21 grudnia 2018

Kto ma problem z dzieckiem w klasie integracyjnej?


W przedszkolu oraz w pierwszej klasie szkoły podstawowej chłopiec ze zdiagnozowanymi objawami syndromu Aspergera sprawiał wiele problemów nauczycielom. Jego mama wspomagała zatem pracę nauczycielek przedszkolnych jako „wolontariusz”, studiując zresztą w tym czasie na kierunku pedagogika specjalna.

Chłopiec - dajmy mu na imię Kuba - nie radzi sobie z emocjami, a w sytuacjach kryzysowych grozi innym albo jest agresywny. Przez trzy lata edukacji w szkole podstawowej jego mama uwrażliwiała go na kwestie społeczne kształtując w nim umiejętności panowania nad własnymi emocjami oraz uwzględniania położenia innych osób w jego otoczeniu. Kubuś jest pod opieką psychologa oraz psychiatry, uczęszcza także na zajęcia socjoterapeutyczne. Proces regulowania emocji jest wspierany także farmakologicznie.

Do zakończenia klasy trzeciej szkoły podstawowej chłopiec uczył się świetnie. Dzięki umiejętnościom nauczyciela wspomagającego w zeszłym roku jego zachowanie uległo znacznej poprawie. Na koniec roku uzyskał z zachowania ocenę wzorową oraz świadectwo z paskiem za średnią 5.4 To sprawiło, że uzyskał także stypendium za wyniki w nauce i za reprezentowanie szkoły w licznych konkursach przedmiotowych oraz sprawnościowych.

W tym roku szkolnym zmienił się nauczyciel wspierający, który nie radzi sobie z emocjami Kuby. Dolewa oliwy do ognia, zamiast wyciszyć dziecko czy przekierować jego uwagę na inne formy aktywności. Wystarczyła iskra zapalna w postaci nagłej porażki z klasówki z jednego z ulubionych przez niego przedmiotów, by doszło do gwałtownego w skutkach wydarzenia.

W czasie lekcji Kuba dowiedział się, że z klasówki otrzymał ocenę niedostateczną, ponieważ nie rozwiązał zadań, które były na drugiej stronie arkusza. Kiedy dowiedział się o tym, zdenerwowało się i pogniótł kartkę z oceną. W tym momencie nauczycielka powiedziała, że za to przewinienie dostanie minus 20 punktów. Kuba jeszcze bardziej się zdenerwował i wpadł w szał. Nauczycielka zagroziła mu, że za takie zachowanie odejmie mu za zachowanie 50 punktów.

Wtedy nastąpiło apogeum. Chłopiec rzucił się na nauczycielkę i zaczął ją bić. Ta zaś zagroziła mu kolejnymi punktami ujemnymi w wysokości 100 punktów. Kuba zaczął zrzucać dzieci z krzeseł oraz uderzać pięściami w szafki. Na szczęście do sali przyszła jego była nauczycielka wspomagająca z klas I-III, której udało się zabrać chłopca z sobą do odrębnego pomieszczenia, gdzie udało jej się go uspokoić.

W międzyczasie nauczycielka prowadząca lekcję zaglądała do pokoju, co ponownie wzbudzało w nim agresję. Mimo prośby nauczycielki wspomagającej nic sobie z tego nie robiła zaglądając, by sprawdzić, jak Kuba się zachowuje. Wezwana do szkoły matka odebrała roztrzęsione dziecko, które nie mogło wstać z krzesła. W domu opowiedział zaistniałą sytuację, podsumowując ją słowami: „nie mogłem się uspokoić, co się ze mną stało?”

Nauczycielka, która prowadziła lekcję i stała się zarzewiem konfliktu odnotowała następującej treści uwagę w dzienniczku chłopca:

„Uczeń przyszedł na lekcję bardzo agresywny. Po kilku minutach zaczął biegać po klasie i ile miał sił uderzał ręką w ściany i szafy. Nauczyciel chciał uspokoić ucznia, jednak ten szepnął mu na ucho wulgarnie, że zaraz go pobije. Następnie uczeń rzucił się z wielkim impetem na nauczyciela i zaczął go bić po głowie i innych częściach ciała. Uczeń rzucił się na krzesła ,na których siedziały dzieci i zaczął je bić próbując je zrzucić z krzeseł. Nauczyciel otworzył drzwi od klasy i zawołał o pomoc przechodzących innych nauczycieli.

