został wczoraj powiększony o kolejną jego Członkinię - dr Alicję Żywczok z Uniwersytetu Śląskiego. Habilitowana jest autorką czterech monografii: Filozoficzne korzenie pedagogiki radości, Kraków 2000; Wychowanie do radości życia, Warszawa 2004; Aksjologia odkrycia naukowego – studium rozwoju i wychowania osobowości naukowych, Toruń 2009 i dysertacji habilitacyjnej pt. Ku afirmacji życia. Pedagogiczne podstawy pomyślnej egzystencji (Katowice: Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego 2011).
Warto odnotować, bo już częściowo wspominałem w blogu o niektórych przewodach habilitacyjnych z naszej dyscypliny, że w bieżącej kadencji Centralnej Komisji Do Spraw Stopni i Tytułów, a więc od lutego 2011 r. uzyskały habilitację następujące osoby - w kolejności wyznaczania recenzentów w ich przewodach przez Centralną Komisję (w nawiasie podaję nazwę uczelni, w której przewód został przeprowadzony, co nie musi być tożsame z miejsce zatrudnienia):
1) Agnieszka Konieczna(Akademia Pedagogiki Specjalnej w Warszawie)
2) Wioletta Danilewicz (Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu)
3) Danuta Lalak (Uniwersytet Śląski w Katowicach)
4) Witold Jan Chmielewski (Uniwersytet Wrocławski)
5) Agnieszka Weiner (Akademia Pedagogiki Specjalnej w Warszawie)
6) Tomasz Gmerek (Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu)
7) Małgorzata Lewartowska-Zychowicz (Uniwersytet Gdański)
8) Maria Groenewald (Uniwersytet Gdański)
9) Maria Reut (Dolnośląska Szkoła Wyższa we Wrocławiu)
10) Małgorzata Kowalczyk (Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu)
11) Beata Mazepa-Domagała (Uniwersytet Śląski w Katowicach)
12) Bogusław Milerski (Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu)
13) Dariusz Stępkowski (Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy)
14) Urszula Bartnikowska (Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu)
15) Jerzy Halicki (Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy)
16) Agnieszka Żyta (Uniwersytet Gdański)
17) Beata Nowak (Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu)
18) Aleksandra Zawiślak (Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy)
19) Agnieszka Gromkowska-Melosik (Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu)
20) Zdzisław Kazanowski (Uniwersytet Marii Curie Skłodowskiej w Lublinie)
21) Agnieszka Nowak-Łojewska (Uniwersytet Gdański)
22) Ryszarda Cierzniewska (Dolnośląska Szkoła Wyższa we Wrocławiu)
23) Sławomir Banaszak (Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu)
24) Jolanta Wojciechowska (Uniwersytet Gdański)
25) Joanna Ostrouch Kamińska (Dolnośląska Szkoła Wyższa we Wrocławiu)
26) Beata Jachimczak (Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu)
27) Alicja Żywczok (Uniwersytet Śląski w Katowicach)
28) Danuta Wajsprych (Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu)
29) Agnieszka Wałęga (Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu)
30) Beata Dyrda (Uniwersytet Śląski w Katowicach)
31) Kinga Kuszak (Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu)
Wszystkim doktorom habilitowanym serdecznie gratuluję i życzę dalszej pracy twórczej, pasjonujących wyników badań naukowych, a w okresie wakacyjnym odpoczynku od napięć i trosk związanych nie tylko z ich przygotowaniami do kolokwium i wykładu habilitacyjnego.
11 lipca 2012
10 lipca 2012
Jaka jest szkoła?
Na okres wakacyjny Oficyna Wydawnicza "Impuls" opublikowała książeczkę dra Marka Adama Mencla pod tytułem: Jaka jest szkoła od A do Ż? Szkolne abecadło (niepełne) (2012). O wcześniejszej książce autora tej pracy pisałem nieco wcześniej w "Pedagog w blogosferze 2008/2009" Kraków 2009, s. 50-53). Kiedy słońce przygrzewa nas na plaży lub musimy odbyć dłuższą podróż z możliwością czytania po drodze, albo gdy nieustannie myślimy o szkole, do której przyjdzie nam wrócić pod koniec sierpnia, przygotowując klasę do nowego roku szkolnego, możemy spokojnie sięgnąć po wspomniany tytuł. Jest to bowiem lektura o polskich szkołach, także ad absurdum. Napisał ją refleksyjny nauczyciel, niepokorny badacz oświatowej rzeczywistości a zarazem trasformatywny pedagog, który scholé otium i scholé negotium zna od podszewki. Co ważne, jest nauczycielem, który mimo uzyskania stopnia naukowego doktora nauk humanistycznych w dyscyplinie pedagogika, nadal uczestniczy w akademickim ruchu myśli, spotkaniach i debatach prowadzonej przez prof. Marię Dudzikową Sekcji Samokształceniowej Doktorów Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN, łącząc praktykę i bogate doświadczenie zawodowe z najnowszą wiedzą z zakresu pedagogiki szkolnej i porównawczej czy polityki oświatowej.
Jak na alfabet przystało, przegląd typów i modeli szkół zaczyna się od pytania o "atrakcyjną szkołę", a potem pojawia się już szkoła:
"Babska" (mam nadzieję, że nasze genderówy się nie obrażą), "Bez bazy, sprzętu i zaplecza", "Bezpieczna",
"Czasowa",
"Demokratyczna", "Dobra, czyli szkoła dobroci", "Do-kształcająca się", "Dyrektorska",
"Ekologiczna",
"Firmowa (bez reklamy?)", "Funkcyjna (bez autorytetów?)",
"Gorsza",
"Hallówkowa, czyli artykuł 42", "Honorowa", "Humanitarna",
"Informatyczno-informacyjna", "Integracyjna",
"Językowa",
"Konkursowa", "Kulturalna czy sportowa",
"Licealna" , "Licha",
"Małomiasteczkowa", "Menedżerska", "Miejska", "Miłosierna", "Monitorowana, czyli "scholaptikon", "Mundurkowa",
"nadzorowana, czyli nadzór w edukacji", "Nasza", "Nauczająca czy ucząca się?", "Nauczycielska", "Niedokończona", "Nowa",
"Oceniana i oceniająca", "Opiekująca się",
"Papierkowa, tylko na papierze?", "Partnerska", "Patriotyczna", "Plagiatowa", "Pogimnazjalna", "Polityczno-ekonomiczna", "Pomaturalna", "Pozorowana, czyli pozór w demokratycznej edukacji", "Projektowa","PR-owska", "Prywatna", "Publiczna",
"Reformowana", "Religijna", "Rodzicielska", "Rozmawiająca",
"Seksualna, czyli o przygotowaniu do życia w rodzinie", "Socjotechniczna", "Sponsorowana", "Stara",
"Tania", "Teatralna",
"Uczniowska", "Uspołeczniona", "Uśmiechnięta",
"Wesoła", "Wiejska", "Wirtualna, czyli o dwóch światach", "Wychowująca", "Wypalona",
"Zawodowa", "Zdrowa"., "Zespołowa", "Zewaluowana", "Zielona, czyli o roli "zielonego" w ekonomii",
"Żałobna", szkołą żałoby?", "Żeby szkołą... (była szkołą?), czyli zakończenie.
