Minęło już 35 lat od czasu, gdy w latach 1990-1996 mogłem z żoną – Wiesławą realizować autorski eksperyment pedagogiczny w państwowej szkole podstawowej w Łodzi. To był czas transformacji ustrojowej, kiedy braliśmy sprawy edukacji we własne ręce i nadawaliśmy im jak najwyższą jakość. Przeżywaliśmy wraz z kilkudziesięcioma nauczycielami w kraju, nauczycielami klas autorskich powiew wolności, prawo do autokreacji, profesjonalnej odpowiedzialności.
W 1992 r. ukazał się pod moją redakcją drugi tom książki „Edukacja
w wolności”, w którym postanowiliśmy z nauczycielami z pasją, oddanymi edukacji
dzieci, podzielić się różnymi pomysłami, inspiracjami, pomocami dydaktycznymi, doświadczeniami z innowacyjnej praktyki.
Był to trudny okres pogranicza między reżimem PRL a nową Polską, w czasie którego
nauczyciele zapłacili wysoką cenę za pracę w sytuacji głębokiej zapaści
ekonomicznej, rodzącej się rywalizacji i stratyfikacji społecznej.
Na drodze oddolnego wdrażania innowacji pedagogicznych
spotykaliśmy osoby wielkiego serca, z sumieniem ukształtowanym na chrześcijańskich
wartościach, szanujące tradycję i narodową kulturę, wrażliwe moralnie i niezwykle
twórcze. Z nimi kreowaliśmy dziecięcy świat prawdy, dobra i piękna, w poczuciu odpowiedzialności przed nimi, ich
rodzicami i społeczeństwem.
Wolność w edukacji nie rozwiązuje wszystkich związanych z nią
problemów, niezależnie od tego, jak byśmy ją definiowali i konstruowali. Ona je
dopiero stwarza, a dzięki temu pozwala każdemu nauczycielowi, uczniom i ich
rodzicom samodzielnie podejmować decyzje dotyczące uczenia się i dojrzewania
dziecka do odkrywania własnego człowieczeństwa. Na tej życiowej drodze - jak twierdził Józef Kozielecki - można osiągnąć szczyty lub skręcić sobie kark.
Opowiadając się za wolnością w edukacji niechybnie kroczy się nad przepaścią, którą można ominąć w dialogu z sobą i z pasjonatami edukacji. Pokonywaliśmy tę drogę w dialogu z tymi, którzy prawdziwie miłowali to, co czynili w pracy z dziećmi. Na tej drodze spotkaliśmy - Beatę Mirowską – współautorkę i współrealizatorkę programu Pracowni Wizualnych Metod Nauczania w Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, która z myślą o wspieraniu edukacji w wolności podzieliła się nim z nauczycielami.
Jak pisała: „Wiedza i
kultura to zarazem tradycja i
nowatorstwo, tak, że w pewnym momencie uczeń może stać się reformatorem i
właśnie wtedy nauczyciel ma mu nie przeszkadzać. A mistrz rzeczywiście wielki
musi dowieść swej wielkości, przyjmując ów twórczy zarodek, jaki tak często
rodzi się w młodych umysłach nie tylko dlatego, że są bardziej świeże, ale
bardziej odważne. (…) wizualną metodę nauczania nie stanowi tylko jakieś
sztuczne medium, szeroko pojmowany przedmiot nauczania, ale sam człowiek w
kontakcie z drugim człowiekiem, może nim być słowo zastąpione gestem,
wykorzystanie zaistniałej między nimi przypadkowo sytuacji itd. Chodzi o
poszukiwanie nowych metod i form w nauczaniu oraz doskonalenie starych, a
świadomość zdobyta przez człowieka dzięki sztuce może w tym dopomóc. (s. 88)
Wiedzieliśmy,
że przy tak radykalnej zmianie ustrojowej trzeba wykorzystać szansę wolności,
by już nigdy więcej nauczyciel szkoły publicznej nie musiał zagłuszać swojego
sumienia czy maskować poczucia winy z racji narzucanego mu z zewnątrz obowiązku
realizowania w niej czegoś, co jest wbrew jego osobistym kompetencjom, uznawanym
i realizowanym na co dzień wartościom. Wtedy też powstała pierwsza seria
zeszytów ćwiczeń dla dzieci, którą pięknie zilustrowała Beata Mirowska.
Dla lepszej edukacji w szkole państwowej, a później publicznej powstały pierwsze zeszyty do ćwiczeń z samokontrolą i samooceną w ramach polskiej wersji systemu edukacyjnego PUS (Pomyśl-Uzupełnij-Sprawdź: EPIDEIXIS) z ilustracjami Beaty Mirowskiej. Nie godziliśmy się na kopię sztampowych rysunków w oryginalnej wersji tych pomocy dydaktycznych LÜK („Lernen-Űben-Kontrollieren”). Sztuka okazała się czynnikiem sprzyjającym zachowaniu w innowacyjnym projekcie polskiego charakteru w treści i formie, toteż kolejne strony zeszytu ćwiczeń ortograficznych wpisane były w przepiękne obrazy.
Spełniło się nasze marzenie, by świat uczącego się dziecka był od pierwszych dni szkolnej edukacji nasycony dobrą formą artystyczną, która tak, jak wychowanie, potrzebuje wolności, stając się zarazem przestrzenią do rozwiązywania dydaktycznych zadań.Koszty tak intensywnego zaangażowania były jednak tragiczne dla śp. Wiesi, która otrzymywała wyrazy wdzięczności od nauczycielek z wielu ośrodków doskonalenia nauczycieli w kraju, na Słowacji i w Szwajcarii, tylko nie we własnej szkole. Po kilku latach poziom nauczycielskiej zawiści a wraz z nią wrogości ze strony ówczesnej dyrekcji szkoły doprowadził do autoimmunologicznej choroby i przedwczesnej śmierci Wiesi.
Mimo przyznanego Jej przez Ministra Medalu Komisji Edukacji Narodowej nie było stać ówczesnego kuratora oświaty (SLD) ani przedstawiciela dyrekcji szkoły (SP 37) czy władz samorządowych m. Łodzi na to, by wręczyć Jej to wyróżnienie osobiście, kiedy leżała w szpitalu. A do ostatnich dni tworzyła kolejną pomoc dydaktyczną dla uczniów klas I-III. Medal KEN odebrałem zatem jak przysłowiowy "kwit na węgiel" w urzędowym biurze Kuratorium Oświaty w Łodzi. Tak traktowano nauczycieli-nowatorów, a wkrótce odeszły na wieczną wartę tak wspaniałe nauczycielki wczesnej edukacji, jak Bożena Postolska (SP 37 w Łodzi) czy Grażyna Górska (SP nr 8 w Zgierzu). W każdym przypadku - przedwcześnie.
Doświadczenia w niszczeniu placówki i zacieraniu osiągnięć zespołu Janusza Moosa z Łódzkiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli i Kształcenia Praktycznego w Łodzi w minionym roku potwierdzają, że w zarządzaniu oświatą publiczną Łódź znajduje się na ostatnim miejscu w kraju.
Za współtworzenie innowacyjnego
podejścia do kształcenia najmłodszych dzieci w naszym kraju i za inspirującą
twórczość Beaty i wszystkich nauczycielek klas autorskich w naszym kraju - dziękuję w dniu kolejnej rocznicy śmierci Wiesi, także w imieniu dzisiejszych odbiorców ich dzieł, z których korzystają kolejne pokolenia pedagogów wczesnej edukacji!