19 sierpnia 2015

Jak to jest ze słowackimi habilitacjami w Polsce i u naszych południowych sąsiadów?



Przeglądam wpisy w blogu o Polakach, którzy otworzyli przewód habilitacyjny na słowacką docenturę. Któryś z anonimowych czytelników zapytał, jak wyglądają tzw. „twarde” dane na temat tego, ile jest tak naprawdę w naszym kraju osób, które postanowiły habilitować się akurat na Słowacji? Z jakich pochodzą uczelni? Kim są z naukowego wykształcenia, a zatem jaką reprezentują dyscyplinę nauki? Od kiedy trwa ten proces i w jakich uczelniach na Słowacji jest on przeprowadzany?

Czy to jest temat wstydliwy? Czy uzyskanie docentury na Słowacji jest czymś niegodnym, niepoprawnym? Jak do tego podejść? Jak tłumaczyć to zjawisko, któremu publicyści nadali miano albo „turystyki habilitacyjnej”, albo „akademickiego szalbierstwa”? Czy na Słowacji podobnie traktuje się ten problem, czy może nasi południowi naukowcy są z tego dumni, że tak wielu Polaków właśnie u nich postanowiło ubiegać się o docenturę? Jak odnosi się do tego zjawiska słowacka prasa, skoro w Polsce ma miejsce co jakiś czas debata publiczna na ten temat?

A czy ktokolwiek zastanawiał się nad tym, jak często, w jakich mediach w naszym kraju i dlaczego pisano o tych kwestiach? Co tak naprawdę budzi niepokój, a co bulwersuje? Kto i czego w tym przypadku broni, kto to osłania, a kto temu sprzyja? Komu nie podoba się ten stan rzeczy? Czy rzeczywiście słowacka habilitacja jest inna od polskiej? Jak to jest możliwe, że akurat bilateralna umowa z tym państwem UE (a nie np., z Republiką Czeską) przyczynia się do fali negatywnych nastrojów w naszym środowisku?

Pytania można by mnożyć. Na wiele z nich udzielałem już odpowiedzi w blogu, także w swoich publikacjach. Tu może przypomnę najważniejsze źródła (data wpisu jest hiperłączem do tekstu):

środa, 12 sierpnia 2015
Jak docent po pracy socjalnej udaje profesor medycyny

czwartek, 23 lipca 2015
Skandaliczne naruszenia prawa i norm moralnych w Katolickim Uniwersytecie w Ružomberku na Słowacji

sobota, 28 marca 2015
Akademickie patologie (nie tylko) na Słowacji

sobota, 20 grudnia 2014
Wieści dla Polaków oraz Czechów jako nie tylko habilitacyjnych turystów na Słowację

środa, 17 grudnia 2014
Są Słowacy, którzy od lat narzekają na handel habilitacjami z Polakami i Czechami

środa, 15 października 2014
Kolejna docentura na Słowacji z pracy socjalnej oraz skandaliczne naruszanie prawa w Rużomberoku


piątek, 26 września 2014

Prokuratura na Wydziale Pedagogicznym Katolickiego Uniwersytetu w Ružomberku na Słowacji

środa, 9 lipca 2014
Docentury pedagogiczno-naukowe Polaków na Słowacji

wtorek, 6 maja 2014
Czy zagraniczny "tytuł naukowy" jest nieważny w Polsce?

niedziela, 16 lutego 2014
Każdy docent na Słowacji jest naukowo-pedagogiczny

sobota, 21 grudnia 2013
Na Słowacji nieudane zmiany i awanse akademickie Polaków

piątek, 4 października 2013
Habilitacyjne duety na Słowacji

piątek, 19 lipca 2013
Docenci pracy socjalnej to nie są socjolodzy i pedagodzy, czyli o turystyce habilitacyjnej Polaków w wakacyjnym klimacie


sobota, 9 marca 2013
Praca socjalna hitem polskich pedagogów

wtorek, 1 stycznia 2013
AKADEMICKI KIT ROKU 2012

niedziela, 18 marca 2012
Naga prawda o habilitacjach (nie tylko) made in Slovakia?

