(źródło)
Nie wiem, czy ktoś już ustalił, ile razy i
w jakim kontekście PEDAGOGIKA stała się idealną kategorią we współczesnej
nowomowie? Już nawet nie dociekam powodu tego stanu rzeczy. Mam nadzieję, że ktoś
podejmie badania naukowe na temat "Pedagogika jako bon mot w dyskursie politycznym".
Pedagogika jako
pseudometafora, jedno z nowych określeń w debatach politycznych, trafiła już do literatury z językoznawstwa. Jej bowiem poświęcił odpowiedni fragment asystent Wisławy Szymborskiej,
literaturoznawca, naukowiec i pisarz - prof. UJ Michał Rusinek w napisanej z Katarzyną Kłosińską książce pt. Dobra
zmiana. Czyli jak się rządzi światem za pomocą słów.
Elity
polityczne władzy i opozycji rozbudowują system bon motów, dzięki którym mogą wzajemnie się zwalczać. Nikt nie powie socjologia wstydu czy psychologia hańby, bo jakoś nie chce się wierzyć w to, że lud chwyci przynętę. Mechanizmy kłamstwa stosowanego na
użytek władzy czy opozycji w każdym ustroju politycznym odsłania nowomowa, za pomocą której
wprowadza się w błąd opinię publiczną, by odwrócić jej uwagę od faktycznych
źródeł patologii. Przy tej okazji skierowuje się uwagę na ważność norm
moralnych i kryteriów poprawnego myślenia, których samemu się nie przestrzega.
Tak oto pedagogika
trafiła na "salony" wielkiej polityki, ale nie jako wiedza naukowa i
praktyczna, którą można wykorzystać do naprawy edukacji i tym samym Rzeczpospolitej (bo takie będą
Rzeczypospolite, jakie młodzieży chowanie), ale jako idealna kalka językowa do wmawiania
coraz mniej zorientowanemu w polityce społeczeństwu rzekomej obecności
pedagogiki jako czyjegoś narzędzia (władzy, opozycji, postawy).
Być może celem autorów
tego zabiegu jest unieważnienie samej pedagogiki, z czym spotkało się pokolenie
dorosłych czasów PRL. Na przełomie lat 60. i 70. XX w. pedagogika została
usunięta ze szkół wyższych jako dyscyplina naukowa i kierunek kształcenia. Po
dziś nie jest obecna w Polskiej Akademii Nauk, bo przecież nie może o jej
statusie świadczyć przyzwolenie na działalność komitetu naukowego, który ma
zupełnie inne funkcje i zadania niż naukowe instytuty PAN.
Wspomniani powyżej autorzy książki o "dobrej zmianie" w kontekście politycznej manipulacji sytuują pedagogikę, jako PEDAGOGIKĘ WSTYDU. Jest nią (...) określenie nieuzasadnionego przyznawania się przez Polaków do stosowania przemocy wobec innych, co narusza poczucie godności narodowej i osłabia duchową wyższość nad innymi narodami. Mamy tu do czynienia ze zwrotem, który pochodzi ze słownika propagandy, a zatem jest przykładem nowomowy politycznej, charakterystycznym dla każdej formacji sprawującej władzę.
PiS nie jest tutaj wyjątkiem. W przypadku Zjednoczonej Prawicy pedagogika wstydu ma wzmacniać zakres kontrrewolucji nie tylko społecznej, kulturowej, ale także oświatowej, tak żeby odciąć obecne środowisko edukacyjne od swoich poprzedników, którzy też mieli swoje figury retoryczne zgodne z ideologią partii władzy.
Używając tej frazesologii (bo tak nazywam to zjawisko) przedstawiciele władzy starają się osobom przeciwstawnym ideologicznie czy światopoglądowo odebrać prawo do własnych poglądów poprzez ich stygmatyzowanie. Nie chodzi tutaj o działania restrykcyjne, które w państwie totalitarnym oczywiście miałyby miejsce, ale o wywołanie uczucia – wstydźcie się wszyscy wy, którzy nie popieracie obecnej władzy i zmian przez nią wprowadzanych. I to jest paradoks. Bo w wyniku takiego zabiegu nowomowy ci, którzy występują de facto przeciwko pedagogice minionej władzy, sami robią dokładnie to samo.
