej uczelni mimo, że od dwóch miesięcy tam nie pracuję i nikt mnie o zgodę na umieszczenie mojego nazwiska nie pytał. Nie mam też żadnej umowy podpisanej z tą szkołą.

Pozdrawiam,
Krzysztof T. Konecki
--
www.krzysztofkonecki.prv.pl



Uprzejmie informuję zatem Pana, że nie mam nic wspólnego z tą uczelnią, toteż musi Pan skierować swoje roszczenia pod właściwy adres. Można tylko współczuć, że ma Pan taki problem, ale dlaczego mnie informuje się o nim? Nie wiem. SPAM.

Projekt ręcznego sterowania nauką w Sejmie


Prof. nadzw. dr hab. n. med. Małgorzata Syczewska, która jest zastępcą Dyrektora ds. Nauki Instytutu "Pomnika - Centrum Zdrowia Dziecka" pisze z niepokojem:

W dniu 23 listopada br. grupa posłów Platformy Obywatelskiej złożyła projekt nowelizacji ustawy o instytutach badawczych (lista wniesionych projektów ustaw - projekt o którym mowa ma aktualnie na liście numer 17).

Środowisko naukowe IPCZD jest głęboko zaniepokojone treścią proponowanych zmian. Wprowadzenie tej nowelizacji w życie naszym zdaniem może spowodować upadek wielu dziedzin nauki poprzez sparaliżowanie działalności badawczo-naukowej prowadzonej w instytutach, uniemożliwienie realizacji projektów naukowo-badawczych a także zahamowanie procesu uzyskiwania stopni i tytułów naukowych przez młodą i średnią kadrę naukową (doktoraty i habilitacje). Wprowadzenie tej nowelizacji może przyspieszyć ucieczkę młodych naukowców za granicę gdzie znajdą stabilniejsze i pewniejsze warunki pracy oraz awansu zawodowego.

Proponowany zapis artykułu 20a.1 ma charakter uznaniowy i de facto praktycznie zawsze minister będący organem założycielskim instytutu może wprowadzić zarząd komisaryczny.


07 grudnia 2012

Po co i komu nauczyciele składają totolotkowe śluby?


Od kiedy osoba podejmująca się pracy w zawodzie nauczyciela jest nim naprawdę, skoro ślubowanie składają jedynie ci, którzy - w myśl Art. 15. Ustawy Karta Nauczyciela - po trzyletnim stażu, pomyślnie zdanym egzaminie uzyskują mianowanie i pasowanie na profesjonalistę?

To oni bowiem po wielu latach pracy składają pierwsze przyrzeczenie, i to następującej treści potwierdzając je podpisem:

Ślubuję rzetelnie pełnić mą powinność nauczyciela wychowawcy i opiekuna młodzieży, dążyć do pełni rozwoju osobowości ucznia i własnej, kształcić i wychowywać młode pokolenie w duchu umiłowania Ojczyzny, tradycji narodowych, poszanowania Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej.

Ślubowanie może być złożone z dodaniem słów: "Tak mi dopomóż Bóg."

To oznacza, że do czasu mianowania nauczyciele nie są pełnoprawnymi pedagogami, tylko żyją w "zawodowym konkubinacie". Kiedy zatem zaczyna się ich prawdziwa służba, misja w przedszkolu czy szkole, skoro na złożenie ślubowania czekają ok. 9 lat? Czy do tego czasu są:

uczniami własnej profesji,

niby-nauczycielami,

miłośnikami zawodu (kochankami),

wyrobnikami,

narzeczonymi?

Kim są właściwie? Ach, przepraszam, są funkcjonariuszami publicznymi. Czy do mianowania nie muszą pełnić ustawowych powinności, dążyć do pełni rozwoju itd., itd.?

Po co i komu składają ślubowanie, skoro jest to rytuał, w którym de facto uczestniczą tylko ich reprezentanci? Zdarza się, że niektórzy składają je w wyniku losowania. Czy wyobrażamy sobie złożenie np. ślubu małżeństwa przez reprezentantów wszystkich zawierających go w danym dniu, albo na zasadzie losowania, jak w totalizatorze sportowym?

Ciekawe, że w niektórych rejonach kraju do złożenia ślubowania zaprasza się nauczycieli, ale pozbawia ich możliwości złożenia formuły: "Tak mi dopomóż Bóg", bo przedstawiciel władzy oświatowej nie widzi takiej potrzeby, sam rozstrzyga za nauczycieli, w jakim duchu będzie składane przez nich zobowiązanie.

