05 kwietnia 2023

FreeWolki, czyli literacki wybryk akademickiego pedagoga - mnemonika

 

Wydawało mi się, że FreeWolki to jedynie dowcipnie pomyślany tytuł zbioru aforyzmów, do których autor ma swobodny stosunek do różnych kwestii natury ludzkiej. Okazało się, że jest to bardzo mylące, gdyż minitomik nie jest zorientowany na sferę intymnej prywatności człowieka. Ta pojawia się w nim implicite, będąc wpisaną w coś, co sam określa jako pogranicze aforyzmu, haiku, sentencji, paremii czy apokryfu.

Nie jestem literaturoznawcą, toteż o FreeWolkach będę pisał w nieco freewolnej stylistyce, dzięki czemu zostanę uwolniony od eksperckiego ciśnienia. Dla wielu mężczyzn, których poszukiwała  w piosence Danuta Rin, frywolność nie jest niczym złym. Żyjemy w czasach przyzwolenia w swojej prywatności na opowiadanie erotycznie (p-)odsmażanych dowcipów, robienie żartów z tej sfery ludzkiej natury, która znakomicie pozwala rozładować napięcie, sublimować kompleksy, odreagować od nierozwiązanych problemów czy sprzyjać rozwiązywaniu konfliktów. 

Trzeba tylko wiedzieć, gdzie, w jakim otoczeniu i z jaką intencją są FreeWolki czynione czy  wyrażane. Zawarte w tomiku bon moty nadają się na każdą okazję. 

Jednak nie dajmy się zwieść tytułowi, gdyż w większości zestawionych aforyzmów zdecydowana większość z nich ma w swoim znaczeniowym przesłaniu coś z filozofii wartości, moralizatorstwa, socjopedagogicznego, kulturowego a nawet politycznego wyolbrzymienia niestosowności ludzkich postaw, wad, słabości czy pokus.

Nie każdemu przystoi dzielenie się z innymi frywolnością, podobnie jak nie w każdej sytuacji może ona być na miejscu. Są osoby, które w ogóle nie powinny operować jakąkolwiek formą czy gatunkiem literackim o erotycznym nachyleniu, by swoją gruboskórnością, brakiem taktu, określanego mianem „chamstwa”, nie naruszyć czyjejś godności.

Janusz Stanek bardziej prowokuje czytelników tytułem, aniżeli czyni z frywolności fundament własnego przesłania. Jego podejście jest w pewnej mierze detabuizacją ludzkich zachowań, aspiracji, potrzeb, postaw czy nawyków. Jawi się nam jako surowy krytyk, który wciela się w rolę pedagoga wydobywającego z natury ludzkiej to, co ona sama intencjonalnie lub nieświadomie skrywa przed sobą i innymi. 

Autor ciekawie łączy w swoich aforyzmach kulturę osobistą z elastycznym podejściem do erotyki, polityki, świata codziennych przeżyć i doświadczeń,  wplatając w strukturę przekazu własnej pedagogii hidden curriculum. Jawi się dzięki temu jako refleksyjny i krytyczny zarazem intelektualista, który musiał z siebie wydobyć niezgodę na codzienny, a częściowo patologiczny świat życia, w tym zdarzeń, ról społecznych lub niektórych racji, działań i emocji.

Jego aforyzmy z jednej strony coś skrywają, by z drugiej to uwydatnić z jeszcze większym natężeniem kulturowych sensów. Tomik FreeWolków może znakomicie posłużyć do tego, co uwielbia młodzież każdego pokolenia, a mianowicie do tzw. gier słownych, słowotwórczych żartów, będących pochodną semantycznych przekształceń, filipik czy - jak utrwaliło się w ostatnich latach w równoległym świecie – do tworzenia memów, które  już na stałe zadomowiły się w Internecie.

Podziwiam błyskotliwość J. Stanka, który stara się trafnie dobierać przedrostki lub przyrostki, by manipulując nimi, całkowicie zmienić sens niektórych pojęć. Z głównym morfemem wyrazu radzi sobie na tyle dowcipnie, że po oddzieleniu od niego wszystkich afiksów, wzbudza  u czytelnika zaskoczenie.

Wybrane przez Autora słowo staje się punktem wyjścia do aforystycznie sformułowanej riposty, zastosowania ostrego cięcia, uderzenia w czyjeś niegodne zachowania lub postawy. Niektórzy będą musieli sięgnąć do słownika obcych pojęć, by uchwycić sens nieznanej kategorii i spróbować rozwikłać, czy słusznie J. Stanek stawia pytanie: Deflacja i defloracja – właściwie... przeciwieństwo? (s.101) Być może niektóre ze skonstruowanych zwrotów wejdą do codziennego użytku, jak np. Coco wsianel.

Czytelnicy muszą wyrobić sobie pogląd, czy FreeWolki mówią same przed siebie, czy może same za siebie? Nie wszystkie aforyzmy zaskakują, wywołują uśmiech czy zadumę. Ich wartość powinna przecież wynikać z operowania głębią, kontrastem, paradoksem czy metaforą. 

Jak dla mnie wybrany aforyzm z tomiku J. Stanka może być idealnym wstępem do wykładu czy polemicznej riposty w prowadzonych sporach na określony temat. Zachęcam do lektury książeczki, która zmieści się w kobiecej torebce czy kieszeni męskiej marynarki. Przyda się w naszej codzienności błyskotliwy humor, bo w gruncie rzeczy będziemy śmiać się z samych siebie, a może i do siebie.     

Najważniejsze dla autora tomiku, który od lat jest nauczycielem akademickim, może okazać się przyznanie mu 120 punktów za tę publikację, gdyż - jak zawarł w jednej z pierwszych sentencji - Dla wielu złudzenie to pożywienie (s.17).  Bardzo bym chciał, by poruszył tych, których już nic nie wzrusza i nic nie cieszy. Przed wyborami warto przyjąć do wiadomości: Każda sytuacja bez wyjścia ma jakieś wejście (s.95).  

