19 października 2011
Odszedł klasyk współczesnej dydaktyki prof. dr hab. Wincenty Okoń
Smutna jest dla pedagogów tegoroczna, polska jesień. Dopiero co pożegnaliśmy zmarłego pedagoga pracy, znakomitego dydaktyka kształcenia zawodowego - prof. dr hab. Tadeusza Nowackiego, a nadeszła z Warszawy bolesna wiadomość o śmierci w dn. 18.10.2011 r. prof. zw. dr hab. Wincentego Okonia - członka rzeczywistego PAN, kolejnego nestora, wybitnego dydaktyka, klasyka, z którego podręczników do teorii kształcenia uczyły się dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy - polskich nauczycieli kilku generacji! Profesor Wincenty Okoń urodził się w dn. 22 stycznia 1914 w Chojeńcu. Zmarł w wieku 97 lat.
Większość pracy badawczej związał z Uniwersytetem Warszawskim, w którym w latach 1961-1974 kierował Instytutem Pedagogiki. W 1966 r. został profesorem zwyczajnym tego uniwersytetu. Od 1972 r. był dyrektorem Instytutu Badań Pedagogicznych w Warszawie(obecnie Instytut Badań Edukacyjnych). W 1973 r. został członkiem rzeczywistym Polskiej Akademii Nauk, w której służył nauce do ostatnich dni swojego życia, będąc zarazem członkiem Komitetu Nauk Pedagogicznych i jego przewodniczącym w latach 1974-1984. Był też w 1962 r. współzałożycielem International Society for Group Activity in Education, będą jego honorowym przewodniczącym od 1984 r. Profesor Wincenty Okoń współzakładał Polskie Towarzystwo Pedagogiczne w 1981 r. będąc zarazem jego Honorowym Przewodniczącym. Uzyskał tytuł doktora honorowego WSP w Krakowie, Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach i Uniwersytetu Technicznego w Braunschweig w Niemczech.
Przedmiotem zainteresowań badawczych Profesora była współczesna dydaktyka, w tym proces wielostronnego kształcenia oraz jego uwarunkowania, historia myśli pedagogicznej XIX i XX wieku, pedeutologia, problematyka organizacji badań pedagogicznych, nowatorstwa pedagogicznego oraz szkolnictwa alternatywnego w świecie. Profesor współpracował z UNESCO, a także był honorowym członkiem Polskiego Towarzystwa Badania Gier oraz Polskiego Stowarzyszenia Nauczycieli Twórczych. Zawsze wspierał nauczycieli - nowatorów, pisząc dla nich i o nich. W czasie spotkania z członkami PSNT w 2004 r.mówił"
"Rad jestem widzieć u siebie twórczych przedstawicieli polskiej oświaty (...) rad jestem, że w waszym rozumieniu nauczyciel twórczy to taki, który docenia wagę i znaczenie samodzielności, innowacyjności oraz własnej indywidualnej odpowiedzialności, że chcecie szukać metod, postaw i rozwiązań w pedagogice XXI wieku, jaka sprzyjałaby takiemu nauczaniu, by wasi uczniowie sami chcieli i umieli się uczyć, by sami mogli wykonać stawiane przed sobą zadania. Twórczy nauczyciel tak właśnie powinien rozumieć swoje pedagogiczne posłannictwo, będąc jednocześnie nauczycielem-mistrzem." (http://www.psnt.edu.pl/Wizyta-u-prof--W--Okonia.php)
Teoria kształcenia wielostronnego, w myśl której w nauczaniu należy uwzględniać stronę teoretyczną, praktyczną i emocjonalną nauczania, a nie jedynie teoretyczną, o kilkadziesiąt lat wyprzedziła dzisiaj bezzasadnie eksponowaną jako wyjątkową i nowatorską przez wielu współczesnych dydaktyków szkolnych teorię wielorakich inteligencji Gaardnera.Tak to jednak jest, że najtrudniej być prorokiem we własnym kraju.
Profesor opublikował tak znakomite rozprawy i podręczniki pedagogiczne, jak m.in.:
Proces nauczania – 1954
U podstaw problemowego uczenia się – 1964
Podstawy wykształcenia ogólnego - 1967
Zarys dydaktyki ogólnej – 1968
Elementy dydaktyki szkoły wyższej - 1971
Słownik pedagogiczny – 1974
Szkoła współczesna - 1979
Nauczanie problemowe we współczesnej szkole - 1987
Wprowadzenie do dydaktyki ogólnej - 1987
Zabawa a rzeczywistość - 1987
Kształcenie nauczycieli w Polsce – stan i kierunki przebudowy - 1988
Wizerunki sławnych pedagogów – 1993
Dziesięć szkół alternatywnych - 1997
Przed kilku laty ukazał się tomik wspomnień Profesora W. Okonia pt. Samo życie osiemdziesięciolatka z autobiografią naukową autora (Warszawa: Wydawnictwo Akademickie „Żak”, 2005). Jego autobiograficzna refleksja skupiła się wokół spraw akademickich i związanych z nimi osobistych doznań, jakie wyzwolił jubileusz 87 urodzin. O mistrzach nauk o wychowaniu wiemy tylko tyle, ile oni sami pozostawili nam o sobie w swoich dziełach czy na podstawie własnych wspomnień z wzajemnych relacji osobistych i /lub zawodowych. Tak więc, to raczej my-uczniowie znaczących w dziejach myśli i praktyki pedagogicznej postaci poświęcamy IM rozprawy naukowe, studia jubileuszowe, publikujemy o NICH wspomnienia, by jeszcze za ICH życia lub z okazji jakiejś rocznicy wyrazić IM swoją dozgonną wdzięczność za dar mądrości, jaką nas obdarzali w ciągu swojego życia i pracy naukowej.
