24 września 2023

Wiarygodnie o wiarygodności

 


Najnowsza książka socjologa Piotra Sztompki pt. "Wiarygodność. Sekret dobrych relacji" (Kraków, 2023) wpisuje się w ten rodzaj publikacji popularnonaukowych, które poruszają egzystencjalne problemy codziennego świata życia (Lebenswelt). Jest ona pochodną nie tylko mądrości wybitnego uczonego, ale także potrzeby dokonania swoistego rodzaju podsumowania osobistych doświadczeń życiowych. Zawsze towarzyszy mi w lekturze tego typu dzieł refleksja, że są takie fenomeny naszego życia, które musiały czekać na wgląd w ich istotę, zakres i związane z nimi następstwa. 

Podejściem do wydawałoby się tak oczywistej kategorii, jaką jest wiarygodność, P. Sztompka kontynuuje swoje analizy także kluczowych pojęć socjologicznych, które dotyczą uwarunkowań stosunków międzyludzkich. Autor przyznaje, że jego zbiór esejów oparty jest "(...) na myślowym połączeniu dwóch źródeł. Najpierw na własnym doświadczeniu życiowym, rozglądaniu się dokoła z siatką socjologicznych pojęć i teorii z tyłu głowy. A więc obserwowaniu swojego konwoju społecznego wnikliwiej i bardziej systematycznie za pomocą okularów pojęciowych i metodologicznych wyszlifowanych przez prawie dwa stulecia istnienia socjologii. Drugie źródło, które pozwala wzbogacić wyobraźnię o doświadczenia życiowe innych ludzi, nieznajomych, a czasami nawet egzotycznych, to literatura piękna, zwłaszcza powieść realistyczna" (s. 12).    

Dopiero co mieliśmy znakomitą okazję do namysłu nad sensem zaufania, dzięki znakomitej rozprawie tego socjologa na ten temat, toteż fenomen wiarygodności jest jego dopełnieniem. Nie ma zaufania w relacjach społecznych, jeśli któraś lub każda z istot je konstytuujących nie jest wiarygodna. Eseistyczna stylistyka narracji Sztompki przypomina mi książkę socjologa wcześniejszego pokolenia - Jana Szczepańskiego pod tytułem 'Sprawy ludzkie" czy psychologa i pedagoga Józefa Pietera - "Życie codzienne". 

Słabą stroną tego studium krakowskiego socjologa jest osadzenie go w amerykańskiej kulturze klasy średniej, która z ograniczeniem może służyć do przenoszenia jej doświadczeń do laboratorium polskiej pseudodemokracji i niszczejącej, bo ustawicznie deprecjonowanej klasy średniej przez kolejne ekipy oligarchów  partyjnych od 1993 roku. Jeszcze dobrze  nie rozwinęła się polska middle class i nie utrwaliła w strukturze społecznej aksjonormatywnej i społecznej swojej obecności, gdyż - podobnie jak ma to miejsce w ościennych krajach postsocjalistycznych - partie władzy nie są zainteresowane jej rozwojem. 

 Zwracam uwagę na przyjętą przez P. Sztompkę metodę analiz i narracji, którą określił jako metoda "(...) literackiej heurystyki , czyli inspirowania się w socjologii literaturą piękną. Może uzupełni ona arsenał używanych przez socjologów strategii badawczych, tę "skrzynkę narzędziową" mojej dyscypliny" (s.13). Niech zatem każdy czytelnik domyśli się, na czym polega ta metoda badań społecznych, żeby można było ją upowszechnić jako wiarygodną nie tylko w wydaniu jej autora.

Niniejsza rozprawa ma niebanalne znaczenie dla pedagogów, psychologów, ekonomistów, politologów, ale i przedstawicieli nauk humanistycznych, którzy przedmiotem swoich badań i/lub oddziaływań czynią intersubiektywną przestrzeń międzyludzką, która jest konstruowana przez różne rodzaje oraz konfiguracje relacji społecznych i kulturowych, tu ujmowanych za Ray'em Pahl'em jako "konwój" (s.19).

A jednostka ludzka - jak pisze Sztompka - jest "(...) niczym więcej niż lokatorem pewnego uniwersalnego miejsca w przestrzeni międzyludzkiej, swoistym węzłem w sieci relacji. Wszystko, co w nas ludzkie, stanowi efekt powiązania z innymi i realizuje się poprzez powiązania z innymi. Jesteśmy jakąś "wypadkową" tego,  z kim się w życiu zetknęliśmy, kogo włączyliśmy do przestrzeni międzyludzkiej (na przykład przyjaciół) lub kto tam wkroczył nawet bez naszej woli (na przykład komornik). Jesteśmy zapisem - w naszej osobowości i tożsamości - doświadczeń, wiedzy, umiejętności czerpanych z kontaktów z innymi" (s. 22). 

CZYM JEST dla socjologa WIARYGODNOŚĆ? Muszę przyznać, że nie tym, czego się spodziewałem, co wcale nie oznacza, że autor nie jest osobą wiarygodną. "Wiarygodność w sensie najbardziej ogólnym to zrealizowanie oczekiwań i zobowiązań wobec partnera lub co najmniej gotowość  do takiego działania. A przypisanie wiarygodności to przekonanie, że partner spełni nasze oczekiwania i wywiąże się z podjętych zobowiązań. Inaczej - zaufanie" (s. 43).        