 

04 kwietnia 2023

Dietetycy chcą mieć samorząd zawodowy

 

Przed nami święta Zmartwychwstania Pańskiego, które kończą zarazem okres postu, dlatego postanowiłem napisać o czymś, co pośrednio wiąże się ze spożywaniam przez nas posiłków, koncentrując uwagę na sprawach diety.  Jak wynika z badań naukowych specjaliści od dietetyki narzekają na:

Ograniczony dostęp do dietetyka w ramach NFZ;

Zbyt krótki czas wizyty;

Zbyt dużą liczbę pacjentów w ciągu dnia;

Brak zaangażowania pacjentów;

Brak „prestiżu” zawodu dietetyka wśród innych zawodów medycznych i około medycznych.


Dietetycy jako przedstawiciele coraz bardziej wyspecjalizowanej profesji zabiegają o to, by miała ona ustawowo uregulowany status. Dla nich jest ważne, by o tym, kto może być dietetykiem, a kto nie spełnia minimalnych wymagań, nie rozstrzygał wolny rynek, ani też politycy, związkowcy czy dziennikarze, ale specjaliści tej samej profesji. 

Zbyt dużo jest zagrożeń i nieszczęść w wyniku nieprofesjonalnego wykonywania tego zawodu przez niektóre osoby. Konieczne jest zatem objęcie profesji dietetyka ramą środowiskowego przyzwolenia na wykonywanie tego zawodu i/lub potencjalne wykluczenie z niego. W przeciwnym razie zły pieniądz będzie wypierał ten dobry.     

Uczelnia Łazarskiego opublikowała raport dla Rady Pracodawców RP z badania jakościowego oraz analizy eksperckiej, które zostało przeprowadzone wśród dietetyków działających w lecznictwie otwartym. Wynika z niego konieczność ustalenia standardów w zakresie wykształcenia (wiedzy, umiejętności i kompetencji) osób pragnących wykonywać powyższy zawód. 

Podstawą dla określenia standardu zawodu dietetyka może być projekt Komitetu Nauki o Żywieniu Człowieka Polskiej Akademii Nauk, który pozawala na ujednolicenie znaczenia porady dietetycznej oraz określenie zakresuu kompetencji na tle innych zawodów medycznych. Sprzyjać temu może powołanie (...) 

samorządu zawodowego dietetyków i ustanowienie instytucji prawa wykonywania zawodu – nadawanego przez samorząd i wpisywanego do odpowiedniego rejestru publicznego – oraz uregulowanie bezpośrednie kwestii ich odpowiedzialności zawodowej. Należy uznać, że uzyskanie tytułu licencjata jest wystarczające do wykonywania zawodu dietetyka, oczywiście z fakultatywna możliwością podniesienia kwalifikacji – uzyskanie tytułu magistra. 

Równocześnie – obok samego formalnego wykształcenia – zdobycie odpowiedniego na przykład dwuletniego doświadczenia zawodowego mogłoby powodować dopuszczalność samodzielnego świadczenia usługi w ramach działalności gospodarczej. Konieczne wydaje się wdrożenie systemu weryfikacji kompetencji zawodowych osób posługujących się tytułem zawodowym.

Zasadne jest wskazanie minimalnej liczby godzin kształcenia dla kierunku dietetyka oraz innych kluczowych elementów tego kształcenia, niezbędnych do uzyskania właściwego poziomu wiedzy i umiejętności absolwentów kierunku dietetyka. W odniesieniu do konsultacji dietetyka zasadne wydaje się też poszerzenie ich zakresu także w typowym leczeniu otyłości. 


Psycholodzy nie doczekali się ustawy o zawodzie psychologa, mimo prowadzonych od lat 90. XX wieku konsultacji, debat naukowych a nawet wydania publikacji o profesjonalizacji i etyce zawodowej psychologa. Nauczyciele też nie lobbują w sprawie powołania samorządowych izb nauczycielskich, gdyż utrzymują ich w ustawicznym konflikcie i ubóstwie m.in. największe oświatowe związki zawodowe. 

Nie dość, że nie stać ich na kaloryczną i zdrową żywność, to tym bardziej nie będzie ich stać na profesjonalnych dietetyków. W kraju-raju niech zatem poprawi się samorządowo chociaż dietetykom.    

  


03 kwietnia 2023

... wprawdzie wystarczy..., jednak wobec......., może być.... , ale muszą być.... . Nie jest pewne...

 


Pisze do mnie jeden z adiunktów, który wysłuchał wykładu prof. Grzegorza Węgrzyna na temat postępowania o awans naukowy w sprawie nadania stopnia doktora habilitowanego. Przewodniczący Rady Doskonałości Naukowej stwierdził w dn. 13 marca br. w trakcie szkolenia kadr akademickich, że doktorzy muszą mieć poza posiadaniem głównego osiągnięcia naukowego jeszcze udokumentowaną pracę w przynajmniej dwóch jednostkach naukowychDo tego warunkiem jest, żeby nie pracowali jednocześnie w tym samym miejscu (na filmie 1:20:00).  Wykład został opublikowany w formie prezentacji na portalu RDN, w dziale "Aktualności", skąd pochodzi powyższy slajd.

Sądzę, że zapis i wypowiedź miały skrótowy charakter, bowiem pamiętam, jak Przewodniczący podawał przykład, że jeśli ktoś pracował naukowo np. w innej (publicznej lub prywatnej) uczelni czy instytucie, to jest to miernik spełnienia przez niego powyższego wymagania. Istotna jest w tym zapisie liczba mnoga, ale ta w żadnej mierze nie zobowiązuje adiunktów czy profesorów uczelnianych bez habilitacji, by zwalniali się z obecnego miejsca pracy i zatrudniali w innym. Absurd. 