czwartek, 16 lutego 2012
Słowacy też walczą z nieuczciwością akademicką

wtorek, 14 lutego 2012
Spieszcie z habilitacją na Słowację, bo tak szybko w Polsce jej nie dadzą

czwartek, 19 sierpnia 2010
O akademickich oszustwach na Słowacji


Co na to Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego? Co na to Przewodniczący Polskiej Komisji Akredytacyjnej? Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów od co najmniej czterech lat kieruje wnioski w sprawie nadużyć, jakie mają miejsce na Słowacji.

18 sierpnia 2015

Naukowcy piszą i wydają książeczki dla dzieci






Wielu profesorów, ale i doktorów różnych nauk podejmowało się działań popularyzujących naukę nie ze względu na spodziewaną korzyść w awansie akademickim (ta sfera aktywności jest nieustannie w Polsce lekceważona w naszym środowisku), ale dla dzieci czy młodzieży. Miałem okazję poznać osobiście niektórych naukowców, znakomitych humanistów, którzy napisali książeczkę dla małych czy większych dzieci. Ich autorstwo wyniknęło zapewne z potrzeby umysłu, chęci podzielenia się z młodszymi swoją wiedzą, ale - moim zdaniem - przede wszystkim wynikało z potrzeby serca, więzi rodzinnych. Nie piszę tu o podręcznikach szkolnych czy zeszytach ćwiczeń, gdyż te wymagały jednak uzyskania stosownego certyfikatu - albo Kościoła (w przypadku katechezy czy książek z historii Kościoła, religii itp.), albo instytucji państwowej (np. Ministerstwa Edukacji Narodowej czy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego).

Jednym z takich autorów jest profesor zwyczajny Wydziału Elektrotechniki, Automatyki, Informatyki i Inżynierii Biomedycznej Akademii Górniczo-Hutniczej Ryszard Tadeusiewicz. Wydał właśnie w tym roku serię popularnonaukowych książeczek dla dzieci, które są elementem projektu edukacyjnego AGH Junior. To w jego ramach naukowcy mogą pisać i wydawać dla potrzeb indywidualnego uczenia się przez dzieci i młodzież książki, których celem jest przybliżenie zagadnień naukowych - technicznych czy przyrodniczych w taki sposób, by budziły one zaciekawienie, a dalej rozbudzały dziecięcą pasję do poznawania świata i jego tajemnic.

Jak można wywnioskować z wstępu do każdej z dwóch już wydanych tytułów, na wycieczkę do krainy prawdziwej nauki i techniki zaprasza Autor w imieniu córki- dziesięcioletniej Asi i jej jamnika Ralfa. Jak pisze bezpośrednio do młodego czytelnika: "Możesz się z nich sporo nauczyć, bo w każdej bajce Asia coś Ralfowi wyjaśnia o nauce i technice. Rozmowy Asi z Ralfem to oczywiście fantazja, wprowadzona żeby nie było nudno. Ale nauka i technika, które Asia opisuje, są absolutnie prawdziwe!" Po czym autor dodaje zachęcającą tezę: "Ralf w bajce już je pojął i zrozumiał. A Ty?"


Moja, nieco młodsza od wskazanych we wstępie adresatów, córka została zapytana, czy chciałaby przeczytać taką książeczkę, odpowiedziała z radością, bowiem sama od lat stawia nam mnóstwo pytań, często bardzo oryginalnych, zaskakujących, na które jako rodzice staramy się odpowiadać na bieżąco. Tym razem otrzymujemy książeczki, które nie tylko rozbudzają ciekawość, ale także powtarzają niektóre z dziecięcych pytań, a inne czynią zupełnie nowym zadaniem poznawczym.

