Rozogniony przez kolejną formację rządzących
konflikt społeczny na tle różnic światopoglądowych wpisuje się także w
organizowane przez szkoły wyższe i różne organizacje społeczne konferencje
naukowe na temat wychowania. Nie po raz pierwszy we współczesnych dziejach
Rzeczpospolitej następuje renesans troski o właściwe wychowanie młodych
pokoleń. Wzrastająca fala zainteresowania tą problematyką przede wszystkim
przez polityków wszystkich stron konfliktu, walki o władzę (jej utrzymanie lub
zdobycie) osiągnie swój szczyt prawdopodobnie w roku szkolnym 2022/2023.
Potem
będzie zmiana, chociaż jeszcze nie można przewidzieć, czy prowadząca do
utwardzenia, zaostrzenia obecnego stanu rzeczy czy też radykalnego odwrotu od
niego w kierunku lewicowo/liberalnym. Raz fala zmian ideologicznych i
światopoglądowych w edukacji jest dłuższa, zaś innym razem krótsza, toteż być
może obecna trwać będzie nieco dłużej. Edukacja, oświata i wychowanie nie mają
istotnego wpływu na gospodarkę rynkową, także tę częściowo sterowaną (w mniejszym
lub większym stopniu) przez kolejne rządy, bo przecież każda z obejmujących
władzę formacji (koalicji) politycznych musi zacząć od strategii TKM, zaś
system szkolny potrzebny jest do powiększania lub utrzymania własnego
elektoratu.
Od
czasów PRL - z drobnym wyłomem w latach 1989-1993 - relacja między władzą
państwową a systemem szkolnym była i jest jednokierunkowa -
"top-down". Wraz ze zmianą ideologiczną w strukturach władz
państwowych zmienia się jedynie „top" , czyli nadbudowa, której musi podporządkować
się "down".
Wychowanie
zatem jest tym, nad czym władza chce zapanować, zamierza nim sterować,
zarządzać i je ukierunkować zgodnie z własnym programem (interesem)
ideologicznym, aksjonormatywnym, a co w każdej fali reform/rewolucji czy
kontrrewolucji będzie wzbudzać mniejszy lub większy opór.
Edukacja
i wychowanie państwowe stają się idealnym narzędziem dla sprawujących władzę,
toteż ta nie odstąpi od inżynierii społecznej, jeśli tak właśnie zamierza je
traktować. Popierający rząd będą tym zachwyceni, bo nareszcie "ich"
politycy zaprowadzą pożądany ład oświatowy (ten zawsze jest "nowy"),
zaś usiłujący tę władzę zdobyć lub odzyskać także wykorzystają szkolnictwo do
załatwiania interesu politycznego. Będą bowiem zwracać uwagę opinii publicznej
na każdą, najmniejszą słabość, potknięcie, dysfunkcje, braki czy patologie w
oświacie, by dotychczas politycznie obojętna część obywateli była skłonna
poprzeć opozycję.
Rodzice
dzieci uczęszczających do szkół są w każdym z tych środowisk. Muszą zatem
uwierzyć, że jest wspaniale lub fatalnie, że będzie gorzej lub już było
wspaniale. Szkoła nie jest zatem instytucją aksjologicznie obojętną
centralistycznie nadzorującej ją władzy i opozycji zaangażowanej w walkę
polityczną. Szkolnictwo wraz z jego najważniejszymi podmiotami, a więc uczniami
i nauczycielami, staje się ofiarą powyższych procesów.
W
PRL wychowanie było upełnomocnione nie tylko reżimem socjalistycznej władzy,
ale nawet w terminologii prawa oświatowego. Ministerstwo Oświaty i Wychowania
działało na usługach PZPR, zaś jego przedłużone ramię stanowił nadzór
pedagogiczny (na wzór instytucji totalnych). Czy coś uległo zmianie w wyniku
zmiany ustroju w 1989 roku?
Niewiele.
Usunięto z nazwy resortu WYCHOWANIE zastępując je pojęciem EDUKACJA. Tak
zostało do dziś. Nawet najbardziej ortodoksyjna władza w latach 1993-2021 nie
przywróciła na szyld resortu WYCHOWANIE, doklejając do nazwy sport, szkolnictwo
wyższe lub naukę. Nawet merytorycznie zajmująca się w strukturach władz
ustawodawczych komisja sejmowa nie wprowadziła do swojej nazwy pojęcia
wychowanie.
