14 czerwca 2025

Wartość otwartego dostępu do rozpraw doktorskich


(foto: BŚ - Freiburg) 

Czytam przesłaną mi opinię o pracy doktorskiej z pedagogiki, którą to dysertację przeczytał i podzielił się jej recepcją jeden z jej czytelników, doktorów nauk humanistycznych. Niestety, nie wyraził zgody na jej opublikowanie. Nie chce mieć kłopotów, bo... nigdy nie wiadomo, czy nie zaszkodzi to jemu w przyszłości. Dlatego w naukach humanistycznych i społecznych nadal będzie przyzwolenie  na unikanie krytyki, dopuszczanie nierzetelnych prac do obrony i do druku na podstawie "gładkich" recenzji. 

Usunąłem zatem z jego wypowiedzi fragmenty, które ujawniałyby temat i autora rozprawy doktorskiej. Została przecież obroniona publicznie. Gdyby jej autorem był polityk PiS, PO czy PSL albo poseł, senator czy minister, to znalazłby się odważny krytyk, który nadałby bieg swojej opinii w przestrzeni publicznej. Jak ocenił tę pracę specjalista od podjętej w niej problematyki? 

Oto co napisał: 

"Praca doktorska brzmi z opisu jak coś ciekawego, ale jak się człowiek wczyta, to… nic nowego z tego nie wynika. Nie ma w niej (...). W aneksie są tylko (...)  — wszystko to, co od dawna jest publicznie dostępne. Całość to taka filozoficzna narracja o (...), bazująca wyłącznie na analizie tekstów i relacji z przeszłości.

Autor „obala mit”, że (...). Tylko że to wiadomo od lat każdemu, kto choć trochę zna temat — żadne odkrycie. Nie ma tam niczego, czego bym nie znał z książek takich jak (...).

Z jednej strony dobrze, że w ogóle pisze się dziś naukowo o (...), ale z drugiej — szkoda, że nikt nie wymaga, żeby taka praca faktycznie coś wnosiła. I teraz pytanie podstawowe: czemu autor nie dotarł do (...)?  Paradoksalnie, bardziej poruszyła mnie magisterska praca na podobny przedmiot badań (...) niż ten doktorat, bo dzięki niej dowiedziałem się czegoś nowego, czego wcześniej nie znałem. A tu nie dowiem się absolutnie niczego nowego. 

Nikt nie jest idealny, a humanistyka polega przecież też na tym, że różne rzeczy można obronić z różnych punktów widzenia. I to też warto uszanować, nawet jeśli coś nam zgrzyta. Przecież sam wiem, ile błędów zrobiłem w swojej pracy doktorskiej i ile rzeczy bym dziś zmienił. Niektóre z nich do dziś mnie uwierają.  Rozumiem, że takie prace będą powstawać i pewnie zawsze będą budzić różne reakcje.”

*********   

Poprzestaję na tej opinii jako informacji zwrotnej, by zwrócić uwagę na kwestię istotną dla nauki i każdego z nas, kiedy prowadzimy badania. Odniosę się nie tyle do treści pracy doktorskiej, bo nie wskazuję na jej temat, autora i uczelnię, ale do jej recepcji, gdyż z tego typu reakcjami spotykam się od wielu lat. Proces ten będzie narastał dzięki otwartemu dostępowi do nauki. Ten zresztą nie ma służyć umiędzynarodowieniu, ale rozwijaniu pseudoakademickiego biznesu.  

Każda dyscyplina w dziedzinie nauk humanistycznych i społecznych rozwija się dzięki krytyce. Doktoranci, habilitanci i kandydaci do tytułu profesora oraz recenzenci ich rozpraw naukowych mają świadomość, że skończyła się niejawność w nauce. Dzięki ustawie 2.0 z 2018 roku rozprawy doktorskie muszą być dostępne w Biuletynie Informacji Publicznej uniwersytetu, politechniki czy akademii zanim zostanie przeprowadzona ich publiczna obrona. 

Przedkładane zaś komisjom habilitacyjnym czy w RDN publikacje, które mają świadczyć o spełnieniu przez ich autorów wymagań naukowych (nie tylko formalnie), musiały być wcześniej wydane, opublikowane w czasopismach czy oficynach znajdujących się w wykazie ministra nauki. Jeśli nie pojawiły się w czasopiśmiennictwie recenzje tych prac, to niedobrze, bo to tylko świadczy o lekceważeniu przez środowisko akademickie fundamentalnej dla rozwoju nauki roli eksperckiej krytyki.  

