11 stycznia 2017
Wybory władz Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów
Wczoraj uczestniczyłem w posiedzeniu plenarnym Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów. Gospodarzem, jak przed czterema laty, była Politechnika Warszawska. Sala była wprawdzie nagłośniona, ale w auli - jak w stołówce liczącej prawie 200 osób - każdy przemawiający właściwie słabo był słyszalny w połowie, nie mówiąc już o końcu sali. Niektórzy członkowie CK byli tak rozemocjonowani czekającymi ich wyborami, że właściwie nie było chwili ciszy.
Po raz pierwszy zebrali się członkowie Centralnej Komisji, którzy zostali wybrani na kadencję 2017-2020. Już na otwarcie dowiedzieliśmy się, że zgromadzenia nie poprowadzi prof. dr hab. Tadeusz Kaczorek - Przewodniczący Komisji Wyborczej do CK, gdyż jest w szpitalu, toteż prowadzenie obrad zostało powierzone prof. dr. hab. Romanowi Hauserowi b. prezesowi Naczelnego Sądu Administracyjnego. Profesorów przywitali wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego prof. dr hab. Aleksander Bobko oraz przewodniczący Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego prof. dr hab. Jerzy Woźnicki.
Po syntetycznym przedstawieniu przez dotychczasowego przewodniczącego CK prof. dr. hab. Antoniego Tajdusia sprawozdania z działalności CK w latach 2013-2016 oraz informacji na temat wyników wyborów, a także po powołaniu Komisji Skrutacyjnej rozpoczęła się najbardziej oczekiwana faza zgłaszania kandydatów do władz Centralnej Komisji.
Na przewodniczącego CK kandydowało trzech profesorów, przy czym Zgromadzenie może przedłożyć pani premier dwóch profesorów, którzy uzyskają największa liczbę głosów. O ile dobrze pamiętam, to dwukrotnie poprzednie wybory wygrywał największą liczbą głosów wybitny polski psycholog prof. dr hab. Jerzy Brzeziński, ale ... b. premier wskazywał tego "Drugiego". Jest to dyskomfortowa dla kandydatów sytuacja, bo - jak się okazywało - nie wynik arytmetyczny rozstrzygał o tym, komu powierza się tę funkcję. Ciekawe, czy podobnie będzie w tej kadencji?
Na wydrukowanie kart do głosowania musieliśmy czekać niemalże godzinę. Nie był to jednak do końca czas stracony, gdyż mogli dokonać krótkiej autoprezentacji kandydaci na zastępców przewodniczącego CK. W tym przypadku sytuacja jest o tyle lepsza, że profesorowie o najwyższej liczbie głosów poparcia nie muszą już czekać na zatwierdzenie tego wyniku przez premiera rządu.
Z grona dotychczasowych Zastępców Przewodniczącego CK kandydował jedynie prof. Tomasz Borecki, który reprezentował Sekcję Nauk Biologicznych, Rolniczych, Leśnych i Weterynaryjnych. Pedagogom jest to znana postać Uczonego, który m.in. reprezentował Prezydium CK w kontaktach z Kancelarią Prezydenta RP. Każdego roku mogłem spotkać Profesora na wszelkich uroczystościach Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie. Ogromnym było dla mnie zaskoczeniem, że tak oddany nauce i trosce o jak najwyższe standardy Uczony nie został tym razem wybrany do władz CK.
Pragnę w tym miejscu wyrazić prof. T. Boreckiemu ogromną wdzięczność za cztery lata współpracy. Profesor jest bowiem uczonym o niezwykłej kulturze osobistej i akademickiej, podchodzącym z troską do każdego interesanta, potencjalnie skrzywdzonego - bo przecież i takie sytuacje zdarzają się w trakcie różnych procedur awansowych - oraz akcentującego przestrzeganie prawa w postępowaniach na stopnie i tytuły naukowe. Rok temu publikowałem nawet w blogu piękny wiersz pt. "Grudniowa Noc", jaką Prof. T. Borecki napisał i ofiarował nam w czasie grudniowego posiedzenia Prezydium CK.
Posiedzenie plenarne wybrało dwóch Zastępców, którymi są - mnie już nieznani - profesorowie z dwóch środowisk akademickich:
1) prof. dr hab. n.med. Teresa Starzyńska z Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie;
2) prof. dr hab. Marian Gorynia z Uniwersytetu ekonomicznego w Poznaniu.
Gratulujemy wybranym, których czeka niewątpliwie równie trudny okres, jak dotychczasową kadrę kierowniczą CK, bowiem szykują się duże zmiany w szkolnictwie wyższym i nauce, w tym związane z nowelizacją ustawy o stopniach i tytułach naukowych. Każda zmiana rodzi niepokój, kłopoty natury interpretacyjnej norm prawnych, niepewność i szereg błędów proceduralnych, które nie zawsze są zawinione przez kierujących jednostkami organizacyjnymi naszych uczelni. Była też o tym mowa w dyskusji po wyborach władz CK.
