11 sierpnia 2023

Zmarł profesor pedagogiki dialogu - Marian Śnieżyński

 


Przerwałem (w blogu) urlop wypoczynkowy, by podzielić się smutną wiadomością o śmierci w dniu 10 sierpnia br. em. profesora Uniwersytetu Pedagogicznego im. Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, a w ostatnich latach aktywnego wciąż naukowca w Akademii IGNATIANUM oraz Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie - prof. dr hab. Mariana Śnieżyńskiego (1939-2023). Należał do wiodących w teoriach kształcenia i wychowania dialogowego pedagogów akademickich, którego wykłady cieszyły się ogromną popularnością. 

Skoro pisał o teoretycznych podstawach dydaktyki dialogu, to wbrew wielu innym uczonym, był zarazem jej wiernym i charakterologicznie spójnym, konsekwentnym przedstawicielem. To, o czym mówił, do czego zachęcał, uzewnętrzniał w swoich postawach wobec innych. Niemalże każde spotkanie z Profesorem miało inkontrologiczny charakter, gdyż był nadzwyczaj empatyczny, otwarty i niezwykle pogodny, a przy tym bardzo skromny.

Należał do grona twórczych uczonych. Wydał 19 monografii naukowych, autorskich i pod redakcją oraz opublikował ponad trzysta pomniejszych artykułów w czasopismach i pracach zbiorowych. Do najważniejszych książek M. Śnieżyńskiego, które przeczytałem z ogromną przyjemnością i sięgam do nich w zależności od problematyki prowadzonych badań, zaliczyłbym przede wszystkim: 

* "Roztropność nauczycielska" (Kraków, 2020); 


* "Wiedza rodziców o wychowaniu swoich dzieci" (Kraków, 2019); 



* "Dialog w rodzinie. Studium teoretyczno-empiryczne" (2012); 

 


* "Sztuka dialogu. Teoretyczne założenia a szkolna i akademicka rzeczywistość" (Kraków, 2005); 



* "Dialog Edukacyjny" (Kraków, 2001); 


* "Przezwiska nauczycieli" (Kraków, 2001). 


Podejrzewam, że ta ostatnia z wymienionych pozycji wzbudzi szczególne zainteresowanie, gdyż rzadko bada się postrzeganie nauczycieli przez uczniów. Profesor większość swoich rozpraw naukowych poprzedzał badaniami empirycznymi w danym środowisku socjalizacyjnym czy szkolnym. Każda z tych rozpraw zachowuje swoją aktualność dzięki nie tylko zawartej w niej diagnozie procesu kształcenia, wychowania czy socjalizacji, ale także interpretacji naukowej i wnioskom dla potrzeb praktyki pedagogicznej.  

Odnotowuję w tym miejscu znaczące dokonania zmarłego Profesora na rzecz kształcenia kadr akademickich i zarządzania w szkolnictwie wyższym. Profesor był bowiem prorektorem ds. dydaktycznych (1990-1993), prodziekanem Wydziału Humanistycznego (1981-1984) oraz kierownikiem Katedry Dydaktyki Ogólnej w swojej macierzystej Uczelni w latach 1970-2009. Wypromował 19 doktorów nauk społecznych w dyscyplinie pedagogika oraz kilkuset magistrów pedagogiki. 

Niezależnie od zaangażowania na rzecz własnej uczelni, był też członkiem Komisji Ekspertów Ministra Edukacji Narodowej a także członkiem Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN. Centralna Komisja Do Spraw Stopni i Tytułów powoływała prof. M. Śnieżyńskiego do roli recenzenta w postępowaniach na tytuł profesora. Sam bowiem uzyskał naukowy tytuł w 1992 roku.  

Zapamiętam Profesora Mariana Śnieżyńskiego jako znakomicie łączącego wiedzę naukową, metodologię badań edukacyjnych z refleksją i zaleceniami dla praktyki edukacyjnej. Pod koniec lat 80. XX wieku miałem okazję uczestniczenia w zespole wykładowców na zorganizowanej przez Profesora zajęciach w ramach oddziału Uniwersytetu Ludowego. Naukową aktywność łączył On bowiem z pasją malarską, co już wówczas wzbudzało mój zachwyt i ogromny szacunek dla Jego osobowości, niezwykłej wrażliwości społecznej i kulturowej. 

Był przekonany, że trzeba kształcić nauczycieli dialogu, gdyż egzystencja ludzka opiera się na relacjach. Te zaś, jeśli są nieautentyczne, pozorowane, nie przyczynią się do wychowania młodych pokoleń. Jak pisał w jednej ze swoich rozpraw: 

Nie  pomogą ani najlepsze zmiany strukturalno-organizacyjne, ani wyśmienite plany nauczania czy podręczniki, najnowocześniejsze pracownie z całą otoczką systemów multimedialnych, jeżeli lekcje prowadzić będzie nauczyciel z przypadku, nauczyciel nieudacznik, nauczyciel, który wpisuje się w powiedzenie: "Komu bogi były wrogiem, zrobiły go pedagogiem". 

