19 listopada 2011

Szesnasty minister edukacji narodowej - zderzakiem



Mamy szesnastą zmianę na stanowisku ministra edukacji. Wielkiego zaskoczenia w tym przypadku nie było, kiedy premier Donald Tusk oznajmił wczoraj prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu, że na ministra edukacji narodowej proponuje dotychczasową Podsekretarz Stanu w resorcie pod czteroletnim dowództwem Katarzyny Hall - jej zastępczynię Krystynę Szumilas.

Nowa minister jest w Platformie Obywatelskiej od 2001 r. W tegorocznych wyborach uzyskała bardzo wysoki wynik, bowiem głosowało na nią 42200 obywateli (zapewne byli to w większości nauczyciele). W Sejmie zasiada od jego czwartej kadencji, tak więc należy do doświadczonych posłów. Z wykształcenia jest nauczycielką matematyki. Resort edukacji przyciąga na kierownicze stanowiska przedstawicieli tej dyscypliny wiedzy.

Krystyna Szumilas należy od 2001 r. do Platformy Obywatelskiej. W styczniu 2006 objęła funkcję rzecznika w tzw. gabinecie cieni PO odpowiedzialnego za edukację i naukę. Mało kto pamięta, że w PO był taki gabinet, który przygotowywał formację PO do przejęcia władzy, kiedy premierem był Jarosław Kaczyński.

W 2006 r. ówczesna rzecznik "gabinetu cieni" K. Szumilas wzięła udział w XIII Forum Inicjatyw Oświatowych, które w dniach 22-23 kwietnia 2006 obradowało pod patronatem Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży Sejmu nad problemami rzeczywistego uspołecznienia oświaty i przybliżenia jej obywatelom, zwłaszcza rodzicom. Ciekaw jestem, czy nowa pani minister przypomni sobie własne wystąpienie na ten temat? Jakoś tak to już jest w naszym kraju, że jak ktoś jest w opozycji do rządu, to mówi wiele ciekawych i istotnych rzeczy na temat koniecznych zmian w polityce, w tym także w sferze edukacji, ale kiedy otrzymuje realną władzę, nie wykorzystuje jej w tym celu.

Swoje wystąpienie na tym Forum pani K. Szumilas zatytułowała: Wciąż domagam się konkretów! To je przypomnę w tym miejscu, gdyż zostały opublikowane w wydawanej wówczas bezpłatnie nowej gazecie - Dziennik Oświatowy (2006 nr 9, Warszawa), która była kolportowana poprzez internet. Przypomnę tę wypowiedż także z tego powodu, że padają tu pytania, które warto stawiać także dzisiaj, nie tylko dlatego, że "nowa" osoba obejmuje urząd ministra edukacji narodowej. Liczę na to, że tak, jak wówczas stawiała pod ostrzałem krytyki wiceministra edukacji narodowej, dzisiaj, a może jutro sama będzie musiała na nie odpowiedzieć czynem, skoro zdecydowała się kierować tym resortem. Od 5 lat bowiem na wiele z tych pytań nie tylko nie ma odpowiedzi, ale i rozwiązań, które potwierdzałyby wiarygodność ich formułowania przed laty. Jako wiceminister edukacji narodowej w ostatnich czterech latach nie potwierdziła swoją aktywnością, że istotnie były to dla niej i dla całego systemu szkolnego fundamentalne kwestie.

O czym zatem pisała w 2006 r. Krystyna Szumilas oczekując konkretów od rządzących?

Forum (...) zajmie się problemami rzeczywistego uspołecznienia oświaty i przybliżenia jej obywatelom, zwłaszcza rodzicom. Ważnym zagadnieniem będą również wyzwania stojące przed edukacja na wsi. Doświadczenia organizacji pozarządowych i samorządów pozwalają na stworzenie rozwiązań systemowych, których realizacja jest możliwa dzięki funduszom europejskim. Chcemy, aby stowarzyszenia rozwoju wsi, które tak dobrze sprawdziły się w programie Mała Szkoła, stały się powszechną formą samoorganizacji mieszkańców wsi, żeby zakładały one przedszkola, świetlice wiejskie, biblioteki, kluby internetowe i prowadziły działalność na rzecz kultury, pomocy społecznej, przedsiębiorczości i tworzenia nowych miejsc pracy. Zapraszamy do udziału w XIII Forum Inicjatyw Oświatowych.

Gdy zobaczyłam w „Gazecie Szkolnej” (nr 13) wywiad z Jarosławem Zielińskim, sekretarzem stanu w Ministerstwie Edukacji i Nauki, pomyślałam, że nareszcie dowiem się, jakie zmiany przygotowuje rząd w edukacji. Niestety, rozczarowałam się po raz kolejny. Pan minister powtórzył to, co zwykle słyszę w komisji w Sejmie, na konferencjach prasowych czy w wypowiedziach medialnych. Czyli... dużo słów i żadnych konkretów.

Przeczytałam, że w edukacji potrzebne są zmiany i ministerstwo nad nimi pracuje. Że od nowa trzeba zdefiniować zadania szkoły i nauczycieli, aby można było przygotować nową ustawę o edukacji narodowej. Niestety, ciągle bez odpowiedzi pozostają najważniejsze pytania:

Jaki będzie podział kompetencji pomiędzy samorządem a kuratorem? Od kiedy pięciolatki pójdą obowiązkowo do przedszkola, a sześciolatki do szkoły?

Co zmieni się w awansie zawodowym i w jaki sposób zamierza się odbiurokratyzować szkołę?

Na czym będzie polegało wzmocnienie nadzoru pedagogicznego i jakie uprawnienia będą mieli wizytatorzy?

Czy zmieniona zostanie Karta Nauczyciela i co konkretnie ma się w niej zmienić?

W wywiadzie pan minister mówi o szkole otwartej, będącej centrum społeczno-kulturalnym dla środowisk lokalnych, w której „można organizować wszystko, co dobrego i ważnego wymyśli lokalna społeczność”. Piękne, tylko czy prawdziwe?

Bo jak do idei szkoły otwartej mają się ostatnie działania ministra?

Czy list przestrzegający przed organizacjami ekologicznymi albo awantura wokół programu Jurka Owsiaka „Ratujemy i uczymy szkoły. Dla ministra to „możliwość dokonania przez dyrektora szkoły oceny nauczyciela i jego postepowania w zwykłym, kodeksowym trybie”. A przecież autonomia dyrektora to takie jego usytuowanie, aby mógł podejmować decyzje dotyczące wewnętrznego życia szkoły, bez nacisków politycznych z zewnątrz. To również swoboda w decydowaniu: kto, kiedy i jakie zajęcia będzie prowadził w szkole z dziećmi.

Byłam przekonana, że otwarta szkoła to szkoła współpracująca z rodzicami, a propagowanie tej idei jest równoznaczne z rozwijaniem takiej współpracy. Z dużym więc zdziwieniem przeczytałam słowa pana ministra o tym, że właściwie szkoła jest dostatecznie uspołeczniona, rodzice mają wystarczającą liczbę praw, a to że w wielu szkołach nie działają rady szkół, to... wina rodziców.

Mocno przeraziły mnie pomysły na poprawienie współpracy szkoły z rodzicami. Wyglądają mniej więcej tak: jeżeli szkoła będzie źle współpracowała z rodzicami, zostanie ukarana. Jeżeli nie podejmie współpracy, to też zostanie ukarana. Nie znalazłam informacji, co się stanie, jeżeli rodzice nie będą chcieli współpracować ze szkołą, ale przypuszczam, że za to też odpowie szkoła.

