Agnieszka Janiszewska obroniła na Wydziale Nauk o Wychowaniu Uniwersytetu Łódzkiego rozprawę doktorską pod niezwykle intrygującym tytułem: "Przymus tworzenia w narracjach artystów. Perspektywa psychopedagogiczna". Napisała ją w ramach studiów III stopnia, w Szkole Doktorskiej Nauk Społecznych pod kierunkiem prof. Krzysztofa Szmidta.
Jak zaznaczyła we wstępie, pierwotną
inspiracją do podjęcia kwestii przymusu tworzenia były jej osobiste "(...)
doświadczenia zawodowe (pedagogiczne) współpracy z twórcami, a także interakcje
z przedstawicielami profesji artystycznej o charakterze prywatnym. Te pierwsze
miały miejsce zwłaszcza w ramach warsztatów rozwojowych (coachingowych) dla
twórców, prowadzonych przeze mnie m.in. w instytucjach (domach i ośrodkach)
kultury i sztuki".
W okresie
pandemii nawiązała kontakt z 24 artystami, dociekając w rozmowie z nimi
odczuwanej przez nich konieczności ekspresji twórczej z punktu widzenia ich
dążeń samorealizacyjnych. Mnie jednak zainteresowała w tej
dysertacji kwestia tych uwarunkowań w procesie pierwotnej i wtórnej
socjalizacji, w toku edukacji szkolnej, które stanowiły istotny czynnik
podejmowania i kontynuowania własnej aktywności twórczej wbrew wszelkim
barierom i przeszkodom. Byłem ciekaw, czy i w jakim stopniu uczęszczanie do
powszechnej szkoły sprzyja także przymusowi ekspresji twórczej u młodych ludzi.
Tych kwestii
jednak nie badano, ale można wydobyć je z przywoływanych cytatów twórców,
którzy są już rozpoznawalni w środowiskach młodzieżowych czy szerzej, w
społeczeństwie polskim. Janiszewska przeprowadziła bowiem wywiady z artystami w
wieku od 28 do 83 lat, którzy uprawiają bardzo zróżnicowane profesje
artystyczne jak malarstwo, rysunek, grafikę, literaturę piękną, poezję,
fotografię, kompozycję, śpiew i reżyserię. Jej interlokutorzy wyrazili zgodę na
ujawnienie ich nazwisk, dzięki czemu świat popkultury czy potencjalnie
zainteresowani tekstami biograficznymi mogą skorzystać z tej pracy jako nośnika
interesujących wątków z życia i działalności twórczej artystów. Byli nimi (w
nawiasie podano wiek artysty):
MALARZE:
Andrzej Gosik (58), Arkadiusz Mazurkiewicz (39), Adam Michałowski (53), Dariusz
Twardoch (62), Krystyna Raczkiewicz (65);
ARTYŚCI
PLASTYCY: Tamara Sass (54), Małgorzata Jeżyk (42), Renata Krawczyk (29), Kamila
Wojciechowicz-Krauze (28);
FOTOGRAFICY:
Piotr Nadolski (65), Dariusz Klimczak (53), Michał Karcz (42);
KOMPOZYTORZY:
Hanna Kulenty (59), Andrzej Kwieciński (36),
PIOSENKARZE:
Magdalena Zawartko (30), Piotr Rogucki (42), Adam Ostrowski - O.S.T.R. –
raper, (42)
PISARZE/POECI/SCENARZYŚCI:
Jerzy Jarniewicz (61), Joanna Bator (52), Barbara Sadurska (45),
Magdalena Starzycka (83), Andrzej Ziemiański (60), Zośka Papużanka (42) ,
Tomasz Tryzna (73).
Nie ulega
wątpliwości, że spotkanie pedagożki z przedstawicielami sztuki musiało
pozostawić trwały ślad zarówno w jej rozwoju, egzystencjalnej i kulturowej
refleksji o pracy twórczej, jak i pozwoliło znaleźć odpowiedź na dręczące ją
pytania. Wywiad telefoniczny nie jest wprawdzie pełnowartościowym spotkaniem z
drugą osobą, gdyż nie ma możliwości konfrontowania treści wypowiedzi z
niewerbalnymi reakcjami, które w istotnym zakresie czynią mniej lub bardziej
wiarygodnym ów przekaz myśli, postaw czy informacji, jednak czas izolacji ludzi
w okresie pandemii Covid-19 mógł pomimo tego nadawać pośredniej komunikacji
wyższy walor autentyzmu, szczerości.
