23 stycznia 2018

Niektóre paradoksy kolejnej wersji projektu Ustawy 2.0


Wczoraj miała miejsce prezentacja projektu ustawy „Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce”. "699 dni – tyle trwały przygotowania projektu ustawy mającej zmienić oblicze polskiej nauki i szkolnictwa wyższego. Końca dobiegła właśnie ostatnia tura konsultacji, po której Jarosław Gowin, wicepremier i minister nauki i szkolnictwa wyższego, przedstawił wyniki prac legislacyjnych resortu."

Każdy będzie czytał i analizował ów projekt ze swojej perspektywy, biorąc pod uwagę pełnione role w środowisku akademickim czy lokowane w nim nadzieje lub zobowiązania. Minister Jarosław Gowin musi przekonać Radę Ministrów do przedłożenia tego projektu Sejmowi. Trudno jest teraz wyrokować, co z tym dokumentem stanie się w Parlamencie, a potem w Senacie. Lobbyści już są w blokach startowych... Koncentruję swoją uwagę na sprawach, które wydają się paradoksalnymi, miejscami wątpliwymi czy zdumiewającymi.


Paradoks 0: Ministerstwo postanowiło włączyć wszystkie ustawy dotyczące nauki, szkolnictwa wyższego i nadawania stopni naukowych i tytułu naukowego w jedną, która zapewne dlatego nosi tytuł 2.0;

Paradoks 1: Ustawa z dnia 27 lipca 2005 r. Prawo o szkolnictwie wyższym, wielokrotnie nowelizowana, ale znacząco w 2011 r. nie zawierała aksjonormatywnej preambuły, co wynikało z postulatów opozycji I fali "Solidarności", by przestać traktować szkolnictwo wyższe i naukę jako instrument do zmian światopoglądowych w kraju. Tymczasem projekt Ustawy 2.0 z 22.01.2018 r. wprowadza przed zagadnieniami ogólnymi teleologię i aksjologię, czyli zapisy określające ideologiczno-normatywny charakter szkolnictwa wyższego i nauki, w tym kierunki ich rozwoju, cele, wartości i pryncypia. Stwierdza się m.in.

Podstawą systemu szkolnictwa wyższego i nauki jest wolność nauczania, twórczości artystycznej, badań naukowych i ogłaszania ich wyników oraz autonomia uczelni ale... wolność ta jest ograniczona ukrytym przymusem publikowania rozpraw naukowych, czyli ogłaszania wyników badań w języku angielskim;

Paradoks 2: – każdy uczony ponosi odpowiedzialność za jakość i rzetelność prowadzonych badań oraz za wychowanie młodego pokolenia, ale pomimo udowodnionego plagiatu nie ma możliwości pozbawienie akademika tytułu naukowego profesora. Nie wolno mu się nim jedynie posługiwać... w szkolnictwie państwowym, bo w prywatnym.. a jakże, z pocałowaniem w rękę. Psycholog czy socjolog preparując pod zamówienie polityczne raport badawczy dotyczący np. "reformy szkolnej" nie ponosi żadnej odpowiedzialności;

Paradoks 3: – uczelnie oraz inne instytucje badawcze realizują misję o szczególnym znaczeniu dla społeczeństwa: wnoszą kluczowy wkład w innowacyjność gospodarki, przyczyniają się do rozwoju kultury, współkształtują standardy moralne obowiązujące w życiu publicznym. Dość łatwo można zauważyć, że skoro już określa się cele i polityczne warunki ich realizacji, to dlaczego nie ma tu mowy o ustroju demokratycznym, społeczeństwie obywatelskim czy społeczeństwie wiedzy, natomiast eksponuje się rolę gospodarki i kultury?

Jest dobra zmiana. Nareszcie usunięto nonsensowną w poprzedniej ustawie kategorię obszarów wiedzy. Teraz badania naukowe i prace rozwojowe prowadzi się w dziedzinach nauki i dyscyplinach naukowych, ale - podobnie jak miało to miejsce za rządów Barbary Kudryckiej - to: "Minister właściwy do spraw szkolnictwa wyższego i nauki określi, w drodze rozporządzenia, dziedziny nauki i dyscypliny naukowe oraz dyscypliny artystyczne, mając na uwadze systematykę dziedzin i dyscyplin przyjętą przez Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD).

Paradoks 4: Uczelnia prowadzi studia na co najmniej jednym kierunku, ale "Kształcenie prowadzi się w dziedzinach nauki i dyscyplinach naukowych lub dziedzinie sztuki i dyscyplinach artystycznych." Uczelnia kształci w ramach dziedzin i dyscyplin naukowych, ale żeby to czynić musi prowadzić kształcenie na co najmniej jednym kierunku. To oznacza, że znowu będzie kilkaset kierunków kształcenia, które nijak się mają do dyscyplin naukowych pozorując ich naukowy status, byle tylko naciągnąć studentów (klientów) na studia;

Paradoks 5: "Polityka naukowa państwa jest dokumentem strategicznym...", czyli autor tego zdania traktuje politykę naukową państwa jako dokument, a nie na odwrót;

Paradoks 6: "Realizacja polityki naukowej państwa podlega ewaluacji nie rzadziej niż raz na 5 lat", ale nie określono, jaki to organ będzie ewaluował realizację tej polityki i jaki to ma związek z oceną parametryczną jednostek akademickich?

Paradoks 7: "Art. 7. 1. System szkolnictwa wyższego i nauki tworzą: (...)", ale pominięto tu zapowiedzianą ustawą Radę Doskonałości Naukowej;

Paradoks 8: "Art. 11. 1. Podstawowymi zadaniami uczelni są: (...) 3. prowadzenie działalności naukowej, świadczenie usług badawczych (...)", czyli świadczenie usług badawczych nie musi być podporządkowane rygorom metodologii badan naukowych;

Paradoks 9: "Art. 11. 1. Podstawowymi zadaniami uczelni są (...): 9. wychowywanie studentów w poczuciu odpowiedzialności za państwo polskie, tradycję narodową, umacnianie zasad demokracji i poszanowanie praw człowieka", czyli osoby dorosłe - podobnie jak miało to miejsce w okresie socjalizmu - będą wychowywane w poczuciu... . Szkoda, że autor tego zapisu nie określił, jaki rodzaj demokracji mamy umacniać i dlaczego te kwestie nie znalazły się w preambule do Ustawy, a w zadaniach uczelni?

