16 kwietnia 2019

Potrzebna jest nowa solidarność z nauczycielami!

Protest nauczycieli jest efektem skumulowanych następstw ponad dwudziestopięcioletniej polityki rządzących wszystkich formacji politycznych, ale przede wszystkim Krajowej Sekcji Oświaty NSZZ "Solidarność" i ZNP. Podpisanie haniebnego porozumienia przez p. Ryszarda Proksę nie uratuje resztek etosu tego ruchu i związku zawodowego, bo właśnie go zniszczyło.

Albo jest się NAUCZYCIELEM I Z NAUCZYCIELAMI NA DOBRE I NA ZŁE, ALBO JEST SIĘ Z PARTIĄ WŁADZY, która - podobnie jak poprzednie - perfidnie pozbawiła resztek podmiotowości polskich nauczycieli. Zaczęła Anna Zalewska od pseudokonsultacji w sprawie rzekomej reformy szkolnej, a dobił to środowisko Sejm III RP nie tylko przyjmując ustawę niszczącą kilkunastoletnią pracę setek tysięcy nauczycieli, ale także pokazując - tak, jak czynił to rząd PO i PSL - rodzicom-obywatelom, że nie dopuści do referendum!


NSZZ "Solidarność" niszczy resztki swojej pięknej historii, dewastuje poświęcenie i ludzkie straty tych, którzy walczyli w okresie PRL o demokratyczną Polskę, a przede wszystkim o suwerenny i niezależny od partii politycznych ustrój szkolny objęty społeczną, obywatelską kontrolą i wspierany naukowymi ekspertyzami. To wszystko zniszczyli działacze zarówno ZNP, jak i "Solidarności", bo ważniejsze dla nich były apanaże z tytułu pracy w Sejmie, w samorządach, w spółkach Skarbu Państwa i spółkach komunalnych, w państwowych bankach i tworzonych przez władze, także MEN, przybudówkach do "cichego" sponsorowania "swoich" w tzw. fundacjach i instytutach resortowych.

W tych ostatnich zniszczono wiarygodność badań naukowych, bo ważniejsza była służalcza konstrukcja narzędzi diagnostycznych, byle tylko władza była z nich zadowolona,a portfele zarabiających na środkach z EFS pęczniały dla dobra osobistego ich beneficjentów. Podobnie było z tworzeniem podstaw programowych kształcenia ogólnego, bo tu każda zmiana polityczna stwarzała okazję do płacenia "swoim", tym bardziej za haniebnej jakości produkty typu podręczniki szkolne czy pomoce dydaktyczne.


Nikt nigdy nie rozliczył kierownictw MEN za wyrzucone w przysłowiowe błoto pieniądze publiczne na rzekome zmiany, reformy, innowacje. Żaden z byłych ministrów nie poniósł politycznej odpowiedzialności za straty materialne, infrastrukturalne i kadrowe w polskiej edukacji. Z każdą wchodzącą do MEN ekipą polityczną wymieniano dywany, meble, zmieniano prenumeratę, doładowywano karty płatnicze i zapewniano ukryte formy dodatkowych zysków dla sekretarzy i podsekretarzy stanu oraz dyrektorów departamentów.

NAUCZYCIELE i UCZNIOWIE są największymi ofiarami upartyjnienia polityki oświatowej w III RP. Uczniowie muszą realizować obowiązek szkolny, a zatem i ich rodzice stają się niejako zakładnikami całego systemu. NAUCZYCIELE byli traktowani przedmiotowo, a opłacani z łaski "ogryzioną przez władze kością". Ta kość stanęła im wreszcie w gardle. Mają już tego dość.

Dość kłamstw, manipulacji, dość pozbawiania ich suwerennej pracy pedagogicznej, dość traktowania jak meble, które można dowolnie wymieniać czy narzucać im nową ideologicznie "tapicerkę". SZKOŁA - w świetle Konstytucji III RP - NIE JEST WŁASNOŚCIĄ PAŃSTWA, NIE JEST WŁASNOŚCIĄ RZĄDU, PARTII POLITYCZNEJ, KOŚCIOŁA CZY ZWIĄZKÓW ZAWODOWYCH. Szkoła jest dla dzieci i młodzieży, wprowadzanymi przez wykształconych NAUCZYCIELI w świat najnowszej wiedzy, nauki, kultury i norm społeczno-moralnych.

