Niektórzy dziwią się, że
skoszarowani w domach uczniowie mają obniżony poziom motywacji do uczenia się.
Skoro część z nich nie chce się uczyć, to nauczyciele stosują zbiorową
odpowiedzialność. Nie wierząc kilku uczniom w klasie w ich rzekomą wiedzę i
poprawnie rozwiązane zadania, przenoszą swoją nieufność na pozostałych uczniów.
Po co opakowywać uczniowskie krzywdy w kłamstwa nadzoru pedagogicznego? Czy
rzeczywiście częstotliwość i ilość wystawianych ocen jest dowodem na
nauczycielską pracę?
Nie ulega wątpliwości, że ze
zjawiskiem ściągania, pozorowania, kopiowania, ściągania mamy do czynienia
niemalże w każdej klasie, ale nie dotyczy to wszystkich uczniów. Dlaczego zatem
mają być traktowani przez nauczycieli zgodnie z zasadą niewątpliwej
nieuczciwości? Czy warto ze względu na tych, którzy naprawdę się uczą, starają,
przykładają do odrabiania zadań i wykonywania poleceń wprowadzać frontalnie
obowiązujące wszystkich uczniów formy sprawdzianów opartych na powyższej
przesłance?
Ktoś może powiedzieć, że skoro
większość uczniów umie, potrafi, jest uczciwa, to nie ma się czym przejmować.
Niezależnie od tego, w jakiej formie będzie przeprowadzony sprawdzian wiedzy,
oni i tak sobie poradzą. Natomiast nauczyciel grając z uczniami w policjanta i
złodziei, może przyłapać na popełnieniu grzechu tych, którzy się nie uczyli, a
jeśli nawet, to się nie nauczyli. I co z tego?
W ten oto sposób szkoła
pseudocyfrowa wćwicza uczniów do wyszukiwania coraz lepszych sposobów obejścia
obowiązków, oszukania, sprytnego zabezpieczenia pola walki, by można było wbrew
wiedzy i kompetencjom uzyskać pozytywną ocenę. Oni wiedzą, że niektórzy nauczyciele
też pozorują swoją pracę, nie zmieniają metod, form i nie wytwarzają nowych
środków przekazu wiedzy oraz jej wyjaśniania.
Uczniom wmawia się, że czeka ich
w przyszłości konieczność elastycznego podejścia do pracy, bo nie ma profesji
na całe życie. Są jednak wyjątkowe zawody, całożyciowe, jak lekarz, prawnik,
artysta i... nauczyciel. Ten ostatni nie musi się zmieniać? Nie powinien
zmieniać narzędzia swojej pracy?
Poza dziećmi z edukacji
zintegrowanej (wczesnoszkolnej), którym i których rodzicom zależy na
zrealizowaniu stawianych im zadań, zapewne jeszcze tegoroczni ósmoklasiści i
maturzyści uczą się dla siebie, a przy okazji dla jak najlepszych ocen, by
zapewnić sobie szanse na dostanie się do wybranej szkoły wyższego typu.
Uczniowie pozostałych roczników
i oddziałów klasowych mają czas na mobilizację, na intensywną sterowaną przez
nauczycieli autoedukację pod ewentualnym, a życzliwym okiem rodziców. Przed
pandemią szkoły były offline, a uczniowie online. Nagle wszystko się zmieniło.
Od narodowych kwarantann wszyscy są już online: nauczyciele, dyrektorzy szkół,
uczniowie i w większości także ich rodzice.