Okoń jako twórca oryginalnej, wciąż aktualnej koncepcji wielostronnego kształcenia, uchylił w swoich wspomnieniach rąbka tajemnicy tak z życia osobistego, jak wpisujących się w nie wydarzeń wywołanych okolicznością przywołanych urodzin. Urzekająca jest w rekonstruowanych sytuacjach niezwykłość historii pedagogiki i czołowego dla niej przedstawiciela z fundamentalnymi wymiarami jego życia i rozwoju (m.in. instytucjonalnym, naukowym, artystycznym, rytualnym, religijnym, środowiskowym, pedeutologicznym, rodzicielskim, politycznym, komunikacyjnym itp.). Szczególna wartość tak „mówionej” historii polega na tym, że jej autor wyłania z pamięci swoje doświadczenia, przeżycia i towarzyszące im myśli oraz jakże typowe dla życia akademickiego imponderabilia, w tym ludzkie emocje, wrażenia, własny niepokój i ból, radość i subiektywne poczucie spełnienia. Wartość poznawcza tak rozumianych znaczeń jest ogromna, bo jednostkowa, indywidualna, a w tym sensie zawsze prawdziwa.
Profesor ujawnił nam w swojej autobiografii niezwykle wymagającą narrację wglądu we własne życie, w jego sukcesy i porażki, w szerokich, różnorodnych kontekstach, dla których istnieje zapewne nieograniczona liczba ich możliwego opisu. One to właśnie wyznaczały zmianę Jego sposobu myślenia tak o nauce, warsztacie pisarskim wybitnego naukowca, obciążeniach zawodowych, pełnionych rolach, nabywanych czy wytracanych umiejętności. Wincenty Okoń ukazał nam niezwykle interesująco nie tylko realia akademickiego życia, jego instytucji, wspólnot i interesów, ale przede wszystkim odsłania ich kulisy, orientując się za każdym razem na los człowieka i jego otoczenia społecznego. Potwierdził tym samym wartość sięgnięcia do ukrytej wiedzy o pewnych zjawiskach, jak i o niepowtarzalnych osobowościach.
Szczególnie pedagodzy będą czytać książkę W. Okonia z zainteresowaniem, jako że tętni ona nie tylko prozą, ale i swoistą dramaturgią życia w stosunkach międzyludzkich i w zmaganiach z różnymi problemami. Doskonale zostaje w niej oddane to, co nie zawsze inni chcieliby o sobie napisać, podać głębszej refleksji czy odnieść do samych siebie. Warto zatem sięgnąć do wspomnień jednego z współczesnych, najwybitniejszych naukowców, który o sobie pisze, że został skazany na pedagogikę. Jak się okazuje, ten wyrok losu zaowocował unikalnymi wartościami tak dla niego, jak i dla tych, którzy z własnej woli lub z podobnego powodu też stali się pedagogami. Niejeden z jego uczniów – jak wspomina Wincenty Okoń w zakończeniu swojego dzieła – być może, nawet marzył o tym, by się oderwać od „mistrza”, jego życzeń i oczekiwań, aby pójść drogą z własnego wyboru. "To i dobrze, przecież o to mi chodziło. Jeśli nawet wiele moich nadziei się nie spełniło, to jednak żyłem nimi i tyle mi na mój „wiek klęski” pozostało."
Drogi Profesorze! Żegnając Cię wiemy, że Twoje życie nie było wiekiem klęski, ale wiekiem realizowanych w trudnych czasach wyjątkowych sukcesów, które wyznaczyły kolejnym pokoleniom naukowców, do czego i jak powinni zmierzać, służąc nauce, oświacie, społeczeństwu, ale także swoim bliskim, bo Twoje życie było też pełne miłości w gronie najbliższej rodziny. Łączę się w bólu z drogą nam Małżonką prof. zw. dr hab. Barbarą Wilgocką-Okoń.
(Fotografia Jan Balan oraz z:http://gu.us.edu.pl/node/232391; http://www.psnt.edu.pl/Wizyta-u-prof--W--Okonia.php)
18 października 2011
Hermeneutyczna habilitacja z pedagogiki
Dzisiaj przybył akademickiemu środowisku naukowemu doktor habilitowany nauk humanistycznych w dyscyplinie pedagogika. Jest nim, po znakomitym kolokwium na Wydziale Studiów Edukacyjnych UAM w Poznaniu - Bogusław Milerski. Jego rozprawa habilitacyjna pt. Hermeneutyka pedagogiczna. Perspektywy pedagogiki religii (Warszawa 2011, ss.335), wzbudziła ogromne zainteresowanie wśród członków Rady Wydziału. Jej autor wydobywa w niej bowiem dla nauk o wychowaniu niezwykle subtelne odcienie, wydawałoby się, że bardzo odległych, a przecież wciąż aktualnych i niepodejmowanych debat na temat tak genezy pedagogiki hermeneutycznej, jak i różnicy między nią a hermeneutyką pedagogiczną. Milerski dochodzi do tego rozstrzygnięcia per analogiam dzięki rozprawie O.F. Bollnowa, w której ten podjął się wyjaśnienia różnic między filozofią hermeneutyczną a hermeneutyką filozoficzną.