Tak oto od rozdziału 2 "Czym jest wiarygodność?"  zaczyna się możliwy i konieczny spór o rozumienie tego fenomenu. Mnie ono rozczarowało, gdyż jest chyba nieświadomie zakorzenione w psychologii behawioralnej, dla której istotę relacji społecznych determinują motywacje ludzkie i działania. Podobnie Sztompka wskazuje na konieczność współwystępowania dwóch czynników, by mogła zaistnieć wiarygodność we wzajemnych relacjach, a mianowicie  motywacja i możliwość do pozytywnego, korzystnego dla drugiej osoby działania. 

Zdumiewa takie rozumienie wiarygodności, bowiem oparte jest na teorii wymienności zachowań/działań między ludźmi ze względu na adresowane do partnerów społecznych oczekiwania. "I tak, nie jest wiarygodny kolega, który na przykład chciałby nam pomóc, gdy znaleźliśmy się w tarapatach finansowych, ale nie ma pieniędzy" (tamże). Jeśli z takiej przyczyny ktoś jest niewiarygodny, to wcale mnie nie przekonuje. To, że kogoś nie stać na wsparcie finansowe, wcale nie musi podważać jego wiarygodności jako... no właśnie, jako kogo? Brak środków finansowych nie wyklucza  przecież bycia partnerem, przyjacielem, kolegą, mistrzem, zwierzchnikiem itp.     

Z powyższego względu ta część analiz rozczarowuje banalnością wiedzy osobistej, która nie znajduje odwołań do wyników badań naukowych. Dokładnie tak samo popularyzował swoje podejście do wzajemnych relacji między partnerami psycholog Miroslav Plzak, którego rozprawy były publikowane wiele lat temu w przekładzie na język polski. Każdy z nas zgodzi się z socjologiem, że do przypisywania wybranemu przez nas partnerowi wiarygodności konieczne jest zaufanie, sprzyja jej intymna znajomość oraz świadomość jego/jej projekcji własnych intencji, oczekiwań od nas.

Od rozdziału 3 "Obiekty wiarygodności" P. Sztompka rozszerza zakres swoich analiz o ten rodzaj relacji społecznych, który wykracza poza intymne, osobiste relacje między ludźmi, gdyż dotyczy styczności z osobami pełniącymi role społeczne (nauczyciel, policjant, ksiądz, profesor uniwersytecki, adwokat, lekarz itp.). "Dodatkowo oddziałują tu dwa czynniki. Po pierwsze stereotypy, które pewne role uznają a priori za wiarygodne, zwłaszcza  tak zwane role pomocowe, zwane też rolami szczególnego społecznego zaufania (na przykład lekarz, sędzia), a innym przeciwnie, odmawiają wiarygodności, a nawet otaczają repulsją i pogardą (na przykład włóczęga, narkoman, alkoholik)" (s. 64).

Co ważne, w powyższej sytuacji socjolog uważa, że należy ograniczyć przypisywanie wiarygodności komuś pełniącemu określoną rolę społeczno-zawodową do POWINNOŚCI związanych expresis verbis z tą rolą. "Inne działania danej osoby wykraczające poza wykonywaną rolę nie są istotne dla oceny jej wiarygodności. Prezydent ma być strażnikiem konstytucji i zwierzchnikiem armii, lekarz ma leczyć, adwokat - bronić w sądzie, profesor - prowadzić wykłady, a premier -  rządzić. To, że prezydent jeździ na nartach, a były premier zgodnie z własnym określeniem "rżnie w gałę" (gra w piłkę nożną), adwokat gra w brydża, lekarz jest tenisistą, a profesor zapalonym fotografem - nie ma nic do rzeczy, jeśli chodzi o ich wiarygodność w rolach zawodowych"(s. 65, podkreśl. moje).

Wreszcie wiarygodność lub jej brak można przypisywać zbiorowościom społecznym (stowarzyszenia, zgromadzenia, organizacje, środowiska zawodowe itp. Bardziej złożony jest problem, gdy oceniamy instytucje, firmy, urzędy, "(...) w których działają duże zbiorowości ludzi dla nas anonimowych" (s. 69), gdyż uogólniamy opinię na ich temat na podstawie doraźnych sytuacji, podległości (np. obowiązek szkolny) czy jednostkowych kontaktów z ich członkami czy pracownikami. 

Na temat wiarygodności takich instytucji formułują swoje opinie także media, których przedstawiciele, wpływają na jej jakość i zakres. Przypisywana im cecha jest zatem także zapośredniczona, bowiem jest wyrażana na podstawie znaczeń, jakie nadają im inne osoby znaczące czy wiarygodne źródła.  Nie bez znaczenia są sieci i kontakty społeczne nawiązywane w cyberprzestrzeni.

Kluczowe zatem dla rozpoznania stopnia i zakresu wiarygodności są oczekiwania, które - zdaniem P. Sztompki zależą od: "zaufania, lojalności, wzajemności, solidarności, szacunku i sprawiedliwości" (s.86). Związane z nim ambiwalencje, napięcia i konflikty są egzemplifikowane przez autora przykładami z codzienności, także życia politycznego Polaków. Jak pisze: 

"Zwolennik Prawa i Sprawiedliwości nie może równocześnie uznawać programu Platformy Obywatelskiej czy Nowej Lewicy. Gdy dwie rodziny nie znoszą się wzajemnie, można być "przyjacielem rodziny" tylko jednej z nich" (s. 99). Ktoś zatem może być wiarygodny w sferze prywatnej, rodzinnej, a niewiarygodny w pełnionej przez siebie roli i na odwrót. 