To nauczyciel, jego predyspozycje osobowościowe, jego miłość do drugiego człowieka, wyobraźnia, twórcze poszukiwania merytoryczno-metodyczne, kontaktowność, jego walory etyczno-moralne w głównej mierze będą decydować o tym, jaka będzie szkoła XXI wieku ("Dialog edukacyjny", s. 3; podkreśl.moje).

Zmarły był sokratejczykiem, kontynuatorem filozofii dialogu ks. prof. Józefa Tischnera,  marząc o społeczeństwie demokratycznym, w którym szanowana będzie wielość punktów widzenia i możliwość doświadczania wolności poprzez wzajemne wybory. [W] każdym dialogu jest obecny moment wolności, ale nie czystej wolności, lecz funkcjonującej (ja wybieram i ja jestem wybierany). (...) dialog nie jest kwestią pragmatycznej taktyki czy konieczności określonej przez społeczeństwo pluralistyczne. Dzięki niemu człowiek staje się samym sobą, staje się po prostu osobą ("Sztuka dialogu", s. 8). 

Jakże symboliczne jest przesłanie Uczonego do nas wszystkich, a szczególnie do pedagogów, byśmy także w okresie wyborczych sporów potrafili zadbać o dialog (...) w którym jednostka wyraża i w pewnym sensie odkrywa swą niepowtarzalność w samym procesie jednoczenia się z innymi ludźmi. Krótko mówiąc, każde działanie nie będące dialogiem uniemożliwia samo człowieczeństwo; człowiek skazuje się na istnienie nie-ludzkie (tamże) 

Żegnam Profesora Mariana Śnieżyńskiego kierując zarazem do Jego Bliskich wyrazy współczucia. Pozostawił nam piękne i mądre dzieła, idee oraz autorski model dydaktyki dialogu. Zapewne Jego idee będą rozwijane przez kolejne pokolenia pedagogów, nauczycieli, ale i być może praktykowane przez refleksyjnych rodziców. 

Pogrzeb Profesora odbędzie się w dniu 16 sierpnia br. o godz. 13.00 na Cmentarzu Salwatorskim. Niech spoczywa w pokoju. 




*** 

(źródło fotografii: http://biografik.up.krakow.pl/?p=1804) 

15 lipca 2023

Czas na urlop

 


Słusznie nauczyciele oburzają się w mediach społecznościowych na informacje i towarzyszące im memy, z których wynika, że mają oni aż dwa miesiące wakacji. Podobnie podtrzymuje się mit o nawet trzymiesięcznych wakacjach nauczycieli akademickich. Ma to wywołać oburzenie tej części społeczeństwa, która korzysta z urlopu wypoczynkowego a jego czas trwania jest uzależniony od stażu pracy oraz rodzaju zawartej umowy z pracodawcą.  

Nauczyciele nie mają dwumiesięcznych wakacji. Przysługuje im taki sam urlop wypoczynkowy, z jakiego korzystają pracownicy sfery publicznej. Nie ma zatem czego im zazdrościć, bo czas trwania takiego urlopu jest wyraźnie określony w prawie oświatowym. 

Dz.U.2023.984  

Art.  64.  [Wymiar urlopu wypoczynkowego]

1. 
Nauczycielowi zatrudnionemu w szkole, w której w organizacji pracy przewidziano ferie szkolne, przysługuje urlop wypoczynkowy w wymiarze odpowiadającym okresowi ferii i w czasie ich trwania.
2. 
Nauczyciel, o którym mowa w ust. 1, może być zobowiązany przez dyrektora do wykonywania w czasie tych ferii następujących czynności:
1)
przeprowadzania egzaminów;
2)
prac związanych z zakończeniem roku szkolnego i przygotowaniem nowego roku szkolnego;
3)
opracowywania szkolnego zestawu programów oraz uczestniczenia w doskonaleniu zawodowym w określonej formie.
2a. 
Dyrektorowi i wicedyrektorowi szkoły oraz nauczycielowi pełniącemu inne stanowisko kierownicze w szkole, a także nauczycielowi, który przez okres co najmniej 10 miesięcy pełni obowiązki kierownicze w zastępstwie nauczyciela, któremu powierzono stanowisko kierownicze, przysługuje prawo do urlopu wypoczynkowego w wymiarze 35 dni roboczych w czasie ustalonym w planie urlopów.
3. 
Nauczycielom zatrudnionym w szkołach, w których nie są przewidziane ferie szkolne, przysługuje prawo do urlopu wypoczynkowego w wymiarze 35 dni roboczych w czasie ustalonym w planie urlopów.
3a. 
Nauczycielowi, który w ramach jednego stosunku pracy realizuje obowiązki nauczyciela szkoły, o której mowa w ust. 1, oraz szkoły, o której mowa w ust. 3, przysługuje prawo do urlopu wypoczynkowego określonego dla nauczyciela szkoły, w której nauczyciel realizuje większą liczbę godzin zajęć, a w przypadku realizowania w tych szkołach równej liczby godzin zajęć nauczycielowi przysługuje prawo do urlopu wypoczynkowego określonego dla nauczyciela szkoły, o której mowa w ust. 1.
4. 
W ramach ustalonego w ust. 1 wymiaru urlopu wypoczynkowego nauczyciel ma prawo do nieprzerwanego co najmniej czterotygodniowego urlopu wypoczynkowego.
5. 
Nauczyciel zatrudniony przez cały okres trwania zajęć w danym roku szkolnym w szkole, w której w organizacji pracy przewidziano ferie szkolne, ma prawo do urlopu wypoczynkowego w wymiarze i na zasadach określonych w ust. 
1. Nauczyciel zatrudniony przez okres krótszy niż 10 miesięcy w szkole, w której w organizacji pracy przewidziano ferie szkolne, ma prawo do urlopu wypoczynkowego w wymiarze proporcjonalnym do określonego w umowie okresu prowadzenia zajęć.
5a. 
Nauczyciel zatrudniony w szkole, w której nie są przewidziane ferie szkolne, w przypadku nawiązania lub ustania stosunku pracy w trakcie roku kalendarzowego, ma prawo do urlopu wypoczynkowego w wymiarze proporcjonalnym do okresu przepracowanego, zgodnie z odrębnymi przepisami.
5b. 
Przepis ust. 5a stosuje się odpowiednio do dyrektora i wicedyrektora szkoły oraz nauczyciela zajmującego inne stanowisko kierownicze w szkole, a także nauczyciela, który przez okres co najmniej 10 miesięcy pełni obowiązki kierownicze w zastępstwie nauczyciela, któremu powierzono stanowisko kierownicze.