Pan minister liczy na wielki, społeczny dialog. Zachęca do dyskusji, ale nie podaje żadnych konkretnych propozycji, nad którymi można by dyskutować. Odpowiedzi udzielone w wywiadzie to zbiór ogólników, często sprzecznych ze sobą. Być może mogą zadziałać jak kij włożony w mrowisko, ale chyba nie o taki dialog chodzi.Jak długo jeszcze środowisko oświatowe będzie czekało na konkrety? Kiedy ministerstwo wyjdzie z fazy zbierania pomysłów?


Cieszy mnie, że Pan Minister pozytywnie ocenia swoją współpracę z sejmową Komisją Edukacji, Nauki i Młodzieży. Bardzo dobrze, że docenia też znaczenie merytorycznych dyskusji dotyczących polskiej oświaty. Niepokoi mnie tylko awersja Pana Ministra do informowania społeczeństwa o działaniach władzy.


Nie przystoi utyskiwanie na działalność „gabinetu cieni” Platformy Obywatelskiej. Kontrola władzy jest zadaniem opozycji, a przekazywanie do publicznej wiadomości przebiegu jawnych przecież obrad stanowi gwarancje, że prezentowane poglądy i wygłaszane opinie poznają wszyscy zainteresowani, a istotne problemy nie będą chowane pod dywan podczas kuluarowych rozmów.

No to Pani Minister, życzę spełnienia się w nowej roli i odpowiedzi na powyższe kwestie konkretami, a nie ogólnikami, niechowanie głowy w piasek itd., itd., jak sama Pani apelowała o to do ówczesnego rządu, by Pani działania były (...) z pożytkiem dla całej polskiej oświaty, a przede wszystkim uczniów.
(podkreślenia w tekście - BŚ).

Uzasadnienie premiera wyboru nowych ministrów wskazujące na to, że są oni "zderzakami" na trudne czasy wyraźnie pokazuje, jaka przypada im rola.

Premier mówił: - To jest rząd zderzaków, każdy z nas jest zderzakiem, ja też. Czy te zderzaki wytrzymają cztery lata, czy cztery miesiące? Zobaczymy. Idą ciężkie czasy, zdajemy sobie sprawę, jakie zadania sobie nałożyliśmy, więc każdy z nas jest zderzakiem. Nikt tu nie przyszedł z definicji na cztery lata, nikt. Każdy przyszedł wykonać swoją robotę. Nie da rady - szybciej się pożegna ze stanowiskiem. Fajna perspektywa, nie do pozazdroszczenia. A jak pozytywnie motywująca do pracy? Teraz tylko czekać, jak podobnie MEN będzie motywować nauczycieli! Czy przykłady idą z góry, czy ryba psyje się od głowy?

Minister edukacji narodowej jako zderzak oznacza, że nie będzie ani motorem przemian, ani ich sprzęgłem, ale i nie będzie ich hamulcem. Ma jedynie przyjmować na siebie wszelkie możliwe w(y)padki, zderzenia, katastrofy, a więc czekać na bieg wydarzeń i na to, co czyni kierowca, jak kieruje pojazdem publicznej i niepublicznej edukacji. Szkoda zatem, że już na starcie minister edukacji zostaje potraktowana jak zderzak.

PS.
Zamieszczam ten wpis ponownie, gdyż administrator nie wprowadził do tego postu formy komentarzy, co zdarza się po raz pierwszy. Czyżby MEN miało takie wpływy? Czy może rację ma J. Kaczyński, że w Polsce zaczyna się niszczyć krytykę władzy?

(http://wyborcza.pl/1,75478,10658922,Zderzaki___nowy_rzad_Tuska_najmlodszy_w_historii.html; Poczet ministrów za Głos Nauczycielski 2011 nr 46, s.2)

17 listopada 2011

Komitet Nauk Pedagogicznych Polskiej Akademii Nauk na lata 2011-2014 został wybrany














Polska Akademia Nauk jest najważniejszą państwową instytucją naukową, której działalność reguluje ustawa z dnia 25 kwietnia 1997 r. o PAN z późn.zm. Działa ona poprzez wyłonioną w drodze wyborów korporację uczonych oraz poprzez placówki naukowe i instytuty.

Warto przypomnieć, że Polska Akademia Nauk została objęta reformą strukturalną w ramach całego pakietu reform nauki i szkolnictwa wyższego, jakie zostały przyjęte przez Sejm VII kadencji. W wyniku nowelizacji ustawy o PAN w 2011 r. m.in. uległy zmniejszeniu liczbowemu składy komitetów naukowych PAN, w przypadku Komitetu Nauk Pedagogicznych z 40 do 30. Zmieniła się także procedura dokonywania wyboru członków KNP PAN.

Komitety naukowe Akademii są jedną z jej struktur korporacyjnych, obok wydziałów, oddziałów, komitetów problemowych i komisji do spraw etyki w nauce. Komitet naukowy jest samorządną reprezentacją dyscypliny lub pokrewnych dyscyplin naukowych służącą integrowaniu uczonych całego kraju.

W skład Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN na kadencję 2011-2014 wchodzą członkowie krajowi Akademii – pedagodzy: członek zwyczajny PAN, prof. dr hab. Czesław Kupisiewicz i członek – korespondent, prof. dr hab. Zbigniew Kwieciński oraz osoby wybrane przez środowisko naukowe pedagogów.

Wybory 30 członków Komitetu miały charakter tajny, a zostały przeprowadzone do 31 października 2011 r. na podstawie uchwały prezydium Polskiej Akademii Nauk nr 28/2011 z dnia 26 maja 2011 r., w sprawie regulaminu wyborów członków komitetu naukowego i jego organów. Każdy z wyborców mógł podać maksymalnie 10 nazwisk spośród opublikowanej listy zarejestrowanych przez Komisję Wyborczą kandydatów, którymi mogli być samodzielni pracownicy naukowi w dyscyplinie „pedagogika”.

W dniu 8 listopada 2011 r. Komisja Wyborcza przedłożyła w Wydziale I Nauk Humanistycznych i Społecznych Polskiej Akademii Nauk protokół wyników wyborów członków Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN nowej kadencji. Zostali nimi (dane obejmują w kolejnosci: Nazwisko imię, tytuł lub stopien naukowy, uczelnę kandydata i liczbę uzyskanych głosów):

1 Śliwerski Bogusław prof. dr hab. Akademia Pedagogiki Specjalnej, Wydział Nauk Pedagogicznych 123

2 Kwiatkowski Stefan prof. dr hab. Akademia Pedagogiki Specjalnej, Wydział Nauk Pedagogicznych 75

3 Melosik Zbyszko prof. dr hab. Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu, Wydział Studiów Edukacyjnych 75

4 Gęsicki Janusz dr hab. Akademia Pedagogiki Specjalnej Wydział Nauk Pedagogicznych 55

5 Lewowicki Tadeusz prof. dr hab. Wyższa Szkoła Pedagogiczna Związku Nauczycielstwa Polskiego w Warszawie 45

6 Pilch Tadeusz prof. dr hab. Uniwersytet Warszawski 43

7 Klus-Stańska Dotota prof.dr hab. Uniwersytet Gdański Wydział Nauk Społecznych 39

8 Radziewicz –Winnicki Andrzej prof. dr hab. Uniwersytet Zielonogórski, Wydział Pedagogiki, Socjologii i Nauk o Zdrowiu 37

