09 czerwca 2025

Bezinteresownie o pseudonaukowej nienawiści

 



(foto: BŚ) 


Wydawałoby się, że to, czym jest nauka, na czym polega naukowy charakter badań naukowych, ich wiarygodność i wartość hetero- lub autoteliczna, nie powinno być przez kogokolwiek kwestionowane. A jednak jest to od wielu dekad coraz powszechniejsze zjawisko szczucia, insynuowania zarzutów, głoszenia nieprawdy z powodów, które mają różne przyczyny. Te zaś nie dają się sprowadzić do jakiejś prawidłowości. 

Podważania nauki i uczonych dopuszczają się różne osoby, bo i historia życia każdej z nich jest odmienna. Jednak tak konstruują swoją narrację, by stworzyć wrażenie na odbiorcach, że mają rację, skoro to naukowcy powstrzymali ich dążenia do sprofanowania nauki ich pseudonaukowymi wytworami. Odmówili im nadania stopnia naukowego doktora czy doktora habilitowanego.  

Spróbujcie uzależnionemu od alkoholu powiedzieć, że jest alkoholikiem i że to, jak się upija, niszczy czyjeś życie. "Jaaaa? Nie jestem żadnym alkoholikiem" - odpowie chwiejąc się na nogach po uprzednim spożyciu procentowego płynu. Podobnie reagują niektóre osoby, które przedkładają pseudonaukową pracę doktorską czy habilitacyjną. Po otrzymaniu negatywnej/ych recenzję/ji nie dopuszczają do własnej świadomości wytkniętych im fundamentalnych błędów.  

Jakże miałaby się taka osoba pogodzić z prawdą? Jakże ma dopuścić do samoświadomości, że błędne, niekompetentnie prowadzone przez nią prace ktoś  w jej mniemaniu ośmielił się zakwestionować?!  

Im wyższy jest u takiej osoby zawyżony, nieadekwatny poziom samooceny, tym silniejsza może być u niej reakcja psychopatycznego generowania nienawiści i agresji nie tylko wobec jej recenzentów, ale każdego uczonego, który stoi na straży utrzymywania właściwego poziomu nauki i doceniania uczciwych, rzetelnych ekspertów. 

Tylko ktoś, kto ma szacunek do siebie i innych, pomimo niepowodzenia postępuje racjonalnie, analizuje popełnione błędy i podejmuje działania korygujące, by ponowić dążenie do celu na podstawie uczciwej i rzetelnej pracy nad sobą. Taka osoba powraca na ścieżkę samokształcenia, konsultuje z ekspertami konieczność zmian, tak jak postępuje osoba uzależniona, by dzięki kompetentnej pomocy i własnemu wysiłkowi odzyskać szansę na sukces.

To jednak nie dotyczy tych, którzy uważają, że im się należy stopień tylko dlatego, że coś zrobili, wytworzyli. W nauce nie może być brane pod uwagę to, że ktoś działał w opozycji, popierał taką czy inną władzę, albo że ma znajomości, koneksje czy publicznie "obrzuca błotem" innych, byle odwrócić uwagę od własnej bylejakości. 



(Fb)

Nauka broni się przed pseudonaukową nienawiścią tych, którym wydaje się, że można w niej istnieć bez rzeczywistych osiągnięć. Nie ulega wątpliwości, że nielicznym udało się uzyskać formalny status doktora czy doktora habilitowanego nauk, ale ich pozorowana aktywność jest rozpoznawalna, wymierna. Podobnie rozpoznają osobę uzależnioną jej bliscy czy współpracownicy, więc na nic zdaje się maskowanie przed nimi własnej choroby.

Trzeba chcieć pomóc samemu sobie, by negatywne emocje skierować na  własne braki i nieudolności, by podjąć wysiłek naprawczy w samym sobie.  To jest trudniejsza droga do zmiany. Dlatego niektórzy, chcąc podtrzymać w sobie błędny stan samopoznania i samooceny kroczą ścieżką przemocy, nienawiści, pozoranctwa, bo sądzą, że w ten sposób nikt nie dostrzeże ich ułomności. 

Tak, jak przyroda sama sobie wszystko reguluje, tak samo jest z nauką. Prawdziwa nauka i oddani jej uczeni nie potrzebują interwencji "myśliwych".  Niektórzy pseudonaukowcy wcielają się w rolę myśliwych, bo "polują" na rzetelnych krytyków pseudonaukowych bubli, artykułowej makulatury, publicystycznych projekcji i insynuacji, ujawniając ich podstawowe błędy. 

Można żyć nienawiścią a nawet dzięki niej zarabiać na życie. Sponsorując nekrofilnych pseudonaukowców nie naprawi się w nauce, oświacie czy kulturze ich błędów, tylko podtrzymuje ich w poczuciu słuszności własnych a patologicznych działań. Chory powinien się leczyć, uzależniony podjąć się terapii a aspirujący do nauki ustawicznie się uczyć. To naprawdę nie boli i pomaga. 

To, że ktoś im za to płaci, jest tylko dowodem na to, jak wiele im podobnych osób zaspokaja w ten sposób własną frustrację, małość, a w przypadku nauki także ich pseudonaukowość. Gorzej, że ktoś przyczynił się do nadania komuś stopnia doktora, chociaż rozprawa doktorska nie spełniała naukowych standardów. 

Moje wpisy są bezpłatne, bezinteresowne. Nikt nie musi ich czytać, dowodzić swoich uczuć, racji czy czynów. Kłamstwo, insynuacja, manipulacja "ma krótkie nogi". Gruba to prawda, nie cienka, na torcie nauki prawda to wisienka.