 Mam wrażenie, że sami tworzymy problemy, których nie ma, ale ustawodawca w jakiejś mierze dał temu powód. Zapis norm prawnych w ustawie prawo o szkolnictwie wyższym i nauce jest ogólny, wieloznaczny, żeby pozwolić recenzentom na merytoryczną ocenę aktywności naukowej habilitanta w konfrontacji z jej wytworami/efektami w postaci np. publikacji, narzędzi diagnostycznych itp. 

Gdyby ustawodawca określił, jakie to mają być instytucje, ile, w jakim czasie powinniśmy odbyć w nich staż naukowy czy podjąć z jej pracownikami wspólne badania, to nie byłaby potrzebna do oceny czyichś osiągnięć analiza merytoryczna tych dokonań. Z jednej strony upominamy się o wolność naukową, a z drugiej strony, kiedy jest ona zachowana w tak ogólnie sformułowanych normach, to obawiamy się, że ich nie spełnimy. Tak, jakby zredukowana do liczbowych wskaźników norma miała być dowodem na osiągnięcie pożądanej jakości pracy naukowej.

 Zapis w ustawie jest - moim zdaniem - czytelny: 

art.219 ust. 1 pkt 3. 

wykazuje się istotną aktywnością naukową albo artystyczną realizowaną w więcej niż jednej uczelni, instytucji naukowej lub instytucji kultury, w szczególności zagranicznej. 

W Komentarzu do w/w artykułu ustawy Tomasz Jędrzejewski pisze:

Z legislacyjnego punktu widzenia przepis ten jest co najmniej nieprecyzyjny i nie pozwala na proste ustalenie intencji prawodawcy co do liczby i rodzaju podmiotów (instytucji), w których osoba ubiegająca się o nadanie stopnia doktora habilitowanego powinna wykazywać się aktywnością, odpowiednio, naukową lub artystyczną. [Warszawa, 2019, s. 575]  

W innym Komentarzu do tej samej ustawy, ale autorstwa Huberta Izdebskiego, czytamy dla tego wymagania odpowiedni fragment uzasadnienia ustawodawcy:

Zostanie dodane również wymaganie dotyczące aktywności naukowej lub artystycznej, która wykracza poza mury jednego podmiotu. Szczególnie akcentuje się w tym względzie osiągnięcia międzynarodowe osoby ubiegającej się o stopień doktora habilitowanego. 

W uzasadnieniu jest mowa o aktywności kandydata do stopnia, która wykracza poza mury jednego podmiotu - bez wskazania, jak dalece miałaby aktywność ta   wykraczać. Z literalnego brzmienia art. 219 ust.1 pkt 3 wynikałoby, że wprawdzie wystarczy, aby aktywność była realizowana w co najmniej dwóch wymienionych instytucjach: uczelniach, instytucjach naukowych lub instytucjach kultury (z czego jednak, wobec użycia spójnika "lub", wynika, że aktywność naukowa może być realizowana np. w dwóch instytucjach kultury), ale wśród nich muszą być dwie instytucje zagraniczne. 

Nie jest pewne, czy taka była intencja ustawodawcy, a wobec tego, czy zamiast wykładni literalnej nie należy zastosować wykładni funkcjonalnej - i, w konsekwencji, wymagać, z jednej strony, aktywności naukowej w uczelniach i instytucjach naukowych (i tylko tych instytucjach kultury, które - jak Biblioteka Narodowa i Biblioteka  Jagiellońska, ważniejsze muzea oraz archiwa państwowe - prowadzą działalność naukową) albo aktywności artystycznej w uczelniach artystycznych i instytucjach kultury, oraz, z drugiej strony, wykazania się aktywnością jedynie w jednej odpowiedniej instytucji zagranicznej [Warszawa, 2019, s. 350].    

Jak widać, nic nie jest pewne w nauce, a szczególnie w ocenie osiągnięć naukowych. Nie rozumiem sformułować H. Izdebskiego, który pisze: ... wprawdzie wystarczy..., jednak wobec......., może być.... ,  ale muszą być.... . 

Drodzy adiunkci, jeśli którykolwiek z recenzentów odmówi nadania stopnia doktora habilitowanego w wyniku podważenia waszej aktywności w drugim podmiocie naukowym (krajowym lub zagranicznym, uczelnianym np. inny wydział, inna dyscyplina lub pozauczelnianym itp.), to sąd administracyjny unieważni taki zarzut, bo nie wynika on ani wprost, ani pośrednio z treści ustawy. Posługiwanie się argumentacją, jakie być może intencje legły u podstaw powyższych sformułowań, a one nie zostały opublikowane, jest grą w nierzetelność oceniania czyichś osiągnięć i pracy naukowej.  


02 kwietnia 2023

"Stop mobbingowi na Politechnice Wrocławskiej"


 

Trudno jest zajmować stanowisko w sprawie, na temat której nie mam pełnych informacji z obu stron zaistniałego w uczelni konfliktu między kadrą akademicką a władzami uczelni, a jeszcze trudniej, gdy w grę wchodzą różnice postaw i zachowań wśród akademickiej kadry. Dopiero co pisałem o mobbingu wobec studentów pedagogiki specjalnej na Uniwersytecie Gdańskim. 

Otrzymałem list od ojca pracownika naukowego Politechniki Wrocławskiej, do którego mam zaufanie. Wiem, że nie podejmowałby starań na rzecz upowszechnienia problemu, z którym nie mogą poradzić sobie pracownicy badawczo-dydaktyczni i dydaktyczni tak szacownej uczelni, gdyby nie był przekonany o zasadności ludzkich problemów. Poszerza się zatem katalog kryzysowych sytuacji w środowisku akademickim. 