Gorzej, kiedy ktoś ukrywa rzeczywiste powody podejmowania ukrytej rywalizacji, by zniszczyć czyjąś reputację tylko dlatego, że została ujawniona jego/jej demagogia, cynizm czy niewywiązanie się z własnej roli społecznej lub zawodowej. Sztompka odnosi się zatem także do kwestii podrabiania lub upiększania czyjejś reputacji, przy czym nie dostrzega tego, że dana osoba sama może podejmować działania w tym zakresie, które w żadnej mierze nie mają z jej wiarygodnością wiele wspólnego.

Autor omawianej przeze mnie ksiązki pięknie stopniuje napięcie w zakresie pobudzania ciekawości czytelników, bowiem od rozdziału 6 "Pozory wiarygodności" wyprowadza ich z poczucia pewności co do możliwego rozpoznania wiarygodności, skoro omawiane czynniki zwiększają jedynie prawdopodobieństwo jej zaistnienia i rozpoznania. W związku z tym, że czytają ten blog także naukowcy, przywołam doświadczane przez P. Sztompkę sytuacje poprawiania sobie reputacji przez wnioskujących o nadanie im stopnia czy tytułu naukowego: 

1.   "Jeden to bibliografia, która obok prac naukowych zawierała jako osobną publikację każde wystąpienie prasowe, nawet najkrótszy wywiad. (...) 

2. Drugi, odwrotny przypadek to bibliografia  profesora Y, z którego listy książek zniknęła publikacja ważna, bo habilitacyjna, wydana w okresie PRL, skądinąd bardzo dobra, ale traktująca o pewnej leninowskiej koncepcji. Uznał ją widocznie dzisiaj za kompromitującą" (s. 149). 

Manipulacja reputacją nie dotyczy jednak tylko tych, którzy ubiegają się o awans w nauce. Obejmuje ona także niektórych recenzentów, określanych w socjologii jako "brudne wspólnoty", a więc zmawiających się przeciwko kandydatowi do awansu z powodów pozanaukowych. Sztompka określa takie działania mianem   fałszywych referencji. Są nimi "(...) wydawane po znajomości opinie, recenzje pisanie na zamówienie, niekiedy kupowane" (s. 151). W okresie wyborów parlamentarnych doświadczamy m.in. działań trolli politycznych, którzy wykonują sondaże opinii na zamówienie swoich zleceniodawców, wprowadzając w błąd opinię publiczną. 

Do pozorowania wiarygodności socjolog zalicza także: podrabiane symbole, w tym "(...)  umieszczane przed nazwiskiem skrótu "prof.", mimo że nie posiada się ani habilitacji, ani tytułu naukowego profesora (tzw. belwederskiego) a jest się jedynie pracownikiem uczelni zatrudnionym na stanowisku dydaktycznym o tej nazwie, której sens jest podobny do tego, w jakim w liceach mówi się o profesorze wuefu" (s. 153). Pozoranctwo przejawia się w udawanym stylu i sposobie działania, w upiększaniu wizerunku, ale i w produkowaniu wiarygodności przez celebrytów.   

 Pomimo przywoływania nauki i naukowców w różnych miejscach wcześniejszych analiz fenomenu wiarygodności P. Sztompka poświęca jeszcze odrębny rozdział wiarygodności w nauce, której obiektem jest wiarygodność wiedzy naukowej, metody naukowej, instytucji i organizacji nauki oraz społeczności badaczy (rozdz. 9). Także, a może szczególnie w tej dziedzinie życia społeczeństw, kluczową rolę odgrywają oczekiwania "(...) przede wszystkim dążenia do prawdy, wzbogacenia "archiwum wiedzy" (cel główny, pierwotny" oraz poszukiwania użyteczności, a więc praktycznych zastosowań wiedzy - technicznych, produkcyjnych, terapeutycznych, socjotechnicznych (cel pochodny) " (s. 205). 

Socjolog trafnie konstatuje: "Mechanizm budowania wiarygodności funkcjonuje szczególnie skutecznie w odniesieniu do czołowych uczonych (...) sławni uczeni mają znacznie więcej do stracenia niż mniej znani koledzy: wysokie dochody, łatwość publikowania, dostęp do grantów, szanse na rozmaite nagrody honorowe etc. Stąd całkowicie racjonalną postawą, zgodną z ich własnym interesem, jest uczciwość i prawdomówność, a także stawanie w obronie reputacji całej grupy zawodowej przez stanowcze reagowanie na przypadki dewiacji" (s. 210).  

Droga do sukcesów, osiągnięć naukowych wybitnych postaci danej nauki jest jednak żmudna, często długotrwała, wymaga wielu wyrzeczeń, ogromnych nakładów pracy indywidualnej i zespołowej, aktywności na forach publicznych, na konferencjach, sympozjach, ustawicznego poddawania się zewnętrznym recenzjom itd., a zatem zarezerwowana jest dla nielicznych. "Odpowiedzialności całej nauki jako instytucji strzeże mechanizm zinstytucjonalizowanej czujności. Rozmaite agendy rządowe i środowiskowe kontrolują działalność instytucji naukowych, a także zasadność awansów w całej hierarchii stopni, od doktora do profesora zwyczajnego"(s. 216).

Sztompka przecenia wagę wiarygodności mechanizmów nadzoru i samokontroli w społecznościach akademickich, gdyż stanowią o jakości ich działania nie tylko wybitni uczeni. Możemy wskazać na uczelnie, organy władzy, komisje, w których zasiadają lub kierują nimi nie zawsze wybitni uczeni, gdyż szkoda im czasu na tego typu działalność. Tym samym prawo Kopernika jest nie do wyeliminowania także z tego środowiska. 