9 Czerepaniak-Walczak Maria prof. dr hab. Uniwersytet Szczeciński Instytut Pedagogiki 36

10 Szymański Mirosław Józef prof. dr hab. Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie, Wydział Pedagogiczny 35

11 Theiss Wiesław prof. dr hab. Uniwersytet Warszawski, Wydział Pedagogiczny 32

12 Nikitorowicz Jerzy prof. dr hab. Uniwersytet w Białymstoku; Wydział Pedagogiki i Psychologii 29

13 Szkudlarek Tomasz prof. dr hab. Uniwersytet Gdański Wydział Nauk Społecznych 28

14 Kwiatkowska Henryka prof. dr hab. Uniwersytet Warszawski, Wydział Pedagogiczny 27

15 Jakubiak Krzysztof prof.dr hab. Uniwersytet Gdański Wydział Nauk Społecznych 26

16 Dudzikowa Maria prof. dr hab. Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu, Wydział Studiów Edukacyjnych 25

17 Ambrozik Wiesław dr hab. Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu, Wydział Studiów Edukacyjnych 23

18 Bogaj Andrzej prof. dr hab. Uniwersytet Humanistyczny im. Jana Kochanowskiego Wydział Pedagogiczny i Artystyczny 23

19 Denek Kazimierz prof. dr hab. Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu Wydział Studiów Edukacyjnych 23

20 Gołębniak Bogusława prof. dr hab. Dolnośląska Szkoła Wyższa we Wrocławiu, Wydział Nauk Pedagogicznych 23

21 Jamrożek Wiesław prof.dr hab. Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu, Wydział Studiów Edukacyjnych 22

22 Nowak Marian ks.dr hab. Katolicki Uniwersytet Lubelski, Wydział Nauk Społecznych 22

23 Kowalski Mirosław dr hab. Uniwersytet Zielonogórski Wydział Pedagogiki, Socjologii i Nauk o Zdrowiu 21

24 Gruszczyk -Kolczyńska Edyta prof. dr hab. Akademia Pedagogiki Specjalnej Wydział Nauk Pedagogicznych 18

25 Hejnicka-Bezwińska Teresa prof. dr hab. Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy Wydział Pedagogiki i Psychologii 18

26 Kromolicka Barbara dr hab. Uniwersytet Szczeciński Instytut Pedagogiki 18

27 Szulakiewicz Władysława prof. dr hab. Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu, Wydział Nauk Pedagogicznych 18

28 Ablewicz Krystyna dr hab. Uniwersytet Jagielloński; Instytut Pedagogiki 17

29 Konopczyński Marek dr hab. Pedagogium-Wyższa Szkoła Pedagogiki Resocjalizacyjnej 17

30 Przyszczypkowski Kazimierz prof. dr hab. Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu, Wydział Studiów Edukacyjnych 17

Serdecznie dziękuję wszystkim Paniom i Panom Profesorom za aktywny udział w wyborach, za wskazanie "swoich" kandydatów oraz gratuluję wszystkim wybranym do tego gremium na nową kadencję.


Zgodnie z art. 33. 1. Ustawy o Polskiej Akademii Nauk do zadań komitetu naukowego należy w szczególności:

1) rozważanie istotnych problemów reprezentowanej dyscypliny lub pokrewnych dyscyplin
naukowych oraz organizowanie w tym celu debat, dyskusji i konferencji naukowych;

2) upowszechnianie wyników debat, dyskusji i konferencji naukowych, o których mowa
w pkt 1;

3) przeprowadzanie ocen stanu i potrzeb reprezentowanej dyscypliny lub pokrewnych dyscyplin naukowych oraz instytucji naukowych, z ich własnej inicjatywy lub na wniosek jednego z organów Akademii;

4) przygotowywanie opinii, ocen, ekspertyz i prognoz naukowych dotyczących reprezentowanej dyscypliny lub pokrewnych dyscyplin naukowych;

5) współpraca z organami i podstawowymi naukowymi jednostkami organizacyjnymi Akademii we wspieraniu rozwoju osób rozpoczynających karierę naukową;

6)współdziałanie przy wprowadzaniu w życie i upowszechnianiu wyników badań naukowych i prac rozwojowych;

7) dbałość o reprezentatywny wkład nauki polskiej do rozwoju nauki w świecie, w tym przez rozwój współpracy międzynarodowej;

8) wspólne z innymi komitetami naukowymi przygotowywanie multidyscyplinarnych opracowań naukowych, z ich własnej inicjatywy lub na wniosek jednego z organów Akademii;

9) ocena wydawnictw naukowych.

16 listopada 2011

Jak założyciele wyższych szkół prywatnych radzą sobie z "trudnym" nauczycielem akademickim?


Nie podejmowałbym tego tematu, ale na życzenie jednej z anonimowych osób, które ciągle przysyłają mi korespondencję (chyba tylko z tego powodu, że patologicznie odczytuje siebie w treści niektórych wpisów w moim blogu, nie wiedząc, że nie jest w tym jedyną). W gruncie rzeczy, gdyby nie zasypywały mnie niemalże codziennie różne firmy "edukatorskie" swoimi ofertami o szkoleniach (nie wiedzieć dlaczego, bo wcale ich o to nie prosiłem), to nie interesowałbym się pewnymi zagadnieniami. A tak, to jest chociaż czarno na białym, albo biało na czarnym - empiryczny dowód na to, jak zachęca się pracodawców - założycieli wyższych szkół prywatnych do szkolenia się w behawiorystycznych technikach manipulowania nauczycielami akademickimi i pracownikami administracji.

Taki pracodawca musi się poświęcić dla wyższych celów i zdobyć wiedzę na temat tego, jak postępować w sytuacji, gdy firma mu się sypie i nie wie, co dalej z nią zrobić, a raczej co uczynić z pracownikami, którzy w niej pracują, ale jakoby nie pracowali.
A zatem rzecz dotyczy szkoleń na temat: Jak ma poradzić sobie z „trudnym” nauczycielem akademickim w szkolnictwie prywatnym jego pracodawca – założyciel, kanclerz, prezydent, rektor itp.

Sprawa nie jest łatwa. W końcu wszystko zależy od tego, jacy są ci "jego" pracownicy, na jakich stanowiskach, na jakich umowach itd. Nie można być pewnym, jakimi motywami kierował się ktoś, kto zwrócił się o zatrudnienie w szkole wyższej prywatnej. Jeśli bowiem był to motyw czysto akademicki, to znaczy ktoś z wykształceniem magisterskim czy po uzyskaniu stopnia naukowego doktora chciałby dalej awansować naukowo, to powinien najpierw uzyskać odpowiedź na pytanie, czy ten pracodawca mu to zapewni.

Jeśli prowadzi on wyższą szkołę tak, jak każdą inną firmę, to nie jest zainteresowany rzeczywistym inwestowaniem środków finansowych w młodego pracownika naukowego. Oczywiście, może takiego kandydata do pracy oszukiwać, roztaczając przed nim wielkie perspektywy, a w gruncie rzeczy po cichu traktować go jak „siłę roboczą” do prowadzenia jak największej liczby zajęć dydaktycznych. W końcu utrzymuje tę firmę z czesnego studiujących, więc musi im zapewnić zajęcia.