Dzięki temu, że dr hab. B. Milerski formułuje na podstawie tej właśnie perspektywy różnicę między heremeneutyką pedagogiczną (byłaby teorią rozumienia i interpretacji uprawianą pedagogicznie, a wiec uwzględniającą kontekst metodologiczny badań pedagogicznych)) a pedagogiką hermeneutyczną (byłaby natomiast pedagogiką postępującą hermeneutycznie „w całości”, a więc w różnych obszarach wiedzy pedagogicznej i rzeczywistości wychowawczej) (s. 96), możemy już toczyć spory o tę wykładnię i jej zasadność. Podobny dylemat mają pedagodzy skupiający się w swoich badaniach na m.in. fenomenologii, egzystencjalizmie, personalizmie itd. Sam autor włącza nas trochę w ten spór o różnicę, kiedy w podrozdziale 2.2.3. Pedagogika hermeneutyczna w ujęciu F.O. Bollnowa, zaczyna jej opis od stwierdzenia, że: …Bollnow był głównym orędownikiem hermeneutycznego pojmowania pedagogiki (…) postulował on konieczność „rozumienia teorii pedagogicznej w znaczeniu hermeneutyki rzeczywistości wychowawczej” (s. 96-97)
Niemiecka tradycja rozumienia pedagogiki kultury jako pedagogiki humanistycznej ma odmienny charakter od współczesnej polskiej jej wykładni i rozumienia. Kiedy więc przyjęlibyśmy, że należałoby używać, zamiast określenia pedagogika humanistyczna - terminu pedagogika hermeneutyczna, to zawęziłoby to istotę pedagogiki jako nauki humanistycznej, która jest nią nie tylko dzięki hermeneutyce. Pewnie trudno byłoby zgodzić się dzisiaj z Bollnowem, by nadać pedagogice hermeneutycznej status wyższości w stosunku do innych kierunków pedagogiki, gdyż - jak on sam twierdził - formułuje ona (…) pojęcia, którymi posługuje się pedagogika, analizuje również kontekst, w którym są prowadzone badania naukowe, a następnie realizuje również zadania odniesienia jednostkowych wyników badań empirycznych do całości wychowania. (…) Tak pojęta pedagogika hermeneutyczna nie będzie dążyła do ogarnięcia całości pedagogiki. Ona, podobnie jak ma to miejsce w filozofii, w powiązaniu z pedagogiką empiryczną i krytyczną miałaby do spełnienia szczególną funkcję. Być może mogłaby wręcz rościć sobie prymat pierwszeństwa. (s. 98)
Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na to, że po pierwsze, Bollnow zawęża kierunki pedagogiki jedynie do trzech: hermeneutyczna – empiryczna i krytyczna, a więc pojawia się pytanie – gdzie lokuje np. pedagogikę fenomenologiczną, pragmatyczną, itd.? Po drugie, nie przekonuje co do tego, na jakiej podstawie pedagogika hermeneutyczna miałaby wchodzić w relacje z pozostałymi kierunkami z pozycji dominującej? Bogusław Milerski niezwykle trafnie wychwytuje tę niekonsekwencję u Bollnowa, który (…) mimo, że (…) unikał roszczenia do totalności perspektywy hermeneutycznej, przyznał jej szczególną rolę czy wręcz prymat w badaniach pedagogicznych. (s. 100) Dla Bollnowa (…) pedagogika hermeneutyczna jest kierunkiem uznającym (…) „funkcję hermeneutyki w całości pedagogiki” (s. 100)
Dysertacja habilitacyjna B. Milerskiego nie jest monografią przeglądową, opisową czy o charakterze podręcznikowym, chociaż częściowo może spełniać też takie funkcje, ale strukturą i zawartością treściową znakomicie wpisuje się w tradycje hermeneutyczną dzięki temu, że jej Autor najpierw sam przeprowadził hermeneutyczne badanie - niedostępnych w większości w Polsce - tekstów niemieckich pedagogów tego kierunku, a następnie wykazał, w jaki sposób można przeprowadzić badanie hermeneutyczne na opracowaniach z zakresu pedagogiki religii. Takie podejście ma szczególne znaczenie nie tylko dla współczesnej teorii kształcenia, ale i pozostałych, kierunkowych subdyscyplin nauk pedagogicznych. Od rozdziału trzeciego zaczyna się hermeneutyczna analiza i interpretacja pedagogiki religii w jej różnych ujęciach, nurtach i uwarunkowaniach historyczno-społecznych.
Znakomicie, że B. Milerski napisał tę rozprawę w oparciu o - w większości tłumaczone przez siebie - teksty źródłowe niemieckiej hermeneutyki klasycznej, gdyż częściowo zatrze tym samym, dostępną jeszcze w uniwersyteckich bibliotekach naszego kraju, wykładnię hermeneutycznej filozofii życia według Wilhelma Diltheya, którą sprofanował swoją analizą G. Lukács rozdziałem w „Materiałach do studiów pedagogicznych” pod red. B. Suchodolskiego i W. Okonia, a zatytułowanym: Dilthey jako twórca imperialistycznej filozofii życia. (PZWS, Warszawa 1958).
Współczesnym badaczom teorii i filozofii wychowania Habilitant uświadamia, że hermeneutyka nie ma tylko wymiaru metodologicznego, ale także epistemologiczny i ontologiczny. Tymczasem wśród większości polskich pedagogów odwołujących się w swoich rozprawach do hermeneutyki, traktowana jest ona tak, jak miało to miejsce w pierwszym okresie rozwoju niemieckiej pedagogiki kultury, a więc jako przede wszystkim metoda poznania. Struktura tej rozprawy jest logiczna, a miejscami wciągająca, dzięki odkrywaniu przez Autora różnych kontrowersji czy sprzeczności, jakie pojawiały się w debatach naukowych, przywołując ich istotę, nieoczywistość i dekodując dla nas ich ukryte sensy.
Co ważne, B. Milerski doskonale dokumentuje, że nie istnieje jedno pojęcie hermeneutyki pedagogicznej i pedagogiki hermeneutycznej. Nie musiał badać niezwykle bogatej literatury na ten temat, gdyż wystarczają zaproponowane w tej rozprawie wybrane egzemplifikacje hermeneutyki w jej innych tradycjach i podejściach. Dla lepszego zrozumienia różnic między badaną hermeneutyką pedagogiczną w Niemczech, a polską pedagogiką tego kierunku, uwzględnia też tak naszą jej recepcję, jak i dopełnienie chociażby o opracowanie syntezy pedagogiki kultury przez Ludwika Chmaja, koncepcję pedagogicznie zorientowanej w duchu tradycji hermeneutycznej filozofii kultury Bogdana Nawroczyńskiego czy osadzenie pedagogiki w hermeneutyce przez Sergiusza Hessena.
Bogusław Milerski przywołuje też w sposób syntetyczny, uwzględnienie we własnych rozprawach historyczno-problemowych, metodologicznych czy z pedagogiki ogólnej recepcję i częściowo odmienne od niemieckiego podejście do hermeneutyki takich współczesnych pedagogów, jak Janusz Gajda, Mirosław S. Szymański, A. Ciążela, Andrea Folkierska (tu pominął jedynie jej rozprawę: pt. Sergiusz Hessen – pedagog odpowiedzialny, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2005), Janusz Gnitecki, Krystyna Ablewicz, Mieczyslaw Sawicki, Maria Reut i Jolanta Kruk. Interesujący jest podrozdział 2.4.2., w którym mamy przykłady badań w pedagogice anglosaskiej, której przedmiotem dociekań jest także hermeneutyka wzbogacona o jej nowe typologie.