Jak rozumiem, dorosłe, studiujące w uczelniach osoby - zdaniem resortu nauki i szkolnictwa wyższego - są niewychowane, a zatem nauczyciele akademiccy, a może i cała wspólnota będą te istoty wychowywać. Ba, Art. 115. wskazuje nauczycielom dydaktycznym i badawczo-dydaktycznym, że do ich podstawowych obowiązków (...) należy kształcenie i wychowywanie studentów lub uczestniczenie w kształceniu doktorantów. Życzę im powodzenia a od pracowników badawczych będę oczekiwał zdiagnozowania wyników tego procesu;

Paradoks 10: Skoro "Zadaniem uczelni publicznej prowadzącej kształcenie w zakresie nauk medycznych lub nauk o zdrowiu albo w zakresie nauk weterynaryjnych może być także uczestniczenie w sprawowaniu opieki medycznej albo weterynaryjnej w zakresie i formach określonych w przepisach o działalności leczniczej albo przepisach o zakładach leczniczych dla zwierząt...", to dlaczego nie pomyślano o dzieciach i młodzieży i nie zapisano takiego samego przywileju w prowadzeniu przez wydziały pedagogiczne przedszkoli, szkół podstawowych, średnich i zawodowych?

Paradoks 11: Skoro uczelnią publiczną jest utworzona przez organ państwa szkołą wyższa, to na czym polega jej publiczny charakter? Czyż nie jest to szkoła państwowa?

Paradoks 12: "Art. 28. 1. Do zadań senatu należy: (...) 6) nadawanie stopni naukowych i stopni w zakresie sztuki"

Paradoks 13: "Art. 31. 1. Przewodniczącym senatu jest rektor", czyli organ władzy wykonawczej przewodniczy organowi władzy ustawodawczej;

Paradoks 14: Polska Akademia Nauk powołana do prowadzenia tylko i wyłącznie badan naukowych prawo do kształcenia, bowiem "Art. 60. 1. Uczelnia może prowadzić studia wspólne z inną uczelnią, instytutem PAN,(...).

Paradoks 15: Art. 68. 1. W programach studiów przygotowujących do wykonywania zawodów:(...) 11) nauczyciela – uwzględnia się standardy kształcenia", ale standardy zatrudnienia w tym zawodzie określa już inny resort - w przypadku tej profesji - Ministerstwo Edukacji Narodowej. MNiSW zabezpiecza wprawdzie standardy kształcenia dla studiów na kierunkach przygotowujących do wykonywania m.in. zwodu nauczycielskiego, ale nie ma wpływu na określenie warunków w sferze wykształcenia do zatrudniania w tym zawodzie;

Paradoks 16: Ministrowi zależy na tym, żeby polscy naukowcy rywalizowali z uczonymi skali światowej, ale ich płacę określa w relacji do przeciętnego wynagrodzenia w Polsce;

Paradoks 17: Stosunek pracy z profesorem tytularnym w uczelniach publicznych (państwowych) wygasał wraz z ukończeniem przez niego 70. roku życia. Ustawa 2.0. określa, że wiek emerytalny nauczyciela akademickiego wynosi 65 lat. Na uczelniach niepublicznych może on trwać aż do wygaśnięcia profesora. Jak to się ma do troski o jakość kształcenia i prowadzenia badań naukowych?

Paradoks 18: Powraca - wprawdzie fakultatywnie - kolokwium habilitacyjne w zakresie osiągnięć naukowych habilitanta. Ciekawe, czym będzie uzasadniana potrzeba/konieczność/chęć przeprowadzenia kolokwium habilitacyjnego?

Paradoks 19: W miejsce Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów powołuje się Radę Doskonałości Naukowej, której zadania są doskonale i naukowo zbieżne z dotychczasowym organem. Tym, co jest tu istotną różnicą, to poszerzenie o doktorów habilitowanych akademików, którzy mogą być i przez których mogą być nominowani do tego organu.































22 stycznia 2018

"Trochę filozof, a trochę czarodziej, ktoś w rodzaju szamana"



To cytat z książki Roberta Fulghuma pt. "Wszystkiego, co naprawdę muszę wiedzieć, dowiedziałem się w przedszkolu" ("All I Really Need to Know I Learned in Kindergarten",
Villard Books, New York 1988):

„W fabryce bajek mojej fantazji wyobrażam sobie, że gdybym miał dziadka, byłby stary, mądry i naprawdę wspaniały. Trochę filozof, a trochę czarodziej, ktoś w rodzaju szamana”. Idealnie trafia w istotę docenienia roli nie tylko dziadków, ale kto wie, czy nie przede wszystkim babć, bo to one stanowiły o tym, co jest w rodzinie najważniejsze.

Prawdopodobnie od 1964 roku obchodzimy w Polsce w dniu 21 stycznia Dzień Babci, zaś nieco później, bo dopiero na początku lat 80. XX w. pojawił się też Dzień Dziadka, który przypadł na 22 stycznia. Podobno pomysł utworzenia tak rodzinnego święta został zainicjowany przez redakcję wysokonakładowego tygodnika "Kobieta i Życie", by w ten sposób uhonorować aktorkę Mieczysławę Ćwiklińską. Podziwiano tę aktorkę za jej teatralną rolę babki w spektaklu Alejandro Casona pt. „Drzewa umierają stojąc”. Niektórzy doszukują się korzeni tego święta w zwyczajach amerykańskich i kanadyjskich rodzin, w których celebruje się je łącznie (National Grandparents Day) w pierwszą niedzielę września po Święcie Pracy. Tego typu okolicznościowe święto nie ma jednak międzynarodowego charakteru, aczkolwiek obchodzone jest w niektórych krajach.

W Polsce zostało bardzo dobrze przyjęte przez społeczeństwo, w tym środowisko pedagogów przedszkolnych, dla których stało się znakomitą okazją do poszerzenia współpracy z domem rodzinnym dzieci o tak wyjątkowych opiekunów. Dzień Babci i Dziadka w tych placówkach obchodzony jest łącznie z taką samą radością i twórczym zaangażowaniem jak Dzień Dziecka, Dzień Matki czy Taty.  Dziadkowie bowiem wykazują największe zainteresowanie i troskę o najmłodsze pociechy, kiedy rodzice są zajęci własną pracą zawodową. To babcia lub dziadek najczęściej odprowadzają maluchy do przedszkola i przyprowadzają z niego do domu, zostają z nimi w czasie choroby czy oświatowych ferii, kiedy są już na emeryturze, wolni od zawodowych stresów i ustawicznego braku czasu. Potrafią wsłuchać się w potrzeby wnucząt towarzysząc im w realizacji celów bliskich i dalekich, we wspólnym poznawaniu otoczenia,  wspinając się z nimi po górach czy spacerując po parku, ucząc jazdy na rowerze czy pływania w basenie.


Nikt w otoczeniu małego dziecka nie zna lepiej od dziadków telewizyjnych bajek czy znaczenia dziecięcych kolekcji kamyków, muszelek czy koników Pony. Wspólne przeżycia, zabawy, rozmowy, uczenie nowych umiejętności sprzyjają wyjątkowej i odwzajemnianej miłości, solidarności, lojalności oraz zrozumieniu. W kontaktach dziadka z wnukiem stają się możliwe partnerskie interakcje, międzypokoleniowa przyjaźń, ontologiczna równość, szczerość i otwartość. Subtelny urok wzajemnych relacji staje się pomostem między pedagogiką przymusu a pedagogiką swobody, o którą coraz silniej dopominają się dzieci. Bywa, że są wzajemnie w czymś bezradni lepiej się dzięki temu rozumiejąc i wspomagając zarazem. W dobie nowych mediów to wnuki wprowadzają dziadków w świat elektronicznej komunikacji i wirtualną rzeczywistość.

