11 października 2025

Sztuka w epoce algorytmów. Czy AI może mieć duszę?

 




Na Wydziale Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego odbyła się dyskusja, która w gruncie rzeczy nie była rozmową o technologii, lecz o człowieku. Tematem panelu była relacja między sztuką a sztuczną inteligencją, ale w głosach panelistów brzmiało coś głębszego: pytanie o sens twórczości w świecie, w którym coraz mniej rzeczy naprawdę od nas zależy.

Punktem wyjścia stał się cytat z Jakuba Żulczyka, przywołany przez prowadzącego:

„AI nie ma nam nic do zaoferowania, jest puste w środku, może być tylko narzędziem.”

Ta myśl, będąca wyrazem intuicji niż definicją, rozgrzała uczestników. Jedni bronili przekonania, że roboty nigdy nie będą zdolne do aktu twórczego, inni widzieli w AI kolejny etap ewolucji sztuki. Dyskusja, momentami emocjonalna, ujawniła coś, co w kulturze dzieje się po cichu: przesunięcie granicy między tym, co „autentycznie ludzkie”, a tym, co symulowane.

Nowy pędzel epoki cyfrowej



Prof. Politechniki Łódzkiej Jacek Stańdo przypomniał, że podobne lęki pojawiały się zawsze, gdy technologia wkraczała w obszar sztuki. Fotografia miała „zabić” malarstwo, kalkulator - myślenie, komputer - wyobraźnię. Jednak każda z tych innowacji otwierała nowe przestrzenie.

„Sztuczna inteligencja będzie jak kalkulator dla matematyki czy tubka z farbą dla impresjonistów” - mówił Stańdo. AI „zmienia sposób pracy, ale nie znosi sensu tworzenia.”

Dla części uczestników AI to po prostu kolejny pędzel w dłoni artysty. Narzędzie, które pozwala eksperymentować z formą, łączyć style, przekraczać techniczne ograniczenia. Jak zauważyła dr Daria Szymborska, różnica między artystą a użytkownikiem AI będzie podobna jak między osobą ćwiczącą z aplikacją fitness a tą, która pracuje z trenerem personalnym. Obie mogą się rozwijać, ale tylko jedna rozumie proces i potrafi nim pokierować.

Sztuka bez zapachu farby

Z drugiej strony, w wypowiedziach prof. Bogusława Śliwerskiego, Jacka Świgulskiego i ks. prof. WSD Jana Wolskiego wybrzmiewał niepokój o utratę autentyczności doświadczenia. Śliwerski zwracał uwagę, że prawdziwe dzieło sztuki angażuje zmysły, emocje i pamięć, a więc to, co jest niepodrabialne. „AI jest zewnętrzną sterownością, natomiast człowiek powinien być wewnątrzsterowny. Gdy tworzę obraz, czuję zapach farby, fakturę płótna, wagę gestu, zaś algorytm niczego nie czuje.”

Jacek Świgulski, malarz i pedagog z Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi, podkreślał, że tworzenie to akt egzystencjalny, a nie estetyczny: „Ja nie maluję dla ludzi. Maluję dla siebie. Sztuka to forma rehabilitacji duszy. Tego żadna technologia nie zastąpi.” W tej perspektywie dzieła generowane przez AI są jak lustra bez odbicia, perfekcyjnie gładkie, ale pozbawione sensu. Można je podziwiać, ale nie można się w nich przejrzeć.

Pomiędzy humanizmem a posthumanizmem

Moderator panelu zwrócił uwagę, że przyszłość sztuki nie będzie należeć ani tylko do ludzi, ani tylko do maszyn. Raczej do hybryd, w ramach których człowiek i algorytm współdziałają ze sobą. To, co najciekawsze, rodzi się właśnie w napięciu między świadomością a algorytmem.

