W grudniu 2014 r. zachęcałem w blogu do lektury esejów naukowych prof. Piotra Nowaka, które filozof Uniwersytetu w Białymstoku opublikował w rozprawie p.t. "Hodowanie troglodytów. Uwagi o szkolnictwie wyższym i kulturze umysłowej człowieka współczesnego" (Warszawa: Kronos 2014).
W dwa lata później ukazała się kolejna część niezwykle trafnych analiz i refleksji, którym jednak nie poświęciłem już uwagi w blogu. Nie uczyniłem tego ze względu na ich mniejszą wartość, ale wprost przeciwnie, postanowiłem odroczyć swoją opinię na jej temat, kierując się oceną autora piszącego w rozprawie z 2016 r. m.in.:
Dla mnie ważne jest, czy artykuł lub książka, które przepychają się do sfery nauki, do kultury, będą dyskutowane przez najbliższe pięć lat. Jeśli tak,są to rzeczy dobre. Jeżeli mówi się o nich przez dziesięć lat, mamy do czynienia z pracami wybitnymi, a jeśli dłużej, to prawdopodobieństwo, że tekst ten pozostanie w kulturze, że zmieni coś w nauce, jest już bardzo wysokie. I nastąpi to lub nie nastąpi niezależnie od tego, czy opublikuje Pan swoją pracę w czasopiśmie z listy ERIH, filadelfijskiej, czy jakiejś jeszcze innej [s.43].
Od wydania książki przez Fundację Augusta hr.Cieszkowskiego upłynie wkrótce pięć lat, więc można spojrzeć wstecz, by zastanowić się nad tym, czy zawarte w niej słowa krytyki wobec polityki władz aksjonormatywnego przełomu coś uległo zmianie na lepsze w stosunku do tego, co miało miejsce kilka lat wcześniej.
Tę pierwszą publikację profesora filozofii z Uniwersytetu w Białymstoku otrzymałem od pochłaniającej setki książek rocznie prof. Marii Dudzikowej na gwiazdkę z poniższą dedykacją:
Istotnie, zachwyciły mnie styl i treść rozprawy upominającego się o zaprzestanie deprecjonowania polskiej kultury, której nośnikiem i nerwem jest Uniwersytet. Wówczas P. Nowak pisał:
Pod naporem chwili obecnej dzisiejszy Uniwersytet osuwa się w niebyt, stając się karykaturą Uniwersytetu. Jego program pisze rynek potrzeb, a więc człowiek masowy, nie człowiek wolny; biuralista, nie naukowiec [Hodowla..., s. 8].
Być może czas kwarantanny narodowej filozof wykorzystuje do napisania, a może nawet i wydania następnej części komediodramatu o polskiej nauce i uniwersytetach, a więc o dewaluowanej przez kolejną formację władzy polskiej kulturze. A może nie?
W końcu to, co było przedmiotem krytyki częściowo uległo poprawie, chociaż w sprzecznym z intencjami autora zakresie. Dobra zmiana w rzeczy samej nie wyeliminowała spodziewanej przez P. Nowaka patologii w akademickiej polityce, ale pojawiły się częściowo procesy skanalizowania krytyki przez obłaskawienie jej sprawców.
Co ma teraz począć ów autor, który najpierw narzekał na kategoryzację czasopism naukowych w wykazie ministra (periodyki listy A-B-C), którego lista w założeniach nie miała, ale po części nobilitowała, zawarte w nich artykuły - bez względu na ich rzeczywistą wartość naukową, by samemu doświadczyć kolejnego wykazu, tym razem punktowanych wydawnictw?
Na szczęście dla filozofa jako wydawca przywołanych tu książek znalazł się na ministerialnej liście (pozycja 118), a zatem trudno już będzie kwestionować jej sens, chyba że ze względu na zdumiewające zestawienie obok siebie w tej samej randze oficyn uniwersyteckich, prywatnych i państwowych szkół wyższych czy podmiotów pozaakademickich. Nie zmieni się zatem w kraju dyskurs "doskonałościowy" na ten temat, skoro administracyjnie poszerzono zakres ewaluacji osiągnięć naukowych.