Profesor AGH wydał dwie takie książeczki: "Poznaj prawa przyrody" oraz "Poznaj domowe urządzenia", a każda z nich ma nadytytuł "Bajkowe wycieczki do krainy prawdziwej nauki i techniki". Można je znaleźć na stronie: www.junior.agh.edu.pl Tym samym nie tylko rodzice juniorów, ale i nauczyciele klas IV-VI szkół podstawowych mogą sięgnąć po te publikacje jako źródło rozbudzające pasję poznawczą.

W związku z tym, że moja córka Hania wybrała z każdej książeczki po jednym, najbardziej ją frapującym problemie poznawczym, postanowiła zilustrować każde z jego rozwiązań przedstawić w poniższy sposób. Nie jest jeszcze juniorką, więc mała czcionka drukarska nieco spowalniała czytanie całości. Podam jednak dwa przykłady z ilustracją do każdego, by pokazać, że bajkowe wycieczki stanowią znakomitą zachętę do krainy prawdziwej nauki i techniki.

Książeczka: "Poznaj prawa przyrody":



Książeczka: "Poznaj domowe urządzenia":


Gratuluję Autorowi i jego córce, bo zapewne musiała być pierwszą czytelniczką bajek, które są prawdą o naszym świecie.

A co sądzi o tym Autor- prof. Ryszard Tadeusiewicz? Odpowiedź jest w jego blogu.

12 sierpnia 2015

Jak docent po pracy socjalnej udaje profesor medycyny










Wbrew pozorom "turystyka habilitacyjna", o której pisali na początku sierpnia dziennikarze WPROST (2015 nr 32), nie dotyczy tylko pedagogiki czy teologii. Obejmuje ona swoim zasięgiem socjologię, psychologię, nauki ekonomiczne, nauki o kulturze fizycznej, geografię oraz nauki o polityce. Najwyższy czas przestać udawać, że nie ma sprawy, nic się nie dzieje i nic się nie stało. W wyniku polityki Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego pod kierunkiem prof. Barbary Kudryckiej oraz prof. Leny Kolarskiej-Bobińskiej mamy do czynienia z poważną destrukcją w polskiej nauce i kształceniu młodych naukowców.

Redakcja "WPROST" zerwała z milczeniem mediów i głaskaniem władzy pozornymi artykulikami w rzekomej trosce o akademickie środowisko. Dokonała analizy kilku zaledwie przypadków, gdyż takich kazusów jest kilkadziesiąt. Trzeba stwierdzić, że nie wszystkie są nieuczciwe, nierzetelne, fikcyjne. Stają się nimi w momencie, kiedy wwiezione do kraju dyplomy docentów są rejestrowane i tym samym wykorzystywane niezgodnie z obowiązującym w Polsce prawem.

Nie ulega wątpliwości, że "habilitacja słowacka" jest w pełni wartościowa na terytorium tego kraju, w jego uczelniach i szkołach wyższych. To, jaka jest jej rzeczywista wartość naukowa, zostało już w Polsce wielokrotnie zweryfikowane. Jak pisała w czasopiśmie Polskiej Akademii Nauk b. rzecznik praw obywatelskich - prof. Ewa Łętowska:

Z tego, że jest prawny obowiązek traktowania czegoś jako równoważne, nie wynika, że to coś rzeczywiście jest równoważne. Perwersyjny efekt automatycznego uznawania stopni naukowych w UE pogłębia deficyt aksjologii - niebezpieczne dla etyki nauki, osłabia możliwość oceny z punktu. widzenia aksjologicznego celu. (Perwersyjne efekty automatycznego uznawania stopni naukowych w UE, NAUKA 2012 nr 3 , s.31)


Oto jeden z licznych przykładów:


Pani Barbara Błaszczyk uzyskała stopień naukowy doktora nauk medycznych w 1985 r. w Akademii Medycznej w Krakowie. Jej praca doktorska nosiła tytuł: "Napady padaczkowe w uszkodzeniach mózgu pochodzenia naczyniowego". Nie znamy powodów, dla których nie uzyskała habilitacji z nauk medycznych. Wiemy natomiast, że udała się na Wydział Pedagogiczny Katolickiego Uniwersytetu w Ružomberku na Słowacji, gdzie przeprowadziła w dn. 29. 09. 2009 r. przewód na tamtejszą habilitację, ale nie z medycyny, tylko z pracy socjalnej. Jej rozprawa nosi tytuł częściowo zbieżny z problematyką w polskim doktoracie, bo dotyczący osób chorych na epilepsję - "Kvalita života osoby chorej na epilepsiu (Jakość życia osoby chorej na epilepsję), zaś wykład habilitacyjny nosił tytuł: "Stigmatizácie a diskriminácie pacientov s epilepsiou" (Stygmatyzacja i dyskryminacja pacjentów z epilepsją).

Nie ma wątpliwości, że dyplom docenta z kierunku kształcenia - praca socjalna - otrzymała na Słowacji zgodnie z obowiązującym tam prawem. Jedną z rozpraw, którą przedłożyła jako monografię naukową, była wydana w Kielcach praca pt. BŁASZCZYK, B.: Społeczeństwo wobec chorych na padaczkę – rys historyczny. Kielce, 2008. Z tytułu nie wynika, żeby była to praca habilitacyjna z nauk medycznych. KU w Ružomberku zresztą nie miał prawa do nadawania tytułu docenta w tej dziedzinie nauk.

Od tego czasu, jako docent pracy socjalnej, powyższa osoba leczy w Polsce pacjentów pod szyldem prof. dr hab. Barbara Błaszczyk - neurolog, lub prof. nadzw. dr hab. Barbara Błaszczyk. Uniwersytet Jana Kochanowskiego umożliwił jej spełnienie się w roli promotorki pracy doktorskiej lekarza medycyny Rafała Juchy , któremu otworzono przewód doktorski na temat: „Analiza jakości życia i śmiertelności chorych po przebytym udarze mózgu w latach 2003-2004 i 2013”.

Jak to jest możliwe, że rada wydziału zezwala na powołanie na promotora w przewodzie doktorskim z nauk medycznych dla lekarza medycyny doktor habilitowanej nauk humanistycznych, z kierunku kształcenia "praca socjalna"?

Na stronie OPI - a więc w bazie pracowników wprowadza się w błąd uczelnie i naukowców.

Wydział Lekarski II na Uniwersytecie Medycznym w Lublinie dopuścił tę panią do recenzowania pracy doktorskiej z neurologii, mimo że ta pani nie była i nie jest doktorem habilitowanym nauk medycznych. Temat: "Stężenie żelatynaz oraz ich inhibitorów u pacjentów z wtórnie postępującą postacią stwardnienia rozsianego w trakcie leczenia kladrybiną", Praca doktorska Beaty Korzeniewskiej była z nauk medycznych w zakresie medycyny, specjalność: neurologia.

Pani docent pracy socjalnej recenzowała pracę doktorską z farmakologii też na tym wydziale. Temat pracy w sam raz dla pracy socjalnej: Wpływ trzech pochodnych imidów bursztynowych (HMIPPS, MMIPPS i APIPPS) na ochronne działanie klasycznych leków przeciwpadaczkowych w teście maksymalnego wstrząsu elektrycznego u myszy. Na Wydziale Pielęgniarskim Uniwersytetu Medycznego w Lublinie pani doc. pracy socjalnej recenzowała doktorat nt. "Strategie radzenia sobie z bólem u chorych z zespołem korzeniowym".