To, co rozstrzyga o znaczącym wkładzie B. Milerskiego w nauki pedagogiczne, jest dla mnie zawarte w drugiej części książki, od rozdziału 2.5. Hermeneutyka pedagogiczna: definicja i perspektywy badawcze, w której Autor dokonuje własnej wykładni hermeneutyki, jednoznacznie określając jej konotacje teoretyczne i oddzielając od niehermeneutycznych teorii rozumienia i interpretacji (np. od filozofii analitycznej czy teorii curricularnych wyrastających z behawioryzmu). Pokazuje, w jaki sposób można badać konstytuowanie się danej subdyscypliny czy kierunku badań w ramach nauk pedagogicznych, uwzględniając w tym idee i przesłanki jej historyczno-społecznego rozwoju, jak i powstawanie i ewolucję wyłaniających się w niej szkół naukowych oraz sztukę egzystencjalnej interpretacji tekstów.
Zdaniem Milerskiego: (…) hermeneutyczna pedagogika religii była nie tylko pierwszą koncepcją pedagogiki hermeneutycznej, lecz również sformułowała przesłanki teorii pedagogicznej (…), którą ze swojej perspektywy określa mianem hermeneutyki pedagogicznej. (s. 153) Właśnie dlatego treść tej rozprawy jest tak ważna dla pedagogiki w ogóle. Dostrzegamy bowiem, jak wraz z rozwojem tej nauki zmieniał się język opisu rzeczywistości wychowawczej i edukacyjnej, otwierając dyskurs na nowe metodologie i podejścia badawcze. Jakże inspirująca jest np. hermeneutyka symbolu, niemalże zupełnie zawieszona, nieobecna od przełomu lat 60. i 70. XX w., kiedy to Heliodor Muszyński wprowadzał do teorii wychowania społeczno-moralnego analizę obrzędowości i symboliki na przykładzie ruchu harcerskiego. Pracę z tego nurtu o charakterze etnopedagogicznym napisała pod moim kierunkiem Joanna Szewczyk (Szkolne obrzędy i rytuały w kontekście mitycznej podróży bohatera, Impuls, Kraków 2002).
Autor wysoce klarownie przybliża nam odmiany hermeneutycznej pedagogiki religii, jak: hermeneutyka kościelna (s. 147); hermeneutyka doświadczenia (s. 155); hermeneutyka tekstu (s. 150); hermeneutyka dyskursu (s. 161); hermeneutyka symbolu (s. 164); hermeneutyka narracyjna (s. 169); hermeneutyka performatywna (s. 170) oraz hermeneutyka dialogu i porozumienia (s. 174), odnosząc je zarówno do wybranych działów pedagogiki i niektórych zagadnień problemowych związanych z kształceniem religijnym, jak i do pedagogicznej teorii rozumienia i interpretacji.
Mamy tu do czynienia z rozprawą o wysokich walorach historycznych, filozoficznych, jak i dydaktycznych. Nie jest tak, jak pisze B. Milerski w „Zakończeniu”, że jego rozprawa stanowi studium hermeneutyki pedagogicznej na gruncie pedagogiki religii, skoro jest to – jak słusznie dalej stwierdza: opracowanie koncepcji hermeneutyki pedagogicznej jako istotnego elementu teorii kształcenia oraz uprawomocnienie pojęcia rozumienia jako kategorii pedagogicznej będącej przesłanką kształcenia religijnego i humanistycznego. (s. 291) Możemy co najwyżej pozazdrościć, że inne subdyscypliny pedagogiki nie doczekały się jeszcze swojej hermeneutycznej wykładni.
Wysłuchanie hermeneutycznej odpowiedzi dr. hab. Bogusława Milerskiego na liczne pytania profesorów - członków Rady Wydziału Studiów edukacyjnych UAM w Poznaniu było niewatpliwie naukowym wydarzeniem, świętem akademickiej pedagogiki.
17 października 2011
STUDIA SZYTE NA MIARĘ WIELKIEGO OSZUSTWA
NIK(-t) jednak już od lat nie kontroluje tej formy studiów, tymczasem o ile w szkołach publicznych mają one zapewnioną kadrę akademicką z prawdziwego zdarzenia, o tyle w wyższych szkołach prywatnych zajęcia na tych studiach w 90% prowadzą wykładowcy ze stopniem zawodowym magistra. Nie można zatem mówić tu o studiach pomagisterskich, skoro edukatorami są osoby, które mają ten sam poziom wykształcenia, co ich studenci. Jeszcze kilka lat temu Najwyższa Izba Kontroli prowadziła diagnozę tego sektora usług. Są one od ponad 15 lat głównym źródłem dochodu pseudoszkółek, które nie posiadają nawet kadry minimum do kształcenia na kierunku studiów I i/czy II stopnia, a prowadzą kształcenie na studiach podyplomowych. Nie byłoby w tym być może nic patologicznego, gdyby nie fakt, że już nikt nie rozróżnia, a ministerstwo tego także od nikogo nie żąda, by spełnić odpowiednie warunki dla studiów podyplomowych, które dają takie same uprawnienia do wykonywania zawodu, jak ukończenie studiów licencjackich na danym kierunku.
Polską oświatę „zalewają” niedouczeni absolwenci studiów, które z poziomem akademickości niewiele mają wspólnego. Przekazywana im wiedza, bo o umiejętnościach trudno jest tu pisać, ma zbanalizowany charakter, potoczny, niewykraczający poza już posiadane kompetencje osób studiujących. Piszą do mnie i skarżą się "studenci", że płacą za udział w fikcji, w grze pozorów, ale po opłaceniu jednego semestru jest im żal się wycofać, bo byliby stratni o kilka miesięcy w stosunku do innych, którzy tak, jak oni potrzebują jedynie dyplomu do awansu zawodowego czy do uzyskania awansu w pracy. Tego typu studia są najczęściej prowadzone przez zatrudniane na umowę zlecenie osoby spośród samorządowców, władz oświatowych czy administracji państwowej głównie po to, by w ten sposób ułatwiać właścicielom wyższych szkół prywatnych dostęp nie tylko do dodatkowych zysków, ale i do różnego rodzaju przywilejów czy ułatwień w pozyskaniu grantów marszałkowskich czy unijnych.