Pracownicy utworzyli "zrzutkę", by pozyskać pieniądze na złożenie w sądzie pozwu. Niech zatem ta instancja ustali, czy rzeczywiście doszło do mobbingu i kto ponosi za to odpowiedzialność. Być może, skoro nie są istotne kwestie wartości, nie pozostaje pracownikom już nic innego, jak właśnie skierowanie sprawy do sądu.  Można zajrzeć na stronę "zrzutki", na której opublikowano dokumenty związane z tak przykrą sprawą:  

Szanowni Państwo, Drogie Koleżanki, Drodzy Koledzy,

nawet w najbardziej nierealnych wyobrażeniach, sięgając pamięcią np. 10 lat wstecz, nie pomyślałybyśmy, że będziemy ofiarami mobbingu w ulubionym Miejscu Pracy, w Politechnice Wrocławskiej. Nigdy nie przypuszczałyśmy, że w bezsilności i z braku nadziei na skuteczność „mielącej” naszą sprawę machiny uczelnianej i na sprawiedliwość, będziemy musiały jej szukać w sądzie. Niestety, okoliczności zmusiły nas do rozpoczęcia takiego właśnie rozdziału w naszym życiu…

Prosimy Was o wsparcie, każde, jakie chcecie, możecie nam dać mentalne, jawne, niejawne, finansowe w pokryciu kosztów postępowania sądowego. Bo każde jest dla nas bardzo cenne. Dążymy do sprawiedliwości w relacjach pracowniczych, do wyegzekwowania od naszego Pracodawcy wdrożenia prawdziwych, skutecznych działań antymobbingowych, uczciwych wobec pracowników, uwzględniających czynnik ludzki.     

Politechnika Wrocławska ludźmi stoi i bez nich nie mogłaby istnieć.

Izabela Pawlaczyk-Graja i Marta Tsirigotis-Maniecka

Pracownicy Politechniki Wrocławskiej

Ps.: Nasze działania w żadnym razie nie mają na celu dyskredytowania Politechniki Wrocławskiej. Tu spędzamy większość naszego życia i wykonywaną pracę traktujemy jak pasję. Nie walczymy z nikim personalnie, a zabiegamy o wprowadzenie na każdym szczeblu pro-pracowniczych procedur przeciwdziałania mobbingowi i pomocy ofiarom.

 

MOBBING

… zdefiniowany w Kodeksie Pracy w 2003 r. (KP, art. 94[3]) jest zjawiskiem nagminnym, szczególnie w zhierarchizowanym środowisku akademickim z autokratycznym stylem zarządzania pracownikami, przy dużym nastawieniu na rywalizację. Pracownik mobbingujący (mobber) wykorzystuje swoją przewagę nad ofiarą – autorytet, wiek, zależność służbową, popularność interpersonalną, itp.. Zazwyczaj działania mobbingowe są ukrywane przed otoczeniem, dzieją się „za zamkniętymi drzwiami”, „w białych rękawiczkach”. Mobber często działa w sposób zawoalowany i nie wprost, tak by ofiara i osoby z jej otoczenia miały kłopot w zorientowaniu się, że dzieje się coś niewłaściwego. Wykorzystuje swój autorytet, aby podnieść swoją wiarygodność, kiedy zaprzecza własnym nieuprawnionym działaniom.

 

NASZA HISTORIA

Jesteśmy pracownikami Wydziału Chemicznego i rozpoczynałyśmy swoją przygodę naukową w różnym momencie. Od 2012 r. stałyśmy się pracownikami nowej jednostki (Zakładu Technologii Organicznej i Farmaceutycznej), gdzie z czasem pani kierownik stopniowo zaczęła się dopuszczać wobec nas działań o charakterze mobbingu, które z roku na rok zaczęły przybierać na intensywności.

Na przełomie lat 2021 – 2022, każda z nas złożyła w tej sprawie stosowne zawiadomienia – o mobbingu pionowym. Pisma te były skierowane do Kierownika Katedry, która w 2020 r. wchłonęła naszą strukturę organizacyjną.    

Oddzieliłyśmy się od ówczesnej przełożonej w ramach struktury organizacyjnej Katedry, tworząc Laboratorium Technologii Bioproduktów. Jednak spokój nie trwał długo, ponieważ już w 2 tygodnie po odejściu M. Tsirigotis-Manieckiej z zespołu ówczesnej przełożonej, zaczął się mobbing poziomy. Postanowiłyśmy porozmawiać o całym wachlarzu problemów z Dziekanem Wydziału Chemicznego, czując, że nie mamy wsparcia ze strony Kierownika Katedry. W obecności Przedstawiciela pracowników Dziekan obiecał zająć się tą sprawą, jednak nie mógł zagwarantować, że w przyszłości ta pani i członkowie jej zespołu nie będą się zachowywać nagannie, naruszając Kodeks Pracy.

  

ZAWIADOMIENIA DO JM REKTORA

Mimo podjęcia przez Dziekana kilku działań naprawczych sytuacja nie uległa poprawie. Jedyne, co mogłyśmy zrobić, to wykonać kolejny krok na ścieżce zależności służbowych – złożyłyśmy zawiadomienia o działaniach o charakterze mobbingowym do Pracodawcy - JM Rektora Politechniki Wrocławskiej.

 

KOMISJA „ANTYMOBBINGOWA”

Na podstawie ZW 88/2015 JM Rektor powołał „Komisję do wyjaśnienia sprawy i udzielenia odpowiedzi pracownikowi”, do obu naszych spraw tą samą. Komisji przewodniczyła Koordynator Działu Prawnego PWr., a członkami byli Dyrektor Działu Osobowego i Dziekan Wydziału Chemicznego. Komisja nie protokołowała przesłuchań ani nie gromadziła żadnej dokumentacji. W związku z tym poszukałyśmy wsparcia w kancelarii adwokackiej, która w naszym imieniu dostarczyła JM Rektorowi PWr. zgromadzoną przez nas dokumentację dowodową – wykazy połączeń telefonicznych i SMSowych, wykonanych przez tą osobę, w tym głównie poza godzinami pracy, treści SMSów, obszerną korespondencję mailową (w sumie 2 ryzy papieru wydruków). Kancelaria działając w naszym imieniu dołączyła pisma przewodnie wymieniające niektóre z form działań mobbingujących, które były wobec nas stosowane przez ówczesną przełożoną. Materiał dowodowy sięga 2012 r.