Każdy może dodać sobie znany typ szkoły, by poszerzyć niniejszy katalog. SZKOŁA bowiem - zgodnie ze swoim starogreckim znaczeniem słowa scholé - jest miejscem spokoju, wolności, odpoczynku, tajemniczego uroku, oddania się czynnościom sprawiającym radość. Sam upomniałbym się o nieobecne w tej niepełnej klasyfikacji modele szkół:
"Anarchistyczna", "Autorska", "Autorytarna", "Antypedagogiczna",
"BEZ, czyli: "bez Murów, "bez Sensu", "bez Nauczyciela", "Bezpłciowa", "bez Korepetycji", "bez Przemocy", "bez Szkoły", "Bezstresowa", "(byle-)Jakości",
"Chałowa",
"dla Dziecka" (school4child), "Dialogu",
"Eksperymentalna", "Ekumeniczna" , "Europejska",
"Fair Play", "Fundamentalistyczna", "Filozoficzna", "Filantropijna",
"Gościnności",
"Harcerska"
"Innowacyjna",
"Klasyczna", "Koedukacyjna",
"Laboratorium", "Liberalna", "Liderów",
"Marzeń", "Międzynarodowa",
"Ortodoksyjna", "Otwarta",
"Pisania", "Pozoru", "Pracy", "Przedsiębiorczości", "Przetrwania", "Przyjazna", "Przyszłości",
"Radosna", "Rodzenia",
"Stowarzyszona UNESCO", "Środowiskowa",
"Tradycyjna",
"Uśmiechu",
"Zabawy", "Zawodowa", "z Klasą", "z Pasją", "z Profilem",
"Zróżnicowana"
itd., itd.
Może w czasie wakacji wymyślimy jeszcze jakąś nazwę i odpowiadającą jej misję? A może wymyślimy zupełnie nową szkołę, szkołę bez szkoły czy szkołę szkoły?
09 lipca 2012
Procesualny zarys teorii - także oświatowej - władzy
Socjolog, profesor Jadwiga Staniszkis opublikowała znakomite studium pt. "Zawładnąć. Zarys procesualnej teorii władzy" (Scholar, Warszawa 2012). Jest ono konieczne każdemu, kto zajmuje się makropolityką w swoich projektach czy badaniach społecznych. W zależności od tego, czego ona dotyczy, czytelnicy będą sięgać zapewne po różne argumenty, jakie pojawiają się w tej książce. Niniejsza publikacja wieńczy bowiem kres potocznych analiz fenomenu władzy na rzecz ustrukturyzowanego i logicznie skonstruowanego przez tę Autorkę modelu złożoności i współzależności procesów panowania, a w tym przypadku zawładnięcia społeczeństwem przez sprawujących władzę.
Książka pojawia się w kluczowym dla naszego życia momencie, bo coraz bardziej jest widoczne to, jak obecne elity władzy politycznej nie tylko reprodukują się dzięki kolejnej kadencji, ale przede wszystkim konsolidują swoją siłę sprawczą. To dzięki niej coraz głębiej penetrują nasze codzienne życie i degradują możliwość wykonywania przez nas własnych powinności w ramach ról społeczno-zawodowych. Jak niezwykle trafnie to zauważa J. Staniszkis - proces zawładnięcia to warunek istnienia władzy (czyli - jej odpowiednia intensywność), który odnosi się do trzech typów relacji angażujących nie tylko samą formułę władzy ale także społeczny i kulturowy kontekst, w którym się ona realizuje". (s. 10)
Dzięki rozprawie J. Staniszkis lepiej zrozumiemy na czym polegają trzy rodzaje dyktatu, jakim operuje w państwie władza, a więc:
1) dyktat idei (w wydaniu bolszewickim, ale i unijnym)
2) dyktat formy (za pomocą ekonomii norm i możliwości wyboru sposobu obecności prawa),
3) dyktat mocy.
Mamy w tej książce przeprowadzoną metaanalizę percepcji władztwa w wymiarze zawładnięcia, dzięki której możliwy staje się opis i wyjaśnienie przy jego pomocy np. mechanizmów rozpadu struktur panowania władzy socjalistycznej, popełnionych przez opozycję błędów przy zawieraniu kontraktu z upadającym reżimem ("Okrągły Stół") czy powody niewykształcenia się po 1989 r. silnej i trwałej zasady społecznej w relacjach między władzą a społeczeństwem.
Autorka interesująco odsłania, wprowadzaną przez kolejne ekipy rządzące w naszym państwie w wyniku integracji europejskiej czy procesów globalizacyjnych - miękką przemoc strukturalną, która prowadzi do zauważalnego już obniżenia standardów materialnych w sferze realnej i redukcji standardów społecznych w wyniku coraz gorszej jakości oraz mniejszej dostępności usług publicznych czy towarzyszącego temu systematycznego regresu strukturalnego (poziom technologiczny) oraz przerzuceniu problemów na przyszłe pokolenia.(s. 18)
W Polsce nie ma już dyktatu idei, który zastąpiła deaksjologizacja panowania. Jak pisze J. Staniszkis: "Zwiększyło to jeszcze arbitralność i bezkarność władzy, z jednej strony, i demoralizację społeczeństw, z drugiej strony. Utrata zdolności rozróżniania między "dobrem" a "złem" w planie moralnym (i destrukcja tych kategorii poprzez ideologiczne zawładnięcie nimi, decydujące o wektorze oceny) zniszczyła, czy też raczej zdewaluowała język. Odbudowa życia społecznego po owej historycznej katastrofie, jaką był komunizm, trwa do dziś i jeszcze się nie zakończyła.(s. 33)
W sytuacji zużycia się w Polsce komunistycznego dyktatu idei, władze III RP panują przez generowane kryzysy i kapitalizm polityczny. Wprowadza się do norm prawnych dyktat idei nierozpoznawalnych dla społeczeństwa, które - przy niemożliwości oparcia panowania na własnej tradycji aksjonormatywnej - wzmacnia się dyktatem formy w bardzo dyskretny sposób - przez różnego rodzaju procedury, rozbicie autonomii instytucji i środowisk itp. Jest to więc miękka, ale skuteczna metoda odpaństwowienia i na tym polega jej główny moment władczy. (s. 39)
Nie ma w Polsce społeczeństwa obywatelskiego, ani też społeczeństwa autonomicznego wobec tego, co ma jeszcze miejsce w innych państwach UE, gdyż nie ma w Polsce możliwości absolutyzowania, choćby w minimalnym stopniu, określonego kanonu moralnego. To rozbicie jedności i integralności przestrzeni normatywnej, gdy moralność publiczna i indywidualna często rozchodzą się, nie tylko narusza rzymską zasadę "słuszności" prawa, ale również prowadzi do odspołecznienia. Utrudnia bowiem jednostce pełną identyfikację z przestrzenią publiczną. (s. 44)
Dyktat mocy polega na tym, że najważniejszym celem panowania nie jest realizacja jakiejś idei, jakiejś misji, ale koncentrowanie się władzy przede wszystkim na utrwalaniu samej siebie. Jeśłi przyjrzymy się temu, jak sprawuje swoje władztwo MEN w stosunku do oświaty i jej podmiotów, to zauważymy, że w tym resorcie (podobnie zresztą, jak i w innych) reżyseruje się określone sytuacje, by wykazać, że ośrodek tej władzy jest jedynym gwarantem porządku i zapewnienia społeczeństwu dostępu do wykształcenia. Potwierdza się także dzięki studium J. Staniszkis - wykazywany przeze mnie m.in. w książce "Problemy współczesnej edukacji. Dekonstrukcja polityki oświatowej III RP" (Warszawa 2009) czy Edukacja pod prąd (II wyd. Kraków 2008)to, jak od 1993 r., a więc od powrotu w resorcie edukacji lewicy do władzy, następował proces upartyjniania systemu oświatowego w naszym państwie oraz jak MEN inspirował w różnych fazach politycznego panowania w okresie III RP konflikty i nadużywał czy zużywał symbole, by manipulować społeczeństwem i środowiskiem oświatowym.