Czynności, o których mowa w pkt 1-3, nie mogą łącznie zająć nauczycielowi więcej niż 7 dni.

Analogiczną sytuację mają nauczyciele akademiccy. Zgodnie z Art. 129. Urlop wypoczynkowy nauczyciela akademickiego Dz.U.2023.0.742 t.j. - Ustawa z dnia 20 lipca 2018 r. - Prawo o szkolnictwie wyższym i nauce:

1. Nauczycielowi akademickiemu przysługuje prawo do urlopu wypoczynkowego w wymiarze 36 dni roboczych w roku.
2. W przypadku niewykorzystania urlopu wypoczynkowego z powodu rozwiązania lub wygaśnięcia stosunku pracy, nauczycielowi akademickiemu przysługuje ekwiwalent pieniężny za okres niewykorzystanego urlopu.

3. Dni wolnych od pracy wynikających z rozkładu czasu pracy w pięciodniowym tygodniu pracy nie wlicza się do urlopu wypoczynkowego.

4. Szczegółowe zasady i tryb udzielania urlopu wypoczynkowego, a także urlopów, o których mowa w art. 130 płatny urlop naukowy i art. 131 płatny urlop dla poratowania zdrowia ust. 1, określa regulamin pracy. 

 

Pedagog-bloger też ma urlop wypoczynkowy, a zatem do zobaczenia w połowie sierpnia, bo czeka nas gorąca końcówka lata, nowy rok szkolny, kampania wyborcza i nieprzewidywalny los w czasach ustawicznych kryzysów. Życzę zatem regeneracji sił, wzmocnienia zdrowia a naukowcom dodatkowo twórczych myśli. Pamiętajmy o slotach. 

Ps.

Można komentować dotychczasowe wpisy. Postaram się to moderować na bieżąco.  


14 lipca 2023

Oświata w okresie politycznej burzy

 



 Nowy rok szkolny zapowiada się w oświacie politycznie, a więc tak samo jak rok szkolny 1997/1998; 2001/2002; 2005/2006; 2007/2008; 2011/2012; 2015/2016; 2019/2020 i 2023/2024. Czekają nas wybory do obu izb polskiego Parlamentu, a to oznacza, że szkoły, w których pracuje kilkaset tysięcy nauczycieli i do których obowiązkowo posyła dzieci kilka milionów rodziców, stają się łakomym kąskiem dla polityków. Nie zamierzają przepuścić okazji, by w takiej czy innej formie spróbować wykorzystać placówki publiczne i niepubliczne do politycznej agitacji. 

Szkoła publiczna powinna być dobrem wspólnym a nie wykorzystywanym przez partie polityczne do celów, które zaprzeczają istocie kształcenia i wychowania młodych pokoleń. Jeśli jednak zgodzimy się z Wisławą Szymborską, że polityka jest wszędzie, o czym pisała w wierszu „Dzieci epoki”, to trudno będzie oświacie uciec od uwarunkowań i wpływów międzypartyjnych sporów. 

W Ustawie Prawo oświatowe jest zobowiązanie nauczycieli Rzeczypospolitej Polskiej do kierowania się zasadą wspólnego dobra, która wynika z Konstytucji RP, a także wskazań zawartych w Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka, Międzynarodowym Pakcie Praw Obywatelskich i Politycznych oraz Konwencji o Prawach Dziecka.

Pamiętam atmosferę pokoju nauczycielskiego z okresów nasilającej się kampanii przedwyborczej, gdyż bez względu na to, czy tego chcieliśmy, czy nie, polityka rzutowała na nasze relacje, także z rodzicami uczniów. Nie ma w szkolnictwie publicznym takiej rady pedagogicznej, która nie byłaby podzielona w zależności od uznawanych przez pedagogów preferencji ideowo-politycznych. 

