Po kolejnym już
raporcie The KIDSCREEN-27 na temat stanu psychicznego
dzieci i nastolatków w Polsce - z pominięciem danych
porównawczych z innych krajów, w których też prowadzi się badania jakości życia
dzieci i młodzieży szkolnej - doszedłem do wniosku, że odpowiedzialni za ten
proces kręcą się wokół własnej osi, poszukując możliwości przerzucenia
odpowiedzialności za istniejące kryzysy w sferze psychicznej na innych:
nauczyciele - na rodziców a rodzice - na nauczycieli.
Zapewne obie strony mają
rację, tylko co z tego, skoro ofiarami ich zaniedbań, błędów wychowawczych,
dydaktycznych są bezbronne dzieci. One nie pomogą samym sobie. Jeśli już,
to raczej zrezygnują z siebie podejmując próby samobójcze, które z każdym
rokiem pozbawiają życia ponad 15o osób w wieku szkolnym. Dzieci i nastolatkowie
potrzebują prawdziwych relacji, akceptacji, serca, zainteresowania,
komunikacji, empatii, potwierdzenia, że są wartością samą w sobie, toteż mogą liczyć
na pomoc dorosłych w poznawaniu siebie, rozumieniu siebie, adekwatnej samoakceptacji
i w zdobywaniu umiejętności w zakresie trudnej sztuki życia.
O ile dla większości
rodziców ich dzieci są miłością niezależnie od tego, w jakiej są sytuacji
materialnej. Ich dar serca jest im przez dzieci odwzajemniany, w różnych
formach i sposobach. Wzajemnie dopełniają się emocjonalnie, społecznie i w
realizacji zadań domowych, w tym także opiekuńczych, gospodarczych,
sanitarno-higienicznych itp. Jeśli dziecko ma jakieś problemy, to zawsze może
liczyć na podzielenie się nimi z rodzicami i wspólne poszukanie najlepszych z
możliwych rozwiązań.
Jednak dla części
rodziców ich dzieci są przeszkodą, barierą, ciężarem, utrapieniem, toteż skoro
muszą, bo z różnych przyczyn ich nie chcieli, czy już nie chcą, to traktują je
chociaż jako okazję do otrzymania od państwa pomocy socjalnej, materialnej czy
przerzucenia na instytucje publiczne odpowiedzialności za stan rozwoju i
zachowań dzieci. To nie jest ich problem, że one niewłaściwie zachowują się w
szkole, w klubie czy na podwórku.
Diagnoza KIDSCREEN
niestety nie rozróżnia postaw rodzicielskich wobec dzieci, toteż ujmuje
badanych tak, jakby wszyscy należeli do pierwszej grupy, a więc rodziców
kochających swoje dzieci, sprawujących nad nimi opiekę. W statystycznie
poprawnie dobranej próbie reprezentatywnej liczy się kategoria
"rodzic" bez względu na to, kim i jakim on jest człowiekiem,
rodzicem, wychowawcą.
Dlatego wyniki sondażu
nie są dla mnie wartościowe, gdyż wszystkich dorosłych rodziców traktuje się
tak, jakby różniły ich jako istotne cechy socjo-demograficzne, a więc wiek,
wykształcenie, płeć i rola w rodzinie (kobieta - matka/macocha/babcia;
mężczyzna-ojciec/ojczym/dziadek). Co z tego, że wśród tzw. zmiennych pośredniczących
są jeszcze: miejsce zamieszkania, liczba dzieci w rodzinie, jej sytuacja
materialna i rodzinna - rodzina pełna, małżeństwo zawarte po raz pierwszy,
związek partnerski, rodzina zrekonstruowana, rodzina niepełna itp.?
Dobór próby uczniowskiej
też budzi moje merytoryczne (a nie statystyczne) zastrzeżenia, bowiem
diagnozowano dzieci z klas drugich i szóstych szkół podstawowych oraz ze szkół
ponadpodstawowych z maturą, a więc tylko licealistów i uczniów techników klas
drugich. Nie uwzględniono jednak uczniów szkół branżowych (dawne zasadnicze
szkoły zawodowe) i ... wykluczonych z systemu szkolnego, ale kontynuujących
obowiązek szkolny w Ochotniczych Hufcach Pracy. Czyżby po to, by wyniki były
bardziej korzystne dla sprawujących władzę?
Dlaczego uczniów badano
w 2021 roku, zaś ich rodziców w 2022 roku? Czy liczono na to, że przynajmniej
część z dorosłych opiekunów dzieci zapomni o tym (o ile wiedziała), czego
dotyczyły te badania (o ile ich dzieci je relacjonowały)?
Kiedy porównano nastrój
i samoocenę uczniów z trzech grup badanych - dwie ze szkół podstawowych i jedną
ze szkół średnich z maturą, stwierdzono:
Badanie dzieci i młodzieży w 2021 roku pokazało, że wraz z dorastaniem
ocena samopoczucia psychicznego spada. Rodzice wydają się tego
spadku nie zauważać. Wprawdzie
ich ocena jest znacząco niższa niż dzieci, ale jej spadek wraz z rosnącym
wiekiem dziecka jest znikomy (s.21).
W związku z tym,
że aż 37 proc. uczniów klas drugich szkół średnich potwierdziło występowanie u
nich poczucia osamotnienia, zaś stan ten dostrzega niemalże połowa rodziców (17
proc.), to badacze uznali, że są to niepokojące wyniki z wskazaniem na
zaniedbania rodziców. Jednak to rodzice są pierwszymi osobami z
otoczenia dziecka, które powinny zauważać, gdy dzieje się z nim coś złego,
gdy czuje się smutne, apatyczne i samotne. Sami rodzice zauważają, że brakuje
im czasu, aby mogli spędzać go z dzieckiem i rozmawiać.
Wniosek jest więcej niż
absurdalny, dowodzący ignorancji badaczy. Tak powyższe dane może odczytywać
tylko ktoś, kto nie rozumie sytuacji, w jakiej znalazła się młodzież w szkołach
publicznych oraz jaką rolę odgrywa ich komunikacja w równoległym
świecie. Podane rekomendacje są niewiele warte. Szkoda było
publicznych pieniędzy i papieru na wydanie takiego bubla.