Polska
polityka oświatowa od dawna ma niewiele wspólnego ani z nauką, ani z kulturą,
ani z pedagogiką praktyczną. Jeszcze mniej ma z polityką pojmowaną jako
racjonalna troska o dobro wspólne. Nie oznacza to jednak stagnacji. Każda
kolejna ekipa partyjna, obejmując resort edukacji, coś zmienia – ale zawsze we
własnym interesie, nigdy w interesie uczniów czy nauczycieli. Coś buduje, coś
rujnuje, ale zawsze w logice krótkotrwałych korzyści politycznych.
Dlatego
nie ma sensu czekać na zgodę edu-biurokratów z centrali czy samorządowych
urzędów. Sednem ich działania jest bowiem nie wspieranie, lecz blokowanie:
stawianie barier, mnożenie przeszkód, tłumienie inicjatyw. Urzędnicy MEN,
kuratoriów czy samorządów, a nierzadko także dyrektorzy – strażnicy tego
swoistego nadzoru pedagogicznego (czyż sama ta penitencjarna
nazwa nie mówi wszystkiego?) – zawsze z podejrzliwością traktowali oddolne,
autorskie pomysły nauczycieli. Zamiast rozniecać płomień, gasili iskrę.
Na
przekór temu myślał i działał profesor Ryszard Łukaszewicz –
twórca Wrocławskiej Szkoły Przyszłości. Jego wizja była solą w oku władz PRL, a
w III RP okazała się równie nie do przyjęcia dla lokalnych notabli z Kielc czy
Wrocławia. Okazało się bowiem, że deklaracje zerwania z totalitarną
przeszłością nie oznaczały ani otwartości, ani odwagi w edukacji. Łukaszewicz
wiedział jednak coś, czego aparat władzy nigdy nie rozumiał: wyobraźnia
nauczyciela jest silniejsza niż każda instytucjonalna kontrola. To ona
pozwala urzeczywistniać marzenia, wykraczać poza to, co „niemożliwe”,
przekształcać imaginację w praktykę.
Przed
laty – jak sam pisał – został „raniony strzałą wyobraźni”. Ta rana okazała się
błogosławieństwem: pchnęła go ku alternatywie edukacyjnej, w której wspólnie z
dziećmi można było uciec od nudy i lęku, a zamiast tego podróżować po świecie
idei, wartości, zmysłów, emocji, pasji i marzeń. Z tą myślą ukuł hasło ALE
– Alternatywa Lepszej Edukacji – i odtąd konsekwentnie
dowodził, że edukacja z wyobraźnią nie musi być powszechnym rozwiązaniem ani
obowiązkowym modelem. Ma być poligonem marzeń, laboratorium inności, sztuką
kształcenia, do której prowadzą ścieżki tęsknot, intuicji i improwizacji.
Siedem
zdziwień Ryszarda Łukaszewicz jako siedem bram ludzkiej wyobraźni
Łukaszewicz
określa swoją pedagogiczną przygodę mianem „siedmiu zdziwień”. W istocie to coś
więcej, bo siedem bram, przez które nauczyciel, ale i uczeń, może wejść w świat
edukacji jako sztuki, a nie jedynie standardu kształcenia.
Pierwsze
zdziwienie – to dzielenie się „strzałą wyobraźni”,
pierwszym błyskiem marzenia. Marzenie zatrzymane w jednym umyśle gaśnie, ale
wypowiedziane – zaczyna żyć w innych. Jak pisał Cyprian Norwid: Bo
nie jest światło, by pod korcem stało, ani sól ziemi do przypraw kuchennych.
Tak i marzenie nauczyciela nie jest po to, by tkwić w szufladzie, lecz by
zaiskrzyć w jego eksternalizacji.
Drugie
zdziwienie – to spotkanie z nauką, która – wbrew
stereotypom – okazuje się czasem bardziej gościnna niż szkolna biurokracja.
Uniwersytet bywa światem paradoksalnej wolności: przyjmuje nawet „akademickie
brewerie”, bo wie, że nie wszystko musi zakończyć się sukcesem. Istotnie,
świat nauki jest tolerancyjny wobec tego, co uczony-pedagog chce zrealizować w
środowisku pozauniwersyteckim, bo nie dotyczy to universitas. Co najwyżej, może
przynieść chwałę lub ... wzbudzić czyjąś zawiść.
Trzecie
zdziwienie – to pamięć o nauczycielach serca, tych, którzy
tworzyli „wyspy dziecięcej szczęśliwości”. Każdy z nas nosi w sobie twarz
pedagoga, który choć raz spojrzał na nas tak, jakbyśmy byli kimś jedynym. Dla
Łukaszewicza była to matka-przedszkolanka. Pobrzmiewa echem w tym zdziwieniu myśl Bruno Schulza: Dzieciństwo
jest ojczyzną duszy. Czyż nie w tym pejzażu rodzi się ludzka wyobraźnia?
Czwarte
zdziwienie – „metamorfoza pióra”. Wyzwolenie się z języka
scjentystycznego na rzecz języka obrazów, metafor, symboli. To przejście od
raportu do opowieści, od tabelki do narracji. Łukaszewiczowi pomogła w tym
podróż do Indii i Nepalu, ale dzięki otwartości granic po 1989 roku każdy
nauczyciel czy uczony może podróżować i doświadczać innego świata, kultury i
tradycji, który staje się wyzwaniem dla własnej kultury. Podobnie, jak dla
Witolda Gombrowicza: Pisarz nie opisuje, on stwarza, toteż podobnie
nauczyciel i uczeń, pisząc „po swojemu”, stwarzają przestrzeń do nowego
odczytywania świata.
