Zbliża się rok akademicki 2025/2026, a w mojej pamięci pobrzmiewa wystąpienie na V Ogólnopolskim Zjeździe Pedagogicznym w Olsztynie prof. Barbary Kromolickiej, która jako pedagog społeczna pięknie łączy badania naukowe z kształceniem studentów, w tym z uwrażliwianiem ich na wartość udzielania bezinteresownej pomocy osobom poranionym przez los, innych czy chorobę. Dlaczego to jest tak ważne w edukacji przyszłych pedagogów społecznych, środowiskowych, specjalnych?
Na początku była troska, jeszcze nie ujęta w paragrafy,
jeszcze nie skodyfikowana w aktach prawnych. Troska najprostsza - jak mówiła Profesor - to oczywiście dłonie matki, która podtrzymuje dziecko, to spojrzenie sąsiada, który nie przechodzi obojętnie wobec osoby przeżywającej jakąś traumę, to ciepło ognia dzielonego w zimową noc. Z tej pierwotnej potrzeby rodzi się
kultura. Nie kultura w znaczeniu galerii sztuki czy wielkich ksiąg, ale kultura
socjalna, która jest tkana z gestów, norm i etosu, który nakazuje pochylić się nad drugim
człowiekiem.
Z czasem jednak pojawiło się pragnienie, by troskę ująć w
ramy, zamknąć w strukturach państwa. Wierzono, że jeśli stworzy się procedury,
instytucje i służby, to ludzkie dramaty zostaną rozwiązane jak matematyczną nierówność. Tak
powstała wizja państwa opiekuńczego, które jest obietnicą, że nikt w potrzebie nie zostanie sam. A
jednak życie szybko obnażyło złudzenie tej wiary. Okazało się, że system,
choćby najbardziej rozbudowany, nie jest w stanie zasypać wszystkich pęknięć na
mapie ludzkich losów. Jak plaster położony na ranę, która wciąż krwawi.
Dlatego trzeba było sięgnąć w Polsce po opcję kulturową, którą zapoczątkowała socjolog Antonina Kłoskowska. To podejście zaczyna się nie od metod, od procedur, lecz od
wartości, bo kultura nie może być otoczką problemów ludzkich, lecz ich glebą, w której zakorzenia się życie
społeczne. To pamięć, zwyczaje, sposób reagowania na cierpienie i radość.
Dopiero splot rozwiązań państwowych z tym, co jest zakorzenione w ludzkim etosie,
tworzy kulturę socjalną. Ta zaś jest jak tkanka: z jednej strony ściśnięta w ramy
instytucji, z drugiej oddychająca oddechem zwykłych ludzi.
Jak ta tkanka pomocy wygląda dziś? Badania odsłaniają paradoks, bowiem w deklaracjach Polacy niemal jednogłośnie twierdzą: „Tak, trzeba
być wrażliwym, trzeba pomagać”. Kiedy jednak pada pytanie: „Czy zrobiłeś coś dla
drugiego człowieka w ostatnim roku?” - milkną. Osiemdziesiąt procent odpowiada:
„Nie”. To tak, jakbyśmy żyli w społeczeństwie, które nosi w sercu wielką księgę
ideałów, lecz trzyma ją zamkniętą na półce, nie sięgając po nią na co dzień.
Najczęściej brakuje czasu, spotkania z drugim człowiekiem. Dopiero gdy student pedagogiki pod opieką prof. B. Kromolickiej na Uniwersytecie Szczecińskim zostanie przez nią zachęcony do działalności wolontariackiej, stanie
twarzą w twarz z czyjąś bezsilnością, dostrzega, że pomoc to nie abstrakcja,
lecz konkret: dłonie spracowane do bólu, oczy dziecka czekającego na uwagę,
staruszka, który potrzebuje rozmowy bardziej niż chleba. Wtedy rozumie, że etos
troski nie jest dodatkiem do życia, ale jest jego rdzeniem.
Tymczasem świat współczesny podsuwa inne wzory. Coraz
częściej zamiast opartych na zaufaniu relacji międzyludzkich stosujemy sformalizowane procedury, wypełnianie formularzy. Profesor przywołała z akademickiej praktyki sytuację, gdy chciała wpisać ocenę studentce, która oddała pracę po terminie, okazało się, że system USOS zablokował tę możliwość. Biurokracja okazała się silniejsza niż ludzka
empatia. To jakby stalowe kratownice procedur przykryły ciepło ludzkiego
spojrzenia.
A przecież – jak mówiła Profesor B. Kromolicka – żadna procedura nie zastąpi ludzkiej wrażliwości, budowania wzajemnych więzi, uwzględniania indywidualnych przypadków. Nie da
się napisać rozporządzenia o serdeczności ani ustawy o solidarności. One rodzą
się w spotkaniu, w wyciągniętej dłoni, w odwadze, by nie przejść wobec kogoś obojętnie.
Dlatego tak ważne jest, że w Polsce pojawiły się Centra
Usług Społecznych, które nie są kolejnym urzędem, lecz przestrzenią spotkania z osobą w potrzebie. Miejsce,
gdzie państwo, samorząd i obywatel splatają siły. Badania wyraźnie to potwierdzają: ponad
80% mieszkańców dostrzega, że to działa. Żadna ustawa,
żaden system, choćby najdoskonalszy, nie zastąpi człowieka.
W centrum wolontariackiego wsparcia zawsze jest człowiek, dobrze wykształcony,
świadomy zadań społecznych, zdolny do współodczuwania, ktoś, kto jak most łączy instytucję
z życiem, teorię z praktyką, słowo z gestem. To on decyduje, czy etos troski
pozostanie martwym hasłem, czy stanie się żywą rzeką, w której zanurzy się
codzienność.
I może właśnie w tym kryje się najważniejsze pytanie, jakie postawiła nam prof. B. Kromolicka: czy w
epoce, w której łatwo zasłonić się systemem, potrafimy jeszcze odnaleźć w sobie
odwagę do solidarności? Czy w świecie, który kocha procedury, mamy siłę, by
kochać człowieka?
Odpowiedź nie jest raz na zawsze dana. Ona tworzy się w
każdym drobnym geście. W decyzji, by zatrzymać się przy kimś, kto został na
poboczu drogi. W wyborze, by nie odwrócić wzroku, w prostym „jestem”, które
czasem waży więcej niż najobszerniejszy w normy kodeks. Wystąpienie naszej Profesorki, naszej, bo od lat aktywnej także w Komitecie Nauk Pedagogicznych PAN, spotkało się z salwą braw. Chociaż tak chcieliśmy Jej podziękować za piękną służbę akademicko-społeczną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie będą publikowane komentarze ad personam