Na dziesięciu studentów studiów stacjonarnych w Polsce przypada jeden student studiów podyplomowych. Zdecydowana większość wyższych szkół prywatnych nie ma studentów stacjonarnych, a jeśli, to nieliczną grupę, którą utrzymuje, by dzięki niej mieć podstawę prawną do kształcenia na studiach podyplomowych. Podyplomowy biznes jest – jak pisze studentka - jedną z największych praktyk pseudoakademickich szytych na miarę oszustwa.
16 października 2011
Najgorsze ministerstwo - nie tylko w tym rządzie, to
Ministerstwo Edukacji Narodowej. Mogą się czuć dotknięci takim stwierdzeniem Ci, którzy od ponad dwudziestu lat pracują w tym urzędzie, gdyż mieli pecha. Od 1991 r. MEN było przejmowane przez kolejno uzurpujące sobie wyłączność na zarządzanie oświatą partie polityczne. Mówiono o "desancie" kieleckim, krakowskim czy gdańskim. Tak upartyjnioną władzę w oświacie mieliśmy w okresie PRL i buntowaliśmy się przeciwko temu, narzekaliśmy, a podziemny ruch oświatowej opozycji robił wszystko, by zaszczepić w nas dążenie do funkcjonowania w państwie samorządnym, wolnym, demokratycznym, w którym oświata będzie zarządzana także oddolnie, demokratycznie i samorządnie. Solidarność walczyła o to, by został zlikwidowany centralistyczny, hierarchiczny i autorytarny system sprawowania władzy w oświacie, by przestano manipulować nią dla wąsko rozumianych celów partyjniackich środowisk, by nie dyktowano nauczycielom, wychowawcom, pedagogom tak, jak miało to miejsce w okresie quasitotalitarnego reżimu PRL, jakie mają być realizowane w danym roku główne założenia ideowo-wychowawcze przedszkoli, szkół i placówek opiekuńczo-wychowawczych.
Po co walczyliśmy z komuną, skoro ta pod postacią demokratycznego mandatu już w wolnej Polsce dalej osadziła i umocniła się w resorcie edukacji, by rozgrywać swoje indoktrynacyjne karty. Jeszcze za mało mamy studiów z dziejów manipulowania polską oświatą, jeszcze nie zrozumieliśmy, jak dalece władza skrywając swoje interesy, manipuluje społeczeństwem poprzez etatystyczną politykę oświatową. Tylko prof. Henryk Samsonowicz miał śmiałość i godność stanowczego przeciwstawienia się zaszłościom, nikczemnej wobec narodu polityce PRL-owskiego MEN-u obiecując, że już nigdy więcej ten resort nie będzie narzucał nauczycielom i dyrektorom placówek edukacyjnych oraz oświatowych tego, co mają realizować w ramach swoich założonych funkcji. Apelował, by wolni nauczyciele, rodzice i uczniowie, w wolnym kraju, kreowali wolną i demokratyczną (samorządną, uspołecznioną) edukację. Nie twierdził, że każdy ma robić to, co mu się żywnie podoba, gdyż w każdym społeczeństwie musi być wspólny mianownik wartości i celów, które będą je spajać i stanowić o jego trwałości. Autonomia szkół miała być równoważona ich uspołecznieniem, a więc oddolną kontrolą tego, jak są zarządzane, jak przebiegają w nich procesy kształcenia i wychowania.
Mija 20 lat od nowelizacji ustawy o systemie oświaty, która dawała podwaliny prawne pod niezależność od partyjniackich gier i wpływów możnych władców w tym resorcie. Ci jednak zorientowali się, że nie ma to jak okazja, z której warto skorzystać, skoro nie bierze jej w ogóle pod uwagę nasze społeczeństwo. Przyjęto założenie, że skoro nauczyciele, rodzice i uczniowie nie chcą (bo nie potrafili, doświadczeni przez dziesiątki lat zniewalaniem administracyjno-ideologicznym przez centralizm), to władza przejmie stery i będzie za oświatowców decydować, jak mają postępować. Polski system oświatowy od 1991 r. nie był i nie jest demokratyczny, nie był i nie jest samorządny. Poziom zniewalania manipulowaniem środkami unijnymi na takie czy inne rozwiązania czy modernizacje, przekroczył normy więzi ze społeczeństwem i służby na rzecz tego społeczeństwa. Poczucie arogancji, pewności władztwa w stosunku do pomniejszanych przez urzędników (nadzór pedagogiczny) tych, którzy są na pierwszej linii ciężkiej i odpowiedzialnej pracy z dziećmi i młodzieżą przekroczył też normy śmieszności, rzutując na rozprzestrzenianie się papierokracji, dehumanizującej standaryzacji, której wcale - stanowiący o niej sami - przestrzegać nie muszą i nie zamierzają.
15 października 2011
Pedagodzy zatroszczyli się o matki samotnie wychowujące dzieci
Jak wynika z najnowszych danych GUS już ponad 20% dzieci w Polsce rodzi się poza małżeństwami. Na początku transformacji ustrojowej takich dzieci rodziło się ok. 6%, a więc wzrost jest bardzo wysoki. Najwięcej dzieci pozamałżeńskich przychodzi na świat w województwach - zachodniopomorskim (37,5%) i lubuskim (36,4%). Województwo łódzkie odnotowuje wskaźnik urodzeń pozamałżeńskich dzieci na poziomie 20,9%. Najmniej tego typu urodzeń jest w wschodnich i południowo-wschodnich regionach naszego kraju. Warto porównać rozkład tych procesów z mapą geograficznego podziału pomiędzy wyborczym zwycięstwem kandydatów Platformy Obywatelskiej i PiS.
W Łodzi został wybudowany i otwarty w dn. 13 października br. najnowocześniejszy i największy w Polsce Dom Samotnej Matki im. Stanisławy Leszczyńskiej. Schronienie znajdzie w nim 30 matek i 30 dzieci znajdujących się w sytuacji kryzysowej. Uroczystego poświęcenia Domu dokonał Ks. Arcybiskup Władysław Ziółek, Metropolita Łódzki.