Co
ciekawe, nawet podporządkowany ministerstwu instytut badań ma w nazwie
edukację, a nie wychowanie. Także coroczny raport Głównego Urzędu
Statystycznego nosi od lat tytuł: Oświata i Wychowanie w roku szkolnym
..../.... . Każdy, kto do niego zajrzy, nie znajdzie w nim żadnych
danych na temat wychowania w przedszkolach czy szkołach. Dlaczego?
Z
bardzo prostego powodu: to, czym jest wychowanie, zależy od tego, kto je
definiuje, co określa jego istotę, znaczenie, miary, rodzaje itp. Społeczeństwo
jest pluralistyczne, otwarte, glokalne, a zatem żądna z władz politycznych nie
zamierzała sprowadzić wychowania do jednego znaczenia. Gdyby tego pragnęła, to
musiałaby sięgnąć do języka psychologii behawioralnej albo filozofii
reistycznej, prakseologicznej.
Kto
przyzna się do manipulowania społeczeństwem za pośrednictwem ustroju
szkolnego? Behawioryzm nie odpowiada ani lewicy, ani prawicy, gdyż każda
z tych formacji ma odmienny system wartości, który w sposób ukryty przemyca do
regulacji prawnych. Ich rozpoznanie w tym wymiarze jest natychmiast
podchwytywane przez media, które też sytuują się po jednej czy drugiej stronie
sporu, żeby zwiększyć zasięg własnych wpływów (finansowych, społecznych,
kulturowych itp.).
Zgodnie
z polską Konstytucją szkoła nie ma prawa wychowywać dzieci wbrew rodzicom.
Takie prawo posiadała w państwie (quasi)totalitarnym, jakim była PRL. Natomiast
w kraju demokratycznym żadna władza nie ma prawa do wykluczania rodziców z
procesu wychowania ich dzieci. To oni są pierwszymi i jedynymi wychowawcami
swoich pociech. W związku z obowiązkiem szkolnym mogą, ale nie muszą
scedować ten przywilej na państwo. Mają do wyboru: wychowanie i kształcenie
domowe, kształcenie wychowujące w szkolnictwie publicznym lub w placówkach
niepublicznych.
Państwo
zatem ma pełnić funkcję pomocniczą wobec rodzin. Jeśli te kierują dzieci do
placówek szkolnych, to mogą partycypować w procesie ustanawiania w nich norm
społeczno-moralnych, odnosić się do zakresu dopuszczalnej ze strony nauczycieli ingerencji w sferę rozwoju kierunkowego (światopoglądowego) ich dziecka lub całkowicie z
tego zrezygnować, zdając się na oddziaływania profesjonalnych pedagogów (o ile ci są profesjonalistami). Ci zaś mogą mieć
więcej lub mniej autonomii do formowania procesów wychowawczych w ramach prowadzonych
przez siebie zajęć dydaktycznych.
Nauczyciele zaś, w zależności od ustanowionego przez rządzących prawa, są mniej lub bardziej dyscyplinowani w sprawowaniu władztwa wychowawczego nad uczniami, ale w zgodzie z interesem resortu edukacji. Ten zaś jest pilnowany przez wizytatorów i kuratora oświaty, mimo iż kuratoria też nie mają w nazwie wychowania.
Wychowanie stało się ukrytym programem przedszkoli i szkół, a zatem jest skrzętnie skrywane przed obywatelami, których rodzice także doświadczali owego władztwa w dobie PRL lub jako następstwo jego reprodukcji w kolejnej generacji.
Uczeni pedagodzy od dziesiątek lat piszą o pozorach wychowania w szkołach, o pseudowychowaniu, o jego kardynalnych wypaczeniach i zasadach wprowadzania koniecznych zmian. Są one utrwalone w tysiącach artykułów, publikacjach zwartych, materiałach pokonferencyjnych, a i tak politycy idą własną ścieżką ignorancji i arogancji wobec wiedzy, prawidłowości i rzeczywistych uwarunkowań wychowania.
Polecam rozprawy polskich autorów, bo "cudze chwalicie, a swego nie znacie...":