Właśnie dlatego bezgranicznie kocha się babcię i dziadka, bo oni pozwalają na więcej niż rodzice, ale i potrafią skuteczniej wyegzekwować od maluchów, by przestrzegały higieny, odpowiednio się odżywiały, poznawały normy i zwyczaje, które zbliżają ludzi do siebie. Dziakowie obdarzają wnuki wyjątkową miłością stanowiąc bezcenną dla nich pomoc we wsparciu osobistego rozwoju. Potrafią łączyć życiową mądrość z wyjątkową tolerancją na te zachowania wnucząt, które drażnią rodziców. Komu, jak nie dziadkom powierza się swoje najgłębsze tajemnice, troski, nadzieje czy  zmartwienia?  


Tak jak dzieciom potrzebni są w ich rozwoju dziadkowie, tak też w życiu  najstarszych członków rodziny wnuki nadają im nowy sens życia opóźniając proces fizycznego i umysłowego starzenia się. Stają się dla nich szansą na pokonywanie kryzysu upływającego wieku życia, odczuwalne słabości ciała oraz nieuniknioność problemów emocjonalnych np. poczucia zagubienia, osamotnienia czy prawdziwego niepokoju. To wnuki i prawnuki przełamują u dziadków poczucie stagnacji, rutyny czy braku pasji, sprzyjają zerwaniu z zamknięciem się w sobie czy wytwarzają u nich „energię motywacyjną”. Dzień Babci i Dziadka jest znakomitą okazją do wyrażenia przez najmłodszych członków rodziny wdzięczności za ich tak wieloraką OBECNOŚĆ, która jest im bezinteresownie odwzajemniana nie tylko od święta np. w Dniu Dziecka.

W XXI wieku to uniwersytety stały się łącznikiem wszystkich pokoleń. Tak wnuki, jak ich dziadkowie korzystają z autoedukacyjnych ofert laboratorium kultury jakim jest Uniwersytetu Dziecięcy i Uniwersytet Trzeciego Wieku. Uczestnicząc w zajęciach mogą wzajemnie pochwalić się indeksem wraz z odnotowanymi w nim osiągnięciami: wnuki - w zakresie nowej wiedzy i umiejętności, a dziadkowie - w samoodnowie i eksploracji możliwego powrotu do dzieciństwa. Wszyscy doświadczają wartości związane z kształceniem, a to przecież ma służyć także rewizji i/lub  wzmocnieniu własnej tożsamości.  Dzień Babci i Dziadka jest doskonałą okazją do refleksji nad sensem tego, co już przeżyliśmy, i tego, co jeszcze jest przed nami.

21 stycznia 2018

Nieodpowiedzialna wypowiedź JM Rektora Uniwersytetu Pedagogicznego im.KEN w Krakowie


Jak tu pogodzić zawyżoną autoreklamę Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie z wypowiedzią JM Rektor dla miesięcznika "Forum Akademickie", w którym zaprzecza rzekomo wybitnym osiągnięciom tej Uczelni? Sztandarowym wydziałem tego Uniwersytetu powinien być Wydział Pedagogiczny, ale... nie jest, a nawet - jak sam Magnificencja stwierdza - przynosi tej Uczelni wstyd, bo za ostatnie 5 lat uzyskał ponoć kategorię C.

W wyniku przeprowadzonej oceny parametrycznej aż cztery wydziały Uniwersytetu Pedagogicznego otrzymały kategorię A: Wydział Humanistyczny, Wydział Filologiczny, Wydział Geograficzno-Biologiczny oraz Wydział Sztuki, natomiast z dwóch pozostałych JM Rektor publicznie skrytykował tylko Wydział Pedagogiczny mówiąc:

"W tym roku otrzymał kategorię C, tymczasem powinien być co najmniej bardzo dobry, a właściwie powinien to być najlepszy wydział pedagogiczny w Polsce."

To zdumiewające, że Rektor Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie widzi źdźbło trawy w obcym oku, a nie widzi belki we własnym. Nie ujawnia drugiego Wydziału, który nie uzyskał oceny A, bo prawdopodobnie zabrakło mu argumentów, żeby złożyć na to środowisko publiczną krytykę. Dlaczego nie ośmielił się skrytykować uczonych z Wydziału Matematyczno-Fizyczno-Technicznego za to, że mają kategorię B?

Dlaczego JM nie wypowiada się na temat upadku czy lichej kondycji nauk ścisłych w "swojej" Uczelni? Toż to byłoby niedopuszczalne. Jakże to krytykować matematyków, fizyków, inżynierów, skoro to oni reprezentują Science?

Co innego krytykować pedagogikę w Polsce! Tak, tu można wylać wszelkie pomyje tak, jakby było się ekspertem do spraw tej dyscypliny naukowej. JM prof. dr hab. Kazimierz Karolczak jest z wykształcenia historykiem, profesorem w dziedzinie nauk humanistycznych, więc wydaje mu się, że zna się na pedagogice. Na pedagogice zna się każdy w naszym kraju, podobnie jak na medycynie.

Nie bronię w tym miejscu Wydziału Pedagogicznego na UP w Krakowie, bo w istocie od kilku lat przechodzi poważny kryzys kadrowy, a przekierowywane do JM Rektora donosy na obecną kadrę jakoś nie poskutkowały stosowną interwencją. Odeszło z tej jednostki kilku profesorów tytularnych w tzw. kwiecie wieku, a pozostali... no właśnie. Tu Rektor UP nie zamierza uderzyć się we własne piersi, czy skrytykować swojego poprzednika, który do tego "upadku" doprowadził!

Nie wtrącałbym się w tę analizę, gdyby JM nie zabrał głosu w kwestii, o której nie ma zielonego pojęcia. Mówi bowiem co następuje:

Polska pedagogika wypadła w tej ocenie źle. Są po temu trzy powody.

Pedagogika przeżywa kryzys związany z brakiem konfrontacji międzynarodowej i niewyznaczeniem nowych kierunków badań.

Kolejnym jest przekonanie, że skoro jest mnóstwo studentów, to wystarczy skoncentrować się na dydaktyce. Nadal mamy po 4-5 kandydatów, a głównie kandydatek, na miejsce. Pedagogika uchodzi za łatwy kierunek studiów. Na naszym uniwersytecie pedagogika była jednym z dwóch wydziałów, który przysporzył problemów w finansowaniu. Na początku roku otrzymaliśmy pomniejszoną dotację z powodu przekroczenia liczby studentów na pracownika. To dotyczy zresztą także innych uczelni pedagogicznych.