No, chyba, że studenci nie są nimi specjalnie zainteresowani. To też się zdarza. Wówczas wynajmuje salę dydaktyczną na wykład dla 100 osób, chociaż zmieści się w niej zaledwie 50. Reszta, jak przyjdzie i zobaczy, że jest ciasno, a wykładu trzeba słuchać w dusznej sali i przy otwartych drzwiach, żeby nie zemdleć z braku tlenu, to pójdzie sobie na piwo. W końcu ma jasny sygnał, że w tej szkole nie jest konieczne uczestniczenie w zajęciach dydaktycznych. I jakoś się je zaliczy. Zawsze można nakrzyczeć na prowadzącego, kiedy będzie chciał studenta rozliczyć z nieobecności. Gdyby sala była pojemniejsza, to by go widział na zajęciach, a tak to on nie mógł się do niej nawet dostać, a na korytarzu stać nie będzie.

Jeśli motyw pracy w takiej szkole jest czysto interesowny, tzn. nauczycielowi chodzi o dorobienie do podstawowej pensji, to pracodawca wie, że może takim pracownikiem swobodnie manipulować. Musi tylko rozeznać się, czy konkurencyjne szkoły też mogą takiego kandydata zatrudnić oraz za ile. Tu ceny można stosować dumpingowe, dużo obiecywać, roztaczać możliwości podwyżek, których i tak pracownik nie uświadczy, ale tego przecież nie wie. Skąd nauczyciel może wiedzieć, że jest jedynie przynętą, pułapką czy okazją dla pracodawcy?

Oczywiście, taki nauczyciel może też wiele obiecać ze swej strony i przyczaić się, by sprawdzić pracodawcę, czy rzeczywiście jest wiarygodny, a że nie jest, to musi podjąć tę samą grę w przetrwanie, czyli kombinować, jakby tu markować swoją pracę, lojalność, oddanie, a de facto korzystać z dóbr szkoły tak samo, jak korzysta z nich jej właściciel.

Założyciele szkół prywatnych nie lubią, jak ujawnia się społeczeństwu, że są właścicielami tych szkół. Chętnie szafują sloganami w stylu: my działamy pro publico bono, nic z tego nie mamy, poświęcamy się dla dobra kraju i spragnionych wykształcenia (dyplomu) obywateli. Tru tu tu tu, tru tu tu tu…

Drodzy nauczyciele i pracownicy administracji. Wasi szefowie szkolą się, jak już pisałem, nie w tym, jak mogliby stawać się lepszymi, bardziej uczciwymi, wiarygodnymi i rzetelnymi pracodawcami, ale w tym, jak cynicznie grać z podwładnymi, by ich wykorzystywać do własnych celów.

Oto przykład takiego szkolenia i jego uzasadnienia przesłany mi przez jednego z organizatorów:

Pracodawca widzi po jakimś czasie, że:

• Twoi pracownicy notorycznie osiągają wyniki poniżej oczekiwanej i nie sposób ich zmobilizować do cięższej pracy

• Twoi podwładni realizują wprawdzie swoje zadania, ale "sieją ferment" w zespole i oddziałują negatywnie na innych

• Przeprowadzone rozmowy dyscyplinujące i motywujące nie przyniosły pożądanego efektu
Pracodawcy mogą wyszkolić się w tym, jak prowadzić rozmowy z "trudnymi" pracownikami. A jacy są trudni? Tacy, którzy wymagają uczciwości, rzetelności i wiarygodności. Trudnymi są tacy, którzy rozpoznają manipulacje, fikcję, pozory i mówią o tym, albo nie mówią. Pracodawcy tymczasem szkolą się w tym:

Jak dotrzeć do motywów postępowania poszczególnych pracowników i przez to dobrać właściwe środki motywacji (jak szpiclować pracownika, wnikać w jego życie prywatne, poznawać jego potrzeby i uzależnienia, żeby można było nimi odpowiednio potem manipulować);

Jak wyznaczać realne i mierzalne cele, aby Twój pracownik już nigdy nie mógł się "wykręcić" - czyli jak zmuszać go do realizowania zadań, których jakość i tak nie zależy od niego (najczęściej zależy ona od samego pracodawcy), ale dzięki temu, jak będzie klapa, będzie można mu dać naganę;

Jak krytykować i udzielać nagany, aby uzyskać efekt mobilizacji zamiast obojętności "cokolwiek nie zrobię, i tak jest źle" - czyli jak organizować operatywni dla całego zespołu, połajać określone jednostki, a innym czekać na łaskawe ich dostrzeżenie i docenienie;

Jak utrzymać w ryzach "trudnego" pracownika, gdy firma ma kłopoty finansowe/trzeba pracować po godzinach, etc. – czyli jak kazać mu czekać, gdy na konto nie wpływa kolejna pensja, honorarium za nadgodziny, czy nie uzyskuje innych obiecanych mu dóbr;

• Jak angażować pozostałych członków zespołu we wspólne dyscyplinowanie problematycznego pracownika - tu najlepiej mieć zatrudnione małżeństwa, członków rodzin, bo sposób wywierania presji – przepraszam – motywowania jest większy i skuteczniejszy).

A TAKŻE: na tym szkoleniu pracodawcy-właściciele szkól prywatnych dowiedzą się, jak "wyjść z twarzą" z każdej trudnej sytuacji i budować swój autorytet jako szefa. Słowo autorytet brzmi wprawdzie w powyższym kontekście groteskowo i śmiesznie, ale w końcu socjolodzy przewidzieli też kategorię autorytetu władzy (stanowiska). Jak zatem wyjść „z twarzą”? Oczywiście tak, by ją stracił dla założyciela szkoły ktoś inny, kiedy ten łamie prawo, nie przestrzega zasad, stosuje mobbing w stosunku do pracowników itd. Pracodawca, w odróżnieniu od pracownika, ma zatrudnionego z pieniędzy studentów - prawnika, najczęściej jakiegoś radcę prawnego, by ten chronił go przed „utratą twarzy”.

Twarz zatem traci ów pracodawca w zaciszu własnego gabinetu, w dokumentach i w komunikacji szeptanej. Ktoś inny bowiem za niego nadstawić musiał (chciał) głowę i ją prędzej czy później straci. Coś za coś. Tu odbywa się nieustanny handel, wymiana usług. W tak zarządzanych szkołach ma miejsce czysty behawioryzm. Pracodawca zapala lampkę a pracownik ma się ślinić. Jak pracownik jest posłuszny, a więc „łatwy”, to dostanie marchewkę, a jak jest „trudny” – to kija.

A tymczasem w ofercie firmy szkoleniowej czytam dalej, jak szkoli się szefa w tym:
1. Jak "rozgryźć" Twojego pracownika i wykorzystać motywy jego postępowania do swoich celów: Może w czasie szkolenia przedstawić najczęstsze swoje problemy a otrzyma gotowy dobór środków zaradczych:

a. Pracownik niezmotywowany - jak z nim rozmawiać, aby poznać przyczynę braku inicjatywy i kreatywności?

b. Pracownik psujący atmosferę w zespole - jak z nim postępować, przy udziale pozostałych pracowników, aby zminimalizować jego wpływ na zespół?

c. Pracownik nie wywiązujący się ze swoich zadań (niedostatecznie lub nieterminowo) - skuteczny katalog narzędzi dyscyplinujących + postawa szefa

d. Pracownik łamiący regulamin - jakie kary i "straszaki" sprawdzają się w jego przypadku?

e. Pracownik bardzo ambitny (wyalienowany indywidualista) - jak wykorzystać jego pozytywne cechy do wzrostu wydajności w całym zespole?


