Otrzymałem List od prawdopodobnie pracownika naukowego jednej z polskich uczelni akademickich. Upubliczniam go w tej części, która dotyczy zjawiska, a nie konkretnych osób czy instytucji, bo nie dysponuję dowodami w sprawie, która poruszyła sygnalist(k)ę. Rzecz dotyczy ponoć turystyki habilitacyjnej polskich pracowników naukowych do Bułgarii. Nie znam tego języka w odróżnieniu od czeskiego i słowackiego, więc nie jestem tu kompetentny, by czytać przywołane rejestry danych.
Jest jeszcze jeden związany z tym problem, a mianowicie poczucie bezkarności sygnalistów, którzy zarzucają coś komuś, ale nie mają na to dowodów. Nie jestem w stanie ocenić na podstawie jakiegoś donosu, czy rzeczywiście dotyczy próby ukrycia pseudonaukowych prac przed recenzentami w kraju, czy może jej/jego publikacje odpowiadają wymaganiom naukowym w innym kraju.
Kwestia natury ogólnej: O ile prawo sygnalisty jest słuszne, trafne w sytuacji możliwej do udokumentowania korupcji, kradzieży, przestępstwa materialnego, o tyle tam, gdzie w grę wchodzi ocena naukowa może ono być nadużywane, stosowane nieadekwatnie, by uniemożliwić pociągnięcie sygnalisty/-ki do odpowiedzialności za próbę oczernienia kogoś. W takiej sytuacji trzeba zastanowić się nad tym, kogo tzw. sygnaliści chcą wykluczyć z uczelni, a co reprezentują sami i dlaczego "żądlą" tych, którzy jednak stoją na straży nauki a nie naukawego konsumowania dyplomu?
Okazuje się, że nieuczciwy/-a sygnalista/-ka, psychopatyczny/-a intrygant/-ka jest chroniony, a pomawiany przez niego/nią pracownik naukowy nie ma możliwości zaskarżenia go/jej, bo dane osobowe sygnalisty/-ki są objęte tajemnicą. Wystarczy, że zasygnalizuje rzekomo w interesie publicznym nieprawidłowość w danej instytucji/organizacji, a w istocie kieruje się prywatnymi porachunkami, żądzą zemsty za własne porażki. W sytuacji konfliktów wartości czy personalnych nie można ustalić, czy nie czyni tego we własnym interesie?
Nie przypuszczam, by Bułgaria stała się drugą Słowacją, gdyż leży zbyt daleko od naszego kraju, a poza tym uzyskany tam stopień doktora habilitowanego - jak wynika z poniższego listu - nie jest nośnikiem dumy tylko skrywanego przed innymi wstydu. Nie wiem zatem, jakim interesem, jakim motywem kierował/-a się sygnalista/-ka przesyłając poniższej treści list do mnie i do prof. Marka Wrońskiego (co wynika z listy adresatów)?Oto ten list:
„Patologia, nadinterpretacja, granda, oszustwo i tyle
Tak niegdyś
skomentowano artykuł zamieszczony w Gazecie Wyborczej opisujący proceder
szybkiej ścieżki habilitacyjnej na słowackich uczelniach. Działania te zostały
zablokowane w 2016 r. i już w tym samym roku otworzyła się nowa ścieżka,
prawdopodobnie jeszcze prostsza i szybsza, ścieżka bułgarska. Niniejsza
wiadomość dotyczy jednej tylko polskiej uczelni, która honoruje takie
możliwości awansowania naukowego swoich pracowników. Jeżeli proceder rozwija
się tak intensywnie w całym kraju, to aż zatrważająca jest myśl w jakiej
kondycji jest polska Nauka.
Podstawą
prawną są anachroniczne porozumienia z lat siedemdziesiątych. Osoby, o których
wspomniano poniżej często nie znają języków obcych (w praktyce, pomimo
uzyskanych certyfikatów np. doktorskich), a ich dorobek dotyczy wybranych
aspektów polskiej rzeczywistości.
Panie
Ministrze, oczekujemy efektywnych rozwiązań i zablokowania drogi na skróty dla
niektórych naukowców; czym w tej perspektywie są doktoraty i habilitacje
rzetelnie i z trudem wypracowywane w polskich uczelniach, z uwzględnieniem
wymiernych kryteriów? Liczymy na solidną pracę i zahamowanie szybko
rozwijającej się patologii w polskiej nauce.
Panie
Profesorze Śliwierski, dokonał Pan trudnej pracy zebrania i opublikowania
materiału kompromitującego wielu polskich naukowców wybierających słowacką
drogę na skróty; czy nie warto byłoby przygotować kolejnego tomu demaskującego
proceder bułgarski?
Panie
Profesorze Wroński, z wielką determinacją i skutecznością obnaża Pan ciemne
strony i patologie w polskiej nauce, posiada Pan możliwości i narzędzia do
efektywnego reagowania; czy imitacje doktoratów i habilitacji niespełniających
w żadnej mierze kryteriów polskiej nauki są tematem wartym podjęcia?
Panie
Redaktorze Kieraciński, na łamach Forum Akademickiego demaskował Pan ze swoim
zespołem liczne przejawy nierzetelności i oszustw w polskiej nauce; czy jest
Pan gotowy zająć się kolejną aferę?
Pięć lat
temu prof. Bogusław Śliwierski opublikował książkę Turystyka
habilitacyjna Polaków na Słowację w latach 2005-2016. Zmiana przepisów z 1 czerwca 2016 r. zahamowała ten proceder,
chyba słusznie określony w jednym z komentarzy do artykułu Gabrieli Kucharskiej
i Jarosława Sidorowicza (Habilitacja na Słowacji. Szybki
sposób na zdobycie tytułu naukowego, Wyborcza.pl Kraków,
16.10.2015) jako „patologia, nadinterpretacja, granda, oszustwo i tyle”.
Tymczasem
„naukowcy” znaleźli nowy, wyjątkowo szybki skrót do awansu naukowego –
habilitacje w Bułgarii. Inna sprawa, że pierwsze informacje o tej ścieżce
kariery pojawiły się już w 2016 r.
(foto: autor)