Z tej perspektywy AI nie jest wrogiem sztuki, lecz wyzwaniem dla jej istoty. Może prowokować, inspirować, zmuszać do pytania o to, czym właściwie jest twórczość.
Czy wystarczy, że coś wywołuje emocje, aby było dziełem sztuki? Czy odbiorca, wiedząc, że obraz stworzył algorytm, potrafi jeszcze przeżyć autentyczny zachwyt?

Niektórzy uczestnicy uznali, że nie. Inni,  że to już się dzieje: rynek sztuki reaguje na AI jak na nową modę, a prace generatywne osiągają wysokie ceny na aukcjach. Być może, jak zauważył jeden z panelistów, to tylko kolejny etap w komercjalizacji piękna,  „inwestowanie w kopię oryginału, bo oryginał jest zbyt ludzki, by się sprzedawać”.

Sztuka z człowiekiem w centrum

Z dyskusji nie da się wyprowadzić prostego wniosku „za” lub „przeciw” AI w sztuce. Raczej pojawił się głęboki namysł nad tym, jak żyć w epoce, w której sztuka staje się wspólnym dziełem człowieka i algorytmu. Paneliści zgodzili się w jednym: AI może tworzyć obrazy, dźwięki, teksty, ale nie znaczenia. Te rodzą się dopiero w człowieku, który patrzy, słucha i czuje.

„Sztuka pozostanie przestrzenią sensu a sensu nie da się wygenerować.” AI, w najlepszym razie, może być lustrem, w którym odbija się nasza potrzeba kreacji. W najgorszym może stać się karykaturą tego, co ludzkie.

Może właśnie to napięcie, ów niepokój i zachwyt zarazem, są dziś nowym punktem wyjścia dla sztuki. Jeśli bowiem robot potrafi nas zmusić do pytania o duszę, to znaczy, że wciąż jeszcze jej potrzebujemy. 

 

Ps. AI poproszona o zilustrowanie panelu, zaproponowała poniższą wersję: 



(źródło foto: WNoW UŁ) 

10 października 2025

Harcerze już nic nie muszą?


Na Międzynarodowym Kongresie Global Congress of Flourishing w dniach 8-10 października 2025 roku w Sosnowcu debatują pedagodzy, teolodzy, psycholodzy i socjolodzy o warunkach zdrowia dzieci i młodzieży na świecie. Znakomicie korespondowała z tematem wiodącym Kongresu, który zorganizowała Akademia Humanitas, odpowiedź na pytanie:  Czy można zachęcać członków ruchu skautowego/harcerskiego do samowychowania, nie wiążąc tego z sensem składania przyrzeczenia harcerskiego? Czy można być harcerzem, nie podejmując pracy nad sobą? 

W tych pytaniach odbija się współczesny dylemat ruchu, który niegdyś był szkołą charakteru, a dziś coraz częściej staje się wspólnotą emocji i relacji.

 W tym roku przeprowadziłem w ramach programu Uniwersytetu Łódzkiego "Zdolny uczeń - świetny student"  kolejne badania pilotażowe wśród 149 harcerzy i instruktorów na temat ich postaw wobec wartości. Współpracowali ze mną łódzcy instruktorzy ZHP i ZHR, którzy  pomogli w dotarciu do respondentów via media społecznościowe.  

Wyniki tego sondażu są wskaźnikiem głębokich zmian mentalnych i metodycznych w ruchu harcerskim. Okazuje się, że młodzi ludzie są świadomi ważnych w ich życiu wartości, lecz nieco innych niż te, które przyświecały ich poprzednikom. Na pierwszym miejscu pojawia się szczęście, zaraz potem przyjaźń, spokój i miłość. 

Z kolei na wartości związane z odpowiedzialnością, służbą czy pracą nad sobą częściej wskazują starsi instruktorzy niż młodsi harcerze. Wynika z tego, że współczesne harcerstwo w dużej mierze przesunęło akcent z wychowania ku samowychowaniu. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie to, że praca nad sobą, pozbawiona wymiaru samowychowawczego, staje się tylko dążeniem do dobrego samopoczucia.