Nie trzeba prowadzić specjalnych
badań naukowych, żeby wiedzieć, że przeniesienie edukacji szkolnej do domów
rodzinnych uczniów/ich opiekunów prawnych czy do placówek
opiekuńczo-wychowawczych bez wprowadzenia do nich profesjonalistów, nie
może być w pełni efektywne, skuteczne, wartościowe. Rodzice nie są
nauczycielami, ale muszą nimi po części się stawać, przynajmniej w tym zakresie
nauczycielskich obowiązków, który dotyczy dyscyplinowania, opieki w procesie
uczenia się, a więc:
- stawienie się (zalogowanie w
sieci) na lekcję, o ile ta w ogóle się odbywa;
- uczestniczenie w lekcjach w
sposób optymalnie skoncentrowany, aktywny - prowadzenie notatek, bieżące
wykonywanie zadań, a nie przysypianie, spożywanie posiłków, czatowanie z
rówieśnikami, uczestniczenie w grach komputerowych, oglądanie filmów,
zabawianie się z domowym zwierzęciem, pozorowanie zakłóceń sprzętu, kiedy
nauczyciel kieruje do konkretnego dziecka pytanie, itp.;
- odrobienie prac domowych z
poszczególnych przedmiotów.
Jak ma zatem postępować
nauczyciel, kiedy zdaje sobie sprawę z tego, że jego uczniowie ściągają w
czasie sprawdzianów wiedzy? Trzeba
uczniom POZWOLIĆ NA ŚCIĄGANIE. Niech pracują metodą projektów, przygotowując
w porozumieniu między sobą odpowiedzi na ważne pytania, a następnie niech
podzielą się wynikami swojej pracy z całą klasą. Po co ustawicznie pytać,
straszyć, molestować kartkówkami i sprawdzianami, skoro można znacznie lepszy
efekt osiągnąć działaniem pozytywnym?
Wartość edukacji cyfrowej jest
pochodną zabawy, radości samodzielnego zdobywania przez uczniów wiedzy i
prezentacji wyników własnych działań, przy zapewnieniu im możliwości
konsultowania się z nauczycielem, by ustalić warunki ramowego wykonywania zadań. Uczniowie potrzebują nauczycieli wprowadzających ich w wiedzę, świat
nauki w sposób atrakcyjny, ciekawy, zachęcający do samokształcenia, co jest już
możliwe dzięki ogromnej ilości materiałów pomocniczych, multimedialnych, jakie
są zamieszczone w sieci na różnych portalach, edukacyjnych web-stronach. Zawsze
można każdego referującego dopytać, poprosić o wyjaśnienie, traktując go jak
małego eksperta, a przy okazji wystawić mu ocenę, jeśli takowa jest
konieczna.
W edukacji zapośredniczonej,
prowadzonej nie wprost, nie ma potrzeby dążenia do weryfikowania wiedzy w
statycznej formie sprawdzianów na czas, by uczniowie nie zdążyli ściągać czy
porozumiewać się między sobą telefonicznie. W tak penitencjarnym podejściu nie
bierze się pod uwagę słabości łączy internetowych w wielu domach, która
skutkuje czasami przerwaniem połączenia z testująca aplikacją. Uczeń
"wyrzucony" z systemu generuje zarazem komunikat dla nauczyciela, że
został usunięty ze względu na podejrzenie ściągania!
Kształcenie na dystans jest
znakomitą okazją do stosowania środków dydaktycznych, które inicjują proces
samopoznania, samokontroli i samooceny uczniów. Niech wreszcie zaczną uczyć się
dla siebie, by lepiej siebie poznawać, rozumieć, doceniać najsilniejsze swoje
strony i rozwijać adekwatną samoocenę. Wówczas nie trzeba będzie nikogo
okłamywać, cwaniaczyć, gdyż nie opłaca się oszukiwanie samego siebie.
Psycholodzy kognitywni
potwierdzają, że ręczne pisanie notatek (w tym ściąg) jest najbardziej
efektywnym sposobem uczenia się. Notatnik cyfrowy jest nieefektywny. Tym samym
pozwólmy uczniom przygotowywać ściągi, ale oferujmy im na tyle otwarte zadania,
by wiedzieli, gdzie jest konieczna do ich rozwiązania wiedza oraz jak można
dzięki niej formułować i rozwiązywać problemy poznawcze.