08 lipca 2012
Jedyny koncert sir Eltona Johna w Polsce
miał miejsce wczoraj, w Łodzi, w pięknej i przestronnej hali Atlas Arena. Elton John przyleciał do Łodzi własnym samolotem. Koncert rozpoczął się punktualnie o godz. 19.30 występem duetu utalentowantych wiolonczelistów z Chorwacji - "2 Cello": Luca Sulica i Stjepana Hausera, którzy genialnie wykonali utwory m.in. U2 i Nirvany. W kilkanaście minut później na scenie zjawił się sir Elton John śpiewając "Peli pili peli". Ktoś z pierwszego rzędu podał mu po tym utworze pluszowego bociana, który rozbawił artystę. Wielokrotnie po wykonywanych uwtorach podchodził do brzegu sceny pozdrawiając tłumnie zgromadzoną publiczność.
Koncert został bardzo dobrze przygotowany. Na wielkim ekranie za towarzyszącymi Eltonowi Johnowi muzykami i żeńskim chórem, pojawiały się animacje, stwarzające estetyczny podkład do każdej z jego piosenek. Siedzący dalej od sceny mogli być bliżej muzyków, dzięki dwóm telebimom i profesjonalnie rejestrowanym przez kamerzystów wydarzeniom na scenie. Kiedy Elton John śpiewał poruszający emocje utwór "Candle in the wind", na ekranie pojawiły się płonące znicze. Mogliśmy usłyszeć większość jego największych przebojów, jak: Bennie and the Jets, Levon, Grey Seal, Tiny Dancer, Philadelphia Freedom, Hey Ahab, Funeral for a Friend / Love Lies Bleeding czy Rocket Man, toteż nic dziwnego, że kilkutysięczna publiczność doskonale bawiła się i reagowała na jego zachęty, gesty, by śpiewać razem z nim.
Im bardziej koncert zbliżał się ku końcowi, tym coraz więcej osób zaczęło gromadzić się na płycie hali i tańczyć. Dochodzili do nich widzowie, którzy siedzieli w górnych sektorach hali koncertowej, by zachęcić piosenkarza do bisowania. Elton John zaczął jednak rozdawać ze sceny autografy. Ktoś wstawił na scenę małą dziewczynkę, by ta zdobyła podpis artysty. Elton John podpisał się na podanym przez nią folderze, a następnie ucałował. Podobno po raz pierwszy zdarzyło się w trakcie jego koncertów, że rozdawał autografy! Owacyjne przyjęcie artysty przez polską publiczność sprawiło, że wyjątkowo dał się namówić do wykonania jeszcze jednego utworu na pożegnanie z polską publicznością. Część osób zdażyła już wyjść, bo nie przypuszczała, że może być "dogrywka", autentyczne sam na sam z zachwyconą koncertwem widownią.
Układ programu przypominał mi trochę zasady dobrej, skautowej zbiórki, bowiem niezwykle dynamicznie zaśpiewane i zagrane przez artystę utwory rockowe przeplatane były nastrojowymi narracjami muzycznymi i genialnym śpiewem, wciąż wielobarwnym, dźwięcznym, poruszającym i porywającym zarazem. Wbrew temu, co zapowiadali dziennikarze, artysta nie przebierał się w czasie swojego koncertu, ani też nie było w jego trakcie żadnych ekscesów czy manifestów. Dominowała natomiast sztuka muzyczna i doskonale bawiąca się publiczność. Dobrze, że zapowiadane tournee jednego z najbarwniejszych muzyków ostatnich dekad miało miejsce w Łodzi, bo ponoć został odwołany jego drugi koncert w Gdańsku. Część zawiedzionych tym wielbicieli jego sztuki zdołała dojechać jeszcze na łódzki koncert. Warto było!
Dla naukowców wakacje są czasem przygotowań do ich własnych "koncertów" w nowym roku akademickim. Nie bez znaczenia jest to, gdzie ci najlepsi będą "występować" - w szkołach typu remiza strażacka, w pięknych uniwersyteckich aulach czy w wynajętych salach widowiskowych. Być może wykłady niektórych z nich trzeba będzie odwołać, gdyż nie znajdą się na nie klienci. Czyżby czekał nas "krokodyli rock" 2012/2013?
Bilety na koncert były bardzo drogie. To był zapewne powód, dla którego łódzka Atlas Arena nie była wypełniona po brzegi, a w Gdańsku trzeba było odwołać drugi koncert Eltona Johna. Może organizatorzy powinni zmienić swoją zachłanną mentalność na tę, którą od lat stosują już biura turystyczne, a mianowicie na wprowadzenie oferty typu "last Minute"? Może uczelnie publiczne, które nie zdołają wypełnić miejsc na studiach niestacjonarnych też zastosują 30 września br. taką ofertę - taniej, a przy tym dydaktyczne all inclusive?
07 lipca 2012
Dlaczego ukrywa się przed kandydatami na studia statuty wyższych szkół prywatnych?
Zacznijmy od poszukiwania odpowiedzi na pytanie: Dlaczego niektórzy założyciele – właściciele wyższych szkół prywatnych ukrywają przed kandydatami i studentami oraz ich nauczycielami statut szkoły?
Jeśli zajrzymy na stronę uniwersytetów czy akademii, politechnik lub innych typów szkół publicznych, to bez żadnego problemu znajdziemy na nich Statut, a więc uczelnianą konstytucję, w której zapisane są najważniejsze kwestie regulujące jej życie, procesy czy wydarzenia. Nieco inaczej jest z wyższymi szkołami prywatnymi, tzw. wsp, gdzie tylko nieliczni ich właściciele ujawniają statut. Na stronach tych szkół jest wiele informacji, tylko nie ma tej najistotniejszej dla oceny poziomu jej wiarygodności. Są nawet informatory mówiące o tym, dlaczego warto podjąć studia właśnie w tej szkole wyższej, ale … bez opublikowania w nich nawet regulaminu studiów, nie wspominając już o Statucie. Są też szkoły, które tylko dlatego nie udostępniają na swoich stronach internetowych regulaminów i statutu, gdyż kandydaci czy studiujący mieliby problemy z odnalezieniem się w ich zawiłościach. Jak jest naprawdę? Powód wydaje się być prosty. Założyciele nie chcą, by kandydaci na studia i osoby już studiujące dowiedzieli się, na jakich zasadach dana „wsp” funkcjonuje.