Komisja otrzymała od nas również listę nazwisk 25 osób, które na przestrzeni około 20 ostatnich lat artykułowały, że były mobbingowane przez tą panią, a które z tego powodu odeszły z jej zespołu badawczego. Komisja przesłuchała niektóre z tych osób, a ponadto na wniosek osoby mobbingującej, przesłuchani zostali pracownicy, którzy nie są/nie byli w żaden sposób związani z nami zawodowo lub prywatnie. Wśród tych osób była także osoba, która dodatkowo nigdy nie była członkiem naszej Katedry. W początkowej fazie prac Komisji „w celu zapewnienia komfortu wypowiedzi” w efekcie „sugestii jednego z działających w Politechnice Związków Zawodowych Dziekan Wydziału wyłączył się z udziału w spotkaniach z większością” przesłuchiwanych pracowników. Komisja po zakończeniu prac przekazała nam pisma z opinią, którą rekomendowała JM Rektorowi.

 

RZECZNIK DYSCYPLINARNY

Na podstawie słownie przekazanej przez Komisję opinii (wg. ZW 88/2015) JM Rektor podjął decyzję o wszczęciu postępowania wyjaśniającego przez Rzecznika Dyscyplinarnego PWr. Na podstawie opinii Komisji Rzecznik wystosował do nas pisma o analogicznej treści, w których podsumował, że przedstawiony przez nas obszerny materiał dowodowy wskazuje jedynie na „występowanie zaburzonych relacji pracowniczych i wzajemny (choć w różnym stopniu) brak zrozumienia postawy Strony przeciwnej.” Zaproponował nam przystąpienie do mediacji. Jako osoby poszkodowane nie wyraziłyśmy zgody na mediację z osobą, która w naszym głębokim przekonaniu stosowała wobec nas mobbing.

 

POSTĘPOWANIE SĄDOWE

Z uwagi na toczące się na Politechnice Wrocławskiej postępowanie, prowadzone przez Rzecznika Dyscyplinarnego, które „jest w początkowej fazie” i jak wykazuje praktyka - będzie się toczyć jeszcze wiele miesięcy, w naszym subiektywnym odczuciu wyczerpałyśmy drogę administracyjną w miejscu pracy. Na nasze zdanie ogromny wpływ ma wznowienie działań mobbingowych wobec nas przez niektórych członków Katedry. Z tego względu podjęłyśmy decyzję o wszczęciu postępowania przed sądem pracy. Zawarłyśmy umowę z kancelarią adwokacką, której dane podamy osobom zainteresowanym na indywidualną prośbę.

W przypadku każdej z nas, koszty postępowania w Sądzie I instancji to 20 000 zł brutto (2 x 10 000 zł), w tym:

−      2 x 3 000 zł – koszt przygotowania pozwów,

−      2 x 4 000 zł – koszt szacunkowy opłaty sądowej z tytułu wysokości żądanego zadośćuczynienia,

−      2 x 2 000 zł – koszt wniesienia odpowiedzi na pozew przez stronę pozwaną,

−      2 x 1 000 zł – koszt stawiennictwa w sądzie.

 

NASZE CELE

Zrzutka została udostępniona

78 razy

 Facebook Udostępnij

Szanowni Państwo, Drogie Koleżanki, Drodzy Koledzy, Tych z Was, którzy zdecydują się nas wesprzeć finansowo w postępowaniu przed Sądem I instancji pragniemy poinformować, że po zbilansowaniu realnie poniesionych w tym procesie kosztów oraz odjęciu kosztów leczenia i konsultacji psychologicznych, całą pozostałą kwotę zadośćuczynienia, jaką uzyskamy od Pracodawcy, zamierzamy przeznaczyć na cele charytatywne. Chcemy w ten sposób wesprzeć instytucje broniące praw pracownika i wspierające osoby w stanie kryzysu psychicznego.

Przekażemy Państwu wszelkie informacje finansowe, ponieważ chcemy, aby nasze działania były transparentne.

Naszym głównym celem jest wprowadzenie na każdym szczeblu w Politechnice Wrocławskiej pro-pracowniczych procedur przeciwdziałania mobbingowi i pomocy ofiarom.

https://zrzutka.pl/pn84mp

 

(źróło ilustracji: paradaopornych.pl - zakupiona przez Oficynę Wydawniczą "Impuls" dla potrzeb blogera)  

01 kwietnia 2023

O wczesnej edukacji w kontekście zaspokajania specjalnych potrzeb rozwojowych dzieci

 


          Dwa dni trwały w Słupsku na Akademii Pomorskiej obrady ogólnokrajowej, cyklicznej konferencji „WSPÓŁCZESNA PEDAGOGIKA WCZESNOSZKOLNA I PRZEDSZKOLNA", którą w bieżącym roku skoncentrowano na problematyce ZRÓŻNICOWANIA POTRZEB EDUKACYJNYCH. Każdorazowo organizatorzy z Instytutu Pedagogiki AP w Słupsku dbają o to, by nauczycielom przedszkolnym i wczesnoszkolnym zaproponować zarówno formy zajęć warsztatowych, jak i cykl wykładów, paneli dyskusyjnych. Nauka musi bowiem oświetlać praktykę, a praktyka sprzyjać dostrzeżeniu problemów, które powinny być przedmiotem badań podstawowych i stosowanych. 