Tymczasem skauting od swoich początków był szkołą wolności, doskonalenia własnego charakteru, a nie trwania w komforcie. Twórca skautingu Robert Baden-Powell uważał, że wychowanie nie polega na przymusie, ale na wewnętrznej potrzebie doskonaleniaDrużynowy miał być nie nadzorcą, lecz starszym bratem. Nie uczył, lecz „skłaniał do samowychowania”. Nie wymagał posłuszeństwa, lecz inspirował do służby.

Zasadą, według której działa skauting, jest to, że bierze się pod uwagę pomysły chłopca, jego zainteresowania i zamiast uczyć, skłania się go do samowychowania (R. Baden-Powell).

Baden-Powell odważył się rozwiązać stary spór między swobodą a dyscypliną. Nie chciał wychowania opartego na nakazach, ale i nie wierzył w wychowanie bez wysiłku.
Twierdził, że młody człowiek sam musi chcieć być lepszy i że ten wewnętrzny impuls to prawdziwa siła wychowania.

Dziś jednak oficjalne hasło największej organizacji harcerskiej (ZHP)  brzmi: „Nic nie musisz, ale możesz poszerzać swoje horyzonty.”  Takie podejście zdejmuje z wychowania harcerskiego to, co jest w nim fundamentalne, a więc wysiłek samowychowawczy, jego sens. Jeśli bowiem „nic nie musisz, ale możesz ...”, to czy nie będzie to służyło osłabianiu własnej mocy sprawczej? 

Z moich badań wynika wyraźnie, że nowa kultura wychowania kształtuje też inny typ postawy moralnej. Zamiast twardych zasad moralnych, pojawia się relatywizm i „zależność od sytuacji”. Zamiast pracy nad charakterem,  jedynie praca nad własnym nastrojem, a zamiast ideału, komfort osobisty.

Nie znaczy to, że młodzież jest mniej moralna. Raczej inaczej rozumie się moralność jako bardziej rozwijaną przez empatię niż obowiązek, bardziej przez relacje społeczne niż zasady moralne. Swoistego rodzaju wyzwaniem pedagogicznym jest to, jak zachować głębię samorozwoju i uspołecznienia, nie tracąc sensu wartości harcerskiego ruchu. 

Harcerstwo od swoich początków było ruchem samowychowawczym, a nie społecznym projektem rekreacyjnym czy survivalowym. Było „szkołą charakteru”, a nie tylko wspólnotą działań prospołecznych. Dlatego dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebuje ono powrotu do własnych korzeni, do idei, że człowiek jest kowalem swojego losu, a wychowanie pośrednie polega na rozbudzeniu w każdym harcerzu odwagi, by sam ten los kształtował. 

Try to leave this world a little better than you found it. (Staraj się zostawić świat nieco lepszym, niż go zastałeś.” W tym jednym zdaniu Bi-Pi zawiera się sens skautingu, bowiem nie zmienia się świata po to, by jednostkom osobowym było w nim dobrze, gdyż to harcerze i ich instruktorzy mają się zmieniać, by dzięki temu także świat stawał się coraz lepszy.  



09 października 2025

Nieopłacałność krytyki literatury oświatowej i pedagogicznej

 



W 1921 roku powstało w Polsce czasopismo "Bibljografia Pedagogiczna" poświęcone przeglądowi książek i pomocy szkolnych oraz wydawnictw pedagogicznych. Kwartalnik wydawało Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego adresując je do nauczycieli, naukowców i wydawców prac pedagogicznych. W części urzędowej zamieszczało rozporządzenia, przepisy i ogłoszenia resortu, zwracając uwagę na te podręczniki szkolne i pomoce dydaktyczne, które miały znacznie dla pracy nauczycieli. 