2. Jak skutecznie egzekwować wykonanie zadań przez "trudnych" pracowników?

a. Zasada "kija i marchewki" - dlaczego Twój pracownik powinien być świadom nieuchronności kar i realnej możliwości sięgnięcia po nagrodę (uznanie, awans, podwyżka)?

b. Jakie kary i nagrody sprawdzają się w zależności od charakteru pracownika i zajmowanego stanowiska? Zebrane doświadczenia menedżerów średniego i wyższego szczebla.

c. Jak krytykować pracownika, a nie człowieka, czyli 5 zasad konstruktywnej krytyki, która wywoła oczekiwane zachowanie w przyszłości.

d. Jak przekazywać pochwały, aby pracownik nie spoczął na laurach, a został zmobilizowany do większego wysiłku?

e. Jak przeprowadzać rozmowę oceniającą jeżeli wyniki pracy są za słabe, aby nie zdemotywować pracownika?

3. Jak dyscyplinować i motywować "trudnego" pracownika?

a. Jakie kary finansowe możemy zastosować wobec pracownika nie naruszając kodeksu pracy?

b. Jak przeprowadzać rozmowy dyscyplinujące z osobami nie przykładającymi się do swoich obowiązków, niedbałymi, naruszającymi regulamin, pracownikami rozbijającymi zespół.

c. Których pracowników motywuje pozytywna mobilizacja, a na których "działają" nagany?

d. Jak rozpoznać, co motywuje naszego pracownika w zależności od 4 podstawowych typów osobowości (sangwinik, choleryk, flegmatyk, melancholik)? Jaką strategię przyjąć w każdym przypadku?

e. Jak motywować jeżeli nie możemy pozwolić sobie na nagrody finansowe? Czy można nauczyć się bycia szefem "charyzmatycznym", za którym podążają inni?

4. Jak radzić sobie z pracownikiem, który "szemra" za plecami szefa, rozbija zespół lub powoduje konflikty i niepożądane emocje w zespole?

d. Jak radzić sobie z donosicielstwem tak, aby pracownik ujrzał bezsens swojego zachowania?

e. Jak radzić sobie z konfliktem? Co jest skuteczniejsze: konfrontacja czy rozmowa indywidualna?

f. Jak postępować z pracownikiem, który "rozkłada" zespół poprzez: plotkowanie, obgadywanie, etc. W jaki sposób i do jakiego momentu należy starać się naprawić sytuację, a kiedy należy takiego pracownika zwolnić dla dobra zespołu?

g. Jak angażować pozostałych członków w zespołu w rozwiązywanie problemów z osobą "trudną"?

h. Jak reagować, gdy pracownik oczernia swojego szefa?

5. Postępowanie z "trudnym" pracownikiem w sytuacjach kryzysowych:

. Jak wpływać na pracownika w okresie wypowiedzenia, aby nie miał złego wpływu na pozostałych członków zespołu?

a. Jak umiejętnie odmówić podwyżki/nagrody finansowej, gdy firma ma problemy? Jak przedstawić sytuację, aby pracownik ją zrozumiał i przynajmniej czasowo
zaakceptował?

b. Jak radzić sobie z "trudnymi" pracownikami w okresie zmian w firmie: przejęcia/restrukturyzacji? Jakie informacje i w jaki sposób przekazywać?

c. Jak tłumaczyć pracownikom zwolnienia w zespole, aby nie poczuli się zagrożeni i skupiali się na pracy?

d. Jak podtrzymywać motywację pracownika w okresach dużego obciążenia obowiązkami lub gdy musi przez jakiś czas zostawać po godzinach?


I to wszystko w nadmorskim lub górskim hotelu, za jedyne 3,5 tys zł. (koszt wyjazdu służbowego z czesnego studentów). Taka szkoła to ciekawe laboratorium warunkowania klasycznego i instrumentalnego ludzkich zachowań i postaw. A co? Jak szaleć, to szaleć!

14 listopada 2011

Habilitacje na Słowacji

Jak informują władze Wydziału Pedagogicznego Uniwersytetu w Preszowie na Słowacji w najbliższych dniach przybędą nam nowi doktorzy habilitowani z pedagogiki. W dn. 23 listopada 2011 r. odbędzie się wykład habilitacyjny i tzw. obrona pracy habilitacyjnej w tej uczelni pierwszej Polki-akademiczki dr Marty Uberman z Instytutu Pedagogiki w Uniwersytecie Rzeszowskim.

Rozprawa habilitacyjna nosi tytuł: Univerzálny model figuratívneho zobrazenia u dieťaťa predškolského a mladšieho školského veku. Implikácie pre pedagogickú prax (Uniwersalny model figuratywych wyobrażeń dzieci w wieku przedszkolnym i wczesnoszkolnym. Implikacje dla praktyki pedagogicznej.)

Temat wykładu habilitacyjnego brzmi: Formálna, neformálna a informálna výtvarná výchova žiakov základnej školy (Formalne i nieformalne wychowanie przez sztukę uczniów szkoły podstawowej).

W komisji habilitacyjnej zasiądą:

prof. PhDr. Zuzana Stanislavová, CSc. – PU v Prešove, Pedagogická fakulta –

prof. PhDr. Erich Petlák, CSc. – UKF v Nitre, Pedagogická fakulta

prof. dr. hab. Janusz Kirenko – Univerzita Marie Curie Sklodowskej, Inštitút pedagogiky a psychológie, UMCS Lublin, Poľská republika

doc. akad. mal. Pavol Rusko, ArtD. – KU v Ružomberku, Pedagogická fakulta

Recenzentami w tym przewodzie są:

prof. dr. hab. Stanislaw Górecki – Univerzita Rzeszowska, Inštitút výtvarných umení, Rzeszow, Poľská republika

prof. PaedDr. Božena Šupšáková, PhD. – UK v Bratislave, Pedagogická fakulta

doc. PhDr. Michal Tokár, PhD. – PU v Prešove, Pedagogická fakulta.


Do wykładu habilitacyjnego i tzw. obrony pracy habilitacyjnej w dn. 24. listoapada 2011 r. przygotowuje się też dr Zdisława Zacłona z Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Nowym Sącz.

Tematem jej pracy habilitacyjnej jest: Zámery a realita školskej reformy v primárnej edukácii v Poľsku (Założenia i realia reformy szkolnej w edukacji wczesnoszkolnej w Polsce).

Temat wykładu habilitacyjnego brzmi: Dyscyplína w szkole.

W komisji habilitacyjnej zasiądą:

prof. PhDr. Milan Portik, PhD. – PU v Prešove, Pedagogická fakulta – predseda

prof. dr. hab. Stanislaw Palka – Uniwersytet Jagielloński, Instytut Pedagogiki, Kraków

prof. PhDr. Ľudovít Višňovský, CSc. – UMB v Banskej Bystrici, Pedagogická fakulta

prof. PhDr. Gabriela Petrová, CSc. – UKF v Nitre, Pedagogická fakulta

Recenzantami w tym przewodzie są:

prof. dr. hab. Božena Muchacka – Uniwersytet Pedagogiczny im. KEN, Kraków

prof. PhDr. Erich Petlák, CSc. – UKF v Nitre, Pedagogická fakulta

doc. RNDr. Renáta Bernátová, PhD. – PU v Prešove, Pedagogická fakulta.

Trzymamy zatem kciuki!

