(źródło: facebook_1738420577866_7291464383427701445.jpg)
Rządowy
„sukces” w walce z kryzysem oświatowym polega na tym, że w szkołach i
placówkach oświatowych dyrektorzy zatrudnili w tym roku szkolnym prawie 70 tys.
emerytowanych nauczycieli, wśród których najstarszy miał 85 lat. Piszę w czasie
przeszłym bo nie wiem, czy przeżył powrót do klasy szkolnej, a jeśli nawet, to
czy nie jest jedynie zarejestrowany i pobiera wynagrodzenie, zaś i tak jest na
zwolnieniu lekarskim? Nauczyciel-emeryt może przyjść do pracy, ale nie musi, bo
i tak pobiera środki z ZUS. Nikt tego zjawiska nie monitoruje, bo liczą się dane
liczbowe, a nie jakościowe.
Nastolatkowie
muszą przyjść do szkoły, by nie mieć nieobecności. Nauczyciel może być
nieobecny, usprawiedliwiony. Nie ma na wolnym rynku usług publicznych
"nauczycielskiej giełdy" czy "targu niewolników", gdzie
dyrektor szkoły mógłby zakontraktować "zakupienie" potrzebnego w
szkole nauczyciela przedmiotu.
Czytam
list od młodego wiekiem filologa polskiego, któremu zaproponowano podjęcie
pracy w liceum ogólnokształcącym w ramach zastępstwa zapewne za takiego
emeryta. Być może już zatrudnieni w tej placówce niektórzy nauczyciele mają
dość. "Jednak nie mam siły. 5 klas 30 osobowych i 4 h indywidualne.
150 uczniów do obsłużenia, niby zastępstwo, ale jednak, nie mam siły
przeciwstawić się młodzieży teraz... Uciszaj te 30 osobowe klasy... Nie mam
siły na pracę w szkole... Młodzież, rodzice, odpisuj im na Librusie... . Bez
sensu... ".
Coraz
bardziej obrotni, zaradni (przedsiębiorczy) nauczyciele odchodzą ze szkół. W
czasie roku szkolnego nie mogą tego uczynić, więc biorą zwolnienia lekarskie. W
tym czasie już mogą udzielać korepetycji w sieci. Uczniowie zaś ... muszą sobie
sami poradzić, jeśli ich na to stać. Co za różnica, kto przyjdzie w ich szkole
na zastępstwo, skoro nikogo w gruncie rzeczy nie obchodzi spowodowana
tym strata czasu.
Młodzi
absolwenci studiów magisterskich, którzy nawet posiadają uprawnienia do pracy w
szkole, nie chcą tej pracy podejmować, bo wynagrodzenie jest na poziomie płacy
minimalnej, a warunki pracy w wielu szkołach są na niskim poziomie kulturowym,
organizacyjnym i materialnym. To wolą nie pracować, żyć "na kocią
łapę", na rodzicielskim garnuszku lub podejmując prace zarobkowe na
odpowiadających im warunkach.
Coraz
lepsi nauczyciele przenoszą się do cyberprzestrzeni, bo ta stała się dla nich
nowym środowiskiem godnego zarobkowania w ramach tzw. korepetycji. Za godzinę
lekcyjną od jednego dziecka pobiorą ok. 150 zł. a przecież korki udzielane są w
kilku-kilkunastoosobowych grupach, toteż za jedną godzinę dobry nauczyciel może
zarobić w sieci ponad tysiąc złotych. Niektórzy już chwalą się, że
potrafią każdego miesiąca odłożyć na koncie oszczędnościowym co najmniej 8 tys.
zł.
MEN
zamierza przetrzymać nauczycieli w szkołach oferując im po 10 latach pracy
dwumiesięczne wynagrodzenie, po 15 latach pracy trzymiesięczne
wynagrodzenie, a po 20 latach pracy sześciomiesięczne wynagrodzenie w ramach
nagrody jubileuszowej. Jednorazowo! To nie będą tak wysokie podwyżki ich
uposażeń. Po 45 latach mieliby otrzymać trzystuprocentowe miesięczne
wynagrodzenie.
Rzeczywiście,
jest to propozycja dla kadr, które już raczej i tak nie zmienią miejsca pracy.
Jak podaje Karolina Nowakowska z "Gazety Prawnej": "W grupie wiekowej 51-60
lat pracuje aż 172 640 nauczycielek, które stanowią 23 proc. ogółu nauczycieli
w Polsce. Z kolei 13 457 to liczba nauczycieli, którzy mają co najmniej 61
lat". Co tak naprawdę uratowali seniorzy? Przede wszystkim uratowali własne życie, bo ich emerytury są bardzo niskie.
Rząd
otrzymał środki unijne w ramach KPO, których część przekierował na rzekomą
reformę edukacji szkolnej. Pieniądze trzeba szybko zakontraktować i wydać,
toteż nie ma znaczenia, że będą spożytkowane znowu konsumpcyjnie, a więc przez
tych, którzy już uczestniczą w pozorowanej, doraźnej zmianie podstaw
programowych kształcenia ogólnego tak, jakby rzeczywiście miało to świadczyć o
poważnej a koniecznej zmianie w polskim systemie szkolnym.
Kto
będzie realizował te zmiany? W jednej trzeciej stanu kadr oświatowych mają to
czynić osoby w wieku emerytalnym. Już widzę ten ich zapał, zachwyt,
zaangażowanie, poszukiwanie nowych metod, form, środków pracy dydaktycznej z
dziećmi i młodzieżą zamykaną w klatach systemu klasowo-lekcyjnego. Dyrektorzy
IBE - PIB słusznie twierdzą, że czeka nas "luka wdrożeniowa". Czy to
asekuracja przed kolejną klapą?