Co nas czeka za dwa lata? Zobaczymy. W związku z licznymi pytaniami dotyczącymi wyborów władz poszczególnych sekcji CK, mogę jedynie potwierdzić, że w dn. 7 lutego 2017 r. odbędzie się pierwsze , wyborczo-robocze już posiedzenie Sekcji I Nauk Humanistycznych i Społecznych, w trakcie którego nie będę kandydował na ponowne przewodniczenie temu znakomitemu gremium uczonych. Jestem wdzięczny przedstawicielom 25 dyscyplin naukowych w dziedzinie nauk humanistycznych i społecznych, którzy byli członkami Sekcji I za cztery lata znakomitej, rzetelnej i wysoce odpowiedzialnej współpracy. Był to niewątpliwie wielki dar i zobowiązanie, z którego starałem się wywiązać jak najlepiej.
Wspólnie ze mną pedagogikę reprezentowali wspaniali Uczeni - pedagodzy społeczni - profesorowie Andrzej Radziewicz-Winnicki i Wiesław Theiss. Wyniki towarzyszących naszej służbie w CK analiz dla potrzeb kształcenia kadr akademickich w naukach pedagogicznych oraz dostrzeżenia problemów naukowych zostaną opublikowane w Roczniku Pedagogicznym KNP PAN 2016, który aktualnie został złożony do druku.
Życzę każdemu, kto tylko ma dużo czasu na tę niezwykle obciążającą działalność kierowniczą, by mógł osobiście doświadczyć wielu wyzwań, niezwykle interesujących zadań, dyskusji z udziałem najwybitniejszych uczonych jako superrecenzentów dla rozpatrywanych w tej Sekcji spraw, ale i bardzo złożonych powinności w zakresie rozwiązywania różnego rodzaju konfliktów natury prawnej, etycznej, patologicznej, dysfunkcyjnej. Te ostatnie, niestety, nie najlepiej świadczą o wciąż istniejącym marginesie demoralizacji w niektórych środowiskach naukowych.
Do niektórych kwestii będę powracał, oświetlał je, byśmy lepiej rozumieli, że to, czego sami doświadczamy, wcale nie jest normą, czymś powszechnym, koniecznym czy właściwym. Przede mną ostatnia kadencja w roli członka Sekcji I Nauk Humanistycznych i Społecznych CK. Cieszę się, że pedagogikę reprezentują profesorowie, którzy mają przed sobą dwie kadencje - Władysława Szulakiewicz z Wydziału Nauk Pedagogicznych UMK w Toruniu (na zdjęciu powyżej - w trakcie głosowania) i Zbyszko Melosik - z Wydziału Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
10 stycznia 2017
Postprawda
Znajomy z sieci twierdzi, że kiedyś plotka czy inna jakaś bzdura na spenetrowanie całej wsi potrzebowała około doby, a dzisiaj w kilka sekund może zainfekować cały świat. Zaczynamy żyć w świecie powszechnego absurdu. Im dalej tym gorzej.
Nie rozumiem, po co na usprawiedliwienie czyjegoś kłamstwa wprowadza się pojęcie POSTPRAWDY? Co to jest - postprawda? Coś, co pojawia się po prawdzie, ale prawdą nie jest? Publicyści usiłują za wszelką cenę zainfekować nas nowymi pojęciami, które w rzeczy samej dotyczą oczywistych kwestii, ale jak nazwie się inaczej, to być może przykują naszą uwagę. Jeszcze trochę i wszystko będzie POST-... .
Ponoć POSTPRAWDA jest z premedytacją stosowanym przez polityków narzędziem do wprowadzania obywateli w błąd, czyli... jest KŁAMSTWEM. Dlaczego zatem nie mówi się wprost - FAŁSZ, NIEPRADWA, OSZUSTWO, KUGLARSTWO, MYDLENIE OCZU, MISTYFIKACJA itp. tylko używa się określenia POSPTRAWDA?
Czyżby chodziło o to, że kłamią wszyscy, szczególnie politycy, tylko nie media, bo w nich, a szczególnie w internetowej sieci, stosuje się: co najwyżej, aż, tylko albo przede wszystkim - postprawdy? Jak pisze Artur Bartkiewicz: postprawda - to (...) słowo odnoszące się do okoliczności, w których obiektywne fakty mają mniejszy wpływ na opinię publiczną niż odwoływanie się do emocji i przekonań odbiorców. Innymi słowy postprawda to przekaz, którego stosunek do prawdy może być bardzo luźny - najważniejsze jest, aby treść takiego przekazu oddawała stan ducha i zgadzała się z wiedzą, którą już dysponują jego odbiory. (Przemysł postprawdy, Rzeczpospolita. Plus-Minus, 7-8.01.2017, s. 10)
Postprawdą jest wszystko co, co wrzucają do sieci sami politycy (na Facebooka, Twittera itp.), pseudodziennikarze, ale i rzecznicy prasowi ministerstw, reklamodawcy, malwersanci, służby specjalne, byle tylko wmówić odbiorcom to, czego oni sami nie są w stanie sprawdzić, zweryfikować. Odbiorcy muszą polegać na reprezentowanym przez nadawcę tzw. autorytecie instytucji czy autorytecie władzy, ale nie są już w stanie odróżnić prawdy od fałszu, gdyż autorytety osobowe są przez manipulatorów niszczone, degradowane, by nie przeszkadzały fałszerzom rzeczywistości w manipulowaniu społeczeństwem.