     W części warsztatowej nauczyciele mogli poznać i doświadczyć m.in.: filozoficznego placu zabaw mgr Ewy Kosiedowskiej z Zespołu Szkolno-Przedszkolnego w Redzikowie; egalitarnego projektu motywowania dzieci do aktywnego uczestniczenia w zajęciach sportowych (dr Jacek Kowalczyk); świata makramy (mgr Bożeny Kawalec ze Szkoły Podstawowej nr 6 im. Ludwika Waryńskiego w Słupsku); wsparcia narzędziami wirtualnego świata uczniów ze specyficznymi trudnościami w uczeniu się matematyki ( mgr Agnieszki Siwek, mgr. Jacka Boruckiego ze Szkoły Podstawowej nr 6 im. Ludwika Waryńskiego w Słupsku); nowe techniki plastyczne w arteterapii (mgr Anny Jednaszewskiej, mgr Anetty Sobczak z Przedszkola Miejskiego Integracyjnego nr 8 „Zamek Skarbów” w Słupsku) i in.

Częśc plenarnych obrad otworzyła prof. dr hab. Danuta Waloszek (Uniwersytet Pedagogiczny w Krakowie, WSH Sosnowiec) referatem zatytułowanym: Marginalizowane/niedostrzegane elementy procesu edukacyjnego w praktyce nauczycielskiej. Punktem wyjścia do swojego wykładu uczyniła Raport UNESCO "Uczyć się, aby być", którego założenia  - jej zdaniem - nadal nie mają odzwierciedlenia w praktyce edukacyjnej. Brak synergii między teorią a praktyką.   

* Wciąż kontynuowane są cele edukacji typowe dla poprzedniego ustroju jako cele poznawcze, kształcące i wychowawcze: 

* Brakuje w edukacji szkolnej dwukierunkowej komunikacji: od nauczyciela do dziecka i od dziecka do nauczyciela. 

* Ciągle ograniczony jest dostęp do edukacji wspierającej dla dzieci, które nie mają możliwości skorzystania z opieki przedszkolnej.

* Nauczyciele nie nadążają za tym, co się dzieje w świecie. Trzeba aktualizować wiedzę z nauk społęcznych i humanistycznych. 

* Nadal ma miejsce w polskiejoświacia segregacyjny model edukacji oraz niedobór środków finansowych na kształcenie. 

 Edukacja musi być procesem stawania się przez człowieka coraz bardziej kompetentnym, przygotowanym do podejmowania różnych zadań w nieprzewidywalnej rzeczywistości.  Powinniśmy zatem uczyć dzieci dokonywania wartościowych wyborów. Profesor przedstawiła i omówiła model procesu edukacyjnego. 



Z badań referującej Profesor wynika, że nauczyciele przedszkolni operują obrazem dzieci opartym na posłuszeństwie. Cele formułowane są pro forma, toteż nie mają one odzwierciedlenia w praktyce. Ważne też są zasady działania, o których nie ma mowy w programach przedszkoli. 

Każda edukacja musi być włączająca, inkluzyjna (za H. Gadamerem). Do tego nawiązał kolejny referat prof. Zenona Gajdzicy z Uniwersytetu Śląskiego, który  podjął kwestię roli koordynatora edukacji włączającej i projektowanych dla niego zadań w ramach przygotowywanej od lat reformy.  

W Polsce to stanowisko nie zostało jeszcze usankcjonowane, chociaż jest już zawarte w roboczych dokumentach MEN z 2020 roku, a od dwóch lat są przedmiotem ożywionej dyskusji. W zależności od przyjętych określeń, definicji tej roli w różnych krajach projektowane są rozwiązania praktyczne, instytucjonalne.  

Najlepsze, bo najdłużej weryfikowane w oświacie, są rozwiązania wprowadzone w Wielkiej Brytanii, toteż do nich odwołał się prof. Z. Gajdzica. Okazuje się, że są różnie określane role takiego koordynatora, jako arbitra, ratunkowa, audytora, współpracownika czy eksperta (za Hugh Kearns).  Relacje społeczne koordynatorów odpowiedzialnych za zaspokajanie specjalnych potrzeb edukacyjnych dzieci i młodzieży skutkują także krytyką w konfrontacji z wewnątrzszkolną organizacją procesu kształcenia. 

W Polsce jest już 20 Społecznych Centrów Wspierania Edukacji Włączającej, które mają być katalizatorem wszelkich przemian w edukacji ze względu na dzieci potrzebujące specjalnego wsparcia. Co trzeci uczeń wymaga bowiem jakiegoś specjalistycznego wsparcia.  



Był to zatem ważny głos w konfrontacji do podejmowanych przez część ultraprawicowych środowisk w naszym kraju działań uniemożliwiających wprowadzenie powyższej reformy. W ostatnim tygodniku katolickim "Niedziela" jest artykuł Marii Fortuny-Sudor, który już w tytule zapowiada negatywny stosunek do edukacji włączającej: "Idea szlachetna, ale..." .  Poprzedził go w tym samym numerze tekst korespondenta brytyjskiego tygodnika The Tablet Jonathana Luxmoore'a, który twierdzi: Rosną obawy przed nową "dyktaturą elit". Na początku marca brytyjski tygodnik The Tablet sam zwrócił uwagę na niebezpieczeństwa "świeckiej ortodoksji" narzucanej przez grupy opętane ideą "równości, różnorodności i inkluzywności" (nr 12/2023, s. 14). 

Wszystko jest już  jasne. Inkluzja to ideologia a nie uczniowie, dzieci młodzież, którzy wymagają profesjonalnego wsparcia. Kolejne miliony z budżetu państwa zostały zmarnotrawione na konferencje, szkolenia, diagnozy, raporty i specjalistyczne ekspertyzy.                                                                                                   

Dzięki temu, że konferencja w części naukowej odbywała się w formie zdalnej, można było odnotować udział w niej 243 osób. Każdy referujący otrzymał wykresy z danymi statystycznymi oraz podziękowanie za udział w debacie.   

31 marca 2023

MIGRACJE SZKOLNE wstydliwym wskaźnikiem w polskiej oświacie

 



W badaniach oświatowych zwraca się uwagę przede wszystkim na to, co od kilkudziesięciu lat jest kluczowym dowodem realizacji przez szkoły założonych funkcji, jak: 

1) realizacja obowiązku szkolnego przez dzieci w wieku 7-18 lat; 

2) dostęp do edukacji publicznej;

3) jakość kadry nauczycielskiej; 

4) realizacja programu kształcenia ogólnego; 

5) finansowanie edukacji.  