Stosunek do wiary nie jest w placówkach oświatowych sprawą prywatną, osobistą, suwerenną, gdyż coraz częściej konkursy dyrektorów wygrywają zwolennicy partii władzy. Niektórzy nauczyciele w okresie kampanii wyborczej wypierają się własnych poglądów, by nie zostało to wykorzystane przeciwko nim. Boją się mówić o swoich preferencjach politycznych, o własnym światopoglądzie. 

Z każdym rokiem transformacji politycznej obywatele przestają popierać prawo do różnic, indywidualności, ulegając presji jakiejś większości lub władzy, która uważa, że trzeba być po jej stronie. "Kto nie z nami, to przeciwko nam!". Budujemy mury w sobie i między sobą. 

Od końcówki lat 90. XX wieku terytorium oświaty dzielone jest na białe i czarne. Z każdymi wyborami nadchodzi czas próby i opowiedzenia się za tym, czy jako rodzice lub nauczyciele jesteśmy za "białym", czyli przeciw "czarnemu".  Nie ma innych odcieni ani bielszej białości, ani czarniejszej czerni. Znikają też z życia społecznego wszystkie kolory tęczy, gdyż w języku propagandy politycznej są czymś niewłaściwym. 

Niby każdy jest suwerenem, dorosłym obywatelem Rzeczypospolitej, ale kiedy pracuje w placówce oświatowej kierowanej przez dyrektora uległego wobec władzy politycznej (rządowej czy samorządowej), skrywa swoją prywatność, żeby nie być wykluczonym, odrzuconym, zmarginalizowanym. Partyjny nadzór pedagogiczny w polskim systemie oświatowym odbiera nauczycielom dowód niezależności, ogranicza niejako możność bycia sobą, bycia autentycznym wobec koleżanek i kolegów z rady pedagogicznej oraz w relacjach z uczniami i ich rodzicami. 

Na początku polskiej transformacji Wincenty Okoń tłumaczył ekspansję polityków i administracji oświatowej masowością edukacji, która sprzyja zanikaniu u nauczycieli podmiotowości i zmniejsza tym samym poczucie ich odpowiedzialności za wyniki własnej pracy. Prawdopodobnie czeka nas albo kolejne przejście z jednej poprawności politycznej do inną albo utrwalanie tej dotychczasowej. 

Nie jestem przekonany, że tym razem uda się Polakom odpartyjnić zarządzanie polskim szkolnictwem. Nie nastąpi też zasadnicza zmiana w podejściu rządzących do radykalnie odmiennego poziomu finansowania profesjonalnej pracy nauczycielskiej, by można było egzekwować odpowiedzialność za jej efekty wobec całego narodu.  

Czas urlopowy nie przyniesie odpowiedzi na kluczowe pytanie o być albo nie być polskiej edukacji, uwolnionej lub uzależnionej od partyjnych gier i sporów, indoktrynacji politycznej i realizacji partykularnych interesów. 


13 lipca 2023

Tak kręci się oświatowy czarny biznes

 


Minister Przemysław Czarnek nawet nie wie, że do pracy w szkołach kształci się w różnych firmach i firemkach, które za kilka tysięcy złotych wydają dyplomy ukończenia studiów podyplomowych nadających rzekomo uzyskane kwalifikacje pedagogiczne. Zapewne jest na to przyzwolenie, skoro owe firmy informują na swojej web-stronie, że prowadzone przez nie kursy umożliwiają uzyskanie pełnoprawnych kwalifikacji zawodowych, zgodnych z rozporządzeniem MEiN.   

Zainteresowani mogą być przekonani, że zdobędą wiedzę i umiejętności, które zwiększą ich szanse także na uzyskanie awansu zawodowego. Rzecz jasna one tylko zwiększą szanse, ale...  nie mogą niczego zagwarantować. Słusznie. Tak zachęca się płatników quasi szkoleń. W szkołach brakuje nauczycieli, więc co za problem, by wesprzeć tych, którym się chce pracować za 3,6 tys. brutto?      

Czy kursanci zdobędą wiedzę na wybranym przez siebie kursie? Zapewne tak, jakąś zdobędą, chociaż i w to zaczynam wątpić, o czym nieco dalej. Natomiast zapewnia się ich, że nabędą umiejętności praktyczne w ramach kursów, które są prowadzone ... zdalnie. Nie żartuję. Wszystko dla dobra klienta.  

W czym problem, skoro nie o realne umiejętności tu chodzi? Organizatorzy trafnie zakładają, że w istocie ich klientom nie są one potrzebne, gdyż zapewne już je posiadają, a jak nie, to muszą radzić sobie sami. Skoro potrzebny jest im dyplom, to mają zapłacić za jego wydanie.      

Napisała do mnie jedna z potencjalnych klientek takiej firmy: 

"Dzień dobry,

Pozwoliłam sobie do Pana napisać ponownie. Mam pytanie odnośnie przygotowania pedagogicznego, czy kurs kwalifikacyjny pedagogiczny ukończony pod tym adresem daje przygotowanie pedagogiczne zgodne z obowiązującym prawem czy to również naciąganie ludzi?"