Doktorantka dekodowała treść wywiadów z artystami pod kątem poświęcania przez nich życia towarzyskiego i rozrywek na rzecz twórczości, autoteliczności potrzeby tworzenia, poczucia naturalności i lekkości tworzenia, braku zrozumienia genezy i mechaniki procesu twórczego, dużej roli nieświadomości w procesie twórczym i tytułowym dla pracy przymusu tworzenia. Ubocznym efektem jej badań są ujawnione przez rozmówców konteksty edukacyjne ich twórczej pasji i zaangażowania.
Nieliczni artyści nawiązywali w swojej narracji do edukacji szkolnej.
Jeśli pojawiały się wątki wychowawcze czy szkolne, to albo miały 1) pozytywną
konotację, albo 2) niosły z sobą toksyczne wspomnienie. Nikt nie rodzi się
artystą, ale odpowiednie środowisko edukacyjne, specjalistyczne wsparcie
lub ich brak czy nawet przeciwieństwa powodują, że można osiągnąć sukces.
Przykłady:
ad.1.1.)
Magdalena Zawartko:
"I od
razu po szkole zdałam na studia do Akademii Muzycznej we Wrocławiu na Wydział
Wokalny i kierunek wokalno-aktorski. I w tym samym czasie również założyłam we
Wrocławiu Młodzieżową Akademię Musicalową. To było w ogóle moje zadanie domowe
z liceum. Na przedmiocie przedsiębiorczość napisałam taki biznesplan właśnie i
stwierdziłam, że po szkole już jestem na tyle oczywiście w cudzysłowie
przygotowana, żeby założyć własną szkołę, że to zrobiłam. No i oczywiście owoce
to przyniosło dopiero później, ale gdzieś tam rzeczywiście funkcjonuje to już
jedenasty rok (…).
Więc moim
zdaniem, to jest wszystko kwestia promocji i gdzieś tego umuzykalnienia,
dlatego ja też, powracając trochę do edukacji, bardzo naciskam zawsze, żeby edukacja
muzyczna dzieci była na jak najwyższym poziomie, bo wtedy nawet
słuchając muzyki już dziecko chłonie pewne rzeczy i bardziej rozumie muzykę,
jest gotowe na to, żeby nie słuchać tylko muzyki disco polo, popowej, rockowej,
tylko muzyki gdzie harmonia jest dużo bogatsza, bogatsze instrumentarium, że
dzieci są otwarte na to i gotowe na słuchanie trudniejszej muzyki, bo mówi się,
że ta muzyka jest trudniejsza i ludzie jej nie słuchają, bo jest dla nich za
trudna, bo jej nie rozumieją (…)" (s. 387).
"Uważam,
że takie wychowanie w rodzinie muzycznej jest dużym walorem, ale
zwłaszcza jeżeli chodzi o takie po pierwsze osłuchanie się z muzyką wszelaką.
Jeżeli ktoś później zaczyna, to też później na niego dużo rzeczy wpływa i to
jest już mimowolne, nawet jeżeli chcemy nadrobić dużo rzeczy. Ja kiedyś miałam
to naturalnie, że po prostu u mnie się w domu słuchało np. nie wiem muzyki
barokowej. No kto teraz normalnie wstaje rano i puszcza sobie Bacha do
śniadania, no trochę nie. U mnie to było takie, że to jest normalne, że to jest
muzyka ok, super. I mam teraz np. wielką potrzebą pójść do filharmonii, do
NFM-u, zabrać tam moje dzieci" (s. 446).
ad.
1.2.: Andrzej Kwieciński:
"(...) w
tym okresie był festiwal, który się nazywał, chyba jeszcze istnieje, Uczniowskie
Forum Muzyczne, UFM i to było co roku organizowane przez uczniów, i to była
właśnie prezentacja twórczości wszystkich studentów, i było to mega
niesamowite, używając jakichś kolokwializmów, ponieważ wszystkie moje utwory z
tego okresu były wykonywane. Mieliśmy chór, mieliśmy do dyspozycji również
orkiestrę szkolną. To są ogromne, ogromne zalety i doświadczenie dla
kompozytora. W inny sposób nie da się uczyć (…). To było fantastyczne miejsce.
Ten cały ferment twórczy. Po prostu naprawdę absolutnie cudowny czas w moim życiu,
za który zawsze będę dozgonnie wdzięczny, bo to była luksusowa sytuacja. To się
bardzo rzadko zdarza, żeby kompozytorzy mieli tak luksusowe warunki do
tworzenia.
ad.