Oto jeden z przykładów:


Od sześciu lat pani dr nauk medycznych Barbara Błaszczyk, b. pracownik naukowy UJK w Kielcach a obecnie wykładowca prywatnej - Wyższej Szkoły Ekonomii i Innowacji w Lublinie - wpadła na pomysł, że skoro uzyskała docenturę (słowacką habilitację) z pracy socjalnej, to może sobie przenieść ów tytuł naukowo-pedagogiczny na prywatną i akademicką aktywność rzekomo medyczną. Powiadamiane o tym fakcie Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego być może coś uczyniło w tej kwestii, skoro wiedziało o tej praktyce od kilku lat.

Prawdopodobnie wiceminister Daria Nałęcz, która została rok temu powiadomiona o tych patologiach, sprawiła, że pani doktor odeszła z państwowego uniwersytetu. Tego nie wiemy. Natomiast nie o taką interwencję tu chodzi, skoro proces wykorzystywania dyplomów docenta ma już szerszy, niż tylko jednostkowy wymiar. Jak się okazuje, w Polsce można prowadzić prywatny gabinet z szyldem prof. nadzw. dr hab. i przyjmować pacjentów według stawek "profesora", mimo że w naukach medycznych nim się nie jest.

Lista wstydu - jak to określili dziennikarze - liczy wiele nazwisk osób funkcjonujących w szkolnictwie wyższym w naszym kraju, w tym - co jest zdumiewające - na uniwersytetach i akademiach publicznych, a ministerstwo (zarządzane przez polityków Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego) nie dokonuje zmiany w skali makro.

Nie można powiedzieć, drobne, incydentalne reakcje na Słowacji były, bowiem MNiSW skierowało do władz KU w Ružomberku kilka pism wskazujących na zachodzące nieprawidłowości. To jest jednak za mało, skoro rektor KU i dziekan Wydziału Pedagogicznego dopuścili do dalszych postępowań nawet osoby, wobec których nasze władze formułowały zastrzeżenia. Ministerstwo powinno ten problem rozwiązać w Polsce, a nie podejmować na Słowacji interwencje, które są nieskuteczne. Co z tego, że min. B. Kudrycka spotkała się na Słowacji w 2009 r. z przedstawicielami Słowackiej Komisji Akredytacyjnej, skoro wówczas pisemnie potwierdziła, że wszystko jest w porządku? Ucieszyło to zatem osoby odpowiedzialne z naruszanie norm i wzmocniło w kontynuowaniu tego procederu.

Po co minister Barbara Kudrycka, a następnie Lena Kolarska-Bobińska powołały do życia Zespół do spraw etyki, skoro w odniesieniu do osób jawnie naruszających standardy prawa, a nie tylko etyki, w ogóle tych spraw nawet nie przekazano? A może przekazano, tylko Komisja schowała je do szuflady?

Co z tego, że raczono wysłać do łamiących prawo władz Katolickiego Uniwersytetu w Ružomberku skargę i krytyczne uwagi na toczące się tam - bez przestrzegania standardów akademickich - postępowania niektórych polskich "naukowców", skoro władze Wydziału Pedagogicznego i Wydziału Teologicznego totalnie to zlekceważyły i dalej kontynuują ów proceder?

Ile jeszcze musi napłynąć do naszego kraju dyplomów niezgodnych z polskimi standardami nauk, żeby Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego podjęło zdecydowane kroki w Polsce i dla dobra polskiej nauki? Po co ta hipokryzja, zatroskanie o jakość polskiej nauki, skoro resort sam przyczynia się do jej destrukcji?

Ciekaw jestem, czy ministra L. Kolarska-Bobińska zgodzi się na to, by prace doktorskie czy habilitacyjne z reprezentowanej przez nią dyscypliny - SOCJOLOGIA - recenzowali nasi nauczyciele akademiccy z docenturą z pracy socjalnej? Może wkrótce będą opiniować wnioski o nagrody dla pani minister, bo mamy też profesorów po słowackiej pracy socjalnej? Może wkrótce sama napisze książkę o kryzysie w polskiej socjologii?