Kto odwołuje się do roty nauczycielskiego ślubowania, kiedy ewidentnie jest ono łamane? Czy kogoś to wogóle obchodzi? Jaką odgrywa ono rolę, skoro część nauczycieli podpisuje je tylko, jak "kwit na węgiel"? Po co ten rytuał dla niektórych? Czy niezwiązany ślubami nauczyciel może zdradzać swoje powinności?

Pytam, bo czytam wywiad z Elżbietą Woszczyk, rzecznikiem dyscyplinarnym dla nauczycieli w woj. mazowieckim, która twierdzi, że nauczyciele najczęściej są oskarżani o naruszenie godności ucznia. Ciekawe, czy są to ci po ślubowaniu czy przed, "małżonkowie zawodu" czy tylko jego "kochankowie"? Panią rzecznik przeraża to, że dzieci w małych miejscowościach uważają, że bicie i obrażanie ich przez nauczycieli za nieprzygotowanie się do zajęć jest czymś normalnym. Zdarzają się też niestety postępowania w sprawie molestowania seksualnego .

To mamy niezłe podsumowanie Roku Janusza Korczaka. Wiadomo, śluby sobie, życie sobie. Przemoc i zdrady na boku, fałsz i hipokryzja, cynizm i pozoranctwo.

Na szczęście większość nauczycieli dobrze żyje w placówkach oświatowych z dziećmi i młodzieżą, a także z samymi sobą, bez względu na to, czy są po ślubie z zawodem czy też nie.

06 grudnia 2012

Pedagogika a polityka


Liczne obowiązki akademickie uniemożliwiły mi udział od pierwszego dnia w niezwykle interesująco zapowiadającej się konferencji profesora Aleksandra Nalaskowskiego i jego syna doktora Filipa Nalaskowskiego z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, która rozpoczęła się w dn. 4 grudnia, a wczoraj, w godzinach południowych została już zakończona. Taka debata powinna toczyć się przez cały tydzień, a i tego byłoby za mało, gdyby część z zapowiadających się wcześniej gości-wykładowców przybyła do miasta Kopernika. Niestety, tak się nie stało. Część referatów, które miałem nadzieję wysłuchać drugiego dnia obrad, została już wygłoszona - z powyższego powodu - w dniu poprzednim. Mówi się trudno. Tak czasem bywa, że planujemy szeroką gamę wystąpień, a potem następują odwołania przyjazdu na debatę. A szkoda, bo jak przeczytałem - krótką wprawdzie - relację z pierwszego dnia obrad w lokalnej prasie, to spór o rolę ideologii w edukacji rozgorzał od pierwszych minut konferencji.

Konferencja "Prawica - Lewica - Wychowanie" miała swoje wstępne przesłanie, o którym jej lider pisał tak na specjalnie utworzonej stronie internetowej:


W ubiegłym roku młodsze pokolenie toruńskich badaczy przejęło inicjatywę. Konferencja Poprawność polityczna w sferze publicznej i edukacji była niejako otwarciem nowej problematyki, nie tyle nowej w ogóle, ile nowej w obecnej sytuacji. Spotkanie udało się nadzwyczajnie otwierając tym samym cykl, który nazwaliśmy Edukacja uwikłana. Znakomici goście dopisali, a słuchaczy było multum. Pomysłodawcą i liderem całego przedsięwzięcia był mój syn dr Filip Nalaskowski, który z niewielkim, ale nadzwyczaj kompetentnym zespołem naukowym robotę wykonał perfekcyjnie. Nic więc dziwnego, że ten właśnie naukowy zastęp poprosiłem o realizację swojego pomysłu Prawica-lewica-wychowanie będącego pewną kontynuacją cyklu zapoczątkowanego przez spontaniczność, ciekawość i profesjonalizm młodszej generacji toruńskich pedagogów.