Trzecia przyczyna to turystyka za stopniami naukowymi. Polscy pedagodzy upodobali sobie uzyskiwanie ich na Słowacji, podobnie zresztą teolodzy. Kiedy zostałem rektorem, powiedziałem, że nie zatrudnię nikogo z habilitacją z Rużomberka. I nie zatrudniam, mimo wygrywania przez takie osoby konkursów. Niestety, nie jest możliwe rozstanie się z osobami zatrudnionymi wcześniej, które zrobiły tam stopnie naukowe.


Ciekaw jestem , co by JM powiedział, gdybym stwierdził, że polska historia wypadła w ocenie źle, bo są takie wydziały w kraju, które nie otrzymały kategorii A? Czy też wolno byłoby mi zastosować generalizację z dużym kwantyfikatorem? Jako historyk uczył się logiki i powinien wiedzieć, czy wolno na podstawie tej jednostki wnioskować o sytuacji pedagogiki w Polsce?!! Może JM wreszcie zainteresuje się tym, czym jest pedagogika jako nauka i przestanie przerzucać skandaliczne błędy własnego kierownictwa na całe środowisko akademickiej pedagogiki!

Polska pedagogika nie ma nic wspólnego z przyzwoleniem rektora Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN w Krakowie na finansowe patologie w nadzorowanej przez niego jednostce, a także nie ma żadnego wpływu na zatrudnianie w na tym Wydziale docentów i profesorów ze słowackimi dyplomami!!! Panie Rektorze, dziękuję w imieniu polskiej pedagogiki za odsłonę tego związku między słowackimi docenturami i profesurami a niską efektywnością badań naukowych na Wydziale w Uczelni, za którą Pan odpowiada wraz z Senatem!

Czy zatem ocena wyróżniająca przyznana przez Polską Komisję Akredytacyjną Wydziałowi Pedagogicznemu UP w Krakowie za jakość kształcenia była "załatwiona", "po znajomości", skoro JM twierdzi, że pedagogika jest tam łatwym kierunkiem studiów? Może JM Rektor sprawi, by pedagogika na tak szacownym Uniwersytecie nie była najłatwiejszym do studiowania kierunkiem kształcenia! Co ma z tym wspólnego polska pedagogika???


Proszę jednak skupić się na własnym podwórku i nie wprowadzać w błąd opinii publicznej. To Pan jako rektor zatrudnia nauczycieli akademickich a nie polska pedagogika! To Pan powinien odpowiadać za politykę kadrową i finansową w tej Uczelni, a nie polska pedagogika.

JM Rektor UP stwierdza: Wyrośliśmy jako uczelnia pedagogiczna i taką pozostajemy, bo w Krakowie to jest jedyne miejsce, jakie możemy mieć. Tak jest. Patron Uniwersytetu - Komisja Edukacji Narodowej zobowiązuje także JM Rektora do rzetelnych wypowiedzi i ocen na temat pedagogiki w kraju.

20 stycznia 2018

Ewaluacja osiągnięć naukowych w postępowaniach habilitacyjnych


Bardzo mi się podoba udostępnienie przez dra hab. Emanuela Kulczyckiego prof. UAM w Poznaniu rozprawy doktorskiej pani dr Ewy A. Rozkosz pt. Ewaluacja osiągnięć naukowych w postępowaniach habilitacyjnych. Kryteria oceny a praktyki ewaluacyjne w naukach humanistycznych i społecznych. Dysertacja została obroniona na Wydziale Nauk Historycznych Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu na początku stycznia 2018 r., w dziedzinie nauki humanistyczne, w dyscyplinie bibliologia i informatologia.

Praca jest bardzo interesująca a z jej treścią powinni zapoznać się wszyscy samodzielni pracownicy naukowi, szczególnie osoby odpowiedzialne w uczelniach za postępowania naukowe. Ufam, że przeczytają ją także członkowie Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów.

Na szczęście, co zdarza się rzadko, promotor udostępnił rozprawę , dzięki czemu możemy ją przeczytać zanim ukaże się w wersji drukowanej. Uważam, że warto wydać taką pracę, bowiem każde badanie dotyczące postępowań naukowych zasługuje na uwagę. Otrzymujemy w tym przypadku nową wiedzę o kluczowych w nauce dokumentach, jakimi są recenzje osiągnięć naukowych habilitantów.

Podjęcie tego zagadnienia jest tym bardziej cenne, że w Polsce od kilkunastu lat ścierają się ze sobą zwolennicy dwóch „frontów” akademickich: ci, co są za tym, aby nadal obowiązywała habilitacja oraz przeciwni temu stopniowi naukowemu. Autorka nie wchodzi na pole akademickiej walki, ale w jakiejś części może jej praca posłużyć do tego, by politycy dokonali wyboru „ZA” lub „PRZECIW”.

Rozprawa jest nam udostępniona we właściwym momencie, gdyż trwają właśnie dyskusje o konieczności przyspieszenia zmian w polskiej nauce, a MNiSW przygotowuje projekt Ustawy 2.0, która ma upełnomocnić przeprowadzenie kolejnej reformy w szkolnictwie wyższym i nauce.

Autorka dysertacji pisze we wstępie, że celem jej pracy było (...) pokazanie dyscyplinarnej różnorodności i podobieństw w praktykach recenzenckich w ramach ewaluacji osiągnięć naukowych w postępowaniach habilitacyjnych z zakresu nauk humanistycznych i społecznych. Wprawdzie nie badała praktyk recenzenckich tylko ich wytwory, jakimi były zamieszczone na stronie Centralnej Komisji recenzje w 300 postępowaniach habilitacyjnych w pięciu dyscyplinach naukowych: ekonomia, językoznawstwa, prawa, psychologia i teologia, ale mimo to odczytuje w nich interesujące dane.

Analizą ilościową objęła wybrane dane o postępowaniach habilitacyjnych ze wszystkich obszarów wiedzy (N = 3695), natomiast analiza jakościowa dotyczyła recenzji z w/w pięciu dyscyplin naukowych z obszaru nauk humanistycznych i obszaru nauk społecznych (N = 300) poszukując w ich formie i treści odpowiedzi na pytanie: Jakie są wzory praktyk recenzenckich w różnych dyscyplinach?

Znajdziemy w tej rozprawie odpowiedź na pytania:

(1) Jaka jest charakterystyka ilościowa postępowań habilitacyjnych?

(2) Jak recenzenci w postępowaniach habilitacyjnych argumentują ocenę osiągnięć naukowych i konkluzję?

(3) Jak recenzenci w postępowaniach habilitacyjnych używają kryteriów oceny osiągnięć naukowych wskazanych w aktach prawnych?

(4) Jak recenzenci w postępowaniach habilitacyjnych używają metod bibliometrycznych w ewaluacji osiągnięć naukowych?


