Dyrektor jednej ze szkół publicznych w Krakowie wzywa do siebie rodziców, by wyspowiadali się jemu, z jakiego powodu ich dziecko nie zostało zapisane na lekcje religii. Nikt bardziej nie zaszkodzi religii,
jak właśnie taki "święty".
Drodzy Rodzice! Gdyby się przydarzyło takie postęowanie innym dyrektorom, to zadajcie sobie najpierw paradoksalne pytanie: CZYJE SĄ WASZE
DZIECI?
Żaden dyrektor nie ma prawa wzywać rodziców do szkoły w tej czy
innej sprawie, która dotyczy uczęszczania lub nieuczęszczania na zajęcia fakultatywne.
Jeśli to czyni, to narusza prawo oświatowe. Rodzice i ich dzieci nie są
własnością szkoły, a tym bardziej jej dyrektora/dyrektorki.
Na miejscu rodziców podjąłbym działania na rzecz powołania
Rady Szkoły, bo
tylko ten organ ma prawo do m.in. oceny pracy dyrektora szkoły
publicznej. Żadna rada rodziców nie dysponuje takim uprawnieniem. Korzystajcie
zatem z prawa i w sytuacji różnych patologii, urzędowej opresji należy wszcząć
postępowanie wyjaśniające i egzekwujące od dyrektora prawo. Jeśli je narusza,
to rada szkoły wnioskuje do organu prowadzącego o ocenę jego pracy.
Proszę nie traktować tego wpisu jako mojego sprzeciwu wobec
lekcji religii. Są one dobrowolne, a zatem tylko rodzice decydują o tym, czy ich dziecko
ma na nie uczęszczać, czy też nie. Dyrektorowi szkoły nic do tego. Lepiej
niech idzie do kościoła i się wyspowiada z tego, że chce być bardziej święty od
Papieża.