Nowy budynek Domu Samotnej Matki powstał przy istniejącym już obiekcie, w którym znajduje się Centrum Służby Rodzinie. Dotychczasowy budynek Domu Samotnej Matki przy ul. Nowe Sady 17, należący do Miasta Łódź, znajduje się w bardzo złym stanie technicznym oraz nie pozwalał na uruchomienie potrzebnych w regionie nowych usług w zakresie pomocy społecznej (usamodzielnianie matek, aktywizacja społeczna i zawodowa). Ponadto położenie Domu Samotnej Matki na terenach przemysłowych tj. w otoczeniu zajezdni autobusów oraz terenów kolejowych jest bardzo niekorzystne.
Koszt ewentualnego remontu i koniecznych modernizacji dotychczas używanego budynku dorównywał ilością środków koniecznych do budowy nowego obiektu. Dodatkowo, połączenie Domu Samotnej Matki im. Stanisławy Leszczyńskiej w Łodzi z siedzibą Centrum Służby Rodzinie, gdzie już funkcjonuje kuchnia ze stołówką, szkoła rodzenia i prowadzone jest poradnictwo specjalistyczne, przyczyni się do większej efektywności i kompleksowości działań oraz zmniejszenia kosztów utrzymania. Wokół Centrum znajduje się także ogród umożliwiający uruchomienie placu zabaw oraz miejsc spacerowych dla rodziców i dzieci - tego elementu bardzo brakuje w dotychczasowym budynku położonym pomiędzy zajezdnią autobusową, firmą budowlaną i torami kolejowymi.
Kierując się tymi przesłankami Ksiądz Arcybiskup Władysław Ziółek - Metropolita Łódzki podjął decyzję o budowie nowego budynku Domu Samotnej Matki im. Stanisławy Leszczyńskiej w Łodzi, a Rada Miejska w Łodzi przeznaczyła teren pod budowę Domu. Budowa rozpoczęła się w październiku 2009 roku. Matki zamieszkają w Domu przy ul. Broniewskiego 1a pod koniec października. Obiekt przy ul. Nowe Sady 17 zostanie oddany Miastu Łódź. W najbliższej przyszłości do nowego Domu Samotnej Matki zostanie także dobudowany Kompleks Żywieniowy – matki tymczasowo korzystać będą z zaplecza kuchennego Centrum Służby Rodzinie.
Budowa Domu Samotnej Matki im. Stanisławy Leszczyńskiej w Łodzi była możliwa dzięki środkom z 1% podatku przekazywanym na Fundację Służby Rodzinie „Nadzieja”. Projekt był także współfinansowany przez Unię Europejską z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego (RPO Województwa Łódzkiego). Ogromną w tym zasługę mają - dyrektor Centrum Służby Rodzinie w Łodzi ks. Stanisław Kaniewski i zastępca dyrektora ds. programowych pedagog, absolwent Uniwersytetu Łódzkiego - mgr Tomasz Bilicki.
(Więcej informacji i zdjęcia: http://www.csr.org.pl/index.php?id=578; M. Młocka, Mama i tata ślubu nie biorą, Rzeczpospolita z dn. 14.11.2011, s. A6; http://lodz.uw.gov.pl/page/125,aktualnosci.html?id=3686; http://www.uml.lodz.pl/miasto/aktualnosci/?news=19329&rok=2011-10;
http://www.lodzkie.pl/wps/wcm/connect/lodzkie/lodzkie/aktualnosci/20111013_news_553;
http://archidiecezja.lodz.pl/new/?news_id=2c3584984ebf3ef53315da6c2a4db5f3;
http://archidiecezja.lodz.pl/new/?news_id=d7cc151d6915b1f409214c2473dea685; http://www.radiolodz.pl/serwis/index.php?id=11&idd=15298;
http://www.radioniepokalanow.pl/wiadomosci/z-regionu/1199-mamy-beda-mialy-nowy-dom.html; http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,35136,10468277Nowy_dom_samotnej_matki___jeszcze_wiecej_wsparcia.html; http://www.dzienniklodzki.pl/wiadomosci/461463,lodz-otwarcie-domu-samotnej-matki-zdjecia,id,t.html)
W Łodzi został wybudowany i otwarty w dn. 13 października br. najnowocześniejszy i największy w Polsce Dom Samotnej Matki im. Stanisławy Leszczyńskiej. Schronienie znajdzie w nim 30 matek i 30 dzieci znajdujących się w sytuacji kryzysowej. Uroczystego poświęcenia Domu dokonał Ks. Arcybiskup Władysław Ziółek, Metropolita Łódzki.
Nowy budynek Domu Samotnej Matki powstał przy istniejącym już obiekcie, w którym znajduje się Centrum Służby Rodzinie. Dotychczasowy budynek Domu Samotnej Matki przy ul. Nowe Sady 17, należący do Miasta Łódź, znajduje się w bardzo złym stanie technicznym oraz nie pozwalał na uruchomienie potrzebnych w regionie nowych usług w zakresie pomocy społecznej (usamodzielnianie matek, aktywizacja społeczna i zawodowa). Ponadto położenie Domu Samotnej Matki na terenach przemysłowych tj. w otoczeniu zajezdni autobusów oraz terenów kolejowych jest bardzo niekorzystne.
Koszt ewentualnego remontu i koniecznych modernizacji dotychczas używanego budynku dorównywał ilością środków koniecznych do budowy nowego obiektu. Dodatkowo, połączenie Domu Samotnej Matki im. Stanisławy Leszczyńskiej w Łodzi z siedzibą Centrum Służby Rodzinie, gdzie już funkcjonuje kuchnia ze stołówką, szkoła rodzenia i prowadzone jest poradnictwo specjalistyczne, przyczyni się do większej efektywności i kompleksowości działań oraz zmniejszenia kosztów utrzymania. Wokół Centrum znajduje się także ogród umożliwiający uruchomienie placu zabaw oraz miejsc spacerowych dla rodziców i dzieci - tego elementu bardzo brakuje w dotychczasowym budynku położonym pomiędzy zajezdnią autobusową, firmą budowlaną i torami kolejowymi.
Kierując się tymi przesłankami Ksiądz Arcybiskup Władysław Ziółek - Metropolita Łódzki podjął decyzję o budowie nowego budynku Domu Samotnej Matki im. Stanisławy Leszczyńskiej w Łodzi, a Rada Miejska w Łodzi przeznaczyła teren pod budowę Domu. Budowa rozpoczęła się w październiku 2009 roku. Matki zamieszkają w Domu przy ul. Broniewskiego 1a pod koniec października. Obiekt przy ul. Nowe Sady 17 zostanie oddany Miastu Łódź. W najbliższej przyszłości do nowego Domu Samotnej Matki zostanie także dobudowany Kompleks Żywieniowy – matki tymczasowo korzystać będą z zaplecza kuchennego Centrum Służby Rodzinie.