Nie będę zdradzał wyników tych badań, bo każdy zainteresowany znajdzie w tej rozprawie coś interesującego dla siebie.

Prawnicy dowiedzą się, że Porządek ministerialny zobowiązuje do stosowania wskaźników bibliometrycznych zgodnie z regułami, opisanymi w obowiązujących aktach prawnych regulujących procedurę habilitacyjną (ustawie i rozporządzeniach). (...) Zgodnie z obowiązującą ustawą, określającą zasady postępowania habilitacyjnego oraz towarzyszącymi jej aktami wykonawczymi, recenzenci powinni użyć trzech wskaźników bibliometrycznych w ewaluacji osiągnięć naukowo-badawczych. Te wskaźniki to, jak już wspomniałam, SumIF, liczba cytowań i indeks Hirscha..

W innym miejscu rozprawy przeczytają:

Te porządki nie są literalnie ujęte w przepisach prawa, a stanowią wynik rekonstrukcji źródeł zasad wyznaczających zasady habilitacji w zakresie interpretacji tego, co oznacza spełnienie kryterium. Zatem jeden recenzent może uznać, że wyższa od zera wartość danego wskaźnika bibliometrycznego spełnia kryterium, natomiast drugi recenzent może uznać, że do spełnienia kryterium konieczne jest uzyskanie wartości równej 5 (np. indeksu Hirscha = 5). Pozostawienie swobody pozwala recenzentowi na ocenienie wartości wskaźnika i na tej podstawie stwierdzenie, czy kryterium zostało spełnione z uwzględnieniem kontekstu danej dyscypliny, w szczególności przyjętych w tej dyscyplinie praktyk publikacyjnych oraz właściwej jej kultury cytowań.

Słusznie zatem uświadamia nam wszystkim to, o czym pisał w komentarzu do Ustawy b. sekretarz Centralnej Komisji prof. Hubert Izdebski, że w powyższej kwestii nie ma porządku ministerialnego i nie ma żadnego zobowiązania prawnego do tego, by recenzenci w postępowaniach habilitacyjnych rozstrzygali o tym, czy ktoś może uzyskać stopień naukowy dra hab. na podstawie wskaźników bibliometrycznych, czy też nie.

Dlaczego? Z bardzo prostego powodu. Była minister Barbara Kudrycka nie ustanowiła żadnych kryteriów bibliometrycznych, tylko sformułowała postulaty, na co recenzenci mogliby zwrócić uwagę oceniając osiągnięcia naukowe, dokonania organizacyjne i dydaktyczne kandydatów do awansu naukowego po uzyskaniu stopnia doktora.

W Rozporządzeniu Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 1 września 2011 r. w sprawie kryteriów oceny osiągnięć osoby ubiegającej się o nadanie stopnia doktora habilitowanego (Dz. U. 2011, nr 196, poz. 1165)nie ma żadnych bibliometrycznych wskaźników. Nie ma w tym rozporządzeniu minimalnych norm bibliometrycznych, których uzyskanie pozwoliłoby na rozstrzygnięcie, czy można wystąpić z wnioskiem o wszczęcie postępowania habilitacyjnego, czy też nie oraz jaka liczba i jakość (także wydawnictw) publikacji odpowiada minimalnej liczbie koniecznych do uzyskania punktów parametrycznych!

To zatem, czy habilitant ma indeks Hirscha=0 czy 20 nie ma z prawnego punktu widzenia żadnego znaczenia i nie może być argumentem do negowania jego osiągnięć naukowych. Habilitant nie musi spełnić żadnego z kryteriów, gdyż ustawodawca zobowiązuje go do spełnienia wymagań, a tymi są osiągnięcia naukowe. W przypadku nauk humanistycznych i społecznych stanowią je publikacje naukowe.

Pani dr Ewa A. Rozkosz wprowadza zatem czytelników w błąd pisząc: Recenzenci są zobowiązani do stosowania kryteriów przy ocenie osiągnięć. Ustawodawca wprost zobowiązał recenzentów do oceny, czy osiągnięcia spełniają kryteria. Tym samym zobowiązał ich do ewaluacji tych osiągnięć. Ewaluacja jest więc w postępowaniu habilitacyjnym procesem oceny, polegającym na sprawdzaniu spełniania kryteriów. Różni się ona tym od oceny, że jej rezultat powinien jasno wskazywać, czy kryterium zostało spełnione czy też nie.

Sama sobie zaprzecza, kiedy w założeniach badawczych pisze:

Wykaz kryteriów można zatem traktować jako matrycę stosowaną przy ewaluacji osiągnięć habilitanta, w której rozstrzygnąć trzeba, czy poszczególne kryteria są spełnione, jednakże niespełnienie części kryteriów nie musi skutkować negatywną oceną osiągnięć pod kątem ich znacznego wkładu w rozwój dyscypliny naukowej lub negatywną oceną aktywności naukowej.

Nie tylko pani doktor ma z tym problem, bo dziekani niektórych jednostek naukowych załączają recenzentom do umowy o dzieło formularz, w którym członkowie komisji habilitacyjnej mają odnotować, czy każde z kryteriów zostało spełnione i w jakim zakresie. To jest niezgodne z prawem. Kryteria oceny nie są bowiem wymogami, które muszą być spełnione przez habilitantów.

Jest jeszcze jedna kwestia prawna, która została przez autorkę tej pracy poruszona w niewłaściwy sposób.
Błędne, bo niezgodne z obowiązującym prawem, jest następujące stwierdzenie:

„W 2011 r. ustawodawca wprowadził udogodnienia dla osób, które posiadają stopień doktora, a także odpowiednie osiągnięcia zdobyte podczas wcześniejszej pracy za granicą, w tym doświadczenie w kierowaniu zespołami badawczymi. Takie osoby mogą uzyskać uprawnienia równoważne z uprawnieniami doktora habilitowanego, nie wszczynając postępowania habilitacyjnego, tylko dzięki decyzji rektora uczelni, stanowiącej miejsce ich zatrudnienia. Jednakże uprawnień, wynikających z art. 21a, nie można przenosić między uczelniami. Wystarczają one jednak (jako substytut habilitacji) do występowania z wnioskiem o nadanie tytułu profesora”.

Otóż, decyzja rektora o tym jeszcze nie stanowi, gdyż musi ona uzyskać akceptację Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów. Z postępowań, które mają miejsce w każdej sekcji CK wynika, że większość takich wniosków nie jest zatwierdzana, gdyż rektorzy - głównie szkół prywatnych - składają lub potwierdzają fałszywe oświadczenia o rzekomym kierowaniu przez doktora poza granicami kraju zespołem badawczym albo/i o posiadaniu przez niego wybitnych osiągnięć naukowych.

To są jedynie sprostowania, które warto wziąć pod uwagę czytając tę interesującą dysertację czy przygotowując ją do druku. Każdy zainteresowany może zapoznać się nie tylko z jej treścią, ale także recenzjami z tego postępowania, gdyż są one dostępne na stronie Wydziału Humanistycznego UMK w Toruniu.

