03 maja 2025

Impregnowani na wiedzę

 

Dotarł do mnie via media społecznościowe kwestionariusz ankiety, który dotyczy problemów nauczycieli akademickich. Jest on rozsyłany na zasadzie "kuli śnieżnej" co już samo w sobie nie ma wartości poznawczej, którą miałaby uzasadniać np. duża liczba uzyskanych przez badacza zwrotów wypełnionych ankiet. Tego typu badania traktuję, bo i sam je od pewnego czasu praktykuję nie po to, by zapewnić odbiorców ich wyników o uchwyceniu istotnej prawidłowości społecznej, tylko by przeprowadzić pilotaż przed ewentualnie zaplanowanym badaniem ogólnopolskim. 

Na to jednak potrzebne są duże środki finansowe, a że nie jestem członkiem i ekspertem żadnej z partii sprawujących w III RP władzę, to tych środków nie otrzymam, jak znani mi profesorowie afiliujący się przy lub w strukturach władz partyjnych. 

Zostawmy jednak politykę na boku. Otóż upowszechniane narzędzie diagnostyczne zawiera tak fundamentalne błędy metodologiczne, że chcąc nawet wesprzeć autorkę w pozyskaniu danych, musiałem zrezygnować, kiedy zobaczyłem już jedno z pierwszych pytań:        





Mogłoby się wydawać, że w paradygmacie badań ilościowych wszystko jest klarowne, jasne i powszechnie uznawane na świecie bez względu na to, jakiej to dotyczy dziedziny nauk. W kraju mamy od kilkudziesięciu lat wiele podręczników z metodologii badań społecznych, w tym  nawet sprofilowanych na poszczególne dyscypliny. 

Są więc metodologie badań psychologicznych, pedagogicznych, socjologicznych, politologicznych, ekonomicznych itd., itd. To, co je łączy, to logika konstruowania pytań w kwestionariuszach ankiet, w tworzeniu skal np. Likerta. 

Chyba autorka tego narzędzia nie miała zajęć z logiki, a z metodologii badań niewiele zrozumiała. Nie wiem, czy podstawą uzyskania stopnia naukowego doktora w naukach społecznych były wyniki przeprowadzonych przez nią badań empirycznych. 




Nie ma co dywagować na temat możliwych przyczyn niekompetencji autorki tego narzędzia. Wielokrotnie przywoływałem w blogu i innych publikacjach błędy, które nie powinny pojawiać się w konceptualizacji badań empirycznych.  

Nie pozostaje nic innego, jak ujawniać to, co nie powinno pojawić się w procesie badawczym, by studiujący w szkołach doktorskich otrzymali jednoznaczny sygnał. Być może autorka zastanowi się nad tym, gdzie i jaki popełniła błąd, bo jej teraz nie ułatwię tego zadania. To ona powinna kształcić innych nie popełniając kardynalnych błędów. Możemy i warto uczyć się na błędach póki nie jest za późno. 

Niestety, mamy wydane w kraju rozprawy doktorów zawierające równie poważne błędy metodologiczne, a popełniane przez osoby, które prowadzą zajęcia ze studentami, także z zakresu metod badań. Niektórzy  przeszli przez dziurawe sito rad dyscyplin i pracują w uniwersytetach na stanowiskach profesorskich, bo mają dyplom doktora habilitowanego. Mają, bo lobbował za tym jakiś profesor pozyskując akceptację większości głosującej. Nie ma jednak tego jak udokumentować, bo i środowisko nie jest tym zainteresowane.  

No to przytoczę jeszcze jeden przykład z tego pseudonaukowego narzędzia diagnozy, by nie zarzucano mi, że odnoszę się do tylko jednego pytania: 


To poziom studenta studiów I stopnia.  Można go jeszcze oduczyć takich błędów.