Powracam do rozmowy pisarza, socjologa Jaremy Piekutowskiego z
profesorem socjologii Andrzejem Zybertowiczem na temat cywilizacji
w techno-pułapce. Dialog między nimi wpisuje się w
niezwykle popularny gatunek literacki.
Naukowiec, profesor socjologii może dzięki temu podzielić się
z czytelnikami o różnym statusie społeczno-kulturowym poglądami na
wiodący dla książki temat, unikając tym samym metodologicznych przesłanek.
Tego typu książka nie musi być recenzowana, chociaż ma swoje rekomendacje
publicystyczno-wojskowe.
Gdyby prof. A. Zybertowicz chciał zgłosić ten tytuł do
ewaluacji, to powinien mieć problem. Inna rzecz, że jego poglądy i stylistyka
narracji nie różnią się od tej, jaką uprawiał Zygmunt Bauman, też profesor
socjologii, który pisał eseistycznie, publicystycznie i wydawał tego typu
dialogi, ale jest bardziej ceniony w naszym kraju w środowisku lewoskrętnych
socjologów, pedagogów, politologów i filozofów.
Dialog czyta się tak samo, jak słucha muzyki lekkiej i
przyjemnej, rozrywkowej, chociaż poruszana w nim problematyka ma ciężkostrawny
charakter. Skoro bowiem doradca prezydenta RP zajmuje się od lat nie tylko
naukoznawstwem, socjologią nauki, ale i fenomenem różnego rodzaju wojen i służb
bezpieczeństwa w skali makropolitycznej, to zapewne projekcyjnie, podświadomie
ujawni w rozmowie z dość dociekliwym i sceptycznym interlokutorem jakieś
tajniki operacji na społeczeństwach, w tym także na polskim.
Jak ktoś będzie chciał wyciągnąć wnioski na temat tego, jak
różne władze państwa manipulują nami, naszym społeczeństwem, instytucjami,
środowiskami społecznymi, to zapewne odnajdzie w tych dialogach wiele
inspiracji, które mogą posłużyć albo do prowadzenia badań naukowych, albo do
kreowania teorii spiskowych, Te ostatnie są bliższe Zybertowiczowi, bo wydaje
mu się, że w ten sposób można odwrócić uwagę bardziej dociekliwych czytelników
od spraw w krajowej polityce i jego współsprawstwie.
Książka sprzyja temu, by dobrze przygotować się do
nadchodzących wyborów i zadawania pytań tym kandydatom, którzy w ogóle do tego
dopuszczą (wiadomo już, którzy nie dopuszczą). Wówczas zorientujemy się w tym,
kto i w czym oraz w jakim zakresie był, jest lub zamierza być (współ-) lub
(anty-)sprawcą zmian społecznych.
Przywołana dziś publikacja ma swoje ukryte cele, skoro
przeczytał ją najpierw generał brygady. Nie bez znaczenia jest też autocenzura,
bo nie łudźmy się, że to, co socjolog odsłania w swojej narracji, jest szczerą
prawdą o naszej rzeczywistości czy też prawdą naukową, bo nimi nie jest.
Natomiast jej lektura nie powinna skutkować biernością humanum,
wycofaniem się z możliwej kontrreakcji nie tyle i nie tylko na cyber-zagrożenia
w ramach własnej profesji, roli czy pozycji społecznej, ale może w pierwszej
kolejności na stojące i ukrywające się za nimi osoby, sprawców, kreatorów (a
może i kreatury?).
W rozmowie autonarracyjnej jest mnóstwo demagogii,
propagandy, retorycznych taktyk politycznych, które w istocie mogą mieć na celu
zepchnięcie czytelnika do roli potulnego odbiorcy, akceptującego obecną
formację rządzącą. Trudno mu będzie polemizować z wyimkami, potocznie
formułowanymi i dobranymi przykładami zdarzeń, które miały miejsce w innym kraju,
innym ustroju, innym czasie, w odmiennym od polskiego kontekście politycznym,
gospodarczym, kulturowym i militarnym. Wszystko jest tu płynne jak baumanowska
ponowoczesność, by nie można było nad niczym poważnie się zatrzymać i uzyskać
dowody lub chociażby jakieś wskaźniki realu.
Jak ktoś jest pracownikiem korporacji, czyli korposzczurem,
to dowie się, że i tak jest "nikim" w porównaniu do tych, którzy
zarządzają tą strukturą realizując cyniczne interesy swoich zwierzchników
(s.57). Ktoś, kto jest informatykiem, ekonomistą, anglistą, psychologiem itp.,
itd. zapewne chce się realizować w ramach swojej profesji, by służyć innym lub
rozwiązywać ważne dla społeczeństwa czy dla nich zadania, projekty.
Zybertowicz zaś doda do tego jeszcze jedną, ukrytą
funkcję, jaką jest wpisanie się w grę ideologiczno-polityczną bogatych
korpowładców, którzy należą do wytworzonej dzięki podlegającym im zasobom ludzkim
wąskiej, najwyższej kasty kreatywnej ludzi. Reszta to "podludzie",
podwykonawcy na rzecz czyjegoś bogactwa. Będą zagryzać się wzajemnie w
rywalizacji i wspinaczce ku górze, stosując zapewne różne, także nieetyczne
metody walki o zysk. To gra o sumie zerowej, w której czyjś zysk jest kosztem czyichś strat. Te muszą nastąpić w tej strategii.