To właśnie w Statucie musi być informacja o tym, na jakiej podstawie prawnej działa dana uczelnia, kto jest jej założycielem oraz jakie ma uprawnienia. Ze Statutu także wynika jakie dana „wsp” ma cele, jak zamierza je realizować, jak jest zorganizowana, (jaką ma strukturę), jakie ma organy oraz jaki jest ich zakres działania. Jest też w Statucie mowa o tym, kto może być w takiej szkole nauczycielem , jaki jest jego czas pracy oraz jakie ma obowiązki, a także na jakich zasadach nawiązywany jest z nim stosunek pracy. Statuty informują o sposobie rekrutowania i pozycji studentów w uczelni, o ich obowiązkach, a także o mieniu, finansach i działalności gospodarczej tych szkół. Mało kto interesuje się przepisami przejściowymi, w których znajduje się informacja o tym, kto może tę uczelnię zlikwidować i na jakich zasadach oraz kto staje się po jej likwidacji właścicielem majątku.
Powróćmy jednak do kluczowego dla tego postu pytania. Istotną kwestią, którą powinien zainteresować się ten, kto chce studiować lub pracować w tzw. wsp, jest to, kto jest założycielem „wsp” – czy jest to osoba prywatna (fizyczna), stowarzyszenie, spółka, fundacja, związek wyznaniowy lub kościół? Od tego zależy bowiem to, czy taka szkołą ma gwarancje względnej wiarygodności i stabilności, czy może na skutek niekompetentnego lub pozorowanego zarządzania nią jest jedynie „pralnią brudnych pieniędzy”, hurtownią dyplomów, kioskiem lub remizą strażacką – jak sygnalizują to studenci tych placówek, które były, są lub mogą wkrótce znaleźć się w stanie upadłości (likwidacji).
Ciekawostką może być np. to, kiedy założyciel zapisuje w statucie, że ma uprawnienia do pełnienia roli kanclerza lub powołania na to stanowisko innej osoby. To taka schizoidalna okoliczność powodująca, że ktoś zawiera z samym sobą umowy o pracę, o płacę, uniemożliwiając innym podmiotom kontrolowanie majątku szkoły. Tym samym taki majątek, który pochodzi m.in. z wpływów z czesnego i wpisowego studentów czy z zysków z kontraktów badawczych realizowanych przez uczelnię, staje się własnością założyciela-kanclerza. Nie grozi to, z czym mieliśmy wielokrotnie już do czynienia w szkołach prywatnych, że kanclerz jako odrębny podmiot, wyprowadzał środki z budżetu szkoły, prowadząc do jej upadku. Tu taki założyciel może to czynić na własne konto.
Kolejną interesująca kwestią jest to, jak w takiej „wsp” jest powoływany rektor. Są szkoły, w których rektora wybiera i powołuje senat.
W większości jednak takich „wsp” rektora powołuje i mianuje założyciel, zaś dla zmylenia nauczycieli prosi o opinię organ, jakim jest senat szkoły. Nawet , gdyby senat był przeciw, a niechby tylko spróbował, to założyciel i tak mianuje rektorem, kogo tylko chce, byle ten posiadał stopień naukowy doktora. Nie muszą tu być istotne jakiekolwiek inne kryteria – kompetencji akademickich, naukowych, zgodności wykształcenia z profilami kształcenia studentów itp. W takiej sytuacji rektor nie ma nic do powiedzenia, poza jedynie tym, czy zamierza uczestniczyć w grze, czy nie, czy będzie podpisywał faktury kanclerza, czy nie, gdyż nie dysponuje w takiej relacji akademicką suwerennością. Każda jego propozycja, nawet najdalej korzystna dla środowiska szkoły, musi być zaakceptowana przez założyciela, a tu woluntaryzm jest decydującym kryterium. Ten zawsze może powiedzieć: NIE bo NIE. I żeby się nie wiem, jak wytężał, to nie podźwignie, taki to ciężar – jak pisał poeta.
Nooo, chyba, że założyciel musi się z takim rektorem liczyć, bo bez niego jego szkoła nie zachęcałaby do podejmowania w niej studiów i pracy. Jeśli bowiem założyciel stawia na osobę, na jej autorytet, to znaczy, że chce budować wizerunek szkoły jako placówki wiarygodnej. To tylko kwestia czasu, jak długo jest tym zainteresowany. Jeden ze znanych mi uniwersyteckich profesorów, kiedy miał propozycję objęcia funkcji rektora „wsp”, szybko zorientował się po rozmowie z założycielem, że tu nie chodzi o żadną naukę, o wysoką jakość kształcenia, tylko o utrzymanie produkcji. Stwierdził wówczas, że w tej sytuacji nie splami swojego akademickiego statusu i dorobku. Byli tacy, co splamili i musieli na łamach prasy i w telewizji tłumaczyć się, dlaczego, pełniąc funkcję rektora, dopuścili do regularnego łamania prawa.
Jeśli założyciel zamierza prowadzić szkołę tak, jak każde przedsiębiorstwo usługowe – USŁUGI DLA LUDNOŚCI – to nie ma znaczenia, kto jest tu rektorem, dziekanem czy nauczycielem akademickim. Tu trzeba spełnić tzw. progowe warunki formalno-prawne, a i te nie są spełniane, byle nie podpaść organom kontroli państwowej, albo ryzykować, że nie zostanie się przyłapanym na oszustwie. Do produkcji musi być towar, który pozyskuje się jak najmniejszym kosztem, by mieć jak najwyższy zysk. Ważne, by byli klienci, którzy są gotowi płacić za tę usługę. Kiedy idziemy do hipermarketu, to nie interesujemy się tym, kto jest jego dyrektorem, kto nas obsługuje. Podobnie ma się z tak zarządzanymi „wsp” , że ich założyciele traktują je jak hipermarket potencjalnie dostępnych dyplomów, za które klienci muszą zapłacić – rejestracją, uczęszczaniem lub nie uczęszczaniem (w modelu e-lerningowym) na zajęcia dydaktyczne, zaliczaniem i zdawaniem egzaminów, regularnym uiszczaniem czesnego itp.
Nie ma zatem znaczenia, kto nas obsługuje w środku, kto jest w dziale promocji, kto wciska nam produkty do spróbowania, kto siedzi przy kasie. Można dla osłony pozoru ubrać personel w togi i birety, zamówić insygnia „władzy akademickiej”, wydawać własne publikacje, czasopisma czy gadżety. Ma to głównie odwrócić uwagę klientów od tego, co jest tak na prawdę w środku „pudełka czekoladek”. Smacznego.
Jeśli zajrzymy na stronę uniwersytetów czy akademii, politechnik lub innych typów szkół publicznych, to bez żadnego problemu znajdziemy na nich Statut, a więc uczelnianą konstytucję, w której zapisane są najważniejsze kwestie regulujące jej życie, procesy czy wydarzenia. Nieco inaczej jest z wyższymi szkołami prywatnymi, tzw. wsp, gdzie tylko nieliczni ich właściciele ujawniają statut. Na stronach tych szkół jest wiele informacji, tylko nie ma tej najistotniejszej dla oceny poziomu jej wiarygodności. Są nawet informatory mówiące o tym, dlaczego warto podjąć studia właśnie w tej szkole wyższej, ale … bez opublikowania w nich nawet regulaminu studiów, nie wspominając już o Statucie. Są też szkoły, które tylko dlatego nie udostępniają na swoich stronach internetowych regulaminów i statutu, gdyż kandydaci czy studiujący mieliby problemy z odnalezieniem się w ich zawiłościach. Jak jest naprawdę? Powód wydaje się być prosty. Założyciele nie chcą, by kandydaci na studia i osoby już studiujące dowiedzieli się, na jakich zasadach dana „wsp” funkcjonuje.