Dr Zdzisława Zacłona jest autorką książki pt. Wokół zagadnień edukacji wczesnoszkolnej, Wydawnictwo: PWSZ, Nowy Sącz, 2009 (ISBN: 978-83-60822-85-2)

Natomiast dr Marta Uberman, artystka-grafik, pedagog, jest w naszym kraju autorką artykułów, w tym m.in. M. Uberman: Propozycje metodyczne realizacji nauczania plastyki w szkolnictwie ogólnokształcącym. W: J. Kida (red.): Edukacja humanistyczna, aksjologiczna i estetyczna w świetle programów i potrzeb oświatowych. Rzeszów 2003 czy współaut. Lewicki Cz., Senior Citizens’ Lifestyle and life Wisdom Isdom in preschool. Children’s pictures (http://www.pulib.sk/elpub2/FF/Balogova1/pdf_doc/19.pdf)


12 listopada 2011

Upadający akademicki biznes


Założyciele uczelni niepublicznych są od przeszło dwudziestu lat wspierani przez ministerstwo nauki i szkolnictwa wyższego w tym, by nie upadli ze swoim biznesem, tylko prowadzili utworzone przez siebie placówki zgodnie z obowiązującymi standardami szkolnictwa wyższego.

Niestety, większość, sądząc zresztą, że w liczbie jest siła, a nie w jakości ich ofert i pracy, potrafi jedynie narzekać i upominać się o środki budżetowe tak, jakby one im się należały z samego tylko faktu prowadzenia swoich szkół. To wielkie nieporozumienie i nie ma co robić wody z mózgu społeczeństwu wmawiając mu i podatnikom, że wszystkim wyższym szkołom prywatnym należą się jakiekolwiek środki podatnika. Mieli na to ponad 20 lat, by przekonać społeczeństwo, że w istocie zależy im na jak najwyższym poziomie kształcenia młodzieży w ramach uruchamianych kierunków studiów i na prowadzeniu koniecznych do tego celu badań naukowych.

Niestety, epatowanie samym faktem założenia i prowadzenia wyższej szkoły, bez ponoszenia także finansowej odpowiedzialności za jej bylejakość, nie może uzasadniać jakichkolwiek przywilejów w tym zakresie. Jeżeli ktoś prowadzi wydawnictwo, wydaje kiepskie książki, to ponosi ryzyko, jeśli nikt ich nie kupuje. Takie są prawa rynku. Nie ma popytu, to nie ma środków na generowanie podaży.

Otóż wyższe szkolnictwo prywatne sztucznie w swej przeważającej większości korzysta z wytwarzanego także przez media i władze popytu na studiowanie, a w istocie na posiadanie za wszelką cenę jakiegoś dyplomu przez część nie tylko młodych osób, tym samym oferując podaż czegoś, za czym jest tylko błyszczące się medialnym wizerunkiem opakowanie pseudo szkoły, pseudo akademii. Stwarza się wrażenie akademickości w murach czegoś, co zawiera często nawet mniej niż ustawowe minimum, ale co tylko sprytem niektórych założycieli kamufluje coś więcej. Upominanie się zatem o to, by oferta tych biznesowo zorientowanych „szkółek” była finansowana z budżetu państwa w ramach prowadzonych, a raczej oferowanych do prowadzenia przez nie studiów stacjonarnych (dziennych) jest próbą wyłudzenia środków dla tych i przez tych, którzy już potwierdzili, że im te środki wcale się nie należą.

Wystarczy spojrzeć na rekrutację na te studia w ramach prowadzonych przez wiele tych szkół kierunków studiów, by zobaczyć i zrozumieć, że klienci sami rozpoznali nonsens studiowania w nich. Wielu przecież, jeśli nawet zdecydowało się na takie studia, a nie są one tanie, to z braku miejsc w uczelniach publicznych i przymusu, konieczności posiadania jakiegoś dyplomu. Wybierali zatem jakąś socjologię, jakąś pedagogikę, jakieś zarządzanie, jakąś administrację, bez rzeczywistego zainteresowania wykonywaniem zawodu w tym zakresie. I społeczeństwo ma to finansować? A niby z jakiego powodu? Nie tylko studiujący czy pracujący w tym sektorze widzą, jak są traktowani i czemu oraz komu służą, a media trafnie rozpoznają wśród niektórych założycieli nieuczciwość, brak etyki, nagminne i bezczelne łamanie prawa, korupcję, pozoranctwo i inne patologie. To do tego mamy jako społeczeństwo dopłacać?

Rację mają zatem ci profesorowie i eksperci, którzy uważają, że warto pomyśleć o dofinansowywaniu wyższych szkół prywatnych z pieniędzy podatnika, ale tylko i wyłącznie tych, które udowodniły już nie tylko ich akademickimi uprawnieniami, ale i oceną parametryczną, że rzeczywiście zależy im na autentycznej, konkurencyjnej i wiarygodnej ofercie kształcenia młodych pokoleń w uczciwym środowisku akademickim, z kadrą o najwyższych umiejętnościach i dorobku naukowym, a nie naukawym i legitymującą się jedynie dyplomami (po części załatwianymi sobie poza granicami kraju) "zakupionej" kadry.

Socjalistyczne rozdawnictwo już dawno miało się skończyć. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego i tak wielokrotnie dawało już szansę założycielom wyższych szkół prywatnych na przeorientowanie swoich zamiarów z cwaniacko – biznesowych na akademickie. Nie chcieli z tego skorzystać, to trudno. Mieli wybór, więc teraz niech poczytają sobie Wyspiańskiego.

11 listopada 2011

Jak nieprofesjonalnie organizuje się w Łodzi koncert najbardziej zmysłowej piosenkarki na świecie?














W dniu dzisiejszym ma się odbyć koncert najbardziej zmysłowej piosenkarki i gwiazdy pop, soul i jazzu wzbogaconego elementami latynoskimi i muzyki reggae - Sade. Powinien rozpocząć się o 19.00 w hali Atlas-Arena w Łodzi. Organizatorzy zapowiadali, że można będzie wejść na teren hali koncertowej już od 18.00. Za dobrze znam jednak sposób organizowania w tym mieście masowych imprez, by uwierzyć, że zostanie ona przygotowana zgodnie z światowymi standardami. Tu nie było żadnych standardów. Poziom organizacji woła o pomstę do Nieba.

Nie przyjechałem na 18.00. Całe szczęście, bo jeszcze o 18.45 tysiące ludzi kłębiło się w tłumie na zewnątrz hali, gdyż Organizatorzy postanowili sprawdzić poziom determinacji klientów, a więc tych, którym zachciało się przyjść na koncert.

Co za bezczelny naród? Ci za ludziska? Kupili bilety i myślą, że zostaną wpuszczeni do śridka hali zgodnue z wyznaczonym terminem? A niech w temperaturze O st. czekają na zimnie, na zewnątrz, to może im się odechce. Sposób potraktowania ludzi, zmuszający ich do czekania w nieskończoność, bez jakiejkolwiek informacji, słowa "przepraszamy" świadczy o tym, że Gospodarze nie zdali egzaminu. Skompromitowali miasto, instytucję i potwierdzili, że nie zasługują na miano wiarygodnych. Tłum z minuty na minutę falował narastającą agresją. Co jakiś czas wznoszono okrzyki: "Chcemy wejść", "Jest nam zimno", "Informacja!!!".

Wreszcie, po 90 minutach trzymania ludzi na zimnie, łaskawie otworzono bramki wejściowe. Dobrze, że nie byłem z dziećmi, bo by zostały zgniecione przez napierających, zziębniętych i wściekłych z tyłu tysięcy osób.

Jest 20.30, a koncertu nie ma. Do toalet kłębią się kolejki. Najgorzej jest w damskich, toteż niektóre z bardziej zdesperowanych pań, nie oglądając się na stojących przy pisuarach mężczyzn, wskakują do wolnych kabin, by załatwić swoje potrzeby. Spotykają się ze zrozumieniem. W końcu wszyscy marzli jednakowo, a oczek w WC dla pań jest za mało. Uffff. . .