Wiarygodność nauki podważają - zdaniem socjologa - czy osłabiają takie czynniki, jak: nietransparentność wyników badań naukowych, fiskalizacja, prywatyzacja, komercjalizacja i biurokratyzacja nauki kwantofrenia, wąsko pojmowany praktycyzm nauki oraz obniżenie jej ekskluzywności i autonomii społeczności naukowej. Gorzej, kiedy na skutek niemodalnych postaw lub zachowań części środowiska akademickiego  dochodzi do oszustw  i innych form patologii.

Całą rozprawę domykają dwa, jakże istotne rozdziały, które dotyczą subiektywnego i obiektywnego kryzysu wiarygodności na świecie oraz polskich z nią kłopotów. Zdecydowania osłabły ramy aksjonormatywne, etyczne kluczowych dla rozwoju społeczeństwa środowisk socjalizacyjno-wychowawczych i sprawujących władzę. Jak stwierdza autor książki: "W Polsce szczególnie wyraźnie występuje kryzys wiarygodności władzy: elity politycznej i instytucji państwowych" (s.  287).             

Piotr Sztompka uruchomił swoją rozprawą sygnał alarmowy dla nas wszystkich, a przede wszystkim dla tych, którym zależy na dobru wspólnym. Brzmi to utopijnie, ale pięknie: "Dopóki jednak demokracja, choć wadliwa, istnieje, jej naprawa i odbudowa wiarygodności  w życiu publicznym leżą w rękach  społeczeństwa obywatelskiego. Na tym polega siła demokracji" (s. 297). Ignoranci i pozoranci troski o naukę wnet tego nie zrozumieją.


23 września 2023

"Igraszki fałszywych wrogów"

 


 

Jesteśmy jako naród już tak skłóceni ze sobą, że żadne, nawet najbardziej racjonalne argumenty nie trafiają do osób, które w swoim zacietrzewieniu tracą kontrolę nad sobą, nad otaczającym ich światem i docierającymi do nich wiadomościami.  Nie dotyczy to tylko środowisk defaworyzowanych, ale także polskiej inteligencji, bowiem każda ze stron sporu, który wiedzie różnymi drogami (pierwszą, drugą, trzecią, czwartą, piątą... itd.), już nawet nie chce nie tylko słuchać, ale i rozmawiać, czytać, analizować czy sprawdzać wiarygodność faktów, zdarzeń, osób. 

Przed nami wybory do Sejmu, ale w środowisku naukowym są wybory do Rady Doskonałości Naukowej oraz do Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN. Dowiaduję się, że są osoby pełniące funkcje kierownicze w uczelni, które wzywają do siebie pracowników-podwładnych i żądają głosowania tylko na jedną/jednego z kandydatek/jednego z kandydatów. To ciekawe, bo przecież w mediach społecznościowych afirmują się jako zwolennicy merytokracji, kompetencji, a nie powinności zabezpieczenia komuś jej/jego interesów. Niektórzy zatem podporządkowują dobro nauki, wiarygodność uczonych własnym ambicjom, interesom, za którymi nie stoją powyższe walory. 

Dr psychologii Uniwersytetu Warszawskiego Roman Zawadzki wydał dziesięć lat temu książkę pod tytułem "Igraszki fałszywych wrogów" (Warszawa, 2012), w której pisze o załamaniu się kultury politycznej, ale i społecznej, naukowej na rzecz formatowania ludzkich umysłów, charakteru, postaw, zachowań przez osoby posiadające władzę, kierujące państwem, firmą, uczelnią czy szkołą. Pisze o tym jako chrześcijanin, katolik, którego przedmiotem zainteresowań badawczych są nie tylko źródła praktykowania inżynierii społecznej, ale i skutki przenicowania nią ludzkich postaw, dusz.

Psycholog nie dziwi się i nie krytykuje ludzi z tego powodu, że dają się obezwładniać, że są gotowi uwierzyć w każde kłamstwo, które jest im profesjonalnie podane na "tacy", ale też włączają się w służbę ideologii. Jak pisze: 

"Ideologie zawsze były i są wcielane w życie zarówno przy użyciu nagiej siły i otwartych konfliktów społeczno-ekonomicznych (totalitaryzm twardy), jak i skutecznej manipulacji poprze edukację, media, sztukę, naukę (totalitaryzm miękki). Lewiatan zaczął posługiwać się ideologicznym kamuflażem, przykrywającym prawdę o praktyce życia społecznego i politycznego. Przekształcił się w żarłocznego molocha totalnie panującego nad człowiekiem i coraz dotkliwiej ograbiającego go z wypracowanych przezeń dóbr. 

Państwo stało się panem i władcą swych poddanych, ale też i właścicielem, tworząc przy tym pasożytniczą kastę etatowych karbowych  - biurokrację, która rozrastając się do rozmiarów zgoła monstrualnych , korumpuje życie społeczne w mniej lub bardziej jawny sposób" (2012, s. 134; podkreśl. moje). 

Poddajemy się perswazyjności mediów, polityków różnych partii i frakcji niszcząc narodową solidarność, wspólnotowość, myślenie i działanie samorządowe, dla wspólnego dobra. Co gorsza, to psycholodzy służą totalitarnej czy autorytarnej władzy mając wiedzę na temat funkcjonowania człowieka w społeczeństwie, reagowania na m.in. podprogowe bodźce, emocjonalnego szantażowania ludzi, trenowania ich uczuć, byle tylko mogli na tym zarobić. "Pożyteczni idiocie" uzasadnią każdą bzdurę, kłamstwo, przeinaczą fakty (odwrócą kota ogonem), zmienią znaczenie wartości.