Po kilku minutach uczeń ponownie rzucił się w stronę kolejnej nauczycielki, gonił ją po całym korytarzu i próbował bić pięściami. Nauczycielka ta, w obronie własnej, uciekła. Zachowanie Kuby wybitnie zagraża bezpieczeństwu dzieci, które stwierdziły, że bardzo się go boją. Nauczyciel boi się, że znowu zostanie zaatakowany narzędziem ostrym, czyli nożyczkami, jak w poprzednim roku szkolnym. Podczas ataku na nauczycielkę uczeń wielokrotnie powtarzał, że ją zabije. Nauczycielka złożyła do wychowawcy pismo informujące o drastycznym zdarzeniu i poinformowała o zajściu dyrektora szkoły. Zgodnie ze szkolnym regulaminem, wstawiam uwagę oraz odpowiednią ilość punktów.(-100)”.

Matka Kuby podjęła rozmowę z nauczycielką, która miała być rzekomą osobą uciekającą przed chłopcem. Jak się okazało, taka sytuacja w ogóle nie miała w szkole miejsca. Kolejnego dnia dziecko przyszło do szkoły, pomimo że bardzo się tego bało. Zajęć nie było, gdyż odbywał się przegląd twórczości. Na początku wychowawca poinformowała Kubę, że nauczycielka, która rzekomo była jego ofiarą, zgłosiła to wydarzenie na policji. Dziecko zbiegło z pierwszego piętra z płaczem i zadzwoniło po mamę. Ta podjęła rozmowę wyjaśniającą z dyrektorem szkoły, któremu nauczycielka powiedziała, że nic takiego nie mówiła.

Na początku tego tygodnia zebraliśmy się wraz z nauczycielem „ofiarą”, wychowawcą, pedagogiem, dyrektorem oraz na moją prośbę psychologiem prowadzącym syna. Nauczycielka mówiła, że pracuje 20 lat jako terapeuta i w ośrodku socjoterapeutycznym, i nie spotkała się z takim zachowaniem. Wiedziała, że będzie pobudzony wiec spokojny tonem powiedziała mu, że „ za takie zachowanie może grozić ci 20 punktów, a ocenę możesz poprawić).

O kolejnych punktach nie mówiła, a pomimo tego on i tak się zdenerwował. Stwierdziła, że dzieci boją się go. A ona tylko myśli, żeby sam sobie nie zrobił krzywdy. Przypominała także o jego zachowaniu w klasach I-III, gdzie groził jej nożyczkami czy uderzył nauczycielki, które próbowały go uspokoić.

Statut szkolny przewiduje, że dziecko, które uzyskała minus 100 punktów z zachowania nie może otrzymać oceny wyższej niż nieodpowiednia. Dyrekcja zastanawia się nad potrzebą wprowadzenia aneksu do statutu, aby dziecko niepełnosprawne, które otrzymało w klasyfikacji śródrocznej z zachowania nieodpowiednie, mogło (przy poprawie) uzyskać ocenę o 3 punkty wyższą na koniec roku. Nauczyciele mają wprowadzić system motywujący, który będzie realizowany także w domu.

Do matki Kuby zadzwoniło kilkorga uczniów, którzy opisali całe to wydarzenie tak, jak jej syn. Dzieci mówiły, że znają Kubę i wiedziały, że tak to się skończy. Między sobą mówiły o tym już w trakcie, kiedy nauczyciel oddawał mu pracę klasową. Poprzedni rok szkolny był przełomowy, dziecko potrafiło panować nad sobą dzięki umiejętnościom poprzedniego nauczyciela wspomagającego.

Pojawia się pytanie, jak matka Kuby ma reagować na takie zdarzenia?

13 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Jak matka Kuby ma zareagować? Zabrać dziecko ze szkoły. Najlepiej do edukacji domowej, żeby w ogóle go nie męczyć przebywaniem w dużej grupie i pozwolić mu się uczyć nie według programów, ale według własnych zainteresowań. Tematyka narzucona programem i duża grupa są cechą nieusuwalną szkoły nawet, jeśli trafi się mądrzejsza nauczycielka.
A przede wszystkim wytłumaczyć, że nie ma najmniejszego znaczenia, co jacyś szkolni urzędnicy wypiszą na świadectwie: "nieodpowiedni" czy "wzorowy" i co mówią. Fundamentalną umiejętnością aspergerowca jest ignorowanie ludzi, którzy gadają rzeczy odbierane jako niesprawiedliwe i głupie, jeśli nie wyrządzają one realnej szkody.

