Jednym
z najbardziej krytycznych wniosków PIAAC dla Polski jest niski udział
dorosłych w kształceniu formalnym i pozaformalnym, szczególnie niski wśród
osób o niskich kompetencjach. Potwierdza to mechanizm samowykluczenia, w efekcie którego osoby najbardziej potrzebujące dokształcania, najrzadziej w
nim uczestniczą, a to zjawisko utrwala kompetencyjną polaryzację rynku
pracy.
Raport IBE wielokrotnie podkreśla niską motywację
respondentów, problemy z doborem próby, a także niedoszacowanie
wyników. Wymienione zastrzeżenia metodologiczne pełnią tu jednak
funkcję amortyzatora odpowiedzialności systemowej płatnika badań i
zwierzchnictwa MEN wobec IBE. Nie pada bowiem pytanie, dlaczego
właśnie w Polsce motywacja była niska? Czy brak zaufania do państwa i
instytucji publicznych nie jest elementem tego problemu? OECD w innych
krajach łączy zaangażowanie respondentów z kulturą instytucjonalną,
zaś IBE tego nie uwzględnia. Czyżby nie chciano tego dostrzec?
Polska ma relatywnie wysoki poziom formalnego wykształcenia, ale
umiarkowany i nierówny poziom realnych kompetencji dorosłych. Widać
wyraźnie rozbieżność między posiadanymi przez Polaków dyplomami a faktycznymi
kompetencjami, między absolwentami kształcenia ogólnego i zawodowego młodymi a
starszymi osobami, między centrami a peryferiami, generując jedno z kluczowych
wyzwań edukacyjnych i cywilizacyjnych, które lekceważone są przez kolejne
rządy, w tym także obecną formację polityczną.
Co
z tego, że najwyższe wyniki są wśród zdiagnozowanych w wieku 16-24 lat absolwentów ogólnodostępnego szkolnictwa, skoro i tak rzekome osiągnięcia w badaniu lokują ich na przedostatnim miejscu wśród
wszystkich uczestniczących w tym badaniu z innych krajów? Ewidentnie jest
widoczna a przemilczana przez autorów raportu IBE-PIB, dysproporcja w kompetencjach po
opuszczeniu przez młodych dorosłych systemu szkolnego.
Wyniki badań PIAAC
pokazują, że w Polsce kompetencje nie są systematycznie
podtrzymywane, a spadek umiejętności wraz z wiekiem życia jest szybszy niż w
większości krajów, w tym państw nordyckich. Edukacja dorosłych nie kompensuje
efektu starzenia się zdobytych w szkole kompetencji. Innymi
słowy Polska szkoła jakoś uczy, ale państwo nie uczy dalej. To
fundamentalne pęknięcie między wynikami PISA a PIAAC.
Z
PIAAC wynika, że wielu dorosłych Polaków nie używa w pracy
kompetencji zdobytych w szkole, zwłaszcza w sektorach niskopłatnych
i rutynowych, co prowadzi do dezaktywacji poznawczej (skills
atrophy), a więc kompetencje nieużywane zanikają szybciej niż
kompetencje nigdy niezdobyte. Znaczna część dorosłych nie posiada
kompetencji rozwiązywania problemów w środowisku cyfrowym, a wielu w
ogóle nie podjęła się testu komputerowego, co oznacza, że luka
cyfrowa w Polsce nie jest już efektem szkoły, lecz braku uczenia się po
szkole.
Najbardziej
wymownym wskaźnikiem braku uczenia się jest sposób, w jaki władze MEN traktują nauczycieli. W społeczeństwie i państwie uczącym się nauczyciel
jest nośnikiem wiedzy instytucjonalnej, kulturowej, współtwórcą
reform, partnerem w procesie zmiany. W Polsce nauczyciel
bywa przedmiotem podejrzliwości, adresatem sprzecznych
oczekiwań, kosztem budżetowym i problemem wizerunkowym. Władza, która
nie ufa nauczycielom, nie ufa też własnej szkole, a skoro tak, to nie jest
zdolna uczyć się od nich czegokolwiek.
Polityka
doskonalenia Polaków w zakresie uczenia się przez całe życie to polityka
resetów, oparta na założeniu, że „wdrażany przez poprzednią formację
polityczną system edukacyjny był błędny z definicji”. Skutkiem tego
jest zerwana ciągłość kadr nauczycielskich i pedagogicznych, utrata
pamięci instytucjonalnej, demotywacja nauczycieli oraz chaos
normatywny dla uczniów i rodziców.
W
analizach OECD często wskazuje się na konieczność lifelong learning,
podczas gdy w Polsce mamy do czynienia z czymś głębszym kryzysowo, bo
z przerwaniem ciągłości samego systemu szkolnego jako instytucji
publicznej, z uczeniem się w kolejnych latach życia nie po to, by mieć kolejne
certyfikaty, dyplomy (m.in. typu "collegium tumanum" czy temu podobnych
pseudoakademickich placówek). Wyniki PIAAC oznaczają brak kumulacji
doświadczenia instytucjonalnego, brak uczenia się w Polsce systemu
oświatowego na własnych błędach. Permanentne „deformy” zastępują
(samo-)doskonalenie, (samo-)kształcenie. Bez stabilnej polityki oświatowej
nie da się zbudować stabilnego i efektywnego uczenia się także osób dorosłych.