Może pseudoorganizatorom chodziło o to, by punkty gastronomiczne, oferujące gorące napoje, mogły zbić na tym interes? Całkiem możliwe.

Godz. 20.35 - powoli wypełniają się sektory z widzami. Ktoś, nie przedstawiając się, przeprasza publiczność, że z powodu "niedogodności technicznych" (???)koncert będzie opóźniony, ale mamy się cieszyć, bo w ogóle się odbędzie.

Przypomniały mi się zapowiedzi prasowe, że łódzki koncert ma być pierwszym występem Sade przed polską publicznością. "W Stanach trzeba było czekać 10 lat na jej ponowne pojawienie się na scenie, a w rodzimej Wielkiej Brytanii do lipca tego roku nie koncertowała od 18 lat. Cała mamucia trasa rozpoczęła się pod koniec kwietnia tego roku występem w Nicei - aż 14 miesięcy po premierze promowanego albumu, jedna z wielu niespotykanych rzeczy w karierze grupy." I rzeczywiście. Nie mogliśmy być rozczarowani.

To był piękny koncert, znakomicie wyreżyserowane widowisko artystyczne. "Dyrektorem kreatywnym, czyli po naszemu: głównym twórcą widowiska -jest słynna reżyserka teledysków Sophie Muller, prywatnie – przyjaciółka Sade jeszcze z czasów, gdy wspólnie uczyły się projektowania mody. Oprawę świetlną zajął się Baz Haplin, jedna z największych gwiazd w branży pracujący ze wszystkimi od Josha Grobana i Jay-Z po Joe Satrianiego czy Linkin Park. Obraz doskonale pasuje do muzyki – wszystko jest eleganckie, zdawałoby się, że proste, dopiero po czasie zdajemy sobie sprawę choćby z tego jak skomplikowany system zapadni ma scena. Innym razem kosmiczny efekt wywoływany jest prostymi sposobami: film wyświetlany na olbrzymim LED-owym ekranie z tyłu, potem zespół i inny film wyświetlany na półprzezroczystą kotarę oddzielającą widzów od sceny – w ten sposób powstaje piękny efekt trójwymiarowej przestrzeni." (http://muzyka.onet.pl/publikacje/najbardziej-zmyslowa-wokalistka-swiata,1,4903477,wiadomosc.html)

Warto było przyjść na koncert, zobaczyć i posłuchać Sade z jej znakomitym zespołem, któremu osobiście podziękowała, przybliżając każdego muzyka w kilku zdaniach i każdemu kłaniając się z niebywałą elegancją, co zresztą zostało jej odwzajemnione.

06 listopada 2011

Oświata psuje się od głowy






















To, że coś psuje się od głowy, wcale nie musi oznaczać zwrócenia uwagi na to, co się dzieje w centrum. To prawda, że jeśli władze centrale podejmują niewłaściwe decyzje, a zarządzają oświatą – że użyję tu stwierdzenia prof. Krzysztofa Konarzewskiego w odniesieniu do jednego z ministrów edukacji – jak pijany chłop furmanką”, to trudno się dziwić, że ona się przewraca i do wyznaczonego celu cala lub w ogóle nie dojedzie. Odbywający się w sobotę – 5 listopada w Warszawie VI Ogólnopolski Kongres Obywatelski, tym razem w całości poświęcony edukacji, gdyż jego hasło przewodnie brzmiało: Jaki rozwój, jaka edukacja w XXI wieku? Odsłonił, jako kolejna tego typu forma debat, jak bardzo zła jest kondycja polskiej polityki oświatowej. Ministerstwo Edukacji Narodowej jest w rozsypce, bo w czasie obrad plenarnych tego Kongresu nikt nie raczył nawet zabrać głosu, zaś incydentalna, choć niezmiernie ważna prestiżowo, kilkuminutowa obecność Prezydenta III RP Bronisława Komorowskiego, jedynie tę tezę potwierdziła. Głowa Państwa więcej czasu poświęciła tego dnia myśliwym, łowcom, niż nauczycielom i pozarządowym organizacjom oświatowym.

Kongres Obywatelski obradował w ciekawym okresie, bo tylko częściowo anomijnym dla centrum. Niby są władze, ale i ich nie ma. Wiadomo, kto będzie tworzył rząd, a zatem MEN miał szansę pokazania innego wizerunku, jakiejś nowej strategii, innego podejścia do oświaty i najważniejszych w niej podmiotów, jakimi są uczniowie i ich rodzice.

Chyba jednak brak uprzedniego namaszczenia przez Premiera mógłby zaszkodzić centrum, skoro nikt się tu nie pojawił, a to oznacza, że ono nie ma swojej strategii. MEN jest już tylko dysponentem milionowych środków unijnych, które trzeba jakoś wydać, rozliczyć. Nowy (czyżby nowy?) minister będzie musiał przejąć spadek po K. Hall i kontynuować działania, które zostały wyznaczone i zadekretowane stosownymi rozporządzeniami. Tu nie będzie żadnej zmiany, tylko postępująca degradacja oświaty, która – jak w PRL – musi być adaptacyjną, dostosowawczą, wmawiającą zarazem społeczeństwu jej nowoczesność (na przykładzie „zatroszczenia” się o tablice interaktywne w klasach i tablety dla uczniów?). Wszystko inne ma pozostać takim, jakim było i jest od dziesiątek lat. Odwracanie uwagi społeczeństwa od kluczowych uwarunkowań funkcjonowania oświaty jest sprawdzianem propagandy rządowej, kiepskiej, bo niedostrzegającej, że dorośli obywatele są lepiej wykształceni i więcej rozumieją z pseudo przekazów władzy.

VI Kongres Obywatelski był niewątpliwie znaczącym wydarzeniem dla środowisk oświaty niepublicznej, dla nauczycieli, rodziców, działaczy różnego rodzaju organizacji, stowarzyszeń i fundacji oświatowych, ale dla publicznej edukacji będzie on znaczył tyle, ile sami nauczyciele wyciągną z różnego rodzaju referatów, artykułów, publikacji dla siebie, indywidualnie. Niestety, pozostaną z tym sami tak, jak muszą postępować od lat, gdyż władze oświatowe wprowadzają z każdym rokiem coraz bardziej absurdalne gorsety biurokratycznego nadzoru i kontroli, ograniczający ich podmiotowość, niezależność i kreatywność w zakresie konstruowania ciekawszych zajęć dydaktycznych i wychowawczych.

Nie mogę oceniać obrad całego Kongresu, gdyż po krótkiej części plenarnej, z równie krótkimi wystąpieniami, odbywały się prace w ośmiu, równolegle obradujących sesjach tematycznych. Dobór w nich osób referujących tez ulegał zmianie niemalże do ostatniej chwili. Swoimi referatem nie otworzyła obrad całego Kongresu prof. Anna Brzezińska, a szkoda, bo zabrakło w tej części wypowiedzi autorytetu nauk społecznych. Zastąpiła ją, reprezentująca nauki humanistyczne, dydaktyk literatury języka polskiego, wieloletni ekspert podstaw programowych - dr hab. Agnieszka Kłakówna z Akademii im. Jana Długosza w Częstochowie. W części plenarnej dominowała potoczna i wynikająca z doświadczeń zawodowych wiedza o oświacie i jej społeczno-gospodarczych uwikłaniach. Chyba najciekawsza, choć zarazem kontrowersyjna, była wypowiedź Prezesa Zarządu TP SA Macieja Wituckiego, która dotyczyła tego, czym powinniśmy konkurować w XXI wieku?