 

Dalej podała adres strony internetowej oświatowej firmy, którego tu nie przytoczę, bo nie mam zamiaru reklamować pozornych szkoleń.

 

Zapytałem jednak o to, jakie są jej oczekiwania i jakie ma wykształcenie, że poszukuje odpowiedniego kursu. Byłem pewien, że nie otrzymam listu zapewniającego mnie o tym, że już od dziecka marzyła zostać nauczycielką, tylko wybrany przez nią i ukończony kierunek studiów licencjackich okazał się lipą. W nazwie miał pedagogika opiekuńcza i szkolna, ale... - jak napisała - "okazuje się, że studia nie dawały przygotowania pedagogicznego" do pracy w szkole". 

Taka to była pedagogika szkolna :) 

 

Nie jestem instytucją akredytującą placówki doskonalenia nauczycieli, bo gdybym taką reprezentował, to wskazana przez nadawczynię listu firma musiałaby utracić uprawnienia. Dlaczego? Odpowiedź jest w liście tej pani: 

  

" taki kurs kwalifikacyjny dla nauczycieli (270 godzin teorii+ 150 godzin praktyk) będzie akceptowany przez kuratorium i ma ponoć dać mi przygotowanie pedagogiczne. Podkreślę, że można zrobić to w miesiąc a praktyka zaliczana jest na podstawie zatrudnienia w szkole (jeżeli ktoś pracuje oczywiście)". 

 

Howgh!   


12 lipca 2023

Zamknięte serwisy oświatowe

 

Zbliża się rok szkolny 2023/2024, więc postanowiłem przywołać serwisy, które powstawały z myślą o potrzebie podzielenia się przez uczniów problemami szkolnymi. Zapewne krótkotrwałych serwisów było więcej, gdyż najczęściej zakładają je nastolatkowie, którzy po ukończeniu szkoły ponadpodstawowej nie znajdują już czasu i potrzeby zajmowania się tą problematyką. Chyba, że któryś z twórców trafia na studia nauczycielskie, pedagogiczne i nie obawia się krytyki ze strony akademickiej czy nauczycielskiej kadry. Nauczyciele przecież także studiują w formie niestacjonarnej, więc mogą zetknąć się z autorami wpisów, które wcale nie muszą być pochlebne tej grupie zawodowej.  

Jednym z zamkniętych już serwisów był adresowany do uczniów wszystkich typów szkół w Polsce na wzór zagranicznych produkcji  tego typu: www.spokobelfer.pl 

Jak pisałem o nim czternaście lat temu: Już od kilku lat działa w Niemczech portal, który nazywa się: www.spickmich.de, ale gdyby zastosować ten tytuł w polskich warunkach, to mało kto byłby nim zainteresowany. W przekładzie na język polski znaczyłby bowiem: „naszpikuj mnie”, „użądl mnie” , a to nie kojarzyłoby się ze szkołą. 

Tymczasem powstały w 2009 roku serwis spokobelfer.pl miał na celu umożłiwienie uczniom ocenienie swoich nauczycieli. W Niemczech uczniowie najczęściej wykorzystują ten portal do tego, by jak komar – nadlecieć i ukąsić wybranego nauczyciela.


Polska wersja zawierała w regulaminie następujące uzasadnienie: „Podstawowym celem Funkcjonalności "Spokobelfer" jest umożliwienie uczniom swobodnego wyrażania opinii na temat nauczycieli, którzy ich uczą lub uczyli, pod kątem zdolności i umiejętności nauczycieli istotnych z punktu widzenia wykonywanej przez nich pracy. (…)Użytkownicy tworzą bezstronny ranking najlepszych ich zdaniem nauczycieli w szkołach, miastach i kraju

Na głównej stronie portalu znajduje się rysunek uczniów trzymających w uniesionej w górę ręce tabliczkę z oceną: 5, 3, 1, 4+, a zawarty w chmurce tekst brzmi: Teraz ty masz władzę”, „Oceniaj i komentuj”.

Tak też się stało. Uczniowie jako ewaluatorzy wpisywali pełne imiona i nazwiska swoich nauczycieli, nazwę szkoły i przedmiot, którego uczyli. Administrator portalu zezwalał na publikowanie danych osobowych nauczycieli wraz z miejscem ich pracy, natomiast uczniom umożliwiał anonimowe wpisy komentarzy i ocen. 

 



Nic dziwnego, że pojawiły się wpisy w stylu (nie podaję nazwisk nauczycieli):

Z. A. Technikum Uzupełniające Nr 3, Dąbrowa Górnicza
jedna z najgorszych nauczycielek w mojej karierze edukacyjnej :/

D.J. , X Liceum Ogólnokształcące, Kraków
jedna z najbardziej niesprawiedliwych nauczycielek jakie spotkałam, niebotyczne ego, zawyżone mniemanie o sobie, zero kultury, przeradzające się czasami w pospolite chamstwo


Pozytywną stroną tego portalu było to, że nauczyciele (o ile wiedzieli, że on istnieje) mogli nie zgodzić się na to, by ktoś oceniał ich publicznie-wirtualnie. Informowął o tym administrator: Jeśli nie chce Pan/Pani być oceniany/a, wystarczy wypełnić formularz i przesłać go do nas pocztą, faxem lub mailem; wyłączymy możliwość oceniania Pana/Pani i usuniemy dotychczasowe oceny. Przy Pańskim nazwisku pojawi się krótka informacja, że nie chce być Pan/Pani oceniany/a

Być może twórcom zależało nie na zmianie postaw nauczycieli, tylko na stworzeniu okazji do zachęcania uczniów do zakupu dóbr konsumpcyjnych? Przy okazji oceniania nauczycieli mogli dokonać zakupów różnych produktów. 


