(foto BŚ: na zdjęciu prof. APS Maciej Tanaś - organizator debat o cyberprzestrzeni)
Odbywająca
się w ubiegłym tygodniu cykliczna konferencja naukowa w Akademii Pedagogiki
Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie skupiała uwagę badaczy na
fenomenie cyberprzestrzeni. Nareszcie pierwszego dnia obrad już nią nie
straszono, ale pokazywano pozytywne aspekty i konkretne a pozytywne rozwiązania
w edukacji i dzięki edukacji, które służą DOBRU, społeczeństwu.
Nie
zamierzam uderzać w zbyt utopijne tony, ale gdyby nie cybertechnologia, to kto
wie, jakie czekałyby Ziemię i ludzkość dalsze losy. Z jednej strony zachwycamy
się startem drugiego polskiego astronauty (łodzianina!), a z drugiej strony
lekceważy się w szkolnictwie publicznym rolę racjonalnych zastosowań mediów
cyfrowych w kształceniu dzieci i młodzieży. Poziom zacofania mentalnego i
marnotrawienia kapitału kulturowego jest w Polsce widoczny od połowy lat 90.XX
wieku.
Tym
bardziej ucieszyła mnie perspektywa pani dr Małgorzaty Minchberg z APS, która
podzieliła się z pedagogami swoim interdyscyplinarnym podejściem do kreowania
środowiska estetycznego wychowania właśnie ze względu na pozytywną wartość
dynamiki zmian we współczesnym świecie. Najwyższy czas, bo i tak jesteśmy już
opóźnieni w stosunku do innych krajów, by reorientować edukację ze statycznej,
frontalnej, zamkniętej w systemie klasowo-lekcyjnym na dynamiczną, elastyczną, otwartą,
uwzględniającą jakże oczywiste od lat psychorozwojowe różnice indywidualne
wśród dzieci, młodzieży i ich nauczycieli.
Jak trafnie pisze o tym w swojej znakomitej książce, której okładką ilustruję poniższy cytat:
"Na
zjawisko wychowania składa się przestrzeń, w której następuje rozwój człowieka
i proces jego socjalizacji oraz działanie, w którym zachodzi proces edukowania
zbudowany na faktach i doznaniach zmysłowych. Na obie sfery kadry edukujące
mogą wpływać, budując środowisko wychowawcze, w którym kultura wizualna stanowi
czynnik decydujący. Rola tradycyjnego systemu edukacji w XXI wieku zdecydowanie
maleje, jeśli rozpatrujemy miejsca i ich efektywność, w budowaniu
wykształconego, dojrzałego i szczęśliwego społeczeństwa. Dziś uczymy się po
prostu żyjąc i rozwiązując napotkane problemy, bo dynamiczne zmiany w
otaczającym nas świecie zdecydowanie wyprzedzają wszelkie programy i systemowe
rozwiązania organizacyjne" (s.7).
Przegrywa
polskie pokolenie młodych swoją szansę życiowa, bo jest wtłaczane w
penitencjarnie, selekcyjnie kształtowany od wieku ustrój szkolny, którym
kierują dyletanci dla zaspokojenia własnych ambicji politycznych
(partyjnych), socjo-ekonomicznych. Socjotechniczna manipulacja, etatystycznie
sterowana indoktrynacja, ignorancja i arogancja władzy niszczą fundamenty
polskiej edukacji, skazując młodych na NiL, czyli na szkolną nudę i lęk, na
KiT, czyli na konformizm i traumę. Jakże to wygodne dla pseudodecydentów
trzymać pod "butem" nauczycieli i uczniów, czyniąc im łaskę w sferze
doraźnych ochłapów modernizacji, byle tylko nie autonomię, twórczość,
samorealizację.
W
sieci krążą dramatyczne memy powyborcze. Ktoś wrzuca pogląd Zygmunta Freuda:
"Większość
ludzi tak naprawdę nie pragnie wolności, ponieważ wolność niesie ze sobą
odpowiedzialność, a odpowiedzialność jest dla większości ludzi
przerażająca". Nie podaje jednak źródła.
Od
dziesiątek lat szkoły służą właśnie temu, by przymusowo upychani w klatkach (klasach/izbach lekcyjnych) uczniowie byli
zwolnieni z autoodpowiedzialności. To ministra, kurator, dyrektor jako nadzór „pedagogiczny”(nie
mający wiele wspólnego z pedagogiką) im powie, co im wolno, a czego nie wolno.
Dlatego uczniowie wybierają wolność, jaką daje im cyberprzestrzeń z całą paletą
możliwych tego następstw. Jedni wykorzystają ją dla własnego rozwoju, a
nieliczni do (auto-)destrukcji. Im szybciej zatem włączymy się do współpracy na
rzecz tych pierwszych, to tych drugich będzie mniej, choć nie znikną w
społeczeństwie, niezależnie od tego, kto nimi rządzi.
Pedagogika praktyczna musi być optymistyczna, a nie nekrofilna (Fromm). Artystka-rzeźbiarka a zarazem dr nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika M. Minchberg prowadziła badania w placówkach dla najmłodszych dzieci, bo w żłobkach. Dowodzi, jak dzięki zmianie przestrzeni edukacyjnej, sztuce można pomóc maluchom w odkrywaniu własnego potencjału sprawnościowego, poznawczego i harmonizować emocje z otaczającym je światem.
Nareszcie pojawiło się kluczowe pytanie: "Dlaczego otaczająca nas przestrzeń miejska jest brzydka? Czemu projektuje się brzydkie przedmioty i reklamy? Od czego zależy wyczucie estetyki w społeczeństwie? Dlaczego uczestnictwo w kulturze jest marginalne? (...) Czemu nie wykorzystujemy potencjału twórczego obywateli - dzieci, uczniów, studentów, pracowników? Czemu dzieci tracą swoją kreatywność wraz z uczestnictwem w systemowej edukacji?" (s. 141-142).
Kto tak naprawdę wychowuje nasze dzieci? W jakiej przestrzeni są one poddawane oddziaływaniom, które już per se mogą mieć toksyczny charakter? Ciekaw jestem, jak po kilku latach od wdrożonego przez autorkę eksperymentu w stołecznych żłobkach zmieniła się w nich przestrzeń i czy uczęszczające do szkoły maluchy nie zatraciły poczucia piękna, dobra i prawdy o świecie, innych i samych sobie na skutek zmieniających się w ich życiu środowisk socjalizacyjno-wychowawczych? Jedno nie ulega wątpliwości, że pojawiła się nowa przestrzeń, wirtualna, której lekceważyć i blokować nie warto, bo obróci się tak przeciwko uczniom, jak i ich nauczycielom. Politycy już tego doświadczyli.