Szkoła
stała się w Polsce narzędziem „przywracania ładu” albo „walki z
przeszłością”, miejscem rozstrzygania konfliktów, których nie potrafi
rozwiązać polityka dorosłych, zakładnikiem narracji „odzyskiwania” i
„unieważniania”. Państwo zajęte walką o symbole nie ma zdolności
refleksyjnej. Nic dziwnego, że w tej sytuacji reformy szkolne w Polsce
pełnią funkcję legitymizacji nowej władzy, zerwania z poprzednikami
i mobilizacji własnego elektoratu. Państwo, które reformuje się
przez negację, nie sprzyja uczeniu się przez całe życie, bo ono się tylko
przemieszcza z jednego krańca na drugi.
Wyniki
badań PIAAC pokazują, co się dzieje w Polsce, gdy system szkolny
przestaje być przewidywalny, gdy nauczyciele tracą sens inwestowania w
długofalowy rozwój a szkoła przestaje być instytucją zaufania
publicznego. W tym sensie raport PIAAC nie jest tylko zbiorem danych
o najniższych kompetencjach Polaków w wieku 16-65 lat, ale jest
też raportem o bylejakości naszego państwa i wtórnej oraz funkcjonalnej
analfabetyzacji będącej przedmiotem diagnozy części społeczeństwa.
Rozpoznawalna różnica
między uczeniem się a brakiem adekwatnego reagowania władz
oświatowych decyduje o tym, czy edukacja staje się czynnikiem rozwoju
czy wypalenia autoedukacyjnego, łupem politycznym dla kolejnej ideokracji
czy państwem, którego obywatele nie chcą lub nie potrafią się uczyć.
W
Polsce jednak szkoła nie jest lustrem, w którym państwo się przegląda, ale
raczej jest ekranem projekcyjnym, na który kolejne władze rzutują
własne wyobrażenia, interesy, lęki i ambicje partyjne. W tym przejawia się
zasadnicza różnica między społeczeństwem uczącym się a
państwem, w którym edukacja jest mu narzucana nieudolnie i niekompetentnie.
W
raporcie IBE nie znajdziemy nieprawdziwych danych. Z faktami się nie dyskutuje, co jednak nie oznacza, że nie należy ich interpretować! Manipulacja autorów tego raportu polega na ramowaniu interpretacyjnym, selekcji akcentów, przesunięciu
odpowiedzialności oraz prewencyjnym rozbrajaniu krytyki
państwa. Tak wygląda klasyczny mechanizm instytucji podporządkowanej
resortowi, która musi dostarczyć danych, ale takich, które nie
uruchomią krytyki MEN jako decydenta.
Polski raport PIAAC informuje o silnym spadku u osób dorosłych kluczowych kompetencji wraz z
wiekiem ich życia. Potwierdzają to szczególnie niskie wyniki w grupie 45–65 r.ż. oraz duże różnice
międzypokoleniowe. Jak to wykorzystują autorzy raportu IBE-PIB? Przesuwają
akcent na „efekt starzenia się”, „strukturę demograficzną Polski”
oraz „obiektywne procesy biologiczne i kohortowe”. Dlaczego to
sprzyja manipulacji? Ministra może powiedzieć, że fatalne wyniki nie są
następstwem polityki resortu, państwa, wojny polsko-polskiej, doktryny etatystycznej władz politycznych, ale starzejącego się społeczeństwa.
Stosuje
się też w neutralizacji danych psychologiczny wentyl bezpieczeństwa, czego klasycznym przykładem jest właśnie kolejny raport IBE, wskazujący na niższe zaangażowanie
Polaków w test, możliwe „zaniżenie wyników” i problemy z motywacją do
udziału, czego to badanie nie diagnozowało. Jak to działa politycznie?
Ministra może powiedzieć, to Polacy zaniżyli wyniki, więc raport jest
nieadekwatny do rzeczywistego poziomu wiedzy i kompetencji Polaków, zatem to
nie system oświatowy, ale ich mentalność odpowiada za niskie wyniki.
Badania
PIAAC wykazują bardzo niski poziom adaptive problem solving, wysoki
odsetek osób, które nie podjęły testu komputerowego, ale autorzy IBE-PIB
usprawiedliwiają je „wykluczeniem cyfrowym”, „brakami
infrastrukturalnymi”, „trudnościami adaptacyjnymi osób starszych”. Widać, jak pojmowanej niezależności sprzyja rejestr danych z badań.
Ministra
może powiedzieć, że trzeba w związku z tym doposażyć szkoły i seniorów w
sprzęt elektroniczny”, ale już nie przyzna, że system edukacji nie
nauczył korzystania z technologii cyfrowej, że państwo nie stworzyło
infrastruktury uczenia się dorosłych oraz że szkoła była przez lata
skupiona na testach, a nie na rozumieniu treści. Problem zostaje zatem
zredukowany do techniki, a nie rzeczywistych uwarunkowań danych kompetencji.