Natomiast "część nieurzędową" przeznaczano na omówienia i recenzje literatury pedagogicznej, by nauczyciele, ale także bibliotekarze wiedzieli, które książki i pomoce dydaktyczne zostały dopuszczone do użytku szkolnego. Jak deklarowano: 

"Prócz tego w części nieurzędowej zamieszczane będą szczegółowe oceny podręczników szkolnych, książek do czytania dla młodzieży i pomocy naukowych, na których oparła się ich ocena sumaryczna, zawarta w urzędowej części pisma. Będzie to ujawnienie motywów decyzyj Komisji, kwalifikującej książki i pomoce, oraz ułatwienie nauczycielstwu orjentacji co do kierunku, jakości braków, wad i zalet poszczególnych książek. Ważnym nakoniec działem części nieurzędowej pisma będzie przegląd nowych wydawnictw pedagogicznych, względnie mających związek ze szkołą i wychowaniem. Celem nie będzie dawanie szczegółowych sprawozdań krytycznych, lub stworzenie terenu dla dyskusyj i polemik" (s. 1-2, 2021).       

W dobie powszechnego dostępu do źródeł wiedzy, w tym także jej publikatorów, po przeszło stu latach od ukazania się czasopisma "Bibljografja Pedagogiczna" nie ma w XXI wieku ani takiego periodyku, jakim dysponują czytelnicy literatury pięknej np. "Nowe Książki", ani też portalu, który publikowałby rzeczowe analizy i oceny wydawanej w kraju literatury pedagogicznej, w tym także wydawanych czasopism i środków dydaktycznych. Nauczyciele przedszkoli oraz wszystkich typów szkół mają wprawdzie dostęp do stron wydawców wąsko specjalistycznych pism czy  oficyn naukowych, ale wiadomo, że nie publikują one recenzji swoich produktów, z wyjątkiem tych, które mają charakter recenzji wydawniczych. Jeśli tak czynią, to nieliczne oficyny.

Refleksyjni nauczyciele publikują na wybranych przez siebie portalach oświatowych omówienia interesujących dla nich publikacji metodycznych, natomiast naukowcy nie czynią tego w odniesieniu do rozpraw naukowych z dwóch powodów: pierwszy, to nieuznawanie w ocenie parametrycznej ich dyscypliny takich recenzji, a jeśli dokonują tego na łamach czasopism naukowych, co jest rzadkością, to doświadczają krytyki ze strony swoich przełożonych, gdyż artykuły recenzenckie otrzymują 50 proc. wartości punktowej przypisanej pismu przez MNiSW, zaś recenzje - 25 proc. 

Nie "opłaca się" zatem pisanie, a tym bardziej publikowanie merytorycznych recenzji lub artykułów recenzenckich. Nauka nie rozwija się bez krytycznej analizy i ocen. Ich brak sprawia, że dostępne na rynku wydawniczym czasopisma i książki są źródłem wiedzy, ale także częściowo niewiedzy niektórych ich autorów. Co z tego, że mają stopień naukowy, skoro wytwarzają pseudonaukowe prace. 

Naukoznawcy apelują o krytycyzm, ale ten przejawia się jedynie w części postępowań w sprawie nadania stopnia naukowego czy tytułu profesora. Niedobrze, że produkowane są na podstawie błędnych założeń i wyników badań pomoce dydaktyczne czy narzędzia diagnozy, bo sięgający po nie, nie wiedzą, że są one obciążone błędami, a zatem nie spełniają swoich założonych funkcji. Bywa, że szkodzą w procesie diagnozy.     

                  


08 października 2025

Pęknięcie między raportem TALIS a polską rzeczywistością oświatową

 




Opublikowany przez OECD Raport TALIS 2024 brzmi dziś jak kronika złudzeń. Jeszcze półtora roku temu świat, a wraz z nim Polska, zachwycał się wskaźnikami, które miały świadczyć o „dobrym samopoczuciu” nauczycieli: 90 % zadowolonych z pracy, wysoki poziom relacji z uczniami, umiarkowany stres. Problem w tym, że to dane z innego świata, z epoki chwilowej wiary po jesiennych wyborach do Sejmu RP w 2023 roku, że reforma szkoły da się naprawić kilkoma gestami. Rok 2025 brutalnie te złudzenia rozwiał.