Rozmówca pisarza J. Piekutowskiego już na wstępie krytykuje
technogadżeciarzy, technopasjonatów, technoentuzjastów, chociaż sam także
korzysta z udogodnień nowych mediów, a kto wie, może i nie musi sam serfować w
sieci, gdyż czynią to już za niego i dla niego jego podwładni, współpracownicy?
Stara się nas przekonać do czegoś, co jest już absurdalne,
niemożliwe i nieadekwatne także do osobistej sytuacji, byśmy nie logowali się w
sieci, nie rejestrowali apek, najlepiej nie kupowali telefonów komórkowych,
tabletów, komputerów tylko wrócili do lasu, do natury, bo w ten sposób odetniemy
miliarderów Doliny Krzemowej od nieuzasadnionego i nienormalnego już bogactwa i
wynoszenia się jak techno-nadludzie ponad ludzką cywilizację.
Jednak sam jest na Twitterze, w sieci i korzysta z cyfrowych
dobrodziejstw, bo... jednym służą one do realizacji DOBRA (osobistego,
zawodowego, społecznego itp.), a innym - ZŁA. Nie wiem, czy rzeczywiście
bogacze Doliny Krzemowej chcą rządzić światem i - jak twierdzi
Zybertowicz: są wewnętrznie przekonani, że należą do odmiennej, lepszej
kategorii osób (s. 54), skoro na co dzień, w naszym kraju, znacznie
bliżej znani nam, bo obecni w przestrzeni publicznej władcy państwa być może
też mają takie przekonania?
Być może tak jest, w odróżnieniu od socjologa, który
formułuje swoje tezy w formie sądów oznajmujących. ONI - jak stwierdza - uruchomili
proces rzeczywistego kastowo-rasowego podziału (przykrywając to po drodze
ideologiami różnorodności, praw mniejszości itd.) (tamże).
W kraju-raju też to mamy od lat. Może warto, by wreszcie
któryś z socjologów przyjrzał się "elitom" władzy, ale nie z
pozycji lewo- czy prawoskrętnej, tylko naukowej, pozytywistycznej,
bezzałożeniowej, hermeneutycznej.
Skoro - jak wynika z narracji A. Zybertowicza - najbogatsi, "kognitywni rasiści" są w każdym
społeczeństwie mocno zdegradowaną przez praktyki
władz politycznych kastą, to jednak są wyjątkową jej formacją, skoro korzystają z tylko jej
dostępnych dobrodziejstw różnego rodzaju i w różnych sferach życia. Czy
jednak w związku z tym rozwijają elitaryzm poznawczy? Czy może w świetle polskiej polityki
niektórzy z nich nie posiadają wyższych, szczególnie intelektualnie
kompetencji, by rządzić innymi (tamże), gdyż są marionetkami na usługach
patointeligencji? To, co wszystkich w jakiejś mierze łączy, to właśnie
cyber-technologia.
Zybertowicz stwierdza: Z jednej strony cały czas
doskonalone są technologie manipulacji, czego jednym z wielu przejawów jest
mikrotargeting, a z drugiej strony ci manipulatorzy najwyraźniej metodycznie
dążą do uzyskania szybkiego dostępu do zasobów podświadomości mas
ludzkich (s. 55). To dotyczy także sytuacji w polskiej, a nie jakiejś
wyimaginowanej rzeczywistości społecznej.
Być może ma rację A. Zybertowicz, że należy uważać na tych
polityków, którzy ubierają się w szaty demiurgów, chcąc nas rzekomo uczynić
szczęśliwymi ludźmi. Uczmy tego młodzież w szkołach średnich, by potrafiła
odróżniać propagandę demiurgów naszego dobrostanu od ukrytych interesów
wzbogacającej się na tym władzy, której wcale nie zależy na tym, by wyrównywać
jakiekolwiek nierówności społeczne, uzyskać wyższy poziom sprawiedliwości
społecznej, gdyż asymetrie były, są i będą.
W żadnym państwie kapitalistycznym nie udało się i nie uda
zlikwidować stratyfikacji społecznej, natomiast pod sztandarami walki z
dyskryminacją można nadal znakomicie się bogacić, chociaż nie na takim poziomie
jak ci z Doliny Krzemowej czy z chińskich laboratoriów. Najbogatsi już nie muszą
dalej się bogacić, bo i tak nie zabiorą tego ze sobą do grobu. Natomiast
(...) chcą poszerzyć pole, na jakim pieniądze można legalnie zamieniać
na władzę i wpływy (s.47).
Zdaniem A. Zybertowicza (...) cyber destabilizuje
real. To, co cyfrowe, psuje to, co analogowe (s. 38). Jednak
cybertechnologie nie tylko psują, ale i doskonalą to, co jest analogowe, czego
doświadczamy w medycynie, technice, usługach czy edukacji. To, że wszystko może
mieć odwróconą funkcję, wiemy od starożytności, więc Zybertowicz nie odsłania
nam jakiejś wyjątkowej prawdy o fenomenach życia społecznego.
Na szczęście są jeszcze w naszym życiu zmienne niezależne od
czyjejś skali naszej władzy lub zniewolenia, bogactwa lub ubóstwa,
mądrości lub ignorancji, wykształcenia lub analfabetyzmu itp., itd. To są te czyniki,
których nie będzie w stanie uwzględnić sztuczna inteligencja, gdyż nie będzie
miała dostępu do ich faktycznych źródeł.