Budowa Domu Samotnej Matki im. Stanisławy Leszczyńskiej w Łodzi była możliwa dzięki środkom z 1% podatku przekazywanym na Fundację Służby Rodzinie „Nadzieja”. Projekt był także współfinansowany przez Unię Europejską z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego (RPO Województwa Łódzkiego). Ogromną w tym zasługę mają - dyrektor Centrum Służby Rodzinie w Łodzi ks. Stanisław Kaniewski i zastępca dyrektora ds. programowych pedagog, absolwent Uniwersytetu Łódzkiego - mgr Tomasz Bilicki.
(Więcej informacji i zdjęcia: http://www.csr.org.pl/index.php?id=578; M. Młocka, Mama i tata ślubu nie biorą, Rzeczpospolita z dn. 14.11.2011, s. A6; http://lodz.uw.gov.pl/page/125,aktualnosci.html?id=3686; http://www.uml.lodz.pl/miasto/aktualnosci/?news=19329&rok=2011-10;
http://www.lodzkie.pl/wps/wcm/connect/lodzkie/lodzkie/aktualnosci/20111013_news_553;
http://archidiecezja.lodz.pl/new/?news_id=2c3584984ebf3ef53315da6c2a4db5f3;
http://archidiecezja.lodz.pl/new/?news_id=d7cc151d6915b1f409214c2473dea685; http://www.radiolodz.pl/serwis/index.php?id=11&idd=15298;
http://www.radioniepokalanow.pl/wiadomosci/z-regionu/1199-mamy-beda-mialy-nowy-dom.html; http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,35136,10468277Nowy_dom_samotnej_matki___jeszcze_wiecej_wsparcia.html; http://www.dzienniklodzki.pl/wiadomosci/461463,lodz-otwarcie-domu-samotnej-matki-zdjecia,id,t.html)
14 października 2011
Życzenia dla wszystkich OSÓB oddanych edukacji
Wszystkim nauczycielom i pracownikom placówek przedszkolnych i szkolnych, wychowawcom, instruktorom, katechetom, pedagogom szkolnym i pozaszkolnym, a także wszystkim pracownikom administracyjnym i technicznym (bo dzisiaj jest Dzień Edukacji, a nie tylko Nauczyciela) życzę oprócz zdrowia, pogody ducha i osobistej satysfakcji z pracy także tego, by:
- dziennikarze, publicyści przestali negatywnie nastawiać społeczeństwo przeciwko Wam i Waszej pracy tylko po to, by realizować jakieś ukryte interesy mediów czy polityków;
- skończono z wypominaniem Wam czasu Waszej pracy;
- nie obciążano Was winą za paraliżowanie finansów gmin;
- nie wmawiano Wam, ze jesteście odpowiedzialni za całe zło tego świata – kryzysy gospodarcze, społeczne, polityczne, moralne, obyczajowe, itd.;
- nie czyniono z Was „narzędzi” do manipulowania społeczeństwem;
- nie wypominano Wam, że przynależycie do takich czy innych związków zawodowych;
- nie podporządkowywano Waszej pracy poprawności politycznej;
- niesprawiedliwie nie przypisywano Wam takie cechy, jak: bezradność, bezsilność, niekompetencje, lęk, rezygnację, nieżyczliwość, stronniczość, wrogość w stosunku do dzieci czy młodzieży, lenistwo, konserwatyzm, wygodnictwo, toksyczność, nierzetelność, brak obiektywizmu, sprzeczność czy niekonsekwencje w postępowaniu itd., itd.;
Życzę Państwu, by powiodła się Wasza trudna misja naprawiania wszelkiego zła tego świata, byście dalej mogli służyć pomocą wszystkiemu, co się rodzi w sumieniu i umysłach ludzi, co jest jeszcze słabe i wymaga opieki, byście byli konserwatywni w myśleniu, innowacyjni w działaniu i otwarci duchem na edukację i wszystkie związane z nią osoby. Jak pisał przed laty profesor Bogdan Suchodolski: warto w naszej pracy innych nawracać, wzbogacać, ratować, tworzyć pokój i harmonię społeczną.
Z okazji przypadającego dzisiaj Dnia Edukacji Narodowej redakcja Międzyszkolnika życzy wszystkim nauczycielom akademickim:
- studentów, którym się chce żyć i studiować;
- wyrozumiałych i hojnych pracodawców;
- wszechobecnej inspiracji i sukcesów w zmaganiach ze słowem;
- anielskiej cierpliwości w walce z biurokracją i ideologią;
... (tu wpisz, czego sobie życzysz, a może się spełni)!
13 października 2011
Czy istnieje polska pedagogika?
Tytuł tego wpisu zaczerpnąłem per analogiam z tytułu artykułu znakomitego socjologa prof. Piotra Sztompki - "Czy istnieje socjologia polska?", jaki ukazał się w ostatnim numerze "Studiów Socjologicznych" (2011 nr 2).
Nie przypuszczałem, że socjolodzy mają jeszcze takie dylematy, choć sposób ich wyartykułowania jest znakomity. Pracując wspólnie z prof. Zbigniewiem Kwiecińskim ponad 10 lat temu w Wydawnictwie Naukowym PWN nad przygotowaniem pierwszego, postsocjalistycznego podręcznika akademickiego "Pedagogika", który ukazał się w dwóch tomach w 2002 r., zdawałem sobie sprawę, jak trudno jest w nowej rzeczywistości społeczno-politycznej pozyskać autorów do napisania rozdziałów, które odnosiłyby się do kanonu subdyscyplin pedagogicznych, jaki obowiązywał w kształceniu na pedagogice jako kierunku studiów, a zarazem nie reprodukował wiedzy minionego ustroju.