To właśnie w Statucie musi być informacja o tym, na jakiej podstawie prawnej działa dana uczelnia, kto jest jej założycielem oraz jakie ma uprawnienia. Ze Statutu także wynika jakie dana „wsp” ma cele, jak zamierza je realizować, jak jest zorganizowana, (jaką ma strukturę), jakie ma organy oraz jaki jest ich zakres działania. Jest też w Statucie mowa o tym, kto może być w takiej szkole nauczycielem , jaki jest jego czas pracy oraz jakie ma obowiązki, a także na jakich zasadach nawiązywany jest z nim stosunek pracy. Statuty informują o sposobie rekrutowania i pozycji studentów w uczelni, o ich obowiązkach, a także o mieniu, finansach i działalności gospodarczej tych szkół. Mało kto interesuje się przepisami przejściowymi, w których znajduje się informacja o tym, kto może tę uczelnię zlikwidować i na jakich zasadach oraz kto staje się po jej likwidacji właścicielem majątku.
Powróćmy jednak do kluczowego dla tego postu pytania. Istotną kwestią, którą powinien zainteresować się ten, kto chce studiować lub pracować w tzw. wsp, jest to, kto jest założycielem „wsp” – czy jest to osoba prywatna (fizyczna), stowarzyszenie, spółka, fundacja, związek wyznaniowy lub kościół? Od tego zależy bowiem to, czy taka szkołą ma gwarancje względnej wiarygodności i stabilności, czy może na skutek niekompetentnego lub pozorowanego zarządzania nią jest jedynie „pralnią brudnych pieniędzy”, hurtownią dyplomów, kioskiem lub remizą strażacką – jak sygnalizują to studenci tych placówek, które były, są lub mogą wkrótce znaleźć się w stanie upadłości (likwidacji).
Ciekawostką może być np. to, kiedy założyciel zapisuje w statucie, że ma uprawnienia do pełnienia roli kanclerza lub powołania na to stanowisko innej osoby. To taka schizoidalna okoliczność powodująca, że ktoś zawiera z samym sobą umowy o pracę, o płacę, uniemożliwiając innym podmiotom kontrolowanie majątku szkoły. Tym samym taki majątek, który pochodzi m.in. z wpływów z czesnego i wpisowego studentów czy z zysków z kontraktów badawczych realizowanych przez uczelnię, staje się własnością założyciela-kanclerza. Nie grozi to, z czym mieliśmy wielokrotnie już do czynienia w szkołach prywatnych, że kanclerz jako odrębny podmiot, wyprowadzał środki z budżetu szkoły, prowadząc do jej upadku. Tu taki założyciel może to czynić na własne konto.
Kolejną interesująca kwestią jest to, jak w takiej „wsp” jest powoływany rektor. Są szkoły, w których rektora wybiera i powołuje senat.
W większości jednak takich „wsp” rektora powołuje i mianuje założyciel, zaś dla zmylenia nauczycieli prosi o opinię organ, jakim jest senat szkoły. Nawet , gdyby senat był przeciw, a niechby tylko spróbował, to założyciel i tak mianuje rektorem, kogo tylko chce, byle ten posiadał stopień naukowy doktora. Nie muszą tu być istotne jakiekolwiek inne kryteria – kompetencji akademickich, naukowych, zgodności wykształcenia z profilami kształcenia studentów itp. W takiej sytuacji rektor nie ma nic do powiedzenia, poza jedynie tym, czy zamierza uczestniczyć w grze, czy nie, czy będzie podpisywał faktury kanclerza, czy nie, gdyż nie dysponuje w takiej relacji akademicką suwerennością. Każda jego propozycja, nawet najdalej korzystna dla środowiska szkoły, musi być zaakceptowana przez założyciela, a tu woluntaryzm jest decydującym kryterium. Ten zawsze może powiedzieć: NIE bo NIE. I żeby się nie wiem, jak wytężał, to nie podźwignie, taki to ciężar – jak pisał poeta.
Nooo, chyba, że założyciel musi się z takim rektorem liczyć, bo bez niego jego szkoła nie zachęcałaby do podejmowania w niej studiów i pracy. Jeśli bowiem założyciel stawia na osobę, na jej autorytet, to znaczy, że chce budować wizerunek szkoły jako placówki wiarygodnej. To tylko kwestia czasu, jak długo jest tym zainteresowany. Jeden ze znanych mi uniwersyteckich profesorów, kiedy miał propozycję objęcia funkcji rektora „wsp”, szybko zorientował się po rozmowie z założycielem, że tu nie chodzi o żadną naukę, o wysoką jakość kształcenia, tylko o utrzymanie produkcji. Stwierdził wówczas, że w tej sytuacji nie splami swojego akademickiego statusu i dorobku. Byli tacy, co splamili i musieli na łamach prasy i w telewizji tłumaczyć się, dlaczego, pełniąc funkcję rektora, dopuścili do regularnego łamania prawa.
Jeśli założyciel zamierza prowadzić szkołę tak, jak każde przedsiębiorstwo usługowe – USŁUGI DLA LUDNOŚCI – to nie ma znaczenia, kto jest tu rektorem, dziekanem czy nauczycielem akademickim. Tu trzeba spełnić tzw. progowe warunki formalno-prawne, a i te nie są spełniane, byle nie podpaść organom kontroli państwowej, albo ryzykować, że nie zostanie się przyłapanym na oszustwie. Do produkcji musi być towar, który pozyskuje się jak najmniejszym kosztem, by mieć jak najwyższy zysk. Ważne, by byli klienci, którzy są gotowi płacić za tę usługę. Kiedy idziemy do hipermarketu, to nie interesujemy się tym, kto jest jego dyrektorem, kto nas obsługuje. Podobnie ma się z tak zarządzanymi „wsp” , że ich założyciele traktują je jak hipermarket potencjalnie dostępnych dyplomów, za które klienci muszą zapłacić – rejestracją, uczęszczaniem lub nie uczęszczaniem (w modelu e-lerningowym) na zajęcia dydaktyczne, zaliczaniem i zdawaniem egzaminów, regularnym uiszczaniem czesnego itp.
Nie ma zatem znaczenia, kto nas obsługuje w środku, kto jest w dziale promocji, kto wciska nam produkty do spróbowania, kto siedzi przy kasie. Można dla osłony pozoru ubrać personel w togi i birety, zamówić insygnia „władzy akademickiej”, wydawać własne publikacje, czasopisma czy gadżety. Ma to głównie odwrócić uwagę klientów od tego, co jest tak na prawdę w środku „pudełka czekoladek”. Smacznego.
06 lipca 2012
Wyróżnienia dla pedagogów w kraju i kolejne habilitacje na Słowacji
Zgodnie z Ustawą o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki tytuł profesora nadaje Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej na podstawie wniosku Centralnej Komisji do Spraw Stopni i Tytułów. Tytuł ten może być nadany osobie, która uzyskała stopień doktora habilitowanego, ma osiągnięcia naukowe lub artystyczne znacznie przekraczające wymagania stawiane w przewodzie habilitacyjnym, może także pochwalić się sukcesami dydaktycznymi, w tym w kształceniu kadry naukowej lub artystycznej. Wśród nominowanych w mijającym roku akademickim było aż trzech profesorów pedagogiki specjalnej: Iwona Chrzanowska z UAM w Poznaniu, Amadeusz Krause z Uniwersytetu Gdańskiego i Marzenna Zaorska z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz pedagog zdrowia Zbigniew Izdebski z Uniwersytetu Zielonogórskiego. Gratuluję nominowanym profesorom!
