11 listopada 2021

Czy pseudonaukowa gdybologia może być sprzedawana jako światowy bestseller?

 


Moje pytanie jest retoryczne, bo odpowiedź na nie powinna być tylko jedna - NIE POWINNA, ale JEST i powiększa stan bezużytecznej makulatury. Mam tu na uwadze rozprawę izraelskiego historyka prof. Uniwersytetu Hebrajskiego w Jerozolimie Yuval Noah Harari'ego pt. "21 lekcji na XXI wiek" (Kraków 2018), która jest sprzedawana w tysiącach egzemplarzy. Poza ładną okładką nadaje się jednak tylko jako dekoracja w biblioteczce domowej.  

Historyk powinien zajmować się tym, co jest przedmiotem badań jego dyscypliny naukowej i obowiązującej w niej metodologii badań historycznych. Z tym większym zdumieniem czytam książkę, która z historią niewiele ma wspólnego, bowiem jej autor porzucił własne kwalifikacje postanawiając zarabiać na sprzedaży prognostycznego kiczu, czyli mniemanologii stosowanej. 

Nie wypowiadam się na temat wszystkich lekcji, które usiłuje wcisnąć czytelnikom, bo uważam, że każdą z nich powinni zająć się specjaliści. Harari chce być współczesnym Leonardo da Vinci, ale pomyliły mu się epoki i nie wie, że nauka w poszczególnych dziedzinach wiedzy rozwinęła się znacznie bardziej, niż jemu się wydaje. 

Recenzuję zatem tylko Lekcję 19 na XXI wiek pt. "Edukacja". Harari nie ma pojęcia o współczesnej edukacji, nie zna ani podstawowych teorii kształcenia, ani modeli i praktyk edukacyjnych na świecie, ale wypowiada się mentorskim tonem na temat tego, czego powinniśmy nauczyć dziecko, które przyjdzie dzisiaj na świat, by mogło przetrwać i rozwijać się w 2050 r., a nawet być aktywnym obywatelem XXII wieku? 

Nie wiedziałem, że mamy nową dyscyplinę nauki - historię futurystyczną, historię science fiction? To rzeczywiście jest coś nowego, skoro można było w 2018 roku przewidywać: Jakich umiejętności będzie potrzebowało [dziecko], aby zdobyć pracę, rozumieć, co się wokół niego dzieje i odnajdywać drogę w labiryncie życia? [s.331]. 

Miałem nadzieję, że wreszcie ktoś, kto jest autorem bestsellerów światowych, odpowie na tak zadane sobie pytanie. Jednak nadzieja była marna, bowiem już we wprowadzeniu Harari przyznaje się, że on sam i (...) nikt nie wie, jak będzie wyglądał świat w 2050 roku - nie mówiąc już o 2100 - nie znamy odpowiedzi na te pytania. 

Oczywiście ludzie nigdy nie potrafili dokładnie przewidywać przyszłości. Dzisiaj jest to trudniejsze niż kiedykolwiek wcześniej, ponieważ z chwilą, gdy technika umożliwia nam konstruowanie ciał, mózgów i umysłów, nie możemy być pewni już niczego - także rzeczy, które dotychczas wydawały się trwałe i odwieczne [tamże]. 

Po co zatem trudził się ów historyk w swojej gdybologii stosowanej, skoro nie dysponuje wiedzą i ma do niej mocno powściągliwy i sceptyczny stosunek? Autor pisze o tym, czego nie wiemy, a można ów przedmiot niewiedzy rozciągać w nieskończoność, byle książka dobrze się sprzedawała. 

Punktem wyjścia do formułowania hipotez powinna być rzetelna diagnoza obecnego stanu rzeczy. Jednak Harari nie zna systemu edukacyjnego nawet własnego kraju, a co dopiero mówić o edukacji w innych miejscach świata. Swoje sądy opiera na publicystyce oświatowej, bo jedynym źródłem, które przywołuje w przypisie są cytaty z "Manifestu komunistycznego" za Karolem Marksem i Fryderykiem Engelsem. Gratuluję wydawcy aktualności myśli filozoficznej, która ma przekonać Polaków do ideologicznej wartości sformułowanych tu sądów probabilistycznych. 