Zastanawiałem się wówczas nad tym, w jakim zakresie uda się naszemu zespołowi znakomitych autorów, profesorów najważniejszych w kraju ośrodków uniwersyteckich, pokazać pedagogikę jako autonoomiczną naukę, współpracującą z naukami pogranicza, która nie zamyka się w obszarze lokalności, jedynie własnej narodowości. Częściowo się to powiodło, gdyż większość, w mniejszym lub większym stopniu, nawiązywała do spuścizny światowej wiedzy o wychowaniu. Ważne jednak było dla wszystkich zachowanie pewnej równowagi między tradycją, przeszłością i dokonaniami polskich myślicieli i reformatorów wychowania, a recepcją tych prądów i nurtów, które były aplikowane w polskiej rzeczywistości albo zza zachodniej, albo zza wschodniej granicy.
Po zakończeniu tego dwutomowego dzieła zdałem sobie sprawę z tego, że naszej dyscyplinie potrzebne jest wyjście w świat oraz włączenie do niej teorii i podejść naukowo-badawczych autorów z innych krajów. Właśnie to było głównym powodem, by powstał dzięki znakomitej współpracy z Gdańskim Wydawnictwem, Psychologicznym zupełnie inny, nowy, ale dopełniający ten PWN-owski cykl podręczników akademickih z pedagogiki, który będzie nie tylko świadectwem wytworzonej w innych krajach wiedzy o kształceniu i wychowaniu, ale zarazem uświadomi nam, jak wysoki poziom reprezentuje na tle porównawczym polskie środowisko akademickie.
Zapraszając zatem do czterotomowego wydania międzynarodowego podręcznika "Pedagogika" postanowiłem przełamać koncentrację na narodowej perspektywie, by możliwe było jej jeszcze lepsze wyeksponowanie na tle porównawczym, jak i skonfrontowanie z podejściem naukowym autorów z innych państw: Anglii, Szwajcarii, Finlandii, Słowacji, Czech, Niemiec i Włoch. Zdawałem sobie sprawę z tego, że coraz częściej nasi studenci wyjeżdżają w ramach programów międzynarodowych na studia do uczelni w innych państwach Unii Europejskiej.
Oczywiście, że przekłady pedagogicznej literatury klasyków z innych kontynentów, od początku zaistnienia pedagogiki jako nauki, były podstawą do jej umiędzynarodowienia, a zarazem włączania polskiego środowiska w doskonalenie tak określonych teorii, nurtów czy modeli wychowania, jak i nasycania ich typowo polskim pierwiastkiem kulturowym, duchowym czy religijnym. Piszę o tej oczywistości, gdyż prof. Piotr Sztompka prowokuje swoje, socjologiczne środowisko do odpowiedzi na pytanie, czy socjologia musi być polska, narodowa? Być może pyta o to dlatego, że sam od kilku lat jest w Polsce i doświadcza w swoim środowisku jakiegoś etnocentryzmu, który być może przeszkadza tej dyscyplinie i jej przedstawicielom wpisać się w powszechną socjologię. Jego zdaniem nie ma najmniejszego sensu podtrzymywanie wyjątkowości jakiejkolwiek dyscypliny naukowej ze względu na jej charakter narodowy. Nie ma polskiej czy niemieckiej fizyki, chemii.
Minęły na szczęście czasy, gdy deklarowano, że istnieje radziecka genetyka i burżuazyjna cybernetyka. (s. 43) (…) przedmiot i metoda nauki w ścisłym, anglosaskim sensie „science” są uniwersalne, a nie narodowo określone. Prawo grawitacji czy skraplania gazu działa tak samo w Polsce, Namibii i w Indiach. Sztuka natomiast jest oczywiście uwarunkowana historycznie, kulturowo, społecznie. Jest odzwierciedleniem lokalnych tradycji, sukcesów i traum, pamięci zbiorowej, nastrojów społecznych czy – excusez le mot – „charakteru narodowego”. Muzyka rosyjska jest inna od niemieckiej, literatura latynoamerykańska od angielskiej, malarstwo afrykańskie od francuskiego. (s. 44)
Czy socjologie narodowe - pyta P. Sztompka - mają szanse odrębności w epoce trzech wielkich procesów historycznych: globalizacji społeczeństwa, internacjonalizacji nauki oraz ekspansji demokracji i liberalizmu. (s. 44) Z jednej bowiem strony są problemy wspólne dla wszystkich krajów, jak rozwarstwienie, społeczne, bieda, wykluczenie, przestępczość, kryzysy rodziny, masowe migracje, z drugiej zaś wspólne stają się tak globalne wyzwania, jak problemy energii, klimatu, bezpieczeństwa itp. Internacjonalizacja nauki jest w dzisiejszej dobie masowa, powszechna, nawet jeśli nie jest prowadzona bezpośrednio w ramach umów międzynarodowych, bilateralnych, gdyż dzięki sieci internetowej mamy dostęp do bibliotek świata. (…) metody badawcze oparte są na jednolitych standardach; w naukach przyrodniczych zdefiniowane przez panujący paradygmat, a w naukach społecznych mieszczące się we wspólnej skrzynce narzędziowej („tool box”), zawierającej różnorodne przydatne techniki i procedury, wybierane oportunistycznie w zależności od problemu badawczego. (…) zbiór teorii w swoim podstawowym kanonie uznany jest globalnie; w naukach przyrodniczych w ramach panującego paradygmatu, a w naukach społecznych zamknięty we wspólnym „archiwum” (Ziman 2000), gdzie poszczególne teorie odrywają się od swoich partykularnych genealogii i są akceptowane jako uniwersalny, szeroki kanon, stosowany ad hoc do wyjaśniania podejmowanych problemów czy tematów. Panuje pluralizm teoretyczny, zerwanie z dogmatyzmem jednej, wyłącznej teorii i Mertonowski „zdyscyplinowany eklektyzm”. (s. 44-45)
Jak jest z pedagogiką w polskich uniwersytetach i akademiach? Czy jest ona nadal uprawiana w sposób ograniczony ideologicznie czy może dysponuje autonomią i swobodą uprawiania badań? Czy jej wyniki są porównywalne z tymi, na które chętnie powołujemy się, studiując literaturę pedagogiczną Francji, Niemiec, Anglii czy Włoch, czy może nasz wkład w rozwój tej dyscypliny ogranicza się tylko i wyłącznie do własnego terytorium?
Subskrybuj:
Posty (Atom)