Oś
sporu o edukację obywatelską w Polsce od 2024 roku nie dotyczy tego, czy
wychowywać do demokracji, lecz w jaki sposób to czynić, w jakim zakresie, i czy
szkoła nie naruszy granicy neutralności światopoglądowej. Można go
sprowadzić do trzech napięć:
1. edukacja
obywatelska vs. indoktrynacja polityczna,
2. kompetencje
obywatelskie vs. aktywizm,
3. neutralność
szkoły vs. formowanie postaw publicznych.
W
tej perspektywie edukacja obywatelska nie powinna polegać na wprowadzaniu
uczniów w bieżące spory polityczne, lecz na kształtowaniu kompetencji
uczestnictwa w sferze publicznej poprzez doświadczenie współdziałania,
komunikacji i odpowiedzialności począwszy przede wszystkim od ich obecności w
szkole. Tak rozumiana edukacja pozwala odróżnić wychowanie obywatelskie od
aktywizmu politycznego, a jest to rozróżnienie kluczowe dla współczesnych debat
o roli szkoły nie tylko w Polsce, ale każdym kraju demokratycznym.
W
sytuacji hegemonii w polityce oświatowej jednej formacji ideowej edukacja
obywatelska jako kształcenie do partycypacji publicznej bardzo łatwo
przekształca się w edukację do reprodukcji aktualnej konfiguracji władzy
symbolicznej. Już Karl Popper zwracał na to uwagę, że
fundamentalny warunek społeczeństwa otwartego nie może być
ignorowany. Nie wystarczy mówić o demokracji i edukować o demokracji czy
nawet do demokracji. Warunkiem społeczeństwa otwartego jest realna
możliwość krytyki dominującej narracji, konkurencja wizji dobra wspólnego
oraz odwracalność rozstrzygnięć natury społeczno-politycznej.
Jeśli
sfera publiczna jest monologiczna, premier a w ślad za nim minister
edukacji normatywnie określa, co jest „demokratyczne”,
to wyklucza alternatywne języki np. konserwatywne, republikańskie,
religijne. Nie ma wówczas sfery publicznej w sensie Poppera,
lecz sferą uznaniową, nawet jeśli władze posługują się językiem
demokracji. W takiej sytuacji „edukacja obywatelska” nie uczy
krytycznej partycypacji, wbrew deklaracji MEN, lecz w sposób skrywany przed
społeczeństwem oczekuje adaptacji nauczycieli i uczniów do wdrażania
obowiązującego dyskursu ideologicznego.
Nawet
przywołujący pedagogikę Johna Deweya nie wiedzą, nie rozumieją, że
autor szkoły demokratycznej nie przewidział w pełni, a czego doświadczamy
z perspektywy XX i XXI wieku, że instytucje edukacyjne mogą zostać
przejęte przez jedną dominującą wizję normatywną demokracji, która nie
dopuszcza własnej krytyki. Wówczas szkoła nie jest laboratorium
demokracji, lecz laboratorium socjalizacji ideologicznej.
Najtrafniej
uchwycił to Antonio Gramsci w swojej teorii hegemonii kulturowej wykazując,
że władza hegemoniczna, która ukrywa przemoc kulturową, posługuje
się edukacją jako kluczowym narzędziem stabilizacji porządku
symbolicznego. W tym sensie edukacja obywatelska może
być hegemoniczną praktyką, nawet jeśli odwołuje się do języka pluralizmu i
demokracji. Obywatele, w tym rodzice uczniów i ich nauczyciele mają nie tylko
nie dociekać, do jak pojmowanej demokracji ma edukować szkoła, ale też nie
kwestionować uczestniczenia w sytuacji pozoru uspołecznienia.
Oto,
dlaczego alternatywne wizje i praktyki demokracji są określane jako
„niedemokratyczne”, a krytyka obowiązującej narracji jest delegitymizowana
jako „antywartościowa”, albo antypaństwowa. W warunkach ideowej dominacji
jednej formacji polityczno-kulturowej można co
najwyżej uczyć kompetencji adaptacyjnych,
konformistycznych, wprowadzać w obowiązującą
narrację, kształtować „obywatela kompatybilnego” z aktualnym władztwem
symbolicznym.
Nie
ma edukacji do społeczeństwa otwartego, społeczeństwa wiedzy, lecz do
społeczeństwa selektywnej otwartości, pozorowanej wolności, fikcyjnego
pluralizmu. Jest natomiast edukacja obywatelska w określonym modelu
demokracji, który jest adekwatny do aktualnego układu władzy symbolicznej
(ideokratycznej), jaką od 1993 roku reprezentowały i nadal to kontynuują
formacje rządzące w oświacie (rzekomo publicznej).
Demokracja
bez realnego pluralizmu nie znika , ale zmienia język w przekazie publicznym i
podręcznikowym. Edukacja obywatelska w takim kontekście nie uczy wolności,
lecz jej dopuszczalnej wersji przez kolejną partię
władzy. Zwracam uwagę na punkt graniczny, w którym normatywne
teorie demokracji zderzają się z realną strukturą władzy.
Nie
można twierdzić, że jest to wypaczeniem demokracji, lecz jej
nowoczesną, stabilną formą, która sprowadza się do standaryzacji „warunków
demokracji” przez władze państwowe, które tworzą rząd w wyniku wygrania wyborów
parlamentarnych zgodnie z procedurami ustrojów demokratycznych. W polskiej
wersji służy to delegitymizacji sprzeciwu jako
„niedemokratycznego”, prywatyzacji alternatyw („jak się komuś nie podoba
szkoła quasi publiczna, to może wysłać dziecko poza ten system, do edukacji
domowej lub niepublicznej) i redukcji pluralizmu do formalnego istnienia
opozycji parlamentarnej.
Politykę
oświatową ministerialni urzędnicy mają wykorzystywać przede wszystkim do walki
z opozycją a nie wprowadzać rozwiązania odwołujące się do standardów
ponadpartyjnie ujmowanego procesu kształcenia jako dobra wspólnego,
ogólnonarodowego. Polskie społeczeństwo nie jest monistycznie światopoglądowe,
a dzieci nie są własnością Kościoła, związków zawodowych, państwa z jego
hegemoniczną partią władzy.
Polskie
społeczeństwo, w którym „public” uległo rozpadowi, a komunikacja została
skolonizowana przez władzę ideokratyczną, doświadcza tego, że nawet
partycypacja obywatelska jest w nim zakazana. Przypominam odmowę, blokady
referendów przez kolejne rządy od czasu wprowadzania patogennych zmian
ustrojowych w szkolnictwie.
W
tych sprawach konsekwentnie wetowali je premierzy za rządów AWS, SLD/PSL,
PiS/LPR/Samoobrona, PO/PSL, PiS/Zjednoczona Prawica i obecnie KO. To
rządzący określają formy dopuszczalnego uczestnictwa obywateli w sprawach
publicznych, w tym w edukacji szkolnej, bo one są zawsze czyjeś.
Jakby
przewidywał taki scenariusz John Dewey, który pisał w The Public and
Its Problems bardzo kluczownie: „Public is eclipsed”, czyli że
sfera publiczna może zniknąć, nie przestając formalnie istnieć. To, czego
amerykański filozof i pedagog nie przewidział, to skali instytucjonalnej
hegemonii, jakiej dziś doświadczamy w inżynierii społecznej ideokracji, która
manipuluje świadomością społeczną wykorzystując do tego media, prawo, edukację
i język propagandy.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Nie będą publikowane komentarze ad personam