Doktoranci mogą uczyć się od pani Ewy A. Rozkosz nie tylko tego, w jaki sposób konstruować własny projekt badawczy, ale także jak przedstawić go w rozprawie, by wyeliminować wątpliwości dotyczące wiarygodności uzyskanych danych.

Autorka znakomicie porusza się w literaturze z naukoznawstwa, jak i w zakresie bibliologii, o czym wypowiadają się w superlatywach recenzenci. Może mieć zatem poczucie satysfakcji z wykonanych zadań badawczych niezależnie od powyższych kwestii prawnych. W gruncie rzeczy dzięki tym badaniom możemy zorientować się, z jakimi problemami spotkają się przewodniczący komisji habilitacyjnych (o ile jeszcze takowe pozostaną), jeśli będą musieli rozstrzygać o spełnieniu wymagań na podstawie właściwie skonstruowanych wskaźników bibliometrycznych.

Bardzo ciekawa jest analiza jakościowa 300 recenzji, w części dotyczącej przyjętych przez autorkę ram analitycznych, które wykorzystała w analizie danych. Mnie najbardziej zaciekawiła pierwsza rama analityczna dotycząca argumentacji recenzentów. Jak pisze E.A. Rozkosz:

Pierwsza rama jest przeznaczona do analizy argumentacji recenzentów w ocenie osiągnięć naukowych i konkluzjach. Podstawa drzewa kodowego (kody: „Ocena pozytywna”, „Ocena negatywna”, „Konkluzja pozytywna”) powstała na podstawie pytania badawczego: Jak recenzenci w postępowaniach habilitacyjnych argumentują ocenę osiągnięć naukowych i konkluzję? Przyjęłam dwa założenia. Po pierwsze, założyłam, że recenzenci będą jednoznacznie orzekać o jakości poszczególnych osiągnięć habilitanta i że będzie tym samym możliwe zakodowanie fragmentów, w których ocena osiągnięć jest pozytywna lub negatywna.

Nie zdradzam już więcej danych z tej rozprawy. Gratuluję Autorce i Promotorowi.











19 stycznia 2018

Czemu lub komu służą konferencje naukowe?



Pisze do mnie profesor pedagogiki na temat dość powszechnej praktyki stosowanej podczas organizowania konferencji naukowych w naszym kraju. Zwraca uwagę na zjawisko, które staje się coraz bardziej powszechne, a jest swoistego rodzaju kupowaniem kota w worku. Jednostki organizacyjne szkół wyższych rozsyłają gdzie tylko się da informacje, komunikaty o organizowanych konferencjach. Najważniejszą w nich informacją jest ... opłata konferencyjne, która jest bardzo wysoka.

Kiedy chcę zakupić jakąś usługę, to jednak najpierw sprawdzam, czy odpowiada ona moim potrzebom, oczekiwaniom, weryfikuję jej jakość ze względu na konieczne normy, jakie powinna spełniać. Tymczasem organizatorzy konferencji rozsyłają informację o wiodącym temacie, miejscu i okresie jej przebiegu oraz obowiązku wniesienia opłaty. Program konferencji jest konstruowany na podstawie liczby zgłoszeń osób i spośród części także zaproponowanych przez nie tematów wystąpień.

Zainteresowany wysyła abstrakt wystąpienia, ale organizatorzy nie są w stanie przedstawić mu nawet ramowego programu konferencji (wbrew wcześniejszym zapowiedziom), natomiast upominają się o "terminowe" uiszczenie opłaty konferencyjnej. Dla wielu osób przesądzony jest udział w tej czy innej konferencji, gdyż muszą wykazać się aktywnością w zakresie upowszechniania wyników własnych badań. Wpłacą, pojadą, wysłuchają lub/i wygłoszą referat i powrócą do domu.

Jest w tym poważna ułomność życia naukowego. Oprócz pomysłu, organizatorzy nie są w stanie niczego zaoferować, chociaż konferencja ma trwać kilka dni. Komu zatem i czemu służą tak organizowane konferencje naukowe? Wydaje się, że lokowane są w tym przypadku różne oczekiwania tak ze strony organizatorów, jak i uczestników. Z perspektywy organizatorów konferencje mogą służyć do:

1. świętowania rocznicy ważnych wydarzeń, czyjegoś jubileuszu, tym samym towarzysząca temu konferencja stanowi uhonorowanie owych podmiotów. Tego typu konferencje najczęściej nie mają otwartego charakteru, a nawet stanowią prestiżową okoliczność do spotkań z szacownymi postaciami świata nauki;

2. autoafirmacji jednostki (organizatora konferencji) - wówczas nie ma znaczenia, jaki jest jej temat. Ważne, by ktokolwiek chciał przyjechać i cokolwiek wygłosić, żeby można było odnotować na stronie szkoły czy jej jednostki. W sprawozdaniach m.in. dla PKA - informacja o przeprowadzonych konferencjach zastępuje brak prowadzenia badań naukowych i pracy z kadrą. W regulaminach oceny pracowników wskazuje się na powinność uczestniczenia jakichkolwiek konferencjach, bo przecież i tak nikt nie weryfikuje ich merytorycznej zawartości oraz sensowności poniesionych kosztów;

3. wykreowania nowej subdyscypliny naukowej lub przedmiotu badań - monotematyczne konferencje stanowią rzeczywisty wkład ich uczestników w wymianę wyników własnych badań. Tu spotykają się pasjonaci, specjaliści z danej problematyki, których bardzo interesuje to, co mają do powiedzenia inni oraz jak postrzegają i oceniają ich dokonania;

4. spotkań towarzyskich, by pod szyldem konferencji móc odbyć istotne konsultacje, przeprowadzić rozmowy w sprawach akademickich czy innych;

5. turystycznych doświadczeń. Korzystają z tego osoby, które za główny cel swojej aktywności przyjęły zwiedzanie świata, toteż włączają się do różnych programów wymiany międzynarodowej, z których nic nie wynika dla nauki, ani dla ich indywidulanego wkładu w naukę.

Ciekawe, że rozwój technologii komunikacyjnej wcale nie zmniejsza liczby bezpośrednich spotkań, debat naukowców w kraju i w sferze wymiany międzynarodowej. Podróżujemy z jednego końca kraju czy świata na drugi. Na Zachodzie Europy dyskutuje się o digitalizacji nie tylko kształcenia, ale i prowadzenia badań naukowych oraz upowszechniania ich wyników w modelu 4.0.