11 lipca 2023

Cyber kontra real czy może real kontra cyber?

 


Powracam do rozmowy pisarza, socjologa Jaremy Piekutowskiego z profesorem socjologii Andrzejem Zybertowiczem na temat cywilizacji w techno-pułapce. Dialog między nimi wpisuje się w niezwykle popularny gatunek literacki. 

Naukowiec, profesor socjologii może dzięki temu podzielić się z czytelnikami o różnym statusie społeczno-kulturowym poglądami na wiodący dla książki temat, unikając tym samym metodologicznych przesłanek. Tego typu książka nie musi być recenzowana, chociaż ma swoje rekomendacje publicystyczno-wojskowe. 

Gdyby prof. A. Zybertowicz chciał zgłosić ten tytuł do ewaluacji, to powinien mieć problem. Inna rzecz, że jego poglądy i stylistyka narracji nie różnią się od tej, jaką uprawiał Zygmunt Bauman, też profesor socjologii, który pisał eseistycznie, publicystycznie i wydawał tego typu dialogi, ale jest bardziej ceniony w naszym kraju w środowisku lewoskrętnych socjologów, pedagogów, politologów i filozofów.    

Dialog czyta się tak samo, jak słucha muzyki lekkiej i przyjemnej, rozrywkowej, chociaż poruszana w nim problematyka ma ciężkostrawny charakter. Skoro bowiem doradca prezydenta RP zajmuje się od lat nie tylko naukoznawstwem, socjologią nauki, ale i fenomenem różnego rodzaju wojen i służb bezpieczeństwa w skali makropolitycznej, to zapewne projekcyjnie, podświadomie ujawni w rozmowie z dość dociekliwym i sceptycznym interlokutorem jakieś tajniki operacji na społeczeństwach, w tym także na polskim. 

Jak ktoś będzie chciał wyciągnąć wnioski na temat tego, jak różne władze państwa manipulują nami, naszym społeczeństwem, instytucjami, środowiskami społecznymi, to zapewne odnajdzie w tych dialogach wiele inspiracji, które mogą posłużyć albo do prowadzenia badań naukowych, albo do kreowania teorii spiskowych, Te ostatnie są bliższe Zybertowiczowi, bo wydaje mu się, że w ten sposób można odwrócić uwagę bardziej dociekliwych czytelników od spraw w krajowej polityce i jego współsprawstwie.

Książka sprzyja temu, by dobrze przygotować się do nadchodzących wyborów i zadawania pytań tym kandydatom, którzy w ogóle do tego dopuszczą (wiadomo już, którzy nie dopuszczą). Wówczas zorientujemy się w tym, kto i w czym oraz w jakim zakresie był, jest lub zamierza być (współ-) lub (anty-)sprawcą zmian społecznych. 

Przywołana dziś publikacja ma swoje ukryte cele, skoro przeczytał ją najpierw generał brygady. Nie bez znaczenia jest też autocenzura, bo nie łudźmy się, że to, co socjolog odsłania w swojej narracji, jest szczerą prawdą o naszej rzeczywistości czy też prawdą naukową, bo nimi nie jest. Natomiast jej lektura nie powinna skutkować biernością humanum, wycofaniem się z możliwej kontrreakcji nie tyle i nie tylko na cyber-zagrożenia w ramach własnej profesji, roli czy pozycji społecznej, ale może w pierwszej kolejności na stojące i ukrywające się za nimi osoby, sprawców, kreatorów (a może i kreatury?).

W rozmowie autonarracyjnej jest mnóstwo demagogii, propagandy, retorycznych taktyk politycznych, które w istocie mogą mieć na celu zepchnięcie czytelnika do roli potulnego odbiorcy, akceptującego obecną formację rządzącą. Trudno mu będzie polemizować z wyimkami, potocznie formułowanymi i dobranymi przykładami zdarzeń, które miały miejsce w innym kraju, innym ustroju, innym czasie, w odmiennym od polskiego kontekście politycznym, gospodarczym, kulturowym i militarnym. Wszystko jest tu płynne jak baumanowska ponowoczesność, by nie można było nad niczym poważnie się zatrzymać i uzyskać dowody lub chociażby jakieś wskaźniki realu.

Jak ktoś jest pracownikiem korporacji, czyli korposzczurem, to dowie się, że i tak jest "nikim" w porównaniu do tych, którzy zarządzają tą strukturą realizując cyniczne interesy swoich zwierzchników (s.57). Ktoś, kto jest informatykiem, ekonomistą, anglistą, psychologiem itp., itd. zapewne chce się realizować w ramach swojej profesji, by służyć innym lub rozwiązywać ważne dla społeczeństwa czy dla nich zadania, projekty.