Z punktozy nikt nie zrezygnuje, natomiast rządzący spełnili oczekiwanie filozofa, by w parametryzacji dyscyplin naukowych stosować odmienne kryteria dla nauk przyrodniczych, technicznych czy humanistycznych (w tym społecznych). Jak słusznie mówił P. Nowak w opublikowanym w tej książce wywiadzie:
Nawet kryteria, które pozwalają ocenić wysiłek filozofa i wysiłek socjologa, powinny być inne. Z doświadczenia wiem, że socjolog, psycholog i filozof, jeśli nawet znajdą się w jednym pokoju, nie są w stanie wypracować wspólnego stanowiska w sprawie jakości poszczególnych projektów badawczych z tych dyscyplin. Filozof może się zastanawiać, czy wniosek o dofinansowanie badan psychologicznych jest dobrze przygotowany od strony formalnej, ale to wszystko. Strona merytoryczna tego wniosku to będą dla niego czary-mary. Ale już nie odwrotnie. Zorientowany scjentystycznie i "nierozumiejąco" psycholog czy socjolog zawsze będzie starał się dowieść, że wnioski z dziedziny filozofii mają niewiele wspólnego z nauką [2016, s.71].
Otóż ta konstatacja jest w pełni uzasadniona naukowo, ale absolutnie lekceważona przez ministra, dyrekcję i przewodniczących paneli w Narodowym Centrum Nauki! Zasady podziału środków i system oceniania w tym urzędzie odległym od istoty kultury i nauki, a także od fundamentalnych zasad etyki, socjolog i psycholog ocenia merytorycznie, a nie tylko formalnie, wnioski pedagogów. Wnioski filozofów oceniają uczeni innych nauk humanistycznych. W końcu nie o naukę i odrębność metodologiczną oraz merytoryczną badań tam chodzi, ale o biznes i drenowanie kasy dla swoich (casus w NCBiR braci Szumowskich nie jest tu wyjątkiem).
Idealnie pasuje do tej polityki opinia prof. P. Nowaka: To nie jest żadne państwo, tylko pastwisko, gdzie każdy po swojemu "tutejszy". Moja chata z kraja. Konsumenci nie mają żadnej tożsamości. Ich chwiejna lojalność wynika z przywiązania do marki czy sklepu, do niczego więcej [s. 37].
Po cichutku minister zlikwidował dla monografii kryterium objętościowe. Do 2019 r. obowiązywało dla uznania jakiejś publikacji za monografię naukową m.in. to, że w naukach humanistycznych i społecznych jej objętość liczy co najmniej 6 arkuszy wydawniczych. Teraz nie tylko ten filozof może już pisać i publikować monografie liczące nawet 2 czy 3 arkusze wydawnicze, bo przecież liczy się treść, a nie ilość.
Nic się nie zmieniło i długo nie zmieni w dostępie większości polskich naukowców do najwyżej punktowanych czasopism zagranicznych, (...) ponieważ o sukcesie za granicami kraju decydują albo znajomości, albo koniunktura, albo czysty przypadek [s.63].
Co będzie w tym roku koniunkturą w periodykach światowych? Analizowany na sto różnych sposobów COVID-19. Szwajcarzy już wydali książkę z pierwszych diagnoz społecznych. Teraz czekamy na kolejne książki o epidemiach, wirusach, szczepieniach, psychozach, kwarantannach, cyfrowej edukacji czy filozofii lęku i samotności, z tanatopedagogiki i psychologii umierania.
Absolutnie, rację ma filozof przywołanej tu publikacji - nie jesteśmy (...) pierwszymi niezadowolonymi ze zmian, jakie dotknęły Uniwersytet [s. 91]. Pojawi się jeszcze wiele rozpraw, także pełnych banałów, na temat tego, jak ważny jest Uniwersytet dla kultury każdego narodu.
Korporacyjna wydajność jest fundamentem troglodytów u władzy. Nie ma żadnych wspólnot, ponieważ obowiązuje (...) brak trwałego porozumienia (community of dissensus), wzajemne uzależnianie od siebie wszystkich stron, z których każda już w punkcie wyjścia rezygnuje z własnej tożsamości i roszczeń do autonomii (...) [s. 89].
Będziemy uczestniczyć w pandemii "grantozy", doświadczać zakulisowych decyzji tych, co bliżej władzy, radykalnie spadnie zainteresowanie dydaktyką, skoro rozliczani jesteśmy za osiągnięcia naukowe, młodzi będą walczyć z ostrym cieniem Wielkich Zmarłych, by wykazać, że nic nie znaczyli i nie znaczą. Wspominanie dawnych Mistrzów być może - jak u P. Nowaka - stanie się aneksem do autorefleksyjnych esejów, za które i tak przysługuje 100 pkt. Najgorsze dopiero przed nami [s. 175].
Puszka z Pandorą jest otwarta od trzydziestu lat, ale unosi się nad nią smród wojny polsko-polskiej, konfrontacji populizmu z merkantylizmem, hipokryzji cynicznych troglodytów z sumieniem i mądrością uczonych. Niektórym już lustra nie przeszkadzają.