Właśnie dlatego jeden minister edukacji może powiedzieć, że badania PISA są dowodem na wybitne osiągnięcia polskich gimnazjalistów, zaś drugi - odwołując się do tego samego raportu - może stwierdzić, że jest wprost odwrotnie. Wystarczy tylko sięgnąć po inny fragment raportu, którego i tak wszyscy nie przeczytają, a nawet gdyby byli w stanie to uczynić, to nie zrozumieją danych, które zostały w nim przedstawione. Do tego potrzebna jest specjalistyczna wiedza.
Kiedy ministra edukacji mówiła, że nie było konsultacji, tylko coś więcej, bo miały miejsce w województwach debaty oświatowe, to wiadomo, że jest to półprawda, którą demistyfikują politycy jej partii. Zapomniawszy o tym fakcie, głosili wszem i wobec, że odbyły się konsultacje społeczne. Nie odróżniali bowiem pojęcia konsultacja od debaty.
Partie polityczne, także te u władzy, mają swoich producentów postprawd, a więc osób, które profesjonalnie zajmują się okłamywaniem ludzi, wprowadzaniem ich w błąd, by nie buntowali się, nie protestowali, tylko przyjmowali każde wyjaśnienie za prawdę oczywistą przez się. To także forma sprawowania władzy, dzięki której można odwrócić uwagę społeczeństwa od poważniejszych błędów, zagrożeń czy kryzysy (ekonomiczne, parlamentarne, społeczne itp.).
Krótko mówiąc: postprawda jest kłamstwem i to w dwóch znaczeniach: 1) jest komunikowaniem rzeczy we własnym przekonaniu fałszywych; 2) jest świadomym wprowadzaniem innych w błąd, po to, by mieć z tego określonego rodzaju korzyści. Te zaś są ukrywane do momentu, aż nie znajdzie się ktoś, kto odsłoni tę mistyfikację.
Z opisem kategorii postprawdy pedagogicznej, czyli "wychowawczego" kłamstwa spotykamy się m.in. w publikacji Marii Ossowskiej, która rozumie przez nie - usprawiedliwione, dozwolone wprowadzanie kogoś w błąd lub podtrzymywanie jego złudzeń, ze względu na obronę dóbr cudzych i własnych, w obronie własnej zagrożonej prywatności czy ze względu na obawy co do skutków udzielenia informacji o rzeczywistym stanie zdrowia osobie beznadziejnie chorej.
Inna kategorią kłamstw pedagogicznych są zdaniem Ossowskiej kłamstwa na użytek wychowywania dzieci, a związanych z odraczaniem mówienia prawdy o pewnych zjawiskach na rzecz zastępowania jej infantylizacją sądów o rzeczywistości w postaci opowiadań o niemowlętach przynoszonych przez aniołka, bociany czy znajdywane w kapuście. (Normy moralne. Próba systematyzacji, Warszawa 1985, s. 116)
Jeszcze jedną kategorią kłamstwa pedagogicznego, które rzekomo ma cudze dobro na względzie, jest dla M. Ossowskiej zatajenie czy zniekształcenie jakiejś informacji o rzeczywistości. Przez zatajenie rozumie się zwykle przemilczanie pewnych faktów wobec kogoś, kto był uprawniony do ich znajomości. Uprawnienie to wymaga relatywizacji. (…) Na ogół ten, wobec którego coś się zataja, musi być w tej sprawie jakoś zaangażowany, jednakże rodzaj zaangażowania może być nader rozmaity. (Tamże, s. 118).
Kłamstwo edukacyjne ma jeszcze inny wymiar, a mianowicie pojawia się wówczas, gdyż dochodzi do działalności pozorowanej, do quasi kształcenia czy pseudowychowania. Jest to bowiem sytuacja, w wyniku której pedagodzy, nauczyciele oferują swoim wychowankom (klientom, podopiecznym) coś, co nie jest tym, czym być powinno. Działalność pozorna jest uprawiana obok autentycznego, rzeczywistego procesu uczenia się, wykonywania zadań edukacyjnych albo zamiast nich.