18 stycznia 2018

Członek komisji habilitacyjnej


Nie tylko habilitanci mają problem ze zrozumieniem roli CZŁONKA KOMISJI HABILITACYJNEJ, którego powołuje Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów. Także ci samodzielni pracownicy naukowi, którzy otrzymują stosowne powołanie do tej roli nie wiedzą, jak ją pełnić poszukując informacji i jurydycznych regulacji. Pisałem o tym w książce "Habilitacja", są bardzo dobre komentarze prof. Huberta Izdebskiego do Ustawy o stopniach naukowych i tytule naukowym, przy czym te ostatnie są wyraźnie adresowane przede wszystkim do nauczycieli akademickich i pracowników naukowych uczelni oraz do gremiów posiadających uprawnienia do nadawania stopni naukowych.

Komisja habilitacyjna nie jest organem nadających stopień naukowy, ale rada jednostki, która posiada właściwe uprawnienie. W składzie komisji habilitacyjnej jest 3 recenzentów, którzy są zobowiązani do przedłożenia dziekanowi wydziału (czy jeśli uprawnienie ma instytut - to dyrektorowi instytutu) pełnej i rzetelnej oceny osiągnięć naukowych kandydata do stopnia naukowego doktora habilitowanego, a po przyjęciu recenzji przez dziekana/dyrektora instytutu - wszystkim członkom komisji habilitacyjnej.

Centralna Komisja może wnioskować do rady jednostki akademickiej o zmianę wskazanego przez nią członka komisji czy recenzenta, jeżeli nie odpowiada temu kryterium. Takie postępowanie ma miejsce już od kilku lat, co czasami budzi zdumienie wśród władz jednostek rekomendujących Centralnej Komisji trzech członków (sekretarza, recenzenta i członka komisji), gdyż nadal panuje przekonanie o nieznaczącej roli członka komisji.

Istotny jest zapis z rozporządzenia MNiSW z dnia 26 września 2016 r. w sprawie szczegółowego trybu i warunków przeprowadzania czynności w przewodzie doktorskim, w postępowaniu habilitacyjnym: "§ 14.2. W skład komisji habilitacyjnej nie może być powołana osoba, w stosunku do której zachodzą uzasadnione wątpliwości
co do jej bezstronności." Wielu akademików uważa, że członkiem komisji habilitacyjnej może być każdy samodzielny pracownik naukowy, bez względu na to, czy jest ekspertem, specjalistą przedstawicielem danej dyscypliny i subdyscypliny naukowej, czy też nie.

Niestosowne jest rekomendowanie przez jednostki pracy eksperckiej w komisji habilitacyjnej samodzielnych pracowników, którym chce się w ten sposób zapewnić formalny udział w postępowaniach habilitacyjnych czy ze względu na jakieś pozamerytoryczne okoliczności. Członkiem komisji habilitacyjnej nie może być osoba, która jest przełożoną habilitanta, współpracownikiem w tej samej jednostce (zakładzie, katedrze), promotor czy recenzent na wcześniejszym etapie rozwoju naukowego, a więc w przewodzie doktorskim, ani też recenzent wydawniczy tak pracy podoktorskiej (jeżeli była wydana), monografii habilitacyjnej czy innych publikacji naukowych kandydata. Nie muszę tu uzasadniać także istniejących więzi rodzinnych czy faktu pełnienia roli recenzenta w poprzednich postępowaniach habilitacyjnych, jeżeli takowe miały miejsce, a zakończyły się niepowodzeniem.

Członkowie komisji habilitacyjnej nie rozpoczynają swojej pracy w dniu otrzymania trzech recenzji. Z chwilą powołania, a więc w tym samym czasie, co recenzenci, przystępują do analizy dorobku naukowego habilitanta, gdyż - podobnie jak recenzenci - będą w tej sprawie podejmować równoważną decyzję, czy są za nadaniem stopnia doktora hab., czy są za odmową nadania, czy też wstrzymują się od głosu. Czynią to na podstawie otrzymanej dokumentacji kandydata, niezależnie od tego, jaki będzie wynik pracy recenzenckiej osób powołanych do roli recenzenta.

Różnica między czterema członkami komisji habilitacyjnej a trzema recenzentami polega jedynie na tym, że TREŚĆ RECENZJI jest publikowana po zakończeniu postępowania habilitacyjnego. Natomiast członkowie komisji przygotowują swoją opinię na piśmie w dowolnym czasie od otrzymania dokumentacji lub przedstawiają ją werbalnie w czasie posiedzenia komisji i załączają ją do umowy o dzieło (w przypadku wersji pisemnej) lub umowy o zlecenie (nie ma załącznika treści - w przypadku tylko słownej wypowiedzi, co wiąże się z innym opodatkowaniem umowy).

Nie mają zatem racji habilitanci, którzy usiłują kwestionować opinię członków komisji habilitacyjnej twierdząc, że ustawowe uprawnienia do oceny osiągnięć naukowych habilitanta i spełnienia przez niego kryteriów ustawowych mają jedynie ci członkowie komisji habilitacyjnej, którym powierzono funkcje recenzentów. Art.18a.pkt.5.1. jednoznacznie i równoznacznie określa, że każdy z czterech członków komisji musi być naukowcem "o uznanej renomie naukowej, w tym międzynarodowej". Nie można zatem twierdzić, że sporządzona przez członka komisji opinia jest "nielegalna" czy nieprawomocna, gdyż właśnie jest wprost odwrotnie. Ma ona takie samo znaczenie w pracy komisji habilitacyjnej, jak recenzja każdego z trzech recenzentów.

Celem powołanej komisji jest przeprowadzenie postępowania habilitacyjnego. Od tego jest posiedzenie komisji habilitacyjnej, żeby siedmiu jej członków odbyło rzetelną dyskusję i dokonało rzetelnej oceny osiągnięć kandydata do stopnia dra hab. Nie ma zatem jedynie "ważnych" i tym samym "ważniejszych" recenzji oraz rzekomo "mniej ważnych" opinii. Wszystkie głosy, wypowiedzi oraz treści pisemne muszą stanowić podstawę do przygotowania się przez komisję do głosowania w sprawie o nadanie stopnia doktora habilitowanego, a po ustaleniu wyniku głosowania przygotowania treści uchwały wraz z jej uzasadnieniem.

Ustawa nie jest aktem prawa, który ma określać szczegółowo procedury, bo od tego są akty wykonawcze, a i te nie są zbyt szczegółowe. Mam tu na uwadze ROZPORZĄDZENIE
MINISTRA NAUKI I SZKOLNICTWA WYŻSZEGO z dnia 26 września 2016 r. w sprawie szczegółowego trybu i warunków przeprowadzania czynności w przewodzie doktorskim, w postępowaniu habilitacyjnym oraz w postępowaniu o nadanie tytułu profesora.

Znajdujący się w tym rozporządzeniu rozdział: "Szczegółowy tryb przeprowadzania czynności w postępowaniu habilitacyjnym" dotyczy trybu, a nie kwalifikacji członków komisji habilitacyjnej i nie normuje ono zasad ich pracy, ale jedynie działania całej komisji. Rady jednostek przyjmują na tej podstawie własne regulaminy dookreślające sposoby procedowania, by obowiązujące w ustawie normy były w pełni przestrzegane.