Ciszej nad tą szkołą

Ministerialne komunikaty brzmią jak echo z politycznie nadzorowanego PR-u: „Nauczyciele są zadowoleni”, „Reforma się przyjęła”, „Nowe przepisy upraszczają życie szkół”. Tymczasem raportów, które potwierdziłyby te tezy po prostu nie ma. Instytut Badań Edukacyjnych zapowiedział w lipcu publikację raportu o skutkach nowych zasad prac domowych, po czym... dokument nie pojawił się w przestrzeni publicznej. Został jedynie komunikat o jego istnieniu, nie sam raport. 

(facebook_1759869414700_7381427325557695607.jpg)

Według doniesień medialnych, MEN nie przyjął dokumentu, bo zawierał zbyt krytyczne wnioski: że motywacja uczniów spadła, że szkoły pogrążyły się w chaosie, że nauczyciele są zdezorientowani. Czyżby eksperci z IBE mieli teraz „dostroić” swoje wnioski do pozytywnej narracji władzy? To byłby ironiczny symbol czasu: raport o pracach domowych, który sam nie może „wrócić do domu”, bo nie pasuje do politycznego przekazu.

W szkołach wyczerpanie i milczący bunt

Jeśli spojrzeć w głąb systemu, obraz jest znacznie ciemniejszy niż ten z tabel OECD. Z raportu Małopolskiego Centrum Doskonalenia Nauczycieli (2025) wynika, że tylko 46 % nauczycieli czuje się w dobrej kondycji psychicznej. Reszta balansuje między przeciążeniem (22,9 %), wyczerpaniem (ok. 14 %), a poczuciem braku rozwoju (19–21 %). Co czwarty nauczyciel przyznaje, że nie widzi sensu w swojej pracyTo już nie są subiektywne wrażenia, ale dane z trzech tysięcy ankiet. 

To także echo z klas lekcyjnych, w których rośnie liczba nadgodzin, a brakuje kilkadziesiąt tysięcy nowych nauczycieli. W 2025 roku, według danych ZNP, ponad 20 000 wakatów wymusza pracę jeszcze zatrudnionych na granicy ich sił fizycznych i psychicznych. Biurokracja zamiast znikać, rozrasta się, zaś nauczyciele reagują buntowniczym pragmatyzmem: w ankiecie ZNP aż 96 % badanych opowiedziało się za likwidacją „godzin dostępności”. Pomysł, który miał poprawić kontakt z rodzicami, stał się symbolem absurdów administracyjnych.

Lekceważone przez ideokrację w MEN raporty naukowe i oświatowe   

Niepokoi coś jeszcze: próżnia informacyjna. Nie istnieje żaden ogólnokrajowy raport MEN, który w 2025 roku przedstawiałby aktualny obraz kondycji nauczycieli. To, co wiemy, pochodzi z badań związków zawodowych, organizacji pozarządowych i kuratoriów albo z pojedynczych raportów regionalnych, jak wspomniany powyżej małopolski. Reszta to komunikaty i „zapowiedzi publikacji”. 

Tymczasem w kuratoriach mówi się otwarcie o skali wypalenia zawodowego nauczycieli. Przypomniałbym jeszcze trafne określenie prof. Aleksandra Nalaskowskiego (z 1997 roku), że w sterowanej przez partiokratów polskiej oświacie jest już wypalona przestrzeń zawodowa nauczycieli. Na Mazowszu zorganizowano konferencję pod hasłem „Nie bądź obojętny”, podczas której przyznano, że wypalenie może dotyczyć nawet 70 % nauczycieli.  Kto zatem kształci a raczej zniekształca nasze dzieci? Wspomniany komunikat nie trafił na portal MEN zapewne dlatego, że nie da się go zamienić w optymistyczną notatkę.