Każda praca naukowa może być czytana i tym samym oceniana przez każdego, kto jest nią zainteresowany, tym bardziej, jeśli czytelnik posiada stosowne kompetencje merytoryczne, w tym metodologiczne. Dlatego tak ważne jest, by zanim podda własne dzieło ocenie formalnie powołanych w tym celu ekspertów, postarał się o znacznie wcześniejsze uzyskanie opinii zwrotnej (koleżeńskiej, środowiskowej) na temat jego wartości naukowej.  

Niektórzy referują fragmenty swoich dociekań badawczych w czasie konferencji naukowych lub we własnej jednostce w ramach zebrań/spotkań naukowych, inni nawiązują kontakt ze specjalist(k)ą danego zagadnienia, by upewnić się, że własna koncepcja, projekt czy już jego realizacja spełniają naukowe kryteria. Psychologicznie znany nam efekt pierwszeństwa, przywiązania do własnego podejścia badawczego sprawia, że nie czynimy tego chętnie, gdyż jesteśmy przeświadczeni o jego trafności i poprawności. Tymczasem może on zawierać jakieś błędne założenia czy rozwiązania badawcze. 

Pracując indywidualnie nad własnym projektem badawczym warto poddawać go opinii innych badaczy. Psycholog Zbigniew Pietrasiński zachęcał, by dzielić się własnym projektem czy już napisaną rozprawą z tymi uczonymi, którzy i tak nie będą jej formalnie recenzować, gdyż reprezentują dyscyplinę naukową pogranicza, ale posiadają kompetencje metodologiczne. Zwrócą nam wówczas uwagę na to, czego sami nie rozumiemy, może nawet nie dostrzegamy, zaś finalnie mogłoby zostać w toku postępowania awansowego ocenione negatywnie. 

Nie namawiam zatem do chorobliwego perfekcjonizmu, jak określała taką postawę Karen Horney, które cechuje wieczne niezadowolenie, poczucie niedoskonałości, gdyż w naukach społecznych i humanistycznych trudno jest uzyskać idealistycznie pojmowaną doskonałość. Rozprawa każdego badacza może mieć jakieś niedostatki, braki, które wynikają z zupełnie innego podejścia badawczego czy znajomości innej literatury specjalistycznej ich recenzenta/-ów. W przypadku pracy awansowej należy wykazać i uzasadnić dobór takich a nie innych źródeł wiedzy oraz zapewnić badaniu obowiązujące w danym paradygmacie rygory. 

Piszę o tym dlatego, że otrzymana od doktora nauk humanistycznych, filologa i badacza opinia na temat przeczytanej przez niego dysertacji doktorskiej z pedagogiki została poświęcona interesującemu odczytaniu jej treści. Czytał ją z zaciekawieniem, bo od tego typu rozpraw oczekuje się czegoś nowego, oryginalnego. 

Pedagodzy, podobnie jak naukowcy reprezentujący inne dyscypliny nauk społecznych, humanistycznych, teologicznych czy nauk o rodzinie muszą mieć świadomość, że ich prace są i będą czytane, bo taka jest też m.in. funkcja nauki. Jestem przekonany, że pracę doktorską z pedagogiki można inaczej napisać na każdy temat. Co innego, kiedy autor publikuje wyniki badań empirycznych. Bardziej rygorystycznie oceniane są prace badawcze w paradygmacie badań ilościowych, gdyż obowiązują tu twarde rygory empirycznej wiarygodności.  

Filolog odczytujący rozprawę z pedagogiki będzie miał wobec niej inne oczekiwania, skoro posiada nieco odmienny zasób wiedzy. To dobrze, bo to oznacza, że można w kolejnych projektach badawczych poszerzać kontekst kulturowy projektu badawczego o nowe źródła, a może i powołać interdyscyplinarny zespół badawczy, by uzyskać jeszcze lepszy wynik własnych dociekań poznawczych. Na tym polega zmiana w polskiej nauce i szkolnictwie wyższym, by współtworzyć hybrydowo lub inter-czy transdyscyplinarnie nowe projekty badawcze.