    Przemilcza się, nie dostrzega, udaje, że nie ma zjawiska, które określamy mianem MIGRACJI SZKOLNYCH. Nie chodzi tu o zmianę miejsca uczenia się dziecka ze względu na zmianę miejsca pobytu, ani też nie mam tu na uwadze migracji związanych z pozostawieniem dzieci w kraju pod opieką drugiego z rodziców, dziadków lub dalszej rodziny, kiedy rodzice wyjeżdżają na długi okres czasu w celach zarobkowych lub leczniczych do innego kraju. Nie ulega wątpliwości to, że migracja zarobkowa rodziców rzutuje na sytuację dziecka w szkole, która staje się dla niego nowym środowiskiem uczenia się i socjalizacji.

Moim zdaniem nie dostrzega się i nie bada zjawiska migracji szkolnej w wyniku patologicznych warunków procesu kształcenia oraz destrukcyjnego dla rozwoju dziecka środowiska klasy szkolnej. Szczególnie silnie odczuwany jest ten proces w szkołach ponadpodstawowych, w których dominującą rolę zaczyna odgrywać grupa rówieśnicza, w tym zachodzące w zespołach uczniowskich podziały na kliki, paczki o coraz częściej toksycznej presji.

Niepokojące jest to, że niektórzy tzw. nauczyciele-wychowawcy klas w ogóle nie interesują się dynamiką procesów grupowych w podlegających ich opiece zespołach uczniowskich. Nie obchodzą ich losy nastolatków w klasie szkolnej. Przymykają oczy, udają, że niczego, co jest niegodne, nie widzą, nie słyszą. Dystansują się od problemów tych uczniów, którzy nie chcą przystosować się do negatywnych wpływów paczek młodzieżowych. Tacy pseudonauczyciele codziennie przyjdą do szkoły, "odbębnią" to, co muszą i ją opuszczają zmęczeni tym, że uczniowie znowu przeszkodzili im w pracy. 

Zapytałem sekretarkę jednego z liceów w wielkim mieście wojewódzkim, czy są określone w szkole zasady odchodzenia ze szkoły przez tych uczniów, którzy nie chcą w niej dalej przebywać, gdyż jest patologicznym środowiskiem? Odpowiedziała mi, że tak. Na stronie web-szkoły jest formularz, który można pobrać, by go wypełnić i złożyć odpowiednie dokumenty dyrekcji, by potwierdzić rezygnację z uczenia się w tej szkole. 

W ciągu roku szkolnego odchodzą ze szkół uczniowie o wysokim potencjale rozwojowym, ale niezadowoleni z braku zainteresowania kształceniem przez niektórych nauczycieli, w tym totalną oziębłość wychowawcy klasy. Część uczniów przenosi się do innych szkół, gdyż w macierzystej byli szykanowani przez rówieśników lub uczniów starszych roczników.   

Mamy zatem nowy wskaźnik edukacyjny - migracje pseudoszkolne. Rzecz jasna, dyrekcja tak patologicznego środowiska będzie twierdzić, że odchodzą ci, którzy nie radzą sobie z realizacją wymagań szkolnych. Można? Można podtrzymywać nieadekwatną samoocenę na kłamstwie, samooszukiwaniu, bo przecież nie o jakość kształcenia i wychowania chodzi w takiej placówce, tylko o to, by mieć święty spokój i nie wysilać się za nędzną płacę.      


30 marca 2023

O prognozie rozwoju szkolnictwa wyższego do roku 2030 na Forum Myśli Społecznej

 


Forum Myśli Społecznej zapoczątkował w Akademii Pedagogiki Specjalnej im. Marii Grzegorzewskiej w Warszawie prof. Stefan M. Kwiatkowski, zapraszając jako pierwszego gościa prof. Jerzego Woźnickiego, byłego przewodniczącego Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich. Temat  spotkania z była „Prognoza rozwoju szkolnictwa wyższego do roku 2030”, nad którą pracuje od kilku lat kilkudziesięciu ekspertów z Fundacji Rektorów Polskich, Konsorcjum Uczelni Niepublicznych i Instytutu Społeczeństwa Wiedzy

Podsumowaniem ich pracy będzie raport uwzględniający trendy, projekty i rozwiązania modelowe dla szkolnictwa wyższego i nauki na świecie z projekcją możliwości rekomendowania ich politykom i sprawującym władzę w Polsce do realizacji do roku 2030.  

Wydawnictwo Naukowe Politechniki Śląskiej wydało w ubiegłym roku pierwszą część raportu, a mianowicie monografię na temat trendów, modeli i perspektyw rozwoju szkolnictwa wyższego. Dzięki wielostronnej dyskusji z 60 ekspertami szkół wyższych, którzy poddali konfrontacji idee z krajową rzeczywistością, powstaje druga część raportu. 

O założeniach, celach i wybranych aspektach tego projektu mówił wczoraj prof. J. Woźnicki. Odwołał się do diagnozy stanu rozwoju szkolnictwa wyższego i nauki w naszym kraju na tle porównawczym. Zdaniem referującego nauka w Polsce ma się dobrze, biorąc pod uwagę zakres inwestowanych w nią środków. Jak na tak niski poziom finansowania nauki mamy bardzo wysoką efektywność badań naukowych.     