Anonimowy pisze...

Matka Kuby ma prawo oczekiwać, że w szkole pracują specjaliści a nie ignoranci. Jak ktoś nie umie pracować z dziećmi niepełnosprawnymi, to albo niech się nauczy, albo zmieni zajęcie. Nie rozumiem, dlaczego Matka Kuby ma brać na siebie cały ciężar edukacji Kuby, oprócz wszystkich innych, które ma z racji wychowywania niepełnosprawnego dziecka?

Anonimowy pisze...

Jeśli dziecko ma orzeczenie poradni i zostało ono złożone w szkole, to powinny w nim się znaleźć zalecenia dla nauczycieli. Należy w porozumieniu z psychologiem/pedagogiem szkolnym udać się do dyrektora i sprawę uczciwie wyjaśnić.
Z opisu zdarzenia nie wynika, że:
- takie orzeczenie istnieje, że zostało złożone,
- w orzeczeniu są stosowne zalecenia wychowawcze,
- dyrektor przekazał orzeczenie do psychologa, a ten odbył rozmowę z wszystkimi zainteresowanymi nauczycielami a notatki z tych rozmów znajdują się w dokumentacji szkoły.
Może gdzieś tutaj jest luka, którą trzeba uzupełnić. Położyłbym nacisk na współpracę w przyszłości, a nie wyciąganie konsekwencji z przeszłości. Dyrektor myśli o zmianie statutu, więc chyba mu zależy.

Moje dziecko ma nieco inny problem. Zdecydowałem się nie składać orzeczenia, ale przeprowadziłem osobiste rozmowy z każdym nauczycielem uczącym. Przeczytałem im część zaleceń i poprosiłem o wsparcie. Jest duża rotacja, więc po wakacjach musiałem powtórzyć rundkę. Jak do tej pory, nikt(!) nie odmówił.

Anonimowy pisze...

Opisana sytuacja jest trudna dla obu stron, nie jest zresztą nietypowa ale częsta w wielu szkołach, mamy tylu specjalistów na tzw. rynku edukacyjnym a problem nadal jest poważny.
Uważam że trzeba jednak uczyć zachowań społecznych w grupie, w szkole w zespołach pozaklasowych, inne dzieci też 'skorzystają" by w przyszłości umiały empatycznie reagować na zachowania jednostek w jakikolwiek sposób odbiegających od tzw. "normy", przecież całe życie spędzamy wśród ludzi , izolacja pogłębia i utrwala problemy Aspergerowców, indywidualizacja nauczania wydaje się dobrym rozwiązaniem, wzmacniajmy to co dobre u chłopca, dlaczego poprzednia nauczycielka , skoro się sprawdziła nie może nadal go prowadzić albo może nauczyć innych nauczycieli, jak radzić sobie z chłopcem. Konkretny przypadek wymaga kompleksowego podejścia, powstały setki, jeśli nie tysiące, studiów przypadków w ramach prac dyplomowych na wydziałach pedagogicznych,a my nadal mamy problem, jak to w polskiej oświacie teoria jest odległa od praktyki , bezużyteczne tony papierów i wysiłków ekspertów na nic się zdają.......

Anonimowy pisze...