Natrafiłem na jeszcze
inne pedagogiczne bon moty:
1) Zbigniew
Nosowski łączy PEDAGOGIKĘ SUMIENIA z pogromem
kieleckim (sic!). Skoro bowiem - jak twierdzi -
2) Filozof kultury i psychoterapeuta Andrzej Leder wprowadził w obieg kolejną manipulację pojęciem pedagogika przypisując je do reform Leszka Balcerowicza. Tak oto mamy "PEDAGOGIKĘ BALCEROWICZOWSKĄ". Gdyby kolejni autorzy chcieli wykorzystać nazwę tej dyscypliny naukowej do innych premierów, wicepremierów, ministrów i ich zastępców, to mielibyśmy pokaźny zbiór nieco różniących się "bon motów".
Tymczasem możemy przeczytać, że polityka prawicy jest w
istocie "pośmiertnym zwycięstwem balcerowiczowskiej pedagogiki lat
90.". O ile jednak dobrze pamiętam, to ten znakomity ekonomista, który
przeprowadził nasz kraj z gospodarki centralnie sterowanej do opartej na
mechanizmach wolnego rynku, nie powoływał się w swoich publikacjach na
pedagogikę. Musiałby bowiem najpierw zaprzeczyć tej, której był wyznawcą w
okresie PRL, a wiem, że nie był.
3) W pozytywnym
znaczeniu ujął metaforycznie pedagogikę minister edukacji i nauki Przemysław
Czarnek, uzasadniając konieczność uzupełnienia dotychczasowego kanonu
lektur szkolnych, a miał na uwadze pierwsze dwudziestolecie XXI w. Powiedział bowiem w wywiadzie dla
jednego z portali:
(...) żeby
nadrobić te dwie dekady straconego czasu, w którym karmieni
byliśmy pedagogiką wstydu zamiast dumy, która
powinna nas charakteryzować. Jesteśmy narodem, który w największym stopniu
sprzeciwiał się totalitaryzmom XX wieku – i temu komunistycznemu
i temu nazistowskiemu narodowemu socjalizmowi – obydwa wyrastające
z marksizmu.
Podchwycił to Patryk
Obarski wprowadzając do swojego artykułu na temat zmian w kanonie
lektur śródtytuł: Pedagogika dumy w nowej liście lektur
szkolnych.
4) Politolog dr hab. Marek Migalski wprowadził do przestrzeni publicznej w dn. 1 sierpnia kategorię PEDAGOGIKI GŁUPOTY I FAŁSZERSTWA. Sądziłem, że napisze o koleżankach i kolegach ze swojego uniwersytetu, którzy przedkładali Ministerstwu Nauki i Szkolnictwa Wyższego dyplomy docentów słowackich uzyskane na podstawie obronionych w kraju prac doktorskich.
On jednak użył pedagogiką nasyconego bon motu do wyrażenia swojego negatywnego stosunku wobec dzisiejszych mitotwórców, którzy (...) zarażają umysły młodych ludzi kłamstwami, niczym nie uzasadnionymi tezami, historyczną głupotą i geopolitycznymi idiotyzmami.
Wykorzystują PW44 do szerzenia dziecięcej wizji rzeczywistości, w której obryzganie wszystkich wokół własną krwią jest najlepszą metodą politycznej walki o interesy. Dlatego potrzebne jest im kłamstwo o znaczeniu tamtej masakry dla odzyskania przez Polskę niepodległości. W ten sposób formują kolejne pokolenia politycznych analfabetów, którzy za dobrą monetę przyjmą te mity.
Proponuję publicystom i politykom jeszcze takie bon moty, jak:
pedagogika inwigilacji
pedagogika zdrady
pedagogika korupcji
pedagogika katastrof
pedagogika cynizmu
pedagogika rozstania
pedagogika zaborcza
pedagogika respiracyjna
pedagogika zazdrości
pedagogika powtórzeń
pedagogika zemsty
pedagogika solidarności
pedagogika rywalizacji
pedagogika upadku
pedagogika rozczarowań
pedagogika granic
pedagogika exitu
pedagogika wyborcza ... itd.itd....