Kuglarz, osoba pozorująca ujawnia dwa oblicza, otóż tym pierwszym jest wykazywanie się inicjatywą i pomysłowością, tym drugim jest jego opieszałość w rzeczywistym działaniu. W tym przypadku raczej woli wysługiwać się innymi, stąd tak chętnie od nich odpisuje, ściąga wyniki ich pracy i wysiłku. Działalność pozorna odbywa się zawsze czyimś kosztem. Ktoś musi pracować za trutnia, ktoś przejmuje obowiązki nieroba, a przy tym praca nie idzie na właściwy rachunek. Korzysta bowiem z jej wyniku ten, który jej nie wykonał.
Mistyfikacji, czyli kreowaniu postprawdy służyć może też plotka, fałszowana czy retuszowana dokumentacja, składanie deklaracji bez pokrycia, nieprawdziwe, fałszywe kryteria ocen (np. zachowania, stygmatyzacja poprzez opinię negatywną o uczniu, a umożliwiająca zwalczanie nieprzyjaciół, opozycjonistów np. „rozrabiaka”, „konfliktogenny” itp.). Przywłaszczanie sobie rezultatów cudzej pracy w postaci plagiatu, dopisywania się do czyichś artykułów, redagowania prac zbiorowych jest pasożytnictwem, społecznym, kradzieżą czyichś dóbr.
Innym przykładem postprawdy jest uzyskiwanie uprzywilejowanej pozycji dzięki korupcji, łapownictwu. Tak np. kłamca oświatowy czy akademicki to notoryczny „profesjonalny zabójca” czyjejś wiedzy, zaciekawień, zainteresowań, pasji, zaufania, otwartości, zaangażowania, czasu, to zajmowanie w sytuacjach edukacyjnych postaw, w wyniku których ktoś staje się profesjonalnie najgorszym wrogiem dla innych.
Niedoczłowieczony kreator postprawd sam odczłowiecza innych. To jest np. nauczyciel, który nie uczynnia ucznia, ale coś z nim i najczęściej przeciwko niemu czyni, zaprzecza swojemu profesjonalizmowi. On uczniów do niczego nie rozbudza, nie przebudza, a wręcz odwrotnie, zniechęca, usypia, a tym samym ich wyklucza z aktywnej troski o samych siebie.
09 stycznia 2017
Podpisze" - Nie podpisze- Podpisze?- Nie podpisze...
Kto pamięta z dzieciństwa zrywanie liści akacji i wróżenie z nich? Trzeba było oddzielić listki od ogonka i zsypać je w jedną kupkę, a następnie położyć na niej lewą dłoń. Czekamy ok. 5 minut, a następnie sprawdzamy, ile listków i w jakich układach przykleiło się do niej. Jeżeli na dłoni nie znajdzie się ani jeden listek, należało wróżbę powtórzyć.
Akacja od czasów starożytnych jest uważana za drzewo magiczne. Jej liście służyły do przepowiadania przyszłości. W Polsce znamy prostą wróżbę z akacji „kocha, lubi, szanuje". Pełniejszą wersję akacjowej przepowiedni znajdujemy w tradycji staroniemieckiej.
No dobrze, ale jak i po co przywoływać tę wróżbę zimą, kiedy nie ma liści akacji? Ba, na dodatek jest to wróżba z tradycji staroniemieckiej, a niektórzy w naszym kraju strasznie nie lubią naszych sąsiadów. Ja też bym mógł ich nie lubić, a nawet nienawidzić, bo spalili mojego dziadka żywcem w więzieniu Moabit, w Berlinie, w okresie II wojny światowej. Mam w tym kraju jednak wielu znajomych, a nawet kilku przyjaciół, zarówno we wschodniej, jak i zachodniej jego części. Polecam najnowszy numer periodyku "Paedagogia Christiana", który jest poświęcony pedagogice przebaczania.
Z czego zatem powinniście powróżyć, czy w poniedziałek Prezydent III RP Andrzej Duda podpisze nowelizację Ustawy oświatowej czy też jej nie podpisze? Kocha, lubi, szanuje? Czy może nie kocha, nie lubi i nie szanuje?
Ciekaw jestem, czy są obstawiane zakłady pieniężne z tej okazji. To mogłaby być szansa na duży zysk lub małą stratę, albo na odwrót - w zależności od tego, co mamy na myśli. Co ma Prezydent na myśli - nie wiem, ale dziennikarze już spekulują, także blogerzy i badacze różnej maści. Oto pan dr Bogdan Stępień chciałby, żeby pan Prezydent nie podpisał, bo minister Anna Zalewska postawiła najwyższą władzę w III RP w żenującej sytuacji. Sam jednak wskazuje na 45 wariantów:
Minister Anna Zalewska - zdaniem tego analityka prawa finansowego w oświacie - podpisała akt wykonawczy do Ustawy samorządowej (rozporządzenie), który dotyczy podziału subwencji oświatowej na 2017 r.. Są w nim wskazane przydziały środków budżetowych m.in. na likwidację gimnazjów. Jak to jest możliwe? Jeszcze Prezydent nie podpisał ustawy likwidującej gimnazja, a pani minister hula gula...