"ZADZIWIENIA
UPATRUJĘ ZATEM W ODKRYWANEJ I WYOSTRZANEJ UMIEJĘTNOŚCI WIDZENIA
OBRAZAMI-SYMBOLAMI-METAFORAMI; przyznaję, iż nie tylko sprawiło mi to na swój
sposób wiele radości, a jednocześnie sprzyjało i pozwalało na edukacyjne
realizacje. (...) owo rozwijanie "sztuki" widzenia
obrazami/symbolami/metaforami, jak gdyby w sposób zupełnie naturalny, zaczynało
p r z e c h o d z i ć w narrację - w narrację jako rozumienie świata, jak
pisał Jerzy Trzebiński. To wielkie i ważne źródło czerpania mocy
odmienieniu edukacji?!" (s.4).
Piąte
zdziwienie – teatr dziecięcej i nauczycielskiej wyobraźni
to odkrywanie, że lekcja może być sceną, a klasa przestrzenią gry,
improwizacji, odkrywania. Jak pisze o tym Łukaszewicz o kreowaniu
wszechświata możliwości, by nie dać się zamknąć w granicach codziennej
rzeczywistości: "TO MOJE ZDZIWIENIE TAK NAPRAWDĘ PRZEMIENIŁO SIĘ NA STAŁE
W PRAKTYKOWANIE INNEJ EDUKACJI "POD RĘKĘ" Z WYOBRAŹNIĄ"
(s.5). W teatrze edukacji chodzi jednak nie o maski, lecz o odkrywanie
prawdziwego oblicza.
Szóste
zdziwienie – bricolage, czyli sztuka składania świata z
tego, co pod ręką. Tu pojawia się nauczyciel-bricoleur, który z odpadków
codzienności potrafi stworzyć narzędzie odkrywania świata. To metoda wymagająca
odwagi, bo zmusza do ryzyka. Ale czy nie o tym pisał Heraklit
z Efezu? Nawet gdybyś przewędrował wszystkie ścieżki, nie odkryjesz
granic duszy, tak głęboki jest jej logos.
Łukaszewicz
stworzył w ten sposób NATURAmy, EURONATURAmy, Stacje Edukacji
Ekologicznej, Międzynarodowy Ośrodek Działań Niekonwencjonalnych Inicjatyw
Edukacyjnych. Wszystko to zostało zarejestrowane kamerą i utrwalone dla
przyszłych pokoleń. Czy rozbudzi ich zdziwienie nie tylko do naśladowczej
innowacyjności, ale kreowania tworów własnej wyobraźni?
Siódme
zdziwienie – przedkładanie „zadanego nad dane”, szukanie
tego, co jeszcze nie istnieje. To zdziwienie utopijne, odważne, skandaliczne w
swojej śmiałości. Wyobraźnia nie pyta, co jest możliwe, ale docieka, co jest
potrzebne, chociaż wydaje się to niemożliwe. "Otwieranie,
"odkrywanie", znajdywanie rozmaitych możliwości, próbowanie
"nieznanych okazji", praktykowanie edukacyjnych prowokacji, mierzenie
się z odwagą utopii - TO FANTASTYCZNE PODRÓŻE NIEZNOŚNEGO BACHORA Z WYOBRAŹNIĄ
I CHARAKTEREM W ... CIĄGŁYM ZADZIWIANIU; w ciągłym dialogu między tym, co
mogłoby być, a tym, co już jest - póki sił starczy!?" (s. 7).
W
tym sensie przypominają się słowa Konstandinosa Kawafisa: Jeżeli
do Itaki wybierasz się w podróż, niech będzie to podróż długa, pełna przygód i
nauk. Lestrygonów, Cyklopów, gniewnego Posejdona nie musisz się obawiać. Jeżeli
będziesz myślą szybował wysoko, a umysł twój i ciało będą ciągle zdolne do
wzruszeń nieprzeciętnych, nikt z nich ci nie zagrozi. Taką podróżą jest
właśnie edukacja alternatywna a nie droga do ustanowionego przez MEN celu. To
nieustanne budzenie „ciągłego bycia zadziwionym”.
Nie
dziwi więc, że R. Łukaszewicz, mimo napotykanych przeszkód, nie poddał się ani
biurokratycznym turbulencjom, ani toksycznym blokadom. Wyobraźnia i upór
pozwoliły mu uruchomić kolejne środowiska autorskiej edukacji, wbrew tym,
którzy woleliby, aby Wrocławska Szkoła Przyszłości pozostała jedynie
wspomnieniem.
Wniosek
jest oczywisty: alternatywna edukacja wymaga nie tylko wyobraźni, lecz także
odwagi, dzielności w leczeniu głupoty i pozoru, nudy i bylejakości, formalizmu
i kompleksów. Edukacja z wyobraźnią jest bowiem aktem twórczym, który
nigdy nie rozwija się w cieniu urzędniczych pieczątek.
I
dlatego słowa profesora Łukaszewicza warto powtarzać choćby w memach na
Facebooku czy Instagramie, ku przypomnieniu, że lepsze jest zawsze
możliwe, jeśli tylko znajdzie się wspólników wyobraźni.
Szkoła
przyszłości zaczyna się tam, gdzie nauczyciel nie boi się własnych marzeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie będą publikowane komentarze ad personam