Czego zatem z punktu widzenia edukacji - zdaniem Harari’ego - nie wiemy, ale może kiedyś się dowiemy (jak zwykle po szkodzie)? Nie mamy pojęcia o tym:

- jak będą wyglądały Chiny i reszta świata w 2050 roku; 

- Jak ludzie będą zarabiali na chleb; 

- jakimi metodami będą posługiwać się armie i urzędy; 

- jak będą wyglądały relacje między płacami; 

- jak dalece życie ludzkie ulegnie wydłużeniu; 

- jak ludzie będą radzili sobie z migracją do cyberprzestrzeni; 

- jak ludzie będą radzili sobie z niesprecyzowaną tożsamością płciową i z nowymi doznaniami zmysłowymi generowanymi przez komputerowe implanty; itd., itd.

A zatem spora część tego, czego dzieci uczą się dzisiaj, przypuszczalnie do roku 2050 straci znaczenie [s 332]. 

Harari nie ma pojęcia, ale głosi w swojej 19 lekcji, że (...) szkoły powinny przestawić się na uczenie "czterech K" - krytycznego myślenia, komunikacji, kooperacji i kreatywności [s.335].   Jego zdaniem w szkołach tego się nie uczy, a nawet nie nadąża się w toku edukacji przede wszystkim za tym, by nasze dzieci nauczyły się 

(...) raz po raz tworzyć na nowo samego siebie. w miarę bowiem jak będzie wzrastało tempo zmian, mutacji ulegnie przypuszczalnie nie tylko gospodarka, ale sam sens "bycia człowiekiem". Już w 1848 roku "Manifest komunistyczny: głosił: "Wszystko stanowe i znieruchomiałe ulatnia się". 

Marks i Engels myśleli jednak głównie o strukturach społecznych i ekonomicznych. Tymczasem do 2048 roku również struktury fizyczne i poznawcze się ulotnią - albo rozpłyną się w chmurze bitów danych [tamże].   

Ciekawe, na jakiej podstawie formułuje hipotezy, skoro niczego przewidzieć się nie da. Ba, niby dlaczego rok 2048 ma być graniczny dla powyższych procesów, a nie rok 2037 czy 2049? Niezły kicz.  Lekcja 19 niewiele ma wspólnego z edukacją, wiedzą na jej temat. On sam jest wytworem kształcenia przez nauczycieli, którym brakowało giętkości umysłu [zob.s.339], toteż nic dziwnego, że z jednej strony ma rację pisząc: 

Rewolucja przemysłowa zostawiła nam w spadku teorię edukacji wzorowaną na produkcji taśmowej. w centrum miasta znajduje się duży betonowy budynek z mnóstwem identycznych sal, a w każdej stoją rzędy ławek i krzeseł. Na dźwięk dzwonka do każdego z tych pomieszczeń wchodzi grupa trzydzieściorga dzieci urodzonych w tym samym wieku. 

Co godzinę w sali pojawia się jakiś dorosły i zaczyna o czymś opowiadać. Płaci im za to państwo. (...) Łatwo wyśmiać ten model i obecnie panuje powszechna zgoda co do tego, że niezależnie od jego wcześniejszych osiągnięć dziś należy go uznać za bezwartościowy [s. 339-340].Nie ma jednak wiedzy na temat tego, iż ponoć (...) nie wypracowaliśmy żadnej realnej alternatywnej metody [s. 340]. 

Niech Harari sięgnie wreszcie do historii i poczyta, zanim będzie pisał takie bzdury. Od 120 lat mamy alternatywne modele szkół, kształcenia i wychowywania dzieci. To, że wciąż są one marginesem państwowych systemów szkolnych nie oznacza, że nie wiemy, jak, w jakich warunkach i ze względu na jakie cele edukacja powinna i jest przeformatowywana od ponad stu lat. 

Zapraszamy do Polski. Może izraelski profesor nauczy się czegoś od nas, skoro nie chce zobaczyć we własnym kraju, jakże inaczej od jego samowiedzy wyglądają szkoły np. w Tel Awiwie.  

Zabetonowani na wiedzę mogą zatem tak sobie gdybać, tylko szkoda drzew na papier, by publikować takie banialuki.