Panie Profesorze! W opisie sytuacji jest sporo okoliczności dla mnie niejasnych, które uniemożliwiają nawet podjęcie próby udzielenia odpowiedzi na zadane na końcu pytanie. Ale zanim pozwolę sobie zadać pytania uściślające, jedna uwaga: szkoła, w której stosowany jest punktowy system oceny zachowania, z przeliczaniem konkretnych zachowań na punkty ujemne (i zapewne dodatnie w przypadku zasług), to miejsce tresury, a nie placówka oświatowo-wychowawcza. Dalibóg, nie jestem nawiedzonym liberałem pedagogicznym, uważam, że sensowny system oceniania może pomagać, a nie szkodzić, ale tresura budzi mój najgłębszy sprzeciw. I nie jest ważne, czy nauczycielka zapowiadała kolejne kary punktowe przy eskalacji agresji ze strony tego młodego człowieka(!), ważne, że statut szkoły w ogóle dopuszcza wychowanie przez tresurę!
A co do meritum:
1. Z kontekstu wynika, że zdarzenie musiało mieć miejsce w klasie co najmniej piątej (bo uczeń miał już w dorobku świadectwo z paskiem i ocenę wzorową zachowania, a to nie wcześniej, niż klasa czwarta). Jednocześnie mowa, że świetnie uczył się do końca klasy trzeciej, wraz z sugestią, że to zasługa (także) świetnej nauczycielki wspomagającej (która pojawia się w tej historii na końcu, starając załagodzić sytuację). Mowa też o zmianie osoby wspomagającej, która okazała się zmianą na gorsze. Pytanie – kiedy ta zmiana nastąpiła; czy była w międzyczasie jeszcze jedna osoba wspomagająca?
2. Czy atak agresji dziecka skierowany był przeciw nauczycielowi prowadzącemu lekcję (który postawił ocenę niedostateczną z klasówki), czy temu nieudanemu wspomagającemu?
3. Podana jest wersja wydarzenia jednego nauczyciela. Jeśli był drugi, to jaka jest jego wersja? Jeśli nie było drugiego, to czegoś już zupełnie nie rozumiem…
Od lat spływają do mnie najrozmaitsze relacje z incydentów szkolnych, znakiem czasów jest, że coraz więcej dotyczy dzieci z SPE, z którymi nauczyciele (również coraz częściej) sobie nie radzą. Nauczyłem się wypytywać o szczegóły, bo emocje, po obu stronach zresztą, bardzo źle robią faktom.

Jarosław Pytlak

Anonimowy pisze...

W czasie opisanej lekcji, kiedy chłopiec zaczął tracić panowanie nad sobą (czyli na początku sytuacji) powinien być objęty pomocą i wsparciem. Należało zatrzymać jego eskalację negatywnych emocji i je wyregulować. I to jest rola nauczyciela, a jeśli sam nie potrafi tego zrobić, powinien zwrócić się o pomoc. Gdyby to zostało dobrze i mądrze rozwiązane, ta sytuacja nie zaszła by tak daleko. Przypuszczam, że dla chłopca to zdarzenie może mieć wymiar traumy, zahamować jego rozwój emocjonalny, społeczny, obniżyć poczucie własnej wartości. Nauczyciele zdają się zapominać, że dziecko, jako istota jeszcze niedojrzała ma prawo popełniać błędy i nie należy go za to karać, bo budzi to poczucie krzywdy i złość, a okazywać mądrość i wnikliwie dostosowywać metody.
Druga sprawa to behawioralny system kar i nagród stosowany powszechnie w szkołach, moim zdaniem warto to podnieść jako osobny temat. Anna

Anonimowy pisze...

„Staram się dziecko zrozumieć, nie szkodzić mu, stwarzać mu warunki i bodźce, aby chciało być lepsze. Dobry człowiek to taki, który czuje co drugi czuje.” Janusz Korczak
Kto ma problem z dzieckiem w klasie integracyjnej? Niekompetentny nauczyciel.

Anonimowy pisze...

Dokładnie, to mi wygląda na jakąś tresurę. Zapewne pracują metodami behawioralnymi. Behawioryzm to jest jeden wielki sadyzm. Trudno się dziwić, że na takie metody reagują lękiem i agresją. Dzieci ze SPE to LUDZIE a nie małe małpiątka, które tresuje się metodą kija i marchewki.

Anonimowy pisze...