Nie musiała zrywać listków akacji? Ona wiedziała już 30 grudnia, że Prezydent, czy mu się to podoba, czy nie, musi tę Ustawę podpisać? Chyba, że pani Zalewska zaczyna już sama zrywać wysuszone listki akacji, żeby przewidzieć - Zwolnią mnie z MEN? Czy nie zwolnią? Czy prezes mnie lubi? Czy nie lubi? Byłam zderzakiem? Czy może taranem?
Pani minister - podpowiadam za blogerem wróżbitą, jak odczytywać układ listków na dłoni:
- Krzyż ułożony z liści akacji to bardzo pomyślny znak wróżebny. Zapowiada, że w najbliższym czasie nie zdarzy się nic, co mogłoby zakłócić przyjazną atmosferę w Waszym związku.(...)
- Jeden listek. Najbliższe dni będą dla Ciebie niezwykłym przeżyciem. Odkryjesz, że na nowo zakochałaś się w swoim partnerze. Zapragniesz więc przychylić mu nieba.(...)
- Dwa listki w pionie: Będziesz świadkiem niezbyt przyjemnego wydarzenia, które sprawi, że Twoje uczucia zostaną wystawione na ciężką próbę. Dowiesz się czegoś, o co nigdy nie posądzałabyś ukochanego.(...)
- Kompozycja bezwładna. Gdy listki akacji utworzą bezładną kompozycję, jest to znak, że wplątałaś się w niezwykle skomplikowany związek. (...)
No i co Wam wyszło? Podpisze czy nie podpisze?
----
PODPISAŁ.
07 stycznia 2017
Najtrudniejszy dla pedagoga pierwszy krok na rynku ...
Student ostatniego roku pedagogiki jednej z wielkomiejskich uczelni w naszym kraju podzielił się dylematem związanym z jego przyszłą pracą. Dostał bowiem propozycję założenia prywatnej świetlicy w mieście, gdzie jest duża liczba wykluczonych społecznie dzieci i młodzieży. Otrzymał tę ofertę od pani, która zadzwoniła do niego (po uprzednim odnalezieniu jego ogłoszenia w Internecie w sprawie poszukiwania pracy jako nauczyciela świetlicy) i zapytała, czy chciałby pomóc jej w otwarciu środowiskowej świetlicy.
Zainteresowana powołaniem do życia takiej placówki ma swój lokal i dość pieniędzy na takie przedsięwzięcie, tylko nie posiada należytej wiedzy i kwalifikacji oraz czasu. Nie jest pierwszą osobą w tym kraju, która traktuje edukację, wychowanie społeczne czy socjoterapeutyczne jako jeszcze jeden biznes obok prowadzonych już dwóch sklepów spożywczych. Dlatego poszukuje osoby, która ma większe pojęcie o tym niż ona i "rozkręci" jej interes. Poprosiła zatem studenta o spotkanie.
Po tym telefonie jego odczucia były jednak sceptyczne. Po pierwsze, wydawało mu się czymś niepoważnym zabieranie się przez tę panią za coś, o czym nie ma pojęcia i doświadczenia. Po drugie, nie uważał żeby posiadał dobre doświadczenie w pracy chociażby z dziećmi. Wprawdzie odbył 120 godzin praktyki w jednej ze świetlic w publicznej szkole podstawowej, ale jednak była to tzw. szkoła ogólnodostępna, publiczna, a nie prywatna placówka.
Po trzecie wreszcie, pomyślał, że właściwie, jest młody, pełen inwencji, więc możliwe, że trafia mu się życiowa szansa na spełnienie zawodowych aspiracji. Z tego też powodu zgodził się na rozmowę z businesswoman. Jak się okazało, lokalem na działalność pedagogiczną jest jej jednopiętrowy dom, drugi, jaki wybudowała na terenie własnej działki. Był nawet mile zaskoczony jego wielkością: łącznie 3 bardzo duże pokoje, 2 łazienki i kuchnia na dole. Wszystko znajduje się w bardzo dobrym stanie.
Pierwsza reakcja? Uśmiech od ucha do ucha i odważne stwierdzenie w głowie: to naprawdę może się udać!
W chwilę później pojawiło się jednak pytanie: Czy aby jest odpowiednią osobą na koordynację takiego przedsięwzięcia? Czy sam ma o tym jakieś pojęcie? Czy wie, za co się w ogóle najpierw zabrać? Oczywiście odpowiedź na wszystkie pytania była negatywna.
Jednak po głębszym namyśle stwierdził, że woli spróbować i nie żałować, niż żałować zaniechania takiej próby. Teraz zastanawia się nad tym:
Jakie powinny być jego pierwsze kroki do utworzenia takiej świetlicy? Nie myśli tu o metodach prowadzenia zajęć lub ich formie, tylko o tym, co powinien zrobić najpierw, żeby taki interes w ogóle ruszył. W końcu jest lokal i chyba są na to finanse.