1.3.: Dariusz Klimczak:
"Pamiętam,
że w ósmej klasie podstawówki wygrałem ogólnopolski konkurs
plastyczny i szczerze to dużo zmieniło, bo uwierzyłem w swoje
umiejętności, w swoje zdolności. Miałem kolegę w bloku, który zastanawiał się,
do jakiej szkoły iść po podstawówce i on chciał iść do liceum plastycznego i
mnie namówił. Poszedłem, no i myślę, że to był dobry wybór, chociaż powiem
pani, że wbrew woli rodziców. Rodzice woleli, żebym miał jakiś praktyczny
zawód, żebym był elektronikiem powiedzmy czy elektrykiem, czy mechanikiem
samochodowym. (s. 442).
ad.1.4. Małgorzata
Jeżyk:
"Pokierowała
mnie pani od plastyki: „no bo ty ładnie rysujesz, to może byś poszła do liceum
plastycznego” (…). Ale znowu moja mama mnie nie chciała puścić. Sama kończyła
liceum plastyczne i powiedziała, że tam jest ciężko. No i wiadomo bała się. No ale
jakoś tam w ósmej klasie pani sobie nie wyobrażała, żebym chociaż nie
spróbowała, ta pani od plastyki. No i tak spróbowałam. Dostałam się do liceum
plastycznego (…)".
ad.1.5.Kamila
Wojciechowicz-Krauze:
"
(...)samo zapotrzebowanie na sztukę, myślę, że to się zrodziło stąd, że moi
rodzice otaczali się sztuką i słuchali dużo muzyki, chodzili do opery, do
teatru, na balet. Zabierali mnie ze sobą od małego dziecka. Oprócz tego już
wiem, że w bardzo młodym wieku chodziłam na wystawy, do muzeów i do galerii. No
i oprócz tego moi rodzice, no w sumie przez całe lata kolekcjonowali dzieła
sztuki, więc u nas w domu jest bardzo dużo grafik i różnych innych prac,
obrazów, rzeźb itd. (…) miałam nianię, która m.in. rysowała dla mnie
lalki i potem ubranka, i ja potem kolorowałam te ubrania i zakładałam tej
papierowej lalce (…). Ale to się pewnie stąd wzięło, że moja niania przedtem też
projektowała ubrania i ona szyje od lat, więc na pewno m.in. dlatego też
chciała we mnie wzbudzić dodatkowo taką potrzebę tworzenia. Więc byłam też po
prostu otoczona bardzo twórczymi osobami. Mnóstwo też przyjaciół moich rodziców
jest w ogóle artystami profesjonalnymi. Moi rodzice przyjaźnią się od lat i
nawet mieszkali z Tomkiem Sikorą. Oni mieszkali razem w jednym domu w Australii
i ja się tam urodziłam. No po prostu od zawsze coś się działo artystycznego,
odkąd pamiętam" (s.447).
ad.1.6. Andrzej
Gosik:
"Ważną
tutaj rolę odgrywają rodzice, którzy to popierają jakby i popychają dziecko w
tę stronę, bo ja rysowałem naprawdę od najmłodszych lat (…). Ja miałem cały
czas akceptację rodziców. Jakby popierali to, co robiłem. Też miało znaczenie
to, że moja mama bardzo dobrze rysowała i sama w czasach powojennych nie była w
stanie jakby pójść w tym kierunku, bo po prostu nie pozwalały na to finanse
rodzinne, więc tutaj być może też popierała mnie w tym bardzo, ale obydwoje
rodzice po prostu pielęgnowali to, co ja robię. Akceptowali i wyrażali to, w
związku z tym to była moja pierwsza publiczność i bardzo ważna" (s. 449).
ad.2.1.) Małgorzata
Jeżyk:
"Wiesz
co, wydaje mi się, że na drodze artysty – nie wiem jak teraz jest w
szkołach podstawowych – to mi przeszkadzało, że jednak
kreatywność była karcona, to było coś złego. Nawet na lekcjach
języka polskiego twoja interpretacja wiersza się nie liczyła, liczyła się
tylko ta, która była nauczyciela. I nawet z plastyki też przedstawianie
roli artysty do takiego zawodu typu technik, no mnie nie mobilizowało. Nie
mówię już o tej sferze duchowej. I wydaje mi się, że powinno być coś
takiego w szkołach jak kreatywne myślenie, czyli takie badanie, co byś
chciał tworzyć, czy zapach, czy z kartki papieru, czy jakieś gotowanie,
cokolwiek. Myślę, że na przyszłość fajnie by było coś takiego stworzyć przez
Internet czy zajęcia. To co ty robisz w ogóle, coaching artystyczny, fajnie by
było poszerzyć" (s.438-439).