Najwyższy czas doprowadzić do uspołecznienia polskiej edukacji publicznej, poddania jej kontroli społecznej przez powołanie Krajowej Rady Oświaty. Najwyższy czas powołać SAMORZĄD ZAWODOWY NAUCZYCIELI, by to środowisko samo stanowiło o standardach przyjęć do tej profesji, miało swój kodeks etyczny, sąd dyscyplinarny i walczyło o godne warunki pracy pedagogicznej.


Niech związki zawodowe zajmują się pragmatyką zawodową, ale nie wtrącają do szkolnej pedagogiki i do nauczycielskiej kultury. Czas skończyć z partyjniactwem, związkokracją, indoktrynacją wszelkiej maści, by zacząć uczyć młode pokolenie sztuki uczenia się przez całe życie, przekazywać wiedzę, kształtować umiejętności współżycia w świecie realnym i wirtualnym, ale przede wszystkim pomagać mu w odkrywaniu własnego człowieczeństwa i samorealizacji.

RODZICE powinni wiedzieć, że mają prawo powoływać do życia RADY SZKOLNE, by za ich pośrednictwem egzekwować od prowadzących szkoły i nauczycieli najwyższe standardy zawodowe i moralne. Konieczne jest uwolnienie szkół od partyjnej pajęczyny zależności, która nie służy procesowi kształcenia i wychowania, nie sprzyja wartości dodanej edukacji.

Rodzice w radzie szkoły mogą wraz z nauczycielami i uczniami opiniować, oceniać i egzekwować obowiązujące normy programowe, metodyczne i moralne. Rolą rządu jest zapewnienie GODNYCH PŁAC NAUCZYCIELOM. Jeśli tego władza nie czyni, konieczne są akcje strajkowe z udziałem także uczniów i rodziców. Szkoła jest placówką publiczną, a więc także naszą, rodzicielską, bo finansowaną z naszych podatków.

RODZICE powinni zatem wesprzeć nauczycieli w tym proteście we wszystkich możliwych zakresach. To nie jest rok 1980, żeby mogły stanąć zakłady państwowe, bo te już nie istnieją. Konieczna jest SOLIDARNOŚĆ POLAKÓW Z NAUCZYCIELAMI przeciwko tak perfidnej i aroganckiej władzy, która powtarza to samo, co czynili partyjni bonzowie z PO i PSL, z AWS i SLD.

Nie zostawiajmy NAUCZYCIELI i dyrektorów przedszkoli oraz szkół na pastwę rzekomego zwycięstwa partii władzy, bo w tej sytuacji wszyscy stajemy się przegranymi, zakładnikami silniejszych ekonomicznie i prawnie, ale bezprawnie niszczących resztki nauczycielskiego etosu pracy. Niech rodzice nie stają przeciwko nauczycielom, bo tym samym sytuują się przeciwko jakości edukacji własnych dzieci.


Uwolnijmy zawiązywane przez partie polityczne skrzydła nauczycielskiej profesji i poświęcenia, by nasze dzieci miały jak najlepsze warunki do uczenia się. Ten strajk jest na pograniczu człowieczeństwa po każdej ze stron zaistniałego konfliktu, do którego doprowadziła nieudolność zarządzania oświatą publiczną i arogancja minister Anny Zalewskiej. Nie ma to w tej chwili znaczenia.

Najważniejsze są w przedszkolach i szkołach dzieci, które potrzebują elit pedagogicznych, nauczycieli o najwyższym stopniu kultury i etyki zawodowej. Kto nie nadaje się do tej profesji, niech sam z niej odejdzie lub niech rady szkół doprowadzą do ich zwolnienia z pracy. SZKOŁY powinni opuścić nieudacznicy, pozoranci, dewianci. Tych jest mniejszość, to jest niewątpliwie margines, z którym można sobie poradzić, jeśli tylko odpowiedzialnie chce się partycypować w procesie kształcenia przyszłych pokoleń.

Trzeba wymóc na związkach zawodowych i władzach resortu edukacji stworzenie mechanizmu usuwania z przedszkoli i szkół osób, które są w nich toksyczne dla dzieci czy młodzieży. Jeśli jednak chcemy wymagać od nauczycieli najwyższej jakości zaangażowania, to musimy za ich elitarną pracę - elitarnie płacić.