Początkowo stwierdził, że stworzy program tej świetlicy czy też harmonogram zajęć, jakie miałyby się w niej początkowo odbywać. Dalej myślał o stanowieniu celów ogólnych i szczegółowych, jakie miałby realizować w takiej świetlicy.
Nadal jednak nie ma punktu zaczepienia do otwarcia takiej świetlicy. Jaki powinien być jego pierwszy krok?
06 stycznia 2017
Wyróżnienie dla mojej książki w kategorii "Perły z lamusa"
Otrzymałem z Krakowa miłą wiadomość, że w głosowaniu na "Najlepszą książkę na zimę 2016" internauci wybrali - w kategorii "Perły z lamusa" - moją książkę - "Harcerstwo źródłem pedagogicznej pasji". Wyboru dokonali za pośrednictwem strony www.ksiazkanazime.pl wskazując tym samym wraz z jurorami, jakie książki warto czytać w długie, zimowe wieczory.
To wyróżnienie jest niewątpliwie także dla Oficyny Wydawniczej "IMPULS", której redakcja perfekcyjnie wykonała swoje zadanie troszcząc się o estetykę i najwyższy standard edytorski. Bardzo dziękuję zatem nie tylko głosującym w tym popkulturowym plebiscycie Czytelnikom czy zainteresowanym tym tytułem, ale i profesjonalistom z tego Wydawnictwa.
Warto przypomnieć, że w 2009 roku redakcja wortalu Granice.pl po raz pierwszy zorganizowała cykl plebiscytów, w ramach którego internauci i jurorzy wybierali najlepsze książki na kolejne pory roku. Inicjatywa ta znalazła już swoje stałe miejsce na polskim rynku księgarskim oraz w świadomości czytelników. Długie, zimowe wieczory, czas słoty to okres, w którym szczególnie wiele czasu poświęcić możemy – i chcemy – na lekturę.
To czas, gdy skupić się możemy przez chwilę na publikacjach nieco bardziej wymagających – na poradnikach, książkach, które pomogą nam w codziennym życiu, które pokażą, jak zrozumieć własne dzieci, jak wychowywać je i wspierać w nauce. Jesień to też czas, gdy w Polsce wydaje się wiele książek ważnych, publikacji o wielkiej wartości literackiej – dzieł zarówno polskich, jak i zagranicznych autorów.
Tak piszą o wyróżnieniu organizatorzy:
- Jak opowiedzieć o swojej pasji, która 25 lat temu przekształciła się z formy czynnej w ukrytą? Czy istnieje coś takiego jak implicytna pasja na wzór ukrytych, utajonych postaw? Czy można być harcerzem/instruktorem harcerskim, nie będąc już w czynnej służbie? A czy ktoś przestaje być nauczycielem, lekarzem, prawnikiem wraz z przejściem na emeryturę lub ze zmianą profesji? Czy przestajemy być rodzicami tylko dlatego, że nasze dzieci opuściły już domowe gniazdo i są dorosłe, samodzielne, być może nawet mają już własne rodziny? Czy pasja może być włączana w naszą biografię w związku z podjętą rolą społeczną lub zawodową, czy też może być wyłączana z tych ról? Jaki jest związek osoby z pasją i czy musi ona nakładać się lub wpisywać w naszą biografię jako coś dodatkowego, jakiś wyróżnik czy świadectwo naszej osobliwości? - pyta autor, pedagog, profesor nauk humanistycznych, wykładający na Uniwersytecie Łódzkim oraz Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie, od 2011 przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk. I na te pytania stara się udzielić odpowiedzi w kolejnej swej publikacji.
Dziękuję za zainteresowanie moją książką obiecując zarazem, że nie będzie ostatnią, chociaż niektórych może to zasmucić.
05 stycznia 2017
Troska o higienę
Mój współpracownik przejrzał wytyczne" dla "Horyzontu 2020, którego finansowanie" koncentruje się na następujących dziedzinach naszego życia:
1) zdrowie, zmiany demograficzne i dobrobyt;
2) bezpieczna żywność, zrównoważone rolnictwo, badania zasobów i gospodarki morskiej, bio-ekonomia;
bezpieczna, czysta i wydajna energia;
3) inteligentny, zielony i zintegrowany transport;
4) innowacyjne i bezpieczne społeczeństwa bez wykluczeń;
5) zagadnienia klimatyczne, wydajność zasobów i surowce.
Szanowni Państwo - zachęca MNiSW - Zapraszamy Państwa do współpracy i skorzystania z oferty usługowej jaką oferujemy w regionie łódzkim jako członek ogólnopolskiej sieci Punków Kontaktowych do spraw programów badawczych UE prowadzonej przez Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Niech ktoś przeprowadzi badania nad uwarunkowaniami edukacji zdrowotnej dzieci i młodzieży, także akademickiej w szkolnictwie publicznym.