*******
Nieco mniejszą rangę, bo o charakterze symbolicznych wyróżnień, miało uroczyste podsumowanie Ruchu Innowacyjnego w Edukacji, którego organizatorem jest Łódzkie Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi we współpracy z instytucjami o znaczeniu krajowym i międzynarodowym. Dyrektor tego wyjątkowego w Polsce Centrum - Janusz Moos troszczy się o to, by uroczystość podsumowująca działalność innowacyjną była nie tylko - jak pisze: szczególnie ważnym świętem dla nauczycieli prezentujących wysoki poziom refleksji i produktywności pedagogicznej, dla kreatorów ZMIANY w edukacji, dla osób wytwarzających i wdrażających do praktyki edukacyjnej pomysły rozwiązań problemów, ukierunkowane na wytwarzanie wiedzy przez uczących się, a więc dla nauczycieli stosujących w praktyce założenia kształcenia wielostronnego i konstruktywizmu w edukacji, dla organizatorów procesów innowacyjnych w otoczeniu szkoły oraz dla innowacyjnych pracodawców wpływających na strukturę i modele uczenia się. Jest to także dowodem na to, że mimo strukturalnych ograniczeń i dominującej w oświacie politycznej poprawności, są jeszcze nowatorzy, animatorzy zmian edukacyjnych i społecznych, którzy realizują pasje niezależnie od okoliczności zewnętrznych. Także tegoroczne spotkanie objęli swoim patronatem:
• Wojewoda Łódzki - Jolanta Chełmińska
• Marszałek Województwa Łódzkiego - Witold Stępień
• Prezydent Miasta Łodzi - Hanna Zdanowska
• Kuratorium Oświaty w Łodzi
W Pałacu Poznańskiego, w którym mieści się Muzeum Miasta Łodzi, przyznano tytuły i certyfikaty:
„Mistrza Pedagogii”,
„Kreatora innowacji”,
„Kreatora kształtowania kompetencji społecznych”,
„Ambasadora innowacyjnych idei i praktyk pedagogicznych”,
„Lidera w edukacji”,
„Partnera przyjaznego edukacji”,
„Innowacyjnego pracodawcy”,
„Talentu uczniowskiego” oraz
„Nauczyciela nowatora”.
Wśród laureatów pierwszej, najnowszej godności w nowatorskim ruchu byli profesorowie: Maria Dudzikowa, Beata Jachimczak i Stanisław Dylak z UAM w Poznaniu,
Ewa Marynowicz-Hetka, Małgorzata Leyko i Grażyna Poraj z Uniwersytetu Łódzkiego,
Stanisław Popek i Ryszard Bera z UMCS w Lublinie,
Olga Czerniawska z AHE w Łodzi, b. prof. UŁ,
Jan Miodek z Uniwersytetu Wrocławskiego,
Bogusław Śliwerski z Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie,
Sławomir Wiak z Politechniki Łódzkiej,
Henryk Bednarczyk z Instytutu Technologii i Eksploatacji w Radomiu,
Krystyna Milczarek-Pankowska z Uniwersytetu Warszawskiego
oraz niezwykle zasłużeni w kształceniu refleksyjnych praktyków doktorzy:
Aldona Kopik - z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach,
Jacek Pyżalski z Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi,
Joachim Pfeiffer z MTS Mathematisch Technische Software-Entwicklung GmbH,
i Małgorzata Rosin z UŁ.
Wśród wyróżnionych jako "Mistrz pedagogii" został też dyrektor ŁCDNiKP w Łodzi - mgr inż. Janusz Moos, którego współpracownicy przygotowali odrębny, zaskakujący dla Twórcy tych wyróżnień, certyfikat. Była to niewątpliwie wzruszająca dla dyrektora Centrum chwila, bowiem po raz pierwszy został w tak niespodziewany dla siebie sposób wyróżniony przez tych, z którymi od kilkudziesięciu lat nieustannie, z wielką pasją i osobistym zaangażowaniem troszczy się o jak najwyższą jakość polskiej edukacji, o wybitnych nauczycieli, wychowawców, społeczników i utalentowanych uczniów.
Z całego serca gratuluję Megamistrzowi pedagogicznego nowatorstwa w skali nie tylko łódzkiego województwa, ale całego kraju. Kiedy ktoś czyta, rozmawia czy dyskutuje o zmianach, reformach lub innowacjach w szkolnictwie zawodowym, to musi zetknąć się z nazwiskiem Janusza Moosa. Wiele ekip rządzących w resorcie edukacji korzystało z jego idei, projektów, a ŁCDNiKP zlecało niemalże laboratoryjne, pilotażówe ich weryfikowanie, bo kluczowa jest wiarygodność partnera w tych procesach. Pracujący w Łódzkim Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi nauczyciele, pedagodzy, specjaliści różnych dziedzin mają to szczęście, że są w twórczym i niepokornym środowisku oświatowym. Nic dziwnego, że sami stają się "drożdżami" i kreatorami nowatorstwa pedagogicznego w regionie oraz w kraju. Wspomniana tu uroczystość była zatem także ICH świętem.
*******
Jak informują polscy naukowcy, którzy habilitowali się w Katolickim Uniwersytecie w Rużomberku, pominąłem w tym roku akademickim jeszcze dwóch pedagogów, a raczej dwie pedagożki, które uzyskały habilitację z (nienaukowej w Polsce) dyscypliny -"praca socjalna" w dn. 23 maja 2012 r. na Wydziale Pedagogicznym. Praca socjalna jest w naszym kraju jedynie kierunkiem kształcenia. Na Słowacji łączy się kategorię kierunku kształcenia z dyscypliną naukową, stąd można właśnie tam uzyskać habilitację czy profesurę z "pracy socjalnej".
Pani dr Monika Ostrowska z Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego w Krakowie obroniła rozprawę habilitacyjną pt. "Vzdelávanie odborníkov v oblasti sociálnej práce v Európskej únii" ("Kształcenie specjalistów w zakresie pracy socjalnej w Unii Europejskiej") i wygłosiła wykład habilitacyjny pt. "Syndróm vyhorenia sociálneho pracovníka" (Syndrom wypalenia zawodowego pracownika socjalnego").
Drugą, habilitowaną z pracy socjalnej została dr Dorota Ruszkiewicz z Filii Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach w Piotrkowie Trybunalskim, która półtorej godziny później obroniła swoją rozprawę pt. "Život osamote - útek od rodiny, či znamenie našich časov" (Życie w samotności - ucieczka od rodziny czy znak naszych czasów") oraz wygłosiła wykład habilitacyjny pt. "Spoločenská a emocionálna podpora v sociálnej práci" ("Społeczne i emocjonalne wsparcie w pracy socjalnej"). Pani dr hab. D. Ruszkiewicz obroniła w 2003 r. na Wydziale Nauk Społecznych KUL pracę doktorską pt. "Realizacja funkcji opiekuńczo-wychowawczej w rodzinie samotnego ojca", czyniąc z problematyki osamotnienia główny problem swoich zainteresowań naukowych. Kielecka uczelnia ma już zatem od 2004 r. dziewiątego, a może i dziesiątego z kolei absolwenta postępowania habilitacyjnego lub profesorskiego w KU w Rużomberku na Słowacji.