"W
przedszkolu było pierwsze takie zdarzenie, ponieważ narysowałam sama coś tam i
była reakcja nauczycielki, że „kłamiesz, bo przekopiowałaś”. Druga sytuacja w
podstawówce. Miałam trzy takie oskarżenia do mojej osoby. Później jak sobie
przeanalizowałam, że chyba gdzieś w podświadomości sobie zapisałam, że
wzorowanie rzeczywistości jest złe. I stąd może ta nawet blokada do rysowania
takiego realistycznego. Jednak w dzieciństwie byłam krytykowana i to mnie
strasznie bolało, że kłamię. A pani od plastyki tak mnie skierowała, jak
zobaczyła, że się nadaje na szkołę plastyczną. Ja miałam takie pomysły
projektowe bardziej. Miałam być projektantką wnętrz. Taki był pomysł, jak
miałam 14 lat. A potem niestety miałam trochę nieszczęścia trafić na
nauczyciela plastyki w liceum plastycznym, który mnie strasznie
przyblokował. Po czasie widzę, że tak naprawdę nie powinnam była wtedy brać
tego, co mówił, no ale trudno wymagać od młodego człowieka, żeby tak mocnej
krytyki nie brał do siebie. Więc to była taka szkoła życia. No przetrwają ci,
co się nie przejmują. No powiem ci, że z tym walczę do dnia dzisiejszego
jeszcze. Czuję jeszcze ten ból. Na szczęście miałam tyle siły, że zawalczyłam i
się dostałam na Akademię Sztuk Pięknych" (s.443).
ad.2.2. Dariusz
Twardoch:
"To
jeszcze tak z młodości muszę pani powiedzieć, bo ja pochodzę z takiej zwykłej
przeciętnej rodziny. Moja mama była robotnicą, tata był oficerem w wojsku i on
zawsze do dzisiaj bardzo konkretne miał spojrzenie na życie, i jak ja zacząłem
(…) malować, pisać, to miałem awantury w domu od mojego ojca, wręcz
mnie tępił. Proszę sobie wyobrazić, że mama po kryjomu przed nim mi farbę
kupowała. I jakby to mnie nie zraziło [śmiech]. Wrogość domu rodzinnego to może
nawet spotęgowała. To była taka, też mogła być przykra walka o siebie" (s.
442).
ad.2.3. Renata
Krawczyk:
"(...)
absolutnie nie [wspierała mnie rodzina]. U mnie wręcz to było takie
trochę krytykowane, że nie powinnam się w ogóle tym zająć. Najlepiej, żebym
skończyła biologię, została nauczycielką biologii i spokojnie, nie jakoś
twórczo. Bo absolutnie nikt u mnie w rodzinie nie wykazywał takich zamiłowań.
Wcześniej może były takie pogłoski, że moja babcia coś rysowała, ale jak to tak
było, to ciężko powiedzieć, nawet nie mam pojęcia. Więc tutaj absolutnie nie
miałam ani takiego jak gdyby wsparcia. Dopiero od pewnego czasu, jak mi się
zaczęło tam trochę udawać w tym, to pozytywniej na to patrzą, już tak się nie
martwią" (s.442).
ad.2.4. Andrzej
Ziemiański:
"A gdzie
tam! [nie otrzymałem żadnego wsparcia]. To [pisanie] raczej było tępione. Każdy
inny w socjalizmie był tępiony. Trzeba było żyć tu i teraz, najlepiej duchem
socjalizmu. W rodzinie to różnie, nie wiem. Ojciec chyba nie przeczytał nigdy
ani jednego mojego tekstu. Raz zaczął i powiedział: „synu piszesz językiem
wulgarnym i niewłaściwym dla twojej kasty”[śmiech]. No i to, że tak powiem
zapadło mi w pamięć" (s. 443).
Badania jakościowe nie pozwalają na jakiekolwiek generalizacje. Nie można wyciągać wniosków z wypowiedzi kilku- czy kilkudziesięciu nawet osób, bo każda z nich jest w tym paradygmacie niepowtarzalnym indywiduum. Tego typu badania pozwalają jednak na wniknięcie w doznania, przeżycia, ślady pamięci rozmówców o wydarzeniach i osobach, które stały się dla nich (w tym przypadku dla twórców) pośrednim podmiotem wychowującym. Tak rodzinne jak i szkolne środowisko mogą ową indywidualność rozwijać lub degradować w zalezności od praktykowanych treści, form, metod, środków czy narzędzi oddziaływań osobotwórczych.