Nareszcie ktoś pomyślał o tym, by przeznaczyć środki budżetowe na badania naukowe dotyczące zdrowia i dobrobytu Polaków, bowiem w tym zakresie polskie szkolnictwo - tak to powszechne, ogólnodostępne, jak i wyższe ma poważne zaniedbania jeszcze z czasów PRL. Kiedyś już pisałem o złym stanie toalet w naszych szkołach oraz w szkolnictwie wyższym.
Cieszę się, że posłowie naszego Sejmu i Senatu też się troszczą o higienę osobistą, a Kancelaria Sejmu unieważniła przetarg na zamówienie publiczne dotyczące papieru toaletowego. Ryba wreszcie nie będzie psuła się od głowy. Może jest jakaś szansa, że członkowie parlamentarnej Komisji ds. edukacji i szkolnictwa wyższego zainteresują się stanem czystości i wyposażenia nie tylko własnych toalet, ale także w tych środowiskach oświatowych, które socjalizują młode pokolenia w kulturze zdrowotnej i higienie osobistej.
Też chciałbym, żeby dyrektorzy przedszkoli, szkół podstawowych, gimnazjów (póki są) i szkół ponadgimnazjalnych oraz władze uniwersytetów, akademii czy politechnik mogły unieważniać przetarg publiczny na papier toaletowy, który najczęściej określany jest mianem "ściernego" i na zakup pachnących, wysokiej jakości środków czystości.
Oto członkowie Rady Dzieci i Młodzieży przy Ministrze Edukacji Narodowej wyrazili w swoim stanowisku następującą opinię:
W toku dyskusji okazało się, że dużym problemem we wszystkich częściach kraju jest brak w szkole podstawowych środków higieny – mydła, ciepłej wody, papieru toaletowego. Mamy świadomość, że często jest to wina nieroztropnego zachowania uczniów, czasem jednak wynika to z oszczędności organów prowadzących. Taka jednak sytuacja, bez względu na przyczynę, urąga wszelkim standardom. Postulujemy podjęcie zdecydowanych działań aby egzekwować dostępność środków higieny osobistej we wszystkich placówkach oświatowych w Polsce. (s.11)
Tymczasem mamy już pierwsze skutki podwyższenia płacy minimalnej i stawki za godzinę pracy, gdyż oznajmiono w mojej uczelni, że firma sprzątająca pojawiać się będzie dwa razy w tygodniu, a może trzy, już nie pamiętam. Obawiam się, że papier też wkrótce będzie nam wydzielany, bo przyjmujemy za dużo studentów, a ci muszą korzystać z miejsc, do których - jak się powiada - "król chodził piechotą".
04 stycznia 2017
Znakomita książka z badań porównawczych teorii demokracji
Jesienią ub. roku obiegła akademickie środowisko informacja, że Wydawnictwo Sejmowe zablokowało wydanie zamówionej w poprzedniej kadencji książki politologa Uniwersytetu Wrocławskiego prof. Andrzeja Antoszewskiego pt. „Współczesne teorie demokracji”. On sam to także potwierdzał. Wywołało to nie tylko zdumienie, ale i zrodziło szereg pytań, dlaczego miałaby ta oficyna uniemożliwić przeczytanie monografii, skoro jest znakomitą komparatystyką studiów z nauk politycznych o demokracjach przełomu XX i XXI wieku? Czyżby nowa władza bała się naukowych analiz?
Wrocławski politolog, kolejną kadencję członek Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów - napisał książkę, której takiego właśnie losu nie mógł przewidzieć, bo przecież nie pisał jej na zamówienie żadnej z partii politycznych tylko Wydawnictwa, które mieni się Sejmowym.
Czytamy na stronie tej oficyny m.in.:
Wydawnictwo Sejmowe powstało w grudniu 1990 roku w celu edycji materiałów Sejmu i Kancelarii Sejmu oraz innych publikacji związanych z parlamentaryzmem i dziedzinami pokrewnymi. (...) Do zadań Wydawnictwa Sejmowego należy: •wydawanie materiałów służących bieżącej pracy Sejmu, posłów, biur poselskich i Kancelarii Sejmu (druki sejmowe, Sprawozdanie Stenograficzne, "Kronika Sejmowa" i inne);
•opracowywanie i wydawanie publikacji zlecanych przez jednostki statutowe Kancelarii Sejmu i organy Sejmu; •inicjowanie, opracowywanie i wydawanie publikacji książkowych z zakresu parlamentaryzmu i dziedzin pokrewnych; •upowszechnianie i popularyzacja wiedzy o funkcjonowaniu Sejmu i jego organów.
Głównymi adresatami wydawanych tytułów są parlamentarzyści, a także prawnicy, historycy, politolodzy, dziennikarze i studenci kierunków humanistycznych wyższych uczelni. Część książek ma charakter popularyzatorski i jest adresowana do szerszych kręgów odbiorców zainteresowanych tematyką historyczno-parlamentarną i społeczno-prawną.