"Cóż - pisze Zawadzki - nauka to z jednej strony działalność wspaniała i szlachetna, z drugiej jednak bywa szalbiercza i szkodliwa. Pierwszą należy podziwiać i wspierać, drugą - demaskować i ośmieszać" (tamże, s. 139). 

Ciekawe zatem, jakie założą filtry poznawcze ci, którzy pójdą do dowolnych wyborów z narzuconym im czyimś zobowiązaniem, "byle na chama, byle głośno, byle głupio" (s.140).

      

 

22 września 2023

Profesor Krzysztof Konarzewski o (bez)sensie egzaminu maturalnego


 

 

Profesor pedagogiki, autor kluczowych dla tej dyscypliny naukowej rozpraw z metodologii badań edukacyjnych, ceniony i krytyczny badacz polityki oświatowej w Polsce oraz efektywności kształcenia, ale także były dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej - KRZYSZTOF KONARZEWSKI udzielił wywiadu Joannie Cieśli dla "Polityki", którego tytuł jest dość prowokacyjny, bowiem brzmi "Bzdury z matury" (39/2023, s. 31-33). Nie ma lepszego eksperta w kraju, toteż warto zapoznać się z każdą jego publikacją i wypowiedzią dla mediów. 

Skoro rządzący lekceważą uczonych, to na całe szczęście jeszcze nie ma w Polsce cenzury politycznej, światopoglądowej, więc może warto zastanowić się nad głębokim kryzysem polskiej polityki oświatowej. Jeszcze część naukowców ma poczucie troski o dobro wspólne, jakim jest  edukacja i nie obawiają się jawnych lub ukrytych sankcji, jakie mogą ich spotkać, kiedy upominają się o najwyższe wartości kultury i o racjonalność w procesie kształcenia młodych pokoleń. 

Można nie zgadzać się z niektórymi poglądami pedagoga, jeśli wyłączymy je z kontekstu wyników przeprowadzonych przez niego badań naukowych i doświadczeń w zarządzaniu egzaminami zewnętrznymi. Nie można twierdzić, a spotykam się z taką recepcją wywiadu, że K. Konarzewski jest zwolennikiem zlikwidowania egzaminu maturalnego. Wprost przeciwnie. 

To, że odsłania po raz kolejny kulisy manipulowania egzaminami państwowymi przez polityków sprawujących władzę, nie oznacza, że są one zbyteczne. Jak mówi:

"(...) uważałem i uważam, że lepiej byłoby, aby egzamin - w podobnej formule do dzisiejszej matury, jednolity w skali kraju i przygotowany przez zewnętrznych ekspertów - odbywał się na uczelniach" (s.31)

Wprawdzie zapomina o egzaminie ósmoklasisty, bo per analogiam musiałby on być przeprowadzany w szkołach ponadpodstawowych na powyższych zasadach. Przyznaje się do tego, że także za czasów jego władztwa w CKE  "Decyzja o tym, jaki ma być odsetek sukcesów, zawsze jest polityczna, a jej wykonanie leży w rękach autorów testów" (s.32). Prawdopodobnie za konsekwentne ujawnianie tego procederu został w trybie nagłym odwołany z funkcji dyrektora CKE. Jego następcy nie mieli już poczucia odpowiedzialności za tę destrukcję. 

Zdaniem profesora system egzaminacyjny jest nie tylko oparty na mocno dyskusyjnym kluczu do oceny prac z języka polskiego, nieodpowiedzialnych błędach egzaminatorów CKE, "konformistyczny" i otwierający furtkę "dla ideologów i polityków, by załatwiać swoje sprawy" (s.33). 

 Czas na zmianę!  Niech jedyne jeszcze, względnie niezależne szkoły wyższe przejmą rolę komisji egzaminów państwowych, a premier nowego rządu niech zmieni podległość Centralnej Komisji Egzaminacyjnej (może podporządkuje ją powołanej przez Sejm Komisji Edukacji Narodowej) i jej stan kadrowy, by znaleźli się w niej tylko i wyłącznie - jako jedynym miejscu pracy - najwyższej klasy eksperci-naukowcy specjalizujący się w pomiarze dydaktycznym, ewaluacji. Egzaminy zaś niech przeprowadzą uczelnie, skoro i tak powołują komisje rekrutacyjne dla kierunków studiów. 

   

21 września 2023

Wciąż chcą dopuszczać ...

 





Od wprowadzenia w 2018 roku przez Sejm ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce upłynęło już pięć lat. Rada Doskonałości Naukowej opublikowała niezwykle ważne i potrzebne poradniki dla recenzentów i dla osób ubiegających się o awans naukowy, by przestrzegano obowiązującego prawa. 

Niestety, niektórzy profesorowie uczelniani i tytularni nie zwracają na to uwagi, bo sądzą, że mogą napisać recenzję czyjegoś wniosku tak, jak czyniono to i jak oni sami czynili to wiele lat temu. Tymczasem ustawodawca zintegrował tryb postępowań, a zatem i zakres, sposób i formę wyrażania opinii przez recenzentów określonym rygorom, by w sytuacjach konfliktowych można było rozstrzygnąć je w organie prowadzącym postępowanie habilitacyjne lub w kolejnej instancji odwoławczej, jaką jest Rada Doskonałości Naukowej.   