Edukacja na dystans staje się
szczególnego rodzaju zobowiązaniem nauczycieli do tego, by zaczęli uczyć swoich
uczniów, gdzie i jakie źródła wiedzy są wiarygodne, rzetelne, a na co muszą oni
zwracać uwagę, czego się wystrzegać. To jest najlepszy czas, by zacząć
kształcić uczniów w refleksyjnym, krytycznym serfowaniu w sieci, rozpoznawaniu
fejków i prowokacji od wiedzy naukowo sprawdzonej. To jest także doskonała
okazja do łączenia wiedzy z systeme wartości.
Nauczyciele- obudźcie się!
Jeszcze nie wiecie, że stajecie się uczestnikami zmieniającego się świata z
przemysłowego na postprzemysłowy, świat inteligencji technicznej, w którym
powinniście zatroszczyć się o humanum, bo już nie jesteście jedynym źródłem wiedzy
i nadzoru? Znajdujecie się w centrum rewolucyjnych zmian, w toku których trzeba
zmienić podejście do siebie, uczniów i ich rodziców.
To, że do polityków i władzy
jeszcze nie dotarło jądro zmian, nie zwalnia was z odpowiedzialności za
ludzkie istnienia w szkolnym gorsecie archaicznych form i metod organizacji
procesu kształcenia. Nie pozwólcie na marginalizację edukacji i sensu waszej
pracy, o ile ona ma jeszcze utrzymać kulturowe i egzystencjalne
znaczenie.
Młode pokolenie potrzebuje
wsparcia i lin asekuracyjnych, a nie ustawicznego pogłębiania frustracji, lęku
i nudy. Edukacja powinna być forpocztą zmian, a nie ich barierą, bo dzieci i
młodzież są w trudniejszej sytuacji życiowej jako skazywani na wygodny dla
niektórych nauczycieli jedynie jednostronny przymus i obowiązek, bez
obustronnej autoodpowiedzialności.
Szkoła nie jest i nie powinna być przedłużonym ramieniem partyjnego władztwa, bo przestaje wówczas pełnić swoje funkcje edukacyjne. Uczniowie nie są własnością władz, także nauczycielskich. Nie mogą być ofiarami politycznych sporów i afirmacji kolejnych ministrów czy liderów związków zawodowych. Doskonale rozumie to Jacek Staniszewski pisząc na Fb m.in.:
Czas przerwać tę
nieprofesjonalną grę o wykorzystywanie szkolnictwa do utrzymywania władzy dla
celów, które rozmijają się z fundamentalną powinnością wspierania dzieci i
młodzieży w ich rozwoju. Edukacja musi się zmieniać prospektywnie do
zachodzących i rozpoznawalnych w świecie przemian. Nie może być wraz z
nauczycielami inhibitorem zmian, by przedłużać systemową agonię i móc dalej
narzekać na rozszerzający się analfabetyzm kulturowy, cyfrowy i społeczny.
Spieranie się o to, co jest lub
co będzie w podręcznikach szkolnych ośmiesza polemistów, gdyż ten środek
dydaktyczny stracił swoją moc wyłączności na przekaz wiedzy. Nauczyciele
nie muszą korzystać z jakichkolwiek podręczników. Podstawę programową można
realizować z uczniami bez tych środków. Wówczas nie będzie z czego
ściągać.
Być może wiara w kompetentną
władzę w edukacji dawno już wygasła, skoro każdy kolejny minister był już tylko
gorszy, ale to nie oznacza zgaśnięcia nauczycielskich serc i zamulenia
ich umysłów kolejną ideologią jako źródłem kształcenia. Niech zatem
uczniowie ściągają, ale na pulpit własnego komputera pliki z najnowszą wiedzą.
Nauczyciele też niech zaczną ściągać od tych, którzy już porzucili
systemowe kształcenie w partyjnym gorsecie deformującym człowieczy los.