Habilitanci powinni to zrozumieć, że podobnie jak oni, kiedy otrzymują do recenzji prace licencjackie, magisterskie czy wydawnicze do oceny żaden z dziekanów nie określa im szczegółowo, jak mają wykonywać tę pracę, podobnie jest z samodzielnymi pracownikami naukowymi. O ich kwalifikacji zdecydowały już znacznie wcześniej odpowiednie gremia naukowe. właśnie dlatego mamy tu do czynienia z SAMODZIELNYMI PRACWNIKAMI NAUKOWYMI, a nie urzędnikami w procedurach naukowych. Kto tego nie rozumie, nie dojrzał do roli, o którą się ubiega.




17 stycznia 2018

Montessoriańska szkoła No Bell w Konstancinie-Jeziorna najlepsza na świecie



W ocenie najbardziej innowacyjnych szkół na świecie - Edumission przyznała za 2017 r. pierwsze miejsce polskiej szkole niepublicznej bazującej na pedagogice Mari Montessori - No Bell. Do finału dotarło 20 placówek, ale bezkonkurencyjną okazała się wśród nich podwarszawska szkoła wyprzedzając brazylijską Escola Municipal de Ensino Fundamental i brytyjską Little Forest Folk Primary School w Londynie.

Kapituła tego konkursu jest niezwykle kompetentna, bowiem w jej skład wchodzą wybitne osobowości świata nauki i szkolnej edukacji, eksperci:

1) HELENA SINGER (Education consultant, was a Special Advisor to the Minister of Education of Brazil. Ph.D. in Sociology from the University Sao Paulo, with a post-doctorate in Education from the University of Campinas. Singer was visiting scholar at Coimbra University (Portugal) and University of Pennsilvania (USA). Author of books and articles on education and human rights published in Brazil and abroad.)

2) Sir Ken Robinson - has been named as one of Time/Fortune/CNN’s ‘Principal Voices’. He was acclaimed by Fast Company magazine as one of “the world’s elite thinkers on creativity and innovation” and was ranked in the Thinkers50 list of the world’s top business thinkers. In 2003, he received a knighthood from Queen Elizabeth II for his services to the arts).

3) Prof. Sugata Mitra - developed the SOLE (Self Organized Learning Environment) which operates and develops in Newcastle University in the UK).

4) Peter Gray Ph.D. - research professor at Boston College, is author of Freedom to Learn (Basic Books, 2013) and Psychology (Worth Publishers, a college textbook now in its 7th edition).

5) Yaacov Hecht - founded the Democratic School of Hadera in Israel, the first school in the world to call itself democratic. He then helped to establish a network of democratic schools all over Israel.


Dzięki zwycięstwu No Bell - w 2018 r. alternatywne szkoły na świecie będą uczyć się tego, jak można osiągać wspaniały klimat do szczęśliwej edukacji w polskiej szkole. Ci nauczyciele, którzy wytrwali w konsekwentnej realizacji przyjętych założeń pedagogicznych innowacyjnego i odpowiednio przygotowanego przez nich dzieciom środowiska uczenia się, mogą być z siebie dumni. Mówią o tym tak oni, jak i ich uczniowie oraz rodzice.

Na najbardziej prestiżowych, a odbywających się w dn. 25 stycznia na konwencie Bett Show 2018 w Londynie polscy pedagodzy z No Bell będą mogli zaprezentować swoją szkołę. Nareszcie ta placówka została dostrzeżona i doceniona, o czym niewątpliwie zadecydowała nie tylko jest własna historia, dokonania, oryginalny projekt dydaktyczno-wychowawczy, ale także sposób zaprezentowania tego, co jest w niej najważniejsze w czterech kilku-kilkunastominutowych filmach. Winning Participants Will Take Part in a Leading Global Education Event!

Każdy z materiałów wizualnych może stanowić dla innych przykład nie tylko tego, jak można inaczej kreować proces kształcenia i osobowej formacji dzieci, ale także jak prowadzić taką szkołę bez struktur hierarchicznej władzy, bez stopni, bez dzwonków, bez podręczników szkolnych, z pełną i otwartą partycypacją rodziców oraz bez urzędniczego zadęcia.


Osiemnaście lat temu mogliśmy w Łodzi, a potem w innych miastach Polski udowodnić, że tego typu konstruktywistyczny model kształcenia jest możliwy do realizacji w szkolnictwie publicznym, bezpłatnie, że szkoła publiczna nie musi być szkołą mroków dziewiętnastego wieku, prymitywnego bodźcowania stopniami, jawnej i ukrytej selekcji, niszczenia talentów, lekceważenia uczniów z różnymi problemami czy dysfunkcjami, że można uczynić ją otwartą dla dzieci, rodziców i nauczycieli.

Trzeba tylko chcieć i zerwać z dominującym powszechnie podejściem, które obowiązywało w państwie autorytarnym, a po d koniec lat 90. XX w. powróciło w nowej szacie rzekomo wartościowych reform. Szkoła No Bell jest szkołą niepubliczną, której kadra może pozwolić sobie na właśnie taki model kształcenia. Kolejni ministrowie edukacji od 1993 r. skutecznie niszczyli oddolną kreatywność nauczycielską spychając ją poza struktury centralistycznie zarządzanego szkolnictwa publicznego.




Cieszy mnie zatem to, że istnieje tak ta, jak i wiele innych - wyspa oporu przed karykaturalną edukacją w Polsce XXI wieku, w której nauczyciele muszą liczyć się z nadzorem urzędasów, oświatowych pasożytów, którzy niczego nie wnieśli do polskiej pedagogiki szkolnej, ani też nie mają wiedzy na temat modeli kształcenia w szkolnictwie, i to bez względu na to, czy ma ono mieć miejsce w strukturach szkół publicznych czy prywatnych.

Polska biurokracja oświatowa sprywatyzowała wygodne dla siebie stanowiska w MEN i kuratoriach oświaty do wymuszania na nauczycielach tego, co jest w swej istocie i odroczonych skutkach toksyczne dla jakości wykształcenia młodych pokoleń, co niszczy motywację do ustawicznego uczenia się, natomiast sprzyja dozorowaniu, by polska szkoła kosztowała sprawujących władzę jak najmniej.

Hasło szkół alternatywnej edukacji brzmi: DIFFERENT IS BEAUTIFUL!

No Bell Schools, Konstancin-Jeziorna, Poland

We all know that it pays off to invest in relations with students. We are aware that they must learn the hard art of making choices. This, in turn, calls for a change in teaching methods and in the ways we assess our students. Only if these elements change can we create a pupil-
friendly educational space. So we know and we realise, but the question we all keep asking is – how to start. Our answer is: by withdrawing from power, by transferring power to students. By giving up our tools of institutional control and domination over our pupils. By treating them as independent subjects, and opening up to their needs and expectations. Stay with us and you will see that withdrawing from power does make a lot of sense.