Na czym zatem polega jeden z wielu problemów, z jakimi spotykamy się w pracach komisji habilitacyjnych? Jest nim błędnie sformułowana przez niektórych profesorów-recenzentów konkluzja ich opinii. Oto przykład:   

"Uważam, że habilitantka spełnia podstawowe wymogi określone w art.219, ust.1, pkt.2 Ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce z dn.20 lipca 2018 r. Tym samym wnoszę o dopuszczenie do dalszych etapów postępowania w sprawie nadania stopnia doktora habilitowanego nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika". 

Recenzja osiągnięć habilitacyjnych osób ubiegających się o stopień doktora habilitowanego powinna zawierać jasno określoną i jednoznaczną konkluzję pozytywną lub negatywną wraz z odpowiednim uzasadnieniem. Podstawową i jedyną rolą recenzenta jest dokonanie oceny, czy osiągnięcia naukowe osoby ubiegającej się o nadanie stopnia doktora habilitowanego odpowiadają wymaganiom określonym w art. 219 ust. 1 pkt 2 tej ustawy. 


20 września 2023

"Powidoki wstrętu"

 

 


   

Prof. Akademii Pomorskiej w Słupsku Monika Jaworska-Witkowska wydała książkę pod tytułem "Powidoki wstrętu. Hypomneumata (Notatki z ćwiartowania)" (Toruń, 2021), która jest nie tylko znakomicie napisana, ale także zawiera Jej rysunki i grafiki. Otrzymaliśmy piękne i mądre dzieło, które porusza umysł i duszę swoją treścią oraz wywołuje estetyczny zachwyt. Pani Profesor od lat zajmuje się pedagogiką kultury, filozofią sztuki, psychotraumatologią, arteterapią, ale i malarstwem, czemu dała wyraz w swojej publikacji. 

Nie przypominam sobie, by ktoś podejmował się w polskiej humanistyce analizy i rozćwiartowania fenomenu wstrętu. Może dlatego, że on sam w sobie wydaje się czymś traumatycznym, przykrym, odrażającym. Trzeba było zatem czekać, aż ktoś podejmie tę kwestię nie tylko od strony filozoficznej i psychologicznej, ale także artystycznej. Dzięki tej książce, która sama w sobie jest artystycznym dziełem, możemy przełamać w sobie różne postaci wstrętu, obrzydzenia, dostrzegając zarazem to, jak osoby z artystycznym talentem potrafią swoimi dziełami doprowadzić do stanu katharsis.   

M. Jaworska-Witkowska pasjonuje się sztuką włoskiego renesansu a jako artystka z sukcesami w kraju i za granicą, stypendystka grantów artystycznych, założycielka pracowni arteterapeutycznej Laboratorium Egzystencji w Słupskim Ośrodku Kultury zachwyca nas własnymi obrazami i grafikami. Nadaje egzystencjalny wymiar swoim interdyscyplinarnym studium nad wstrętem, by zachęcić do oczyszczania z niego własnego życia.         

Jak pisze: 

"Nie opisuję wstrętu. Intro

Nie opisuję,

Ćwiartuję, bo portretuję,

Portretuję, bo wymazuję, 

Rysuję i brudnopisy z siebie wypisuję. 

Wypisuję, więc re-prezentuję

(...)" (s.14).

W ostatnich latach rejestruję wzrost zainteresowania właśnie arteterapią wśród studentów pedagogiki artystycznej, specjalnej i społecznej, toteż zachęcam ich oraz badaczy tej dyscypliny wiedzy i sztuki do zapoznania się z dziełem pomorskiej uczonej-artystki, by łączyć sztukę z naukami społecznymi i humanistycznymi. Otrzymaliśmy bowiem nie tylko przekrojowe studium kognitywno-estetyczne i etyczno-społeczne, ale także powidoki kultury, myśli symbolicznej w fascynującej narracji i eksternalizacji wyobraźni  oraz doznań Autorki. 

Rzeczywiście, książka jest do czytania, do zastanowienia się nad własnymi emocjami, przeżyciami, które wywołują w nas ludzie, zdarzenia, sytuacje, otaczający nas świat, konstelacje często sprzecznych wartości, intencji czy nieprzewidywalnych postaw ludzkich. Jedno jest pewne, że autorskie zamierzenia M. Jaworskiej-Witkowskiej nie są kokietowaniem potencjalnych czytelników, ale patchworkowym zapisem osobistych przeżyć, duchowych zmagań, intertekstualnych refleksji, przywołań, podejrzeń, które zostały wyrażone także pięknem własnych ilustracji. Jak pisze:

"Książka jest spełnieniem moich marzeń o publikacjach, które odsłaniają autorską , dynamiczną mapę myśli splątanych, zmąconych, zawęźlonych, przechwyconych i przerobionych obrazów kultury , które są dyskursywnością egzystencjalną i lekturą marginesów , wpisywaniem się w misyjność  inkluzyjną, treningową, dydaktyczną i wychodzeniem poza dyscyplinarne dystrykcje" (s. 20-21). 

Tę książkę warto chociażby tylko przejrzeć, by podziwiać piękno obrazów, a może wzrok zatrzyma się chociaż na chwilę na wyróżnionej myśli czy pogłębionej analizie ambiwalencji i powidoków wstrętu.             

 

19 września 2023

Ukraińscy artyści i Ukroposzta wzmacniają ducha walczącego narodu

 



Odwiedzam filatelistę, który kolekcjonuje znaczki pocztowe m.in. Ukrainy. Jestem pod wrażeniem zbioru, który od wkroczenia zbrodniczych wojsk Federacji Rosyjskiej na terytorium suwerennego państwa powiększa się z każdym kwartałem. Tu nie chodzi jedynie o wprowadzenie do obiegu walorów filtaelistycznych, które są drukowane dla kolekcjonerów, ale przede wszystkim o symboliczne znaczki konieczne do przesyłania korespondencji (listów, kart pocztowych). 