Zdaniem M. Wituckiego nie powinniśmy koncentrować się na planowaniu przyszłości, jej przewidywaniu i budowaniu strategii rozwojowych, bo i tak przyszłości przewidzieć się nie da. Nikt dzisiaj nie wie, co się wydarzy za 10 lat, tak szybko i dynamicznie zmienia się nasz świat dzięki nowym technologiom, zaskakującym odkryciom i nieprzewidywalnym zdarzeniom krytycznym, kryzysowym. To, na co możemy mieć – jego zdaniem – wpływ, to teraźniejszość, to, co dzieje się tu i teraz. Świat zmierza do totalnego okablowania, także relacji społecznych, toteż będziemy coraz bardziej od siebie uzależnieni. Już dzisiaj nawet najlepszy chirurg, nie wykona operacji bez wspomagania innych specjalistów. Nowy świat domaga się nowych umiejętności. Jest to świat zupełnie nowych relacji, dlatego potrzebujemy zupełnie innej edukacji, innego procesu kształcenia.

Należy wzmacniać inteligencję zbiorową, rozwijać umiejętności współpracy w grupach, zespołach specjalistycznych. Trzeba też uczyć młode pokolenie myślenia o sprawach ważnych i sztuki debatowania. Konieczne jest w polskiej edukacji położenie większego nacisku na dialogiczność, krytycyzm, samodzielność myślenia, umiejętność promowania własnych idei , elastyczność i kreatywność. Absolwenci polskich szkół powinni wiedzieć, jak radzić sobie w trudnych sytuacjach, jak rozwiązywać problemy, a nie podchodzić do nich zgodnie z jakimś – nawet najlepiej wystandaryzowanym - „kluczem”. Potrzebna jest otwartość na zmianę, bo świat się nieustannie zmienia.


Tyle i tylko tyle…

Dobrze, że chociaż wypowiadająca się plenarnie Kinga Baranowska - himalaistka, zdobywczyni siedmiu ośmiotysięczników, gdzie na trzech z nich stanęła jako pierwsza Polska (Dhaulagiri, Manaslu i Kaczendzondza) upomniała się o to, by młodzi ludzie mieli pasje, marzenia, chcieli je realizować, podejmując własny wysiłek i pamiętali przy tym, że najważniejszy jest człowiek. Najlepszym nauczycielem jest CZŁOWIEK. Słusznie, bo przecież mamy w naszych środowiskach przykłady na to, jak wiele osób zapomniało o swojej godności, wystawiając ją, za różną cenę, na wyprzedaż.

Byłem w najbardziej obleganej przez uczestników VI. Sesji tematycznej pt. Czy potrzebujemy „przewrotu kopernikańskiego” w edukacji?, którą prowadził red. Edwin Bendyk z tygodnika „Polityka”. Otworzył ją animowany wykład wideo - Sir Ken Robinsona pt.Changing Education Paradigms (Zmiana paradygmatu w edukacji).


- dr hab. Agnieszka Kłakówna, Akademia im. Jana Długosza w Częstochowie - Cele i wizja szkoły przygotowującej do sprostania wyzwaniom współczesności (10 min.)

- Cezary Stypułkowski, Prezes Zarządu, Dyrektor Generalny BRE Banku SA - Edukacja z perspektywy doświadczeń biznesowych (10 min.)

- prof. Bogusław Śliwerski, Akademia Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie – Czy reguły gry w oświacie sprzyjają celom jakie deklarujemy? (10 min.)

- dr Marzena Żylińska, Nauczycielskie Kolegium Języków Obcych w Toruniu –
Tezy „przewrotu kopernikańskiego” w polskiej edukacji (10 min.)

Warto sobie uświadomić, że aby nauczyciele mogli zmienić genotyp edukacji, musi radykalnie zmienić się polityka oświatowa w państwie. Nie da się latać z zawiązanymi skrzydłami, powiadał przed laty H. von Schoenebeck, gdyż od samego mówienia o tym one się nie rozpostrą.

Niby współreferujący w tej sesji opowiadali się za potrzebą „Kopernikańskiego przewrotu” w edukacji, ale z rewolucją edukacyjną nie miały ich wypowiedzi nic wspólnego. Dr hab. A. Kłakówna przypominała, że szkoła powinna zmieniać się dla ucznia. Po to płacimy na nią podatki, by każdy uczeń mógł się w niej rozwijać. Postawiła, ale nie odpowiedziała na pytanie: kto ma o tym decydować, kto ma kształtować warunki do zmiany - MEN czy społeczność lokalna? Zdaniem A. Kłakówny potrzebna jest szkole filozofia kształcenia humanistycznego. Nie jest dobrze, że w szkolnictwie ogólnokształcącym ma miejsce profilowanie edukacji na różne dziedziny aktywności ludzkiej i jej profesjonalizacji. Poleska szkoła potrzebuje - jej zdaniem – krytycznego myślenia i stwarzania okazji do budowania bezpośrednich relacji międzyludzkich. Tu nie są potrzebne żadne sztuczki dydaktyczne.
Wystąpienie Prezesa Zarządu i dyrektora Generalnego BRE Banku SA było przykładem potoczności, stereotypów i braku wiedzy na temat tego, co tak naprawdę dzieje się w polskiej oświacie. Sam zresztą przyznał, że wiele lat był poza granicami kraju, ale wydaje mu się, że….

Jeśli pracodawcy mają decydować o tym, w jakim kierunku powinna rozwijać się polska edukacja, to współczuję nauczycielom i uczniom. Autor wypowiedzi potwierdził myślenie dehumanizujące wśród biznesmenów, dla których najważniejsza jest umiejętność aspirujących o pracę do współpracy, rozumianej jednak jako lojalne podporządkowanie się interesom pracodawcy. Tu nie ma miejsca na wybitną indywidualność, gdyż ta mogłaby zapewne zaszkodzić utrzymaniu się u władzy danego pracodawcy. Tak więc ważny jest spryt, elastyczność i niestandardowe działanie, ale pod warunkiem, że będą one służyć celom wyznaczanym przez pracodawcę. Z pewnym resentymentem nawet wspomniał o tym, że gdyby nie zła pamięć o socjalizmie, to kto wie, czy nie należałoby powrócić do marksistowskiej idei kolektywizacji. Ciekawe… ale nie dla mnie.

Znakomicie mówiła o koniecznych zmianach w skali mikro instytucjonalnej, na poziomie klasy szkolnej – dr Marzena Żylińska z Nauczycielskiego Kolegium Języków Obcych w Toruniu. Upomniała się o poszerzenie granic autonomii uczenia się przez dzieci i młodzieży w szkołach rozwiązywania problemów, a nie szablonowych testów. Nie zazdrości nauczycielom, którzy muszą – często wbrew samym sobie – kształcić uczniów do rozwiązywania szablonowych zadań i testów, gdzie obowiązują typowe odpowiedzi. Szkoły funkcjonują jak zespoły sportowe w lidze piłkarskiej. Zdolni uczniowie umierają w nich z nudów, a problemowi są pozostawiani samym sobie. Polski system szkolny – jest zdaniem Żylińskiej – kontraproduktywny, gdyż wćwicza od samego początku do zaniku motywacji do uczenia się, radości z własnego rozwoju, tłumi zainteresowania i aspiracje autoedukacyjne, zmusza do trzymania się schematów. Edukacja nie jest dobrem narodowym, skoro w wyniku złej polityki oświatowej demotywuje się tak nauczycieli, jak i samych uczniów.