Nie śmiem Państwu narzucać rozumienia kategorii „lewica” czy „prawica”. Każdy z nas interpretuje je indywidualnie i na swój sposób wyraźnie. Pełnia tych interpretacji tworzy nasz społeczny krajobraz, który w wykonaniu prawdziwych gwiazd nauki i społecznej praktyki z całą pewnością nie zamieni się w landszaft. To na tle tego krajobrazu istnieje wychowanie, ideał wychowania, szkoła i zapiekłe niekiedy spory. Warto o tym mówić, warto, aby młodsi słuchali. (...) Jak łatwo zauważyć propozycja dotyczy pewnych biegunów kategorialnych. Nie ma w niej więc miejsca na tzw. centrum. To zabieg świadomy i przemyślany. Chodzi bowiem o zaznaczenie wyrazistych konturów, a nie szarości czy półtonów tego szkicu. Działanie może mało subtelne, ale w obecnej sytuacji myślenia o wychowaniu niezbędne




Obrady miały charakter wyłącznie plenarny, dzięki czemu każdy ich uczestnik miał możliwość nie tylko wysłuchania syntetycznych wprowadzeń do kluczowych, a zamówionych przez Organizatora, tematów, by móc w czasie dyskusji swobodnie formułować pytania, spierać się, atakować czy domagać się koniecznych wyjaśnień. Wczoraj mogłem wysłuchać tylko dwóch wystąpień - prof. dr hab. Zbyszko Melosika z UAM w Poznaniu na temat: Uniwersytet i polityka: rekonstrukcja dyskursów dominacji oraz dr Dagny Dejny o fenomenie wychowania endemicznego. Powyższym problemom i ich badaczom poświęcałem już w blogu miejsce, omawiając ich publikacje czy wystąpienia na innych konferencjach, więc nie będę ich tu powtarzał.



O pierwszym dniu obrad tak pisał m.in. red. Artur Olewiński:

Jednym z prelegentów jest prof. Tomasz Szkudlarek z Uniwersytetu Gdańskiego. W swoim wystąpieniu sięgnął do źródeł tożsamości politycznej.



- Problem relacji między lewicą i prawicą nie leży wyłącznie w gestii ludzi zajmujących się kwestiami wychowania, wystarczy spojrzeć na scenę polityczną - mówi prof. Tomasz Szkudlarek. - Staram się sięgnąć głębiej, do tego, jak konstruowane są tożsamości polityczne - i lewicowe, i prawicowe. Funkcjonują one w swoich klasycznych formach już bardzo rzadko i są bardzo przemieszane. Pewne idee lewicy przejmuje prawica, a partie lewicowe stają się partiami liberalno-rynkowymi. Łatwo o dezorientację.

Naukowcy powtarzają, że polityka jest obecna w wychowaniu, mimo że nie zawsze ją dostrzegamy. - Pojęcie polityki jest zmanipulowane, stąd jej połączenie z edukacją być może źle nam się kojarzy - uważa Katarzyna Szymala ze Stowarzyszenia „Sternik”. - Pamiętajmy jednak: nie ma edukacji neutralnej światopoglądowo. Edukacja jest nośnikiem pewnych wartości - lewicowych lub prawicowych.


Znakomita organizacja, doskonałe warunki obrad, czas na dyskusję i znakomity koncert zespołu "Raz-Dwa-Trzy" sprawiły, że uczestnicy debaty chętnie powrócą do Torunia na kolejną debatę, gdyż nie ma mowy, by ta była ostatnią. W końcu polityka tak głęboko wpisuje się w polską edukację, tak silnie ją dereguluje i niszczy, że warto o tych sprawach mówić bez cenzury.

Zdjęcia zamieszczam dzięki uprzejmości Organizatorów, którzy jeszcze przed moim wyjazdem z Torunia przegrali mi fotograficzną atmosferę debaty.

Szczególne wyrazy uznania należą się anonimowym - dla uczestników debaty - młodym naukowcom, którzy tworząc zespół badaczy, potrafili nzaleźć jeszcze energię i czas na współtworzenie form upowszechniania wyników badań. Taki Zespół powołali do życia w UMK młodzi adiunkci: dr Dagna Dejna, dr Katarzyna Smulska (autorka zamieszczonych tu zdjęć), dr Mirosław Zientarski, dr Agnieszka Uniewska, mgr Iwona Górecka i - wspomniany powyżej dr Filip Nalaskowski. Jest to Zespół Monitorowana Zmian w Kulturze i Edukacji, który powstał całkowicie oddolnie na Wydziale Nauk Pedagogicznych UMK. Prowadzi on badania, organizuje konferencje, jeździ na szkolenia i aplikuje o granty. Regularnie spotykają się na zebraniach "naukowych" i "roboczych" w swojej uczelni. To jest niezwykle optymistyczne, że zmienia się w szkolnictwie wyższym także kultura kreowania środowisk młodych adeptów nauk, którzy - jak w tym przypadku - są pasjonatami pedagogiki. Oby takich było więcej.