Odczytuję symbolikę znaczków jako niezwykle istotny środek walki z najeźdźcą, która przypomina czasy polskiego "małego sabotażu" w okresie II wojny światowej, ale i w czasach wprowadzonego przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego stanu wojennego. Poczta czasów okupacji hitlerowskiej i sowieckiej była w Polsce jednym ze środków walki z wrogiem prowadzonej przez podziemną opozycję. Wspomagali ją grafficiarze, przenosząc symbolikę oporu narodu polskiego na chodniki, jezdnie, słupy, pomniki, mury budynków, mosty drogowe itp.    

Poczta w takich czasach musi sprawnie działać, by umożliwić przekaz dokumentów, prywatnej i urzędowej korespondencji, ale także żeby być nośnikiem wartości, które wzmocnią w społeczeństwie ducha wolności, odwagi, dumy z nawet najmniejszych zwycięstw własnej armii czy ruchu oporu nad wrogiem. Rujnowana przez raszystów infrastruktura Ukrainy, energetyczne zasoby tego kraju powodowała odcięcie m.in. dostaw energii elektrycznej do domów, a tym samym także możliwości korzystanie z komunikacji medialnej, cyfrowej. 

Jak zatem komunikować mieszkańcom zakres zbrodniczych działań agresora, utrwalać niszczące ludzkie życie skutki, a zarazem wzmacniać poczucie wiary w działania obronne własnej armii czy odzyskiwanie ogromnym kosztem ofiar ludzkich zajęte terytoria przez Rosjan? Służą temu dokumentacja filmowa, fotograficzna, relacje świadków, reporterów wojennych, wyniki postępowań krajowej prokuratury itp., ale także upowszechnianie dzielności tysięcy ludzkich istnień przez artystów plastyków, którzy także wyrażają poświęcanie przez ludność cywilną i woskową swojego życia dla ratowania ojczyzny.        

Znaczek pocztowy jest włączeniem się artystów w walkę z terrorystami środkami sztuki wizualnej "ku pokrzepieniu ludzkich serc". Niemalże każdy mieszkaniec Ukrainy walczy z raszystami na miarę własnych sił, możliwości, kompetencji, środków, myśli, mocą wiary i nadziei na odzyskanie wolności. 

Przypomnijmy sobie zatem te wydarzenia, które wzmacniają ową moc a zarazem budują wśród obywateli państw demokratycznych poczucie międzynarodowej solidarności z cierpiącym narodem. Znaczki pocztowe przekraczają granice i utrwalają pamięć o doświadczanym przez ofiary zbrodni ZŁU, z którym trzeba i można walczyć. 

Oto fenomenalne serie znaczków, kart pocztowych i okolicznościowych kopert: 

 I.     Wyspa Węży - 25.02.2022 roku - zaatakowana przez rosyjskie lotnictwo szturmowe i Flotę Czarnomorską (widoczny na znaczku okręt "Moskwa") stała się symbolem oporu i narodowej dumy Ukraińców, bowiem strzegący jej pogranicznicy nie poddali się, a  dosadnie skomentował postawione im ultimatum ich dowódca - Roman Hrybow mówiąc: "Rosyjski okręcie wojenny, idź w ch..”. Nie złożyli i nie poddali się. Na szczęście nie zginęli. Wywiezieni do Rosji jako jeńcy wojenni zostali wymienieni na jeńców rosyjskich, którzy zostali ujęci przez ukraińskie wojsko. 

Na projekt znaczka ogłoszono konkurs, a wygrał go krymski artysta Borys Hroch - przesiedlony do Lwowa po zajęciu Krymu przez Rosjan w 2014 roku. Na konkurs wpłynęło 500 projektów! Wydany znaczek został podpisany przez premiera Ukrainy Denysa Szmyhala i wystawiony na aukcję. 



II. Już po kilku dniach stawiania oporu ukraińscy rolnicy ukradli Rosjanom pancerny wóz bojowy i odciągnęli go z pola walki, by nie został wykorzystany do dalszego ataku. Bohaterstwo, dzielność, pomysłowość i spryt romskich rolników stało się zarazem kolejnym, jakże ważnym wydarzeniem wzmacniającym ducha oporu. To dzięki takim akcjom cywile, a nawet młodzież włączali się do walki z raszystowskimi dronami, helikopterami czy wozami pancernymi. 

Także i w tym przypadku ogłoszono konkurs na najlepszą ilustrację tego wydarzenia.  Wygrał poniższy znaczek z napisem: "Dobry wieczór, jesteśmy z Ukrainy!"



Wydawane przez Pocztę Ukrainy (Ukrposzta) znaczki wystawiane są na charytatywnych aukcjach, dzięki czemu zbierane są pieniądze na zakup karetek pogotowia ratunkowego i zakup sprzętu medycznego do ratowania rannych ludzi. 


III.            W dniu 29 sierpnia Ukraina obchodzi Dzień Pamięci Poległych Obrońców Ukrainy. Ukroposzta wydała znaczek ilustrujący Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy, by uczcić żołnierzy i członków formacji ochotniczych, którzy oddali swoje życie w obronie ojczyzny. To także podziękowanie dla służby, która odpiera cyberataki oraz demaskuje i zatrzymuje na terenie kraju dywersantów, rosyjskich szpiegów i kolaborantów.