 Zybertowicz zaś doda do tego jeszcze jedną, ukrytą funkcję, jaką jest wpisanie się w grę ideologiczno-polityczną bogatych korpowładców, którzy należą do wytworzonej dzięki podlegającym im zasobom ludzkim wąskiej, najwyższej kasty kreatywnej ludzi. Reszta to "podludzie", podwykonawcy na rzecz czyjegoś bogactwa. Będą zagryzać się wzajemnie w rywalizacji i wspinaczce ku górze, stosując zapewne różne, także nieetyczne metody walki o zysk. To gra o sumie zerowej, w której czyjś zysk jest kosztem czyichś strat. Te muszą nastąpić w tej strategii.    

Rozmówca pisarza J. Piekutowskiego już na wstępie krytykuje technogadżeciarzy, technopasjonatów, technoentuzjastów, chociaż sam także korzysta z udogodnień nowych mediów, a kto wie, może i nie musi sam serfować w sieci, gdyż czynią to już za niego i dla niego jego podwładni, współpracownicy?

Stara się nas przekonać do czegoś, co jest już absurdalne, niemożliwe i nieadekwatne także do osobistej sytuacji, byśmy nie logowali się w sieci, nie rejestrowali apek, najlepiej nie kupowali telefonów komórkowych, tabletów, komputerów tylko wrócili do lasu, do natury, bo w ten sposób odetniemy miliarderów Doliny Krzemowej od nieuzasadnionego i nienormalnego już bogactwa i wynoszenia się jak techno-nadludzie ponad ludzką cywilizację.

Jednak sam jest na Twitterze, w sieci i korzysta z cyfrowych dobrodziejstw, bo... jednym służą one do realizacji DOBRA (osobistego, zawodowego, społecznego itp.), a innym - ZŁA. Nie wiem, czy rzeczywiście bogacze Doliny Krzemowej chcą rządzić światem i - jak twierdzi Zybertowicz: są wewnętrznie przekonani, że należą do odmiennej, lepszej kategorii osób (s. 54), skoro na co dzień, w naszym kraju, znacznie bliżej znani nam, bo obecni w przestrzeni publicznej władcy państwa być może też mają takie przekonania?

Być może tak jest, w odróżnieniu od socjologa, który formułuje swoje tezy w formie sądów oznajmujących. ONI - jak stwierdza - uruchomili proces rzeczywistego kastowo-rasowego podziału (przykrywając to po drodze ideologiami różnorodności, praw mniejszości itd.) (tamże). 

W kraju-raju też to mamy od lat. Może warto, by wreszcie któryś z socjologów przyjrzał się "elitom" władzy, ale nie z pozycji lewo- czy prawoskrętnej, tylko naukowej, pozytywistycznej, bezzałożeniowej, hermeneutycznej. 

Skoro - jak wynika z narracji A. Zybertowicza - najbogatsi, "kognitywni rasiści" są w każdym społeczeństwie mocno zdegradowaną przez praktyki władz politycznych kastą, to jednak są wyjątkową jej formacją, skoro korzystają z tylko jej dostępnych dobrodziejstw różnego rodzaju i w różnych sferach życia. Czy jednak w związku z tym rozwijają elitaryzm poznawczy? Czy może w świetle polskiej polityki niektórzy z nich nie posiadają wyższych, szczególnie intelektualnie kompetencji, by rządzić innymi (tamże), gdyż są marionetkami na usługach patointeligencji? To, co wszystkich w jakiejś mierze łączy, to właśnie cyber-technologia.

Zybertowicz stwierdza: Z jednej strony cały czas doskonalone są technologie manipulacji, czego jednym z wielu przejawów jest mikrotargeting, a z drugiej strony ci manipulatorzy najwyraźniej metodycznie dążą do uzyskania szybkiego dostępu do zasobów podświadomości mas ludzkich (s. 55). To dotyczy także sytuacji w polskiej, a nie jakiejś wyimaginowanej rzeczywistości społecznej. 

Być może ma rację A. Zybertowicz, że należy uważać na tych polityków, którzy ubierają się w szaty demiurgów, chcąc nas rzekomo uczynić szczęśliwymi ludźmi. Uczmy tego młodzież w szkołach średnich, by potrafiła odróżniać propagandę demiurgów naszego dobrostanu od ukrytych interesów wzbogacającej się na tym władzy, której wcale nie zależy na tym, by wyrównywać jakiekolwiek nierówności społeczne, uzyskać wyższy poziom sprawiedliwości społecznej, gdyż asymetrie były, są i będą. 

W żadnym państwie kapitalistycznym nie udało się i nie uda zlikwidować stratyfikacji społecznej, natomiast pod sztandarami walki z dyskryminacją można nadal znakomicie się bogacić, chociaż nie na takim poziomie jak ci z Doliny Krzemowej czy z chińskich laboratoriów. Najbogatsi już nie muszą dalej się bogacić, bo i tak nie zabiorą tego ze sobą do grobu. Natomiast (...) chcą poszerzyć pole, na jakim pieniądze można legalnie zamieniać na władzę i wpływy (s.47).

