03 grudnia 2025

Po co szkoły quasi publiczne nadają imię wybranej postaci?

 


Tak prowokacyjne pytanie jest pochodną wczorajszego postu. Jeśli naprawdę wybrzmi, to może zainteresuje każdą radę pedagogiczną, każde grono rodziców i każdy organ szkolny, gdyż dotyka sedna istniejącej w wielu szkołach quasi publicznych iluzji, w której nazwa ma zastępować treść, a symbol praktykę. Znakomicie pisała o tym  wraz z zespołem uczonych wielu generacji Maria Dudzikowa. 


Po co szkoły nadają imię postaci, skoro w codzienności jej nie realizują? Zachęcam do refleksji, którą warto uruchomić w środowisku szkolnym. Zaznaczam, że moja analiza nie dotyczy szkół prowadzonych przez Kościoły, podmioty religijne, gdyż te są jedynymi, co do których powyższe pytanie jest bezprzedmiotowe.  

Imię jest łatwiejsze niż idea. Nadać imię można szybko, bo wystarczy uchwała rady pedagogicznej, głosowanie, uroczystość, sztandar, patron na stronie internetowej. Chociaż organizacyjnie to wszystko nie musi był łatwe, to jednak skupiamy się na tym, co jest widoczne, uroczyste i zamknięte w czasie, a co wymaga jednorazowego wysiłku.

Natomiast pracować na co dzień w duchu patrona… wymaga wysiłku ciągłego, często przez lata. Szkoła jako instytucja jest pełna obowiązków wynikających z rozwiązań prawnych, papierologii, nadzoru „pedagogicznego”, ale rzadko kadra ma przestrzeń i odwagę, by podjąć ten trud wyjścia poza administracyjno-polityczne zobowiązania.

Patron/-ka bywa wizerunkowy/-a, chociaż jej/jego imię kreuje wizerunek szkoły. Czasem na zewnątrz wygląda to tak: „Nasza szkoła nosi imię wybitnego… (tu wstaw: bohatera, pedagoga, poety, artysty, patrioty).” Być może daje to prestiż, choć pokolenie Z i Alfa zrywa z takim podejściem do historycznego samozachwytu. To wygląda ładnie na sztandarze, dobrze brzmi w okolicznościowych przemówieniach, ale wizerunek nie zobowiązuje do spójności wewnątrzszkolnej pedagogii i konsekwencji wobec patrona. Wartości zapewne są tu brane pod uwagę, ale te mają charakter uniwersalny, ponadczasowy, niekoniecznie związany z imieniem patrona/-ki.

Dyrekcje szkół lubią bezpieczne symbole, neutralne historycznie postaci, bo nie mówią już nic nowego, nie stawiają wymagań, nie wchodzą w konflikt z bieżącą polityką, nie wymagają od szkoły „żywotności ich idei”. Wspomniany przeze mnie Aleksander Kamiński, paradoksalnie, okazuje się bezpieczny, gdy sprowadza się go do roli autora lektury szkolnej - „Kamieni na szaniec”, podczas gdy jego prawdziwa pedagogika społeczna była rewolucyjna, oparta na wolności, dzielności, pracy nad charakterem, odpowiedzialności i samorządności. Okazuje się, że często woli się bohatera z pomnika niż ponadczasowego myśliciela, który wymaga holistycznego działania.

Polski system szkolny nie sprzyja patronom-ideom nawet, gdyby szkoła chciała realizować myśl swojego/-j patrona/-ki, gdyż nadzór szkolny za to nie nagradza. Nadzorcy premiują dokumenty, zgodność działania z przepisami, administracyjną poprawność, raporty, procedury, standaryzację, a nie wolność, kreatywność, działanie, pracę w małych grupach, samorządność, odwagę wychowawczą itp. Dlatego patron/-ka często zostaje w gablocie, a codzienność toczy się „jak zawsze”.

Już nie pytamy o to, „co to zmienia?”, chociaż tak sformułowane pytanie jest kluczowe: Co zmienia się w szkole po nadaniu imienia? W większości szkół odpowiedź brzmi - „Nic” lub „niewiele”, i to jest właśnie problem, na który zwracam uwagę. 

W gruncie rzeczy nie wprowadza się do programu wychowawczego, w tym do statutu danej szkoły jakichkolwiek treści nawiązujących do życia i dzieł patrona, imienia. Czy zatem imię zobowiązuje, kogo i do czego? Uczniów? Tylko uczniów? Jeśli już, to dlaczego nie nauczycieli?  

W Polsce niemal każda szkoła ma swojego patrona. Na fasadach widnieją nazwiska bohaterów, poetów, uczonych, harcerzy, reformatorów. Są tablice, sztandary, uroczystości. Zwykle dostojne, czasem wzruszające, zawsze starannie zainscenizowane, a potem… imię znika z horyzontu codzienności.

Uczniowie wracają do lekcji, nauczyciele do realizacji podstawy programowej a dyrektorzy do dokumentów. Patron/-ka, który/-a jeszcze wczoraj był/-a bohaterem/-ką akademii, dziś staje się tym, czym dla wielu jest nazwa ulicy - śladem pamięci a nie punktem odniesienia.

Imię ma sens tylko wtedy, kiedy nadaje kierunek, a nie wówczas, kiedy jest dekoracją. Jeśli szkoła nadaje imię, którego na co dzień nie realizuje, to nie ma patrona/-ki. Ma tylko nazwę. Ja zaś uważam, że to nie powinien być jedynie pomnik, izba czy gablota pamięci, ale postać znacząca zobowiązująca do określonych postaw, zachowań.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nie będą publikowane komentarze ad personam