Pierwszy zbiór znaczków zawiera tytuł "Wierzymy w zbrojną siłę Ukrainy!" zaś drugi - "Chwała Siłom Obrony i Bezpieczeństwa Ukrainy!"

 

IV.      „Bojownicy ZŁA”  to znaczek ilustrujący pozyskanie przez siły zbrojne Ukrainy samolotów F-16. Wzmocnienie sił zbrojnych tego kraju jest konieczne, toteż zgoda Amerykanów na udostępnienie walczącym o wolność myśliwców odrzutowych F-16 wzmocniło sprawstwo w fazie odzyskiwania zajętych przez Rosjan terytoriów. Wyraźna jest symbolika tego znaczka, który przedstawia zniszczenie przez ukraińską flotę samolotów F-16 Kremla jako centrum imperium zła.   


V. "Uzbrojenie zwycięzców" - to znaczek oddający dysponowanie przez ukraińską armię nowoczesnym sprzetem wojskowym pozwalającym na obronę ludności cywilnej i odpieranie ataków wroga. 

  



VI .     „Pies imieniem ”Nabój” – to niezwykle piękna seria znaczków ilustrujących rolę wyszkolonych psów w ratowaniu  życia mieszkańców Ukrainy, których terytoria zostały zajęte w pierwszej fazie inwazji przez raszystowskie wojska, a następnie zaminowane, kiedy były przez nie opuszczane. Psy towarzyszą saperom wyszukując miny, ale także są zbierane do szpitali, w których leczone są dzieci ranione w wyniku terrorystycznych ataków na osiedla domowe. Pies „Nabój” jest obecny także w czasie pobytu w Ukrainie zagranicznych delegacji.




VII. „Banksy w Ukrainie” – powstało w tym kraju siedem murali Banksy’ego, toteż jeden z nich został uwieczniony na znaczku przedstawiającym małego judokę powalającego na ziemię dorosłego, wydawałoby się, że silniejszego zawodnika, jakim jest prawdopodobnie Putin. Ten znaczek niesie ważne przesłanie, że małe wcale nie jest bezsilne. Wystarczy technika, taktyka, umiejętności walki i hart ducha.

 

     


Kto wie, może za jakiś czas ktoś napisze rozprawę naukową na temat zwycięskiej wojny Ukrainy nad zbrodniczą Rosją z użyciem także filatelistycznej broni. Niech powstające serie znaczków pocztowych wróżą nieuchronne zwycięstwo nad raszystowskim terrorem. Jestem przekonany, że tak symboliczny język rodzimych artystów jest świadectwem niezłomnej woli walki w obronie własnej ojczyzny. Filatelistyczne kolekcje już awansowały do roli ogólnonarodowego morale, stając się potężną bronią całego narodu w walce z rosyjskim terrorem oraz dokumentując tragiczne doświadczenia wojny niezrozumiałej dla narodów żyjących w pokoju i dobrostanie.  

18 września 2023

Polskie harcerstwo gospodarzem Światowego Jamboree Skautowego w 2027 roku w Gdańsku, ale... borykające się z inflacją



Harcerze nie mieli szczęścia w czasie tegorocznych wakacji, bo licząca ponad pięćset osób delegacja ZHP na Światowy Zlot Skautów w Korei Południowej (Jamboree) musiała zwijać swoje namioty, by ewakuować się przed nadchodzącym tornado. W odróżnieniu od tych harcerzy ze szkół ponadpodstawowych, którzy z podręcznika "Historia i Teraźniejszość" dowiedzieli się, że nie ma żadnego zagrożenia klimatycznego dla Ziemi, doświadczyli na własne oczy negatywne skutki ocieplenia. 

 

Warto jednak ogłosić sukces polskiego ruchu harcerskiego, które po kilkudziesięciu latach przerwy będzie organizatorem Światowego Jamboree Skautowego w Gdańsku w 2027 roku. To jest znakomita okazja do pokazania odmienności i wyjątkowości polskiego harcerstwa na tle światowego skautingu. Mamy bogatą literaturę naukową i popularnonaukową, metodyczną i kulturową, której autorzy podzielili się swoim doświadczeniem badawczym, pedagogicznym, społeczno-wychowawczym i politycznym. 

 

Mam nadzieję, że tej rangi wydarzenie zwiększy zainteresowanie wartością harcowania, które jest szansą na zrównoważenie obciążeń szkolnych i cyberspołecznych młodych pokoleń. Podkreśla jego znaczenie Światowy Komitet Skautowy

Doświadczenie Jamboree ma na celu nie tylko podsycenie inspiracji, ale także umożliwienie znalezienia równowagi i priorytetowego traktowania zdrowia psychicznego. Świętujmy siłę młodych ludzi - prawdziwych iskier inspiracji, którzy działają na rzecz tego, w co wierzą i podejmują odwagę, aby stworzyć lepszy świat! 


Niestety, nie odbędą się w dn.23-24 września br. zapowiadane Targi Wydawnictw Harcerskich, gdyż  zarejestrowało się zbyt mało podmiotów/osób. Jak się okazuje, zaledwie 50 osób było zainteresowanych udziałem w tym wydarzeniu. Szkoda. Zapewne jest to wskaźnik głębokiego kryzysu socjalnego w naszym kraju, gdyż zżerająca dochody ludności inflacja, niezależnie od tego, co o niej mówi prezes NBP, sprawia, że wielu rodzin harcerskich najzwyczajniej nie stać na to, by przyjechać do Rzeszowa, spotkać się z wydawcami i zamówić/zakupić u nich interesujące ich książki.