Dwutygodniowy minister edukacji Krzysztof
Szczucki nie przekazał osobiście podzielonego Ministerstwa Edukacji i
Nauki dwudziestemu pierwszemu ministrowi edukacji, jakim została Barbara Nowacka. Poziom kultury politycznej nie tylko tej formacji potwierdził swoją bylejakość, a zarazem zbyteczność tej instytucji, która od 30 lat zieje
patopolityką.
W
tym drugim resorcie też nie było i nie jest lepiej, bo przez kilkanaście lat
jego władze i urzędnicy wspierali turystykę habilitacyjną. Wątpię zresztą w
poprawę sytuacji, skoro obecny minister z ramienia lewicy ma ok.400 urzędników.
Jak w PRL a nawet lepiej.
Rząd
pod kierunkiem Donalda Tuska rozdzielił jeden patoresort na dwa: resort od
nauki i szkolnictwa wyższego i resort edukacji. Takie monstra biurokracji nie
sprzyjały synergii czy integracji obu dziedzin społecznych powinności. Ich rozdzielenie niewiele poprawi w oświacie, szkolnictwie wyższym i nauce.
Mieliśmy
festiwal autopromocji, pozoranctwa. samozachwytu i kontynuowania deformy
szkolnej władz politycznych ponoć zjednoczonej i prawicowej koalicji. Znaczenie
tych określeń zostało jednak zdewaluowane ośmioletnią praktyką rządzenia w obu
sferach edukacji i nauki.
Nie
trzeba było specjalnie długo czekać, by nowa ministra rozpoczęła sprawowanie
władzy od odwoływania kuratorów oświaty, których powołała na to stanowisko
poprzednia partia władzy. Jak widać, rzekoma opozycja demokratyczna butnie
weszła w buty poprzedników, zamiast przedstawić klarowny program koniecznych
reform oświatowych.
Kuratorów
trzeba było odwołać, ale nie po to, by zastąpić ich własną lewoskrętną
nomenklaturą, tylko należało przywrócić konkursowe wyłanianie najlepszych
spośród najlepszych profesjonalistów. Skoro jednak ma być ideologiczna
inwersja, to wychylenie upartyjnienia edukacji będzie teraz w drugim, ostro
przeciwstawnym kierunku aksjonormatywnym, który zaprzecza merytokracji. Tym
samym nie nastąpi istotna zmiana w mechanizmach i procesach naprawy edukacyjnej
Rzeczpospolitej.
Od
1999 roku rozpoczął się proces odwrotu od ponadpartyjnej, profesjonalnej
administracji państwowej, bo każda formacja polityczna obejmująca władzę
wykorzystuje urzędy typu kuratoria oświaty, delegatury kuratorium, instytucje
podległe MEN do lokowania w nich "swoich". Nie ma administracji
państwowej, bo ta jest wymieniana lub podporządkowywana kolejno dochodzącym do
władzy funkcjonariuszom partii rządzącej (czy koalicji).
Jak stwierdził w jednym z wywiadów Leszek Kołakowski, nasze życie
i tak toczy się wbrew historii, "(…) żyjemy w świecie, który jest wobec
nas obojętny, historia toczy się bez naszego udziału, albo raczej to, co jest w
historii naszym udziałem, pozostaje niewidoczne i nieoczywiste; nie możemy
uważać się za współtwórcę procesu historycznego, chociaż każdy z nas w jakimś
sensie nim jest – coś robi, w czymś uczestniczy. Ale wyraźnie powiedzieć, na
czym polega współtwórstwo każdego z nas w procesie historycznym,
niepodobna" (Tygodnik Powszechny, nr 39, 2008, s.30)
Dobę
przemian ustrojowych cechuje od 1993 roku projektowanie, wdrażanie, odwoływanie oraz
kwestionowanie przez kolejne ekipy reform strukturalnych i programowych w
systemie szkolnym. Można dostrzec wyraźny brak w tych procesach jakiejkolwiek
regularności czy kumulowania zgromadzonych doświadczeń. Doświadczamy
ustawicznego konfliktu między zwolennikami autonomii, decentralizacji i
uspołecznienia oświaty a ich jawnymi lub skrytymi wrogami.
Na
rozwiązywaniu bieżących i perspektywicznych problemów edukacji przedszkolnej,
szkolnej i pozaszkolnej fatalnie odbija się restrukturyzowanie samego
ministerstwa edukacji, które raz łączono z ministerstwem sportu, innym razem z
resortem nauki czy szkolnictwa wyższego, by powrócić do wyodrębnionej struktury
władzy centralnej, która zajmowałaby się tylko i wyłącznie systemem oświatowym
w naszym kraju.
Rządzący oświatą zabezpieczali swoje panowanie ideologiczną hegemonią i wykorzystywaniem aparatu władzy, przy pomocy którego mogli prowadzić własne „wojny edukacyjne”. U niektórych ministrów edukacji prędkość podejmowanych decyzji, a zwłaszcza nadnaturalne tempo ich niewdrażania w życie lub wycofywania się z niektórych, okazało się jedną z najbardziej popularnych technik sprawowania władzy.
To,
co jedni skracali, następni wydłużali, co jedni wzbogacali, następni o to samo
uszczuplali, to, z czym jedni zrywali, inni – jakby na przekór – właśnie do
tego nawiązywali itp. Przez ostatnie dwadzieścia lat nikogo nie rozliczono za
wynikające z ciągłych zmian marnotrawstwo publicznych pieniędzy oraz ludzkiego
zaangażowania, które poświęcane były na kolejne projekty czy reformy
oświatowe.
Wielokrotnie
zostały zmarnowane czas, wysoka motywacja wielu zatroskanych o edukację
nauczycieli i naukowców, środki materialne i finansowe, a przy tym wypalono
przestrzeń do twórczego działania, naruszając poczucie zaufania do władzy w
ogóle. Proces ten trwa zresztą nadal, ale jak długo jeszcze?