Kondycja nauczyciela to kondycja państwa

Władza lubi mówić, że nauczyciele „ciągną” system. Problem w tym, że coraz częściej ciągną go bez wsparcia, bez uznania i bez nadziei. Nie trzeba wielkiej metafory, bo wystarczy zapoznać się z danymi na ten temat. Nauczyciele są dziś bardziej zmęczeni niż kiedykolwiek, bardziej osamotnieni, bardziej bezsilni wobec chaosu prawnego i ideologicznych zmian, które wyprzedzają refleksję pedagogiczną. Jeśli raport TALIS 2024 miał być dowodem na ich dobrostan, to w świetle 2025 roku trzeba go czytać jak dokument historyczny, jak pocztówkę z epoki chwilowego optymizmu. Zanim przyszła codzienność: cicha, męcząca, rozciągnięta między biurokracją a bezsilnością.

Postscriptum: 

O czym dziś milczą MEN i eksperci rzekomo monitorujący w IBE deformę edukacji? 

Nie sposób nie zauważyć symbolicznej zbieżności: TALIS 2024 pokazywał nauczycieli w statystykach, a IBE w komunikatach. Do szkół jednak uczęszczają konkretne osoby  dzieci, młodzież, dorośli a nawet emeryci. Są one pełne  ludzi, którzy czują się ignorowani. To oni są dziś prawdziwym wskaźnikiem jakości edukacji. Nie rubryka w Excelu z danymi OECD, lecz człowiek, który rano otwiera dziennik elektroniczny i zastanawia się, czy jeszcze ma siłę tłumaczyć świat tym, którzy tez nie chcą go zrozumieć, bo jest tak toksyczny. 


07 października 2025

Między schematem a obrazem ciała. O człowieku, który zatracił wstyd i zachwyt

 


Dzisiejszy wpis inspirowany jest wystąpieniem dr hab. Joanny Femiak, prof. Akademii Wychowania Fizycznego im. Józefa Piłsudskiego w Warszawie, wygłoszonym w dniu 4 października 2025 roku podczas Ogólnopolskiej Konferencji Wychowanie fizyczne, sport i olimpizm w edukacji, kulturze i społeczeństwiena Wydziale Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego. Wypowiedź Profesorki AWF, trenerki biznesowej i terapeutki, stanowi refleksję humanistyczną nad współczesnym rozumieniem ciała między naukami humanistyczno-społecznymi, kulturą i duchowością. 

Jak stwierdziła na wstępie: „Kto nie zna swojego ciała, nie zna świata".  

W epoce, w której ciało stało się ekranem dla cudzych spojrzeń, słowa Joanny Femiak brzmią jak wezwanie do odzyskania podmiotowości. Psycholożka i filozofka z warszawskiego AWF w swoim wystąpieniu Między schematem a obrazem ciała przywołuje dwa pojęcia, które pozwalają zrozumieć nasze cielesne istnienie: schemat ciała i obraz ciała. W rzeczywistości mówi jednak o czymś znacznie głębszym, a mianowicie  o tym, że człowiek utracił duchowy wymiar własnej cielesności.

(źródło: Ilustracja we współpracy z ChatGPT 5)


Schemat ciała, jak wyjaśniała J. Femiak, to dynamiczna mapa neuronalna,  wzorzec zapisany w mózgu, który pozwala nam poruszać się, reagować, przystosowywać do zmian. Ciało nie jest stałe,  uczy się, zapomina, rekonstruuje. Nawet w doświadczeniu choroby czy niepełnosprawności zachowuje zdolność do odnowy.

W tym sensie ciało nie potrzebuje lustra,  potrzebuje ruchu i doświadczenia. A jednak, współczesność zatraciła tę prostą mądrość. Ruch stał się częścią autoprezentacji, a ciało narzędziem autopromocji.