Zdaniem A. Zybertowicza (...) cyber destabilizuje real. To, co cyfrowe, psuje to, co analogowe (s. 38). Jednak cybertechnologie nie tylko psują, ale i doskonalą to, co jest analogowe, czego doświadczamy w medycynie, technice, usługach czy edukacji. To, że wszystko może mieć odwróconą funkcję, wiemy od starożytności, więc Zybertowicz nie odsłania nam jakiejś wyjątkowej prawdy o fenomenach życia społecznego.   

Na szczęście są jeszcze w naszym życiu zmienne niezależne od czyjejś skali naszej władzy lub zniewolenia, bogactwa lub ubóstwa, mądrości lub ignorancji, wykształcenia lub analfabetyzmu itp., itd. To są te czyniki, których nie będzie w stanie uwzględnić sztuczna inteligencja, gdyż nie będzie miała dostępu do ich faktycznych źródeł.


10 lipca 2023

O socjohistorycznych badaniach

 

Autor tej rozprawy jest profesorem prestiżowej instytucji naukowo-badawczej  i edukacyjnej, jaką jest L’École des hautes études en sciences sociales w Paryżu (EHESS).  Reprezentuje ten nurt badań w naukach społecznych, który rozwija się we Francji od 15 lat, integrując wokół problematyki ewolucji idei socjologicznych w świecie historyków, socjologów, politologów i antropologów.  Jak pisze we wstępie – „socjohistoria” nie jest żadną nową teorią, którą należałoby aplikować, by przyczyniać się do dalszego postępu w rozwoju nauki. Chodzi tu raczej o „skrzynkę z narzędziami”, w której naukowiec może znaleźć takie instrumenty, jakie będą mu potrzebne do rozwiązania konkretnego problemu naukowego, z jakim spotyka się w swojej pracy. (s.9)

Tę kulturę rozwoju i analizy myśli społecznej tworzyli wcześniej tacy wybitni filozofowie, jak: Louis Althusser, Michel Foucault, Jacques Derrida czy Pierre Bourdieu. We Francji powstało nawet czasopismo naukowe podejmujące problematykę badań socjohistorycznych pt. Geněse. Histoire et sciences sociales, rozwijając interdyscyplinarne podejście w tym zakresie. Pojawiło się nawet zagrożenie, że socjohistoria – jak pisze Noiriel – stanie się w naukach społecznych swoistego rodzaju „supermarketem”. Tak się jednak nie stało. Tak, jak ludzie nie muszą znać praw anatomii, żeby potrafili chodzić, tak i socjohistorycy nie muszą opanować epistemologię historii, aby być dobrymi naukowcami.  (s. 10) 

Nie jest to też jakiś nowy paradygmat badań naukowych, chociaż można wykorzystać do jego charakterystyki metaforę karcianej gry, która rządzi się swoimi regułami. Noiriel pisze o trzech kluczowych dla badań socjohistorycznych zasadach:

1)    Zasada odnajdywania przeszłości w teraźniejszości, a więc odnajdywania historyczności świata, w którym żyjemy.  Jej źródłem są nauki historyczne i metody badań historycznych.  Człowiek nawet nie uświadamia sobie tego, jak w otaczającą go rzeczywistość wpisana jest dziejowość jej instytucji, przestrzeni, prawach, strukturach mentalnych itp. Nie da się zaczynać życia od nowa. Socjohistoryk dociekając przeszłości w teraźniejszości, może wydobyć na światło dzienne przymus, który wpływa na nasze działania.

2)    Zasada poszukiwania realnych jednostek w kolektywnych wspólnotach (proletariat, burżuazja, partia, państwo itp.). Jej źródłem jest socjologia i metody badań socjologicznych. Dla socjohistoryka nie ma tak rozumianych kolektywnych osób, gdyż istnieją tylko jednostki, toteż w ramach badań powinien on dekonstruować owe wspólnoty, by rozpoznać występujące w nich realne jednostki i relacje między nimi, do jakich dochodzi między nimi w wyniku działania.

3)    Zasada rozpoznawania istoty i sposobu sprawowania władzy przez jednostki w społecznych relacjach. Celem badań socjohistoryka powinno być zdystansowane wobec polityki wyjaśnianie społecznych problemów cierpienia, niesprawiedliwości i form dominacji, które istnieją w każdej społeczności.    (s. 11-12)

Badania socjohistoryczne są zatem dociekaniem genezy fenomenów, które stają się przedmiotem naszych zainteresowań poznawczych, by stwierdzić, w jakim stopniu przeszłość wpływa na ich stan teraźniejszy. Już sama refleksja stosunków władzy w toku dziejów odsłania nie tylko techniki jej sprawowania  w danej społeczności (np. techniki biurokratyczne prowadzące do wyegzekwowania od jednostek posłuszeństwa), rodzenia się oporu dzięki solidarności społecznej czy wykorzystywania języka i środków komunikacji celem panowania nad społeczeństwem (stygmatyzacja, budzenie nienawiści między ludźmi).   

    Niniejsze podejście metodologiczne zastosowałem w analizie uspołecznienia polskiej edukacji w duchu konserwatywnej myśli pedagogicznej w latach 1980–2021.