Drodzy naukowcy, studenci kierunków humanistycznych i nauk społecznych, parlamentarzyści i opozycjoniści - na szczęście przeczytacie książkę Andrzeja Antoszewskiego, gdyż jest już w aktualnej ofercie w/w oficyny. Nie musicie interesować się tylko artykułami i innymi publikacjami tego naukowca, bo w tej publikacji znajdziecie treści, które wcale nie zostały ocenzurowane przez powyższe wydawnictwo. Jeśli ktoś wcześniej podjął taką decyzję, to dobrze że ją skorygował.
Szum wokół tego tytułu powinien świetnie służyć jego sprzedaży. Autor skorzysta na honorarium, by móc dalej prowadzić interesujące badania porównawcze w zakresie doktryn i idei w naukach o polityce.
Niewielka objętościowo rozprawa naukowa (ok. 10 ark. wyd.) składa się - poza wstępem i zakończeniem - z czterech, logicznie wyróżnionych rozdziałów:
1. Demokracja: dylematy teoretyczne. Teorie normatywne i empiryczne;
2. W poszukiwaniu definicji. Sposoby definiowania demokracji;
3. Typologia demokracji. Demokracja parlamentarna, prezydencka i semiprezydencka;
4. Teorie demokratyzacji. Przejście od autorytaryzmu, do demokracji jako problem badawczy
Autor książki konsekwentnie nawiązuje do klasycznego rozumienia demokracji jako rządów ludu (demos i kratos) - już we wstępie pisze o potrzebie prowadzenia badań metateoretycznych, które pozwolą zrozumieć zróżnicowanie demokracji w świecie, w tym także zmieniającej się w różnych krajach jej nowych czy niedoświadczanych jeszcze wersji.
"Stosunkowo wcześnie dojrzałe demokracje europejskie – takie jak Grecja czy Węgry – stopniowo przeistaczają się w nieliberalne demokracje populistyczne, odrzucające indywidualizm jako podstawę ładu społecznego i konieczność ograniczania władzy rządzących jako niezbędny składnik ładu politycznego. Powoduje to, że rozważania o świetlanej przyszłości demokracji ustępują miejsca dyskursowi o erozji ideałów, jej kryzysie i drogach jej przezwyciężania.
Coraz więcej empirycznie uzasadnionych argumentów przemawia za oceną, że nie ma już miejsca na taką obronę demokracji, która traktuje ją, jakby „w swych założeniach i uzasadnieniach była czymś oczywistym. Oznacza to, że dyskusja na temat zalet i wad demokracji nie tylko nie została zamknięta, ale może ożyć na nowo z jeszcze większą mocą. (s. 6)
Nie jest to książka o sytuacji polskiej zdeformowanej i nieskonsolidowanej demokracji, gdyż dotyczy światowych debat naukowców o tym ustroju, idei i ich wypaczeniach, aczkolwiek możemy zrozumieć dzięki jej treści wiele z tego, co ma miejsce w naszym kraju od 1990 r. do końca 2016 r. Badania naukowe mają to do siebie, że muszą służyć dociekaniu prawdy, a nie propagandowemu jej głoszeniu na użytek rządu czy opozycji.
Andrzej Antoszewski dokonuje w swojej monografii rekonstrukcji najnowszej myśli badaczy z innych krajów świata. To przecież brytyjscy i amerykańcy politolodzy wymieniają w swoich studiach fenomen polskiego zwycięstwa nad totalitarnym reżimem jako zarazem czynnik sprawczy efektu domina w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej.
Nie mamy z tego powodu czego się wstydzić przed własnym narodem. Powinniśmy natomiast wiedzieć o tym, dlaczego rodzące się na gruzach autorytaryzmu demokracje nie prowadzą do powstania demokratycznej wspólnoty politycznej albo jak można demontować demokrację pod jej własnym szyldem. Gorąco polecam ten tytuł, bo jest pasjonującą lekturą na dzisiejsze czasy.
Nie ma bowiem racji b. premier Jerzy Buzek, który w wywiadzie dla Dziennika Gazeta Prawna (2017 nr 1, s. A5) stwierdził, że zawiodła nas demokracja. Nie panie premierze, to pan zawiódł jako przedstawiciel elit postsolidarnościowych zdradzając program demokracji partycypacyjnej na rzecz etatystycznego władztwa partii rządzącej. To pan i pańscy następcy niszczyli polską demokrację, co zrozumiemy, kiedy przeczytamy książkę Antoszewskiego. Proces dewastacji bowiem trwa... .
Na stronie www.iar.pl zainteresowani analizą bieżącej polityki oświatowej mogą poczytać o czekających nas skutkach fatalnej reformy edukacji.
Subskrybuj:
Posty (Atom)