Obraz ciała a kultura samozachwytu i wstydu

Obraz ciała to psychologiczny i kulturowy konstrukt, to sposób, w jaki siebie widzimy i jak pozwalamy się widzieć innym. I tu zaczyna się niepokój. Bo dziś ten obraz formuje nie filozofia, lecz algorytmMłodzi ludzie budują swoje „ja” z pikseli i lajków. Szaleją na TikToku, przeglądają się w Instagramie, żyją w trybie autoprezentacji. To, co miało być zabawą, stało się tresurą spojrzenia, ustawicznego podglądania siebie, a bywa, że i  codziennym rytuałem samozachwytu, podszytego lękiem, że ktoś zauważy jakąś niedoskonałość.

Ci, którzy nie mieszczą się w estetycznym kadrze, zostają wyśmiani lub wykluczeni. To już nie tylko kryzys obrazu ciała, ale kryzys duchowości i intymności.  Tam bowiem, gdzie wszystko jest wystawione na widok publiczny, znika miejsce na wstyd, a wraz z nim na prawdziwą bliskość.

Ja cielesne  przestrzeń, w której mogę być sobą

Prof. AWF J. Femiak przywołuje koncepcję „ja cielesnego” prof. Stanisława Kowalika. Podkreślała, że jest to struktura psychiczna, która scala schemat i obraz ciała. To przestrzeń, w której człowiek doświadcza siebie nie przez ocenę, lecz przez obecność.
Kiedy biegniemy, pływamy, tańczymy, gdy czujemy rytm serca, oddech, ciężar własnego ciała, jesteśmy „u siebie”. To doświadczanie siebie, które „nigdy nas nie zawiedzie”, jak mówiła psycholożka, nawet gdy ciało się starzeje, słabnie, choruje, bo prawdziwa tożsamość cielesna nie rodzi się w lustrze, lecz w ruchu, przeżyciu i świadomości.

Między Sartre’em a TikTokiem

Zderzenie myśli Damasio i Sartre’a, o którym mówiła J. Femiak, to spotkanie dwóch światów: neuronauki i egzystencjalizmu. Damasio chciał zrozumieć człowieka przez biologię; Sartre przypominał, że człowiek potrafi zapytać siebie: dlaczego mnie to porusza? Dzisiejsza kultura nie zrozumiała żadnego z nich. Nie zna już ani ciała, ani duszy. W zamian produkuje błyskotliwe, puste, jednorazowe obrazy. Człowiek, który dawniej zakrywał ciało w geście szacunku dla tajemnicy, dziś odkrywa je w poszukiwaniu uznania.  W tym odsłanianiu coraz częściej gubi intymność, ten cichy, duchowy wymiar obecności, w którym można naprawdę spotkać siebie i drugiego człowieka. Może właśnie w tym leży najważniejsze przesłanie wykładu prof. AWF Joanny Femiak:

Nie chodzi o to, by uciec od ciała, lecz by nauczyć się w nim zamieszkać. Ciało to nie wstydliwy dodatek do duszy, ale jej dom. Przez ciało uczymy się świata, bliskości, bólu, wysiłku, miłości. W ciele zapisane jest nasze doświadczenie wolności i nasza zdolność do współczucia. Wychowanie fizyczne, o którym mówiła J. Femiak, nie powinno więc polegać na mierzeniu wyników, lecz na uczeniu świadomej obecności w ruchu. Tylko wtedy ciało staje się narzędziem rozumienia świata a nie jego spektaklem. „Nie do osiągów, nie do wyników, ale do tego, by tam być, w środku.” W czasach, gdy ciało jest wystawione na widok publiczny, prawdziwą odwagą jest pozostać przy sobie. Zamknąć ekran, wziąć głęboki oddech, poczuć puls. Nie po to, by wyglądać, ale by istnieć.


(Foto z konferencji w UŁ- moje)