Szanowny Panie Profesorze,

pozwolę sobie zabrać głos. Jeśli dzieci istotnie potwierdziły wersję Kuby, to należałoby wpierw postarać się o uregulowanie sytuacji z nauczycielką ofiarą/agresorem, która jak widać koniecznie chciała pokazać poprzez środki dyscyplinujące swoją władzę... Jeśli jednak nauczycielka ta ma tendencje do kłamstwa i zrzuca całkowitą odpowiedzialność na Kubę, wówczas należy postarać się o zmianę klasy i/lub nauczyciela. A jeśli to konieczne, to zmianę szkoły, lub jeśli sytuacja będzie się pogarszać to postaranie się o zapewnienie edukacji domowej, choć istotnie tego typu dzieci powinny uczyć się pośród innych i nabywać społeczne kompetencje.
Dodam, że dosłownie parę dni temu stanąłem przed podobnym problemem, ale jeszcze nie znam wszystkich szczegółów. Zarówno w tej sprawie opisanej przez Pana Profesora, jak i tej poznanej przed paroma dniami - niepokoi mnie fakt, że takie dzieci obejmuje się "opieką" psychiatryczną i "karmi" lekami. Z mojej wiedzy wynika, że tego rodzaju środki używane są w ostateczności - zespół Aspergera - taką chyba nie jest, choć rozumiem, że każdy przypadek jest indywidualny. I jeszcze jedno, skoro leczone jest farmakologicznie w celu, jak sądzę, opanowania emocji - to skąd takie zachowanie? Innymi słowy wątpię w skuteczność takiego podejścia, wręcz przeciwnie jest ono dla dziecka stygmatyzujące i pogłębia jego wyobcowanie. Podobnie jest w przypadku tego chłopaka ode mnie z wioski. Leczony jest od kilku miesięcy farmakologicznie i zamiast poprawy jest pogorszenie - napady agresji i ogólna niechęć do ludzi. Ale o tej sprawie może jeszcze będzie szansa podyskutować. Z poważaniem - Andrzej

Anonimowy pisze...

Pozostaje więc postawić pytanie, nie idące w sprawy ekstremalne, ale dotyczące dużo większej liczby ludzi, przez co znacznie istotniejsze:
Co ma zrobić matka, która zorientuje się, że w rejonowej szkole, do której zapisała swoje dziecko, używany jest punktowy system oceniania (aka tresura), a jej dziecko po raz pierwszy dostało za coś "punkty ujemne", a jakaś nauczycielka groźbą/zapowiedzią większej ilości tych ujemnych punktów usiłowała na jej dziecku wymusić pewne zachowanie?

Anonimowy pisze...

Punkty za zachowanie, ocena zachowania, uwagi do dziennika... Po co to?

Anonimowy pisze...

Jestem przeciwny ocenom z zachowania. Wszelakiego rodzaju punktom dodatnim i ujemnym.
Jest tylko jeden problem. Czasami jeden uczeń potrafi tak dobrze się bawić, że rozwali całą lekcję. Lansuje się wśród kolegów kosztem nauczyciela. Zdarzają się też przypadki specjalnego denerwowania nauczyciela aby go później nagrać.
Pewnych zachowań żadne punkty nie załatwią.
Nasuwa się tylko pytanie: co w takim przypadku? Na rodziców często nie można liczyć, pedagog jest zajęty (lub go nie ma). Nauczyciel jest pozostawiony sam sobie. Stoi przed klasą i ma zrealizować jakiś temat. Czasami nie jest w stanie. Nie ma praktycznie żadnego narzędzia, które mógłby zastosować w takiej sytuacji.
Jednemu uczniowi wystarczy raz powiedzieć, drugiemu pięć razy, a do niektórych to dotrze dopiero za kilka lat.
Coś ta oświata coraz bardziej robi się bez sensu. Dajmy nauczycielom jakieś prawa, nie będą wówczas wymyślali uwag negatywnych czy punktów ujemnych.

Anonimowy pisze...

To jest istota szkolnych problemów wychowawczych. Na lekcji nauczyciel jest sam, (poza klasami integracyjnymi) i musi mieć narzędzia, strategie postępowania na wypadek różnych przewidywalnych i nieprzewidzianych zachowań zwłaszcza uczniów społecznie niedostosowanych, konsekwentnie przestrzeganie norm i zasad pracy w grupie w zespole, na lekcji. Sprawa komplikuje się gdy ten sam uczeń np. na lekcji u wychowawcy siedzi jak mysz pod miotłą a na innych lekcjach zachowuje się wyraźnie prowokacyjnie. Codzienność nauczycieli pracujących w szkołach zawodowych jest koszmarna w zakresie relacji interpersonalnych z uczniami. Tu pomocni są pedagodzy po resocjalizacji, szkolenia prowadzone przez psychologów i pedagogów pracujących z tzw, trudną młodzieżą, stała obecność pedagogów interwencyjnych, możliwość odizolowania ucznia w celu wygaszenia pobudzenia zagrażającego innym ......