A tak na marginesie, zaplanowanie obrony pracy habilitacyjnej i wykładu habilitacyjnego na 90 minut, w sytuacji, kiedy procedura (nie wpsominając o innych normach) wymaga jeszcze wyrażenia opinii o dorobku kandydata przez recenzentów oraz zadanie mu pytań, by udzielił na nie odpowiedzi, wskazuje na "teleekspresowe" tempo promocji.
*******
Nieco mniejszą rangę, bo o charakterze symbolicznych wyróżnień, miało uroczyste podsumowanie Ruchu Innowacyjnego w Edukacji, którego organizatorem jest Łódzkie Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi we współpracy z instytucjami o znaczeniu krajowym i międzynarodowym. Dyrektor tego wyjątkowego w Polsce Centrum - Janusz Moos troszczy się o to, by uroczystość podsumowująca działalność innowacyjną była nie tylko - jak pisze: szczególnie ważnym świętem dla nauczycieli prezentujących wysoki poziom refleksji i produktywności pedagogicznej, dla kreatorów ZMIANY w edukacji, dla osób wytwarzających i wdrażających do praktyki edukacyjnej pomysły rozwiązań problemów, ukierunkowane na wytwarzanie wiedzy przez uczących się, a więc dla nauczycieli stosujących w praktyce założenia kształcenia wielostronnego i konstruktywizmu w edukacji, dla organizatorów procesów innowacyjnych w otoczeniu szkoły oraz dla innowacyjnych pracodawców wpływających na strukturę i modele uczenia się. Jest to także dowodem na to, że mimo strukturalnych ograniczeń i dominującej w oświacie politycznej poprawności, są jeszcze nowatorzy, animatorzy zmian edukacyjnych i społecznych, którzy realizują pasje niezależnie od okoliczności zewnętrznych. Także tegoroczne spotkanie objęli swoim patronatem:
• Wojewoda Łódzki - Jolanta Chełmińska
• Marszałek Województwa Łódzkiego - Witold Stępień
• Prezydent Miasta Łodzi - Hanna Zdanowska
• Kuratorium Oświaty w Łodzi
W Pałacu Poznańskiego, w którym mieści się Muzeum Miasta Łodzi, przyznano tytuły i certyfikaty:
„Mistrza Pedagogii”,
„Kreatora innowacji”,
„Kreatora kształtowania kompetencji społecznych”,
„Ambasadora innowacyjnych idei i praktyk pedagogicznych”,
„Lidera w edukacji”,
„Partnera przyjaznego edukacji”,
„Innowacyjnego pracodawcy”,
„Talentu uczniowskiego” oraz
„Nauczyciela nowatora”.
Wśród laureatów pierwszej, najnowszej godności w nowatorskim ruchu byli profesorowie: Maria Dudzikowa, Beata Jachimczak i Stanisław Dylak z UAM w Poznaniu,
Ewa Marynowicz-Hetka, Małgorzata Leyko i Grażyna Poraj z Uniwersytetu Łódzkiego,
Stanisław Popek i Ryszard Bera z UMCS w Lublinie,
Olga Czerniawska z AHE w Łodzi, b. prof. UŁ,
Jan Miodek z Uniwersytetu Wrocławskiego,
Bogusław Śliwerski z Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie,
Sławomir Wiak z Politechniki Łódzkiej,
Henryk Bednarczyk z Instytutu Technologii i Eksploatacji w Radomiu,
Krystyna Milczarek-Pankowska z Uniwersytetu Warszawskiego
oraz niezwykle zasłużeni w kształceniu refleksyjnych praktyków doktorzy:
Aldona Kopik - z Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach,
Jacek Pyżalski z Instytutu Medycyny Pracy w Łodzi,
Joachim Pfeiffer z MTS Mathematisch Technische Software-Entwicklung GmbH,
i Małgorzata Rosin z UŁ.
Wśród wyróżnionych jako "Mistrz pedagogii" został też dyrektor ŁCDNiKP w Łodzi - mgr inż. Janusz Moos, którego współpracownicy przygotowali odrębny, zaskakujący dla Twórcy tych wyróżnień, certyfikat. Była to niewątpliwie wzruszająca dla dyrektora Centrum chwila, bowiem po raz pierwszy został w tak niespodziewany dla siebie sposób wyróżniony przez tych, z którymi od kilkudziesięciu lat nieustannie, z wielką pasją i osobistym zaangażowaniem troszczy się o jak najwyższą jakość polskiej edukacji, o wybitnych nauczycieli, wychowawców, społeczników i utalentowanych uczniów.
Z całego serca gratuluję Megamistrzowi pedagogicznego nowatorstwa w skali nie tylko łódzkiego województwa, ale całego kraju. Kiedy ktoś czyta, rozmawia czy dyskutuje o zmianach, reformach lub innowacjach w szkolnictwie zawodowym, to musi zetknąć się z nazwiskiem Janusza Moosa. Wiele ekip rządzących w resorcie edukacji korzystało z jego idei, projektów, a ŁCDNiKP zlecało niemalże laboratoryjne, pilotażówe ich weryfikowanie, bo kluczowa jest wiarygodność partnera w tych procesach. Pracujący w Łódzkim Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi nauczyciele, pedagodzy, specjaliści różnych dziedzin mają to szczęście, że są w twórczym i niepokornym środowisku oświatowym. Nic dziwnego, że sami stają się "drożdżami" i kreatorami nowatorstwa pedagogicznego w regionie oraz w kraju. Wspomniana tu uroczystość była zatem także ICH świętem.
*******
Jak informują polscy naukowcy, którzy habilitowali się w Katolickim Uniwersytecie w Rużomberku, pominąłem w tym roku akademickim jeszcze dwóch pedagogów, a raczej dwie pedagożki, które uzyskały habilitację z (nienaukowej w Polsce) dyscypliny -"praca socjalna" w dn. 23 maja 2012 r. na Wydziale Pedagogicznym. Praca socjalna jest w naszym kraju jedynie kierunkiem kształcenia. Na Słowacji łączy się kategorię kierunku kształcenia z dyscypliną naukową, stąd można właśnie tam uzyskać habilitację czy profesurę z "pracy socjalnej".
Pani dr Monika Ostrowska z Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego w Krakowie obroniła rozprawę habilitacyjną pt. "Vzdelávanie odborníkov v oblasti sociálnej práce v Európskej únii" ("Kształcenie specjalistów w zakresie pracy socjalnej w Unii Europejskiej") i wygłosiła wykład habilitacyjny pt. "Syndróm vyhorenia sociálneho pracovníka" (Syndrom wypalenia zawodowego pracownika socjalnego").
Drugą, habilitowaną z pracy socjalnej została dr Dorota Ruszkiewicz z Filii Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach w Piotrkowie Trybunalskim, która półtorej godziny później obroniła swoją rozprawę pt. "Život osamote - útek od rodiny, či znamenie našich časov" (Życie w samotności - ucieczka od rodziny czy znak naszych czasów") oraz wygłosiła wykład habilitacyjny pt. "Spoločenská a emocionálna podpora v sociálnej práci" ("Społeczne i emocjonalne wsparcie w pracy socjalnej"). Pani dr hab. D. Ruszkiewicz obroniła w 2003 r. na Wydziale Nauk Społecznych KUL pracę doktorską pt. "Realizacja funkcji opiekuńczo-wychowawczej w rodzinie samotnego ojca", czyniąc z problematyki osamotnienia główny problem swoich zainteresowań naukowych. Kielecka uczelnia ma już zatem od 2004 r. dziewiątego, a może i dziesiątego z kolei absolwenta postępowania habilitacyjnego lub profesorskiego w KU w Rużomberku na Słowacji.