KRASP nie jest związkiem zawodowym, a zatem nie podejmuje rozmów z kolejnymi rządami w kwestii płacowych roszczeń kadr akademickich. Skoro jednak eksperci twierdzą, że inwestowanie w naukę zwraca się państwu pięciokrotnie, to konieczne jest:

* zwiększanie środków na badania i rozwój uniwersytetów;

* zawieranie przez uczelnie aliansów z zagranicznymi uniwersytetami; uczestniczenie w inicjatywie Uniwersytety Europejskie; 

* konsolidowanie polskich szkół wyższych, by zwiększać ich szanse konkurencyjne i poprawiać jakość kształcenia oraz badań naukowych; 

* ujednolicanie i zmiany w wewnętrznej organizacji uczelni, np. likwidowanie wydziałów, uwalnianie od administracji, by inwestowano w działalność merytoryczną; 

* wzmacnianie roli podmiotów przedstawicielskich środowiska akademickiego, w tym konferencji rektorów; 

* podporządkowanie reform w szkolnictwie wyższym misji i wartościom uniwersytetu; 

* zastąpienie kształcenia specjalistycznego edukacją szerokoprofilową (chmurą kompetencji) w odpowiedzi na zmiany społeczne, gospodarcze i kulturowe w kraju i na świecie; 

* zwiększenie elastyczności i indywidualizacji w kształceniu młodzieży akademickiej oraz w większym stopniu wykorzystywanie technologii cyfrowych; 

* wprowadzenie metod i narzędzi pomiaru i certyfikowania efektów pozaformalnego, nieformalnego uczenia się;   

*  kształcenie i doskonalenie kompetencji dydaktycznych kadr akademickich. 

* ocenianie promotorów prac doktorskich, a nawet prowadzenie wobec nich postępowań kwalifikacyjnych, by wyeliminować ze szkół doktorskich osoby, które nie nadają się do tej roli; 

* utrzymanie konkursowego modelu finansowania badań podstawowych i eksperymentalnych; 

* utrzymanie subwencji jako podstawowej formy finansowania szkolnictwa wyższego z uwzględnieniem wskaźnika waloryzacji środków na prowadzenie działalności naukowej;

* doskonalenie metod zarządzania uczelniami z uwzględnieniem współczynników ryzyka (zrównoważony rozwój i walka z kryzysami). 

Jakie zagrożenia wynikają z dotychczasowych analiz ekspertów pracujących pod kierunkiem prof. J. Woźnickiego oraz uczestników Forum, które powinny zostać uwzględnione przez sprawujących władzę? 

1. Stan permanentnego niedofinansowania, pauperyzacja kadr naukowych. Czeka nas zatem albo renesans misji uniwersytetów albo ich upadek; 

2.  Spadek zaufania społeczeństwa i władzy publicznej do środowiska akademickiego; 

3. Zbyt słabe związki pomiędzy sektorem badań naukowych a otoczeniem społecznym oraz wciąż niski poziom umiędzynarodowienia polskiej nauki i kształcenia studentów (obcokrajowców); 

4. Pominięcie w ewaluacji jakości działalności naukowej jej wielowymiarowości;

5. Zbyt kurczowe unikanie przez środowiska akademickie podejmowania interdyscyplinarnych badań naukowych. 

Dyskusja była niezwykle ożywiona, a nawet gorąca, bowiem wypowiadali się zarówno rektorzy uczelni technicznych, jak i profesorowie z uniwersytetów i uczelni sektora niepublicznego, wskazując m.in. na:  

1. przerywanie przez bardzo uzdolnionych naukowców prac badawczych w wyniku bardzo niskich płac i odchodzenie z uczelni, porzucanie szkół doktorskich.

2.  zmiany ustrojowe uczelni nie mają wpływu na zmiany w jakości badań; 

3. kwestie finansowania uczelni, w tym płac badaczy; 

4. korporacjonizm uniwersytetów w zderzeniu z państwem jest podatny na kontrolę, nie jest w stanie zachować swoją autonomię; 

5. nie wolno oddzielać świata edukacji powszechnej od akademickiej, gdyż one wzajemnie się warunkują, tymczasem jest fatalny poziom kształcenia nauczycieli;

6. niewłaściwe powiązanie wyników ewaluacji z przyznaniem uczelniom uprawnień do nadawania stopni naukowych.   

Zdaniem prof. J. Woźnickiego widoczny jest wzrost zainteresowania biznesu, korporacji zatrudnianiem absolwentów kierunków humanistycznych i społecznych.  KRASP przedłożył ministrowi Jarosławowi Gowinowi 50 kluczowych uwag, z czego 2/3 zostały przez niego pozytywnie uwzględnione i znalazły się w zapisach ustawowych. To był najwyższy wskaźnik wpływu środowiska akademickiego, eksperckiego na politykę szkolnictwa wyższego i naukową. 

Nie miało to gremium większego wpływu na ewaluację, chociaż w sensie ogólnym akceptowało to rozwiązanie, żeby zmobilizować kadry naukowe do tego, by potwierdziły swój naukowy charakter. Zbyt dużo akademików pracowało na stanowisku naukowo-dydaktycznym, w ogóle nie publikując w ciągu minionych 5 lat. Wielu pseudonaukowców kręciło się po wielu instytucjach naukowych i chodziło o to, aby ich odsiać, przenieść na etaty dydaktyczne albo pożegnać.

Ponad 100 uniwersytetów w Unii Europejskiej podpisało się pod inicjatywą koniecznego wypracowania nowego modelu ewaluacji działalności uniwersytetu jako takiego. Trzeba też zmienić zasady przyznawania uprawnień do nadawania stopni naukowych, by brany był pod uwagę potencjał kadrowy jednostek, a nie tylko uzyskana kategoria B+, A czy A+. Ewaluacja zmusiła jednak bierną część naukowców do tego, by zaczęli prowadzić badania.  

Profesor przyznał, że w sensie obiektywnym rozchodzą się drogi między systemem szkolnym a instytucjami szkolnictwa wyższego, gdyż w obu tych światach obowiązują zupełnie inne reguły. Nie ma zatem więzi między tymi światami. Tymczasem sukces edukacyjny uniwersytetów zależy od sukcesów młodzieży szkolnej na wcześniejszych etapach edukacji.