IBE-PIB
znajduje się w szczególnej pozycji, bowiem produkuje dane (PISA,
PIRLS, TIMSS, PIAAC itd.), interpretuje je krajowo, doradza
ministrowi, zarządza procesami reformy. W teorii brzmi to
racjonalnie. W praktyce tworzy koncentrację epistemicznej władzy, w
której ten sam podmiot jest jednocześnie producentem wiedzy, jej tłumaczem
i operatorem zmiany systemowej. W tym układzie „neutralność” przestaje być
cnotą, a staje się techniką unikania odpowiedzialności
politycznej i zaprzecza wiarygodności naukowej. Nauka bowiem to nie tylko opis danych.
Neutralność
wobec wskaźników sugeruje depolityzację skutków decyzji władzy. Kiedy
IBE-PIB stwierdza (implicite): „PISA pokazuje X”, „TIMSS wskazuje
Y”, „wyniki są złożone”, to nie mówi, które decyzje MEN
doprowadziły do tego stanu, które reformy pogorszyły lub poprawiły
wyniki, jakie alternatywy były ignorowane. Nie ma w tym ostrożności
naukowej, gdyż jest to zawieszenie relacji między wiedzą a władzą. W
efekcie wskaźniki nie ograniczają polityków, nie stają się
podstawą rozliczenia, pozostają „tłem”, nie kryterium decyzji.
Kluczowy
paradoks polega na tym, że instytucja, która nie może siebie zakwestionować
ponieważ realizuje badania międzynarodowe, odpowiada za ich
metodologiczną poprawność, generuje strukturalny konflikt
epistemiczny: jak ostro krytykować politykę edukacyjną, skoro jej skutki
są mierzone przez instytucję, która z tą władzą polityczną
współpracuje. W rezultacie krytyka zostaje
„zmiękczona”, interpretacja staje się ostrożna do granic
beztreściowości, wskaźniki przestają być narzędziem presji, a stają
się elementem stabilizacji narracji władzy instrumentalizując wiedzę
bez potrzeby fałszowania danych. Wystarczy zatrudnić w radzie naukowej profesorów czy doktorów, by asekurować się przed naukową krytyką.
Jak
to wzmacnia populizm MEN? Populizm MEN nie musi kwestionować
wyników PISA, PIAAC, PIRLS itp. podważać metodologii, atakować
ekspertów. Wystarczy, że przejmie ich język rzekomej
neutralności, powoła się na „złożoność wyników”, i ogłosi kolejne
fazy badań. IBE-PIB, zachowując pozorną neutralność, dostarcza
populizmowi legitymacji eksperckiej, braku konfliktu
poznawczego, uspokajającej narracji ciągłości. To dlatego mamy do
czynienia nie z konfliktem MEN–eksperci, lecz z symbiozą
epistemiczną.
Dlaczego
to jest populizm, a nie technokracja? Technokracja wiąże dane z
decyzjami, pokazuje koszty, wskazuje winnych i
odpowiedzialnych. Populizm administracyjny utrzymuje dane w stanie
zawieszenia, stwierdza, że coś jest skomplikowane, chroni decydentów
przed rozliczeniem. Neutralność IBE-PIB wobec własnych wskaźników nie
burzy władzy, nie tworzy ryzyka politycznego, nie zmusza jej do
korekty, a to jest definicyjna cecha populizmu w wersji
instytucjonalnej.
W
świetle teorii Pettita, jeśli jedna instytucja może jednocześnie produkować
wiedzę, interpretować ją i monitorować reformy, bez możliwości
skutecznego zakwestionowania jej narracji, to mamy do czynienia z
dominacją epistemiczną. Nawet jeśli dane są rzetelne, badania
międzynarodowe, a procedury poprawne. Dominacja polega
na możliwości arbitralności, a nie na jej nadużyciu. Czyżby w grę wchodziły jedynie interesy ekonomiczne i polityczne?
(slogan na platformie IBE-PIB)
Tak oto IBE-PIB zachowując rzekomą „neutralność” wobec własnych wskaźników, pełni
funkcję amortyzatora populizmu MEN. Nie dlatego, że chce
manipulować, że jest politycznie stronniczy, lecz dlatego, że nie
oddziela roli badacza od roli aktora reformy, nie wprowadza konfliktu
poznawczego do sfery publicznej, nie dopuszcza alternatywnych, krytycznych
interpretacji jako równorzędnych. Instytucja diagnozująca edukację nie
może zarządzać jej reformą, bo wtedy wiedza przestaje ograniczać władzę, a
zaczyna ją chronić. Każdy, kto w tym uczestniczy, zdradza wartości
nauki na rzecz legitymizacji deformacji oświatowej polityki publicznej i kształtowanie w społeczeństwie fałszywej świadomości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie będą publikowane komentarze ad personam