A tak na marginesie, zaplanowanie obrony pracy habilitacyjnej i wykładu habilitacyjnego na 90 minut, w sytuacji, kiedy procedura (nie wpsominając o innych normach) wymaga jeszcze wyrażenia opinii o dorobku kandydata przez recenzentów oraz zadanie mu pytań, by udzielił na nie odpowiedzi, wskazuje na "teleekspresowe" tempo promocji.
05 lipca 2012
Test dla Habilitantów (nie tylko z pedagogiki)
Coś drgnęło w naszym środowisku akademickim, bowiem pojawiły się pierwsze wnioski doktorów nauk humanistycznych w dyscyplinie pedagogika o powołanie przez Centralną Komisję Do Spraw Stopni i Tytułów komisji do przeprowadzenia postępowania habilitacyjnego zgodnie z art. 16, 18a i 21, ustawy z dnia 14 marca 2003 r. o stopniach naukowych i tytule naukowym oraz o stopniach i tytule w zakresie sztuki (Dz. U. Nr 65, poz. 595 z późn. zm.) w brzmieniu ustalonym ustawą z dnia 18 marca 2011 r. (Dz. U. Nr 84, poz. 455 z późn. zm.), oraz rozporządzeniem Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego z dnia 22 września 2011 r. w sprawie szczegółowego trybu i warunków przeprowadzania czynności w przewodach doktorskich, w postępowaniu habilitacyjnym oraz w postępowaniu o nadanie tytułu profesora (Dz. U. Nr 204, poz. 1200). Można zajrzeć na stronę CK i zobaczyć, jakiej treści są te wnioski oraz czy kandydaci rzeczywiście spełniają wymogi merytoryczne i formalne, by ubiegać się o nadanie im stopnia doktora nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika.
Nowa procedura, nowe wymagania, nowe sytuacje tworzą z jednej strony zaciekawienie, być może budzą niepokój albo wywołują chęć podjęcia próby bez poczucia obciążeń, które wynikały z dotychczasowo obowiązującego prawa w tym względzie. Kusi bowiem chęć zaangażowania komisji w sprawę oceny dorobku naukowego, skoro nie wiąże się z tym postępowaniem obowiązek zdania kolokwium habilitacyjnego i wygłoszenia wykładu habilitacyjnego. W świetle nowej procedury komisja oceniająca może, ale nie musi zaprosić na rozmowę Habilitantkę/Habilitanta. Pojawiają się sygnały, że nie wszyscy wnioskodawcy zapoznali się z prawem dotyczącym wspomnianego postępowania. Także recenzenci muszą przełamać swoje dotychczasowe przywyczajenia, by przygotować dla komisji i rady jednostki przeprowadzającej przewód opinię, która będzie zawierała odpowiedź na kilkanaście pytań. Warto je tu przytoczyć, żeby można było podjąć deczyję, czy jest to już ten moment, w którym mogę przedłożyć dokumentację osiągnięć naukowych w danej dyscyplinie i dziedzinie nauk. Powołuję się na treść rozporządzenia, w którym zostały określone uszczegółowione w stosunku do w/w rozporządzenia kryteria oceny osiągnięć osoby ubiegającej się o nadanie stopnia doktora habilitowanego, zwanej danej „habilitantem”.
1) Czy jestem autorem lub współautorem publikacji naukowych w czasopismach znajdujących się w bazie Journal Citation Reports (JCR) lub na liście European Reference Index for the Humanities (ERIH)?
2) Czy jestem autorem lub współautorem monografii, publikacji naukowych w czasopismach międzynarodowych lub krajowych innych niż znajdujące się w bazach lub na liście, o których mowa powyżej, dla danego obszaru wiedzy?
3) Czy jestem autorem lub współautorem odpowiednio dla danego obszaru: opracowań zbiorowych, katalogów zbiorów, dokumentacji prac badawczych, ekspertyz, utworów i dzieł artystycznych?
3) Jaki jest sumaryczny impact factor moich publikacji naukowych według listy Journal Citation Reports (JCR), zgodnie z rokiem opublikowania?
4) Jaki jest indeks Hirscha moich opublikowanych publikacji?
5) Czy kierowałem międzynarodowymi lub krajowymi projektami badawczymi lub brałem udział w takich projektach?
6) Czy otrzymałem międzynarodowe lub krajowe nagrody za działalność odpowiednio naukową albo artystyczną?
7) Czy wygłosiłem referaty na międzynarodowych lub krajowych konferencjach tematycznych?
Kryteria oceny w zakresie dorobku dydaktycznego i popularyzatorskiego oraz współpracy międzynarodowej habilitanta we wszystkich obszarach wiedzy:
8) Czy uczestniczyłem w programach europejskich i innych programach międzynarodowych lub krajowych?
9) Czy brałem udział w międzynarodowych lub krajowych konferencjach naukowych lub udział w komitetach organizacyjnych tych konferencji?
10) Czy otrzymałem nagrody i wyróżnienia?
11) Czy brałem udział w konsorcjach i sieciach badawczych?
12) Czy kierowałem projektami realizowanymi we współpracy z naukowcami z innych ośrodków polskich i zagranicznych, a w przypadku badań stosowanych we współpracy z przedsiębiorcami?
13) Czy jestem członkiem komitetów redakcyjnych i rad naukowych czasopism naukowych?
14) Czy byłem członkiem w międzynarodowych lub krajowych organizacjach i towarzystwach naukowych?
15) Czy mam osiągnięcia dydaktyczne i w zakresie popularyzacji nauki lub sztuki? \
16) Czy sprawowałem opiekę naukową nad studentami w toku praktyk zawodowych?
17) Czy sprawowąłem opiekę naukową nad doktorantami w charakterze opiekuna naukowego lub promotora pomocniczego? (należy podać tytuły rozpraw doktorskich)
18) Czy odbyłem staże w zagranicznych lub krajowych ośrodkach naukowych lub akademickich?
19) Czy wykonałem ekspertyzy lub inne opracowania na zamówienie organów władzy publicznej, samorządu terytorialnego, podmiotów realizujących zadania publiczne lub przedsiębiorców?
20) Czy brałem udział w zespołach eksperckich i konkursowych?
21) Czy recenzowałem projekty międzynarodowe lub krajowe oraz publikacje w czasopismach międzynarodowych i krajowych?
Niezależnie od odpowiedzi na powyższe pytania i zgromadzenia dla ich udokumentowania koniecznych materiałów, recenzenci będą merytorycznie oceniali rozprawę habilitacyjną lub monotematyczny cykl publikacji. Warto zatem, by profesorowie, którzy otwierają przewody doktorskie młodym pracownikom nauki, uwzględniali w tym postępowaniu także powoływanie spośród doktorów promotorów pomocniczych. W przeciwnym razie przez najbliższe lata tylko z tego powodu nie będą oni mogli ubiegać się o habilitację w naszym kraju.
Subskrybuj:
Posty (Atom)